Boginie przy maszynie
Matka królów!
Od dwunastu tygodni wiem, że jestem w ciąży. Z bliźniętami. Od sześciu wiem, że to są chłopcy. Będę mieć czwartego i piątego syna!Wydawało mi się, że jestem z tym pogodzona, mimo tego, że od dziecka - zaczytywawszy się w dziewczęcej literaturze Lucy Maud Montgomery - marzyłam o małej córeczce. Mając w pamięci to, co przeżywałam w ciąży z Felutkiem (patrz tu - klik), tym razem od początku nie pozwalałam sobie marzyć o różowym zawiniątku. I nie byłam bardzo zaskoczona, gdy w dwunastym tygodniu lekarz pokręcił głową i z podziwem orzekł - wiedząc, że jestem już mamą trzech synów:- Matka królów!…Odetchnęłam tylko z ulgą, że są zdrowi - w dalszym ciągu fakt, że są DWA bąbelki w środku, był najważniejszy, a ja bardzo bałam się, że w związku z tym coś może być nie tak. Bo to jakby… za dużo szczęścia naraz. Byłam więc szczęśliwa, że maluszki są śliczne, bardzo ruchliwe, zdrowe… no i ta "matka królów" - pięknie powiedziane. Jakby nie patrzeć, to niesamowite szczęście, trafić pięć razy w środek bramki! I - swego czasu - byłabym pewnie cennym nabytkiem na niejednym królewskim dworze ;)Dzisiaj chyba jednak powoli dociera do mnie… to się dzieje naprawdę. Dobijam do połowy ciąży (18tc - zważywszy, że 93% ciąż bliźniaczych rozwiązuje się maksymalnie do 36tc to jest wielce prawdopodobne, że to już połowa!) i pora powoli zacząć mierzyć się z tym, co mnie czeka za cztery miesiące. Powoli rozglądać się za wyprawką, wózkiem, łóżeczkiem, a przede wszystkim - wybierać imiona… I tu natykam się na ogromny problem.Od początku, gdy zerknęłam w ekran monitora przy badaniu USG, widziałam tam małego Gustawa… i Sarę.Tak miało być. Felek wiedział, że jestem w ciąży, na długo zanim zrobiłam test. Pierwszy mi powiedział, że to bliźnięta, jeszcze zanim wiedziałam to ja. Śmiałam się z tego wtedy, a nawet byłam lekko zniecierpliwiona, gdy wszystkim wokół opowiadał tę rewelację. Dopóki nie poszłam na pierwsze badanie i zobaczyłam, jak bardzo się myliłam... Wszystkim w rodzinie opadły szczęki - ten mały chłopczyk dwukrotnie miał rację!I od początku, uparcie do dzisiaj, twierdzi, że w moim brzuszku siedzi chłopczyk i dziewczynka.I chyba mu po prostu uwierzyłam. Na przekór lekarzom (do dzisiaj już dwóch niezależnych lekarzy orzekło zgodnie, bez wątpienia, dwa siusiaki - tylko mój lekarz prowadzący jeszcze daje mi wentyl nadziei ;) twierdząc, że jeden jest bez wątpienia chłopcem, o drugim by nie przesądzał). Jakby coś we mnie nie zgadzało się z tą diagnozą, wolało wierzyć w wersję Felutka… niby pogodzona z losem, urodzona mama chłopców, mam cudowne, mądre dzieci i jestem super - szczęśliwa. A jednak, jak widać, coś się we mnie buntuje… i to marzenie o małej córeczce, chociaż już niby całkiem stłumione na dnie duszy… powoli wypełza na wierzch, wbrew wszelkiemu rozsądkowi.Dzieją się rzeczy dziwne. Nie wierzę w sny, ani w przepowiednie. Żadne wróżby, czy te od Macieja, czy te od tarota, czy cygańskie… jeden pies dla mnie… ani chińskie kalendarze, ani przestrzenie astralne. Nie pociągało mnie to nigdy. Jedyne w co wierzę - to przeznaczenie, na które nie mamy żadnego wpływu, dlatego lepiej się z pokorą podporządkować. I na codzień tak po prostu jest. Nie było w tej ciąży ani łez, ani żalu nawet, po prostu przyjęłam do wiadomości i już.A jednak przytrafia mi się co rusz coś dziwnego i strasznie burzy to mój wewnętrzny spokój. Dziwne sny, w których opiekuję się córeczką, albo wybieram różowe ciuszki. Podświadomość płata mi figle!Ostatnio wpadłam w klasyczny amok wybierania męskich imion, cały dzień przeglądałam listy z imionami i nie mogłam się zdecydować na żadne - z każdym coś było nie tak. Tej nocy poszłam spać, licząc, że może jak się prześpię ze wstępnymi propozycjami, rano coś mi się wyklaruje. Tak chciałabym mówić już do brzuszka po imieniu… Ten na dole, to mały Gutek, to wiadomo. Ale u góry? Kto to zacz?Niestety w nocy śniły mi się głupoty. Nawet nie pamiętam, co, ale na pewno nie imiona. Aż nagle przebudziłam się i na krawędzi jawy i snu wydarzyło się coś dziwnego. Poczułam, dosłownie fizycznie poczułam, że ktoś - coś - położyło mi rękę na ramieniu i powiedziało do ucha:- To jest dziewczynka.Słyszałam to wyraźnie, jakby powiedziała to do mnie mama, mąż, siostra. I czułam ciepło ręki na ramieniu i ten dotyk długo po obudzeniu.Byłam tak wstrząśnięta i przestraszona, że natychmiast zerwałam się z łóżka i nie mogłam już zasnąć, mimo, że wmawiałam sobie - oj, głupia.. to przecież tylko myślenie życzeniowe, a w ogóle, to tylko hormony. Wariujesz, za dużo masz wolnego czasu i za dużo kombinujesz. A w ogóle, to od kiedy wierzysz w takie dyrdymały! Fiksum dyrdum masz już. I tyle. I co to w ogóle za różnica, masz pięciu wspaniałych synów. Każdy jeden jest cudem i kochasz bez pamięci.Tyle rozsądek. Tyle wiem i w ciągu dnia jestem spełnioną mamą królów.A oprócz tego ta durna podświadomość… wie swoje.Ostatnio zaczęłam przeglądać internet i tak sobie patrzę… pomyłki się zdarzają. Co prawda - nie mi, nigdy nie mi. Zawsze diagnoza lekarza była tą właściwą. No ale mój prowadzący jeszcze tego nie potwierdził, więc dopóki tego nie zrobi to jeszcze się trochę połudzę ;)A jak było u Was? Spotkaliście się z takimi pomyłkami w ostatnim czasie? Bo wiem, że jak USG było marnej jakości, albo dwa badania w ciąży, to OK. Ja mam badania co dwa tygodnie, bo niestety - co i rusz skurcze, prikaz leżenia, odpoczywania, leki, bo ciąża podwójna to ciąża zagrożona, dwa razy już byłam na IP. Przypadkowi lekarze jednak mówią zgodnie - zdrowe chłopaki, jak nic.Jestem jednak ciekawa, czy zdarzyło Wam się coś podobnego? Taka niespodzianka - nagły zwrot akcji, w drugiej połowie ciąży albo już przy porodzie?Jedno jest pewne: jeśli nawet zdarzyłby się jeszcze taki cud… i jednak byłaby to Sara i Gustaw… Prawdopodobnie zaczęłabym się Felka bać. I chyba - o kurczę - musiałabym zacząć wierzyć w sny. W siły nadprzyrodzone! OMG…(fot. Anne Geddes)~ P.