10 zachowań mężczyzn, które wkurzają kobiety

Gosia Baszak

10 zachowań mężczyzn, które wkurzają kobiety

ZE SZCZĘŚCIEM MI DO TWARZY

Nie tacy teściowie straszni…

Przychodzi baba do sklepu i pyta: - Jest cukier w kostkach? - Nie ma. - To proszę jakąś inną tanią bombonierkę dla teściowej. Kawałów o teściach, ze szczególnym uczepieniem się teściowej, jest multum. I nie powiem, śmieszne są, jak jasny pieron, tyle że dla mnie nie mają punktu odniesienia. Być może jestem szczęściarą albo jestem […]

Oszukać przeznaczenie, czyli dzień z mojego życia

ANIA MALUJE

Oszukać przeznaczenie, czyli dzień z mojego życia

    Nie wiem czemu - czasami przypisujecie mi cechy i umiejętności, których nie posiadam wcale. Np. dobrą organizację czasu. Zarządzanie czasem. Sobą w czasie. Czy jak tam kto lubi to nazywać. Oto cała prawda, na przykładzie jednego dziwnego dnia. #TakbardzosesjaNauczyłam się ustalać priorytety i tak dalej, więc patrząc z szerszej perspektywy - mam czas na to, co lubię i upycham w swojej dobie całkiem fajne rzeczy. Ale zabijam się o drobnostki.Czy zdarza ci się czasem dzień z gatunku - cały wszechświat przeciwko tobie?Zaczęło się tak:(function(d, s, id) { var js, fjs = d.getElementsByTagName(s)[0]; if (d.getElementById(id)) return; js = d.createElement(s); js.id = id; js.src = "//connect.facebook.net/pl_PL/all.js#xfbml=1"; fjs.parentNode.insertBefore(js, fjs); }(document, 'script', 'facebook-jssdk'));Post użytkownika Aniamaluje.Chociaż...wróćmy do początku ;-) Sobota : Wielkie plany pod tytułem : Napiszę do końca rozdział magisterki, pomaluję paznokcie, nauczę się na angielski i opracuję zagadnienia na pedeutologię. Czego to ja nie zrobię! :D Rzeczywistość przytłoczyła mnie jednak snem.A niedziela nie wiem kiedy przeciekła przez palce. Jakoś tak... brak mi energii na białej diecie (dentysta). Zabrałam się za najważniejsze - pomalowałam paznokcie :)Resztę historii znacie.Wiedziałam, że przeznaczenie próbuje mnie dopaść, więc wcześniej kupiłam zapasowy tusz (wskaźnik poziomu w drukarce mnie oszukuje i pokazywał jeszcze dwie kreski).Gdy dotarłam na uczelnię i postanowiłam wyjąć notatki, poczułam się, jakbym dostała obuchem w łeb. Typowa Ania. Cały misterny plan legł w gruzach. W dodatku nie miałam nawet od kogo tekstów pożyczyć i wydrukować, bo nikt nie porwał się na piątkę. Kurczę, wyszłam z założenia, że wolę walczyć o pięć i skończyć z czwórą niż tak od razu się poddać. Cholera wie, czy znowu nie zacznę myśleć o doktoracie (LOL). Naprawdę nie wiem, czemu ta śmieszna myśl mnie czasami nawiedza :DJak można walczyć godzinę z drukarką, która nie chce komunikować się z windows 8.1, tylko po to, by nie zabrać ze sobą tekstów? :)Jestem jednak w czepku urodzona, bo na ćwiczeniach z pedeutologii :- zdążyłam wykosić aktywność na tyle, by zostać zwolnioną z kolokwium (hell yeah!)- ściągnęłam niepostrzeżenie wszystkie teksty na mój uroczy pendrive ze świnką. Nie jestem hipokrytką i stosuję się do swoich własnych rad z "co kupić na studia?"Ponieważ nie widziałam opcji rezygnowania z wykładu, który jest mega trudny... w cudowny sposób zdążyłam dobiec na ksero w innym budynku i wydrukować to wszystko w krótkiej przerwie.Nadzieja matką głupich...Na wykładzie tyle się działo, że przeczytałam dwa teksty...z całego pliku :D Rzecz jasna teksty nie są specjalnie trudne, ale problematyczna jest dyskusja, do której trzeba je dobrze znać.Pedeutologia to dość trudny przedmiot, bo jest dużo tekstów źródłowych i same notatki nie dadzą nawet trójki. Komentarze i objaśnianie pani profesor warte są milion razy więcej i bez tego nie rozumiałabym raczej przedmiotu więc...z pokorą pogodziłam się z tym, że moja walka na nic i angielski będzie na spontanie.Myslalam, że bardziej mnie zaskoczy :-) #zniszcztendziennik #wreckthisjournalA photo posted by Ania Kęska (@aniamaluje) on Jan 26, 2015 at 3:59am PSTW międzyczasie siostra przypomniała mi, że miałam kupić zniszcz ten dziennik. Dzisiaj rano. W Lidlu. Przed autobusem -.-Zapomniałam. Z wykładu pędziłam na angielski i.... cudownie zyskałam czas i chyba rozbawiłam prowadzącą faktem, że chcę startować na pięć...oraz moim spontanicznie szczerym wyznaniem, że się nie uczyłam bo nie starczyło mi czasu. WTF? Skąd mi się to uaktywnia? Jak miałam 6 czy 7 lat, tata zabrał mnie na urodziny na pierwszą część Gwiezdnych Wojen do kina. Od lat jedenastu. Gdy kasjerka pytała ile lat ma dziecko, tata odpowiedział "ma dzisiaj urodziny" i pani sprzedała bilet...a ja szczerze przyznałam które.Cały seans bałam się, że popełniłam przestępstwo i zaraz przyjdzie policja, bo jestem na zakazanym filmie :DDDDDDJestem najgorszym kłamcą świata.Na zaliczeniu ustnym byłam maglowana tyle, że nie starczyło czasu na zapytanie wszystkich, ale ostatecznie zgarnęłam 5. Jupi!Pobiegłam więc do dentysty. To jest osobna historia, że trzeba być wybitnym geniuszem, aby dać sobie grzebać przy zębach podczas sesji i przedsesji.Korzystając z momentu, kiedy chwilowo mogę oddychać nosem i nie płynie mi nic po gardle, bo choroba się wyciszyła, postanowiłam zrobić wszystko do końca. Np. całkiem niedawno usuwałam przebarwienia po lekach. Jestem jednym z tych pechowców, którzy brali masę antybiotyków w okresie, kiedy formowały się stałe zęby. Trzeba mieć naprawdę dużego pecha, bo to musi być długotrwałe zażywanie leków w tym konkretnym, dość krótkim czasie. Prawie jak wygrać w lotto. Tyle, że odwrotnie :D Moje zęby  są kruche, słabe i długo szukałam stomatologa, który się nie podda i pociągnie to do końca. Nie wiem czy zauważyliście - w realnym życiu się uśmiecham i mówię całkiem normalnie, na youtube spokojnie można pooglądać sobie moje zęby jak mówię, ale jak widzę aparat - odruchowo zamykam usta. Ma on tendencję to strasznego podbijania kontrastu między plamkami na szkliwie a zębami a to mnie wkurza.Wnikliwie przeczytałam treść zgody na wybielanie (żadne chałupnicze metody przy moich zębach nie wchodzą w grę) i byłam świadoma, że może się nie udać.Udało się. I było fajnie, przestrzegałam tydzień białej diety, dzisiaj miałam między innymi (nie chce mi się wchodzić w szczegóły) wymienić plomby na jaśniejsze.Tyle, że ok. 3-4 dnia już wiedziałam, że nie ma co zmieniać, bo zęby postanowiły powrócić do pierwotnego koloru. Cóż, #oszukaćprzeznaczenie - mission failed.Stomatolog do której chodzę jest aniołem (serio, nikt nie chce grzebać w moich kruchych zębach!) i chociaż nie miałam żadnych roszczeń ani pretensji (przeczytałam szczegółowo treść zgody na zabieg) pobrała wyciski na szyny i w ramach reklamacji pochodzę sobie za tydzień z jakimś żelem na zębach.Szczerze? Od dawna jestem pogodzona, że pewnie się nie powiedzie. Lasciate ogni speranza, voi ch'entratePorzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy (tu) wchodzicieW każdym razie - chwilowo mam spokój i mogę jeść coś innego niż białe rzeczy.A to oznacza Sokowirownię, która dziwnym przypadkiem jest tuż pod gabinetem stomatologicznym (Dworcowa 2, gdyby kogoś interesowało - najlepszym stomatologiem w Bydgoszczy jest doktor Jagoda Baumgart (dawniej Klockiewicz). Na dworcowej przyjmuje prywatnie w poniedziałki) W życiu nic mi tak nie smakowało jak dzisiejszy sok jabłkowy z cynamonem (na ciepło). Pycha!Mówię sobie : ok, wyszłam szybciej od dentysty, to w końcu mam czas by kupić sobie :- czapkę (poprzednią zgubiłam)- Zniszcz ten dziennik- Polecaną przez wszystkich maskę z Isany.Zamiast czapki kupiłam...bransoletkę. Nie mam pojęcia czemu.Maski oczywiście...nie było. Od kiedy Natalia o niej napisała, wszystkie wymiotło :( Były tylko te, co widać wyżej.Kupiłam więc nić dentystyczną i krem babydream, a w empiku wielki karton.I wtedy mnie olśniło, że zaraz spóźnię się na autobus. Więc pobiegłam i w ostatnim ułamku sekundy zauważyłam patrol policji. Ups, byłby mandat za, bo  brzydkie przechodzenie na drugą stronę. Swoją drogą - jest taka dziwna choroba nauczycieli która sprawia, że człowiek mega się pilnuje na pasach i tak dalej :DW autobusie - a jakże...przysnęłam.I zapomniałam, że miałam wejść do Lidla po dziennik. Myślicie, że jutro będzie po co wracać? Pewnie już wszystkie wykupione i gimbaza się rzuciła jak emeryci na karpia :(Na szczęście mama mnie kocha i zrobiła mi fantazyjne faworki/chruściki. Chciałam wysępić przepis, ale moja mama jest w pisaniu przepisów tak dobra, jak ja w kłamaniu. Oto co przyszło smsem :"Mąka wrocławskażółtkaśmietana kwaśna - im więcej procent, tym lepiej+2 łyżeczki cytryny, żeby zakwasić (na godzinę)koniakłyżeczka proszku do pieczeniacukier puderolej rzepakowy do smażeniabibuła lub ręcznik papierowy do osączania.lekko zagniatmy, żeby było "luźne". odrobina mąki, rozwałkować, im mniej podsypane tym lepiej, bo się nie pali na tłuszczu.'Ważne, że smakowało wybornie :) Przy okazji - nawet nie wiecie jaką radość sprawia zjedzenie czegoś mocno barwiącego zęby po tygodniu białej diety ;-) Mój ulubiony grzeszny dżem nigdy nie smakował lepiej :DA pierwszy nie-biały obiad?Poezja!Tak, tylko ja zamykam łososia w cieście. Nie wiem czemu :) Piszę to wszystko, bo czasami brak mi pamiętnikarskiego charakteru dawnych blogów.I byłoby świetnie, gdyby historia w tym miejscu się kończyła - niestety.Stwierdziłam, że potrzebuję drzemki (płuca się odbudowują i potrzebuję więcej snu, całkiem jak dzieci w okresie szybkiego wzrostu).Nastawiłam sobie budzik.w wyciszonym telefonie.Właśnie wstałam.Miałam pisać magisterkę.Zacznę rano.Jak zawsze :))) Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :)

Przepraszam, ja tutaj nie pasuję

Marta pisze

Przepraszam, ja tutaj nie pasuję

To jest nasz czas - mobilnych minimalistów

MAMY SPOSÓB

To jest nasz czas - mobilnych minimalistów

Co jest prawdopodobnie najbardziej niedocenianą aktywnością na świecie?  Zadanie czwarte (rozwojownik)

ANIA MALUJE

Co jest prawdopodobnie najbardziej niedocenianą aktywnością na świecie? Zadanie czwarte (rozwojownik)

Jak powstają zdjęcia na mojego bloga?

'DARIAA

Jak powstają zdjęcia na mojego bloga?

Cześć! Jak już możecie zauważyć przygotowałam dla Was post dotyczący zdjęć, które wrzucam na bloga. Opiszę tutaj czym robię zdjęcia i jak je przerabiam. Mam nadzieję, że taki post Wam się spodoba, zapraszam do czytania! :) Obiektyw Canon 18-55mm II IS  Sama nie wiem jak mam go oceniać. Jak wiadomo jest w zestawie z praktycznie każdą lustrzanką. Moje pierwsze wrażenie wraz z dostaniem go to wielkie zaskoczenie świetną jakością. Teraz, gdy używam innego obiektywu moja opinia się trochę zmieniła. Jak dla mnie f/3.5 to nie to, jest za ciemny. Ale nie ma co narzekać, zdjęcia robi całkiem fajne. Obiektyw Canon 50mm f/1.8 Mój ulubieniec, ogromna różnica jeśli chodzi o obiektyw opisany wyżej. Jest jasny, tani i robi genialne zdjęcia. Jestem nim na prawdę oczarowana, jest świetny. Statyw Tutaj nic specjalnego. Zamówiłam go na jakiejś stronie internetowej za niecałe 80 zł. Szczerze, myślałam że zaraz się rozleci, będzie trzeszczał i nie będzie spełniać moich oczekiwań. Okazało się zupełnie inaczej. Jest stabilny, solidnie wykonany. Nic dodać, nic ująć. Moim zdaniem na prawdę nie ma potrzeby wydawać 300 zł na statyw, bo równie dobrze sprawdzi się ten za 80. No chyba, że zamierzacie robić zdjęcia w jakiś ekstremalnych warunkach. Pilot do wyzwalania migawki Teraz nie wyobrażam sobie robienia zdjęć bez niego. Mega ułatwienie jeśli robimy sobie sami zdjęcia. Canon EOS 600D Często pytacie czy polecam mój aparat, czy jestem z niego zadowolona. Odpowiedź brzmi TAK, jak najbardziej tak. Co prawda nie posiadam innej lustrzanki, by ją porównać, ale muszę stwierdzić że zdjęcia robi świetne. Do tego odkręcany ekranik jest ogromnym ułatwieniem jeśli chodzi o robienie zdjęć sobie samej. Dla niektórych minusem jest głośny autofokus, ale mi to nie przeszkadza, praktycznie go nie słyszę. Ogólnie, jest najlepszy! ♥PhotoscapeJak dla mnie najlepszy program program do obrabiania zdjęć. Jest bardzo prosty w użyciu a daje świetne efekty. To zależy od zdjęcia i efektu jaki chcę uzyskać, ale głównie je tylko rozjaśniam, pogłębiam i dodaje filtr w stopniu niskim.Podobała Wam się notka ?Chcecie więcej tego typu postów ?

Jak wygląda życie w Niemczech? Plusy, minusy i więcej

Gosia Baszak

Jak wygląda życie w Niemczech? Plusy, minusy i więcej

Hello again

Marry and Blue

Hello again

Marta pisze

Strach przed owadami, moje rodzeństwo i koty. 50 faktów o mnie.

Dzisiaj coś, o czym nigdy nie pisałam - rodzeństwo, mój przeokropny strach przed owadami, śpiewanie w kościelnym chórze i inne rzeczy, których nie wiedzieliście. Czas na 50 faktów o mnie!Jestem strasznie zadowolona z tego odcinka, bo wreszcie nie macham tak łapami i jakoś mówię w miarę jak człowiek! Miałam strasznie dużo zabawy przy kręceniu tego i myślę, że to fajne urozmaicenie - zarówno dla kanału jak i dla bloga :)Dobranoc, karaluchy pod poduchy i "czytamy się" jutro..tlo { background-image: url('http://i58.tinypic.com/28bzfj9.jpg') } Możecie subskrybować mój kanał TUTAJ. Docelowo chcę przestać udostępniać wszystkie filmy na blogu i usamodzielnić nieco youtube.

Me...my fav place to be...

Passion 4 Fashion

Me...my fav place to be...

NIENAWIDZISZ, GDY KTOŚ PRZY TOBIE JE, CHRZĄKA, ODDYCHA?

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

NIENAWIDZISZ, GDY KTOŚ PRZY TOBIE JE, CHRZĄKA, ODDYCHA?

Jakie jest najważniejsze słowo na świecie?

ANIA MALUJE

Jakie jest najważniejsze słowo na świecie?

  Znów czuję się jak captain obvious , ale głęboko wierzę, że najprostsze rzeczy często przynoszą największe efekty. I pewnie nigdy nie napisałabym takiego tekstu, gdyby nie było potrzeby. Co to za słowo, które sprawia, że obniża się poziom stresu, myślimy jaśniej, lepiej działamy pod presją i mamy większe szanse na awans?A jeśli dodam do tego, że fizjologicznie niemożliwe jest jednoczesne odczuwanie emocji opisanej tym słowem i bycie zestresowanym? (Bo pompujesz do ciała i mózgu endorfiny, które pobudzają Cię do działania).Nie, nie chodzi mi o "Kocham". Chociaż to też piękne słowo.Moja koleżanka ma babcię. Babcia wciąż żyje i ma się świetnie. Niestety przy każdej okazji, wypomina swojej wnuczce, ile dla niej poświęciła. Że nos jej wycierała, ubrudzone ubrania prała, na spacery chodziła i bajki opowiadała. A ona, a przede wszystkim koleżanki mama, takie niewdzięczne, takie niedobre.Znam też pobieżnie kobietę, z którą mąż rozwiódł się po trzydziestu latach małżeństwa. "Tyle dla niego zrobiłam, skarpety prałam, kanapki pod nos podtykałam, obiady gotowałam i taka wdzięczność mnie za to spotyka?" Słowo, którego zabrakło tym kobietom, to dziękuję. Proste, banalne, zmieniające wiele. Ale nie takie dziękuję o ładunku emocjonalnym reklamowego maila trafiającego do spamu, tylko takie prawdziwe.Ale do przykładów wrócę za chwilę.Na stronie psychologytoday pojawił się artykuł , gdzie opisano przypadek Johna i Tima. BLUZKA Z BUFKAMI: KLIK     KOSZULA : KLIKJohn był dyrektorem sprzedaży i pogratulował Timowi (pracownikowi zatrudnionemu kilka szczebli niżej) ostatniego wystąpienia. Uznał, że miło będzie napisać e-mail z gratulacjami. Kilka dni później, Tim poprosił o awans. John zapytał go, czy otrzymał ostatni e-mail z gratulacjami. Otrzymał.- Dlaczego więc nie odpowiedziałeś?- Nie widziałem takiej potrzeby.To wystarczyło, by John dopasował sobie ostatni element układanki i nie awansował Tima.Przewrażliwienie? Niekoniecznie.Słowo Dziękuję , ma wielką moc. Już w podstawówce, rozdając urodzinowe cukierki z niesmakiem patrzyliśmy na tych, którzy wyciągając słodkości z woreczka nie potrafili zdobyć się na to jedno krótkie słowo. Zapewne brak słowa dziękuję , nie był jedynym powodem, dla którego Tim nie awansował, ale stracił ważną szansę. Ja też nie chciałabym zarządzać zespołem pełnym niewdzięcznych ludzi. Dziękuję nie kosztuje ani gorsza.Wrócę na chwilę do przykładu babci mojej koleżanki i pani Teresy.Obie kobiety popełniły dwa poważne błędy. Jeśli miałabym narysować w kalamburach zgorzkniałą, porzuconą i sfrustrowaną kobietę, narysowałabym wyprasowane skarpetki, talerz pełen kanapek i pachnący dwudaniowy obiad podany na złotej tacy. Nad tym wszystkim unosiłyby się radioaktywne opary.Już Mickiewicz pisał  Litwo, Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie kto cię stracił. Jeśli czujesz się niedoceniania w związku czy w funkcji jaką pełnisz, to zrób sobie krótki urlop. Każdej matce, żonie, babci i kochance polecam przynajmniej raz w roku wyjechać (bez męża/dzieci) gdzieś na 3 dni. Nie cenimy tego, co mamy na co dzień, bo traktujemy to jako normę. Mąż nigdy nie doceni wypranych skarpetek, jeśli sam nie będzie musiał kiedyś włączyć pralki.Tymczasem większość znanych mi, toksycznych osób robi na odwrót - nie czuje się doceniana, więc stara się bardziej. Osaczając drugą osobę i odbierając jej przestrzeń życiową.Taki krótki "urlop" od funkcji społecznej nikomu nie zaszkodzi.A wniosek?- świat się beze mnie zawalił, mąż nie umarł z głodu, powinnam wyluzowaćlub -> nikt nawet nie odczuł, że czegoś mu brakowało, więc chyba jednak to co robię, nie jest takie ważne, jak mi się wydaje. Może powinnam pobawić się w coś z dzieckiem, zamiast skupiać się na pięciokrotnym odkurzaniu odkurzonego dywanu?Drugi błąd popełniany przez te kobiety opisałam w tekście "zasada, która poprawiła moje relacje z innymi" . Oczekiwały wdzięczności w nieskończoność. Obie słyszały dziękuję, a czasami nawet - proszę, nie rób tego więcej. Reagowały na to rozpaczliwym, toksycznym 'nikt mnie nie docenia, ja robię wszystko, urabiam się po łokcie sratatatatatattatatatatatatatta' i dalszy wywód katarynki, na który każdy reaguje włączeniem trybu "mute".Koleżanka wspomina dni spędzone z babcią koszmarnie. Owszem, babcia wycierała jej nos i prała ubrania. Bo najpierw ubierała ją na siłę w kilka niepotrzebnych, nadprogramowych warstw ubrań, a potem zabraniała bawić się z dziećmi na placu zabaw, bo się zgrzeje. Albo spoci. Wywróci. Potem i tak się przegrzewała, pociła i lądowała z katarem. Spacery także były - a raczej pielgrzymki do wszystkich koleżanek i sąsiadek-plotkar, z którymi babcia siadała przed telewizorem i oglądała peruwiańskie telenowele w stylu "Paula i paulina" "Przyjaciółki i rywalki", kopcąc przy tym jednego papierosa za drugim. Aaaa, jeszcze bajki. Przez długie lata bała się, że jak będzie niegrzeczna, to "zabierze ją dziad". No i babcia ciągle nastawiała ją przeciwko mamie!Z kolei małżeństwo pani Teresy trzymało się, dopóki dzieci całkiem nie wyfrunęły z gniazda. Kiedy ostatnie spoiwo zniknęło z oczu, mąż nie wytrzymał, że żona ciągle lata ze ścierą, przekłada jego osobiste rzeczy (bo bałagan), odkurza akurat wtedy, kiedy on czyta w ciszy książkę, a kiedy on pozmywa naczynia albo zrobi pranie, krzywi nosem i poprawia po nim, chociaż nie ma czego poprawiać.Kobiety oplatające innych jak ośmiornice są straszne. Odbierają powietrze, pochłaniają całą przestrzeń życiową. Jeśli taki bluszcz za mocno się wokół kogoś owinie, to albo go udusi, albo pewnego dnia się zdziwi, jak ktoś przetnie jego macki i powie dość!Przy okazji - polecam sprawdzić, dlaczego opieranie swojego życia na jednej roli niesie zgubne efekty. Mam ćwiczenie o filarach życia.Wracając do słowa dziękuję. Kiedy coś robimy z własnej woli i chęci, nie oczekujemy kwiatów i czekoladek ani orkiestry na na naszą cześć. Ale zwykłe "dziękuję" to ważna informacja zwrotna i wiele mówi nam o tych, którzy dziękuje mówią i o tych, którzy tego nie robią.Zdarza mi się czasem podlinkować do ciekawego bloga. Nie oczekuję rewanżu ani peanów, ale kiedy osoba polecona napisze słowo "dziękuję", to jest mi miło. Zauważyła, ucieszyła się, widzę jakąś reakcję. Są też tacy, którzy chociaż siedzą z nosem w google analytics nigdy nie napiszą "dzięki". Odnotowuję ich w głowie jako "blacklisted" i wiem, że nigdy już ich nikomu nie polecę.Sama staram się traktować innych tak, jak chciałabym być traktowana. Z tego powodu zarejestrowałam się w usłudze monitorującej wzmianki o moim blogu i zawsze staram się dziękować tym, którzy napiszą o mnie miłe słowo. Zapewne czasem zdarza się kogoś pominąć, bo aplikacje nie są nigdy idealne, ale skoro odczuwam wdzięczność, to chciałabym ją okazać. Dziękuję to tylko 3 sekundy. Naprawdę.A teraz włącz ten kawałek, bo nie zrozumiesz co chcę dalej przekazać ;-)  Chciałabym podkreślić, że chodzi o odczuwanie tego całego "dziękuję". Kiedy mówisz "dziękuję" - czuj to dziękuję. Jest to nawyk, który można łatwo wyćwiczyć, wymaga jedynie konsekwencji i systematyczności.Z badań wynika, że mówienie dziękuje :- pozytywnie wpływa na relacje- redukuje stres- sprawia, że pracownicy czują się bardziej zmotywowani i są efektywni w pracy- tworzy sytuację,w  której klienci częściej wracają do sklepów, w których sprzedawcy dziękują im za zakup- czyni nas bardziej lubianymi.Byle tylko dziękuje nie było pustym frazesem.Przy okazji chciałam podziękować Sheinside za sukienki, które dostałam w prezencie ;-) ZIELONA : KLIK, LUB KLIK, SZARA : KLIK LUB KLIK  (podaję alternatywne sklepy, bo czasami jest duża zmiana cen na korzyść jednego lub drugiego)Kupiłam też całkiem niedawno siostrze drobne prezenty ;-)Zuza zadowolona :D Na basen w szkole trzeba nosic jednoczęściowe stroje, ale one są zazwyczaj brzydkie... A tutaj całkiem ładne dwa, strój do ćwiczeń i coś do spania :) #romper #playsuit #swimsuit #swimwear #galaxy #fit #clothes #style #pink #thinkpink #choiesZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Ania Kęska (@aniamaluje) Sty 13, 2015 at 11:44 PSTStrój galaxy, strój niebo, różowy kombinezon (do spania), strój na w-f i jeszcze szary żakiet dla mamy ;-)  Aha, oczywiście padło dziękuję ;-)Wracając jednak do spraw poważnych - dziękuję ma wielką moc. Naprawdę czyni nasze życie milszym i warto po nie sięgać. To dlatego tak zachęcam do drugiego ćwiczenia z rozwojownika . Dlaczego w sytuacji codziennej, ktoś miałby dać Ci coś więcej, skoro nie cenisz tego, co masz  w tej chwili? Czytałam, że pracownicy, którzy cenią swoją pracę, częściej awansują (ciekawe,czy to Ci sami, którym szefowie częściej mówią "dziękuję", motywując ich tym samym do lepszych osiągnięć?). Dlaczego los/Bóg/to w co wierzysz, miałoby nagrodzić Cię bardziej, skoro nie doceniasz tego, co już masz, a nawet czasem depczesz to i plujesz na to? Dlaczego ktoś miałby pożyczyć Ci notatki, skoro ostatnim razem, poza automatycznym napisem "wyświetlone o 17:53" nie pojawiło się jedno małe słowo?Kiedy zatem mówić 'dziękuję?' - jak najczęściej!Jeśli Twój wniosek z tekstu jest taki, że masz ochotę teraz napisać komentarz "och, mnie też nikt nie docenia,ja tylko daję i daję, inni biorą i są strasznie niewdzięczni", to przeczytaj tekst jeszcze raz i do skutku, bo Twój wniosek jest nieprawidłowy ;-).Buziak! Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :)

Pigułka „dzień po” oraz co myślę o sumieniu farmaceuty

Segritta

Pigułka „dzień po” oraz co myślę o sumieniu farmaceuty

Wyobraźcie sobie, że Wasze dziecko chodzi do szkoły i pewnego dnia wraca do domu z rewelacją w postaci informacji o tym, że Ziemia jest płaska. Nauczyła go tego pani od geografii, która generalnie dobrze uczy nazw stolic europejskich, zna najwyższe na świecie góry, ale wierzy też, że ziemia jest płaska, ma swoje krańce, a słońce sobie wokół tej płaskiej Ziemi krąży. Innego dnia przyjmujesz pociechę przy stole obiadem i pytasz, jak tam było na lekcjach. W odpowiedzi słyszysz, że uczyli się dziś o II Wojnie Światowej i że to straszne, jak Żydzi wtedy Niemców napadli. Gdy pytasz o holokaust, dziecko się dziwi, bo przecież pan od historii uczył go, że z tym holokaustem to straszna ściema żydowska i tak naprawdę żadnego ludobójstwa i masowych mordów podczas wojny nie było. Bo pan od historii większość z tego, czego go na studiach uczyli, przyjął za fakty – ale akurat z tym holokaustem się nie zgadza, ma własne zdanie na ten temat i przecież nie będzie dzieciom ściemniał i kłamał, skoro może im powiedzieć prawdę. Swoją prawdę. W tym samym świecie policjant wymierzy ci karę za przechodzenie na zielonym świetle, bo wg niego powinieneś był się rozejrzeć na boki pomimo zielonego światła, tak przecież bezpieczniej, i nic go nie obchodzi, że w kodeksie nie ma ani słowa o takim wymogu. Pani w sklepie z butami nie wyda ci reklamowanej, wystawionej w witrynie sklepowej pary butów, bo jej zdaniem byś w nich słabo wyglądał i jej osobista estetyka nie pozwala jej sprzedać ci tej pary butów, nawet jeśli sam jesteś pewien, że chcesz je kupić. A w MacDonaldzie w ogóle cię nie obsłużą, bo akurat na zmianie pracuje para zakręconych na punkcie ekologicznej żywności studentów, którzy są przeciwni spożywaniu fast-foodów i choć nikt ich do pracy w MacDonaldzie nie zmuszał – to ich przecież też nikt nie powinien zmuszać do działania wbrew swojemu sumieniu. Nie będę już wspominać o wegańskiej kelnerce w restauracji specjalizującej się w stekach, która może przyjąć od ciebie tylko zamówienie na sałatkę – czy o korektorze w gazecie, który ma papier na dysortografię i w związku z tym nikt nie może go zwolnić za to, że nie tylko nie wyłapuje błędów w artykułach, ale też poprawia właściwe słowa na błędne. źródło: http://rysunki.me/ Chciałabym wytłumaczyć teraz farmaceutom, którzy zamierzają się zasłaniać jakąś „klauzulą sumienia” i odmawiać sprzedaży pigułki „dzień po” bez recepty, że głęboko w dupie mam to ich sumienie. Sumienie, religia, osobiste przekonania, wiara w teorie spiskowe, prywatne opinie, gusta i różne inne nasze cechy sprawiają czasem, że pewnych zawodów wykonywać nie powinniśmy. Tak już jest. Dlatego jeśli ktoś jest słaby z chemii i mdleje na widok krwi, to raczej nie powinien być lekarzem. A ja z moim brakiem siły fizycznej i chorym kręgosłupem nie zgłoszę się do pracy fizycznej na budowie. Jeśli jesteś farmaceutą, pracujesz w aptece i nie zamierzasz sprzedawać pigułki „dzień po” pomimo nowych przepisów, które dają mi prawo jej kupna bez recepty – to znaczy że powinieneś poszukać nowej pracy. Zwłaszcza, że taka pigułka nie ma nic wspólnego z aborcją i przerywaniem ciąży. Ciąża zaczyna się w momencie zagnieżdżenia się zarodka, do czego pigułka po prostu nie dopuszcza. A jeśli kobieta weźmie ją odpowiednio wcześnie, EllaOne działa hamująco na owulację – czyli w istocie opóźnia zejście jajeczka z jajnika, nie dopuszczając w ogóle do zapłodnienia. Jeśli to jest już aborcją (czyli to niezapłodnione jajeczko to już człowiek), to znaczy, że kobieta dokonuje aborcji za każdym razem, gdy miesiączkuje. A analogicznie u mężczyzny, do masowych mordów dochodzi za każdym męskim wytryskiem (nawet tym, przy którym dochodzi do zapłodnienia), bo przecież wszystkie lub prawie wszystkie plemniki wtedy giną. Pigułka „dzień po” nie działa negatywnie na ciążę, jeśli kobieta już spodziewa się dziecka. Jak mówi dr Grzegorz Południewski w wywiadzie dla Gazety Wyborczej: Wiemy o tym, bo ta sama substancja w znacznie większych dawkach (nie 30 mg, jak w jednej tabletce EllaOne, lecz blisko 200 mg) stosowana jest z powodzeniem w leczeniu mięśniaków macicy. Kobiety poddawane terapii przy użyciu wyższych dawek octanu uliprystalu donaszały ciąże i rodziły zdrowe dzieci. Nie jest to więc nic innego, jak antykoncepcja awaryjna, stosowana po stosunku – ale też mniej skuteczna od tej tradycyjnej i wobec tego niezalecana jako długofalowa. Jeśli jest w niej coś złego, to w takim razie zła jest sama natura, która kobiecie dała miesiączkę a mężczyźnie prawą dłoń do masturbacji. Farmaceuta ma obowiązek znać się na chemii i farmacji na tyle, żeby sobie zdawać sprawę, jak tak naprawdę działa pigułka „dzień po” i guzik mnie obchodzi to, co mówią jacyś kapłani religijni, bo tak jak mam prawo wymagać od lekarza leczenia opartego na nauce i niewciskania mi modlitwy jako sposobu na raka – tak mam prawo wymagać od farmaceuty sprzedaży legalnych leków bez konieczności poznawania sfery duchowej pracownika apteki. Nie jest mi ona do niczego potrzebna. Mam własną, wystarczy mi. PS. Zdjęcie takie a nie inne, bo chcę wiosny!

ZE SZCZĘŚCIEM MI DO TWARZY

Jak mój mąż miał zostać dyrektorem

Kiedy przyjechałam do Anglii dziewięć lat temu, miałam ten luksus, że praca już tutaj na mnie czekała. Największy problem miałam z głowy. Mój M nie miał niestety tyle szczęścia. Przyjechał i musiał zacząć od szukania pracy. CV wysyłał dosłownie wszędzie, zarejestrował się również we wszystkich okolicznych agencjach pracy. Przez pierwsze dwa tygodnie nie działo się […]

WARTO SIĘ PORÓWNYWAĆ, TRZEBA TYLKO WIEDZIEĆ JAK

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

WARTO SIĘ PORÓWNYWAĆ, TRZEBA TYLKO WIEDZIEĆ JAK

A jak byś ocenił siebie?

Marta pisze

A jak byś ocenił siebie?

Podepcz książkę! Zniszcz ten dziennik

Ziołowy zakątek

Podepcz książkę! Zniszcz ten dziennik

Zmień swoje życie w 52 tygodnie - rozwojownik, zadanie trzecie

ANIA MALUJE

Zmień swoje życie w 52 tygodnie - rozwojownik, zadanie trzecie

Segritta

Ogólnopolski strajk blogerów

Prędzej czy później musiało do tego dojść przy obecnej sytuacji w blogosferze. Coraz więcej ludzi rezygnuje z bezpiecznych posad w korporacjach, żeby założyć bloga i na nim zarabiać kokosy. Niestety rzeczywistość nie jest taka bajkowa i znakomita większość blogerów pisze już od miesięcy lub nawet lat, nie dostając żadnych sensownych propozycji reklamowych. Utrzymanie domeny, hosting, szablon, pisanie tekstów, zbieranie materiałów, robienie zdjęć i praca nad edycją artykułu – to wszystko zabiera czas i pożera pieniądze, a tymczasem wielu z nas zmuszonych jest do robienia tego praktycznie za darmo, bo propozycje barterowe typu „my ci wyślemy czekoladowe batoniki naszej produkcji a ty napiszesz o nas tekst” nie dają żadnego zarobku. Już 6 lat temu mówiłam, że „batonikami w piecu nie napalisz” i dziś spora grupa blogerów boleśnie przekonuje się o prawdziwości tych słów. Nieliczni szczęśliwcy, którzy mogą pracować za pieniądze, też nie mają żadnej gwarancji, że w danym miesiącu przyjdzie jakiś przelew na konto, bo reklamodawca może po prostu nie zaplanować w budżecie na dany rok reklamy w internecie lub postanowi nie wybierać danego blogera do kampanii. Muszą oni więc pisać, publikować, prowadzić swoje blogi nieprzerwanie i pisząc niekomercyjne teksty – z nadzieją, że ktoś tę ich pracę doceni. Ale gwarancji nie ma. A to już jest nieludzkie. Dlatego właśnie Związek Zawodowy Blogerów postanowił działać i ogłosił ogólnopolski strajk. Strajkowanie nie jest dla blogera łatwe, bo wymaga nie tylko zaprzestania publikacji na blogach, ale też na social mediach. Czytelnicy nie znoszą tego łatwo. Zapotrzebowanie na treści tworzone przez blogerów jest w Polsce ogromne i wielu ludzi nie rozumie, dlaczego nagle nie mogą dowiedzieć się, co ich ulubieni blogerzy zjedli na śniadanie, co mają w torebkach lub ile kilometrów przebiegli dziś z Endomondo. Sam strajkujący bloger czuje, że w pewien sposób zawodzi polskie społeczeństwo, powstrzymując się od tych działań, ale wie też, że jeśli nic nie zrobi, jego zarobki mogą się jeszcze pogorszyć i skończy się na tym, że będzie musiał brać kredyty na blogowanie. A to już przecież absurd. Każdemu należy się płaca za dobrze wykonaną pracę. Niektórzy nieświadomie wyłamują się z protestu, bo choć nie piszą na blogu, czasem wyknie im się status na Fejsbuku na temat na przykład pogody. Blogerka, która pragnęła zachować anonimowość – Nie jest łatwo strajkować, jeśli nie ma się w tym doświadczenia ani nawet wykształcenia. Wczoraj mocno wiało, więc jakoś tak odruchowo napisałam na fejsie „ale wieje”. Gdy zdałam sobie sprawę, co zrobiłam, było już za późno. Na moich studiach nie było przedmiotu „wstęp do praktycznego strajku” jak na Akademii Górniczo – Hutniczej, więc muszę improwizować, podpatrywać lepszych i liczyć na to, że mimo wszystko się uda. Pomimo pewnych błędów, strajkujący odważnie walczą o swoje prawa do godnego życia i wspierają ich w tym najlepsi. Tomek Tomczyk: spodziewałem się takiego obrotu spraw i cieszę się, że blogosfera postanowiła się zjednoczyć. Sam niedawno byłem w trudnej sytuacji. Zwolniono mnie z pracy w Kominek.es z powodu „nierentowności bloga” i musiałem szukać zatrudnienia gdzie indziej. Na szczęście dość szybko udało mi się dostać etat w Jason Hunt, ale przecież nie każdy ma tyle szczęścia. Nishka – Pojawiają się głosy, że awanturujemy się o nic. Że tak naprawdę nasze zarobki nie są złe. Osoby, które to mówią, chyba nigdy nie blogowały parentingowo, nie stykały się z tym hejtem, na który jestem narażona. Widzisz te szramy na szyi? Zasłaniam je apaszką, żeby nikogo nie straszyć, ale w środowisku wściekłych matek nie jest łatwo przetrwać. To po prostu praca wysokiego ryzyka. Moje córki nigdy nie wiedzą w jakim stanie i czy w ogóle ich matka wróci dziś z pracy. Eliza Wydrych – Nie rozumiem, czemu ludzie tak oburzają się na myśl o szesnastej pensji. Przecież torebki Chanel to nie wydatek rzędu kilkuset złotych, tylko kilku tysięcy euro. Czytelnicy nie zadowolą się zdjęciem podróbki na blogu. A skoro wymaga się ode mnie oryginału, to chyba naturalnym jest, że trzeba mi za niego też zapłacić. Karolina Gliniecka – W przypadku blogerek modowych wcześniejsza emerytura jest standardem. Sama zdaję sobie sprawę, że przede mną najwyżej 10 lat blogowania. Po trzydziestce nie ma już blogerek modowych, ponieważ w tym wieku nie ma już ładnych i szczupłych kobiet. Tak więc trzeba myśleć realistycznie – ja w ciągu tych 10 lat muszę zarobić na całe życie. Wspieram strajkujących blogerów z całego serca, choć oczywiście boję się, że inne grupy zawodowe pójdą w ich ślady. Przecież wiele firm zamyka się z powodu nierentowności – a wśród nagle zwolnionych pracowników są też tacy na rok przed emeryturą; tacy, którzy pracowali tam ciężko przez całe życie; tacy, którzy w swojej okolicy nie znajdą już podobnego zajęcia i tacy, których to stawia w naprawdę kiepskiej sytuacji finansowej. Gdy zaczną strajkować, odbije się to na nas wszystkich, no ale przecież należy im się taka praca, jaką sobie wybrali i takie zarobki, jakie ich satysfakcjonują. Każdemu się należy. PS. Tak, wszystkie informacje i cytaty zostały zmyślone (pozdrowienia dla Aszdziennika). Na szczęście.

Nie mogę być z Tobą, bo słuchasz złej muzyki!

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

Nie mogę być z Tobą, bo słuchasz złej muzyki!

TU TERAZ

Ślub cywilny. Tylko, czy aż?

W naszym kraju mówiąc ślub, automatycznie myśli się: ślub w kościele. Ślub w kościele jako to prawdziwe, „pełne”, uroczyste… Post Ślub cywilny. Tylko, czy aż? pojawił się poraz pierwszy w Tu Teraz.

Lifemenagerka

Poniedziałki freelancera – dwa rodzaje stresu

Jednym z powodów, dla których niektórzy decydują się odejść z etatu jest permanentny stres towarzyszący wykonywaniu swoich obowiązków zawodowych. Ale czy to dobry powód, aby podejmować takie radykalne kroki, jakim niewątpliwie jest złożenie wypowiedzenia? Tradycyjnie już – rozwinę ten temat opierając się na własnych doświadczeniach. Na początku należałoby się zastanowić co w naszej pracy najbardziej nas stresuje. Czy jest to wymagający szef, czy zbyt trudne obowiązki czy może jeszcze coś innego? Mnie w mojej ostatniej etatowej pracy najbardziej stresowały projekty spoza mojego obszaru specjalizacji i zainteresowań – czułam, że nie podołam opiece nad nimi, a to oczywiście mogło się przekładać na relacje z klientami i co za tym idzie – z przełożonymi. Nie lubię takich sytuacji, więc na samą myśl o nich się stresowałam. I to nie był stres mobilizujący do działania, bo naprawdę trudno jest w tydzień przeszkolić się z czegoś, o czym ludzie uczą się latami na studiach albo nagle pokochać tematykę, która zupełnie nas nie interesuje. Podobnie może być ze stresem, który wywołuje np. trudny w relacjach przełożony – to nie mobilizuje, to działa wyniszczająco. I niestety – są to rzeczy na które nasz wpływ jest znikomy, często nie możemy zrobić nic poza zmianą pracy na inną (pytanie czy nie wpadniemy z deszczu pod rynnę?). Przyznaję, że w poprzedniej pracy zdarzało mi się popłakać z bezsilności. To właśnie z tym uczuciem wiązał się stres na etacie – czułam się bezsilna, bo niewiele mogłam zrobić aby pozbyć się źródła mojego stresu. Nawet jeśli ktoś pomagał mi w rozwiązywaniu problemów – powodowało to u mnie frustrację, że nie radzę sobie z czymś sama. Przykład – pracując w agencji dostaję do realizacji projekt, w którym mam przygotować program lojalnościowy dla pewnej firmy. Niestety nigdy tego nie robiłam i nie mam o tym pojęcia, dlatego mimo szczerych chęci nie jestem w stanie zrealizować tego projektu sama – muszę prosić o pomoc bardziej doświadczone osoby. To mnie jeszcze bardziej frustruje, bo nienawidzę być niesamodzielna. Ale niestety – mając do wyboru całkowicie zawalić projekt albo pozawracać głowę innym – dla dobra projektu muszę zrobić to drugie. Towarzyszy mi stres i frustracja i nic nie mogę z tym zrobić. Ale czy to oznacza, że życie zawodowe freelancerów (których te problemy nie dotyczą, bo zazwyczaj sami dobierają sobie zlecenia) jest całkowicie bezstresowe? Oczywiście, że nie – my też mamy do czynienia z różnymi problemami, ale są one nieco inne. Ja dostrzegam olbrzymią różnicę pomiędzy stresem „etatowym” a tym aktualnym. Teraz stres mnie bardzo mobilizuje. Czasami zmusza do wyjścia poza swoją strefę komfortu, czasami pobudza kreatywność… W efekcie sprzyja mojemu rozwojowi. Freelance wymaga od człowieka dużej samodzielności w działaniu. Nie możemy liczyć na poradę bardziej doświadczonego pracownika, czy na wsparcie stażysty, który odwali za nas kawał jakiejś brudnej roboty. Jesteśmy zdani na siebie, a jeśli sobie z czymś nie poradzimy, poniesiemy porażkę, możemy nawet stracić klienta. Przykład – na krótko przed ustalonym spotkaniem wystawia mnie gość zaproszony do mojego programu. To bardzo stresująca sytuacja, bo może spowodować opóźnienie całego odcinka… Ale przecież nie usiądę i nie zacznę z tego powodu płakać – jestem zdana wyłącznie na siebie, więc muszę jak najszybciej znaleźć rozwiązanie problemu. Uruchamiam kreatywność i kontakty aby znaleźć alternatywne rozwiązanie. Nie spocznę, dopóki tego nie zrobię, bo przecież nie zaryzykuję porażki mojego ukochanego projektu. Efekt – staję na rzęsach, problem rozwiązuję, stres się ulatnia, pozostaje satysfakcja. Niektórzy freelancerzy (szczególnie na początku) muszą zmagać się też z innym rodzajem stresu – obawą o odpowiednią ilość zleceń i tym samym o przetrwanie. Ale tutaj znowu – taki stres musi motywować do działania… Do rozwoju, do poszukiwania klientów, do poprawiania jakości swojej pracy… Czyli jest to stres, który sami możemy wyeliminować i który pozytywnie wpłynie na nasz rozwój. Podsumowując… Chyba nie istnieje praca, w której można całkowicie uniknąć stresu. Ważne jednak aby przeanalizować jak ten stres na nas działa – czy mobilizuje czy raczej demotywuje i frustruje. Jeśli to pierwsze – nic tylko się cieszyć. Jeśli to drugie – szkoda zdrowia. Ciekawa jestem jak na Was działa stres i czy też dostrzegacie jego dwa rodzaje oraz pewną zależność w związku z etatem lub własną działalnością. Chętnie poznam Wasze opinie.   The post Poniedziałki freelancera – dwa rodzaje stresu appeared first on Life Manager-ka.

Journalistka

Do biustu

sytuacja wyglądała następująco. po tej frenezji zwaną życiem rzeczywistym, nastąpił spokój, cięcie. znajduję się nagle w pustym, ogromnym basenie, dokładnie w jego samym środku. woda sięga mi do biustu, stoję nieruchomo, chłonę ciszę. jestem w złotym bikini. nagle dookoła mnie woda zaczyna przybierać jego kolor. mieni się, jest noc, wnętrze przypomina gmach opery, z ogromną Read More

Ciut więcej o mnie

'DARIAA

Ciut więcej o mnie

THERE'S NO PLACE LIKE HOME

Fragrance of beauty

THERE'S NO PLACE LIKE HOME

Rozwojownik - zmień swoje życie w 52 tygodnie  - zadanie drugie

ANIA MALUJE

Rozwojownik - zmień swoje życie w 52 tygodnie - zadanie drugie

Najgłupsze przesądy i samospełniające się proroctwo

Fashionelka

Najgłupsze przesądy i samospełniające się proroctwo

Wczoraj przy okazji wpisu z propozycjami prezentów na chrzciny wywiązała się ciekawa dyskusja. Pojawiły się głosy, że nie wolno dawać w prezencie zawieszki w kształcie krzyża, bo obdarowany będzie do końca życia „dźwigał jego ciężar” – czyli przytrafi mu się sporo złych rzeczy. Zastanowiło mnie to. Mamy XXI wiek, a ludzie wciąż wierzą w zabobony. Dlaczego? Po co? Sami tłumaczą, że „wolą dmuchać na zimne” albo „lepiej nie kusić losu”. Nie wiedzą, że wierząc w przesądy, podświadomie ściągają na siebie te wszystkie sytuacje, których tak bardzo chcą uniknąć. W psychologii mówimy na to samospełniające się proroctwo. Samospełniające się proroctwo polega na tym, że działamy zgodnie ze swoim nastawieniem. Kiedy bardzo w coś wierzymy albo jesteśmy o czymś przekonani, podświadomie robimy wszystko, by tak właśnie było. To zjawisko może być pozytywne, ale też negatywne. Spójrzcie: jeśli czarny kot przebiegnie nam drogę, a my nie zrobiliśmy trzech kroków w tył, będziemy oczekiwać, że spotka nas coś złego. A kiedy już coś takiego się stanie (za kilka dni, za tydzień, za miesiąc), winą obarczymy tego biednego kota. Sami też wzmocnimy błędne przekonania, bo przecież spełniły się oczekiwania. Kot przebiegł nam drogę i faktycznie coś złego (po dwóch tygodniach) się nam stało. Najgorsze są jednak sytuacje, w których w sposób świadomy poddajemy się negatywnemu działaniu przesądów. Jeden z zabobonów z poniższej listy mówi, że jeśli położymy torebkę na podłodze, to pieniądze nam uciekną. Wyobraźcie sobie sytuację, w której przysłowiowa Kowalska kładzie torebkę na podłodze, po czym po 10 minutach spostrzega się, do czego doprowadziła. Wkrótce uciekną jej pieniądze! „No dobrze”, myśli sobie. „Skoro pieniądze i tak mi uciekną, to chociaż wydam je na coś konkretnego!”, a następnie idzie do sklepu i kupuje nową torebkę. Te przykłady są nieco przerysowane, ale pozwolą zwizualizować schemat. Na koniec zostawiłam sobie listę 10 najgłupszych przesądów, z jakimi spotkałam się w życiu. Zdziwilibyście się, ile osób wciąż w nie wierzy! 1. Nie wolno witać się ani żegnać się przez próg, bo to przynosi pecha. 2. Trzeba zawiązać czerwoną wstążkę na wózku, by ochronić dziecko przed urokami. 3. Nie wolno kłaść torebki na podłodze, bo pieniądze uciekają. 4. Państwo młodzi powinni wracać z kościoła inną drogą niż ta, którą przyjechali, aby nieszczęście pomyliło drogę. 5. Nie wolno dawać noży w prezencie, bo utną znajomość lub spowodują kłótnie. 6. Odpalając papierosa od świeczki, zabijasz marynarza. 7. Ciężarnej nie wolno patrzeć na brzydkich ludzi, bo urodzi brzydkie dziecko. 8. Jeśli znajomi przeoczą Cię lub nie rozpoznają na ulicy, to będziesz bogaty (od jutra pełen kamuflaż). 9. Jeśli masz kołtun na głowie, nie ścinaj go, bo oślepniesz. 10. Jeśli upadnie Ci mydło – oczekuj nieoczekiwanego. A Wy wierzycie w przesądy? Czy kompletnie nie przejmujecie się piątkiem trzynastego lub czarnymi kotami? Jeśli spotkaliście się z równie idiotycznymi przesądami, koniecznie napiszcie o nich w komentarzu!

JAKI BYŁ 2014 ROK?

vogueva

JAKI BYŁ 2014 ROK?

Wiem, że jak powiem Wam, że 2014 rok skończył się nieuchronnie, to nie odkryję pewnie Ameryki, ale dla każdego z nas jest to czas pewnych podsumowań. Już dawno wyrosłam z robienia zbyt ambitnych noworocznych postanowień, nie oznacza to jednak, że nie lubię powspominać roku, który już minął. Tyczy się to również mojego bloga. Niektóre ze zdjęć mnie śmieszą, inne rozczulają, jeszcze inne wprowadzają mnie w zażenowanie. Chyba każdy z nas tak czasem ma. Jeśli chcecie powspominać ze mną, zapraszam do obejrzenia przeglądu zdjęć z całego roku.Rok 2014 to na VOGUEVA przede wszystkim stylizacje i video wpisy, trochę przepisów, które dla Was wypróbowywałam albo też tworzyłam, odrobina wnętrzarskich inspiracji, a ostatnio również recenzje kosmetyczne. Jestem zatem bardzo ciekawa, która z kategorii jest Waszą ulubioną i którą powinnam rozwijać jeszcze bardziej? :)I tak, wiem, że postuję bardzo nieregularnie i że miewam napady, gdzie wpisy pojawiają się co dwa dni, a potem potrafię milczeć przez dwa tygodnie, ale w końcu dojrzałam do tego, że blog to przede wszystkim moje małe hobby. Nie traktuję tego zajęcia bardzo poważnie i jeśli mam nadmiar innych obowiązków na głowie, po prostu milczę tutaj. Dziękuję Wam jednak za to, że znosiliście to przez ostatni, kolejny już rok. Mam nadzieję, że jeszcze wiele lat przed nami :)

TU TERAZ

Dlaczego warto studiować?

Pamiętacie jak od najmłodszych lat rodzice powtarzali Wam, że musicie się uczyć, żeby mieć dobre oceny, żeby potem pójść… Post Dlaczego warto studiować? pojawił się poraz pierwszy w Tu Teraz.