KRÓTKA HISTORIA MOJEJ EDUKACJI...

Fragrance of beauty

KRÓTKA HISTORIA MOJEJ EDUKACJI...

Lifemenagerka

Poniedziałki freelancera – czy istnieje praca idealna?

Praca idealna. Zastanawialiście się kiedyś jak powinna ona wyglądać? Nie chodzi mi tu nawet o konkretne stanowisko, a raczej o towarzyszące jej okoliczności i zwyczaje. Myślę, że u każdego to wygląda inaczej. Jedni potrzebują codziennego kontaktu z ludźmi i ploteczek z koleżankami w firmowej kuchni… Inni chcą, aby ich praca była związana z podróżami. Jeszcze inni preferują pracę w stałych, najlepiej jak najwcześniejszych godzinach, aby po południu mieć więcej czasu dla siebie i rodziny. Próbowaliście kiedyś naszkicować sobie taką swoją pracę idealną? Moja wygląda tak: praca głównie w domu, bez marnowania czasu na szykowanie się i dojazdy ale też różnorodna – jednego dnia praca za biurkiem, innego gdzieś w terenie, spotkania z ludźmi raz na jakiś czas elastyczny czas pracy – możliwość załatwienia prywatnych spraw w środku dnia albo wydłużenia sobie weekendu brak konieczności używania budzika! posiadanie wpływu na dobór osób do współpracy – zarówno klientów jak i podwykonawców realizowanie własnych planów i wizji, a nie narzuconych mi przez kogoś o zupełnie innych poglądach ciągły rozwój proste zasady – więcej pracuję to więcej zarabiam i na odwrót. Żadnego harowania po 12h za tę samą stawkę co osoby, które przez 8h opierdzielają się na fejsie brak permanentnego stresu i zmęczenia Jak sami widzicie – niektóre punkty już wykluczają etat. Ja po określeniu swojej wizji pracy idealnej doszłam do wniosku, że muszę sobie stworzyć ją sama.  Tak też zrobiłam – dziś każdy z powyższych punktów dotyczy mojej pracy i bardzo jestem z tego powodu szczęśliwa. To do czego chcę Was tym wpisem namówić, to abyście także zastanowili się jak wygląda Wasza praca idealna… I dążyli do niej! Naprawdę nie ma najmniejszego sensu tracić czasu na pracę, która męczy, nie rozwija, nie sprawia satysfakcji… Owszem, czasami jesteśmy zmuszeni do trwania w takiej mało komfortowej sytuacji, ale i tak uważam, że nie można się poddawać i akceptować takiego stanu rzeczy jako czegoś, czego nie da się zmienić. Wszystko jest w naszych rękach.  Czy w pracy idealnej zawsze jest różowo? Oczywiście, że nie. Jak każdy mam czasami gorsze dni, kiedy nic mi nie wychodzi, stres mnie zżera, popełniam błędy i płakać mi się chce z tego powodu. Teoretycznie może mnie też dręczyć niepewność – w tym miesiącu mam masę pracy, a za 2 miesiące mogę nie zarobić nawet na rachunki. Ale tym akurat się nie przejmuję, bo jakoś sobie poradzę, tak jak poradziłam sobie na początku, kiedy było naprawdę trudno. Podsumowując – uważam, że praca idealna istnieje, ale czasami trzeba ją sobie stworzyć samemu. To prostsze niż znalezienie takiej na rynku pracy, choć oczywiście zależy o czym kto marzy… Ale najważniejsze w tym wszystkim jest zrozumienie, że tylko my jesteśmy odpowiedzialni za swoją sytuację zawodową bo choć często tego nie doceniamy – bardzo wiele zależy od nas.   To jak, wiecie już jak wygląda Wasza „praca idealna”? The post Poniedziałki freelancera – czy istnieje praca idealna? appeared first on Life Manager-ka.

Przegląd tygodnia #3/10

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #3/10

We are important.

MARYSIA-K

We are important.

Nie lubię przepłacać. Jestem zwolenniczką okazji i promocji. Torba w cenie dobrego samochodu, czy willi z basenem lekko mówiąc jest przesadą. Zamiast drogiego telefonu opłacam sobie lekcję tenisa, sqasha, nową rakietę, piłeczki, nowe buty do biegania, słuchawki, bo chcę aktywnie spędzać czas. Żadna rzecz materialna nie sprawi mi tyle radości ile sprawia mi sport i poznawanie nowych ludzi. Może to Was zdziwi, ale nawet ciuchy nie są ważne. Ważni jesteśmy MY i pamiętajcie o tym! Moda to tylko moja odskocznia od codziennych obowiązków. Po prostu się nią bawię. Ładne rzeczy za małe pieniądze lub drogie rzeczy na wiele lat- to u mnie podstawa. Wyszukuję promocji. Mam nosa do polowań w centrach handlowych cztery razy w roku (częściej tam nie chodzę). Potrafię skomponować coś z niczego, bo tak na prawdę ciuchów mam mało, ale kombinacji w mej głowie dużo i tak możecie zobaczyć po raz setny bluzkę, która za każdym razem wygląda inaczej. Na szarą jesień preferują kolory, tak jak dziś. Może Was rozweselą tak samo jak mnie! buty- schaffashoes | legginsy- Tally Weijl | torebka- Reserved | bluzka- H&M | sweter- fobya | kurtka- forfunfashion | naszyjniki- zielonykot, sotho | zegarek- Daniel Wellington | pierścionek- po babci :* | okulary- eokulary

Segritta

Mój pijacki pomysł na scenariusz do filmu :)

Przypadkiem weszłam właśnie w jakiś dawno nieodwiedzany katalog na kompie, a tam plik tekstowy „motherlode”. Co się okazało, kilka lat temu, na jakiejś mojej domowej posiadówce wymyśliłam z kimś (ale ni cholery nie pamiętam z kim) pomysł na scenariusz do filmu inspirowany kodami do gry w Simsy. Bo mam taki całkiem niezły nawyk, że zapisuję swoje pomysły, żeby nie uleciały. Niestety potem, jak widać, zapominam o tych zapiskach… ;) Wklejam bez zmian, mogą być błędy, literówki i takie tam. Ale pisany był na rauszu, na szybko i ma wzruszającą końcówkę :)   główny bohater – jakiś nerd – odkrywa, że jeżeli wpisze do googla pewną komendę, to uruchamia funkcję god mode rzeczywistości. Nie wierzy, więc wpisuje „zamień nazwę firmy google na dupa”. Zmienia się, ale nie wierzy dalej i jest przekonany, że to ściema. Idzie spać. Rano odpala kompa, ale strona google się nie wyświetla, nie działa mu też gmail. Wchodzi na jakiś główny portal i przegląda newsy. (Zauważa, że w każdym miejscu, gdzie normalnie jest informacja o google i gmail jest dupa i dmail.) Pisze do kumpla i pyta, czy mu działa gmail, kumpel: WTF?? nerd: no gmail, poczta, no kumpel: dmail? Nerd wpisuje dupa.com i przekonuje się, że osiągnął efekt. Zaczyna dalej kombinować z god mode (kasa, dziwki, fanty, przyziemne rzeczy). Wkręca się, korzysta z możliwości. Gościu jest bogiem. Idzie do swojej wielkiej miłości i mówi „patrz mała mam moc”. Dziewczyna sugeruje mu pójście dalej, zaczynają latać, ratują babcie spod samochodu (… )   Sytuacja się wyjaśnia i okazuje się, żę są dwa światy – jesteśmy „simsami” w nowoczesnej grze komputerowej. Naszym światem jest MMORPG naszych overlordów i oni kontrolują naszą rzeczywistość, informacje (media), prawa fizyki.   Swiat overlordów – REAL. Świat lokalny – MATRIX   God mode, do którego wszedł nasz nerd z matrixa został stworzony przez nerda z reala. Powstaje konflikt w realu między zwolennikami totalnej kontroli nad simsami, a „liberałami”, którzy uznają ich (simsów) wolną wolę. Koniec końców staje na autonomiczności simsów i ich prawa do życia wg swoich zasad. Overdlordzi uznają ich prawo do istnienia i ograniczają dostęp do gry i utrzymują ich system nie ingerując w niego. Mijają lata… dziesiątki lat… świat o tym zapomina. Sprzątaczka wchodzi przypadkowo do pomieszczenia, w którym chodzą serwery i przypadkowo wyłącza komputer. Fade out…   nerd z reala: Jonah Hill nerd z matrixa: chris vance laska nerda z matrixa: charlize theron  

Segritta

Skąd wiadomo, że twoja kobieta jest w ciąży

Do wyboru: JEŚLI CHODZISZ Z KONKRETNĄ BABKĄ: Przychodzi do Ciebie z testem ciążowym, na którym są dwie kreseczki i mówi: „będziesz tatą!” albo bezpieczniej: „będę mamą!”. JEŚLI CHODZISZ Z MAŁO KONKRETNĄ BABKĄ. Zaczyna nagle dopytywać sie, czy aby na pewno jej nie opuścisz, jeśli coś się wydarzy niespodziewanego. I czy nie zastanawiałeś się nad tym, żeby kupić już własne mieszkanie zamiast wynajmować. Czy w twojej rodzinie nie było jakichś chorób genetycznych i czy podoba ci się imię Józef. I co by było, zupełnie hipotetycznie oczywiście, gdyby zaszła w ciążę, teraz na przykład, i co ty na to i w ogóle. JEŚLI MASZ SZCZĘŚCIE. Na twarzy pojawia jej się trądzik, jak u nastolatki, ciągle rzyga i śpi po 16 godzin dziennie. Straciła ochotę na seks. Twierdzi, że to obrzydliwe i nie wie, jak ludzie w ogóle mogą to robić. Nic jej nie smakuje, wszystko śmierdzi, ludzie ją wkurwiają i potrafi nagle zasnąć na stojąco. JEŚLI MASZ PECHA, to w ogóle nie wiadomo, że jest w ciąży, bo przechodzi pierwszy trymestr bezobjawowo i dowiecie się o tej ciąży dopiero w drugim trymestrze, gdy zacznie jej rosnąć brzuch. Nawet okres jej się utrzymywał w pierwszym trymestrze, jędzy jednej! Niestety podczas pierwszego trymestru zaliczyliście kilka mocnych pijackich imprez, ona wypaliła kilka paczek fajek, ty ze dwa razy się z nią pokłóciłeś i zagroziłeś, że odejdziesz, ona całowała się z Twoim kumplem, była kilka razy na solarium i generalnie robiliście te wszystkie rzeczy, których w ciąży nie wolno robić. JEŚLI TWOJA KOBIETA JEST BLOGERKĄ: Na jej blogu i fejsie pojawia się coraz więcej tekstów o dzieciach i wychowaniu oraz obok kategorii „męsko-damskie” pojawia się kategoria „parenting”. Tak że ten… :)

Journalistka

Strasznie to wszystko durne

najpierw chciałam dać tytuł „życie jest absurdem”, ale pomyślałam, że wy pomyślicie. a przecież nikt z nas nie chce, by ktoś coś pomyślał. później dałam tytuł „nie każdy wie, że lalka barbie ma najczęściej problem ze stawem biodrowym”, bo barbie, bo problem, bo ona też, więc na jedno wychodzi. ale stanęło na powyższym, postanowione. postanowiłam […]

Wyzwanie #10 jaków

Ziołowy zakątek

Wyzwanie #10 jaków

Miejsce kobiety jest w kuchni (?)

ANIA MALUJE

Miejsce kobiety jest w kuchni (?)

Dwa słowa

Ema Mija

Dwa słowa

Otrzep się i wstań - motywacyjny poniedziałek

ANIA MALUJE

Otrzep się i wstań - motywacyjny poniedziałek

Lifemenagerka

Poniedziałki freelancera – czego się nauczyłam?

Dziś opowiem o tym, czego nauczyłam się po przejściu na freelance i czego nie miałam okazji nauczyć się pracując na etacie. To oczywiście bardzo indywidualna sprawa, ale w moim przypadku freelance okazał się bardziej rozwojowy niż praca dla kogoś, nawet jeśli ten ktoś inwestował w moje szkolenia. Zacznijmy od tego, że freelancer to trochę „człowiek-orkiestra”. Samodzielna praca wymaga od nas poszerzania wiedzy z bardzo różnych zakresów, również tych nie związanych z naszą działalnością. Przyznaję – bywa to upierdliwe, ale jest to też bardzo rozwojowe. Kwestie umów, własnej działalności itp. Niewiele ponad rok temu nie miałam pojęcia z jakimi kosztami wiąże się prowadzenie firmy, jak wystawia się umowy itp. I szczerze mówiąc nadal do końca nie wiem, księgową nie zostałam, ale na własne potrzeby doszkoliłam się w tej kwestii. Za jakiś czas czeka mnie zakładanie DG i wtedy nauczę się jeszcze więcej. Rozwój w różnych kierunkach To chyba najcenniejszy z tych wszystkich punktów. Pracując w agencji od wszystkiego miałam podwykonawców – od pisania tekstów, prac graficznych itp. Nie mogłam wręcz zajmować się takimi rzeczami, bo moja rola była zupełnie inna. Teraz nie opłaca mi się do wszystkiego zatrudniać ludzi, więc najprostsze prace wykonuję sama. Musiałam nauczyć się obsługiwać program graficzny, podszkolić warsztat copywriterski (pisanie bloga to coś ZUPEŁNIE innego), zacząć tłumaczyć z angielskiego. Ostatnio nawet rysowałam koślawe storyboardy, wzbudzając tym zainteresowanie współpasażerów w metrze (nigdzie nie marnuję czasu ;)). Jeśli zajdzie taka potrzeba, na pewno rozwinę się też w innych dziedzinach. Elastyczne podejście do czasu Kiedy pracowałam na etacie, bardzo pilnowałam tego, aby wszystko miało swój czas. Praca w określonych godzinach, wolne popołudnia i weekendy… Inne rozwiązanie uważałam za złe. Nie chciałam mieszać pracy z życiem prywatnym i odwrotnie. Wiele osób mówi, że „na swoim” to wygląda zupełnie inaczej. Początkowo buntowałam się przeciwko takiemu podejściu, ale ostatecznie sama mu uległam. Praca, życie prywatne i blogowanie zaczęły mi się ze sobą mocno przeplatać… I cóż, nauczyłam się z tym żyć i nagle wszystko zaczęło się tak świetnie układać! Przykład – jadąc na prywatne spotkanie z koleżanką w metrze zrobiłam sobie plan jakichś działań do pracy, a podczas spaceru zrobiłam fotki, z których powstał cały wpis na bloga. Jedno spotkanie i TRZY pieczenie na jednym ogniu. Osiągnęłam wyższy poziom w organizacji własnego czasu – w zapracowanym okresie potrafię wycisnąć dzień jak soczystą cytrynkę Zamiana „muszę” na „chcę” To chyba jedna z podstawowych zasad szczęśliwych i spełnionych w swojej pracy ludzi. Według Kasi to też sposób na prokrastynację :). Problem w tym, że ja kiedyś nie zawsze chciałam. Do wielu rzeczy naprawdę musiałam się zmuszać, bo nie były one zgodne z moimi zainteresowaniami, ale były obowiązkami zawodowymi. Teraz wszystko kręci się wokół tego co faktycznie chcę robić. Są w mojej pracy rzeczy, których nie lubię, to jasne i trudne do wyeliminowania. Ale kiedy muszę je wykonywać, przypominam sobie, że są one częścią większej całości. Czy muszę robić na koniec miesiąca te nudne raporty? Nie, ja zaczęłam je robić sama z siebie, bo chciałam pokazać klientom efekty mojej pracy. I tak jest z wieloma innymi rzeczami. Zamiana jednego słowa całkowicie zmienia postrzeganie swojej pracy i… życia ;). U mnie na chwilę obecną to tyle, ale ciekawa jestem czego Wy (inni freelancerzy) nauczyliście się po porzuceniu etatu The post Poniedziałki freelancera – czego się nauczyłam? appeared first on Life Manager-ka. 

WEEKEND KULTURY, CO Z ETYKIETĄ?

Żyrafy Wychodzą z Szafy - fashion blog

WEEKEND KULTURY, CO Z ETYKIETĄ?

Jesień

Honorata HONEY Skarbek

Jesień

Charytatywne mendy

ANIA MALUJE

Charytatywne mendy

Segritta

Sami się profilaktycznie uśpijcie.

W środę uśpiono psa hiszpańskiej pielęgniarki zarażonej wirusem ebola, która rozchorowała się po tym, jak opiekowała się chorym afrykańskim misjonarzem. Mąż pielęgniarki jest pod stałą obserwacją, ale psa – dwunastoletniego kundelka o imieniu Excalubur – pomimo protestów właścicieli, po prostu zabito. Nie ma żadnych podstaw, by uznać psa za chorego ani żadnych dowodów, że wirus w ogóle może przenieść się z człowieka na psa lub odwrotnie. Psa zabito „profilaktycznie”. Hiszpańscy lekarze weterynarii podkreślają, że nie wiadomo, czy istnieje niebezpieczeństwo, że psy mogą przenosić wirusa, bo kwestia ta nie została dostatecznie zbadana. Nie możemy jednak ryzykować. Decyzja o eliminacji zwierzęcia była konieczna - pisze Wyborcza. Cóż, nie wiadomo też, czy wirusa nie ma sędzia wydający wyrok na psa, więc może i jego profilaktycznie uśpimy?  Mój pies nie jest dla mnie „jak członek rodziny”. To JEST członek rodziny, którego się kocha i szanuje oraz którego życie jest ważne. Na tyle ważne, że nie odbiera się go profilaktycznie, bez udowodnionego zagrożenia dla życia człowieka. Gdyby ktoś przyszedł tak po Herego, jak Hiszpanie przyszli po Excalibura, musieliby najpierw przejść przeze mnie, a potrafię jak lwica bronić moich bliskich (do których Here również się zalicza). Tak tylko uprzedzam, gdyby jakiemuś kretynowi przyszło na myśl, że może mi bez powodu psa uśpić. I jeszcze dla wszystkich panikujących z powodu eboli: Epidemia eboli na świecie. Śmiercionośny wirus zbiera żniwo 

Segritta

Byle do piątku!

To odliczanie znam już od dzieciństwa. Wtedy czekałam na powrót mamy z pracy, potem na koniec lekcji, weekend, Święta i w końcu wakacje. Potem było „byle do końca podstawówki”, „byle do matury”, „byle do magisterki”. To, co najlepsze, miało zacząć się później. A przecież nie jestem osobą nieszczęśliwą lub wiodącą ciężkie życie. Byłam normalnym, szczęśliwym dzieckiem, które z uśmiechem wspomina stare czasy a nawet stresy, które wtedy wydawały się ogromne – choć dziś patrzę na nie dość lekceważąco. To oczekiwanie i odliczanie jest zupełnie naturalnym zjawiskiem, któremu ulegamy niezależnie od tego, czy życie nam dokopuje, czy nie. Tak po prostu jest. Któregoś wieczora w ostatnim tygodniu z nudów odświeżyłam sobie stary film klasy B z Adamem Sandlerem – aktorem, który mnie strasznie irytuje, właściwie w czymkolwiek by nie grał. Ale jakoś nic innego nie miałam do oglądania a fabuły „Click” nie pamiętałam. Może nigdy tego nie oglądałam. Film opowiada o mężczyźnie, który dostaje magiczny pilot do wszystkiego. Za jego pomocą kontroluje nie tylko telewizję, drzwi garażowe i klimatyzację w domu, ale też czas. Może go zatrzymać, zwolnić, przyspieszyć lub przeskoczyć kilka rozdziałów. Bohater (pracujący jako architekt ojciec dwójki dzieci, mąż wspaniałej kobiety, właściciel psa) zaczyna korzystać z dobrodziejstw urządzenia, przewijając te fragmenty swojego życia, które każdego z nas czasem irytują i niecierpliwią. Na przykład oczekiwanie, aż pies się łaskawie wysika nocą w ogrodzie, gdy my stoimy i marzniemy w drzwiach. Albo kłótnia z partnerem, który mówi nam oczywistości, z których zdajemy sobie sprawę i nad którymi przecież pracujemy. Długie godziny pracy, czas do obiecanego awansu, nudna kolacja rodzinna, czas, gdy leżymy chorzy i zasmarkani w łóżku – i tak sobie bohater przewija te wszystkie nudne i męczące chwile, aż w którymś momencie zdaje sobie sprawę, że stał się starym człowiekiem, który przegapił dorastanie własnych dzieci i jedynym, na co teraz „czeka” jest śmierć. Nie zrozumcie mnie źle. Ja tego filmu nie polecam, bo jest słaby. :) Ale sama idea daje mocno do myślenia. Skoro mamy tylko jedno życie – a ja do tego uważam, że mnie po śmierci zjedzą robaki i wraz ze śmiercią mózgu zniknie też moja świadomość, czyli żadne niebo/piekło i inne życia po życiu – to trochę głupie byłoby przewinąć sobie choćby jedną jego sekundę. Małżeństwo od trzech lat. Ciągłe kłótnie, płacz, groźby rozstania. Zdrady zaliczone już z obu stron. Jak jedna strona kocha i się opiekuje, to druga ucieka i odwrotnie, czyli klasyczny żuraw i czapla. Pytam jej, czemu w tym tkwi, a ona na to, że go kocha i wierzy, że jeszcze będzie lepiej, że on się zmieni, poprawi. Przecież mieli już taki kryzys, będąc parą i zaręczyny sprawiły, że się poprawiło. Potem znów był kryzys, ale ślub wszystko naprawił – co prawda tylko na kilka miesięcy, ale zawsze. Teraz to już chyba czas na dziecko. Tak.. Jak będzie dziecko, to wszystko będzie lepiej. Inna para, na szczęście nie w związku małżeńskim. Oboje pracują, ale on zarabia lepiej. I właściwie to samo: ciągłe kłótnie, awantury, płacz i groźby rozstania. Z tym że zdradza tylko on. Pytam, czemu go nie zostawi, przecież nie mają dzieci ani ślubu. Rozstanie nie wiąże się z żadnym skomplikowanym procesem, tylko ze zwykłym spakowaniem walizek i wyprowadzeniem się z jego domu do swojego starego mieszkania. A ona na to, że sama się nie utrzyma. Ale jak to? Przecież masz stałe zatrudnienie na całkiem niezłej pensji i mieszkanie na własność. Ciasne, ale jest. „Ale to tylko mieszkanie a nie dom, a ja teraz sobie nie wyobrażam mieszkać bez ogrodu. Poza tym, wiesz, on wcale nie jest taki zły. Po każdym wybuchu przychodzi, przeprasza, raz mi samochód kupił nawet, tak mu było przykro. No i nie bije. Gdyby mnie uderzył, to bym się nawet nie zastanawiała, ale ręki na kobietę nie podniesie, wiem o tym. Ja tak sobie narzekam na niego, czasem popłaczę, wygadam ci się, ale w gruncie rzeczy to dobry człowiek i czuję, że lepszego nie znajdę”. Obu mam ochotę spytać: No dobra, czyli tak chcesz przeżyć resztę swojego życia, a potem umrzeć, tak? To nie jest tak, że aktualne życie żyjemy sobie na próbę – albo po to, żeby się napracować i zarobić na kolejne życie, które już przeżyjemy tak jak chcemy, w szczęśliwości. Mamy tylko jedno i osobiście nie akceptuję w nim kompromisów. Nie chcę go spędzić na pracy, w której odliczam czas do piątku. Nie chcę go spędzić w związku, w którym jestem nieszczęśliwa, tylko dlatego, że boję się samotności – lub dlatego, że partner daje mi kasę. Przecież takim ostatecznym, najważniejszym celem pieniądza jest kupowanie szczęścia. Nie chcę nigdy dojść do momentu, gdy moje odliczanie nieszczęśliwego czasu przejdzie z „byle do piątku” do „byle do śmierci” – a to naprawdę niewielka różnica. Dlatego jeśli kiedyś mnie złapiecie na ciągłym narzekaniu i trwaniu w jakiejś chorej, niszczącej sytuacji, którą będę usprawiedliwiać którymś z powyższych, to możecie mnie walnąć w łeb. :) Coelhizmem zawiało. Handlujcie z tym. ;) 

Kociaki w natarciu

Boginie przy maszynie

Kociaki w natarciu

[Prasówka] Wywiad ze mną w e!stilo:)

Ziołowy zakątek

[Prasówka] Wywiad ze mną w e!stilo:)

Czym się różni idealna sylwetka modelki z sylwetką głodzonego człowieka.

Segritta

Czym się różni idealna sylwetka modelki z sylwetką głodzonego człowieka.

BAKUSIOWO

Zwalniam się.

Początek miesiąca to dobry moment na poważne decyzje. Początek miesiąca to idealny moment na kolejne postanowienia, na dorzucenie sobie dodatkowych kilogramów roboty, na podniesienie sobie poprzeczki...

Czy jesteś nieuleczalnie nieszczęśliwym człowiekiem?

ANIA MALUJE

Czy jesteś nieuleczalnie nieszczęśliwym człowiekiem?

Przegląd tygodnia #4/09

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #4/09

Gdybym miała podsumować ten tydzień, musiałabym napisać, że był on zdominowany przez pracę. Nie czuję się jednak przepracowana, bo niesie mnie ekscytacja związana z nowym projektem mam nadzieję, że ten stan długo się utrzyma. Mam dziś dla Was trochę zdjęć i całkiem sporo linków. Miłego przeglądania! Przyszły do mnie 3 świetne książki Matthew Quicka, które miałam już przyjemność przeczytać w celu napisania rekomendacji. W nadchodzącym tygodniu spodziewajcie się ich recenzji i konkursu, w którym będzie można wygrać kilka zestawów. Na jesienne wieczory sprawdzą się idealnie! Chociaż obstawiam, że zwycięzcom nie wystarczą na długo – książki są bardzo wciągające, ja wszystkie 3 przeczytałam podczas mojego tygodniowego urlopu Podczas środowego spaceru na Żoliborzu trafiłam na takie coś (to się rusza) i powiem krótko – chcę to mieć u siebie na osiedlu! Wyżyłam się fotograficznie pstrykając zdjęcia pięknym miejscom i (też pięknej) koleżance <3 Odkrycie roku – na tapicerce w metrze są symbole Warszawy!  A to już sobota, częściowo pracująca, ale na spotkanie oczywiście pojechałam na rowerze Spacer po parku Arkadia, który przewijał się na blogu już nie raz i który pewnie jeszcze nie raz się tu pojawi. Luna nawiązuje nowe znajomości. Już prawie ją dopadł! Zafundowała mu niezły trening aerobowy O, jakaś podobna koleżanka, tylko włosy jej dłuższe urosły Przeszliśmy na drug brzeg a tam znowu ten natręt Miasto kontrastów. Wielkie blokowisko, a u jego stóp wiejskie gospodarstwa I wiejskie drogi, pola, lasy, łąki… Na wstępie prośba o pomoc – znajomi mojej koleżanki uratowali psa po ciężkich przejściach. Niestety leczenie chorego zwierzaka przerosło ich możliwości finansowe, dlatego uruchomili zbiórkę, która pomoże im przywrócić psiakowi zdrowie. Jeśli ktoś z Was może pomóc – zerknijcie na to wydarzenie. Pamiętajcie, że liczy się każda kwota – ziarnko do ziarnka… I wspólnie można zdziałać bardzo wiele!!! Mam nadzieję, że znacie już Panią swojego czasu i co za tym idzie – miałyście okazję przeczytać też wywiad, który ze mną wirtualnie przeprowadziła :). Jeśli nie, zapraszam tutaj. Czy ktoś jeszcze nie widział subiektywnego przewodnika Kasi po Paryżu? Wrócę do niego kiedyś jak będę się wybierać do tego miasta, bo jest w nim sporo praktycznych informacji i mała lista „to do” Uwielbiam wirtualne spacery po różnych miastach/dzielnicach. Zobaczcie jak klimatycznie jest w katowickim Nikiszowcu. Dwie zupy idealne na przeziębienie. Ta buraczana ma taki cudowny kolor, że na pewno jej się nie oprę. Jeśli jesteście ciekawi jak wyglądają niektóre konkursy „od kuchni”, przeczytajcie ten wpis ;) ostrzegam – wstrząsające ale serio właśnie tak to wygląda. Dobrze zorganizowana otworzyła sklepik, w którym znajdziecie projekty różnych plannerów i list. Moim faworytem jest planner dzienny! Byliście w tym roku na grzybach? Ja nie i już chyba nie będę, bo zorganizowanie poranno-weekendowego wypadu dla 4 osób w tym roku nieco nas przerosło – ciągle ktoś jest chory! Na grzyby i otaczającą je faunę i florę w takim razie tylko sobie popatrzę piękne zdjęcia! Różowa Klara pisze o przyczynach zwolnień z w-f i ja w 100% się z nią zgadzam. Jest już późno, a ja zaliczyłam dziś bardzo intensywny dzień, dlatego padam na nos i proszę – wybaczcie mi, jeśli ten post jest napisany z lekka potłuczoną polszczyzną. Przeżyjecie jakoś! W zasadzie jeśli to czytacie, to znaczy że już przeżyliście ;). Udanego tygodnia!   The post Przegląd tygodnia #4/09 appeared first on Life Manager-ka.

Italian Holidays part. 3

Passion 4 Fashion

Italian Holidays part. 3

ANIA MALUJE

Motywujące cytaty, które warto znać

Zanim pojawi się ktoś, kto powie, że tekst jest zapchajdziurą, lojalnie przypomnę, że jest narzędziem. Zupełnie jak nóż, którym można posmarować kanapkę, albo zabić sąsiada.To, czy ten tekst szybciutko przeskanujesz wzrokiem i pochłoniesz jak hamburgera z Mac'a, czy skorzystasz i wyciągniesz coś dla siebie, to Twój wybór :) Lista zawiera cytaty, które jakoś na mnie wpłynęły, które przypominają mi o tym, co jest dla mnie ważna, albo sprowadzają mnie na ziemię. Jeśli gdzieś wkradnie się błąd, albo autor cytatu okaże się niewłaściwy - poprawcie mnie w komentarzach. Wszystkie przepisałam ze swojego zeszytu inspiracji, a że prowadzę go od dawna, to nie pamiętam źródeł :))Jedyny sposób, aby zwyciężyć w kłótni, to unikać jej.Dale CarenegieBardzo prawdziwe słowa, o których notorycznie zapominam. Często spotykam ludzi, którzy nie są przystosowani do prowadzenia rozmów i odmienny punkt widzenia traktują jak policzek, za który wymierzają cios pięścią. Ech, sama też bez winy nie jestem, więc kamieniem rzucać nie będę.Jeśli nie zbudujesz swojego marzenia, ktoś inny Cię zatrudni, abyś pomógł mu zbudować jego. Tony GaskinsPrzypominam sobie te słowa zawsze, kiedy rezygnuję z jakiegoś marzenia. To znaczy wtedy, kiedy przyłapuję się na tym, że rezygnuję. Są przecież marzenia,z  których się wycofałam i wcale tego nie żałuję. Staram się grać w życiu na swoją drużynę, zamiast zdobywać punkty dla innych. Im sama mam więcej, tym więcej mogę dać...Jeśli nie możesz robić rzeczy wielkich, rób małe rzeczy w wielki sposób. – Napoleon HillTutaj nie muszę nic dodawać. Cytat sam mówi za siebie.Jesteśmy odzwierciedleniem pięciu osób, z którymi spędzamy najwięcej czasu. To oni nas motywują, doradzają, krytykują. Przyjrzyj się, z kim Ty przestajeszNancy DrewGdy przeczytałam te słowa po raz pierwszy, nie bardzo rozumiałam o co chodzi z tym, że jestem średnią pięciu osób z którymi przebywam najczęściej (oryginalny wywód Nancy jest bardziej rozbudowany). Ale to ma sens i to dużo głębszy niż myślałam. Nawet jeśli chodzi o...masę ciała. Przebywając z innymi ludźmi często robimy to samo (np. jemy to samo w kinie, na spotkaniu, jeździmy na rolkach, lub siedzimy na kanapie). Nasze środowisko wpływa także na nasze zarobki (dobrzy znajomi ciągną w górę), aspiracje, plany, marzenia. Nie chodzi rzecz jasna o to, aby podchodzić do znajomości interesownie, absolutnie nie! O tym dlaczego zmieniłam niektórych znajomych pisałam w tekście a może...zmień znajomych? Nie kryję, że ten cytat miał na mnie wpływ. Duży.99% wszystkich porażek pochodzi od ludzi, którzy mają nawyk tworzenia ciągłych wymówek. G. W. CarverJeśli tworzysz wymówki, dlaczego czegoś nie możesz zrobić, to masz przepis na klęskę. Niedawno moja koleżanka urodziła dziecko. I nie ma wcale czasu na ćwiczenia. Kiedyś był to jej styl życia, bo dużo tańczyła i bardzo jej ruchu (i formy!) brakuje. Mogłaby mieć idealną wymówkę, bo sytuacja obiektywnie jest ciężka (synek jest chorowity i wymaga dużo czasu), ale znalazła sposób. Kiedy gotuje, robi przysiady, naciąga mięśnie, nieustannie spina brzuch. Podnosi małego, aby ćwiczyć ręce, co chwilę coś robi (kiedy może!). Jestem w szoku ile czasu udało jej się wykraść z doby, żeby robić to, co kocha...  Pełen szacunek...i pozdrowienia ;-)Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz- również masz rację.Henry FordNic dodać, nic ująć. Nie umiesz? To spróbuj się nauczyć. Po prostu zrób pierwszy krok.Jesteś biedny i nieszczęśliwy nie dlatego, że Bóg tak chciał, ale dlatego, że twój ojciec wpoił ci, że tak musi być.Henry FordPowiązane  z tymi pięcioma wpływowymi osobami,ale też z toksycznymi rodzicami. Zastanawiałeś się kiedyś, ile z Twoich poglądów jest w 100% Twoich, a ile w mniejszym lub większym stopniu wpojono Ci w domu, albo wdrukowano w szkole czy kościele?To nie to, co masz, ani to, kim jesteś, ani to, gdzie jesteś, ani co robisz czyni Cię szczęśliwym bądź nieszczęśliwym. Chodzi o to, o czym myślisz.Dale CarnegieSo true. Myślimy nieustannie, ale to my decydujemy czemu poświęcamy nasze myśli.Nie znam klucza do sukcesu, ale kluczem do porażki jest próbowanie zadowolenia wszystkich wokół. Bill CosbyAbstrahując od tego, że go nie lubię, to ma facet rację. Zadowalanie wszystkich to prostytucja.Prawdziwą miarą bogactwa jest to, ile byłbyś wart, gdybyś stracił wszystkie swoje pieniądze.Autor nieznanyMilionerzy podobno dzielą się na dwie grupy - na tych, którzy po bankructwie staczają się w dół i na tych którzy są w stanie odbudować swoje majątki w ciągu roku.;-) Zapewne Ci pierwsi doznają porażek - Ci drudzy - wyciągają lekcje. Ale chodzi też o trwałe relacje, przyjaźnie, posiadane umiejętności...________Jeśli przeleciałeś tekst wzrokiem, to trochę szkoda. Jeśli zastanowiłeś się nad przynajmniej jednym cytatem, masz jakąś refleksję, wątpliwość lub coś sobie zapisałeś - dobra robota! Lekcja zaliczona. Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :)

przemyślenia

'DARIAA

przemyślenia

Segritta

Czy Twoje dziecko się dla Ciebie poświęca?

Może kiedyś zmienię zdanie, może, będąc matką, inaczej spojrzę na słowa autorki, ale teraz wydają mi się przesadzone i niepotrzebnie dramatyczne. Mowa o tekście Stelli (która generalnie jest zajebista, więc mam nadzieję, że nie odczuje mojego komentarza jako ataku. Ot, po prostu mam inne zdanie :)) Tu link do artykułu (klik) Tekst jest o pracujących matkach i o tym, że współautorem zawodowego sukcesu tych matek są w dużej mierze ich dzieci, które bohatersko wspierają swoje rodzicielki, znoszą stresy, tęsknotę i różne wyrzeczenia związane z karierą zawodową kobiety. No i nie zgadzam się. Zupełnie. To, że dziecko obserwuje pracującego rodzica i nie ma go w związku z tym 24 godziny na dobę nie jest żadnym poświęceniem ze strony dziecka. Nie jest bohaterstwem. Nie tylko dlatego, że dziecko przecież nie robi tego świadomie (a poświęcenie i bohaterstwo wymaga świadomej decyzji) – ale też dlatego, że wzór rodzica pracującego – spełniającego się zawodowo i generalnie mającego własne życie poza byciem rodzicem – jest dobry. Nie mówię o patologiach, czyli np. o matce, która tylko pracuje i wraca wkurzona do domu, nie chcąc zajmować się dzieckiem. Mówię o matce, która pracuje i ma w związku z tym różne stresy i ograniczenia, ale jest jednocześnie czynna zawodowo i czynna matczynie. To jest fajne. To jest dobre. A ten stres poniedziałkowy i czekanie na weekend, które oczywiście współodczuwa dziecko, też nie są niczym złym. Dzieci potrzebują dawki stresu. Potrzebują czasu bez rodzica. Potrzebują doświadczać powoli prawdziwego, dorosłego świata poprzez obserwowanie swoich rodziców. Dzięki temu im samym będzie łatwiej dorosnąć, usamodzielnić się i radzić sobie ze stresem i ograniczeniami. Nie widzę tam bohaterstwa i poświęcenia. I absolutnie jestem przeciwna pytaniu, które zostało zadane w tekście: „Czy nasze życie nie przeszkadza naszym dzieciom?” Nie nie nie. Matki muszą mieć swoje życie, bo dzięki temu dziecko w pewnym momencie będzie umiało mieć własne. Tyle chciałam.  PS. Tekst opublikowałam najpierw jako status na Fejsbuku (klik), a ponieważ wzbudził fajną dyskusję, postanowiłam dodatkowo podzielić się nim tu, na blogu. Swoją drogą, coraz częściej tak testuję różne tematy na Fejsie. Niektóre okazują się niewypałami, inne budzą poruszenie i czuję, że warto o nich pisać. Jeśli chcecie być jednymi z testerów tematów, wystarczy zafollowować (jakże dziwne słowo…) mój prywatny profil na fejsie: https://www.facebook.com/matyldakozakiewicz :)

WITH_BOYFRIEND

DAAJAA

WITH_BOYFRIEND

Segritta

Seriale, które mnie rozczarowały.

Po liście najlepszych seriali ever przyszła kolej na listę tych, które mnie rozczarowały. Będzie krótka, bo takie zwyczajnie słabe seriale się na nią nie załapały. Uwzględniłam te, które miały wysokie oceny lub ogromną popularność – a okazały się zwykłymi sucharami za kupę kasy. Bo, choć generalnie rankingom można wierzyć, nie wolno nam zapominać, że żyjemy w świecie, którego większość populacji nie ma zbyt wysokich wymagań wobec sztuki. Jeśli więc Twój gust mniej więcej pokrywa się z moim na liście najlepszych seriali – to uważaj na następujące tytuły. To są ślepe uliczki. Arrow – cytując mój wpis o tym serialu (tak bardzo mnie zirytował, że poświęciłam mu oddzielną notkę): „Arrow to historia młodego mężczyzny, który po pięciu latach spędzonych na wyspie nagle staje się najlepszym na świecie łucznikiem, biegaczem, bokserem, kaskaderem, crossowcem i kim on się jeszcze nie staje…” Wyjątkowo sztampowy gniot, w którym logika nie istnieje, dobro zawsze wygrywa a średnio inteligentny kibol spod budki z piwem będzie w stanie przewidzieć rozwój wypadków w trakcie odcinka. Zero zaskoczenia, gra aktorska nieistniejąca, generalnie serial dla 12-letnich dziewczynek, którym może podobać się twarz głównego bohatera i będą ją sobie wieszać na plakatach w serduszka nad łóżkami.  Revenge – Serial o młodych, pięknych i bogatych, którzy dzielą się na złych i dobrych. Główna bohaterka zaś konsekwentnie z każdym odcinkiem wybija tę złą część populacji, mszcząc się za swojego tatusia. Czyli taka Moda na Sukces z morderstwami. Naprawdę nie ma co więcej o tym serialu napisać. Nawet dylematy moralne bohaterów są jak wymyślone przez Paris Hilton (ojejkujejku, być z tym, którego kocham czy z tym, który jest dobrym człowiekiem..?). Person of Interest – Przystojny były agent, który jedną ręką w magiczny sposób zabija sześciu uzbrojonych gości, wpada w alkoholizm i zapuszcza brodę po utracie ukochanej. Na ulicach Nowego Yorku odnajduje go tajemniczy bogaty mężczyzna i razem postanawiają walczyć z przestepczością, korupcją i złem tego świata. Ja wiem, że w USA brakuje ludziom superbohaterów i marzą o takim tyrmandowskim Złym na ulicach, ale, na Bug, czy to zawsze musi wyglądać tak samo sztampowo i nierealnie? Czy nie byłoby fajniej, gdyby widz nie domyślał się zakończenia odcinka po 5 minutach wstępu? Albo żeby świat nie dzielił się na tych złych i tych dobrych? Albo żeby główny bohater nie był przystojnym supermanem, który jeśli nawet dostanie w mordę, to wygląda po prostu tak, jakby mu ktoś umalował twarz różem do policzków? POI kwalifikuję do seriali dla pięciolatków, choć własnemu dziecku bym tego nie pokazała. Za głupie.  Under the Dome – Och, jakże pozytywnie byłam do tego serialu nastawiona… Bo został napisany na podstawie powieści Stephena Kinga i zapowiadał się naprawdę mrocznie. A tu się okazuje, że bohaterów narysowano na kartkach papieru i gdy próbujesz się tam gdzieś głębiej dostać do ich psychiki, to się robi po prostu dziura w kartce i widzisz pustkę. Po raz kolejny sztampa, pójście na łatwiznę i dłużyzny tak irytujące, że masz ochotę przeczytać streszczenie, dowiedzieć się wreszcie powodu umieszczenia kopuły i już nigdy nie wracać do tej serialowej nudy. Revolution – a to już serial tak głupi, że aż śmieszny. Można sobie, oglądając go, grać z przyjaciółmi w drinking game na wielu różnych płaszczyznach. Np. za każdym razem, gdy któryś z aktorów spróbuje coś zagrać. Albo gdy padnie jakaś pseudonaukowa bzdura tłumacząca rzeczywistość w serialu… A no właśnie. Bo pomysł jest całkiem ciekawy: Revolution to wyobrażenie naszego świata, w którym nagle znika elektryczność. Pomysł super, tylko że zabrakło budżetu na prawdziwego fizyka, który by czuwał nad poprawnością scenariusza. Poza tym obowiązkowe elementy każdej sztampy* czyli mężczyźni są przystojni a dziewczyny są zawsze ślicznie umalowane i uczesane. W dzikim świecie bez elektryczności, gdzie każdy musi walczyć o przetrwanie. Tak. *wiem, że nadużywam słowa „sztampa”, ale niestety właśnie swoją sztampowością rozczarowują mnie te wszystkie seriale. Są po prostu bezmyślnymi kalkami schematów, które znamy od lat z telewizji i bajek. Piękni bohaterowie, dobre lub złe postacie, przewidywalne wątki, nierealne umiejętności, magiczne zbiegi okoliczności ułatwiające bohaterom osiągnięcie celu. Nie tak się pisze dobre seriale. Listę będę aktualizować, podobnie jak listę najlepszych seriali. Jeśli macie też swoje typy, dawajcie w komentarzach! Może zapomniałam o kilku tytułach.

Segritta

O ludziach, którzy winią Świat za swoje niepowodzenia

Mój przyjaciel, szef małej, ale dobrze prosperującej firmy, od zawsze pomagał różnym dziwnym ludziom, dając im pracę, użyczając mieszkania lub podsyłając zlecenia. Pomagał ludziom po odsiadkach, alkoholikom i generalnie ludziom, którym się kiedyś noga powinęła a świat nie chciał im dać drugiej szansy. Wtedy dostawali ją od mojego przyjaciela. Generalnie ten kredyt zaufania i dawanie szansy się mojemu przyjacielowi opłaca – albo po prostu nie generuje wielkich strat. Jest człowiekiem lubianym i szanowanym a jego pracownicy są bardzo lojalni i oddani swojej pracy. Z wyjątkami oczywiście. I o jednym takim wyjątku chciałabym napisać, bo miałam okazję z nim chwilę pracować i to doświadczenie bardzo głęboko wyryło się w mojej pamięci. Michał ma 42 lata, jest grafikiem komputerowym i świat go nie docenia. Michał mieszka w kawalerce. Nie płaci za czynsz, bo go nie stać. Nie stać go, ponieważ nie ma pracy. Z tego samego powodu nie płaci też alimentów na swoje dziecko z kobietą, która od niego odeszła, bo była materialistką. Dlaczego Michał nie ma pracy? Ano dlatego, że wszystkie firmy, które go zatrudniają, mają głupich szefów, którzy nie mają gustu i nie doceniają kunsztu i talentu Michała. Dlatego właśnie go wywalają po okresie próbnym. Myślał o pracy freelancerskiej, bo bez wątpienia byłby w tym świetny, ale nie ma swojej działalności. Michał nie zakłada własnej działalności, bo nie ma czasu na chodzenie po urzędach, ale zrobi to w przyszłym miesiącu. Mówi tak od 4 lat. Raz na kilka miesięcy mój przyjaciel zleca Michałowi jakąś jednodniową chałturę za kilkaset złotych i właśnie podczas takiej jednodniowej chałturki Michała poznałam oraz miałam wątpliwą przyjemność wysłuchania wszystkiego co powyżej – oraz, o zgrozo, tego co poniżej. Dowiedziałam się bowiem, że mój przyjaciel robi Michała w chuja, bo za tę ogromną jednodniową pracę, to się dobremu grafikowi płaci dwa razy więcej a nie jakieś marne 600 zł. A Michał jest doskonałym grafikiem i sto razy lepiej od mojego przyjaciela się na tym zna, więc jego praca powinna być wyżej ceniona. Poza tym to mój przyjaciel w ogóle chujowo prowadzi swoją firmę, bo robi strasznie dużo błędów i Michał to by to zrobił sto razy lepiej. To teraz jeszcze do obrazka dorzucę to, co wiem od mojego przyjaciela. Otóż ta kawalerka, w której mieszka Michał, należy własnie do mojego przyjaciela, który ją od 5 lat Michałowi użycza oraz płaci za niego czynsz. A te chałturki, które Michałowi zleca raz na parę miesięcy, to tak naprawdę nie do końca ich potrzebuje, ale wie, że Michał nie ma pieniędzy, żeby sobie lub dziecku buty raz na jakiś czas kupić, więc wymyśla jakieś zrobienie ulotki reklamowej czy coś, żeby nie dawać jałmużny, tylko faktycznie Michałowi pomóc. No i tak to, mili państwo, wygląda. Nieciekawie, prawda? Ale odejdźmy na chwilę od zagadnienia pomocy ludziom w potrzebie, czy to się opłaca, czy warto i czy naprawdę można takiemu Michałowi pomóc. Chciałabym się skupić na tym, że Michała Świat nie docenił, bo w końcu cały dzień mi o tym opowiadał. Że go ludzie w chuja robią, że nie płacą, że nie mają gustu i przez to jego mistrzowskie pracy odrzucają. I że przyjaciele – tfu – odwrócili się od niego wtedy, gdy ich naprawdę potrzebował, bo tak naprawdę nigdy jego przyjaciółmi nie byli, tylko go lubili za to, co mógł dla nich zrobić, a sami od siebie to nic nie dawali i teraz za plecami go błotem obrzucają, bo świat jest taki zły, niewdzięczny, niesprawiedliwy i on jeden, Michał cały na biało, zupełnie w tej całej sytuacji niewinny, stał się ofiarą ludzkiego okrucieństwa i interesowności, z brakiem gustu na szczycie, eh. Otóż mam do Michała i do michałopodobnych ludzi pewien apel: Jeśli cały Świat jest przeciwko Tobie, kładzie ci kłody pod nogi, źle o Tobie mówi i nie oferuje pomocy, to znaczy, że sobie na to własnym zachowaniem zasłużyłeś. Jeśli ciągle ktoś Cię robi w chuja, to zastanów się, co robisz źle, bo przyczyna leży w Tobie samym. Może wystarczy, że będziesz podpisywał z ludźmi lepsze umowy biznesowe. Może trzeba zmienić współpracowników. A może sam powinieneś się lepiej wobec ludzi zachowywać, żeby i oni byli wobec Ciebie fair? Jeśli wszyscy przyjaciele się od Ciebie odwracają, to znaczy, że mają jakiś powód. I sam się zastanów, co jest bardziej prawdopodobne: czy nagle wszyscy stracili dusze i zostali chujami – czy raczej rozczarowałeś ich w jakiś sposób, skrzywdziłeś lub zawiodłeś zaufanie? Jeśli każdy po kolei szef Cię nie docenia, to znaczy, że jesteś słaby w swojej pracy i powinieneś albo się podszkolić i bardziej przyłożyć do zadań - albo w ogóle zmienić fach, bo może nie masz talentu i to nie dla Ciebie. Jeśli ciągle trafiasz na złych partnerów lub partnerki, to znaczy, że masz złe kryteria wyboru i trzeba je zmienić – albo to Ty sam jesteś złym partnerem. Psycholog może pomóc, ale to Ty sam musisz zdać sobie sprawę, że tej pomocy potrzebujesz. Nie oni. Nie Świat. Ty. Zrozumcie wreszcie, że jeżeli coś się zdarza ciągle lub bardzo często, to znaczy, że tego przyczyna leży w Was a nie „w złym Świecie”. Owszem, jeśli raz na kilka lat ktoś się wobec Was okropnie, chamsko, nielojalnie zachowa, to macie prawo zwalić to na nieszczęśliwy traf i złego człowieka. Ale jeśli widzicie w swoim życiu jakiś powtarzalny schemat (psychologia to nazywa chyba „pattern”), to przestańcie winić o to świat, rodziców i znajomych, tylko zatrzymajcie się, spójrzcie na siebie i to siebie samych poddajcie ocenie i modyfikacjom. Wiem, to jest najtrudniejsze. Jeśli się nie uda, zawsze jeszcze można spotkać się z innymi nieudacznikami i poklepać się po pleckach, przekrzykując się, kogo świat bardziej skrzywdził. Bo Świat jest taki okrutny i niesprawiedliwy. A ludzie to chuje. Nie przejmuj się, będzie dobrze. Olej chujów ciepłym moczem, szkoda na nich czasu. Jesteś przecież taki zajebisty!