Segritta

Co zaskakuje obcokrajowców w Polsce

Trafiłam niedawno na bloga podróżniczego Westfalia Digital Nomads, którego autorzy przemierzyli niedawno Polskę i opisali swoje wrażenia w tekstach i filmach. Zawsze fascynowało mnie zdanie obcokrajowców o Polsce, bo czasem zauważają oni rzeczy, które nam, Polakom, zupełnie umykają. I faktycznie, tym razem też dowiaduję się od pary blogerów o mitach dotyczących mojej Ojczyzny, o których nigdy wcześniej nie słyszałam. Artykuł jest po angielsku, jego oryginał znajduje się tu. Wyjęłam z niego najciekawsze informacje i dodałam kilka od siebie, zapamiętanych z rozmów z Amerykanami, Anglikami i Francuzami, którzy opowiadali mi o swoich pierwszych wrażeniach z pobytu w Polsce. 1. Z jakiegoś powodu uważa się, że Polacy są niscy. Średni wzrost mężczyzny to tu 179 cm. A najwyższy polski koszykarz ma aż 223 cm wzrostu. Nigdy nie słyszałam o stereotypie niskiego Polaka. Mały wzrost to u nas domena południowców – nie bez kozery, bo na różnych koncertach i w ulicznym tłumie w Andaluzji czy na Sycylii moje 172 cm. wzrostu gwarantowało mi widok nad głowami większości tamtejszych mężczyzn. ;) Szwedzi zaś mogliby się tylko po wzroście na południu odnajdywać. 2. Polacy wydają się zimni, zdystansowani, smutni lub zdenerwowani. „Nie uśmiechają się”. To samo można powiedzieć o Czechach, Słowakach, Bułgarach lub, jak się domyślam, o Rosjanach. To nie dlatego, że nie mają w sobie ciepła lub nie są przyjacielscy. To dlatego, że: - Komunistyczna przeszłość nauczyła ich potrzeby ukrywania emocji w sytuacjach publicznych. - W tych kulturach uśmiech bywa mylony ze śmianiem się z kogoś. Uśmiechanie się do nieznajomego mogłoby więc być odebrane jako nabijanie się z niego. - „Nie śmiej się, jeśli nie masz tego na myśli”. Uśmiech może być też sygnałem flirtu lub miłosnego zainteresowania drugą osobą. - Pamiętaj, że wiele słowiańskich kultur uznaje zachodnie powitania i uśmiechy za przejaw fałszywości. „Po co pytać „how are you?”, skoro tak naprawdę wcale nie interesuje Cię odpowiedź?. I to ostatnie się pokrywa z moimi francuskimi obserwacjami – a konkretnie z moim wewnętrznym sprzeciwem wobec rzucanego bezmyślnie „Ca va?” (czyli „jak się masz?”) bez faktycznego zainteresowania samopoczuciem rozmówcy. Napisałam o tym całą notkę na moim paryskim blogu w 2006 roku. Tu link do wykopaliska :) 3. Bigos, jedno z najsłynniejszych polskich dań, wcale nie wypuszcza śmiertelnych gazów po trzech dniach gotowania. Tak naprawdę, powinno się go jeść dopiero po dwóch dniach gotowania. Zgodnie z tradycją, bigos wytrzymuje tydzień lub nawet dłużej, jeśli odpowiednio się go doprawia.  Wow. Serio ktoś myślał, że bigos jest śmiertelny po trzech dniach? Choć z drugiej strony… dla mnie ten stary, zgniły śledź szwedzki, który serwuje się na święta jako największy przysmak, jest potrawą śmiertelnie śmierdzącą. ;) 4. Byłam zaskoczona, gdy odkryłam, że w polskiej telewizji nie ma czegoś takiego jak „kanał papieski”. Jest za to katolicka stacja „Trwam”.  No tak. Dla wielu obcokrajowców – zwłaszcza tych mających styczność z religią katolicką – polski papież wciąż jest jakimś symbolem, pierwszym skojarzeniem z Polską. No i uchodzimy za baaaaardzo katolicki kraj. Czasem, obserwując polskich polityków i ich decyzje, mam wrażenie, że tak naprawdę jest. Ale potem zdaję sobie sprawę, że większość polskich ateistów i agnostyków była chrzczona, a to sprawia, że wlicza się ich w szeregi katolików. Tak więc myślę, że w istocie oddalamy się od kościoła i gdyby zrobić miarodajne badanie (czyli nie liczymy chrztu, a faktyczną deklarację wiary), to nie byłoby z nami tak katolicko ;) Przy okazji pozwolę sobie wtrącić słówko o dziwnym tworze nazywanym „niepraktykującym katolikiem”. Otóż coś takiego nie istnieje. Katolik to chrześcijanin, który żyje zgodnie z nauką kościoła katolickiego (a więc nie tylko był ochrzczony, ale też chodzi do kościoła, modli się i spowiada). Jeśli po prostu wierzysz w boga chrześcijańskiego, to jesteś chrześcijaninem, a nie katolikiem. Nie żeby było w tym coś złego. Po prostu warto wiedzieć coś o wyznaniu, które się wybiera. 5. Marzanna to słowiańska bogini śmierci, koszmarów i zimy. W wiosenną równonoc celebruje się śmierć zimy, wrzucając słomianą, dekorowaną kukłę do wody, by przegonić mrozy i przyspieszyć nadejście wiosny. (Jestem ciekawa, kto potem sprząta te słomiane kukły) Wiedziałam, że topienie Marzanny to nasz zwyczaj i na zachodzie go raczej nie znają, ale rozbawiło mnie to ostatnie wtrącenie autorki. Tak, tylko „człowiek zachodu” będzie się martwił tym, czy słomiane kukły w rzekach ktoś potem zbiera i utylizuje… ;)) 6. Przesądy: damska torebka położona na podłodze sprawia, że uciekają właścicielce pieniądze.  O! Wreszcie ktoś zdziwiony tak samo jak ja, gdy po raz pierwszy usłyszałam ten przesąd. Powiedziała mi o nim kilka lat temu gosposia sąsiadki. W mojej rodzinie i środowisku nigdy nie funkcjonował i sama w ogóle nie dbam o to, żeby torebka nie leżała na ziemi. To może tłumaczyć, czemu nie mam kasy na kanapę ;) 7. Przesądy: Założenie czerwonych majtek na studniówkę  i tych samych, niepranych majtek na maturę przyniesie szczęście.  Myślałam, że to jakies amerykańskie zapożyczenie przesądowe, a tu taka niespodzianka. Chyba jednak nasze! :) 8. Przesądy: Na ślub powinno się wybierać miesiąc z literą „r” oraz panna młoda nie powinna się oglądać w lustrze, gdy jest już gotowa.  To pierwsze znam, a o drugim pierwszy raz słyszę. 9. Przesądy: Im więcej zjesz w Święta Bożego Narodzenia, tym szczęśliwszy będziesz miał kolejny rok.  Też pierwszy raz o tym słyszę. Znam za to polski zwyczaj wpychania gościom żarcia do gardeł, niezależnie od tego, czy są najedzeni czy nie. Bo to w Polsce ujma, wypuścić gościa głodnego z chaty, więc lepiej nie ryzykować. ;) 10. Znani Polacy: Ludwik Zamenhof – twórca Esperanto, Fryderyk Szopen, Maria Skłodowska – Curie, Kopernik.  We Francji ludzie wymieniali też Wałęsę i ciągle kłócili się o narodowość Szopena i Marii Skłodowskiej – Curie. Większość Francuzów myśli, że to ich rodacy ;) 11. Katowice są nazywane polskim San Francisco, bo są bardzo „gay – friendly”.  Czego to ja się nie dowiaduję z zagranicznych blogów! Superfajnie, ale czy to potwierdzona informacja? 12. Blogerzy są też zaskoczeni polskim lektorem przy zagranicznych filmach. I to rzeczywiście jest rozwiązanie kuriozalne! Pamiętam doskonale, jak oglądałam w dzieciństwie jakąś brazylijską telenowelę z dubbingiem włoskim i nałożonym na to polskim lektorem. To była chyba „Maria”. Koszmarek językowy :) Zdecydowanie wolę dziś napisy, a dubbing toleruję tylko w kreskówkach. Może dlatego tak śmieszyło mnie francuskie upodobanie do dubbingu, który kojarzy mi się z produkcjami dla tych, którzy nie umieją jeszcze czytać, czyli dla dzieci. Już lektor jest lepszy, bo choć trochę ten oryginalny głos i emocje przebijają w tle. Tu link dla ciekawskich – mapka z zaznaczonymi preferencjami językowymi w europie, czyli gdzie dominuje dubbing, gdzie napisy a gdzie lektor. Tak przy okazji, zachęcam Was do subskrybowania tego fanpage’a o kartografii, bo jego autor wybiera naprawdę ciekawe, fajne mapy. 13. Polska miała kilku swoich seryjnych morderców. Część z nich dzieliła przydomek „wampir” (np. „wampir z Zagłębia”), jeden nazywał się „eleganckim mordercą”* i byli jeszcze „łowcy skór”: 4 pracowników pogotowia, którzy zabijali starych, niedołężnych pacjentów, by sprzedać potem informację o zwłokach domom pogrzebowym. Serio. Tak, ja tez doskonale pamiętam tę aferę. I do dziś mam wyrytą w pamięci nazwę leku, którego używali do uśmiercania staruszków. Nazywał się pawulon. 14. Uchylne okna. Też trudno mi w to było uwierzyć, ale znajomy Amerykanin zachwalał to rozwiązanie jako zupełnie nowatorskie i nieznane mu wcześniej. Bo u niego są tylko okna, które można odsunąć w dół, otwierając dzięki temu fragment na górze. Ale żeby przechylać całe okno w skos, tylko przy innym ułożeniu klamki – to już dla niego była nowość. I faktycznie nie spotkałam się z tym za granicą. 15. Wgłębienie na stopy w podstawie wanny. Ponoć to polski patent, albo przynajmniej wschodni, bo w Anglii go nie znają. A to takie wygodne przy myciu samej głowy lub praniu koca w wannie. :) Póki co tyle znalazłam ciekawostek. Jeśli macie swoje do dorzucenia, zachęcam do wpisywania ich w komentarzach. * To Władysław Mazurkiewicz. Poza przydomkiem „elegancki morderca” nazywano go też „upiorem krakowskim” i zamordował 30 osób. Skazany na karę śmierci w 1956 roku wypowiedział swe ostatnie słowa: „Dowidzenia, panowie, niedługo wszyscy się tam spotkamy”.  

Journalistka

Moja lista 10 książek, które coś tam coś tam

Postanowiłam swoją listę przenieść tutaj. Nie będzie to lista książek, która odmieniła moje życie, bo szczerze mówiąc… bez przesady. Jeśli już, to wpływa, kształtuje, oraz co czasem ważniejsze od samej treści/fabuły, daje przyjemność z bycia użytkownikiem dobrego pisarskiego stylu. Co najgorsze, zawsze nie czytam tyle, ile bym chciała i mam jakby wbudowane w głowie coś, […]

Chodź na spacer po mojej dzielnicy :)

Segritta

Chodź na spacer po mojej dzielnicy :)

Wiara

Szafeczka blog

Wiara

Warszawa da się lubić!

Lifemenagerka

Warszawa da się lubić!

A ja ją nawet uwielbiam, niemal bezkrytycznie. To moje miasto, mieszkam tu od urodzenia i nigdy nie marzyłam, aby zamienić je na inne. Uważam, że Warszawa często jest oceniana bardzo niesprawiedliwie, a pod adresem Warszawiaków pada wiele przykrych słów, które nijak mają się do rzeczywistości. Szczerze mówiąc nie znam ani jednego Warszawiaka, który wpasowałby się w stereotyp (czy raczej krążący po Polsce mit) zapatrzonego w czubek własnego nosa cwaniaka i buraka. Hmm, czy w ogóle muszę tłumaczyć, że to cechy charakteru i że nie zależą one od miasta z jakiego się pochodzi? Reszta Polski może mówić co chce. Nigdy nie ocenię mojego miasta na podstawie opinii ludzi, którzy znają je tylko od turystycznej strony albo przyjechali tu do pracy i nie podoba im się styl życia jaki narzuciła im korporacja. Warszawa jaką znam jest piękna i przyjazna. I tak niezwykle pojemna! Przyjmuje również tych, którzy wciąż na nią narzekają. Ja kocham to miasto. A za co?  Za ogromną ilość terenów zielonych. Naprawdę ogromną! Mieszkam wysoko i mając widok na pół miasta dostrzegam fakt, że ta połowa w większości składa się z zieleni. Poniżej widok z jednego z punktów widokowych w środku miasta. Dzięki tak olbrzymiej ilości parków i nie zagospodarowanych terenów zielonych nie oddychamy samymi spalinami. Za komunikację miejską OK, przyznaję, że rzadko z niej korzystam. Ale jeśli już mi się to zdarza, nie mam do czego się przyczepić. Wydaje mi się, że jest całkiem nieźle zorganizowana – nie brakuje biletomatów, autobusy i tramwaje zazwyczaj są punktualne (nie licząc ekstremalnych sytuacji kiedy np. miasto staje z powodu śnieżycy), w wielu miejscach są fajne tablice informujące za ile przyjedzie tramwaj, a metro to już w ogóle samo dobro. Nie będę narzekać, że ma tylko jedną linię… Ludzie rozpaczają, że jest tylko jedna, a jak pojawiły się niedogodności związane z budową drugiej, to też narzekaniom nie ma końca.  Poza tym mało kto docenia fakt, że nasze metro jest jednym z najnowszych i najczystszych w Europie, a niektóre stacje zostały docenione poza granicami Polski za swój świetny design. Za aktywność fizyczną Warszawa niesamowicie sprzyja aktywnym ludziom! Siłownie plenerowe wyrastają jak grzyby po deszczu, przybywa ścieżek rowerowych i wypożyczalni rowerów miejskich Veturilo, nie brakuje terenów sprzyjających biegaczom a miasto chętnie angażuje się w organizację eventów sportowych. Pod tym względem Warszawa zrobiła ogromny progres w ciągu ostatnich kilku lat. Za pamięć o historii Warszawa pamięta o swojej historii i bardzo ją celebruje. Jeśli ktoś nie wie jak w naszym mieście wygląda godzina „W” co roku 1 sierpnia o 17tej, to zachęcam do obejrzenia tego materiału Za multum możliwości Knajpka, w której nie muszę się martwić o zdrowe menu? Żaden problem. Ochota na pyszne, naturalne, podobne do włoskich lody? Da się zrobić. Plac zabaw dla psów? Proszę bardzo. Świetna plaża niemalże w środku miasta? Ależ oczywiście! Targ śniadaniowy? Kilka do wyboru. I długo można tak wymieniać… A jeszcze dłużej można te warszawskie atrakcje odkrywać… Za piękne widoki Tak po prostu Za to, że nie przestaje mnie zaskakiwać Uwielbiam odkrycia poczynione zupełnie przypadkiem, np. przy okazji zejścia z jakiejś oklepanej ścieżki… Tutaj trudno nawet rozwinąć ten punkt, bo chodzi w nim o bardzo różne rzeczy. Za to, że tak dynamicznie się rozwija Niektóre miejsca wyglądają dziś ZUPEŁNIE inaczej niż jeszcze kilka lat temu. Weźmy na przykład Służewiec… Jeszcze nie tak dawno pełen przytłaczających, opuszczonych fabryk, dziś zagłębie wieżowców, siedzib największych korporacji i świetnych dróg. Tak, dróg! Również tych cały czas przybywa i naprawdę niesamowicie ułatwiają one życie zmęczonym korkami kierowcom. Można powiedzieć „lepiej późno niż wcale”, ale mnie nie obchodzi przeszłość – ważne jest to co tu i teraz i to, że wszystko idzie ku lepszemu. A Wy za co kochacie Warszawę? Albo odwrotnie – za co jej nie lubicie, bo często piszecie w komentarzach, że zupełnie nie możecie się przekonać do tego miasta. Ciekawi mnie dlaczego, choć już wiem jaki argument „przeciw” na pewno się pojawi. Tak, mnie też rozbraja ten pęd jaki narzucają ludzie w centrum miasta. Ale wiecie co? Bardzo rzadko mam z nim do czynienia, bo Warszawa to nie tylko centrum P.s. Być może ten wpis jest zwiastunem nowego cyklu The post Warszawa da się lubić! appeared first on Life Manager-ka.

Segritta

Gdybym mogła teraz wrócić do liceum…

…to bym nie wróciła. Poza niezaprzeczalną błogością i radością z bycia młodym bowiem, w samym poddawaniu się procesowi edukacyjnemu nie było nic fajnego. Dużo fajniej jest być dorosłym i wolnym niż upupianym przez nauczycieli w szkole. No ale załóżmy, tak na potrzeby edukacji współczesnej młodzieży i sypnięcia kilku rad cioci Matyldy, że jednak do tego liceum wracam. Z dzisiejszym mózgiem, z dzisiejszą świadomością tego, co istotne. Co bym robiła? Czego bym nie robiła? Taką krótką listę sobie zrobiłam z okazji września. Wyszły trzy rady. 1. Zadawałabym więcej pytań nauczycielom. Nie wiedzieć czemu, zawsze byłam pod tym względem dość nieśmiała. Głupio mi było pytać, ujawniać się z brakiem wiedzy lub po prostu ryzykować, że coś już zostało powiedziane a ja to przegapiłam. Nie pytałam. A przecież w szkole masz nauczycieli za darmo, i to oni są tam dla Ciebie a nie odwrotnie i ich obowiązkiem jest przekazywać Ci wiedzę. Powinnam to była wykorzystywać. I teraz bym wykorzystała. 2. Kompletnie olałabym oceny. Bo są zupełnie nieistotne. A właściwie były, za moich czasów, kiedy na studia były oddzielne egzaminy. Teraz chyba matura i uzyskane na niej punkty decydują o przyjęciu na uczelnię wyższą, ale jestem przekonana, że ocena ze sprawdzianu z chemii czy nawet ocena roczna końcowa z jakiegoś przedmiotu nie ma znaczenia. O ile oczywiście nie jest najniższa i nie pozwala przejśc do następnej klasy, ale o to to nawet za moich czasów trzeba się było bardzo postarać. 3. Nie przejmowałabym się tym, że ktoś mnie nie lubi. Miałabym to teraz głęboko w dupie, zamiast – jak wtedy – zastanawiać się jak głupia, gdzie popełniłam błąd i jak go naprawić. Dziś wiedziałabym, że ci ludzie, którzy atakują, wyśmiewają i nękają, sami przeżywają bardzo trudny moment w swoim dorastaniu i najwyraźniej nie dostali w domu innych narzędzi do budowania swojego autorytetu niż hejt i przemoc. Spytałam potem MR, co ona by zmieniła w swoim podejściu, gdyby wróciła teraz do liceum. Powiedziała, że byłaby bardziej asertywna, przykładałaby się bardziej do nauki (bo jej dziś wiedzy brakuje) oraz nie bałaby się mówić. Bo się wstydziła kiedyś, że powie coś głupiego i zostanie wyśmiana. Czyli w sumie podobnie. :) A Ty, co byś zmienił, gdybyś wrócił do szkoły? Albo – jeśli teraz się uczysz – co jest dla Ciebie w szkole najważniejsze i czym najbardziej się w szkole martwisz?

Dlaczego nie podjęłam wyzwania Ice Bucket Challenge

Segritta

Dlaczego nie podjęłam wyzwania Ice Bucket Challenge

Czym jest dla mnie muzyka ?

Marry and Blue

Czym jest dla mnie muzyka ?

Łap chwile

Makóweczki

Łap chwile

Dzieci z chmur

Lady Gugu

Dzieci z chmur

Fashionelka

Wszystko co mężczyźni wiedzą o kobietach – cała prawda

Publikacje amerykańskiego psychologa dr Alana Lowella Francisa przewijały się na moich studiach kilkukrotnie. Lubiłam jego cięty język, wnikliwość i wytrwałość w prowadzeniu badań, które nierzadko odsłaniały szokującą prawdę. O książce „Wszystko co mężczyźni wiedzą o kobietach” było głośno jakiś czas temu. W USA ta pozycja sprzedała się w milionach egzemplarzy. Trudno o lepszą rekomendację Francis poświęcił wiele lat na przeprowadzanie badań i sondaży wśród tysięcy mężczyzn, starając się odpowiedzieć na pytanie, co faceci wiedzą o nas, kobietach. Nie jest to typowy, nudny poradnik pod którymi uginają się półki w księgarni. To kompendium wiedzy zawierające wnikliwe analizy, celne wnioski i przemyślenia. Książa mówi o tym co mężczyźni wiedzą na temat przyjaźni z kobietami, budowaniu intymnej więzi, emocjonalnym zaangażowaniu czy zaspokajaniu seksualnych potrzeb partnerki. I choć książka ma już prawie 5 lat to wciąż spotykam mężczyzn, którzy nie mają o niej pojęcia. Szkoda, żeby taki kawał wiedzy się marnował… A teraz kilka faktów – > kliknijcie koniecznie na drugą stronę (NEXT)

Polecane blogi - samorozwój i motywacja cz. I

nissiax

Polecane blogi - samorozwój i motywacja cz. I

Fashionelka

Głupoty, jakie ludzie wpisują w google

Sprawdzanie statystyk, analizowanie źródeł odwiedzin, słów kluczowych i badanie zachowań czytelników to dla blogera chleb powszedni. Czasem jednak zdarza mi się zabrnąć w zakładkę, która wciąga mnie na długie godziny. Mowa o tabelkach, które pokazują po wpisaniu jakich fraz/słów kluczowych ludzie wpadają na mojego bloga. Czasem są to frazy związane z moimi wpisami, jesteście ciekawi jakich kosmetyków używam, ile zarabiam i czy mam sponsora. Najczęściej jednak znajduje tam absurdalne i śmieszne teksty. Z resztą zobaczcie sami. dz-dzięki? oo to najgorzej, jeśli na weselu jest mało jedzenia to całe wesele automatycznie staje się beznadziejnie. Sprawdzone.płyn do ust jeszcze potrafię sobie wyobrazić, ale płyn do ust pięty?! Sama chciałabym to zobaczyć.Ulgę, wolność, szczęście!Ojjj źle się dzieje. No pewnie, że muszą. W tym przypadku nie ma przeproś, każdy musi pić karniaki jeśli na to zasłużył.TAK.Idź, a potem opowiadaj wszystkim w pracy, że wyglądała beznadziejnie. Niech ma za swoje, w końcu za coś jej nie lubisz. Nie?ahhaah <3 Najpierw płyn do ust pięty, teraz denaturat na stopy. Ludzie! Naprawdę wystarczy pumeks i krem nawilżający raz w tygodniu…Conchita?Ohhh, chciałabym.. Ale, że z młodą parą? W środku? Dlaczego? Hmmm, no nie wiem. Pomyślmy… Może w AUSTRALII?! Mamo mogę nie jechać na wieś? A nie chodzi przypadkiem o Maffashion?Wiem! To było z tym.. DiCaprio – Wyspa tajemnic? Wziąć patelnię i pieprznąć się z CAŁEJ siły w głowę. Z CAŁEJ. No.. noo.. Prawie dobrze! Próbuj dalej Na bogato!!! NIE.Serio?!?! To moje znaleziska po 20 minutach szperania. Zastanawia mnie co kieruje ludźmi, którzy wpisują te teksty w wyszukiwarkę. Np. „Jak poprosić mamę żeby nie jechać na wieś?” Czy ktoś myślał, że znajdzie stronę z wymówkami? Grupę wsparcia? Nie wiem. Przepraszam wszystkich, którzy weszli na mojego bloga z nadzieją uzyskania odpowiedzi na swoje pytania. Niech ten wpis będzie rekompensatą.

W Internecie wiesz lepiej

Szafeczka blog

W Internecie wiesz lepiej

Faceci wolą kobiety z charakterem?

ART You Ready

Faceci wolą kobiety z charakterem?

Jestem za zakazem wypowiedzi dla ćwierćinteligentów

Facetem jestem i o siebie dbam

Jestem za zakazem wypowiedzi dla ćwierćinteligentów

New in: Sierpień

Fashionelka

New in: Sierpień

Koncerty, czyli dlaczego nienawidzę ludzi

Segritta

Koncerty, czyli dlaczego nienawidzę ludzi

Czym się różnią blogi od serwisów internetowych?

Facetem jestem i o siebie dbam

Czym się różnią blogi od serwisów internetowych?

Jak to jest z tym Woodstockiem?

Fashionelka

Jak to jest z tym Woodstockiem?

Segritta

Nie lubię, gdy ktoś mnie zmusza do bycia niekulturalną.

Wyobraźcie sobie taką scenę. Dzwoni do Was dziewczyna o młodym, delikatnym głosie. Przedstawia się, że pracuje dla dużej, znanej korporacji. Ma dla mnie ofertę. Ja oczywiście z góry wiem, że tej oferty nie chcę, bo na 90% jest to jakiś tablet za drugi numer telefonu i dwuletnią umowę lub coś w tym stylu. Ale ok, wysłucham przynajmniej tej oferty zanim powiem „nie”. No i słucham. - Na pewno zgodzi się pani, że tablety są bardzo przydatnym w biznesie narzędziem. – mówi oklepaną formułkę. Postanawiam przeczekać to jedno, no… góra dwa zdania, zanim jej przerwę. Tracę co prawda czas, bo nie lubię, gdy się mną próbuje manipulować i nastawiam się do tej oferty coraz bardziej negatywnie, ale ok, wysłucham. W domu mnie nauczyli, że trzeba wysłuchać drugiego człowieka, jeśli Cię o coś prosi, o coś pyta bądź chce Ci coś zakomunikować. - Hm. - Dlatego specjalnie dla Pani przygotowaliśmy wyjątkową ofertę: tablet taki-a-taki za 1 zł. i… – coś tam jeszcze mówi, ale ja już wiem, że chodzi o nowy cyrograf na dwa lata. Nie potrzebuję tego cyrografu i, co więcej, nie potrzebuję tabletu. - Przepraszam bardzo, że pani przerwę, ale już rozumiem, co mi pani proponuje i po prostu nie jestem tym zaineteresowana. Nie potrzebuję drugiego telefonu. Internet w tym, który mam, zupełnie mi wystarcza a tablet to zupełnie jest mi zbędny, bo mam telefon oraz mały, lekki laptop, który mi tablet w zupełności zastępuje. Do tego momentu wszystko jest jeszcze ok. Można się co prawda czepiać samej próby używania NLP na rozmówcy, przedłużania, próby naciągnięcia mnie na umowę za pomocą wabika w postaci tabletu, ale to jeszcze wszystko mieści się w granicach kultury i podstawowych zasad komunikacyjnych. Dostałam ofertę, nie byłam nią zainteresowana (ba, nawet przyczynę podałam, choć nie musiałam), odmówiłam i teraz pani powinna powiedzieć „rozumiem, dziękuję za rozmowę i życzę miłego dnia”. Ja bym odpowiedziała „dziękuję, również życzę miłego dnia”, odłożyłabym słuchawkę i zajęła się swoimi sprawami. Ale niestety tak się nie dzieje. - Hm.. rozumiem panią – mówi dziewczyna po drugiej stronie słuchawki – ale zgodzi się pani, że internet i pocztę wygodniej się sprawdza na tablecie niż na telefonie? - Tak – odpowiadam, ale już jestem, delikatnie to ujmując, podirytowana. Nie chcę teraz z obcą babą dywagować na temat komputerów i tabletów. Nie mam ochoty odpowiadać na pytania retoryczne. No i przede wszystkim, odmówiłam już ofertę, która została mi przedstawiona, a ktoś usilnie próbuje mi ją wcisnąć w gardło. Kaman! – ale wciąż nie jestem zainteresowana. Dziękuję. - Rozumiem. Ale skoro uważa pani, że tablet jest bardzo przydatnym narzędziem do pracy, to z pewnością przyda się pani najnowocześniejszy tablet taki-a-taki za jedyne 1 zł. - Nie. Już pani powiedziałam, że mi się nie przyda. Dziękuję. – nie wiem, jak wyraźniej mam zaznaczyć, że nie chcę prowadzić tej rozmowy. - Rozumiem… Niemniej… - Nie, najwyraźniej pani nie rozumie. Powiedziałam, że nie jestem zainteresowana. Dziękuję. Dowidzenia. - Rozumiem pani obawy, ale… W tym momencie skończyła mi się cierpliwość i odłożyłam słuchawkę. Wbrew sobie, bo – jakby na to nie patrzeć – odłożyłam słuchawkę w połowie wypowiedzi rozmówcy. I teraz możecie mi wyrzucić, że jestem miękką pipą, że zrobiłam to tak późno, ale dla mnie naprawdę nie jest łatwym, tak rzucić komuś słuchawką. To po prostu wbrew kulturze, w jakiej mnie wychowano. I gdy ktoś mnie zmusza do bycia niegrzecznym wobec niewinnej, pracującej na chleb dziewczyny z call center, to mnie cholera bierze i zaczynam nie lubić całej firmy – w tym przypadku operatora sieci telefonicznej. I mam ochotę ją zmienić. A za miesiąc kończy mi się umowa. Weźcie to sobie, drogie korporacje, do serca.

Zmień życie zwierzaka – dlaschroniska.pl

Lifemenagerka

Zmień życie zwierzaka – dlaschroniska.pl

Nie zawsze możemy zmienić życie jakiegoś zwierzaka dając mu dach nad głową i swoją miłość… Na szczęście są na to inne sposoby! Jakiś czas temu, jeszcze w zeszłym roku, apelowałam na blogu o pomaganie bezdomnym zwierzętom i opisałam kilka sposobów jak można to robić. Dziś mam przyjemność poinformować, że zostałam ambasadorką akcji dlaschroniska.pl i tym razem chcę Wam przedstawić bardzo konkretne, świetne narzędzie do pomagania.  Akcja dlaschroniska.pl to wspaniała inicjatywa, której głównym zadaniem jest zadbanie o zwierzęta przebywające w schroniskach. Zazwyczaj kiedy wspieramy fundacje lub konkretne placówki, nie wiemy do jakich zwierząt trafią nasze dary albo na co dokładnie będą wydane nasze pieniądze. Mnie akurat to nie przeszkadza, ale pomysł „spersonalizowania” takich działań bardzo mi się spodobał. Sami możecie wybrać jakim zwierzętom chcecie pomóc, możecie przeczytać ich historię, zobaczyć zdjęcie, sprawdzić czego potrzebują i sprezentować im dokładnie to, czego im brakuje. Obojętne, czy będzie to jakaś fajna zabawka, karma czy obroża przeciwpchelna. Niektórym może się wydawać, że takie rzeczy jak piszcząca zabawka czy szczotka do czesania to nie są rzeczy pierwszej potrzeby, ale przecież nie chodzi tylko o przetrwanie tych zwierząt, ale też o umilenie im życia w schronisku, zapewnienie im odpowiednich warunków do w miarę szczęśliwego życia.  Jak można pomóc? To naprawdę bardzo proste zaczynamy od wizyty na stronie internetowej http://www.dlaschroniska.pl. Następnie przeglądamy schroniska i zwierzęta, które potrzebują naszej pomocy. Ja posortowałam je według zapotrzebowania i wyszukałam psa, któremu jeszcze nikt nic nie kupił. Padło na Florka: Wybrałam dla niego kilka rzeczy, poza jedzeniem istotne wydają mi się zabawki i niektóre akcesoria, np. obroża, miska czy szczotka. Po zrobieniu zakupów uzupełniłam swoje dane i wybrałam metodę płatności – nie mam konta na Dotpay, dlatego wybrałam tradycyjną płatność przelewem. Zapłaciłam i już nie musiałam płacić za przesyłkę, a paczka zostanie dostarczona bezpośrednio do schroniska, do wybranego przeze mnie psiaka. Akcję można wspierać również kupując koszulkę ze specjalnej schroniskowej kolekcji na Koszulkowo.com - zysk ze sprzedaży tych koszulek przeznaczony jest na promocję akcji. Ja ze swojej strony goorrrąco namawiam Was do robienia zakupów dla podopiecznych schronisk. Akcja nie wymaga dużych nakładów finansowych, możecie kupić jedną karmę albo zaopatrzyć zwierzaka we wszystkie potrzebne mu akcesoria – wszystko zależy od tego, na co możecie sobie pozwolić. I nie musicie się martwić o przesyłkę! To jak, pomożecie? Akcję wspieram oczywiście razem z Luną, nawet dostałam od niej soczystego buziaka za to moje ambasadorowanie The post Zmień życie zwierzaka – dlaschroniska.pl appeared first on Life Manager-ka.

Witaj sierpniu!

Ziołowy zakątek

Witaj sierpniu!

Co daje taniec?

Lifemenagerka

Co daje taniec?

Pisałam niedawno o znienawidzonej przeze mnie aktywności (tradycyjna siłownia!), dlatego teraz dla równowagi napiszę o ukochanej. Co do tego nie mam wątpliwości – lubię rower, rolki, bieganie, jazdę konną… Ale najbardziej kocham TANIEC! Co jest dość zabawne jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że naprawdę chyba wszystko inne wychodzi mi lepiej od tego ;). Jestem kawałkiem drewna z zerowym wyczuciem rytmu, ale nie przeszkadza mi to w czerpaniu niesamowitej przyjemności z tej aktywności. Regularnie (z krótkimi, miesięcznymi przerwami) chodzę na zajęcia od 2 lat. Postawiłam na latino w wersji solo, bo taniec z partnerem to dla mnie wyższa szkoła jazdy i więcej stresu niż frajdy. Trochę nad tym ubolewam, ale póki co nie chcę pod tym względem wychodzić ze swojej strefy komfortu. Wracając do braków w moich umiejętnościach – takie cechy jak wyczucie rytmu czy dobra koordynacja ruchowa faktycznie bardzo się w tańcu przydają. Ale nie są niezbędne jeśli chcemy ćwiczyć wyłącznie dla siebie i własnej przyjemności. Przecież idąc na zajęcia tańca nie decydujemy się na start w żadnych zawodach – nikt nas nie ocenia i nie powie nam, że się nie nadajemy! Liczy się wyłącznie dobra zabawa i przyjemność jaką czerpiemy z ruchu. Nawet jeśli robimy to poza rytmem czy też niezbyt płynnie (to ja, to ja!). Poza tym praktyka czyni mistrza… Miałam zimą taki czas, kiedy chodziłam na zajęcia 3 razy w tygodniu i wtedy znacznie szybciej łapałam wszystkie kroki i poruszałam się nieco zgrabniej niż teraz, kiedy tańczę rzadziej. Co daje taniec? Poza olbrzymią frajdą jeszcze wiele korzyści dla zdrowia i urody. Wymienię te, które zaobserwowałam u siebie: uelastycznia ciało, uczy prawidłowej postawy poprawia nastrój i dodaje energii (zdecydowanie!) wyrabia mięśnie – ale tak delikatnie, mnie ukształtował nogi redukuje stres i zmniejsza napięcie nerwowe – to mój najlepszy odstresowywacz po ciężkim dniu usprawnia koordynację ruchową i poprawia kondycję  - oczywiście jeśli trenujemy regularnie powoduje wzrost świadomości własnego ciała jak każda aktywność fizyczna – pozytywnie wpływa na zdrowie ogólne Na pewno spotkaliście się też z opinią, że taniec wyzwala kobiecość i dodaje pewności siebie. Nie ma tego na mojej liście, bo nie zaobserwowałam tego zjawiska u siebie ale to bardzo indywidualna sprawa. Taniec to temat rzeka, dlatego nie chcę dziś pisać o bardziej praktycznych jego aspektach, takich jak wygląd zajęć czy ich różnorodność. Jeśli ktoś wyrazi zainteresowanie – z przyjemnością poświęcę temu osobny wpis. P.s. Wiem, że zdjęcia nie mają nic wspólnego z łaciną, ale salsa czy inna rumba solo nie są tak fotogeniczne jak taniec współczesny The post Co daje taniec? appeared first on Life Manager-ka.

Migawki z przeprowadzki: mój balkon nocą.

Ziołowy zakątek

Migawki z przeprowadzki: mój balkon nocą.

Miasto czy wieś

Szafeczka blog

Miasto czy wieś

Lifemenagerka

(moja) Pielęgnacja ciała latem

Jako że „tematyka kobieca” wciąż zajmuje bardzo wysokie miejsce w wynikach mojej blogowej ankiety, postanowiłam wyjść naprzeciw tym z Was, które jej oczekują i przygotować post kosmetyczny. Sama też lubię czasami poczytać takie „zbiorcze” wpisy z kilkoma rekomendacjami, więc mam nadzieję, że ten post też znajdzie swoich odbiorców. Mówi się, że nie ma trudniejszego okresu dla skóry niż zima, mróz na zewnątrz i sezon grzewczy w pomieszczeniach… Dla mnie jednak to lato jest tym najgorszym czasem, kiedy moja skóra błaga o zwiększoną pielęgnację. To nawet dobrze się składa, bo zimą żadna siła nie zmusi mnie do regularnego używania balsamów latem natomiast jest to znacznie przyjemniejsze. Złuszczanie Od tej czynności trzeba właściwie zacząć… Bo bez niej te poniższe nie odniosą pełnego sukcesu. Ja niedawno porzuciłam wszelkiego rodzaju peelingi na rzecz rękawicy Kessa. Jest genialna więcej na jej temat przeczytacie u Aliny. Opalanie O swoim podejściu do opalania i ochronie przeciwsłonecznej pisałam już TUTAJ, więc nie będę się powtarzać Po opalaniu Bezkonkurencyjnym kosmetykiem w tej kategorii jest według mnie Posthelios La Roche Posay. Świetnie nawilża, łagodzi, ewentualne zaczerwienienia zamienia w brąz. To prawdziwe must have dla osób lubiących słońce. Kosmetyk ten ma jeden minus – jako że jest bardzo treściwy, moim zdaniem najlepiej używa się go w domu, po prysznicu lub kąpieli. Bezpośrednio po opalaniu (schodząc z plaży) lepiej użyć czegoś lżejszego. I tu z pomocą przychodzi ten spray Sun Ozon. Jest bardzo prosty i przyjemny w użyciu – przynosi natychmiastową ulgę rozgrzanej skórze. Nawilża delikatnie, dlatego na pewno nie poradzi sobie bez wsparcia bardziej treściwych balsamów, ale i tak go uwielbiam za zapach i szybkość działania. Pozostawia na skórze taki delikatny film, który potęguje uczucie ukojenia skóry. Nawilżanie To chyba najważniejszy element pielęgnacji, który powinniśmy powtarzać najczęściej jak to możliwe, a co najmniej raz dziennie. Do tego idealnie nadają się balsamy apteczne, naprawdę genialnie nawilżają, ale też swoje kosztują. Na szczęście w drogeriach też znajdziemy fajne, treściwe smarowidła. Jednym z nich jest masło kakaowe Ziaja, którym lubię smarować się na noc. Na dzień polecam balsam do ciała Seacret – jest bardzo lekki a jednocześnie niezwykle skuteczny (ale ta cena podana na wizażu to chyba z kosmosu, ja ten balsam dostałam od mamy, a ona na pewno nie kupiłaby balsamu do ciała w takiej cenie ;)). W ciągu dnia wspomagam się sprayem Sun Ozon, o którym wspomniałam w poprzednim akapicie. Ujędrnianie Nie wierzę w kosmetyki ujędrniające, antycellulitowe itp… A mimo to można takie znaleźć u mnie w łazience. Ani nie polecam, ani nie odradzam, ale jako że zdarza mi się ich używać to nie mogę ich tu pominąć. Ogólnie jednak trzeba to napisać – nic tak nie ujędrnia skóry jak aktywność fizyczna i masaże. Kosmetyki mogą być jedynie dodatkiem. Czy są tu jeszcze jakieś fanki wymienionych wyżej kosmetyków?  The post (moja) Pielęgnacja ciała latem appeared first on Life Manager-ka.

10 rzeczy, które lubię i 10, których nie znoszę.

77Gerda

10 rzeczy, które lubię i 10, których nie znoszę.

Na wielu blogach widziałam ostatnio taki post. Spontanicznie napisałam też swoją notkę na ten temat:)1. Groszku konserwowego.2. Nie równo powieszonych ręczników w łazience.3. Upałów.4. Wyjmowania rzeczy ze zmywarki.5. Kobiecych magazynów.6. Telewizji śniadaniowych we wszelkich postaciach.7. Wszędobylskich tzw. buziaczków na co drugim zdjęciu w sieci i nie tylko.8. Zapachu papierosów. 9. Jak ludzie jedzą w kinie. Pałaszowanie popcornu na sali kinowej jest dla mnie koszmarem. 10. Mleka sojowego. Mam odruch wymiotny po sekundzie.1. Chodzenie boso po trawie.2. Polską wieś.3. Wakacje pod namiotem.4. Latanie samolotem.5. Dworce, lotniska, porty.6. Krystynę Jandę.7. Zapach świeżej kawy.8. Uśmiechniętych ludzi na ulicy.9. Tatar wołowy.10. Swój dystans do siebie i świata.Czego Wy nie znosicie, a co kochacie bez ograniczeń?

Pokaż mi swoje #selfie, a powiem ci, kim jesteś.

Segritta

Pokaż mi swoje #selfie, a powiem ci, kim jesteś.

Lifemenagerka

Poniedziałki freelancera – miejsce pracy

Niektórzy freelancerzy mają szczęście polegające na możliwości wykonywania swojej pracy niemal z każdego miejsca na ziemi. Warunkiem jest posiadanie dostępu do prądu (lub dobrze naładowanego sprzętu ;)) i Internetu. Sama również zaliczam się do grona tych szczęściarzy, a mimo to jest tylko jedno miejsce, w którym pracuje mi się naprawdę dobrze. Jest nim mój dom, a konkretniej moje biurko. Praca w domu – plusy i minusy Na początku mojej pracy w domu miałam w zwyczaju pracować przy stole lub na kanapie, ale z czasem doszłam do wniosku, że to kiepskie rozwiązanie, bo miejsca te powinny kojarzyć się z relaksem i przyjemnościami. Po kilku miesiącach takiego funkcjonowania postanowiłam zacząć korzystać z biurka, które miałam w mieszkaniu w zasadzie od samego początku. Urządzenie kąta do pracy to był strzał w dziesiątkę! A to moim zdaniem największe plusy pracy w domu: mogę zacząć pracę 5 minut po wstaniu z łóżka mogę sobie przygotowywać pełnowartościowe, zdrowe posiłki w trakcie pracy nie tracę rano czasu na jakie specjalne „szykowanie się do pracy” nie marnuję też czasu i paliwa na dojazdy mogę pracować z psem na kolanach w ciągu dnia może mnie ktoś odwiedzić, czy to koleżanka, która też chce popracować, czy to mama z obiadkiem nie muszę też chodzić na pocztę aby odbierać polecone, a i kurierzy nie mają większych problemów z umówieniem się ze mną w trakcie pracy miewam czasami przestoje, np. czekam na jakiegoś ważnego maila który blokuje mi inne działania lub coś w tym stylu – mogę wykorzystać ten czas na poczytanie książki, zabawę z psem czy zrobienie czegoś w domu najważniejsze! Mam ciszę i spokój, raczej nikt mi nie przeszkadza otaczam się lubianymi i przydatnymi przedmiotami, wszystko mam pod ręką i … zaskakujące czuję się jak u siebie! A zdjęcia z kilku ostatnich wakacji, na które spoglądam w wolnych chwilach, przypominają mi po co właściwie pracuję Minusy? Dla mnie jest tylko jeden. Czasami kiedy rozmawiam z klientem przez telefon, Luna akurat coś usłyszy na korytarzu i urządza swoje koncerty… Niektórzy moi rozmówcy mogą być tym nieco zaskoczeni. A patrząc na pracę w domu bardziej obiektywnie, dostrzegam jeszcze dwa aspekty, które dla innych mogą być minusami. brak miejsca na spotkanie z klientem, ale nie jest to coś nie do przeskoczenia, można umówić się w knajpce, biurze coworkingowym, albo w siedzibie klienta. brak koleżanek i kolegów z pracy – dla mnie to też nie problem, bo do pracy nie chodzę w celach towarzyskich i nie lubię kiedy ktoś mi przeszkadza. Pracowałam kiedyś w firmie, gdzie życie towarzyskie kwitło i BARDZO miło wspominam tamten okres, ale prawda jest taka, że w tamtej pracy był czas na pielęgnowanie relacji międzyludzkich. Kiedy zaczęłam pracę w agencji, szybko zauważyłam, że to mi się nie kalkuluje – ploteczki w pracy oznaczały nadgodziny, bo robota sama się nie zrobiła Biura coworkingowe To biura, w którym każdy może wynająć sobie biurko lub np. salkę konferencyjną i tam przychodzić do pracy kiedy ma taką potrzebę. Ja z tego nie korzystałam, więc trudno mi powiedzieć coś więcej na ten temat. Podejrzewam, że dużym plusem takiego biura jest możliwość poznawania w nim innych ludzi i tym samym budowania swojej sieci kontaktów. Można tak poznać potencjalnych klientów lub współpracowników. Minusem jest to, że takie rozwiązanie generuje jakieś koszty – od kilkudziesięciu do kilkuset złotych miesięcznie, w zależności od tego jak często z tego rozwiązania korzystamy. Mimo to na pewno jest to tańsza opcja niż wynajmowanie całego biura. Kawiarnie To rozwiązanie, które wybiera mnóstwo freelancerów, ale mnie to totalnie nie kręci. Jest nawet taka aplikacja, które imituje dźwięki kawiarni i podobno pomaga w koncentracji, ale (nie)stety ja nie zaliczam się do jej grupy docelowej. Ja muszę mieć ciszę i spokój, w kawiarni za bardzo rozpraszają mnie ludzie i otoczenie. Nie przepadam też za jedzeniem na mieście, bo lubię wiedzieć co dokładnie ląduje na moim talerzu, dlatego nie widzę sensu chodzenia do pracy do knajpek. Inne możliwości Przyznam, że czasami zdarza mi się korzystać z możliwości pracy „obojętne gdzie, byle był dostęp do sieci”. Zdarza mi się pracować w różnych dziwnych miejscach, np. w poczekalni u lekarza, na poczcie, w metrze, stojąc w korku itp. Są jednak dwa rodzaje pracy – taka, która wymaga skupienia i dostępu do komputera oraz taka, do której potrzebuję jedynie telefonu z dostępem do internetu. Ten pierwszy rodzaj muszę wykonywać w domu, drugą natomiast mogę zajmować się prawie wszędzie, choć bywa to nieco uciążliwe. OK, na dziś to tyle, bo i tak się już rozpisałam tradycyjnie już – jestem ciekawa jak to wygląda u innych freelancerów. Może uzupełnicie jakieś plusy i minusy w powyższych punktach? Gorąco do tego zachęcam!   The post Poniedziałki freelancera – miejsce pracy appeared first on Life Manager-ka.