Nie znam cię

Marta pisze

Nie znam cię

Jak uszczęśliwić kobietę ?

ŁUKASZ PODLIŃSKI

Jak uszczęśliwić kobietę ?

Segritta

„Historia Wewnętrzna” Giulia Enders – recenzja

Dokładnie rok temu do niemieckich księgarni trafiła książka napisana przez 24-letnią lekarkę zafascynowaną układem trawiennym człowieka. Książka ta stała się absolutnym bestsellerem i sprzedano jej ponad milion egzemplarzy. 4 marca 2015 wchodzi ona też na polski rynek dzięki wydawnictwu Feeria, a ja dostałam tłumaczenie chwilę wcześniej, by dowiedzieć się, na czym polega fenomen dzieła Giulii Enders.

Summary of  February

Nieperfekcyjna Pani Domu

Summary of February

Nogi, Sponge Bob, Wilno i masaż pośladków

ANIA MALUJE

Nogi, Sponge Bob, Wilno i masaż pośladków

Mam 20 lat i rodzice mają mnie gdzieś

Marta pisze

Mam 20 lat i rodzice mają mnie gdzieś

6 inspirujących rzeczy, których nauczył mnie ostatni rok

Marta pisze

6 inspirujących rzeczy, których nauczył mnie ostatni rok

Cała prawda o jakości ubrań z Chin (sheinside, choies, romwe itp.)

ANIA MALUJE

Cała prawda o jakości ubrań z Chin (sheinside, choies, romwe itp.)

Na liczne prośby, postanowiłam opisać jak w rzeczywistości wygląda jakość tych chińskich ubrań, które czasami zamawiam ;-). Czasami niesłusznie piszecie, że nie wierzycie w zakupy z Chin, bo kupiliście kiedyś "Japan Style" na allegro. Cóż, zakładam, że zakupu dokonaliście u Polaka - jeszcze nigdy nie oszukał mnie Chińczyk! Opiszę to na konkretnych przykładach. Każda rzecz ma dokładnie podany materiał oraz wymiary mierzone na płasko. Nie patrzymy na to, czy rozmiar to "M" czy "S" tylko każdorazowo sprawdzamy wymiary. Zazwyczaj wszystko się zgadza, ale wymiar jest ważniejszy niż zdjęcie. Raz kupiłam za krótką sukienkę, której wymiary się zgadzały, ale na zdjęciu wydawała się dłuższa... pominęłam fakt, że modelka była azjatyckiego pochodzenia, więc była niższa i sukienka inaczej się układała.Te ubrania to NIE JEST japan style. To jest dokładnie to samo, co kupujecie w galeriach handlowych za większe pieniądze. Ubrania są często szyte w tych samych szwalniach, zazwyczaj w europie są tylko wzbogacane metką i 4x wyższą ceną :DOto prsyklad ;Spódniczka;Link do spódniczki : (klik!).Metka:Oprócz kartonikowej metki, wszyto też papierową. Na metce widnieje napis INDITEX.Zacytuję za wiki:Inditex (Inditex, Industrias de Diseño Textil, S.A.) - firma odzieżowa pochodząca z Hiszpanii. Posiada 6.249 sklepów w 86 krajach. Flagową marka Inditexu jest Zara, której pierwszy sklep powstał w 1975 roku. Pozostałe marki to Pull&Bear, Bershka, Stradivarius,Oysho, Zara Home, Massimo Dutti oraz Uterqüe. Zarząd Inditex znajduje się w miejscowości Arteixo w prowincji A Coruña w hiszpańskiej Galicji. Firma zatrudnia 89 tys. pracowników i osiągnęła przychód ponad 8 mld € (2006).Śmiesznie, co? O ile się nie mylę, to czarna jest obecnie w ofercie reserved :-)Moim zdaniem, jeśli już kupujemy towar z Chin (zapewniam, że 90% rzeczy które masz w domu pochodzą z Chin lub surowce które zostały użyte do ich produkcji są chińskie) to lepiej płacić tak, żeby te pieniądze zostały w Chinach niż przepłacać w galeriach. Ale ludzie dzielą się na patriotów (nierzadko przy okazji ksenofobów) oraz kosmopolitów. Ja czuję się obywatelem świata i nie widzę powodu, dla którego mam traktować kogoś w sposób uprzywilejowany bo urodził się w Polsce a nie w Chinach. Bez jaj, na takie rzeczy nie mamy wpływu. ;-)Jako ciekawostkę dodam, że przeciętny Chińczyk ma lepsze warunki życia niż Polak (wg. badań). Tania siła robocza jest możliwa, ponieważ w Chinach więźniowie PRACUJĄ. Pracujących więźniów jest więcej niż robotników w Polsce.  Ja sama chętnie wysłałabym pedofilów i innych zwyrodnialców do ciężkiej pracy na rzecz rozwoju naszego kraju. Nie podoba mi się sytuacja, kiedy to my płacimy za utrzymanie takich ludzi...PS. część tych rzeczy kupiłam za własne pieniądze, część dostałam w ramach testów. Wybrałam więc rzeczy, których normalnie bym nie kupiła, a miałam okazję za darmo przekonać się czy czuję się w nich fajnie ;-)  Nie mieszajmy też dwóch systemów walutowych - ceny są w dolarach, ale pamiętajmy, że najniższa płaca w USA to 7.25 $ za godzinę. Na bluzkę za 10$ pracuje trochę ponad godzinę. Polak zarabiający 6 zł za godzinę , na tę samą bluzkę pracuje godzin sześć. A zazwyczaj kupuje ją w galerii za 2-3x tyle i pracuje na nią dwa dni. Jest różnica.Warto zapamiętać : Rzeczy kosztują tyle, ile czasu na nie zarabiamy. Ja liczę sobie "ile godzin pracy mnie to kosztuje?". To mi mówi więcej niż kwota w PLN...Od razu uprzedzam, że jeśli oglądaliśmy jakiś ciuszek na jednej ze wskazanych stron będąc zalogowanym, to po 2-3 dniach na maila dostajemy zniżkę 20% na te ubrania ;-))). Przy darmowej wysyłce to jest fajne, tym bardziej, że rabaty są bardzo często! Osobny rabat jest też na profilu sheinside na instagramie :-)Zresztą - wszystko opisałam w tekście "Jak kupować z Chin".Spódnica : jakość: pierwsza klasawymiary : zgadzają sięmogłaby wisieć w : Zara, MangoBluzka/tunika  w paski : klik  jakość: normalna, zgodna z materiałem i lepsza niż cenawymiary : zgadzają sięmogłaby wisieć w : H&M, BershkaJeansowa koszula (klik)Wymiary i wszystko zgodne, świetna jakość. Uroczy detal w kwiatki (lepiej widać na stronie sklepu) solidne zatrzaski. Spokojnie mogłaby wisieć w H&M, Straidivariusie, Pull and Bear itp. i kosztować więcej ;) Plamkę na zdjęciu zrobiłam zmywaczem do paznokci i zauważyłam dopiero teraz :(Spódnica : Klik Namawialiście mnie na krótszą wersję spódniczki w róże. Jestem mega zadowolona, wymiary się zgadzają, leży świetnie. jest węższa w talii niż ta midi i chyba jednak wolę mini! Dzięki za rady ;-) Jest przeurocza i będę w niej śmigać wiosną i latem do oporu :)) Jakość bez zarzutu!Sukienka : klik . Tutaj też wymiary się zgadzają, wszystko jest ok....ale poliester to poliester :D Na zdjęciu np nie widać, ze kokornka jest sztywna i świecąca pod wpływem flesza, a nie matowa.  Mimo to...jestem bardzo zadowolona! Na modelce wygląda nieco inaczej - albo nie posiada ona biustu, albo ma krótki tułów :DSzal : klik  - szybko stał się moim ulubionym szalem :)). Bardzo sildny, mięciutku, świetnie grzeje. Nie oszczędzano na materiale i mogę się nim kilka razy omotać, zarzucić go na plecy. Drobiazg,  a noszę codziennie ;-)Bluza ze Sponge bobem (klik) - część napisała, że jest jak pidżama, ale ma zdecydowanie materiał bluzy. Gdyby była żółta (jest też taka wersja) pewnie kojarzyłaby się z bluzą :D Mega poprawiacz humoru, mięciutka, nadruk nie odłazi, super!Podsumowując moje wrażenia : jakość ubrań jest taka sama jak w galeriach. Raz trafimy na coś fajnego, innym razem trzeba liczyć się z tym, że to nie jest ubranie na wieki. Chociaż ku mojemu zaskoczeniu - póki co, wszystkie ubrania przeżyły pranie bez szwanku. Nadruki, szwy, materiał - wszystko trzyma się na miejscu.Każde ubranie zapakowane jest w oddzielny woreczek z zamkiem typu zip lock. Niestety ubrania przychodzą strasznie pomięte - są pięknie złożone, ale lecą do nas przez pół świata a w tym całym łańcuszku najgorzej działa chyba poczta polska :DMoja rada : zanim kupisz np. spodnie, zmierz swoje ulubione centymetrem na płasko i porównaj taki wymiar.Przypomnijcie sobie metkę którą wstawiłam i nie porównujcie tego do Japan Style, czyli ubrań jak z targowiska, które wciskają wam Polacy. Chińczycy są mega honorowi i nie lubią mieć poczucia, że coś poszło nie tak. Przepraszają za opóźnienia, sypią rabatami...Za literówki i inne atrakcje szczerze przepraszam, tekst napisałam z wyprzedzeniem i pewnie zwiedzam teraz Wilno :)).Korzystając z chwili z WiFi, podzieleni się dwoma newsami. Po pierwsze - koniecznie skosztujcie tych lodów ciasteczkowych (klik). Są mega pyszne! :-))Po drugie , decyzją jury, bon na sheinside wygrywa osoba o nicku ibusio :) proszę o kontakt mailowy! Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :)

Ćwiczenie, które obniży poziom stresu i zwiększy poczucie własnej wartości

ANIA MALUJE

Ćwiczenie, które obniży poziom stresu i zwiększy poczucie własnej wartości

Miłość vs. marzenia

Marta pisze

Miłość vs. marzenia

TU TERAZ

Teoria wszystkiego. Moje wrażenia

To miała być typowa recenzja filmu, ale czasami bywa tak (może też tak macie), że jakiś film zrobi na Was… Post Teoria wszystkiego. Moje wrażenia. pojawił się poraz pierwszy w Tu Teraz.

Jakie filmy obejrzeć, jakie książki przeczytać? 3

ANIA MALUJE

Jakie filmy obejrzeć, jakie książki przeczytać? 3

Wtorlinki

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

Wtorlinki

Dzisiejszy odcinek wtorlinków zawiera jak zwykle kilka śmiesznych tekstów, jeden zmuszający do rachunku sumienia i życiowych podsumowań, coś inspirującego dla osób poszukujących szansy na podróże po świecie i porcję wiedzy przydatną dla nieudolnych fotografów (takich jak ja). A to oczywiście nie wszystko. CZYTAJ DALEJ »

Tsumi biżuteryjnie potrząsa Polską - kto stoi za tą marką? Wywiad w projektantką

Żyrafy Wychodzą z Szafy - fashion blog

Tsumi biżuteryjnie potrząsa Polską - kto stoi za tą marką? Wywiad w projektantką

Try on haul

'DARIAA

Try on haul

Zdążyć do Nowego Jorku przed trzydziestką

Boginie przy maszynie

Zdążyć do Nowego Jorku przed trzydziestką

Lifemenagerka

LifeManagerka na YouTube

To kolejny post „organizacyjny” w ostatnich dniach… Było już o zmianach, to teraz przyszedł czas na nowości. Widocznie taki mamy czas :). Wszystko zaczęło się od jednego posta na Facebooku dodanego przez Agnieszkę. Albo nie! Wszystko zaczęło się we wrześniu, kiedy podczas pięknego wczesnojesiennego popołudnia podczas lunchu z klientem doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby połączyć nasze pasje i siły i zrobić coś razem na YouTube. Tak powstała ZdrowoMania. Następstwem tego jest to o czym piszę teraz – Agnieszka poleciła książkę Krzysztofa Gonciarza o internetowych „show”, a ja zaczęłam ją czytać i uświadomiłam sobie, że robię to źle. Błędem jest opieranie mojego rozwoju przed kamerą wyłącznie na ZdrowoManii. 2 odcinki miesięcznie to za mało, abym oswoiła się z wrogiem i przestała stresować jego obecnością. Już i tak jest dużo lepiej – do poniższego filmu po prostu usiadłam i go nagrałam. Zero cięć, zero stresu… Porównując to z moim pierwszym kontaktem z kamerą, widzę tu olbrzymi postęp. Ale to wciąż za mało! W sumie co się będę rozpisywać, obejrzyjcie może ten krótki film, a dla osób nie lubiących video poniżej napiszę o czym w nim mówię.  Powody dla których zdecydowałam się nagrywać prywatnie są jak wspomniałam w filmie dwa. O jednym napisałam już we wstępie - to chęć rozwoju, potrzeba robienia postępów, pokonywania stresu, ulepszania siebie. Już wiem, że nie wystarczy kilka razy w miesiącu stanąć przed kamerą i pomęczyć się chwilę aby powstało coś, co później da się pokazać widzom. Ja dzisiaj nagrywałam temat kolejnego odcinka i sam wstęp kręciliśmy z 10 razy, bo nie mogłam sklecić sensownie jednego zdania (okoliczności były wyjątkowo niesprzyjające). Dlaczego w swobodnej wypowiedzi nie mam tak dużego problemu z wysławianiem się, a przed kamerą głupieję? Wszystko przez stres i zbyt małe doświadczenie. Częstotliwość ZdrowoManii na pewno się nie zwiększy, więc jedynym sposobem na trening jest nagrywanie poza nią. A przy okazji pracując bez operatora dużo się nauczę na temat montażu, pobudzę swoją kreatywność podczas nagrywania itp. Same plusy.  Drugi powód jest mniej ważny, ale też istotny. Brakuje mi spontaniczności i naturalności. Nie twierdzę oczywiście, że w ZdrowoManii jestem sztuczna, ale formuła programu nakazuje mi powstrzymanie się od dłuższego komentarza, a jak czasami sobie na jakiś pozwolę to potem i tak muszę go wyciąć – wolę te kilkanaście czy kilkadziesiąt sekund „oddać” mojemu gościowi. Nawet o przepisach nie mogę Wam powiedzieć tyle ile bym chciała, bo to tę cześć potem najbardziej bezlitośnie tniemy.  Jeśli chodzi o tematykę mojego prywatnego kanału to będzie ona identyczna jak ta, którą znacie z bloga. Nie dorzucę kolejnej cegiełki do vlogosfery urodowej i nie będę wąchać kremów na wizji będę natomiast zdrowo gotować i zachęcać  do ruszenia tyłka z kanapy – czy to na dłuższy spacer po okolicy swojego miasta czy to na rower lub rolki. Czasami może sobie pogadam do kamery wyrażając swoje zdanie na jakiś temat… Nie obiecuję żadnej regularności, ale skoro już tym wpisem i filmem powiedziałam „A” to powiem też resztę alfabetu. A dalej są dwie opcje – albo rzucę to w cholerę po kilku filmach, albo połknę bakcyla, zacznę inwestować w sprzęt (mam firmę, muszę generować koszty ;)) i będę nagrywać częściej i lepiej. Póki co musicie wybaczyć mi amatorkę, nie mam nawet mikrofonu, nie spodziewajcie się jakości jak w ZdrowoManii ;).  P.s. Oczywiście mam nadzieję, że na rzecz tych filmów nikt nie porzuci ZdrowoManii ta póki co ma się dobrze i jeszcze co najmniej kilka odcinków na pewno powstanie The post LifeManagerka na YouTube appeared first on Life Manager-ka.

Jak zapanować nad negatywnymi emocjami?

KAMERALNA

Jak zapanować nad negatywnymi emocjami?

Dzisiaj był zły dzień

Marta pisze

Dzisiaj był zły dzień

Przegląd tygodnia #4/02

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #4/02

Czy to tak się umiera?

ZE SZCZĘŚCIEM MI DO TWARZY

Czy to tak się umiera?

Czy czujesz się gorszy?

Marta pisze

Czy czujesz się gorszy?

Jak za pomocą prostego ćwiczenia podnieść swoje samopoczucie, samoocenę i...IQ?

ANIA MALUJE

Jak za pomocą prostego ćwiczenia podnieść swoje samopoczucie, samoocenę i...IQ?

Co zrobić, żeby zapamiętać sny? Dlaczego ich nie pamiętasz?

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

Co zrobić, żeby zapamiętać sny? Dlaczego ich nie pamiętasz?

Segritta

Syndrom męczennicy czyli jak nie zrobić z faceta melepety

To tekst dla każdej kobiety, niezależnie od tego, czy ma syna, czy faceta, czy jedno i drugie. Singielkom też się przyda, na wypadek znalezienia sobie partnera, bo to właśnie samotne kobiety najczęściej umiejąc sobie ze wszystkim same poradzić i potem, w związku, dalej wszystko robią same. A cały sekret polega na tym, że w rodzinie jak w dobrej firmie – trzeba umieć cedować obowiązki i nie robić wszystkiego samemu. Tylko najpierw trzeba umieć NIE ROBIĆ, co jest dla wielu kobiet paradoksalnie trudniejsze niż robienie. Kto lepiej zajmuje się domem: kobieta czy mężczyzna? Od wczoraj na fejsie dyskutujemy o tym, czy warto zatrudniać młode kobiety, które przecież zaraz zajdą w ciążę, potem wezmą urlop macierzyński, wychowawczy i wreszcie zwolnienia na chorobę dziecka. W pewnym momencie zasugerowałam, że co prawda ciąży z facetem dzielić nie można, ale już takie zwolnienia z powodu choroby dziecka może brać też tatuś, niekoniecznie tylko mamusia. W odpowiedzi jedna z czytelniczek napisała, że owszem, facet może zostać w domu, ale co z tego, skoro sam się dobrze tym dzieckiem nie zajmie, bo nie będzie umiał i z każdą pierdołą będzie dzwonił do partnerki. Niestety, taka jest prawda. Wielu mężczyzn nie ma pojęcia o opiece nad dzieckiem, bo ciągle robią to partnerki. Nie ma też pojęcia o opiece nad domem, bo… ciągle robią to ich partnerki. Tak, to jest jedyny powód. Co chwila widzę jakieś reklamy o piorących, sprzątających kobietach oraz teksty o podziale domowych obowiązków i męskie pod nimi głosy. Głosy, które szczycą się tym, że „kto jak kto, ale ja pomagam żonie w domu!”. POMAGAM. Pomagać to może 3-letnie dziecko, gdy się uczy nieporadnego odkurzania albo zmywania naczyń. Pomagać, to może pies, gdy się go nauczy „podaj pilot od telewizora”, albo gość, który kurtuazyjnie wymyje kubek do swojej herbacie, gdy będzie od nas wychodził. A partner, nasz mężczyzna, w końcu jak by nie patrzeć „pan domu” powinien na równi z kobietą tym domem się zajmować a nie komuś „pomagać”. Jeśli dalej nie rozumiecie, czemu ja tak się dziwię, spróbujcie odwrócić sytuację. Wyobraźcie sobie forum, na którym kobiety się chwalą, że pomagają swoim mężczyznom w sprzątaniu domu. Już  jasne? Znajomy mojej przyjaciółki kiedyś oznajmił nam na jednej z prywatek, że on nie umie sprzątać, bo jest mężczyzną, a mężczyźni nie są genetycznie przystosowani do zauważania bałaganu lub kurzu. Otóż, drogie panie, to nie jest prawda. Mężczyzna tak samo jak kobieta widzi bałagan i kurz, ma tak samo jak kobieta – dwie ręce, wszelkie potrzebne siły i zmysły, by sprzątać, gotować, prać, wyrzucać śmieci, zmywać i robić posiłki. Jedne z tych rzeczy może lubić bardziej, inne mniej, podobnie jak kobieta. Oczywiście idealnie się złoży, jeśli się  partnerką uzupełnią i np. ona będzie lubić gotować a on zmywać, ale nie oszukujmy się, takie idealne uzupełnienia w kwestii wszystkich domowych obowiązków się nie zdarzają i trzeba się podzielić także tym, czego się nie lubi. I co się wtedy robi? Co robi przeciętna, polska kobieta, gdy żaden z domowników nie pali się do np. zmywania naczyń? Robi to sama. Może nawet próbuje czasem zmusić do zmywania syna lub męża (z córkami jakoś im to łatwiej przychodzi, pewnie dlatego, że ciągle sprzątająca matka jest dla córki wzorem, co powinna robić kobieta, więc łatwiej taką dziewczynkę namówić do naśladownictwa dorosłej mamy), ale widząc tego marne efekty, w końcu się poddaje. Bo ile można tłumaczyć, że szklanka niedomyta, że dno garnka trzeba doszorować, zlew po zmywaniu oczyścić, kubki ze stołu poznosić… Przecież sama to zrobi szybciej, lepiej i bez nerwów, no i nie będzie musiała o tym przypominać pół dnia, patrząc, jak się górka naczyń w zlewie powiększa. A potem spotka się z koleżankami, sapnie i ponarzeka, jaka to jest spracowana, przemęczona i jak to jej mąż nie pomaga w domu, mimo że oboje przecież pracują. Robi z siebie męczennicę, która zapierdala za wszystkich, bo sama robi to najlepiej. Bicz plis. Nie robisz tego najlepiej bez przyczyny. Nie trzeba magisterium ze zmywania bronić, żeby robić to dobrze. Wystarczy potrenować. Gdybyś NIE ZMYWAŁA, tylko zostawiła to mężowi, to on byłby w zmywaniu lepszy. Wiem, że to może być zaskakujące, ale naprawdę nie jesteś lepsza w obowiązkach domowych tylko dlatego, że masz parę cycków. „Ale ja lubię po nich sprzątać!” Jest jeszcze jeden typ kobiety robiącej wszystko za wszystkich – i nie jest to męczennica. To jej przeciwieństwo. Mam na myśli kobietę, która uwielbia zmywać, sprzątać, czyścić, gotować i prasować. Ona po prostu to lubi. Robi to z uśmiechem na ustach, ogarnia cały dom, karmi wszystkich domowników i sprawia jej to przyjemność. Wszystko byłoby super, gdyby taka kobieta mieszkała sobie tylko z partnerem. Sama bym temu partnerowi zazdrościła. Wszystko ma ogarnięte, pod nos podane i jeszcze mamy do czynienia z sytuacją win – win, bo przecież jej to wszystko sprawia przyjemność. Super. Gorzej, jeśli taka kobieta ma dzieci, bo te dzieci niczego się przy mamie nie nauczą. Jakże mogą nauczyć się gotować, skoro ona ciągle gotuje dla nich? Jak mają się nauczyć zachowania wokół siebie czystości, skoro jej sprawia przyjemność sprzątanie po nich? Jak wreszcie mają się nauczyć życia w rodzinie, jeśli czasem nie będą zmuszeni do sprzątnięcia wspólnej przestrzeni albo pozmywania naczyń po wszystkich? Ja wiem, że czasem najtrudniej jest nic nie robić, ale wierzę też, że nauczenie dzieci takich podstawowych obowiązków jest niezmierne ważne dla ich samodzielności. Może planujesz dla nich bogatą, szczęśliwą przyszłość w domu ze służbą, ale co jeśli jednak sami będą musieli sobie coś ugotować, sami będą musieli sobie posprzątać a jeśli masz synów – wcale nie trafi im się uwielbiająca zmywanie i prasowanie żona z mnóstwem czasu na nieodpłatną pracę domową? Do luksusu łatwo przywyknąć i naprawdę łatwiej jest się dzielić domowymi obowiązkami osobie, która od dzieciństwa miała swoje obowiązki – niż komuś, kogo tylko życiowa sytuacja zmusiła do ubrudzenia rączek. Księżniczka na ziarnku grochu Kiedyś bajka o tej księżniczce wydawała mi się historią rozpuszczonej pannicy i, nauczona innymi tradycyjnymi bajkami, szukałam w niej jakiegoś moralizatorskiego wniosku wychowawczego. Bez skutku. Dziś wiem, że to wcale nie była bajka z morałem, tylko próba pokazania prostego mechanizmu przyzwyczajenia. Przywyknąć można do luksusu albo do biedy. Do czystości albo do brudu. Do obowiązków lub ich braku. W zależności od tego, jak dziecko wychowamy – tak w naturalny dla siebie sposób będzie żyło w dorosłym życiu. Jeśli więc będziemy dbać o czystość domu i od początku, konsekwentnie dawać Jasiowi do zrozumienia, że trzeba w tym domu sprzątać, to dorosły Jan będzie sam z siebie, bez biadolenia, marudzenia i potrzeby przypominania łapał za odkurzacz i sprzątał wokół siebie w domu, bo nawet mały bałagan będzie dla niego jak ziarnko grochu – będzie go uwierał, męczył i uniemożliwiał oddanie się lenistwu lub pracy. Sama mam coś takiego, że lubię zasiąść do mojego ulubionego serialu z popcornem lub lodami, dopiero wtedy, gdy wszystkie obowiązki zostały wypełnione a wokół siebie mam porządek. Co więcej – Jan będzie też wiedział, że jak się je popcorn na kanapie, to nie warto brać w łapę całej garści i kruszyć wokół siebie, bo potem SAM będzie to musiał sprzątać. Jaś sprzatający daje Jana nie tylko sprzątającego, ale też nierobiącego tak wielkiego bałaganu jak Jaś niesprzątający. :) Jeśli zaś Jaś nigdy w domu nic nie będzie sprzątał, to potem dorosły Jan będzie tym typem faceta, który na każde „a może byś pozmywał” będzie reagował jęczeniem i wymigiwaniem się. Do tego wcale mu nie będzie przeszkadzało zaleganie na kanapie w okruszkach i bałaganie wokół siebie. Taki Jan będzie przekleństwem dla swojej partnerki. Droga partnerko Jana, jest dla Ciebie jedna nadzieja. Nawet jeśli trafiłaś na niewychowanego mężczyznę, a wciąż jesteście na początku związku, masz jeszcze szansę na resocjalizację Jana. ;) Moja prababcia zwykła mawiać: Co od mężczyzny wyciągniesz na początku, to twoje. Babcia nie miała na myśli pieniędzy, biżuterii i koni wyścigowych. Miała na myśli pewne prawa i przywileje, granice, których nie wolno przekroczyć i oczywistości, bez których nie wyobrażasz sobie związku z danym mężczyzną. Jeśli od początku wyraźnie zaznaczysz, że nie tolerujesz wulgaryzmów, nigdy nie przeklinasz oraz nie życzysz sobie, by twój partner przy tobie przeklinał – to najprawdopodobniej mężczyzna na to przystanie i powalony ogromem twoich zalet oraz siłą własnej do ciebie miłości – przeklinać przestanie. Jeśli zaś pożyjecie sobie razem parę lat z wulgaryzmami i nagle, po tych paru latach mu powiesz, że jego „kurwy” i „chuje” ci przeszkadzają i że może by przestał przeklinać, to cię wyśmieje. To samo tyczy się różnych domowych obowiązków. Jeśli zawsze będziesz mu robić posiłki i napoje, to trudno go będzie po latach nauczyć, że teraz to byś chciała rewanżu i żeby raz na jakiś czas to on tobie herbatę przyniósł do łóżka. Dlatego, droga kobieto, od początku wymagaj od Jana współuczestniczenia w prowadzeniu domu i wychowywaniu dziecka. Nie odkładaj tego na później. Nie mów „teraz ja to zrobię, ale w końcu poproszę go o pomoc”. Nie wpadaj też w pułapkę myślenia „on w końcu zauważy to, jak się dla niego poświęcam i doceni to!”. Od pierwszej randki, od pierwszego dnia wspólnego mieszkania, od pierwszych dni waszego potomka, WYMAGAJ pewnych podstaw partnerskiego życia. Jeśli to będą jasne, sprawiedliwe wymagania i będą działały od początku, to nawet jeśli mama Jasia go niezbyt dobrze wychowała, ty masz jeszcze szansę to naprawić.

Czy szczęśliwi ludzie płaczą?

Marta pisze

Czy szczęśliwi ludzie płaczą?

Liar

MARYSIA-K

Liar

Zbyt późno zorientowałam się, że za bardzo różnie się od innych ludzi. Kiedy sięgam pamięcią wstecz coraz bardziej jestem o tym przekonana. Zawsze byłam opętana przez nieznaną siłę, zwariowana, cierpiałam na chorobę "niecierpliwe nogi", która do tej pory złośliwie mnie dotyka. A co do słodkości- lukru na niesmacznym torcie to fakt, że zawsze miałam oryginalne pomysły i fantastyczną wyobraźnie (co oczywiście nie zawsze wychodziło mi na dobre).  Aż wstyd mi się przyznać... Kłamstwo. Tak, byłam cholerną kłamczuchą. Po pewnym czasie zaczęłam się w tym gubić. I ten tekst ma być przestrogą, nie pouczeniem. Kłamstwo nie zawsze jest złe. Trzeba pomyśleć o ocenie moralnej. Musimy zwrócić uwagę na to, czy może komuś zaszkodzić. Są dwa typy kłamstwa: poprawienie swojego wizerunku i chęć skrzywdzenia drugiej osoby. To pierwsze wygląda na bezbronne, ale to nie oznacza, że nie jest złe tak samo jak pierwsze.  Każdy rodzaj kłamstwa to nie tylko oszukiwanie innych, ale i samego siebie. Takie osoby żyją w wymyślonej rzeczywistości, sztucznej osobie i skupiając się na tym, żeby prawda nie wyszła na jaw. Czemu więc tak kłamiemy? Boimy się braku akceptacji u innych ludzi. Kłamiemy by uniknąć wstydu, poczucia winy, słabości, że nie jesteśmy dość "fajni". Zamieniamy się w kogoś, kto według nas jest idealny, kto zasłużył na akceptację wśród całego społeczeństwa. Podsumowując- aby przestać kłamać najpierw musimy przestać oszukiwać samego siebie i zaakceptować fakt, że jest, jak jest. Ja to zaakceptowałam i w końcu w moim życiu od kilku lat się układa. Jestem szczęśliwa. Stałam się taką, jaką zawsze chciałam być, tą zmyśloną, ale w rzeczywistości.A teraz bez kłamstwa i z czystą szczerością. Dostałam ostatnio przemiłą niespodziankę od sklepu z naturalnymi kosmetykami Annabelle Minerals. W paczce nie znalazłam kosmetyków, ale uroczą bluzę, którą przedstawiam poniżej, która przeżyła ze mną całe ferie, gdyż jest niesamowicie wygodna. Więcej nie piszę, bo jak już wiecie o ubraniach pisać nie umiem i nie usłyszycie ode mnie nigdy ode mnie z czym połączyłam bluzeczką i dlaczego kobalt, a nie róż, gdyż to jest oczywiste, widoczne i do indywidualnej oceny i interpretacji (według mnie). Dość gadania na dziś. Choć... Chciałabym jeszcze dodać, że dzisiejszy makijaż również został wykonany kosmetykami Annabelle Minerals: podkład, korektor i róż opisane w tym poście <klik>. spodnie, torebka- Sinsay | buty- New Balance (schaffashoes) | bluza- annabelleminerals | okulary- eokulary | bransoletka- modotikon | naszyjnik- katherine | bluza,makijaż- annabelleminerals

Dlaczego nie warto patrzeć na konwenanse?

ANIA MALUJE

Dlaczego nie warto patrzeć na konwenanse?

Lifemenagerka

Poniedziałek freelancera – networking dla nieśmiałych

… i introwertyków. Ośmielę się stwierdzić, że networking, czyli budowanie sieci kontaktów, jest podstawą pracy freelancera i to w każdej lub w prawie każdej branży. Niestety trudno zaprzeczyć faktowi, że najprościej otrzymać zlecenia „po znajomości”. Czy jest w tym coś złego? Absolutnie nie, ja sama szukając podwykonawców najpierw rozglądam się po swoich znajomych albo proszę przyjaciół aby mi kogoś polecili. Współpracując z ludźmi których znam, albo z takimi z polecenia, jestem spokojniejsza o jakość. Dlatego sama nie mam żalu, że tak ten system funkcjonuje. Z drugiej strony na początku było to moją sporą bolączką. Pracując w domu rzadko poznaję nowych ludzi z mojej branży, a prywatnie też spotykam się głównie z najbliższymi znajomymi. Ogólnie – nawiązywanie nowych kontaktów nie jest moją najmocniejszą stroną, taka moja natura i nie będę się bić w piersi z tego powodu. Nie zmienia to jednak faktu, że na początku swojego freelancingu zmierzyłam się ze sporym problemem – skąd brać zlecenia? Zaczęłam ich szukać na własną rękę, ale jak już kiedyś pisałam – to była demotywująca, syzyfowa praca. Szczerze? Tak całkiem od zera zdobyłam tylko jednego klienta. Tak. JEDNEGO. Reszta przyszła sama. I chyba nadszedł moment kiedy mogę opisać jak ten „oszałamiający” networking wyglądał w moim przypadku.  Zasada nr 1 – nie palić za sobą mostów Część moich dotychczasowych klientów to po prostu byli pracodawcy i współpracownicy. W swojej karierze zawodowej zawsze trzymałam się jednej głównej zasady – byłam zaangażowana w moją pracę, starałam się wykonywać ją jak najlepiej, to zawsze skutkowało szybkimi awansami. Być może dlatego pozostawiłam po sobie pozytywne wrażenie i moi byli pracodawcy chcą dalej ze mną współpracować.  Zasada nr 2 – opowiadać o tym co się robi przy każdej możliwej okazji Każdy napotkany na naszej drodze człowiek może mieć znaczenie. Jeśli np. jesteś psiarzem i poznajesz na spacerach nowych ludzi – nie krępuj się i przy okazji jakiejś rozmowy wspomnij czym się zajmujesz. Być może za tydzień ta osoba będzie poszukiwać do pracy kogoś o Twoich kwalifikacjach. Nie wstydźcie się swoich specjalizacji, chwalcie się nią w mediach społecznościowych i podczas poznawania nowych ludzi.  Zasada nr 3 – nie narzekać na pracę Wyobraźcie sobie, że poszukujecie np. grafika i akurat poznajecie na imprezie u znajomych osobę o takiej specjalizacji. Czar jednak szybko pryska, gdyż ów grafik ciągle narzeka jaki to jest zarobiony, jakich ma beznadziejnych klientów i jak to mu się nie chce użerać z tą upierdliwą robotą. Zaproponujecie mu współpracę? Ja bym tego nie zrobiła. Wydaje mi się, że freelancerzy raczej lubią swoją pracę i rzadko na nią narzekają, ale jeśli ktoś już musi – niech stara się nie robić tego zbyt często i wśród obcych ludzi. To słabe i raczej nie sprzyja zdobywaniu nowych klientów.  Zasada nr 4 – poznawanie nowych ludzi w swoim tempie Dla odważnych są różnego rodzaju konferencje i spotkania branżowe – świetna okazja do nawiązywania relacji, ale raczej nie sprawdza się to u osób bardziej zamkniętych w sobie. Ja na początku się stresowałam, że coś mnie przez to omija, ale w końcu doszłam do wniosku, że nie tylko na spotkaniach branżowych mogę poznawać nowych klientów. Tak naprawdę zdarzyło mi się dostać propozycje współpracy też od osób poznanych dzięki blogowi – niby to zupełnie nie związane, a jednak. Tak jak napisałam w punkcie drugim – nawet ktoś poznany na spacerze z psem może zostać Twoim klientem.  Zasada nr 5 – bycie najlepszą reklamą samej siebie To łączy się z każdą z poprzednich zasad… Pracując z zaangażowaniem, terminowo i najlepiej jak potrafimy sprawiamy, że ludzie postrzegają nas jako profesjonalistów i zwyczajnie polecają nas dalej. Mogą to robić nasi byli lub aktualni klienci, może to robić rodzina lub znajomi. Jeśli w czymś się sprawdzamy – na pewno prędzej czy później ktoś nas komuś poleci. Budowanie swojego profesjonalnego wizerunku to proces długofalowy, ale to zawsze zaprocentuje. Ja zawsze zapamiętuję takich ludzi i bywa że nawet po latach ich komuś polecam albo proponuję udział w moich projektach.  Tak to wyglądało i dalej wygląda u mnie. Sposobów na poszerzanie swoich sieci kontaktów jest bardzo wiele, do różnych konferencji branżowych można tu dopisać korzystanie z biur coworkingowych, gdzie też można poznać ciekawe osoby. Ale wiem, że nie jest to rozwiązanie dla każdego. Ja kiedyś byłam na jakimś spotkaniu mającym na celu m.in. networking, ale nie wyniosłam z niego żadnej cennej znajomości. Gdybym poszła do takiego biura, pewnie też nie nawiązałabym żadnej relacji, bo nie leży to w mojej naturze. Nie uważam jednak aby słowa „networking dla nieśmiałych” brzmiały jak oksymoron – dla każdego jest nadzieja Ciekawi mnie jak to wyglądało u innych freelancerów – łatwo nawiązujecie kontakty, czy też na początku było Wam ciężko?  The post Poniedziałek freelancera – networking dla nieśmiałych appeared first on Life Manager-ka.

Sprawozdanie z sesji, śmieszne historyjki i  zapalenie oskrzeli + wielki weltschmerz :D

ANIA MALUJE

Sprawozdanie z sesji, śmieszne historyjki i zapalenie oskrzeli + wielki weltschmerz :D