Lady Gugu

Wojna damsko-męska, czyli dlaczego faceci zazdroszczą kobietom…wszystkiego!

Świat dzieli się na kobiety i mężczyzn. Niezależnie, czy ci ostatni są tak męscy, jak Daniel Craig czy podobni raczej do Conchity Wurst, każdy z nich bez wyjątku chciałby być kobietą. Nawet jak wyśmiewają nasze wady, wytykają błędy, to robią to tylko dlatego, że zwyczajnie nam zazdroszczą! A czego? 1. Emocjonalności. Facet powie „humorzaste”. A my powiemy „nastrojowe”. Fakt, że czasem wystarczy krzywo położony obrus żeby wpędzić nas w szał albo widok dziecięcej skarpetki, żeby upuścić morze łez. Ale połowę facetów na ziemi można z kolei bez wahania nazwać „poker face”. Będziesz miała wielkie szczęście, jeśli w przeciągu całego małżeństwa odczytasz na jego twarzy więcej niż 5 rodzajów uczuć. My z kolei jesteśmy „emocjonalnie elastyczne”, co oznacza, że wyczuwamy najmniejszą zmianę w tonie głosu i potrafimy błyskawicznie na nią zareagować. Co więcej, mamy zdumiewającą umiejętność reagowania w różny sposób na te same słowa do nas skierowane! Wszystko to zależne jest od wielu czynników, z których najważniejszy oczywiście… dzień cyklu. A oni cyklu nie mają, i zazdroszczą. Cykl faceta przypomina wyświetlacz elektroencefalogramu, kiedy pacjent właśnie opuścił nasz ziemski padół… Więc reasumując: faceci zazdroszczą nam po prostu refleksu, bo podczas gdy oni zastanawiają się, co „autor miał na myśli” i jak zareagować, my zdążymy przejść od radości do wściekłości w 4 sekundy. Coś jak porównanie Porsche i Poloneza. Oczywiście bez wspomagania. 2. Nie odnajdywania się w terenie. To pozorna kobieca wada, ale ma to swój głęboki sens. Można zauważyć to dopiero podczas wspólnej wycieczki, kiedy para postanawia się na chwilę rozdzielić. Niewybaczalny błąd! Podczas gdy facet dojdzie do celu w 15 minut (nawet jeśli przewodniki mówią, że potrzeba pół godziny), to my zdążymy w tym czasie zwiedzić setki nieznanych tras i zakamarków. Wprawdzie do celu nie dotrzemy, ale przy okazji poznamy miasto i kilku fajnych tubylców. W końcu i tak dzwonimy do faceta z prośbą o pomoc, ale co zobaczymy, to nasze. A oni Co zobaczą? Mapę i GPSa. Wow. Poza tym nie rozumiem, po co oni tak spieszą się, żeby znaleźć punkt z mapy, skoro i tak zawsze muszą na nas czekać. 3. Gadatliwości. Ćwiczenie aparatu mowy też ma swój cel. W końcu do gimnastyki buzi i języka namawiał sam Radosław Pazura (wspomnienia z dzieciństwa…)! Poza bezmyślnym ćwiczeniem aparatu mowy oraz sposobem na upuszczenie pary, bezmyślne kobiece gadanie i żądanie tego od facetów ma na celu podtrzymywanie domowego ogniska. Jak to stadło by wyglądało, gdyby każdy z jej członków zamknął się w osobnej jaskini? Jak kolonia pustelników? Umiejętność gadania o niczym i wiercenia dziury w brzuchu faceta to coś, do czego oni nigdy nie będą zdolni. Bo zamiast gadać o tym, JAK zrobić, wolą ROBIĆ. Dziwni jacyś. Jak mam coś zrobić, skoro nie wiem JAK?.. 4. Umiejętności robienia dwóch rzeczy naraz. Choćby nie wiem jak nowoczesny facet by nie był, to i tak przypomina Amigę. My przy nich to najnowszy, 4 rdzeniowy procesor. Kobiecy system nie dość, że szybko się ładuje (porównajcie poranki swoje i swoich facetów…), to jeszcze nie zawiesza się prawie nigdy. Rzadko odmawia posłuszeństwa na stałe, co najwyżej wymaga twardego resetu (czyli kolacji, wina i masażu). Odpowiednio konserwowana, kobieta potrafi działać niezawodnie na tylu płaszczyznach, na ilu jest to konieczne: od pracy zawodowej, przez hordy dzieciaków aż do gotowania obiadków. Ale bez smarowania (czyli komplementów, miłych słów i małej pomocy od czasu do czasu) każda maszyna w końcu przestaje funkcjonować. Ale wtedy i tak… 5. …Umiemy przyznać się do błędów. Facet, choćby nawet docisnąć go do ściany i przypalać palnikiem jak w „Pulp Fiction”, nie potwierdzi, że się pomylił czy minął z prawdą. A my naiwnie sądzimy, że podstawą związku jest zaufanie i prawdomówność… Za to stwierdzenia „Ach, jaka ja jestem głupia! Ależ ze mnie idiotka!” wcale nie są tak rzadkie. Samokrytyka to domena kobiet… Ale na ten temat wkrótce dowiecie się więcej – zaglądajcie na bloga! 6. Chcemy ciągle zmieniać swojego faceta. To tylko mała motywacja dla was, panowie! No dobra, czasem nie mała, tylko duża, albo wiele, wiele małych motywacji każdego dnia. Znajomy kiedyś zaczął liczyć, ile jednego dnia otrzymuje złotych rad od swojej żony i do godziny 14 wyszło mu… 116!!! Bez nas skapcanieliby ci panowie do cna, zagruzowali się w swoi świecie, obrośli brudem rytuałów i pajęczyną szkodliwych przyzwyczajeń. Więc w zasadzie powinni być nam wdzięczni, że przypominają czasem piękne dęby a nie pokurczone huby. 7. Jesteśmy samodzielne. Próbowałyście kiedyś zabić karalucha gazetą? No właśnie, nie da się, a po każdym uderzeniu robal ucieka jeszcze szybciej. Tak właśnie zachowuje się kobieta którą ktoś próbował przytemperować. Po każdym ciosie kobieta podnosi się, otrzepuje i biegnie dalej. To, że czasem facet ma wrażenie, że kobieta nie da sobie bez niego rady, jest tylko zasługą kobiety. Bo mu na to pozwala! Jesteśmy samonapędzająca się, samowystarczalną machiną, w której wprawdzie niektóre trybiki powypadały, a inne zgrzytają, jednak w rezultacie maszyna działa bez zarzutu i bez usterek. Ta maszyna nie potrzebuje żadnej instrukcji, bo i tak trzyma ją zawsze do góry nogami. I może nie uda jej się złożyć regału, ale za to z jego części zrobi stolik i krzesło, a pozostałymi śrubkami udekoruje dom. Jesteśmy pamiętliwe. Albo zapominalskie. Nie pamiętam… Z tą pamięcią to jest dopiero sztuka. Z jednej strony nigdy nie zapominamy waszych wybryków (bo Bóg z nas żaden) a z drugiej nie pamiętamy, o co wczoraj wieczorem prosił nas partner. I bardzo dobrze, bo wiadomo, że mózg nie przechowuje informacji zbędnych. Widocznie uznał, że prośba partnera nie była wystarczająco umotywowana. I jeśli znowu robi nam awanturę, że nie zatankowałyście auta i mu stanęło w połowie drogi, jest to tylko najlepszy dowód, że potrzebujesz swojego malutkiego samochodziku tylko dla siebie… Facet zazdrości nam umiejętności samooczyszczania się umysłu. Facet – żeby to zrobić – potrzebuje ostrego wieczoru z kumplami przy piwie. My to robimy świadomie. Zapomnieć, że się pamięta – to dopiero kobieca sztuczka… Post Wojna damsko-męska, czyli dlaczego faceci zazdroszczą kobietom…WSZYSTKIEGO! pojawił się poraz pierwszy w LadyGuGu.

Marta pisze

Jak mieć życie, o którym marzysz?

Podobno życie marzeniami jest dla wybranych. Dla gwiazd z programów śniadaniowych, Angeliny Jolie i reszty za oceanem, albo geniuszy-milionerów, którzy wpadli na pomysł z Facebookiem, albo innym Microsoftem. Lubimy sobie tłumaczyć, że ktoś po prostu ma farta, pieniądze albo znajomości i właśnie dlatego żyje sobie na jakiejś plaży, codziennie rano spijając mleczko z kokosa. Tyle, że to wcale tak nie wygląda. TYLKO DLA WYBRANYCH Daliśmy sobie naiwnie wmówić, że tego wszystkiego nie da się mieć. Albo inaczej: że takie rzeczy to mogą sobie posiadać nieliczni. Wybrańcy, którym po prostu „się udało”, „poszczęściło”, albo „jakoś im to wyszło”. Tłumaczymy sobie ciągle, że może i da się marzenia spełniać, ale trzeba mieć do tego odpowiednich znajomych, fundusze i szczęście. A jeśli tego nie masz, to cóż – musisz zadowolić się tym, co jest. I, ewentualnie, narzekać sobie na to, jaki ten świat jest beznadziejny. Zresztą, tak jest łatwiej: powiedzieć sobie, że ktoś coś osiągnął, bo miał kontakty albo kasę i tłumaczyć sobie, że tylko dlatego nie stoisz właśnie w swoim wymarzonym Nowym Jorku,  bo po prostu nie masz warunków. Problem tylko polega na tym, że to tak nie działa. I że istnieje tylko jedna rzecz, która różni cię od tych wszystkich, którzy mają twoją wymarzoną pracę, twój wyśniony dom z basenem albo mieszkają w miejscu z twoich snów. Oni pewnego dnia podjęli ryzyko. TO JA SIĘ JUŻ WYCOFAM Z jakiegoś powodu nie lubimy ryzykować. Czasami szansa pcha nam się przed nos, krzycząc „weź mnie!” i „ej, ślepy, tu jestem!”, ale my udajemy, że jej nie widzimy, mówiąc, że spróbujemy później. Że teraz jeszcze nie, bo nie jesteśmy gotowi albo nie umiemy zbyt wiele. Że może kiedyś, jak będzie lepsza okazja. A potem się dziwimy, że inni rozwijają kariery, zarabiają miliony, podróżują dookoła świata albo żyją naszym marzeniem, podczas gdy my siedzimy w domu i oglądamy powtórkę „Dlaczego ja?”, bo nic innego w telewizji nie leci. Tylko jak cokolwiek ma się dziać, skoro ciągle odmawiasz każdej okazji? Bo nie dam sobie rady. Tak się boimy potencjalnych porażek, że dochodzimy do momentu, w którym nawet nie próbujemy. Jak ma ci się cokolwiek udać, skoro ciągle odrzucasz wszystkie szanse? Jakim cudem masz spełniać swoje cele czy marzenia, skoro ciągle boisz się spróbować? Zawsze jest odkładanie na później (bo z jakiegoś powodu „później” to dla ciebie zawsze „lepiej”), zawsze jest wahanie i mówienie, że nie teraz. A potem budzimy się z ręką w nocniku i orientujemy się, że nasze życie było jednym pasmem nieustannego odmawiania wszelkim okazjom. Bo jeszcze nie teraz. Kiedyś. Nigdy. Kto nie ryzykuje, ten potem nie pije szampana. CZYM SIĘ RÓŻNISZ OD SZCZĘŚCIARZY? Wiesz, czym się charakteryzują ci wszyscy ludzie, którym się udało?  Nauczyli się mówić „tak” i „dobra, spróbuję”. Mieli na tyle odwagi, by rzucać się na główkę na nieznany basen, i mimo tego, że większość osób uważa to za szaleństwo, oni podjęli ryzyko. Tyle. Tyle i AŻ tyle. Nie ma tu jakiegoś losu, niesamowitego farta, albo czegoś, co ich wybrało. Czy oni mają na czole specjalny znaczek, który upoważnia ich do spełniania marzeń? Nie. Oni mają po prostu w sobie chociaż gram odwagi, który pozwolił im powiedzieć TAK, kiedy była okazja. I to wszystko. Czy pomogły im znajomości? Może pomogły. Czy mieli łatwiej, bo posiadali finanse? Może mieli. Ale główną rzeczą, która sprawiła, że są tam gdzie są i robią to, co lubią robić jest to, że kiedyś podjęli jakąś decyzję i przestali się bać. W życiu dostajesz milion szans, które zazwyczaj przegapiasz, bo odmawiasz, myśląc, że nie dasz sobie rady. Albo masz tysiące pomysłów, których nie realizujesz, bo są przecież za odważne. Nie są. Wystarczy zagryźć zęby i iść do przodu. I nauczyć się wstawać, kiedy się potkniesz. Przestań wreszcie tłumaczyć sukcesy innych ludzi tym, że im się udało, bo coś tam. Tobie też by się mogło udać, gdybyś w końcu zaczął mówić TAK. Gdybyś schował wszystkie obawy do kieszeni i chociaż raz w życiu przestał odkładać rzeczy na później, jak będzie lepiej. Bo może lepiej nie będzie, a może to była już ostatnia szansa i właśnie głupio przegrałeś życie.  Nawet, jeśli ci się nie uda, to przecież zawsze możesz spróbować jeszcze raz. Życie nie jest jak Mario, w którym masz 3 próby, a potem GAME OVER. Szans jest mnóstwo i możesz próbować do skutku, ale żeby to zrobić, sam musisz tego chcieć. A jak nie chcesz i się boisz, to przestań zwalać winę na innych.

Sukienka ciążowa  i nie najlepsze dni + wygraj ubrania :)

ANIA MALUJE

Sukienka ciążowa i nie najlepsze dni + wygraj ubrania :)

Ostatnio - nie owijając w bawełnę - jest słabo. Nie dosypiam, nie mogę się skupić a w konsekwencji - boli mnie głowa. Oczywiście wszystko to sama sobie zafundowałam i jestem sobie temu winna, no ale nie jest to jakoś wybitnie fajne :D Nie zrozumcie mnie źle - generalnie jest fajnie, ale takie czasowe spadki nastroju po prostu ssą. Na szczęście najgorsze już za mną ;-). Teraz powinno być już tylko lepiej! Dzisiaj na fejsie napisałam, że potrzebuję przerwy od Internetu. Chciałam usiąść przed monitorem i nadrobić zaległości, ale poczułam... niechęć. Zmartwiła mnie ta reakcja, bo blogować uwielbiam i sprawia mi to wielką radość. Zapominam tylko o potrzebie odpoczynku...A ostatnio było z tym słabiutko, bo ciągnęła się za mną praca magisterska. Strasznie nie lubię czegoś takiego. Konkretnie mam na myśli czekanie. Oddaję rozdział i miesiąc czekam na sprawdzenie, a potem nagle rusza lawina drobnych poprawek z dnia na dzień i tak kilka razy :). Więc mam za sobą kilka nocek po trzy godziny snu, co nie jest dla mnie dobre, ale mus to mus. W końcu poszłam na studia magisterskie ze względu na dyplom (mam wszystkie uprawnienia po licencjacie, a i tak już pracuję i się w tym realizuję :). Teraz tylko w poniedziałek złożyć wersję drukowaną, wklepać w system i zostanie sporo nauki do egzaminu dyplomowego. A potem poczuję się jak na bardzo dziwnej reklamie Halls :DOdetchnę z ulgą ;-). To znaczy - mam taką nadzieję, nie oblałam jeszcze na pedagogice żadnego egzaminu i wierzę, że na mecie też się nie wyłożę :D Sometimes I feel I'm always walking too fast (so lonely)And everything is coming down on me, down on me, I go crazyOh so crazy W każdym razie, czuję się o kilka ton balastu lżejsza ;).Postanowiłam wyciągnąć lekcję ze swojej reakcji i spędziłam dzień na ładowaniu baterii i defragmentacji swojego wewnętrznego systemu.W tekście :JAK SZYBKO I SKUTECZNIE POPRAWIĆ SOBIE HUMOR? :) MOJE METODYZawarłam swoje ulubione sposoby na słaby dzień. Dzisiaj postanowiłam działać w praktyce. Nie lubię wychodzić na narzekacza i staram się nie dopuszczać do sytuacji, gdy zaczynam się nakręcać w tym swoim marudzeniu. Bo to jest bardzo łatwe i bardzo słabe - powód do narzekania znajdzie się zawsze, tylko po co? Po pierwsze - ulubiona "kawa" mrożona  - przepis tutaj.Po drugie - chciałam ubrać się tak, żebym czuła się dobrze. Więc wybrałam sukienkę na ciążę  (spożywczą), bo po mleku zawsze mój brzuch zamienia się w balonik. Wybrałam prostą, miętową (?) sukienkę : klik , bransoletę i okulary. Jeśli chodzi o buty - w końcu zdecydowałam się na sandały na koturnie (klik). Nie zawsze lubię kupować w ciemno, ale potrzebowałam butów, które będą bardzo stabilne i wygodne, ale jednak nie całkiem płaskie. Wymarzyłam sobie cielisty buty na koturnie o łagodnym przejściu. Bez pasków wokół kostki i tym bardziej - bez złotych elementów. Praktycznie byłam pewna, że kupię sandały Scholl (model Jacy), widoczny gdzieś po lewej, ale miałam z nim spory problem - mimo, że to buty spełniające moje kryteria (nie przecinają nogi w strategicznym miejscu, są w miarę nude), to niepokoiło mnie właśnie zapięcie. Do tej pory wszystkie moje buty z taki paskiem na pięcie albo wchodziły w moje pięty jak nóż w masło, powodując okropne otarcia, albo po prostu się zsuwały. Zdecydowałam się więc na te widoczne na moich zdjęciach. Lepiej kąt nachylenia widać na stronie producenta (klik) Na szczęście pasują idealnie a pasek nie skraca nogi, nawet do tandetnego złota się przekonałam. Kupiłam je dlatego, bo miałam sporo punktów do wykorzystania, z myślą, że najwyżej z podkulonym ogonem wrócę i  zdecyduję się na te Scholla. Podsuwam je tutaj dlatego, że często pytacie mnie o dobór butów :)). Może kogoś zainteresują takie podstawowe, neutralne buty z naturalnej skóry :-)Boże, co ja robię, przecież nikogo nie interesują moje butowe dylematy i poszukiwania idealnego kompromisu między płaskimi i wysokimi butami. Bo umówmy się - szpilki na trawę się nie nadają.Jak chill, to też grill :) Nie ma dymu bez ognia a grilla bez oliwy. To znaczy - dla mnie nie ma. ;-).Moim odkryciem ostatnich dni jest pojemnik ze specjalną pompką i dozownikiem do rozpylania oliwy :Mega! Ostatnio myślałam, że oliwa w aerozolu jest moim wybawieniem i okdryciem. Idealna do natłuszczenia patelni czy blachy delikatną mgiełką tłuszczu. 200 ml takiej oliwy w pojemniku pod ciśnieniem kosztuje ok. 15 zł. Sporo, w porównaniu do ceny tej butelkowanej, ale wciąż warto - tak stosowana oliwa wolniej się zużywa, potrawy nie pływają w tłuszczu i a skropienie lekkiej sałatki jest równomierne jak nigdy wcześniej.No ale...dodajmy dwa do dwóch i trzy do trzech - środowisko, kasa... lepiej przelać zwykłą oliwę do pojemnika z rozpylaczem.Próbowałam.Aby oliwa się rozpylała, należy dać 4-5 części wody na jedną część oliwy (np. 50 ml wody i 10 ml oliwy). Inaczej nie przechodzi przez tłok. Przed każdym użyciem trzeba to wstrząsnać, ale woda psuje efekt... No i konia z rzędem temu, kto znajdzie pojemnik z rozpylaczem, który będzie przystosowany do żywności. BPA free i te sprawy, bo zafundujemy sobie raka czy inny shit.Zestaw który kupiłam zawiera dwa szklane  pojemniki z pompką i rozpylaczem - nalewamy samą oliwę, a pryska jak trzeba. Boski wynalazek! Cena? Mniej niż dwie oliwy w sprayu :).Ofertę znajdziecie tutaj, a jeśli jak ja - lubicie delikatne mgiełki z oliwy (lub octu), to będziecie bardzo zadowoleni i nie będziecie szkodzić środowisku :).Ale o czym ja gadałam? Ach o pysznym grillu :D No to poczytałam też grzecznie książkę. Nienaukową. Niezwiązaną z magisterką. Wreszcie! Opaliłam się troszkę i nawet uwieczniłam kota :D Furorę robił mój obiektywnie przepłacony nabytek :Po co mi słoik do smoothie? No po to, żeby wrzucić maleńkie do torebki i szczelnie zakręcić. Plastik szybko robi się brzydki i porysowany, a ja po prostu lubię ładne rzeczy. Nie zawsze mam ochotę dźwigać ze sobą pięćset kilo wałówki :)). Sprzęt szumnie nazwany "butelka smoothie" pojawił się w niezbyt udanej francuskiej ofercie polo marketu (klik). Nie spodziewałam się, że będzie robił furorę na grillu - tymczasem zakręcany słoje są bardzo praktyczne, bo nie musimy obawiać się, że wypijemy sok z osą czy innym żądłem.Po leżeniu, opalaniu, czytaniu i grillowaniu, musiałam jeszcze szybko skoczyć na drobne zakupy. Jeśli nie macie wyobrażenia jaki jest klimat małego miasteczka, to jest on właśnie taki :Tłumy szaleją :DAle właśnie za ciszę, spokój i dużo zieleni lubię miejsce w którym mieszkam.Ach, zapomniałabym. Zgodziłam się zrobić dla Was błyskawiczny mini-konkurs :).Można wygrać letnie kombinezony od Romwe (u nich wybrałam sobie sukienkę - mgiełkę). Bez sensu, żebym tylko ja czerpała jakieś profity z bloga, więc skoro już szukam swojego stylu nierzadko korzystając z programów punktowych i afiliacyjnych, to fajnie by było, żebyście też mieli szanse na jakieś nagrody :). Dopiero co zakończyłam duży konkurs, ale co szkodzi dodać maleńkie rozdanie :wymagania :1. rejstracja na Romwe : http://www.romwe.com/login_register.php 2. Polubienie ich fanpage : https://www.facebook.com/Romwe.official3. Polubienie mojego bloga : https://www.facebook.com/Aniamaluje4. zostawienie w komentarzu adresu e-mail z którego rejestrowaliście się na RomweRomwe nagrodzi 2 osoby, które będą mogły wybrać sobie crop top + spodenkido wyboru z wymienionych :jeden, dwa, trzy, cztery Swój typ trzeba wskazać dopiero jak się wygra :)Konkurs trwa do 27 czerwca, a organizatorem jest RomweMój tip :Załóżcie sobie osobne spam-maile do konkursów (tylko je sprawdzajcie) i korzystajcie z każdej okazji. Nietrafioną nagrodę zawsze można opchnąć na allegro :).Ach, no właśnie - jak będziecie ochoczo brać udział w bieżącym rozdaniu, to pojawi się  na dniach drugie rozdanie, z bonem na ubrania o wartości ponad 400 PLNMam nadzieję, że taki lekko smęcący post nie działa na was jakoś drażniąco. Po prostu czasem mam gorsze dni, a nie chcę kreować tutaj nieistniejącej rzeczywistości, w której każdego dnia jestem od rana zmotywowana, uśmiechnięta i gotowa na podbój świata. Otóż nie, czasami trzeba w sobie takie nastawienie wywołać ;-)).Uściski!Biorę się za komentarze :) Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :) Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uwaga! Wejście grozi uśmiechem :)

ANIA MALUJE

Uwaga! Wejście grozi uśmiechem :)

Cześć! :) Nie posłuchałeś i kliknąłeś? Oj, szkoda, bo nie ma odwrotu. Teraz musisz coś zrobić :)).Projektując rozwojownik wiedziałam, że, to ćwiczenie po prostu MUSZĘ tutaj zawrzeć. A jeszcze bardziej wiedziałam to wtedy, kiedy zobaczyłam urocze, żółte karteczki, o których pisałam  rok temu :)http://www.aniamaluje.com/2014/07/na-poprawe-humoru.htmlJeśli tu jesteś, to mam po prostu dla Ciebie malutką niespodziankę. Kilka komplementów, które masz przeczytać i mocno się do nich uśmiechnąć :Gotowe?Z jakiegoś powodu jesteś na tym świecie. Jedyny, niepowtarzalny i unikalny. Drugiej takiej osoby nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Fajnie by było, gdyby w Twoim życiu było jak najwięcej uśmiechu. A przecież nie zawsze są ku temu powody - śpisz po trzy godziny, bo masz egzaminy na głowie, albo małe dziecko, które ciągle Cię budzi. Albo martwisz się o brak stabilnej pracy, masz na głowie przeprowadzkę i masę innych problemów. Na świecie jest wystarczająco dużo powodów do smutku i stresu, dlatego ja dokładam Ci jeden malutki do uśmiechu :). Tak dla równowagi.I jeśli masz ochotę, komplement Ci pomógł albo Cię rozweselił - śmiało wydrukuj sobie takie same, przygotowałam szablony ;-)Dwa zestawy drukują się na jednej kartce A4 :Instrukcja :- kliknij prawym przyciskiem myszy - otwórz w nowej karcie, zapisz- jeśli przeszkadza Ci link, usuń go gumką w paincie (30 sekund roboty:)- wydrukuj- rozwieś w uczęszczanym miejscu- uśmiechnij się jak zobaczysz, że komplementy poznikały ;-)Chcesz zrobić podobne? Śmiało, będzie super! Ten pomysł przecież też nie jest mój, widziałam masę tego na pintereście. No ale ja nie jestem z tych, co kolekcjonują inspiracje - ja wcielam je w życie. Wierzę w magię prostoty i chciałabym, abyś Ty też uwierzył :).  Możesz napisać własne komplementy zwykłym mazakiem, albo stworzyć je nawet w paincie :D Jeśli szukasz ładnych fontów, podsyłam ulubione tutaj (klik)Jeśli chodzi o obrazek tytułowy, pochodzi on z reklamy  firmy Thomson. Nie jestem z nią w żaden sposób związana, po prostu spodobał mi się filmik, a jeszcze bardziej ścieżka dźwiękowa (#wiadomo #Queen :))Przypominam też o kolejnym powodzie do uśmiechu, czyli książkach po 5 zeta :) (klik)PS. jeśli przygotowałeś własne komplementy, cyknij fotkę i oznacz mnie na instagramie :https://instagram.com/aniamaluje/ :*Ok, to co, drukujesz? ;-) Albo chociaż udostępniasz? Daj komuś chociaż malutki powód do uśmiechu :)).Uściski!  Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :) Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Jurrasic World – recenzja

Segritta

Jurrasic World – recenzja

Marta pisze

Teledyski, które zniszczyły moje dzieciństwo

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze na świecie nie było facebooka, a ludzie w Ameryce nie byli aż tak grubi, MTV i Viva chlubnie puszczały na swoich kanałach dobrą muzykę. Oprawiono ją teledyskami, które nie miały zbyt wiele pań kręcących tyłkiem na plaży, za to z pewnością były produkowane przez kogoś, kto zbyt dużo czasu spędził w otoczeniu grzybów. Psychodeliczne obrazy z tych wideoklipów utrwaliły się w mojej dziecięcej pamięci i sprawiły, że do tej pory boję się maszynek do mielenia mięsa i dziwnych pryszniców z zasłonką… o dzieciach pomalowanych na złoto nie wspominając. NOC, GARŚĆ POPCORNU I TROCHĘ TAŃCZĄCYCH ZOMBIE Czyli Michael Jackson w swoim najlepszym stylu.  Thriller to teledysk, który przeżyje królową Elżbietę i będzie odtwarzany nawet po splajtowaniu youtube’a. O ile teraz wydaje się być tylko ciekawym filmikiem do obejrzenia z dobrą oprawą muzyczną, o ile kiedy miałam siedem lat był dla mnie horrorem wszechczasów. Przerażające zombie, które wyłażą z mogił i krypt i tańczą lepiej, niż uczestnicy każdej z wielokrotnych edycji Tańca z Gwiazdami, a potem gonią Michaela i jego dziewoję (swoją drogą jak to jest, że zombie, które przecież nie potrafi biegać, zawsze dogoni uciekającego?) sprawiały, że wychodziłam z pokoju za każdym razem, gdy emitowali go w telewizji. Swoją drogą, żywych umarłych boję się dalej, i oglądając The Walking Dead zawsze mam przy sobie kota – Maćka. Z jego żarłocznością umarlaki nie mają szans – on zje je szybciej, niż one jego, więc… nie mam w sumie o co się obawiać. SMACZNA MIELONKA Z DZIWACZNYCH DZIECI Muszę tłumaczyć, dlaczego te dziwne dzieci z mechanicznymi ruchami wpadające prosto w wielką maszynkę do mielenia mięsa mnie przerażały? Poza tym, śpiewając chórkiem refren wyglądają rodem jak  kuzynostwo rodziny Adamsów, co na pewno nie przysparza im ani atrakcyjności, ani ilości lajków pod ich zdjęciami na fejsie – to znaczy, gdyby takowego mieli. Do tej pory oglądając ten teledysk czuję się co najmniej nieswojo i gdyby odbyło się głosowanie dotyczące rzeczy, które wywołują u mnie gęsią skórkę, piosenka Pink Floyd znalazłaby się w pierwszej piętnastce. Tuż za ćmami. KREW Z PRYSZNICA I PODEJRZANY LISTONOSZ Zaczynało się niewinnie: czarny pan szorujący się pod prysznicem, piesek przechadzający się po domu, wszystko świetnie, a tu nagle jakaś twarz w lustrze, które z pewnością nie jest lusterkiem z Królewny Śnieżki, jakiś nagrobek z golasem u boku, ogólnie rzecz ujmując- sytuacja robi się nieciekawa. Szczególnie zaś wtedy, kiedy czarnego pana goni nagle pies w masce (co jest z wami, reżyserami nie tak?!), a po włączeniu prysznica okazuje się, że owszem, coś z niego leci, ale to z pewnością nie jest woda, ani też oranżada. Obrazu całkowicie niesielankowego dopełnia naprawdę dziwny (powinien dostać Najbardziej Creepy Twarz Ever Award) listonosz, który przynosi list i MY JUŻ WIEMY, że coś jest z nim nie tak, ale Rockwell nie zdaje sobie z tego sprawy… i na tym się tak naprawdę kończy. Jak można tak kończyć teledysk?! CO SIĘ STAŁO DALEJ?! KRZYŻ I DZIECI W CIERNIOWEJ KORONIE Niemo krzyczące ośmiolatki pomalowane srebrzysto-złotą farbą przeplatające się ze scenami walk to na pewno nienajlepszy widok dla kilkuletniego dziecka, którym byłam. Rozumiejąc tylko słowo zombie, powtarzane częściej niż słowo Smoleńsk każdego dziesiątego kwietnia i widząc te niepokojące obrazy nie sposób było się nie przestraszyć, zwłaszcza mając osiem lat.  W kategorii teledysków, przez które chowałam się pod stół, ten zajmował zaszczytne drugie miejsce. Co śmieszne, pierwszego nawet nie pamiętam. A Wy znacie jakieś dziwne, pokręcone teledyski? I nie, „jak dobrze jabłko” się nie liczy.

Przepis na chłodnik + kilka słów o spełnianiu marzeń (video)

Lifemenagerka

Przepis na chłodnik + kilka słów o spełnianiu marzeń (video)

Journalistka

Nikt nie chce wojny

to jest, proszę pana, paniczny lęk przed pustą ścianą – powiedział niegdyś jeden z autorów modernizacji Dworca Centralnego do Filipa Springera. tę wypowiedź przytoczył Springer w swoim artykule w najnowszym wydaniu Magazynu Książki i od razu przyszedł mi na myśl spot, ostatnio tak gorąco komentowany przez wszystkich. wszyscy jesteśmy wkurwieni – napisał kiedyś Eon (to Read More

„Rany, mam tyle do zrobienia!” – co robić, kiedy masz dużo na głowie?

Marta pisze

„Rany, mam tyle do zrobienia!” – co robić, kiedy masz dużo na głowie?

Co warto obejrzeć? 6 ciekawych filmów, jeden Cię zaskoczy ;-)

ANIA MALUJE

Co warto obejrzeć? 6 ciekawych filmów, jeden Cię zaskoczy ;-)

Fragrance of beauty

Za co kochasz miejsce, w którym żyjesz?

Wiele razy słyszałam, że młodych ludzi ciągnie do dużych miast. Podobno 90% z tych osób nigdy nie wraca do rodzinnych miejscowości (o ile są mniejsze), po wyjeździe na studia, do pracy, szkoły, etc.. Nie raz pytano mnie, gdzie widzę siebie za parę lat. Za każdym razem moja odpowiedź była taka sama, niezależnie od tego, gdzie akurat  przebywałam. Pomimo że po paru latach polubiłam Gdańsk, nigdy nie czułam się w nim komfortowo. Pomimo że pomieszkiwałam w dużych miastach, nigdy nie chciałam w nich zostać. Pomimo że rozumiałam, jakie dają możliwości, zawsze myślałam o powrocie w rodzinne strony. W końcu się udało. Nigdzie nie byłam bardziej szczęśliwa niż jestem tutaj. Kocham moje miasto za każdy element. Za zabytki, piękny park, stary rynek. Za to, że co roku zimą, po środku tego rynku staje ogromna choinka. Za to, że wszędzie dotrę pieszo lub rowerem. Za to, że są tu tereny, których na próżno szukać w większych miastach. Za to, że w okolicach jest mnóstwo jezior. Za to, że jest dobrze skomunikowane z pozostałymi miastami. Za to, że na ścieżkach rowerowych jest tłoczniej, niż na jezdni. Kocham Chojnice, bo to najbardziej zadbane miasto, jakie znam. I nie uważam tak, bo jestem chojniczanką. Tak po prostu jest. W niemal każdym zakątku widać zainwestowane pieniądze. Zapraszam Was na krótką wirtualną wycieczkę po mojej miejscowości i okolicach. Chciałabym pokazać Wam więcej, ale to po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy. Czas odwiedzić Chojnice. 

Segritta

Zdążyć przed menopauzą – czyli nowy spot zachęcający do robienia dzieci

Fejsbukiem zatrzęsło od oburzenia, gdy światło dzienne ujrzała nowa kampania Fundacji Mamy i Taty „Nie odkładaj macierzyństwa na potem”. Zdezorientowany Naród nie wie, co o niej myśleć. Fejsbuki mówio, że to zła kampania, bo sugeruje, że jedynym przeznaczeniem kobiety jest rodzenie dzieci. Mędrcy głowią się, jak interpretować pojawiający się na końcu spotu płacz dziecka. Szpitale psychiatryczne pękają w szwach od fali samotnych kobiet wpędzonych w depresję i próbujących odebrać sobie życie poprzez przejedzenie Nutellą. Pozostawione w domach miliony kotów umierają z głodu. Postanowiłam zażegnać kryzys i powiedzieć, co o tej kampanii myślę. Jestem świadoma, że na to właśnie czekał cały Internet. :) Ale najpierw spot:   Otóż zupełnie, ale to absolutnie nie widzę w tym spocie żadnej sugestii, że każda kobieta marzy o byciu matką. Czy jak widzicie w telewizji reklamę leku przeciwbólowego i jej bohater cierpi na straszny ból głowy, po czym dostaje tabletkę i ból mija – to zakładacie, że twórcy reklamy chcą ci wcisnąć tę tabletkę nawet, jeśli nie czujesz bólu? No nie. I w powyższym spocie też nie chodzi o to, że każda kobieta marzy o byciu matką. Chodzi o to, że te, które marzą, nie powinny tego odkładać na starość. Bohaterka filmu cierpi, bo chciała mieć dzieci, ale zaskoczyła ją suka Menopauza i teraz już może tylko adoptować. Chciała, ale za długo zwlekała. A nie „nie chciała, ale potem żałowała”. I tu się zgadzam, w pełni rozumiem, popieram i wiem, że biologia też niestety nie stoi murem za kobietami, które dopiero w wieku 50 lat postanawiają mieć dzieci. Dlatego jeśli chcesz mieć dzieci, to dowiedz się, kiedy Twoja mama i babcie miały menopauzę, oceń na tej podstawie, kiedy może pojawić się twoja – i postaraj się zdążyć przed nią. Weź też pod uwagę, że im później po trzydziestce się za robienie dzieci zabierzesz, tym trudniej może ci to wychodzić i tym większe ryzyko niektórych chorób. Ale nie ma nic złego w czekaniu na odpowiedniego partnera i „wyszaleniu się” wcześniej, bo z mojego osobistego doświadczenia wiem, że to po prostu fantastyczny scenariusz i można w nim się cudownie spełnić. Trzydzieści lat szalałam, niegotowa na zostanie mamą, potem dwa lata dojrzewałam do stałego związku i założenia rodziny i w końcu, w wieku 32 lat urodziłam Conana nad Conany, wielkiego wojownika, który nie daje mi spać po nocach. Nigdy nie byłam szczęśliwsza niż teraz – ale to nie znaczy, że byłam nieszczęśliwa bez dzieci. Oj nie. Mogłabym kilka książek napisać o moim bezdzietnym życiu i nie omieszkam o tych przygodach młodości z nutką tęsknoty potem Conanowi opowiadać :) W sumie to powinno być proste. Nie chesz dzieci? Nie miej dzieci. Chcesz? To tylko musisz zdążyć przed menopauzą. Nie musisz się wcale spieszyć i zachodzić w ciążę w wieku 25 lat. Niefortunnym słowem w spocie jest nie sam przekaz, ale słowo „później”, bo przecież to oznacza, że nawet osiemnastolatka nie powinna odkładać macierzyństwa na później i najlepiej, jeśli od razu zajdzie w ciążę. Jeszcze przed studiami w sumie. Dużo lepsze od „na później” byłoby „na starość” i wierzę, że to właśnie mieli na myśli twórcy kampanii. W spocie nie podoba mi się inna rzecz. Jego nieskuteczność. Bo ta kampania jest skierowana do kobiet w wieku rozrodczym, ale zupełnie do nich nie dotrze. Dotrze zaś do kobiet, które już dzieci mieć nie mogą i one poczują się dotknięte filmikiem. Jako dwudziestka nie chciałam mieć jeszcze dzieci. Wiedziałam, że kiedyś zachcę, ale to miało nastąpić dużo później. Gdyby wtedy ktoś mi pokazał taki spot, nie zrobiłby na mnie żadnego wrażenia. Robi na mnie wrażenie dopiero teraz, gdy już jestem dojrzałą kobietą, gotową na dziecko i potrafiącą sobie wyobrazić, jak druzgocząco smutnym byłoby się dowiedzieć, że ich mieć nie będę. Tak, tę emocję film uchwycił bardzo celnie, z bardzo smutnym efektem i przykro mi się to ogląda. Tylko po co. Przecież kampania ma działać na zupełnie inną grupę. Grupą tą są młodzi, wykształceni, dobrze zarabiający ludzie, którzy chcą mieć dzieci, ale boją się, że to jeszcze nie ten moment. Że nie dadzą sobie rady. Że nie mają wystarczająco dużo pieniędzy albo czasu. I wiecie co? Pewnie mają rację. Bo na dziecko nigdy nie jest dobry moment. Zawsze mogłoby być lepiej. Więcej pieniędzy, wyższe stanowisko w pracy… I jeśli to wszystko wokół komuś tak baaardzo przeszkadza, to może on tak naprawdę nie chce dziecka? Bo tacy ludzie naprawdę istnieją. I są wśród nich kobiety. Tak, kobieta też może nie chcieć dzieci i to wcale nie czyni jej gorszą kobietą czy „niepełną kobietą”. Za bezdzietnością przemawia mnóstwo zalet, które dla niektórych są po prostu ważniejsze od potrzeby przekazania genów: możliwość poświęcenia się pracy, podróżom no i ten absolutny święty spokój, gdy tylko się go zapragnie. O tym matki mogą tylko pomarzyć, bo jak już się zostanie mamą, to przez co najmniej kilkanaście lat można zapomnieć o świętym spokoju. To jest uliczka jednokierunkowa. Nie można już zmienić zdania i poddać aborcji pięcioletni płód. Można tylko wyrwać parę godzin, weekend lub dwa tygodnie raz w roku, jeśli dziecko jest na tyle duże, że można je dziadkom podrzucić. Dlatego naprawdę warto decyzję o posiadaniu dzieci podjąć świadomie. Tak samo jak decyzję o posiadaniu psa, co tłumaczę od lat ludziom zafascynowanym jakąś rasą lub jakimś słodkim szczeniaczkiem.. (tak, po raz kolejny porównuję dziecko do psa, bo to idealne porównanie jest i będę go jeszcze używać wiele razy :)) Poza ludźmi, którzy nie chcą mieć dzieci, są jeszcze ci, którzy chcą, ale którym się wydaje, że dziecko oznacza koniec świata, fortunę wydaną na ubranka i absolutne zakopanie się w pieluchach (i dlatego odwlekają decyzję o kolejne lata). To nieprawda. Z dzieckiem można podróżować, choć nie dokładnie tak samo jak wcześniej (Podróżniccy są tu świetnym przykładem). Dziecko można oszczędnie ubrać i zaopatrzyć w zabawki odziedziczone po dzieciach znajomych (my tak zrobiliśmy :)). Z dzieckiem można też spokojnie widywać się ze znajomymi, gadać, grillować, chodzić na spacery, na miasto i w gości. Moja pani ortopeda studiowała medycynę jako młoda mama. Nishka miała 19 lat, gdy zaszła w ciążę. Dziecko to naprawdę nie koniec świata i można, jesli się tylko chce, ogarnąć świat, będąc mamą. I właśnie to powinien, moim zdaniem, pokazywać spot: pozytywną stronę dzietności – zamiast negatywnej strony bezdzietności. Dwudziestoletnia Matylda chętnie zobaczyłaby na filmiku szczęśliwą, realizującą się młodą mamę, która mimo dziecka kończy studia i zdobywa wymarzoną pracę. Albo młodą parę, która z małym dzieckiem podróżuje po świecie. To są te pozytywne przykłady, które mogłyby młodych ludzi przekonać do rodzenia dzieci. Tylko… tak się zastanawiam… po co ich przekonywać? Nie chcę, by dzieci w Polsce rodziły się tylko po to, by płacić na moją emeryturę. Nie chcę, by gdziekolwiek dzieci się po to rodziły. Nie chcę, by ktoś podejmował decyzję o posiadaniu dzieci wabiony pozytywnymi stronami rodzicielstwa tak samo, jak nie chcę, by podejmował tę decyzję straszony negatywnymi stronami bezdzietności. W ogóle nie chcę, by ktokolwiek manipulował umysłami potencjalnych przyszłych rodziców w kwestii posiadania dzieci, bo to zbyt poważna decyzja, by ją podejmować w wyniku działania kija bądź marchewki. Do tego trzeba dojrzeć. Albo nie dojrzeć nigdy. Więc, reasumując, nie. Nie podoba mi się ta kampania.

Pozytywne myślenie, przyciąga dobre sytuacje!

ART You Ready

Pozytywne myślenie, przyciąga dobre sytuacje!

Journalistka

To dla ciebie policzek

początek świetny, a dalej nie wiem, bo jeszcze nie wymyśliłam. wiem natomiast, że najpierw słowami Eon-a*: kiedyś napiszę to, co myślę, tylko nie w tym okienku; i wszystko jebnie. okej. a zatem jest tak, że każde, nawet chwilowe uczucie pustki to dla ciebie policzek. szanujesz nowe rzeczy, ale ich wcale nie planujesz. denerwują cię słowa: Read More

Miasto, które kocham i nienawidzę jednocześnie

Marta pisze

Miasto, które kocham i nienawidzę jednocześnie

Jak dobrze wychodzić na zdjęciach i  zmienić mentalność przeciętnego Polaka, czyli tygodnik

ANIA MALUJE

Jak dobrze wychodzić na zdjęciach i zmienić mentalność przeciętnego Polaka, czyli tygodnik

Podróże które mi odradzano

LOVE STREET FASHION

Podróże które mi odradzano

Czasami wybierając się w podróż mam wątpliwości – jechać czy nie jechać? W takich chwilach zdarza mi się sięgnąć po radę znajomych (lub internet). Bywa też, że po prostu wspominam komuś o swoich planach – a on nie pytany wygłasza na ten temat swoją opinię – nie zawsze przychylną. Ponieważ opinie moich znajomych niejednokrotnie zupełnie rozminęły się z rzeczywistością i moimi doświadczeniami – dzis kilka słów o „Podróżach, które mi odradzano” 1. Macedonia Kraj o którym nikt nie słyszał i o którym nikt nic nie wiedział (w 2006 roku) był najczęściej krytykowany jako kierunek moich wojaży (których odbyłam do tego kraju już… 8). Dodatkowo w 2001 roku mieli tam mały konflikt zbrojny z zamieszkującymi Macedonię Albańczykami. Poza tym – last but not least – nie miał dostępu do morza co absolutnie dyskwalifikowało go jako cel podróży. Po tylu latach mogę powiedzieć, że był to absolutny strzał w dziesiątkę. Macedonia jest absolutnie pięknym krajem, a jego mieszkańcy potrafią być fantastyczni (co nie znaczy, że nie potrafią doprowadzać mnie do szału). A brak dostępu do morza rekompensuje piękne i cudownie błękitne jezioro Ochrydzkie. 2. Bratysława Jeden z ostatnich wyjazdów, który udało mi się ukręcić na 11 listopada. Kolega z pracy usłyszawszy, że jadę do Bratysławy, po prostu mnie wyśmiał – bo to „najnudniejsze miejsce na ziemi”. Mylił się podwójnie – po pierwsze znam nudniejsze miejsca, a po drugie – Bratysława jest naprawdę ciekawym miastem, które ma sporo do zaoferowania (w sam raz na dwudniowy trip). Poza tym – miałam to szczęście, że zwiedzałam je w towarzystwie mojego przyjaciela Kamila, i dzięki niemu ten wyjazd był jeszcze lepszy. 3. Japonia „Drogo panie, drogo!”, „Promieniowanie! Wrócisz świecąc w ciemności”. „11 h samolotem????” To był jeden z najlepszych wyjazdów jakie zaliczyłam w życiu. Fakt – nie było mnie stać na jedzenie w knajpach dlatego radziłam sobie kupując ryżowe kulki w wodorstach z „wkładką” w sklepach Seven Eleven. Mimo to warto było tego doświadczyć, a szczególnie tej oszałamiającej inności – wszystko było ciekawe i na swój sposób fascynujące. Architektura, otaczający ludzie, krajobrazy. Poza tym – tak – leciałam ok 11h, ale wykupiłam lot tak, że akurat całą podróż przespałam (po zawalonej nocce przed wylotem). Nie muszę chyba wspominać że jakoś nie święcę jednak w ciemności. 4. Gruzja Kolejny kraj z konfliktowym zapleczem. Z jednej strony Gruzja, już kiedy jechałam tam na roczne stypendium, cieszyła się dosyć pozytywną opinią wśród ludzi w Polsce. Mili, gościnni ludzie którzy kochają Polskę i Polaków. Jednak z drugiej – tuż przed moim wyjazdem zaczęło się tam robić naprawdę „gorąco“ (wrzesień, tuż przed wyborami w 2012 roku). Dodatkowo w tym samym czasie było głośno o dziewczynie, która zginęła w dziwnych okolicznościach gdzieś w górach. Krótko powiedziawszy – atmosfera zrobiła sie mocno niesprzyjająca. W takim wypadku przyznam że nie ma prostych odpowiedzi. Ja podjęłam ryzyko i pojechałam. Na początku mieszkałam tuż obok Placu Wolności, na którym zbierała się opozycja, a zatem byłam praktycznie w samym centrum wydarzeń. I co? I nic. Na miejscu okazało się, że atmosfera w mieście nie była aż tak gorąca jak pokazywały to media. Oczywiście wszystko mogło potoczyć się inaczej – dlatego tym bardziej cieszyłam się, że tak się nie stało. Nie mogłam jednak powstrzymać się od dysonansu poznawczego odnośnie tego jak całość pokazywana była w mediach w Polsce, a jak wyglądało to na miejscu. 5. Egipt Może Was to zaskoczy, ale bardzo lubię raz na jakiś czas pojechać do Egiptu na nudne smażenie cycków w gorącym, południowym słońcu. Tak – plaża, rafa, basen i drinki z palemką, zrobione z ubogiego w procenty egipskiego rumu i słodkiej jak sam cukier egipskiej coli to jest właśnie coś, co cudownie regeneruje moje ciało i umysł. Byłam tam już dwukrotnie, i za każdym razem słyszałam przed wyjazdem, że nuda, że w Egipcie byli już wszyscy, i że nie ma sensu tam jechać. Cicho sza zawistnicy. Lubię jeździć z plecakiem, lubię odkrywać nowe miejsca – ale lubię też pojechać do Egiptu, ganiać kolorowe rybki uzbrojona w aparat, i moczyć się w basenie. Deal with that. Podsumowując – żadnego z tych wyjazdów nigdy nie żałowałam . Oczywiście wszystko zależy od kontekstu. Możliwe że wyjazd do Bratysławy nie byłby dla mnie taką frajdą gdyby nie towarzystwo w jakim się tam wybrałam. Macedonia może nie zachwyciłaby mnie tak bardzo, gdybym nie znała języka, który pozwalał mi na komunikację z autochtonami. Sytuacja w Gruzji też mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Jeśli jednak chcesz gdzieś jechać, to może po prostu tam jedź a nie sugeruj się opinią innych osób? Jest wiele czynników które mogą negatywnie wpłynąć na naszą ocenę danego miejsca – ludzie z którymi tam jedziemy, słaba pogoda, hotel (czy w ogóle miejsce gdzie śpimy), ceny. Czasem wystarczy że komuś przytrafi się coś niemiłego (np. kradzież dokumentów), i już traci całą sympatię dla danego miejsca. Dlatego warto zawsze sprawdzić kilka opinii zanim podejmiemy ostatecznie decyzję. Poza tym – pozytywne nastawienie do wyjazdu naprawdę potrafi zdziałać cuda, i wtedy nawet wycieczka do Kolonii Brzeźce (nie pytajcie) może okazać się super wyjazdem z masą fantastycznych wspomnień. A Wy? Czy planując podróż pytacie o opinię znajomych? Jak bardzo sugerujecie się ich zdaniem? Czy bylibyście w stanie zrezygnować z pomysłu na wyjazd tylko dlatego że odradzili Go Wam znajomi? ZOBACZ TEŻ: Post Podróże które mi odradzano pojawił się poraz pierwszy w LOVE STREET FASHION.

Graj, a wygrasz!

DAAJAA

Graj, a wygrasz!

Uczyń dziś wspaniałym dniem!

'DARIAA

Uczyń dziś wspaniałym dniem!

Majowe migawki z życia

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

Majowe migawki z życia

10 powodów dlaczego kocham lato

charlizemystery

10 powodów dlaczego kocham lato

Marta pisze

#27 Piątek z Martą: śpiewający Hitler, mamy na wykrywaczu kłamstw i dobry humor

Jeżeli w jednym tygodniu prawie tracisz palca, robisz wreszcie duży krok na przód, spijasz się winem z ludźmi, których dopiero poznałaś oraz śpiewasz Whitney Houston to znaczy, że jesteś Martą. Standardowo nie mogę uwierzyć, że już jest kolejny miesiąc, ale ponieważ co trzydzieści dni dziwię się tak samo mocno, to przestało już być takie niezwykłe. Czas szybko leci, zwłaszcza, że mam teraz grafik wypchany niesamowicie. Jutro wsiadam w polskiego busa i jadę znowu do Warszawy. W międzyczasie muszę pozdawać te nieszczęsne studia, ale już cieszy mnie myśl, że jestem na mecie i już niedługo będę mogła wyrzucić niewidzialną czapkę w powietrze i powiedzieć: NARA, NIGDY TU NIE WRÓCĘ. Jeżeli ktoś nie wie, skąd taka radość z powodu kończenia licencjatu, zapraszam do tego wpisu: KLIK. Ta myśl jest dokładnie jak ta tęcza – piękna: A gdzie garnek ze złotem na końcu? #MojaKroplaBeskidu Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Marta (@martapisze) 31 Maj, 2015 o 4:21 PDT Mam też dobry humor, bo zapowiedziano grę, na którą czekałam bardzo długo – Fallout 4. W sieci jest mnóstwo sprzecznych zdań na temat teasera, ale ja jak zwykle czekam z niecierpliwością i najwyżej czeka mnie rozczarowanie, trudno. Przeżyję to jakoś. W międzyczasie prawie straciłam palca (serio). I wreszcie zamknęłam pewien rozdział, a właściwie nawet to trzy, o czym możecie więcej usłyszeć na szybkim vlogu kręconym w nocy: Ogólnie chyba czuć z tego wpisu, że mam niesamowicie dobry humor i czuję się świetnie. Mogę wam przekazywać swoją energię teraz i dalej będę miała nadmiar! CIEKAWE LINKI Mój ask.fm – możecie śmiało pisać i zadawać pytania – KLIK Blog, który autorka przesłała mi w ramach polecenia czytelników w #PiątkachzMartą, a który ja postanowiłam wyróżnić miejscem w „normalnych” linkach, bo uważam, że ma niesamowity potencjał – KLIK Adolf Hitler śpiewający „Sex bomb” – KLIK Czy twoja praca będzie kiedyś wykonywana przez maszyny albo roboty? Można sobie sprawdzić – KLIK Coś, co mnie strasznie rozśmieszyło przy oglądaniu Family Guy – KLIK Matki podłączone do wykrywacza kłamstw. Nigdy nie pytajcie swoich mam, czy paliły trawkę i miały trójkącik, bo uwierzcie mi, NIE CHCECIE WIEDZIEĆ. – KLIK Szybki quiz rozpoznawania kolorów  (wciągające) – KLIK Świetna gra w przeglądarce – trochę jak pacman, tylko robisz się coraz większy, a inni użytkownicy online mogą cię zjeść - KLIK I uroczy gif: NA MOIM BLOGU: Kilka rzeczy, za które masz u mnie minusa Skończ już z tym sklepem dla biednych 6 najlepszych filmów dla kobiet Jak być sierotą życiową? Praktyczny poradnik Bożenka Pytający Poniedziałek: czy żałujesz swoich decyzji? BLOGI CZYTELNIKÓW: Jeżeli chcesz, żeby Twój blog się tutaj znalazł – wyślij mi maila na kontakt@martapisze.pl z adresem bloga, w tytule wpisz #PiątekzMartą. Opisz jednym zdaniem swój blog i napisz, dlaczego jest warty polecenia. Wiem, jak ciężko zdobyć pierwszych czytelników, więc bardzo chętnie polecę Wasze blogi. ThatAlexa -  lifestylowy blog, na którym możecie przeczytać o życiu autorki w Norwegii, rozwoju osobistym, jedzeniu, urodzie i przemyśleniach na różne tematy. Świat według Neo - styl życia, podróże, góry i opowieści Adres wyobraźnia – jak pisze autorka: „Chciałabym, żeby było to miejsce, gdzie wyobraźnia może znaleźć inspirację. A gdzie ją najłatwiej znaleźć? Oczywiście w nieskończonym świecie książek. Lubię czytać, więc dzielę się tym z innymi. ” Zamiast burzy - Są różne terapie. Muzykoterapia. Felinoterapia. Akupunktura. I terapia polegająca na pisaniu bloga. I to jest chyba to. Inkubator piękna - Jak pisze autorka: „pokazuję w nim jak w codzienności odnaleźć piękno życia.” DO POSŁUCHANIA: Martwię się, że niedługo zepsuję przycisk „odtwórz ponownie” jak ta piosenka dalej będzie mi się aż tak podobać. DO OGLĄDANIA: O tym, jakie filmy dla kobiet warto obejrzeć, pisałam tu. Zapoznajcie się też z propozycjami w komentarzach! Miłego weekendu!

Jak pokochać swoje ciało [rozwojownik]

ANIA MALUJE

Jak pokochać swoje ciało [rozwojownik]

Marta pisze

Kilka rzeczy, za które masz u mnie minusa

Zazwyczaj kocham ludzi. Naprawdę. Przysięgam. Uwielbiam poznawać nowe osoby, spotykać się z tymi, których już znam i spędzać razem czas. Ale są pewne zachowania, które sprawiają, że niebezpiecznie szybko rośnie mi ciśnienie. I ktoś zaczyna mnie wkurzać. Na pewno macie jakieś rzeczy, które was w innych ludziach irytują. Jedni nie lubią, jak ktoś obgryza przy nich paznokcie, inni nie mogą znieść jakiegoś zwrotu, a ja mam całą listę rzeczy, które sprawiają, że po pierwsze, podnosi mi się ciśnienie, a po drugie, zaczynam wychodzić na aspołeczną. I nic na to nie mogę poradzić. Co mnie denerwuje w ludziach? JĘCZENIE Jeżeli dopiero kogoś poznaję i ten ktoś marudzi na wszystko, co widzi, czasami mam ochotę palnąć go lekko w głowę i powiedzieć, żeby się ogarnął. Wszystko dla niego jest nie tak: buty za ciasne, słońce za bardzo grzeje, jedzenie zbyt tłuste, alkohol nie ten, co trzeba, gra nieciekawa, filmu nie chce mu się oglądać, a tak naprawdę, to w sumie nie do końca wie, po co przyszedł, bo tak mu się chce spać, że zaraz zaśnie na amen. Często można spotkać ten typ na domówkach albo spotkaniach z dużą grupą znajomych: siedzi w kącie i jęczy za każdym razem, kiedy ktoś rzuci jakąś propozycję spędzania czasu. Film? On nie lubi horrorów. Gra w kinecta? E, wstydzi się. Gadanie? Czuje się wykluczony, bo to nie jego temat. Nic mu się nie podoba, niczego nie chce robić i jedyne, co potrafi, to marudzenie na swoje i czyjeś życie. A ja czuję, że jeszcze chwilę i ciśnieniomierz mi pęknie, autentycznie. ZAŚLEPIENIE To wychodzi najczęściej w jakiejś dyskusji. Wystarczy, że poruszy się jakiś chodliwy temat i już znajduje się osoba, która potrafi cię zwyzywać, bo nie masz tego samego zdania. Co więcej, kiedy próbujesz jej uargumentować swoje racje i spróbować podyskutować, mówi coś, z czym nie da się dyskutować: BO TAK. Często w takich sytuacjach cała atmosfera się kisi i psuje, bo w powietrzu czuć napięcie. Jednym z podtypów takich zachowań jest cudowna, bardzo popularna zasada „nie znam się, ale się wypowiem, bo przecież mam rację”. Czasami zdarza mi się rozmawiać z osobami, które kompletnie nie orientują się w temacie, ale kiedyś kuzyn wuja, którego stryj zna sąsiadkę, która ma przyjaciela, który coś o tym wie, powiedział im coś konkretnego i tego się trzymają. I nie da się ich przekonać, bo przecież kuzyn wuja, którego stryj zna sąsiadkę, która ma przyjaciela, który zna się na tym powiedział, że coś tam. DOTYKANIE Nie znamy się – nie dotykaj mnie. Proste. Brzmi bardzo chamsko, ale bardzo niekomfortowo się czuję, kiedy jakaś obca osoba nagle mnie przytula, głaszcze po włosach, łapie za rękę, obejmuje ramieniem i tak dalej. Skracanie dystansu jest w porządku, o ile chcą tego obie strony. Ja najczęściej muszę kogoś poznać, żeby się móc z nim obściskiwać. Są jednak wyjątki, kiedy między mną i nowo poznaną osobą tak zaskoczy, że wydaje mi się, że znamy się sto lat… i wtedy można mnie tulić i nie mam nic przeciwko WYWYŻSZANIE SIĘ Znacie te momenty z filmów, kiedy jakieś ładne dziewczyny z paczki wywyższają się nad innych? Czasami spotykam ludzi, do których podchodzę z uśmiechem, przedstawiam się i czuję tak wyraźną niechęć, że dziwię się, że się od niej nie przewracam do tyłu. Tacy ludzie patrzą na wszystko z góry i mają cię gdzieś, dopóki nagle nie powiesz czegoś, co im zaimponuje – wtedy nagle lepią się do ciebie jak pszczoły do miodu, bo uznają, że jesteś na ich poziomie. Jak wiecie, uważam takie zachowanie za strasznie słabe, ale co zrobisz – nic nie zrobisz. MÓWIENIE, ŻE COŚ JEST GŁUPIE To jest coś, za co w błyskawicznym tempie można zgarnąć minusa – wystarczy, że ktoś podejdzie, posłucha przez chwilę dyskusji i wypali: „a ja sądzę, że gry/bieganie/książki/ten film/sushi jest głupie”. Zresztą, pisałam o tym tutaj – przecież sushi jest ohydne! A za co u Was można zgarnąć minusa?

Segritta

Czy powiedzieć partnerowi o zdradzie?

Jeśli spytać o to internety, odpowiedzą tak: - Oczywiście, że trzeba powiedzieć. To jedyne honorowe wyjście z tej sytuacji.  lub tak: - Jak już się zdradziło, to trzeba ponieść konsekwencje i nie ma że boli. Właśnie o to chodzi, że ma boleć. Powiedz partnerowi, jak okropnego czynu się dopuściłeś i przyjmij na klatę awanturę, która cię czeka, i na którą w pełni zasłużyłeś!  Też tak myślałam, gdy miałam 10 lat. Potem zrozumiałam, że zdradzona osoba cierpi najbardziej w momencie, gdy się o tej zdradzie dowie. Wcześniej żyje sobie w błogiej nieświadomości i cierpi najbardziej ten, który zdradził, bo go wyrzuty sumienia zjadają (mamy tam wtedy ten „zasłużony ból i cierpienie”, którym nasza kultura lubi obarczać zdradzającego). Nie ma nic honorowego w krzywdzeniu drugiego człowieka, bo w miłości jak w medycynie króluje zasada: primum non nocere, czyli przede wszystkim nie ranić. Jeśli ktoś tej zasady nie stosuje, to albo nie kocha, albo ma empatię na poziomie ameby. Ale tak naprawdę sprawa jest bardziej złożona, bo i zdrada zdradzie nierówna. 1. Jeśli zdradziłaś raz… …po pijaku, w delegacji lub w wyniku jakiegoś chwilowego zaćmienia zmysłów, ale szybko doszłaś do wniosku, że to był błąd i tak naprawdę twój partner jest jedyną, największą miłością twojego życia i już nigdy przenigdy nie popełnisz takiego błędu po raz drugi to… Nie mów.  Żyj ze świadomością tego błędu i zrób co w twojej mocy, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Trochę się pomęczysz, ale w końcu się przyzwyczaisz i będzie dobrze. Macie nawet szansę żyć długo i szczęśliwie. 2. Jeśli zdradziłaś po raz któryś i, znając siebie, będziesz zdradzała znowu, ale „to tylko seks” i tak naprawdę kochasz tylko swojego partnera. Najprawdopodobniej taka po prostu jesteś i taka byłaś, gdy się wiązaliście. Masz problemy z dochowaniem wierności seksualnej, nie jesteś stworzona do monogamii albo jesteś seksoholiczką. W tym ostatnim przypadku jest zawsze nadzieja w postaci terapii. W pozostałych jednak szanse na poprawę są znikome. Możecie oczywiście stworzyć wolny związek, który może być naprawdę czymś wspaniałym – ale obie strony muszą być go świadome i się na taki układ zgodzić. Jeśli do tej pory to nie nastąpiło, to najprawdopodobniej jesteście na dobrej drodze do stworzenia asymetrycznej relacji, w której ty udajesz, że nie zdradzasz – a on udaje, że nie wie, że go zdradzasz. Nie znam ani jednego związku, który by przetrwał taki układ, ale ..kto wie, może będziecie pierwsi. Tak czy owak… …nie mów.  Bo może jemu jakimś cudem jest dobrze w tym udawaniu. Może dopiero wypowiedziana zdrada sprawi, że pojawi się problem? Tylko błagam, zabezpieczaj się. I dobrze się zastanów, czy twoje zdrady nie są przypadkiem symptomem sytuacji nr 3 lub 4. 3. W waszym związku źle się dzieje i zdrada jest tylko efektem takiego kryzysu. Jesteście razem już długo. Niby kochasz swojego partnera, ale czegośtam ci nie daje. Może satysfakcji seksualnej, może czułości, może przestał ci imponować. Jest ci coraz gorzej w związku, ale różne próby jego naprawienia nic nie dały – ani rozmowy, ani terapia, ani romantyczny wyjazd we dwoje do Grecji. Generalnie chcesz z nim być, ale jakiś inny, starający się mocno o ciebie mężczyzna w pewnym momencie cię uwiódł, sprawił, że poczułaś się szczęśliwa i nie wiesz teraz, co z tym fantem zrobić. Chciałabyś ratować swój związek, ale na pewno nie na takich zasadach, na jakich teraz istnieje. Z drugiej strony myślisz, że może nie warto… Co wtedy? Powiedz. To może być po prostu Wasza ostatnia szansa na ratowanie związku. Jeśli nie powiesz, to on się przecież i tak rozpadnie. A jeśli powiesz, to może będzie to jakiś budzik, który Was zmobilizuje do pracy nad waszą relacją. Oczywiście może wydarzyć się coś zupełnie innego: on dowie się o zdradzie, spakuje się i odejdzie. Ale wtedy przynajmniej ty będziesz miała szansę na zrewidowanie własnych uczuć i może na pogoń za nim i staranie się o powrót do bycia razem. Tak czy owak, ja bym w takiej sytuacji postawiła wszystko na jedną kartę i powiedziała. 4. Zdradziłaś, bo nie kochasz swojego partnera. Może nie miałaś odwagi się rozstać albo z jakichś egoistycznych powodów chcesz jednak tkwić w tym związku jak najdłużej. Ale nie kochasz go. Może już nie kochasz, może nigdy nie kochałaś, może dopiero po poznaniu kogoś innego uświadomiłaś sobie, że „to nie była prawdziwa miłość”. Nie mów. Ale, do cholery jasnej, rozstań się z nim. Powiedz teraz to, co powinnaś była powiedzieć już dawno: nie kocham cię, więc to nie ma sensu. Oboje macie jeszcze szansę na stworzenie fajnego związku opartego na wzajemnej miłości. W takim związku będziecie szczęśliwi. Ale nie osiągniecie tego razem i warto ten fakt wreszcie zaakceptować. 5. Zdradziłaś, a teraz masz problemy natury zdrowotnej. Nie ma w sumie znaczenia, czy to „tylko” jakaś uleczalna choroba weneryczna czy wirus HIV. W takim wypadku twoim psim obowiązkiem jest powiedzieć o zdradzie, i to nie tylko swojemu partnerowi. Powiedz: Partnerowi, kochankowi, a także wszelkim poprzednim partnerom seksualnym, jeśli nie masz pewności, w którym momencie mogło dojść do zarażenia. Tu już nie chodzi o rozkminki w stylu Bravo Girl, kocha/nie kocha, dwie połówki pomarańczy i takie tam. Tu może chodzić o czyjeś życie.     PS. Tekst jest pisany do czytelniczki, ale tylko dlatego, że 70% czytelników tego bloga to kobiety. W istocie adresatem tego artykułu może być każdy, niezależnie od płci. Mężczyźni przecież też zdradzają. I podlegają tym samym zasadom moralnym. :)

Skończ już z tym sklepem dla biednych

Marta pisze

Skończ już z tym sklepem dla biednych

Wiek Adaline #recenzja

LOVE STREET FASHION

Wiek Adaline #recenzja

Aaa! Dzień matki, dzień dziecka, magistetka i under pressure

ANIA MALUJE

Aaa! Dzień matki, dzień dziecka, magistetka i under pressure

Barcelona – Sants Montjuic, La Boqueria, plaże

Lifemenagerka

Barcelona – Sants Montjuic, La Boqueria, plaże

Dlaczego nigdy* nie zrobię tatuażu

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

Dlaczego nigdy* nie zrobię tatuażu