Bible Journaling - pozytywne podejście do wiary

ANIA MALUJE

Bible Journaling - pozytywne podejście do wiary

Kto by pomyślał - przykład postawy chrześcijańskiej znalazłam na instagramie. Nie, to nie jest żart. Rzecz o bardzo pozytywnej idei "pamiętnikowania" Biblii. Jak macie lepszy pomysł na nazwę - dajcie znać!Kojarzycie komercyjny sukces "Zniszcz ten dziennik"? Tyle się narzeka na młode pokolenie, a przecież potrzeba ekspresji twórczej jest potrzebą "wyższą".Ja z wszelkim rysowaniem mam wielki problem.  Postawiłam sobie przed sobą kilka zadań na rok 2015.Jedno z nich dotyczy poprawy stylu. Rozwój jest sprawą bardzo uniwersalną i może dotyczyć różnych sfer życia. Ja obecnie biorę na tapetę swoją warstwę wizualną, stąd pojawiają się tutaj czasami moje "stroje dnia". Systematyczne robienie i publikowanie zdjęć motywuje mnie do tego, by nie wskakiwać codziennie w to samo :).Inne zadanie, które realizuję w tym roku to poprawa umiejętności rysowania prostych rzeczy. Chcę nabrać w tej sferze więcej odwagi. Często podczas pracy indywidualnej z uczniem mam potrzebę zilustrowania jakiegoś zadania tekstowego. Po etapie enaktywnym (dziecko wykonuje obliczenia na konkretach, np. koralikach) należy przejść na etap ikoniczny. W wielkim skrócie; polega on na zastępowaniu konkretów obrazami. Jest to "brakujące ogniwo" między konkretem a symbolem. Rzecz dla dziecka szalenie ważna.A ja jestem noga z rysowania. Zamiast narzekać na to, że rysować nie potrafię, postawiłam przed sobą duży cel i rozbiłam go na mniejsze. W styczniu moim małym kroczkiem jest wykonanie 30 bazgrołów. Aby uzmysłowić sobie skalę problemu, rzućcie okiem na moją krówkę:Nietknięte cele nie dają spać po nocach - moją piętą achillesowa w pracy z dziećmi jest rysowanie. Nie umiem za cholerę. Mam taki cel na 2015, żeby poprawić skill w rysowaniu prostych rzeczy (#doodle) ... Pierwsze koty za płoty :D teraz mogę iść spać :-) #doodles #cow #drawing #dwieleweręce #nieumiemrysować #smuteczek #cow #krowa #skill #goal #sketchZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Ania Kęska (@aniamaluje) Sty 1, 2015 at 6:13 PSTXXI wiek dostarcza nam nowych narzędzi i pozwala na błyskawiczną wymianę doświadczeń z całym światem. Tym sposobem od hashtagu #doodle , trafiłam przypadkiem na hashtag "biblejournaling".I zakochałam się w tej idei.Polega ona na świadomym czytaniu Biblii. Czytasz fragment i swoje refleksje lub wybrany werset przedstawiasz w formie graficznej.Myślę, że jest to świetne uzupełnienie tego, o czym pisałam i mówiłam w tekście oraz filmiku "Jak skutecznie czytać i notować "  (polecam zapoznać się z materiałem, dowiesz się np. jaki kolor zakreślacza zwiększa Twoje szanse podczas sesji czy matury :).Tak się składa, że stosowane przeze mnie techniki prezentuję na Biblii.Ale dość gadania, zobaczcie jak pięknie wygląda to w praktyce :Źródło i więcej przykładów : http://valeriewienersart.com/blog/2014/8/29/journaling-bible-faqLub bardziej podstawowo :Źródło i inne przykłady ; http://homegrownhospitality.typepad.com/homegrown_hospitality/2014/08/bible-journaling.htmlJak widzicie - są specjalne wydania Biblii, które mają szerokie marginesy. Ale eksplorując instagram po tagach widziałam ludzi, którzy świetnie radzą sobie ze zwykłymi wydaniami albo prowadzą wizualne notatki w osobnych zeszytach.Bardzo podoba mi się ta idea. Jest pozytywna, kolorowa i radosna. Myślę, że można stosować ją z powodzeniem do wszystkich szczególnych książek. Włączenie do zapamiętywania drugiej półkuli, a także uczuć znacznie poprawia zapamiętywanie. Trochę szkoda, że nie natknęłam się na coś takiego w Polsce - kraju podobno w większości katolickim, gdzie większość katolików nie zna Biblii. A to Ci paradoks :)!Serdecznie zachęcam do odpalenia sobie mojego tekstu :JAK WYKORZYSTAĆ INSTAGRAM DO ROZWOJU OSOBISTEGO?I eksploracji tagu #biblejournaling.Może zainspiruje Cię do czegoś fajnego, pchnie Twoją wiarę na wyższy poziom, pomoże Ci stać się lepszym Chrześcijaninem? A może wierzysz w coś innego i wykorzystasz technikę na innym polu?Moim zdaniem jest niesamowita!A teraz w ramach mojego rozwoju, migawka z tego jak dzisiaj (tfu, wczoraj) wyglądałam :SZTUCZNE FUTERKO : LIPSY LONDON, BOTKI : CENTRO, JEASNY/LEGGINSY : SECOND-HAND, SWETEREK Z KORONKĄ  : KLIK, KOMIN : TARGOWISKO TOREBKA: JANE SHILTON/TK MAXXPS.(function(d, s, id) { var js, fjs = d.getElementsByTagName(s)[0]; if (d.getElementById(id)) return; js = d.createElement(s); js.id = id; js.src = "//connect.facebook.net/pl_PL/all.js#xfbml=1"; fjs.parentNode.insertBefore(js, fjs); }(document, 'script', 'facebook-jssdk'));Post użytkownika Aniamaluje. Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :)

Journalistka

Serio, co się dzieje z kulturą?

chodzę sobie po tych wszystkich wystawach i jestem tym wszystkim taka znudzona, że aż mi wstyd przed samą sobą. w dodatku inna sprawa, bo jestem jednocześnie też  przerażona. takie Centrum Sztuki Współczesnej, dotychczas moje ulubione, śmie oferować pracę za 1100 zł oczekując w zamian osoby wykształconej z milionem umiejętności. to nawet nie jest żart, to […]

Jak Ty to robisz, że masz czas na wszystko? [FILM]

ANIA MALUJE

Jak Ty to robisz, że masz czas na wszystko? [FILM]

Przegląd tygodnia #1/1

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #1/1

To był tydzień w kratkę – dni intensywnej pracy przeplatały się z dniami totalnego lenistwa. Na zdjęciach z tego tygodnia zobaczycie jednak tylko to drugie, bo praca, którą wykonuję na przełomie miesięcy nie jest zbyt fascynująca. Żadnych kamer, lamp i mikrofonów. Tylko biurko, laptop i herbata. Nuda. A od jutra podkręcam tempo. Przez ten świąteczny czas wielu rzeczy nie mogłam załatwić, bo ludzie byli na urlopach. Teraz ja przez to mam problem, z którym muszę się w tym tygodniu zmierzyć. Styczeń zapowiada mi się bardzo intensywnie, dlatego trochę smuci mnie koniec tej połowicznej bo połowicznej, ale jednak laby. Po świętach z radością powróciłam do swojej normalnej diety. Nie ma to jak lekkie sałatki i bomby witaminowe na dzień dobry. Nadal bardzo lubię sałatkę prezentowaną w 1 odcinku ZdrowoManii, tym razem dodałam do niej awokado. Uwielbiam połączenie tych owoców z sosem miodowo-miętowym. Ostatnio nie miałam świeżej mięty, więc użyłam suszonej – też jest ok. Przystąpiłam też do testowania przepisów z książki Jadłonomii. Póki co poniosłam dwie klęski, napaliłam się na dwa przepisy jak szczerbaty na suchary, a potem nikomu one nie smakowały mnie również. Ale to po prostu pech, nie jedną rzecz z bloga Marty już robiłam i póki co to pierwsze które mi nie podeszły. Nie powiem co to było aby nikogo nie zniechęcać, trzeba próbować samemu bo każdy ma inny smak :). W moim sylwestrowym menu nie było majonezu. Śmiać mi się chciało gdy przygotowując jedzenie słuchałam audycji radiowej, w której słuchacze dzielili się swoimi przepisami na sylwestrowe dania. W 90% z nich był majonez. Genialne carpaccio z buraków przygotowała Marta, do niej można zgłaszać się po przepis (pycha!) Dziś w tej kategorii będzie bardzo domowo. Aura za oknem nie sprzyja robieniu ładnych zdjęć. Jest szaro, mokro, ponuro… Czekam na prawdziwą zimę. Sylwestra spędzałam w domu, bo od kiedy mam Lunę wolę zaprosić kogoś do siebie niż gdzieś wychodzić. Fakt, że Luna mimo bycia bardzo płochliwym psem, fajerwerków akurat w ogóle się nie boi… Ale nie wiem jak by reagowała gdyby była sama. Jak widać nawet w Sylwestra się nie uczesałam. Najbardziej jednak rozbraja mnie moja linia baby hair na czole, efekt wcierania Jantaru Luna potrafi się w życiu ustawić, tutaj w ramionach cioci Wzięło mnie w końcu na robienie świątecznych fotek ;). Może wreszcie przeproszę się z moim aparatem na dłużej. Od jakiegoś czasu zupełnie nie potrafię robić zdjęć – nie mam weny, nic mi nie wychodzi. Najgorzej jest z jedzeniem, ale kupiłam sobie książkę o fotografii kulinarnej, więc może odzyskam utraconą pasję. Wieczory z kubkiem kakao i muzyką albo książką – uwielbiam! A to moja księżniczka na nowym posłaniu – w kącie obok mojego biurka. Tak właśnie wykorzystuje się niezbyt udane prezenty ta poduszka… podoba się tylko Lunie, żeby nie powiedzieć dosadniej Świetna, darmowa platforma edukacyjna. Przetestowałam i śmiało mogę polecić. Mam nadzieję, że jeszcze bardziej się rozwinie. Jakiś czas temu miałam przyjemność powymądrzać się w artykule na temat zakładki współpraca. Przy okazji polecam cały ten blog – z tym że muszę zaznaczyć, że jest on skierowany głównie do blogerów. Kilka razy pisałam już, że uwielbiam Mimi… A to kolejny jej vlog, który mnie oczarował. Życzę Wam udanego tygodnia, mam nadzieję, że macie jeszcze chociaż 1 dzień wolnego   The post Przegląd tygodnia #1/1 appeared first on Life Manager-ka.

Reklama. Szczerze do niej kły

Żyrafy Wychodzą z Szafy - fashion blog

Reklama. Szczerze do niej kły

Reklama mnie fascynuje, a jednocześnie jej nie znoszę. Bo nie znoszę kiedy wciska się tak zwany bullshit. Kiedy wpaja się konsumentowi entuzjastyczny kit, dorabiając do tego fantastyczną acz fałszywą ideologię. W świecie reklam zdawać by się mogło że wszyscy kipią szczęściem i cieszą się niesamowitym nieludzkim zdrowiem a to za sprawą niskokalorycznego serka w Biedronce.Mężczyzna reklamy to zazwyczaj rasowy adonis a kobieta wyprasowana nieskazitelna nimfa kusząca niczym innym jak swoim zabójczym ciałem w reklamie perfum (choć nie bardzo potrafię objąć rozumem co rozchylone nogi mają wspólnego ze zmysłowością zapachu).W każdym razie zapomnij. W reklamie nie uraczysz ludzi brzydkich, grubych, chorych, bezrobotnych przeciętnych Kowalskich. W reklamie jaką znam, jaką podaje mi się jako przystawkę, danie główne czy deser (uwaga w wydaniu nie mniejszym niż 15-20 minutowym), wszystko jest ogłupiające i nierealnie płaskie. Kobiety rozchylają nogi na znak seksualnej gotowości a mężczyźni świecą kaloryferem jak nigdy dotąd.To samo daleko nie sięgać, dotyczy Świąt. Można by powiedzieć że osobiście zbombardowały mnie obrazy doskonałych "rajskich Świąt", gdzie posiadanie jest jedyną wartością a jeśli nie stać Cię na perfumy za 400 zł, to kim ty w ogóle jesteś i ile znaczysz? Reklama sterylizuje podstawowe wartości. Jak wiele jest społecznych obrazów, nakłaniające do myślenia, refleksji, pauzy a ile jest taniego bełkotu? Sam odpowiedz sobie na to pytanie.Reklamy są wszędzie i karmią nas fasto food`em kłamstw i iluzji popełniając przy tym zbrodnie przeciwko ludzkiej wrażliwości i inteligencji, bez skrupułów gloryfikując naiwność, grając podprogowo na emocjach. I to nie nowość.Ale to, co  mnie zaskoczyło żeby nie powiedzieć wstrząsnęło zaledwie wczoraj, to reklama jednego z towarzystw ubezpieczeniowych która frywolnie apeluje: "Lepiej ubezpiecz się Starcze bo śmierć czyha na ciebie gdzieś za rogiem i w każdej chwili może złapać cię w swoje macki. Twój czas jest policzony. Nie obarczaj pogrzebem swojej rodziny, lepiej się ubezpiecz.What the fuck się pytam? To oczywiście moja własna wolna interpretacja, ale gdybym to ja miała osiemdziesiątkę na karku, poczułabym jakby ktoś chciał mnie uśmiercić za życia i jeszcze nieźle na tym zarobić.Pieniądz i konsumpcja. To, co się nam wciska. Można zapomnieć o społecznej odpowiedzialności. A przecież czy nie tym powinni kierować się twórcy reklam? Copywriterzy? Dyrektorzy artystyczni? Pomysłodawcy? Choć nie jestem telewizyjnym stworem marzą mi się reklamy o podłożu społecznym, o podłożu emocjonalnym (NIE podprogowej perswazji), o podłożu artystycznym, wychowawczym, pouczającym, refleksyjnym. O prawdziwej sztuce. Dajcie nam ją!Witaj w Nowym Roku!Ani to post w oparciu o modę i być może wcale tu nie pasuje. Ale być może modne mogłoby być po prostu selekcjonowanie wartości jakimi chcemy się kierować (to po pierwsze) po drugie, może selekcjonować to, co nam się bezmyślnie wciska?Sama nie wiem. Pozostawię Ci wolność wyboru i zdania.Dużo refleksji w Nowym Roku! 

WIĘC CHCESZ WYPUŚCIĆ KARPIA ZE SKLEPU DO JEZIORA?

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

WIĘC CHCESZ WYPUŚCIĆ KARPIA ZE SKLEPU DO JEZIORA?

Czyli o tym, że czasami dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane.Na pewno słyszeliście o akcji "Nie kupuj żywych karpi" prowadzonej przez Klub Gaja. Zaangażowały się w nią znane postacie świata mediów - aktorzy, pisarze, publicyści. Niektórzy dawali sobie pomalować twarze (jak powyżej), inni rozpowszechniali wieść o niehumanitarnym traktowaniu ryb słowem pisanym. Klub Gaja działa tak od paru lat, i to z niezłym skutkiem - jego osiągnięciem jest min. zmiana Ustawy o ochronie zwierząt, dzięki czemu od 2009 r. chronione są również ryby (wcześniej wg polskiego rządu ryby nie zaliczały się do zwierząt... ale nie ma się co dziwić, kiedy w 8 na 10 restauracjach prosząc o posiłek wegetariański dostajesz propozycję zjedzenia ryby).  CZYTAJ DALEJ »

Segritta

Lepiej być kobietą czy mężczyzną?

Temat dyskryminacji kobiet wciąż aktualny, a tymczasem ja widzę ciągle przejawy dyskryminacji mężczyzn i różne naciski społeczne, które mocno utrudniają życie posiadaczom penisów. Bardzo się cieszę, że jestem kobietą, bo wydaje mi się, że to po prostu łatwiejsze. Jako kobieta nie mam żadnych ograniczeń, a dodatkowo mam wybór, którego mężczyzna jest pozbawiony. Jak dotąd, właściwie same plusy, ale może wyprowadzicie mnie z tego przekonania…? KOBIETA - Może nosić zarówno spodnie jak i sukienki. Nikt jej nie będzie wytykał palcami i wyśmiewał, jeśli założy spodnie. - Może się malować lub nie malować. Tę nieumalowaną ktoś może uznać za brzydką, ale nikt nie będzie się z niej wyśmiewał i uważał tego niemalowania za dziwne i nienaturalne. A umalowany mężczyzna to dziwoląg. - Może rozwijać się w stronę pracy zawodowej albo zupełnie to olać, zainwestować w szminki i sztuczne cycki, po czym zapolować na bogatego męża. Można taką źle ocenić, ale zjawisko to jest zbyt powszechne, by było uznane za dziwne. Facet zaś zawsze musi zarabiać. Bo inaczej jest męską cipą. - Nie widać jej podniecenia tak wyraźnie jak u mężczyzny. Nie robi jej się namiot na basenie, nie brudzi pościeli nocą, gdy jej się coś przyśni, nie musi po kryjomu wyrzucać chusteczek po masturbacji. No i… - Nie ma problemu, że jej „nie stanie”, nie siada jej przez to ego i nie czuje wyrzutów sumienia, że fizycznie nie jest w stanie zaspokoić partnera. Wystarczy jakiś lubrykant i normalnie uprawia seks nawet niepodniecona. A fecet ma jednak ciągle tę presję, że musi mu stanąć i musi być hipertwardy, i jeszcze do tego nie może za szybko dojść. - Jest mniejsze prawdopodobieństwo, że dostanie w mordę na mieście. Bardzo rzadko słyszę o tym, że pobito jakąś kobietę. Przeważnie to biedni faceci dostają. Bo się spojrzeli na nie tę kobietę. Bo kogoś tam przypadkiem ramieniem potrącili. Bo wyglądają tak a nie inaczej. A kobiet to się wręcz broni! Nawet obcy faceci stają w obronie kobiet, gdy widzą, że ktoś im chce krzywdę zrobić. - Testosteron nie zalewa im mózgu, więc nie mają problemów z opanowaniem emocji i agresji w różnych drażliwych sytuacjach. Mogą działać racjonalnie. MĘŻCZYZNA - Może nie golić nóg oraz pach – i może je golić (np. tłumacząc się sportem). Kobieta jednak jest społecznie zmuszana do golenia pach i nóg. - Nie ma okresu, co niesie za sobą oszczędność na podpaskach i tamponach oraz (w niektórych przypadkach) uniknięcie wahań nastroju. - Może sikać na stojąco. - Jest silniejszy. - Trudniej go zgwałcić (dzięki temu, że silniejszy). Czy o czymś zapomniałam?  

CZY SNY COŚ ZNACZĄ? PO CO SĄ NAM SNY?

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

CZY SNY COŚ ZNACZĄ? PO CO SĄ NAM SNY?

| Eingeschalfen - fot. Constant Puyo (1897) |"Męczą lub dają odpocząć, są twoje / czasem ukojenie, czasem paranoje /Nawet gdy są złe, to się budzisz / możesz w nich kochać lub mordować ludzi".*Znowu wracam do tematu snów. Przez jednych cenione jak relaks przy dobrym filmie, przez drugich traktowane z nabożnym szacunkiem, niczym życiowe drogowskazy, przez jeszcze innych - wzgardzone i bagatelizowane, jako jedna z mało istotnych, fizjologicznych funkcji organizmu.Czy sny mają znaczenie, czy ich fabuła jest w stanie wnieść cokolwiek w nasze życie, jaki jest sens tego, że śnimy? CZYTAJ DALEJ »

O szkodliwości porównywania się z innymi

KAMERALNA

O szkodliwości porównywania się z innymi

ZE SZCZĘŚCIEM MI DO TWARZY

Nie jestem bohaterem, to instynkt.

Ilu z nas bez zastanowienia rzuciłoby się na pomoc człowiekowi, uwięzionemu z płonącym samochodzie? Lubię myśleć, że większość, jednocześnie jednak odczuwam obawę, że mogłabym się zawieść…również na sobie samej. ”Nie jestem bohaterem” – mówi mój rozmówca, który…nie wie, co mówi! Zapraszam na wywiad z Robertem. Mira: Witam i dziękuję, że zgodziłeś się ze mną porozmawiać. Czy […]

Na którym levelu jesteś?

ANIA MALUJE

Na którym levelu jesteś?

MOTYWUJĄ MNIE LUDZIE

Fragrance of beauty

MOTYWUJĄ MNIE LUDZIE

ŻYJ ŻYCIEM, KTÓRE ZAPAMIĘTASZ!

DAAJAA

ŻYJ ŻYCIEM, KTÓRE ZAPAMIĘTASZ!

TU TERAZ

Świąteczne dekoracje domu

Zgodnie z obietnicą – dzisiaj bierzemy na tapetę świąteczne dekoracje domu. Elementy dekoracji do swojego mieszkania zbierałam około miesiąca. Tu… Post Świąteczne dekoracje domu pojawił się poraz pierwszy w Tu Teraz.

10 typów czytelników których nie chcę mieć. Sprawdź, czy jesteś na liście

Ziołowy zakątek

10 typów czytelników których nie chcę mieć. Sprawdź, czy jesteś na liście

ZESZYT DOBRYCH WSPOMNIEŃ

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

ZESZYT DOBRYCH WSPOMNIEŃ

fot. Alex Mazurov Jestem fanką zapisywania myśli i wspomnień. Na papierze wydają się mieć jeszcze większe znaczenie i przeciwstawiają się ulotności pamięci. Na papierze mogę ubrać je w słowa o wiele staranniej, niż zrobiłabym to podczas rozmowy.Od lat spisywałam więc to, co uroiło mi się w głowie, albo wydarzyło w rzeczywistości, w różnych zeszytach, pamiętnikach i notesach. Jeden z nich wycelowany był specjalnie w młodzieńczy weltschmerz, który swego czasu był moim stałym towarzyszem (na tyle bliskim, że dziś bez niego jakoś tak...  dziwnie). Nazwałam go Zeszytem Dobrych Wspomnień. Jak wskazuje nazwa, zawierał on wyłącznie pozytywne chwile i wydarzenia z mojego życia. Dziś nie ma po nim śladu, ale Gosia z bloga Alchemia Kobiecości namówiła mnie do tego, żeby choć kilka z nich sobie przypomnieć. To rodzaj blogowego taga - pozytywnego jak chyba żaden do tej pory. Mam nadzieję, że kiedy ujawnię Wam moje wspomnienia, złapiecie tego wirusa i pomyślicie o swoich, a one... ogrzeją Was od środka.CZYTAJ DALEJ »

ZE SZCZĘŚCIEM MI DO TWARZY

Zimową deprechę czas zacząć

Chandra mnie dopadła. A już myślałam, że w tym roku się wywinę. Niestety. Już mnie zbierało od października. Miałam super plan na ten sezon zimowy pt. „jak nie dać się zimowej depresji”, ale nie wypalił chyba. Punkt pierwszy brzmiał „za wszelką cenę myśleć pozytywnie”. Z tym nawet nie jest najgorzej, ale żeby tak cały czas w skowronkach?…może za rok. Punkt […]

Journalistka

życie bardziej jedwabiste

iść ulicą i udawać, że szukasz sensu, wiedząc doskonale, że sens jest metafizyczną cieczą, raz jest, raz go nie ma. raz człowiek jest, raz go nie ma. raz jesteś, raz ciebie nie ma. i nie mieć nic do powiedzenia, bo to wszystko staje się właściwie nieistotne – polityzacja życia, kultura chciwości, popkultura, sztuka, parytety, czy […]

20 DZIWNYCH RZECZY, KTÓRYCH NIE WIESZ O SNACH

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

20 DZIWNYCH RZECZY, KTÓRYCH NIE WIESZ O SNACH

fot. Jan ScholzPonieważ od wczesnego dzieciństwa śniły mi rzeczy niezwykłe (niektóre pamiętam do tej pory), a w moim rodzinnym domu, czy domu dziadków zawsze były obecne senniki, sny stały się jednym z największych obiektów moich zainteresowań. Przeczytałam o nich mnóstwo książek i publikacji, a od prawie dziesięciu lat zapisuję to, co mi się przyśniło (kiedyś każdy sen, dziś tylko najciekawsze). Dzięki snom kilka rzeczy w swoim życiu popchnęłam do przodu, kilka zrozumiałam, co nie zawsze było przyjemne... ale zawsze zbawienne w skutkach. I tak sobie myślę, że ten blog nie byłby pełny, gdybym tu o nich nie napisała. Na dobry początek, chcę przedstawić Wam kilka mniej znanych faktów (i mitów) o snach, które - mam nadzieję - rozbudzą Waszą ciekawość na więcej. A  jeśli tak się stanie, to z przyjemnością wprowadzę Was do tego świata głębiej.CZYTAJ DALEJ »

Segritta

A wiec będzie chłopiec

Zarówno chiński kalendarz płci, jak i cała masa ciążowych przesądów mówiły jednoznacznie – będę miała dziewczynkę. Bo i makarony i słodkości jadłam, i trądzik ciążowy miałam w pierwszym trymestrze, i jakoś tak czułam, że dziewczynkę urodzę. A tu się okazuje na USG, że zdecydowanie chłopak. Mój pierwszy, Seby już trzeci. Tak mnie zaskoczyła ta wiadomość, że wracałam do domu z tępym wzrokiem wbitym w jezdnię przed nami, oczami mokrymi od wstrzymywanych łez rozczarowania i straszną wizją przyszłości z chłopcem, który przecież będzie sikał przy przewijaniu na wszystkie strony, potem będzie się bił w szkole, jego też będą bili, bo dziewczynek jakoś się nie tyka, ale faceci dostają ciągle, potem może i w ciąże nie zajdzie młodocianą, ale zapłodnić jakąś dziewczynę to a i owszem, a przecież na rodzicach takiego małolata potem alimenty spoczywają, potem będzie u mnie mieszkał całe życie, siedział na kanapie i mecze oglądał, generalnie wizja jak z horroru. Słyszę tylko te ciche pocieszenia od Seby i własnej myśli pragmatycznej: to dobrze, bo po chłopcach ciuchy będą, zaoszczędzimy na ubraniach. Ale w środku mi smutno. I jak mi jakaś do porzygania szczęśliwa matka powie, że to źle, że czułam się rozczarowana, to tylko prychnę pogardliwie. Bo ja wiem, że mi przejdzie. Wiem, że się zakocham w moim synu, jak go tylko zobaczę. Wiem, że „najważniejsze, żeby było zdrowe”. Ale człowiek ma prawo się czasem na coś nastawić i potem czuć rozczarowanie. To normalne i jestem pewna, że wiele matek tak miało, ma i mieć będzie. Wiem, bo jedna z nich, moja koleżanka, przyznała mi się, że jak się dowiedziała o swoim pierwszym synu, to się w tym gabinecie poryczała i miała ochotę jebnąć lekarzowi ze złości. Że jak to?! Ona ma w brzuchu małego fiutka?! Ona miała mieć dziewczynkę z kucykami! Taki był plan, tak czuła i tak miało być! No. A teraz kocha swojego synka, nie ubiera go w różowe sukienki i jest szczęśliwą matką. Tak więc drogie baby, to normalne, że się czasem nastawiacie na płeć a potem Wam smutno, gdy się plany nie sprawdzają. A często się nie sprawdzają. Grunt to się nie oszukiwać i pozwolić sobie na upust emocji. Wracając jednak do sceny w samochodzie, gdy Seba prowadzi a ja smutna wgapiam się w ulicę. - Pamiętasz, że myśleliśmy o imieniu Kordian..? - Tak. - Podoba ci się? - Tak. – ale po chwili zastanowienia dodaję – Nie. Jednak nie. Bo to męska cipa była. Kryzysy egzystencjalne, jeszcze wiersze będzie pisał, przesrane. Seba milczy chwilę, po czym wpada na genialny pomysł. - No to jak chcesz, żeby taki męski i twardy był, to może… Conan? I to podziałało. Na twarz wpełzł mi szeroki uśmiech. Wyobraziłam sobie chłopaka o imieniu Conan Kozakiewicz (jeszcze nie zdecydowaliśmy, czyje nazwisko będzie nosiło dziecko). No czy wy to sobie wyobrażacie? Conan. Kozakiewicz. Epic. W rozmowie z przyjacielem kilka godzin później stworzyliśmy nawet scenariusz wychowania takiego chłopaka. Od dziecka w prezentach dostaje tylko miecze. Do mleka dodajemy mu zawsze odrobinę cyjanku, żeby się uodpornił na trucizny. Śpi zawsze na dworze, pod gołym niebem, czy zima czy lato, czy deszcz czy śnieg. Od małego chowa się z dzikimi zwierzętami. Dostaje na własność szczeniaczka, z którym się chowa i którego szkoli. Gdy kończy 7 lat, musi go zabić, żeby udowodnić swoją siłę psychiczną i nauczyć się, że nie wolno się do niczego przywiązywać. Gdy kończy 10, zostaje nagi wyrzucony z helikoptera w środku kanadyjskiego lasu i musi przetrwać 6 miesięcy zupełnie sam w dziczy… No chyba, że okaże się bardzo wrażliwym chłopcem, który nosi okulary, ma astmę, zwolnienie z wuefu i pisze wiersze. ;) A tak naprawdę to nie nazwiemy go ani Kordian ani Conan, bez obaw :) Jeszcze nie wiemy, ale pewnie na blogu dostanie jakąś ksywę, żeby uchronić jego anonimowość od samego początku. Nie żebym coś miała do matek, które pokazują swoje dzieci na blogach – ale jakoś tak czuję, że to będzie dla mnie naturalniejsze, jednak nie ujawniać. Idę w ślady Nishki. :)

TU TERAZ

Jak zmienia się w nas postrzeganie świąt?

Najdłużej wyczekiwane i najbardziej magiczne święta w roku nadejdą po raz kolejny już za 2 tygodnie. W zaledwie krótką… Post Jak zmienia się w nas postrzeganie świąt? pojawił się poraz pierwszy w Tu Teraz.

O UKRYWANIU BLOGA I ROZBRAJANIU SZCZEROŚCIĄ

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

O UKRYWANIU BLOGA I ROZBRAJANIU SZCZEROŚCIĄ

Jestę blogeręKiedy w kwietniu pytałam Was: czy Wasi znajomi wiedzą, że macie bloga?, sama byłam na etapie ukrywania Króliczka przed światem. W poście tym tłumaczyłam różne powody, dla których to robię, różne obawy i wątpliwości, jakie dawały wtedy o sobie znać. Od tamtej pory jednak sporo się zmieniło. Jak to się stało, że z fazy "byle nikt się dowiedział, byle nie dać się rozpoznać", przeszłam do "piszę o wszystkim, na co mam ochotę i firmuję to własną twarzą"?CZYTAJ DALEJ »

Segritta

Jak poprawnie odmieniać Janusza Korwin..a Mikke… Mikkego?

Bez zbędnych wstępów, bo to poważna sprawa i jeśli natychmiast nie zaczniecie mówić poprawnie, to przyczynicie się do wyginięcia żubrów. Podobają mi się poglądy Janusza Korwin-Mikke.  Błąd! Możemy sami zdecydować, czy odmieniamy herb „Korwin”, ale nazwisko „Mikke” zawsze podlega odmianie. No niestety. W naszym pięknym, polskim języku mamy deklinację czyli odmianę przez przypadki – i podlega niej zdecydowana większość nazwisk. Nie ma powodu, dla którego „Mikke” miałoby być wyjątkiem od tej powszechnej zasady. Można więc powiedzieć: D: Nie podobają mi się poglądy Janusza Korwina-Mikkego albo Nie podobają mi się poglądy Janusza Korwin-Mikkego.  C: Z rozbawieniem przysłuchuję się Januszowi Korwinowi-Mikkemu albo Z rozbawieniem przysłuchuję się Januszowi Korwin-Mikkemu B: Czasem widzę Janusza Korwina-Mikkego w telewizji albo Czasem widzę Janusza Korwin-Mikkego w telewizji.  Ms: Rzadko wypowiadam się o Januszu Korwinie-Mikkem albo Rzadko wypowiadam się o Januszu Korwin-Mikkem N: Wolałabym cały dzień słuchać Kombii niż spotkać się z Januszem Korwinem-Mikkem albo Wolałabym cały dzień słuchać Kombii niż spotkać się z Januszem Korwin-Mikkem W: Panie Januszu Korwinie-Mikke, nie głosowałam na pana.  albo Panie Januszu Korwin-Mikke, nie głosowałam na pana.  I wbijcie to sobie do głowy, drodzy czytelnicy oraz dziennikarze!

Co mam w torebce? :)

ANIA MALUJE

Co mam w torebce? :)

Oraz dlaczego daje mi to poczucie bezpieczeństwa :)Kobiety kochają podobno albo buty, albo torebki. Ja jestem zdecydowanie typem butoholiczki :) Mimo to, nie ruszam się nigdzie bez torebki i gdybym mogła, miałabym w niej pewnie cały magazyn. Zupełnie jak śpiewają L.U.C i Rah, nikogo by nie zdziwiło, gdybym miała w niej :"nóż, tusz, biuro, piuropusz, łóżkobukiet róż, muszkiet, puszkę, szkółkę perukębułkę pieluszke w sklepie pietruszkęAbara dabra brawa, para graf krawat i muszkęszkło szklankę, ciuszki, suszki szkalunki podarunkigumki, skansen, seanse, tańce, malunki kina, mięswina gatunki,"Natomiast jeśli chodzi o taki niezbędnik to w mojej torebce jest to, co daje mi poczucie bezpieczeństwa. Czyli późną jesienią wygląda to tak : Gumka do włosówZazwyczaj noszę koczek, ale jest już sezon na czapkę, pod którą top-knot się nie mieści. Zdejmuję czapkę, związuję włosy. Gumka to konieczność :) PortfelWięcej w nim biletów, paragonów i wszelkiego rodzaju kart do każdego możliwego sklepu i banku w którym mam konto. Karty na punkty, karty biblioteczne, karty wstępu, legitka, dowód, karta wstępu do parku dinozaurów....dużo tego. Mały notes i ołówekNie wiedziałam na czym polega magia notesów moleskine, dopóki jeden nie trafił w moje ręce. Zapisywanie w nim ołówkiem haseł i pomysłów sprawia mi wielką przyjemność. Bez notesu czuję się, jakbym nie miała ręki.Coś słodkiegoJak się pewnie domyślasz - wpis postał przy współpracy z marką Duplo.  Właśnie ruszył niesamowicie fajny konkurs :). Wystarczy kliknąć na Bag Selfie na youtube i za pomocą formularza konkursowego przesłać zdjęcie przedstawiające zawartość Twojej torebki, tzw. Bag Selfie :) Otaguj jest hashtagiem rozpoczynającym się od #Duplo, np. #Duploaniamaluje #Duplotorebka #DuploxxxCo tydzień można wygrać torebkę marki Guess i profesjonalną sesję zdjęciową oraz kosze słodyczy Duplo :) Jest o co walczyć :).Jako inspirację podsyłam Wam rzeczy, które w najróżniejszych konfiguracjach czasami noszę w torebce.Wracając do torebki i małych przyjemności...Często jest to batonik Duplo, który bardzo lubię. Czasami mam ochotę na coś słodkiego w ramach nagrody. Najlepiej, kiedy jest to coś z czekoladą. Jestem niezdecydowaną kobietą, więc kiedy zastanawiam się czy wybrać czekoladę, batonik czy wafelek, Duplo łączy pięknie wszystkie te cechy :) Chusteczki higieniczne Zawsze kończą się wtedy, kiedy są najbardziej potrzebne. Jeśli mam dużą torebkę, istnieje dużo prawdopodobieństwo, że mam w niej ze cztery paczki z jedną chusteczka w każdej. Kobieca logika :)Żółte karteczkiCzy jakiekolwiek inne. Niezastąpione, gdy chcę zapisać dla kogoś numer telefonu, nazwę jakiegoś bloga, tytuł książkiRękawiczki Bo zimno jest!Elektronika : minimum stanowi tablet i smartfon. (Nexus 7 i LG L5). Z tego drugiego nie jestem zadowolona, ale od kiedy mam tablet, telefon znów stał się tylko telefonem. Równie dobrze mogłabym mieć nokię 3310 :) Noszę też ze sobą darmowy internet aero2 w postaci rutera...który w sytuacji awaryjnej naładuje mi baterię. Tablet jest przydatny do wypełniania wszystkich bezproduktywnych minut - mogę mieć na nim milion książek, raportów i badań edukacyjnych, zdjęcia. Mam dostęp do maila, facebooka i... gier które czasem umilają mi czas. Bardzo lubię gry logiczne :) CienkopisyLubię kolory. Dzięki nim wiem, że zapamiętam różne rzeczy lepiej. Nie wiem po co noszę żółty i pomarańczowy, ale noszę bo... ok, nie znam uzasadnienia. Były w komplecie :) Czasami dobrze restartuje się nimi tablet :D Kalendarz Mały, kieszonkowy, wygodny. Dzięki niemu wiem kiedy dzieją się ważne rzeczy. W tym tygodniu są to dwa projekty edukacyjne i spotkanie z Rzecznikiem Praw dziecka + kilka mniejszych rzeczy, o których bez kalendarza nie wiedziałabym wcale. Do zdjęcia szukałam pustych stron i mam takie tylko w okresie świątecznym. UPS!Pendrive W tej roli urocza świnka. Zazwyczaj w torebce mam kilka tego typu rzeczy, ale ten jest ulubiony :)) PomadkaBezbarwna, najlepiej jakaś tłusta, bo pierzchną mi usta. Kiedy nie jest mi potrzebna, mam jedną w kieszeni, i z 5 w jednej torebce. Kiedy potrzebuję - nie mam żadnej.Spinacze, agrafkiI inne pierdoły, które zawsze mam gdzieś luzem. Przydatne.Rzeczy, które noszę w torebce dają mi poczucie bezpieczeństwa. Bez notesu, kalendarza, telefonu itp. czuję, że czegoś ważnego mi brakuje. Lubię sprawdzić w appce kiedy mam autobus, mieć dostęp do miliona książek i możliwości zapisania ulubionego cytatu czy jakieś refleksji. Posmarować czymś usta,spiąć ważne dokumenty. Gdyby wymyślono, nosiłabym pewnie także kieszonkową drukarkę :) Gdy noszę większą torebkę to wygląda to niestety tak : Na zdjęciu jest zeszyt, czapka i przypadkowe śmieci.Czasem jest gra planszowa, jakieś laminowane karty, mandale do kolorowania. Pracuję z dziećmi więc w torebce mam wszystko. Rozumiem matki targające ze sobą pieluszki, krem na odparzenia, zabawki, zapasowe buciki, deserek, łyżeczkę, czapeczkę.... :)) Jestem ciekawa, jaka była najdziwniejsza rzecz z Twojej torebki. Ale nie odpowiadaj w komentarzu, tylko poświęć kilka sekund więcej i zrób zdjęcie :) Trzymam za Ciebie kciuki, powodzenia w konkursie!- chromebook, czyli mały laptop + myszka- parasol, który zawsze jest, gdy nie pada, a kiedy pada, to go nie ma,- milion papierków- dwa miliony paragonów- lusterko- igła z nitką- tabletki na gardło- kandyzowany imbir- słuchawki, kabel miniUSB/USB,- kredki świecowe bambino- baletki gimnastyczne- zapasowe rajstopy- bilety- teczki z dokumentami- zeszyt- książka papierowa- torba na zakupy- klucze- ulotki- wsuwki- łyżeczkę do jogurtu- łyżkę do butów- szal/chustę- karty do gry- plastry- kasztany- zapasowe ramiączka do stanika- żeton do wózka- żel do mycia rąk- aparat- keczup z KFC- pilniczek- klej- mały pieprz i małą sól, saszetkę curku- lunchbox- szczotkę do włosów (mały tangle teezer)- kiełbaski dla kota takie małe z rossmana- chusteczki nawilżające- małą wodę mineralną- otwieracz- wizytówki- miniaturkę kremu do rąk- moją książkę- krople do oczu- okulary przeciwsłoneczne- sachol- rozkład jazdy- małą latarkęPowodzenia!Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :)

Lifemenagerka

Poniedziałki freelancera – freelance a wypalenie zawodowe

Dziś chciałabym powrócić do źródła… W sumie znacie już powody, dla których postanowiłam odejść z etatu, ale nie pisałam jeszcze na temat mojego wypalenia zawodowego, przez które przechodziłam mniej więcej rok temu. Mówi się, że na wypalenie zawodowe są narażone szczególnie te zawody, które pełnią coś w rodzaju służby – pracują z ludźmi i dla ludzi… Mowa tu o pielęgniarkach, nauczycielach itp. Ja dodałabym do tej grupy jeszcze pracowników agencji. Muszę jednak zaznaczyć, że nie chcę tu demonizować agencji – taka praca to naprawdę świetna droga rozwoju. Uważam, że jeśli ktoś chce pracować w marketingu, PR lub reklamie, to nigdzie nie nauczy się tyle, co w agencji. Praca przy bardzo różnych projektach, często rzucanie się na głęboką wodę… To jest ciekawe, kształtuje osobowość i pomaga znaleźć swoją specjalizację… Ale w dłuższej perspektywie potrafi też wypalić. I niestety – mnie to spotkało, a jedyne co mogę za to obwiniać to niedopasowanie niektórych projektów do mojej osoby. Czasami tak bywa, że wegetarianin musi promować parówki, albo kobieta obsługuje producenta wiertarek lub kleju do glazury. Możecie powiedzieć, że to ciekawe wyzwanie zawodowe, albo że poradzenie sobie z tym to kwestia profesjonalizmu… A ja jak najbardziej się z tym zgodzę – można sobie z tym poradzić i jest to ciekawe wyzwanie. Ale czy w dłuższej perspektywie jest to dobre dla pracownika i klienta? Ale ok, wróćmy do mojej sytuacji sprzed roku, bo skoro już przyznałam się, że byłam totalnie wypalona zawodowo, to może narodzić się pytanie jakim cudem dalej pracuję w tej samej branży i jestem z tego powodu szczęśliwa. Cóż, przeszłam dość długą drogę zanim znowu pokochałam swoją pracę. Na początku nie mogłam się zmotywować do poszukiwania klientów – nie szło mi to i nie robiłam tego z entuzjazmem. Z perspektywy czasu wiem, że potrzebowałam odpoczynku i musiałam nabrać dystansu do swojej pracy. Musiałam zrozumieć co mi w niej nie odpowiada, abym w przyszłości mogła tego unikać. Dodatkowo w tym okresie boleśnie zderzyłam się z freelancerską rzeczywistością i było mi wtedy cholernie trudno. I to trwało około pół roku! Przez pół roku nie pracowałam nawet na 50% moich możliwości. Później zaczęłam brać prawie wszystkie zlecenia jakie mi wpadały, choć nie zawsze były one trafione… I dopiero od kilku miesięcy moja sytuacja wygląda tak, jak sobie ją wymarzyłam – lubię wszystkie moje projekty, wszystkie są związane ze zdrowym stylem życia i do wszystkich promowanych przeze mnie produktów i idei jestem przekonana. Jeśli jakiś propozycja współpracy mi nie odpowiada – nie przyjmuję jej. Klientów ostatnio szukałam w marcu, później wszyscy przyszli do mnie sami. Sytuacja idealna. Prawdopodobnie nigdy nie osiągnęłabym jej pracując na etacie w agencji. W moim przypadku lekarstwem na wypalenie zawodowe okazało się ograniczenie aktywności zawodowej na kilka miesięcy, a później dążenie do pracy wyłącznie przy projektach zgodnych z moimi przekonaniami i zainteresowaniami. Trudniej zastosować takie rozwiązanie, jeśli chce się pracować na etacie – nigdy nie wiadomo, czy odchodząc z pracy i później znajdując kolejną nie trafia się „z deszczu pod rynnę”. Z drugiej strony jednak freelancerski start z pozycji pracownika wypalonego jest dużo trudniejszy – to też trzeba wziąć pod uwagę.  Oczywiście pamiętajcie, że moje wywody na temat freelancingu i pracy zawodowej to wyłącznie moje subiektywne odczucia i doświadczenia. To co sprawdziło się u mnie, nie musi sprawdzić się u innych. Jedyne co wydaje mi się uniwersalne i do czego chcę zachęcić, to unikanie sytuacji, kiedy praca jest tylko przykrym obowiązkiem. Warto czasami podążać za marzeniami, choć trzeba się nastawić na ciężką pracę i wiele trudności po drodze. Ale na końcu zazwyczaj czeka nagroda. I tej nagrody Wam wszystkim życzę :).   The post Poniedziałki freelancera – freelance a wypalenie zawodowe appeared first on Life Manager-ka.

Domowy weekend

Ema Mija

Domowy weekend

Sieć kulinarnego dziedzictwa Mazowsze

Ziołowy zakątek

Sieć kulinarnego dziedzictwa Mazowsze

Magiczny czas…

Lady of the House

Magiczny czas…

Segritta

To nie z dziećmi jest coś nie w porządku – tylko z WF-em!

30% polskich dzieci nie chodzi na WF. To rzeczywiście sporo, a z obserwacji znajomych wynika, że z roku na rok jest coraz gorzej. I teraz warto się zastanowić, skąd się to zjawisko bierze, bo przecież to nie fenomen ostatnich lat tylko nasilająca się od dawna tendencja. Sama miałam zwolnienie z WFu, choć byłam zupełnie zdrowym dzieckiem i teoretycznie powinnam była ćwiczyć, bo to zdrowe, bo to wyrabia sportowe nawyki, bo to przedłuża życie bla bla. Dlaczego więc dzieci nie chodzą na WF? Już odpowiadam. Bo nie muszą. Bo mają fajnych rodziców, którzy mają znajomych lekarzy i z miłości do dziecka dają mu zwolnienie z W-Fu. Bo W-F w szkole to jakaś pomyłka edukacyjna. I nie mam na myśli samego istnienia wychowania fizycznego, ale raczej jego formy. Po pierwsze – ocenianie dzieci pod względem ich osiągów fizycznych jest cholernie niesprawiedliwe i demotywujące. Wiadomo, że wielki Paweł rzuci piłką lekarską dalej niż mały Piotruś. Wiadomo, że świetna w bieganiu Patrycja zawsze będzie szybsza i lepsza w biegu na 100m. niż Michaś, który po prostu sobie z bieganiem nie radzi i nie lubi tego. Każde dziecko ma inną budowę ciała, inne (przede wszystkim genetyczne) predyspozycje do różnych sportów i samego siebie nie przeskoczy. A potem dostają wszyscy oceny z tych różnych dyscyplin i te oceny liczą się do oceny końcowej z WFu, a ta ocena liczy się do średniej ze wszystkich przedmiotów. Na mnie to działało strasznie. I na wielu moich znajomych podobnie. Bo oceny nie były nam obojętne. Oceny w jakimś stopniu określały, jak dobrymi jesteśmy uczniami, czy się przykładamy, czy staramy. I jeśli dostawałam niską ocenę z rzutu piłką lekarską, to było mi wstyd brać udział w zajęciach i z niechęcią myślałam o kolejnej lekcji WFu. Do dziś pamiętam momenty, gdy było zaliczenie z jakiejś dyscypliny, która mi nie szła – i pani wywoływała mnie na środek sali, ze wszystkimi obserwującymi wokół. To ocenianie, porównywanie, zmuszanie do dyscyplin nielubianych przez uczniów, to jakiś absurd, który tylko upokarza dzieci i sprawia, że boją się tych zajęć. Dlatego w ogóle wykluczyłabym oceny z zajęć wychowania fizycznego i do zaliczenia brała pod uwagę tylko i wyłącznie obecność na lekcjach. Dzieciaki, które chciałyby się bardziej sportowo rozwijać, zawsze mogłyby razem z trenerem/nauczycielem liczyć sobie czasy i wyniki, bo przecież tak się de facto sport ocenia. Nie ocenami 1 – 6. Po drugie – Wuefiści często mają jakiś kompleks wobec innych nauczycieli. Chcą być traktowani na równi z polonistami i matematykami. Chcą, żeby dzieci tak samo się przykładały do WFu jak do innych przedmiotów, i żeby na radach pedagogicznych nie traktowano ich po macoszemu. A traktuje się ich w ten sposób, bo WF nie jest i nigdy do cholery nie będzie takim samym przedmiotem, jak inne. No nie i już. WF w szkole nie jest po to, żeby przygotować ucznia do matury i studiów. Nie jest po to, żeby wykształcić pracowników w danym pokoleniu i przygotować ich do życia w społeczeństwie i pracowania na dobro Narodu. Jest po to, by ukształtować w dzieciach dobre nawyki zdrowotne. Po to, by dbały o swoją kondycję, ruszały się, uprawiały sporty, bo to jest zdrowe. Ale żeby ten cel osiągnąć, dzieci muszą LUBIĆ się ruszać, lubić uprawiać sporty i dbać o kondycję fizyczną. Wuefiści muszą wreszcie zrozumieć, że tylko bardzo nieliczni uczniowie marzą, żeby po szkole iść na AWF, więc naprawdę nie ma sensu zmuszać ich do sportu, ćwiczyć w każdej akademickiej dyscyplinie, oceniać i poddawać musztrze. Głównym zadaniem wuefisty jest sprawić, żeby dziecko polubiło sport i miało nawyk regularnego uprawiania tego sportu. Powinno się więc podchodzić do zajęć wychowania fizycznego jak do zabawy, pozwalać dzieciom wybierać aktywności ruchowe, które lubią i rezygnować z tych, których nie lubią. Zielak do dziś boi się białych piłek, bo w szkole zmuszali ją do grania w siatkówkę. No kaman! WF miał więc zupełnie odwrotny skutek na jej wychowaniu i zniechęcił ją do sportu. Po trzecie – no właśnie, dyscypliny. Dlaczego jeśli pan wuefista sobie wymyśli, że tego dnia wszyscy grają w siatkówkę, to wszyscy muszą grać w siatkówkę? Dlaczego Zosia, która się boi piłek, nie lubi siatkówki, nie może np. skakać na skakance, biegać, ćwiczyć na drążku – albo wręcz zapisać się poza szkołą na inne zajęcia sportowe i przynosić do szkoły zaświadczenie, że regularnie, ileśtam godzin w tygodniu uprawia pod okiem trenera swój ulubiony sport…? Ja nigdy nie lubiłam sportów zespołowych. Nie lubię i nie umiem (to pewnie powiązane jest ;)) działać w grupie. Tak już mam. Dlatego piłka nożna, siatkówka, koszykówka, hokej itp. były moimi znienawidzonymi sportami. Uwielbiałam za to drążek, bieganie, kajakarstwo, jazdę konną, pływanie czy taniec. Po prostu zawsze lubiłam odpowiadać za siebie i pokonywać własne granice. Tylko własne. Ale mimo że regularnie, kilka razy w tygodniu jeździłam konno, nie mogłam sobie tego „zaliczyć” jako WFu. Nawet na lekcjach nie mogłam wybierać tego, co lubię. „Dziś gramy w piłkę”, padało hasło i nie było zmiłuj. Czasem można było wybrać, czy w nogę z chłopakami czy w siatkę z dziewczynami i tyle. Nie wiem, kto ustalał reguły i „program” wychowania fizycznego, ale wiem, że jest do dupy i trzeba go zmienić. Dzieci powinny mieć większy wybór, JAK chcą się ruszać i JAKIE sporty uprawiać. I nawet jeśli zrobienie alternatywnych zajęć na basenie dwa razy w tygodniu byłoby zbyt kosztowne, to niech przynajmniej w obrębie szkoły uczeń ma wybór, czy biega, czy gra w piłkę, czy ćwiczy gimnastykę artystyczną. No to już nic nie kosztuje. Zamiast wprowadzać ostre reguły dotyczące zwolnień z WFu, zamiast edukować rodziców, że „to zdrowe dla dziecka, jeśli chodzi na WF”, zmieńmy same lekcje WFu, bo to naprawdę nienormalne, żeby ruchliwe, pełne energii dziecko NIE CHCIAŁO chodzić na takie zajęcia. To znaczy, że z tymi zajęciami jest problem, a nie z dzieckiem lub z rodzicem. Amen.

Czy czujesz się wolny?

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

Czy czujesz się wolny?

Razu pewnego, wesołe koedukacyjne towarzystwo zebrało się nad magiczną butelką, z której po potarciu wydobywał się dżin. Dżin miał tę specjalną właściwość, że zapładniał umysły koncepcjami z gatunku głęboko filozoficznych. Stąd też, towarzystwo nie poprzestało na tradycyjnych deklaracjach wzajemnego szacunku, platonicznej miłości i serii przytuleń, lecz postawiło sobie bardziej śmiały cel: zdefiniowanie na nowo spraw fundamentalnych. I tak zaczęły się rozmowy o wolności. A dokładnie o tym, co ją ogranicza. CZYTAJ DALEJ »