Niezbędnik miejskiego rowerzysty

Lifemenagerka

Niezbędnik miejskiego rowerzysty

Wrocław na weekend

Lifemenagerka

Wrocław na weekend

Marta pisze

Jak być dobrym hejterem? Praktyczny poradnik

Wbrew pozorom, bycie hejterem to prawdziwa sztuka – to nie jest coś, co potrafi każdy przeciętny pan Zdzisiek.  Do tego trzeba mieć odpowiednie umiejętności, duży tupet i pewien rodzaj talentu. Bo widzicie, trzeba wiedzieć, jak to robić, żeby krytykować tak, aby zabolało i jeszcze twierdzić, że to po prostu zwykła szczerość. Prawda jest taka, że to hejterzy są najbardziej poszkodowaną grupą – to o nich mówi się, że są chamami, zupełnie nie widząc, że to ludzie pełni poczucia misji i powołania: chcą przecież po prostu być szczerzy. Do bólu. Nie mówiąc już o tym, że to przecież nie hejt, a konstruktywna krytyka, prawda? To tak naprawdę prawdziwi bohaterowie -mesjasze szczerości . Dobra, to jak zostać porządnym hejterem? JAK BYĆ DOBRYM HEJTEREM? PRAKTYCZNY PORADNIK Pamiętaj, o podstawach: nigdy nie pisz pod swoim imieniem (bo jeszcze fani zaczną cię nagabywać) i pamiętaj o tym, żeby nie zostawiać po sobie śladu — żadnych adresów mailowych i broń Boże, adresów do twoich miejsc w sieci – wtedy to będzie zbrodnia doskonała. Zawsze miej pod ręką pakiet standardowych tekstów Jeżeli wstajesz rano i czujesz, że zamiast kawy wolisz kogoś zhejtować, ale nie do końca jesteś pewny za co – skorzystaj z gotowych szablonów, dzięki którym każdy hejterski komentarz będzie tak łatwy, jak posmarowanie kanapki masłem. Pamiętaj, to nic złego – nie zawsze jesteśmy na tyle kreatywni, żeby wymyślić odpowiednio ciekawy hejt, warto więc korzystać ze standardów, które sprawdzają się w każdej okazji. Pamiętaj, że możesz je dowolnie miksować i mieszać, a jeśli chcesz komuś konkretnie dowalić – podaj wszystkie, najlepiej w komentarzu długim na trzy strony. Dzięki temu będziesz miał pewność, że chociaż jeden z tekstów go zaboli. Przykładowe hejterskie teksty – do wykorzystania w 3 sekundy! „ Kiedyś pisałeś lepiej/śpiewałeś lepiej/grałeś lepiej/robiłeś coś lepiej. Teraz widać, że się skończyłeś. Może i kiedyś miałeś talent, ale teraz to dno” „ Sprzedałeś się!” <– HIT! „Kiedyś to byłaś szczupła/ładna, ale teraz to już nikt cię nawet kijem nie dotknie” „Wyglądasz jak koń” <– HIT! „Kiedyś lubiłam cię czytać/słuchać/oglądać, ale teraz jesteś do dupy” „Ludzie nie mają co jeść, a ty kupujesz X? Fajnie tak, chwalić się forsą, kiedy dzieci głodują? <– HIT! „Gdyby nie Y, nigdy byś się nie wybił. Jesteś nikim” „Powinnaś schudnąć, bo jesteś gruba jak wieprz” „Powinnaś przytyć, bo wyglądasz jak kościotrup. Facet nie pies, na kości nie poleci” „Przydałoby ci się trochę poćwiczyć” „Twoja stara” <– HIT! TOP! Pamiętaj, żeby być kulturalnym hejterem, nie wieśniakiem Kulturalny hejter wie, że jest różnica pomiędzy „jesteś brzydka” a „nie chcę cię obrazić, ani nic, ale jesteś brzydka”. To przecież konstruktywna krytyka, której nie można nazwać hejtem! Pamiętaj więc, żeby przed każdym swoim tekstem pisać „nie chcę być niemiły, ale” , „nie chcę krytykować, ale”, „nie hejtuję cię, ale… ”. To sprawi, że przecież nie będzie można cię w żaden sposób oskarżyć, bo ty się tylko troszczysz o drugą osobę i chcesz być szczery. I absolutnie, ale to absolutnie, nikogo nie hejtujesz. Krzycz, kiedy kasują Ktoś skasował twój komentarz? Zrób raban, napisz o tym na innych stronach, zadzwoń na policję i krzycz o tym, że ta osoba kasuje komentarze i nie może przełknąć słowa krytyki! Przecież w normalnym świecie każdy powinien przyjmować obelgi na klatę i jeszcze za nie dziękować. Poza tym: napisałeś przecież, że nie chcesz być niemiły, więc nie mogło się temu komuś zrobić przykro (patrz punkt 2)  – po prostu jest zadufany w sobie i kasuje komentarze, żeby mieć same pochwały. Zakochany w sobie cwaniak! PS jak już się przestaniesz oburzać, koniecznie zostaw kolejny hejterski komentarz. NIECH MA ZA SWOJE. Przypominaj, że nie potrafi przyjąć krytyki Ktoś, kogo konstruktywnie krytykowałeś ci odpisał i na dodatek, nie przyznał ci racji? Powiedz mu najszczerszą i jedyną prawdę: że nie umie przyjąć krytyki. Po prostu. Na pewno chce, żeby go chwalono na prawo i lewo, a jak zjawiłeś się ty – mesjasz prawdy i osoba, która ma jedyne słuszne zdanie, to zaraz ci odpyskowuje albo kasuje twoją wypowiedź, zachowując się jak tchórz. Typowe dla rozpieszczonych gwiazdeczek, prawda? Dobrze, że jesteś ponadto i odpiszesz mu z podwójnym jadem. Nie do wiary, że ludzie nie mają tak dystansu do siebie i naprawdę nie potrafią zrozumieć, że zdanie „nie chcę być niemiła, ale masz twarz jak połączenie konia i jeżozwierza” to po prostu szczera, demokratyczna wypowiedź, a nie jakieś tam hejtowanie. Znajdź pierdołę, którą możesz hejtować Nie wiesz dokładnie, do czego się przyczepić? Skorzystaj z szablonów z punktu pierwszego, albo po prostu znajdź powód, dla której dana osoba jest głupia. Zarabia więcej od ciebie? Zjedź ją i uświadom, jaka jest rozpieszczona. Ma więcej pieniędzy? Napisz, że na pewno ukradła. Dba o wygląd? Uświadom ją, że jest po prostu pustą lalką, która patrzy godzinami na swoje odbicie w lustrze. A jak już nic nie możesz znaleźć, doczep się do wyglądu – w końcu każdy ma jakąś wadę i dobrze by było uświadomić twoją ofiarę, co konkretnie ma w sobie brzydkiego. Na pewno nie zdaje sobie sprawy z tego, że ma za duży nos, przerzedzone włosy albo brzydką bliznę – kto by tam miał w tych czasach lustro w domu! No i popatrz, jakim jesteś dobrym człowiekiem, że  zechcesz jej łaskawie to uświadomić – dziwię się, że jeszcze nie zrobili cię świętym. Zadaj pozornie miłe pytanie To najlepszy możliwy sposób hejtu, bo jest niemal nie do wykrycia. Pod przykrywką pytania możesz przecież wbić wielką szpilę, która w odpowiedni sposób zaboli tam, gdzie trzeba.  Poza tym, pozornie miłe pytania są banalnie proste: pod zdjęciem z ukochanym pisz: „a kiedy dziecko?”, pod fotką z bikini „czy ty czasami nie przytyłaś?”, a pod informacją o studiach: „wiesz, że po tym nie ma pracy?„. Przecież takie pytania to nie hejt. Ty po prostu się martwisz. Kłóć się do upadłego. Przecież wiadomo, że TY masz rację, a skoro ją masz – walcz o nią jak kot o żarcie. Przecież musisz temu głupkowi wytłumaczyć, że ty wcale nie hejtujesz, tylko po prostu mówisz prawdę, a skoro się z nią nie zgadza, to na pewno po pierwsze, nie umie przyjąć krytyki (patrz punkt 3), a po drugie –  prawda go w oczy kole. I już. To przecież wszystko tylko szczerość i konstruktywna krytyka.

Jak podnieść poziom testosteronu za pomocą diety?

Facetem jestem i o siebie dbam

Jak podnieść poziom testosteronu za pomocą diety?

Lifemenagerka

Poniedziałek freelancera – czy warto założyć działalność gospodarczą?

Jako że od mojego założenia firmy minęło już pół roku, postanowiłam krótko podsumować ten czas i przy okazji podpowiedzieć początkującym freelancerom czy i kiedy warto założyć działalność gospodarczą… U mnie na początku nie było to takie oczywiste, bezpieczniej było mi stawiać na inne opcje, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że chcę wejść na wyższy poziom własnej działalności.  Opowiadam o tym w filmie: A dla czytelników anty-filmowych przygotowałam małe podsumowanie tego, o czym opowiadam: Umowy o dzieło/zlecenia Przez pierwsze 1,5 roku freelancingu rozliczałam się z klientami za pomocą umów o dzieło i zleceń. Ta opcja miała swoje plusy i minusy: + nie ponosiłam kosztów związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej + nie musiałam martwić się o odprowadzanie swoich składek do ZUS itp. – robili to za mnie klienci + choć wtedy wkurzało mnie podpisywanie co miesiąc umów z klientami (zmieniała się wartość mojego wynagrodzenia w zależności od różnych czynników), to teraz oceniam, że tej biurokracji było mniej niż teraz przy działalności gospodarczej – niektórych potencjalnych klientów zniechęcało to, że nie wystawiam faktur – nie miałam możliwości rozliczania się z podwykonawcami, musiałam tym obarczać moich klientów  I ten ostatni powód był głównym, dla którego zdecydowałam się założyć firmę. To nieprofesjonalne kiedy np. obsługuję jakąś kampanię z blogerami i mój klient musi sobie zawracać głowę wystawianiem dla nich umów. Ja powinnam świadczyć usługi kompleksowo i brać takie rzeczy na siebie. Opcję z umowami o dzieło/zleceniami bez własnej d.g. polecałabym osobom, które pracują wyłącznie samodzielnie i mają nieregularne dochody (nigdy nie mają pewności, czy w kolejnym miesiącu zarobią tyle aby pokryć wszystkie koszty prowadzenia d.g. i jeszcze żeby coś zostało im na życie). W takiej sytuacji bezpieczniej jest pozostać przy umowach.  Czy warto założyć firmę? Posiadanie własnej działalności ma swoje minusy, ale ma też wiele plusów. Ja na chwilę obecną nie wyobrażam już sobie powrotu do pracy na umowach. Podstawowe plusy prowadzenia własnej działalności gospodarczej: + bardziej profesjonalny wizerunek mnie jako freelancera w oczach potencjalnych klientów + duża wygoda dla klientów, którzy opłacają tylko moją fakturę a nie muszą martwić się o moje składki zdrowotne, podatek dochodowy itp. + możliwość wrzucania w koszty różnych rzeczy, które są związane z moją działalnością i dzięki temu zmniejszanie podatku dochodowego + wielki plus – kupowanie rzeczy do firmy o wartości netto a nie brutto – przy większych zakupach takich jak komputer czy aparat ma to już bardzo duże znaczenie A minusy? – więcej formalności (o tym już pisałam) – / + ja częściowo straciłam na tym finansowo, ponieważ zakładając firmę miałam stałych klientów i nie podnosiłam im stawek za współpracę z powodu założenia d.g., uznałam, że to byłoby średnio profesjonalne, to przecież nie wina moich klientów, że mnie podniosą się koszty. Zrobiłam tak, że dotychczasowe stawki brutto teraz stały się stawkami netto, co częściowo pozwoliło mi pokryć pewne koszty działalności, ale jednak jak policzy się mój czysty zysk wtedy i teraz, to ten aktualny jest odczuwalnie mniejszy. Niemniej nie ma tego złego – zazwyczaj te pieniądze wracają do mnie na koniec kwartału kiedy rozliczam się z urzędem skarbowym.  Kiedy warto założyć firmę? U mnie warunkiem niezbędnym do założenia firmy było posiadanie klienta który płaci terminowo i taką kwotę, która pozwala mi na uiszczenie wszystkich comiesięcznych opłat. Nie chciałam przeżywać stresu związanego z wyciąganiem własnych oszczędności aby pokryć koszty składek ZUS czy księgowości.  Odpowiadając na pytanie główne tego akapitu, to dobry moment na założenie firmy jest wtedy: kiedy nasze dochody się ustabilizują, mamy stałego, terminowo płacącego klienta, z którego dochód pozwala na pokrycie kosztów działalności analogicznie – kiedy mamy tylu klientów, że też nie musimy się martwić o pewny przypływ gotówki na początku miesiąca kiedy mamy podwykonawców i musimy się z nimi rozliczać kiedy inwestujemy w sprzęt, naprawdę fajnie jest płacić kwotę netto za różne rzeczy kiedy zależy nam na w pełni profesjonalnym wizerunku nas jako wolnych strzelców Przypominam, że w powyższym artykule i filmie opieram się wyłącznie na własnych doświadczeniach. Nie mówię o takiej opcji jak inkubatory przedsiębiorczości, bo nie brałam jej pod uwagę i nie interesowałam się tym tematem.    The post Poniedziałek freelancera – czy warto założyć działalność gospodarczą? appeared first on Life Manager-ka.

O takich rzeczach mężczyźni nie rozmawiają na Facebooku

Facetem jestem i o siebie dbam

O takich rzeczach mężczyźni nie rozmawiają na Facebooku

Jak się opalać odpowiedzialnie?

Facetem jestem i o siebie dbam

Jak się opalać odpowiedzialnie?

7 rzeczy, które warto zrobić latem...

ANIA MALUJE

7 rzeczy, które warto zrobić latem...

Pomóż wybrać olejki eteryczne do mojego sklepu!

Ziołowy zakątek

Pomóż wybrać olejki eteryczne do mojego sklepu!

16+1 sposobów, by podszkolić angielski w wakacje

KRÓLICZEK DOŚWIADCZALNY

16+1 sposobów, by podszkolić angielski w wakacje

A gdyby tak wykorzystać to lato na poprawienie swojego angielskiego? Nie, w tym tekście nie zamierzam namawiać Cię, żebyś wkuwał całe godziny z podręcznika lub ślęczał przy internetowych kursach - są na to znacznie przyjemniejsze, i co za tym idzie - skuteczniejsze sposoby, dobrze komponujące się z letnim klimatem. Oto 16 z nich, a na końcu... ekskluzywny bonus dla zainteresowanych! :)CZYTAJ DALEJ »

ANIA MALUJE

"Nudzi mi się" - 13 sposobów na nudę :)

Jak częściej czuć się człowiekiem sukcesu? Prosta metoda

ANIA MALUJE

Jak częściej czuć się człowiekiem sukcesu? Prosta metoda

Tołpa z biedronki czy warto?

Nieperfekcyjna Pani Domu

Tołpa z biedronki czy warto?

    Na kosmetyki marki tołpa trafiłam w Biedronce przypadkiem. Mile zaskoczył mnie widok tych kosmetyków w asortymencie sklepu, więc postanowiłam je kupić i przetestować. Skusiła mnie również przystępna cena i dobra opinia o producencie.       Seria green, czyli "kosmetyki roślinne" które nabyłam składa się z: - łagodnego płynu micelarnego - dobrze tonizuje i oczyszcza twarz, płyn ma bardzo dobry skład, bez sztucznych barwników; - delikatnego mleczka do demakijażu twarzy - działa o wiele skuteczniejsze niż płyn micelarny, doskonale zmywa makijaż oczu;- regenerującego kremu na naczynka - używam go od kilku tygodni, póki co jestem zadowolona, jest lekki, nie czuję ani przesuszenia ani nawilżenia, jest bardzo wydajny;- ujędrniającej maski przeciwzmarszczkowej - ten ostatni przymiotnik szczególnie mnie przekonał do zakupu;   Jestem w trakcie używania kosmetyków, do tej pory sprawują się dobrze. Szczególnie chwalę sobie mleczko do demakijażu, gdyż zmywa również wodoodporny tusz do rzęs. A jaka jest Wasza opinia na temat tych kosmetyków?

Gdzie na spacer? Balaton na Gocławiu

Lifemenagerka

Gdzie na spacer? Balaton na Gocławiu

Journalistka

Happy hours

kierunek Skandynawia. jeśli nie ogród, balkon. happy hours w mieście = ♥ / lampka wina, książka  

Nietypowa…maseczka z mąki! Cudo na wągry!

WIECZNIE MŁODA

Nietypowa…maseczka z mąki! Cudo na wągry!

Travel guide – pakowanie walizki na dwutygodniowe wakacje

KAMERALNA

Travel guide – pakowanie walizki na dwutygodniowe wakacje

Black&White

Szafeczka blog

Black&White

Zrób coś nowego

ANIA MALUJE

Zrób coś nowego

Dlaczego warto fantazjować?

Marta pisze

Dlaczego warto fantazjować?

Najciekawsze aplikacje na androida przydatne w podróży

KAMERALNA

Najciekawsze aplikacje na androida przydatne w podróży

3 fajne miejsca w Warszawie – na kawę i ciacho lub lunch

Lifemenagerka

3 fajne miejsca w Warszawie – na kawę i ciacho lub lunch

Jak być eko na co dzień czyli jak ogarnąć bałagan w domu?

WIECZNIE MŁODA

Jak być eko na co dzień czyli jak ogarnąć bałagan w domu?

Segritta

Jak poradzić sobie z kłopotliwą teściową?

Wiecie, skąd wynikają problemy z teściowymi? Wcale nie z nich samych. To my i nasze podejście do nich jest główną przyczyną problemów. Próbujemy chodzić wokół nich na paluszkach, nie dajemy sobie prawa do szczerości, złości i ogólnie do krytyki. Staramy się za wszelką cenę przyzwyczaić się do niewygodnego układu albo wyrzucamy sobie, że próbowaliśmy go zmienić kosztem samopoczucia teściowej. Zapominamy o szacunku do samego siebie i o tym, że nasze szczęście w naszej rodzinie jest ważniejsze od tego, co sobie pomyśli matka partnera lub partnerki. Błąd popełniają też synowie i córki tych teściowych – czyli nasi partnerzy – jeśli nie biorą sprawy we własne ręce i nie próbują działać jako pierwsi, gdy między nami a ich matkami pojawia się konflikt. Do tego wpisu zainspirował mnie list od czytelniczki. To tylko przykład złej relacji z teściową, bo znam podobnych więcej, na wielu różnych płaszczyznach. : Opisze problem najkrócej jak potrafię. Mam cudownego, dobrego, kochanego męża – jedynaka i mam teściową. Mój problem polega na tym, że teściowa zamęcza mnie swoją osobą. Przychodzi niemal codziennie (ma blisko). Siada i gada a ja nie mam czasu i ochoty na takie codzienne pogaduszki. Jesli nie przyjdzie, to telefonuje do mnie, czasami i dwa razy dziennie. Naprawdę jestem dobrą osobą, ale po 15-tu latach mam dość. Dla jasności: teściowa nigdy mi za wiele nie pomagała np. przy dzieciach, bo nie było takiej potrzeby i jest skupiona raczej na sobie. Nie jest stara ani schorowana, raczej typ damy i podczas tych monologów (bo ja to się juz mało odzywam, opowiada o sobie, dokładnie co jadła, piła, o której wstała, jaka bluzkę widziała, kupiła, chce kupić, czy pasuje do tych spodni, czy może do tamtych bardziej a może ze spódniczka spróbować?, a cerę jakoś tak ostatnio suchszą ma czy nie wiem co z tym zrobić… ple, ple ple… Nie potrafię jej tak wprost powiedzieć, żeby przestała przychodzić, albo tylko raz na miesiąc. kiedyś raz coś zasugerowałam i skończyło się awanturą, płaczem, świętą obrazą i rzekoma palpitacją serca. Więcej tak wprost nie próbowałam, bo i za mało odważna jestem i awantur nie lubię. Próbowałam już: 1. Rozmawiać z mężem, ale on nie widzi problemu w tym, że jego mama ciągle u nas siedzi, zresztą ona łazi po domu i ogrodzie za mną nie za nim, więc jemu to nie przeszkadza. 2. Mówić, że jutro nas nie ma, ale przychodziła i to jeszcze wcześniej niż zwykle i od progu krzyczała „o jak dobrze, że jeszcze was zastałam!” 3. Gdy męża nie było to nie otwierać drzwi, ale wtedy tak waliła, że wstyd było przed sąsiadami i tyle razy telefonowała aż w końcu odebrałam a ona krzyczy, że gdzie my jesteśmy, bo ona się wystraszyła, że coś się stało. W tym czasie zdążyła już zasiać panikę w całej rodzinie, bo dzwoniła do wszystkich po kolei z płaczem, czy nie wiedzą co z nami się stało. 4. Czasami mówię, że chcielibyśmy posiedzieć sami, albo, że wychodzimy, ale ona spoko, ok, przyjdę jutro…… Jeśli znajdziesz skuteczną radę, ale nie typu „powiedz jej wprost” lub „powiedz mężowi by jej powiedział” to jesteś wielka. Droga czytelniczko, zatytułowałaś swojego maila „Jak odciąć pępowinę od teściowej?”, co sugeruje, że pępowina jest między nią a jej synem. Ale z treści listu wynika, że to Ty jesteś w tę pępowinę wpięta. Obawiam się, że to, co mogę radzić, oscyluje niestety między powiedzeniem jej wprost a poproszeniem o to męża. Sęk w tym, żeby zrobić to w odpowiedniej kolejności i z odpowiednią stanowczością. Nie masz żadnych zobowiązań wobec teściowej. Przede wszystkim musisz zdać sobie sprawę, że teściowa nie jest ani Twoją rodziną ani nawet bliską ci osobą. Serio. Nie jest. Ona jest matką Twojego męża i babcią Twoich dzieci, ale dla Ciebie jest zupełnie obcym człowiekiem, którego możesz polubić – ale którego absolutnie nie musisz polubić. Wychodząc za mąż za swojego męża, nie wychodzisz za jego rodzinę. Nie ma znaczenia, czy lubisz jego matką, czy jej nie znosisz. To z nim decydujesz się spędzić życie. Jego relacja z rodzicami jest tylko i wyłącznie jego relacją. Jeśli on, jego rodzice i Ty wykonacie jednocześnie wysiłek w stronę zbliżenia się i polubienia, to może z tego powstać fajna, rodzinna relacja, ale WSZYSCY powinni się o nią postarać, a nie tylko Ty. Jeśli to się nie uda, mąż może odwiedzać swoją matkę sam, a potem razem z dziećmi, dla których teściowa jest i zawsze będzie babcią. Co byś zrobiła, gdyby tak zachowała się obca osoba? Gdyby jakiś obcy człowiek zaczął Cię nachodzić, męczyć sobą, wydzwaniać i wpadać codziennie do domu, pozwoliłabyś mu na to? Załóżmy nawet, że to przyjaciel twojego męża. Ba, niech to nawet będzie jego najlepszy przyjaciel. Byłabyś ok z tym, że do Ciebie dwa razy dziennie dzwoni? Ja bym nie była. Przez wzgląd na męża najpierw poprosiłabym jego, żeby, znając swojego przyjaciela, wytłumaczył mu, że zachowuje się niestosownie i że sobie takiej natarczywoście nie życzę. A gdyby mój mąż uznał, że „nie ma problemu” albo po prostu gdyby jego starania nie odniosły rezultatu, to sama bym jego przyjacielowi oznajmiła, że nie jestem jego przyjaciółką i żeby do mnie nie dzwonił. Mąż potem mógłby mieć do mnie pretensje, ale skoro „sam nie widział problemu”, to w sumie dobrze, że go wreszcie zauważył. Jeśli mąż nie widzi problemu, to postaw mu ten problem tuż przed oczami. Uważam, że dokładnie to samo, co z przyjacielem męża, powinnaś zrobić ze swoją teściową. To nie przez wzgląd na nią, chcesz być dla niej wyjątkowo miła. To JEGO, Twojego męża uczucia są dla Ciebie ważne. Nie chcesz JEGO ranić, będąc niemiłą dla jego matki. A więc niech to on, znając ją i wiedząc, jak do niej dotrzeć, pogada z nią i rozwiąże problem. Powiedz mu wprost, że źle się czujesz w obecnym układzie i że przez wzgląd na to, że to jego matka, chcesz najpierw dać jemu szansę na załatwienie sprawy. Dajesz mu na to tydzień, miesiąc lub rok (ile sama uznasz za właściwe), ale potem zamierzasz wprost jej powiedzieć, że nie będziesz już z nią gadać przez telefon ani spotykać się bez ważnej przyczyny. Nie będziesz dla niej miła, bo przecież próbowałaś już jej grzecznie sugerować, że przesadza – ale ona nie rozumie grzecznych sugestii. Obrazi się? Dostanie nagle „palpitacji”? Pójdzie się poskarżyć synowi? To już nie Twój problem. Ty zrobiłaś wszystko, co mogłaś zrobić, żeby Wasza relacja była dobra. Powiedziałaś jej o swoich granicach, znosiłaś ich przekraczanie, sugerowałaś grzecznie, prosiłaś męża o interwencję, w końcu wygarnęłaś kawa na ławę. A mogłaś zabić. Nie no, serio. Jeśli masz jeszcze jakieś wątpliwości, to weź się, kobieto, zastanów, jaka jest alternatywa. Ja ci powiem: żyjesz sobie jeszcze przez najbliższe, załóżmy, 30 lat z niechcianą przyjaciółką na karku, która męczy ci dupę dwa razy dziennie (to jest dwadzieścia jeden tysięcy dziewięćset dwanaście telefonów)i codziennie przychodzi do TWOJEGO domu niezapraszana. Uwierz mi, lepiej Ci będzie przetrwać już tego tygodniowego, albo nawet półrocznego focha, jakiego ci teściowa zaserwuje, gdy będziesz z nią szczera. To jest Twoje życie, Twoje małżeństwo i Twoje dzieci. Nie brałaś ślubu z teściową, nie pisałaś się na nową przyjaciółkę i mieszkanie z matką Twojego męża. Nie jest ona gospodynią w Twoim domu ani nie decyduje ona o wychowywaniu Twoich dzieci. Wiesz, znam takich teściowych, którym zależy na dobrych relacjach z dziećmi i ich nowymi partnerami. Można. Ale nie trzeba. Miej jajniki, babo, i daj sobie prawo do decydowania o sobie we własnym życiu. Alternatywny sposób dla tych, którzy mają więcej czasu Możesz oczywiście pozbyć się teściowej z domu w bardziej wyrafinowany sposób. Np.: - Przychodź do niej często, domagaj się obiadów, noclegu, oglądania Twoich ulubionych seriali. Dzwoń, napraszaj się i generalnie doprowadź do momentu, gdy sama będzie miała Cię dość. Ale moim ulubionym sposobem jest ten, który zwali problem na barki męża: - Poproś swoją mamę, żeby codziennie dzwoniła do Twojego męża i przychodziła do Was do domu najczęściej jak się da. Myślę, że jest szansa, że mąż w końcu zrozumie, o co Ci chodziło :)

Ziołowe herbatki na lato!

Ziołowy zakątek

Ziołowe herbatki na lato!

5 sposobów na upał

twojediy

5 sposobów na upał

Jest pięknie

Zakupy przez internet: Auchan

Zakupy przez Internet powszednieją. Coraz więcej supermarketów oferuje dostawę do domu i możliwość złożenia zamówienia przez internet. Postanowiłam sprawdzić, jak to wygląda w poszczególnych sieciach. Dziś Auchan. Zakupy przez internet w Auchan są na razie dostępne tylko w Warszawie i okolicach – ale domyślam się, że z czasem ta strefa się powiększy. Zapewne z uwagi na mniejszą grupę odbiorców, dostawa jest płatna niezależnie od wartości zamówienia – zawsze trzeba doliczyć 19,90 zł. Dużo? Nie wiem. Policz, ile kosztuje dojazd do sklepu, ile kosztuje benzyna. Oferta jest niezła, chociaż są rzeczy, których brakuje – nie ma w ofercie sera haloumi, więc musiałam zmienić jadłospis. Wybór wędlin i mięsa jest skromny – prawie wszystkie wędliny w ofercie to pakowane plasterki, więc nic tu nie wybrałam. Nie ma też żadnego mięsa poza wieprzowiną, wołowiną i drobiem. Warzywa i owoce – tu jest dużo lepiej. Można zamówić skrzynkę warzyw – pomidory, papryka, ogórki, włoszczyzna, zioła. Niestety, jak się okazuje, mimo że jest szczyt sezonu, pomidory były najtańszym rodzajem, pozbawionym smaku – tylko na sos. Dobrze, że domówiłam jeszcze pomidory malinowe, bo nie miałabym co jeść. Kolejny plus to dostawa alkoholu. Co prawda wybór białych win był jak dla mnie zerowy (nie pijam wina słodkiego ani półsłodkiego), ale wybrałam dwie butelki wina czerwonego. Zdziwił mnie długi czas dostawy – jeśli zamówię do 12.00, zamówienie przyjedzie do mnie od 8.00 następnego dnia, a jeśli po 12.00 – najwcześniej po 15.00 następnego dnia. Oczywiście, w miarę dostępności terminów. Przy dostawie dostałam torbę kostek lodu – idealny gratis przy upałach. Podsumowując: zakupy przez internet w Auchan to niezły pomysł, jeśli bardzo nie zależy Ci na czasie. Nie wszystko kupisz, ale jeśli zależy Ci na podstawowych produktach i nie masz ścisłych preferencji dotyczących marki, na pewno się nie zawiedziesz. Czy ja tam będę kupować ponownie? Może – ale nie wszystko. Bo nie wszystko jest. Share and Enjoy Share on Facebook Retweet this The post Zakupy przez internet: Auchan appeared first on Jest Pięknie.

Przedłużyć lato…czyli wnętrze w stylu marynarskim

Lady of the House

Przedłużyć lato…czyli wnętrze w stylu marynarskim

Dlaczego warto biegać na czczo – wywiad z Trenerem Biegania

Fashionelka

Dlaczego warto biegać na czczo – wywiad z Trenerem Biegania

Wkręciłam się w bieganie na czczo. Wcześniej co prawda biegałam w ciągu dnia, ale nie sprawiało mi to takiej frajdy jak np. zumba, jumping czy tabata. Bieganie na czczo to coś zupełnie innego, a fakt, że taki trening pomoże szybciej spalić tkankę tłuszczową, działa na mnie motywująco. Zacznijmy jednak od początku. Mateusz Jasiński Bieganie na czczo budzi sporo kontrowersji. Przez lata narosło mnóstwo mitów, a fakt, że wyniki badań dotyczących biegania na czczo są sprzeczne, nie rozwiązuje sytuacji. Zapytałam więc eksperta Mateusza Jasińskiego, znanego szerzej jako Trenera Biegania. To absolutny autorytet w tej dziedzinie – poza tym Mateusz jest niezwykle fascynującą osobą, którą miałam szczęście poznać. Zaraża optymizmem, motywuje do działania i jest pełen jakiejś takiej mądrości życiowej. Brzmi to dziwnie, ale ja sama nie potrafię tego do końca wytłumaczyć. Facet inspiruje i to jak cholera! 1. Czy każdy może biegać na czczo? Są jakieś przeciwwskazania? Przede wszystkim musimy zacząć od komunału, że każdy organizm jest inny i absolutnie najważniejszą kwestią w treningu sportowym jest dostosowanie go do naszych celów, predyspozycji i stylu życia. Mówiąc o przeciwwskazaniach: nie polecam tego treningu osobom niedoświadczonym. Trenowanie na czczo zostawiłbym osobom, które biegają od przynajmniej pół roku i są w stanie bez zatrzymania przebiec minimum godzinę. Przy okazji przeciwwskazań gorąco wszystkich zachęcam do podchodzenia do treningu w sposób świadomy. Co to oznacza? Zanim zaczniesz w ogóle myśleć o treningu na czczo, zrób podstawowe badania: krew, mocz, EKG, próba wysiłkowa. Wiele osób o tym zapomina i lekceważy higienę własnego ciała. To podstawa, jeśli chcesz z radością osiągać swoje cele. 2. Jak do takiego biegu należy się przygotować?  Wyjść na trening minimum 30 minut po wstaniu, aby dać swojemu organizmowi czas na rozbudzenie się. Poza tym z mojego doświadczenia wiem, że dobrze zjeść wysokowęglowodanowy posiłek na dzień przed. Nie zapominałbym również o wzięciu wody na czas treningu. Obowiązkowym elementem każdego treningu jest rozgrzewka, niezależnie od tego, czy trenujemy na czczo, czy nie. Rozgrzewka podnosi nasze zdolności wysiłkowe i sprawia, że łatwiej o bezpieczeństwo naszego ciała, czyli brak kontuzji. 2. Mamy być kompletnie na czczo? Czy możemy napić się chociaż odrobinę wody? Sugeruję, aby wypić szklankę wody (około 250 ml, wypite w ciągu 20 minut małymi łyczkami), najlepiej z połówką soku z cytryny. Organizm z rana jest odwodniony po całonocnym poście, dlatego wlewając w siebie odrobinę płynu, na pewno sobie nie zaszkodzisz, a Twój organizm będzie Ci wdzięczny. Podkreślę, że woda nie wpływa na wykorzystanie tłuszczów i węglowodanów. Nie musisz się zatem obawiać, że zmniejszy efektywność spalania tkanki tłuszczowej albo jakkolwiek negatywnie wpłynie na efekt biegania na czczo. 4. Przejdźmy już do samego biegu: jak powinien wyglądać? To ma być trucht, interwały, bieg intensywny? Powinniśmy mieć określone tętno? To powinien być bieg o niskiej intensywności, czyli w tempie konwersacyjnym (taki, w trakcie którego jesteśmy w stanie spokojnie oddychać), mniej więcej na poziomie 60–70% tętna maksymalnego. Nie polecam intensywnych treningów na czczo, jeśli komuś zależy np. na budowaniu masy mięśniowej – wtedy rośnie ryzyko wykorzystania aminokwasów jako substratu energetycznego. Niestety będą to aminokwasy z naszych mięśni. Dietetyk sportowy Damian Parol, z którym współpracuję, uspokaja jednak, że ryzyko palenia mięśni nie jest bardzo duże, jeśli tylko nie przesadzimy z intensywnością. Dodatkowo można się przed tym zabezpieczyć, dostarczając zawczasu rozgałęzionych aminokwasów BCAA. 5. Czy jest jakiś minimalny/maksymalny czas trwania takiego treningu? Nie ma. Wszystko ostatecznie zależy od celu, jaki mamy – dopiero w tym kontekście mogę udzielać wskazówek. Ogólnie rzecz biorąc: cały trening nie powinien być krótszy niż 30 minut. 6. Co sprawia, że bieg na czczo jest tak skuteczny w walce z tłuszczykiem? Nie przesadzałbym z tym stwierdzeniem, że jest tak superskuteczny. U osoby odchudzającej się trening na czczo może być jednym sposobem zejścia do bardzo niskiego poziomu tkanki tłuszczowej. Na pewno jest to zabieg bardziej efektywny niż trening po posiłku, kiedy glukoza i insulina we krwi są na wysokim poziomie, co powoduje blokowanie wykorzystania tłuszczu jako paliwa. Warto wiedzieć, że różnice w ilości spalanych kwasów tłuszczowych podczas biegania na czczo i po delikatnym posiłku są nieznaczne. Jeśli zależy Ci na zgubieniu zbędnych kilogramów, prędzej czy później osiągniesz ten efekt dzięki regularnym treningom (na marginesie dodam, że już regularne jedzenie posiłków o stałej porze to nierzadko 1–2 kg mniej w perspektywie miesiąca). Wskazówka wagi będzie sama systematycznie spadać, jeśli Ty będziesz systematycznie trenować. W połączeniu z dobrze zbilansowaną dietą gwarantuję sukces. I obejdzie się bez cudownych tabletek, spalaczy tłuszczu czy katowania się z rana treningiem z pustym żołądkiem. 7. Panuje sporo mitów związanych z bieganiem na czczo. Jest też sporo wyników badań, które są ze sobą sprzeczne. Jak się w tym odnaleźć i kogo słuchać? Słuchać siebie i swojego organizmu, bo tylko my sami mamy nad nim władzę. Zachęcam do eksperymentów i wyciągania wniosków. Jak pewnie wiesz, na 10 „tak” można znaleźć 10 „nie” – wszystko zależy od tego, na co chcesz patrzeć. 8. Dla kogo bieg na czczo będzie najbardziej efektywny? Ponownie: zależy od celu i tego, jak definiujemy efektywność. Dla mnie bieganie jest bardzo proste, lecz dzisiejsza nauka, rozwój rynku biegowego i samo lobby medyczne niepotrzebnie wszystko komplikuje. Jeśli będziesz konsekwentna, znajdziesz czas na minimum 4 treningi w tygodniu, zadbasz o zdrowy sen, dobre żywienie, to… nie ma siły. Osiągniesz swój cel prędzej czy później. A to, czy go stanie się to tydzień później czy wcześniej, naprawdę nie ma znaczenia. Bardziej skupiłbym się na długofalowych efektach i wypracowaniu nawyku dbania o swoje ciało. To najlepsze inwestycja we własne ciało i najlepsza polisa ubezpieczeniowa. Osiągnięcie celu nie jest aż tak ważne jak sama droga, która do niego prowadzi. I moja bardzo dobra rada: jeśli Twoim celem jest np. przebiegnięcie 15 km bez przerwy, to zastanów się, co będziesz robić tuż po osiągnięciu tego… 9. Koniec treningu, wracamy do domu – co wtedy robimy? Jemy coś lekkostrawnego. Polecam banana, a najlepiej szybkiego szejka: banan (lub dwa), woda, kilka kostek lodu i np. świeże owoce sezonowe: maliny, jagody. Takiego szejka powinniśmy wypić do 40 minut po treningu. Dla mnie to najlepszy posiłek. Później, do 3 godzin po treningu, należy zwrócić szczególną uwagę na nawadnianie. W tym czasie przyjmujmy minimum 300 ml dobrze wchłanialnego płynu (o właściwościach izotonicznych) na godzinę. 10. Ile razy w tygodniu możemy biegać na czczo? Co, jeśli ktoś wieczorem chodzi jeszcze np. na siłownię/fitness? Można takie treningi łączyć? Biegam minimum 4 razy w tygodniu + trenuję na siłowni do 6 razy w tygodniu. Nie przesadzam? Nigdy nie przesadzasz, jeśli trening daje Ci satysfakcję i kopa energetycznego tuż po nim. Jeśli po kilku treningach chodzisz chronicznie zmęczona, to znak, że przesadzasz. Generalnie sztuka trenowania to sztuka słuchania własnego ciała i intuicji. Ciało to jedyny dom, w którym mieszkamy i tylko my słyszymy odgłosy codziennego krzątania Z tego, co piszesz, to wykonujesz 10 jednostek treningowych w tygodniu. Jak dla mnie to dużo, ale nie znam Twojej przeszłości treningowej i nie wiem, czy to, co robisz, przynosi zamierzone efekty. Jeśli tak, to „keep on moving”, ale jeśli efekty są mizerne, to zweryfikowałbym poczynania. Nie trenuj ciężko i dużo. Trenuj mądrze. Co to znaczy mądrze? To już wyzwanie dla trenera i… wyzwanie dla Ciebie, aby umieć słuchać siebie. Mam nadzieję, że ten wywiad rozwieje wszystkie Wasze wątpliwości. Dla mnie to ogromna dawka cennych wskazówek, które na pewno wdrożę w życie. Bieg na czczo sprawia mi mnóstwo radości. Kiedyś poranne wstawanie było dla mnie najgorszą karą. Teraz nastawiam budzik na siódmą i bez większego problemu wstaję! Rozgrzewka, szklanka wody i bieg. Widzę, jak wpływa to na moje ciało, na samopoczucie i na resztę dnia. Coś niesamowitego. Sami spróbujcie!

Jeden taki dzień w tygodniu

Lady of the House

Jeden taki dzień w tygodniu