Choinka z piór

twojediy

Choinka z piór

Sztuczna choinka nie musi być nudna

twojediy

Sztuczna choinka nie musi być nudna

Tripp Trapp® od STOKKE - wygraj kultowe krzesełko!

Boginie przy maszynie

Tripp Trapp® od STOKKE - wygraj kultowe krzesełko!

Outfit | Classic Sheffield

My Point My Style

Outfit | Classic Sheffield

19 świątecznych trików

twojediy

19 świątecznych trików

Jestem wielką zwolenniczką ułatwiania sobie życia. Fascynują mnie life hacki i wręcz je kolekcjonuje, bo przy ciągłym tworzeniu tutoriali „zrób to sam”, każda pomoc mile widziana. Mnie osobiście wiele rozwiązań oszczędza czas, a ja chętnie wykorzystam go na nowe pomysły diy. Święta tuż, tuż, więc podzielę się z Wami paroma patentami, które z pewnością ułatwią Wam wiele spraw w przedświątecznej bieganinie. Poznajcie 19 świątecznych trików.   Hack #1 Jak podwiesić lampki na zewnątrz domu? Okazuje się, że najłatwiejsze sposoby zawsze wygrywają. Jeżeli macie dach z wystającym elementem, wystarczy użyć klamerek, aby ładnie podwiesić lampki dookoła domu.  familyhandyman.com   Hack #2 Pierwszy sposób u Ciebie nie za działa? Poznaj ten patent. Przygotuj metalową listwę i dobrze ją wygnij, a do niej zamocuj lampki. Wejdź na drabinę i na rynnie zaczep girlandę. Druga opcja bez drabiny. Uszykuj duży magnes na długiej desce i przy jej pomocy podwieszaj lampki na wysokości. familyhandyman.com   Hack #3 Lampki już powieszone, ale czasami jest potrzebny przedłużacz i połączenie musi być na dworze. Wykorzystaj stare wiadro. Zrób w nim dwa otwory, a w środku połącz gniazdka. Wiadro odwróć do góry nogami i dopilnuj, aby gniazdka nie dotykały ziemi. Nikt nie chce mieć zwarcia od śniegu, czy deszczu.  buzzyfeed.com   Hack #4 Lampki, kurtyny bardzo często ozdabiają ganki, okna, a jak je przyczepić do elewacji? Tu pomocny będzie gorący klej. buzzfeed.com   Hack #5 Tego sposób używam, od kiedy tylko w marketach budowlanych, pojawiły się opaski zaciskowe. Dzięki nim można różne dekoracje zawiesić na barierkach balkonów, schodów, nie niszcząc ich przy tym. familyhandyman.com   Hack #6 W święta robimy wianki na drzwi lub szafki, ale jak je ładnie powiesić? Okazuje się, że haczyk samoprzylepny przyklejony po drugiej stronie drzwi załatwi ten problem. buzzfeed.com   Hack #7 Poznajcie też sposób na zagęszczenie sztucznej choinki. Zielony łańcuch doskonale wypełnia przestrzenie między gałęziami choinki. Dzięki temu choinka będzie wyglądała ładniej. buzzfeed.com   Hack #8 Fajnym pomysłem jest włożenie lampek choinkowych głęboko między gałązki choinki. Drzewko będzie miało fajny blask od środka. buzzfeed.com   Hack #9 Świeże gałązki są dobrą dekoracją, ale potrzebują wody, aby za szybko nie spadły z nich igły. Wystarczy mały woreczek wypełnić mokrym ręcznikiem papierowym i w nim umieścić dół gałązek.  buzzfeed.com   Hack #10 Jak podlewać choinkę? Ja zawsze nurkuję pod nią, a i tak rozlewam wodę dookoła. Wystarczy przygotować rurkę i lejek, a podlewanie stanie się prostsze.  familyhandyman.com   Hack #11 Haczyki od bombek lubią się gubić, ale szybko jesteśmy w stanie je zrobić ze spinaczy biurowych.  familyhandyman.com   Hack #12 Żyrandol to świetna baza dla bombek.  buzzfeed.com   Hack #13 Jeżeli lubisz robić wieńce, to ten sposób jest idealny dla Ciebie. Góra plastikowego kosza pozwoli Ci uformować ładne koło. Uwielbiam ten hack. buzzfeed.com   Hack #14 Z makaronu do pływania można zrobić obręcz jako bazę do wieńca. Do połączenia dwóch końców można użyć kawałka rurki PCV i skleić gorącym klejem.  buzzfeed.com   Hack #15 Jak pozbierać brokat? Święta bez brokatu nie będą świętami, a pomysły diy często lubią się świecić. Rolka do czyszczenia ubrań przyda się do pozbierania świecącego bałaganu. Hack #16 Wstążki przydadzą się do pakowania prezentów, jednak lubią się pognieść w najmniej odpowiednim momencie. Szybki sposób na prostowanie to przejechanie wstążką po gorącej żarówce.  buzzfeed.com   Hack #17 Jeszcze jeden dobry pomysł. W diy bardzo pomocny. Jeżeli włożysz szyszki znalezione na spacerze do ciepłego piekarnika to ładnie się rozłożą. ehow.com   Hack #18 Szyszki mamy ładnie otwarte, więc można je dekorować. Załóż na szyszkę drut i zamocz ją w farbie. Teraz cała szyszka będzie pomalowana. buzzfeed.com   Hack # 19 To najlepszy świąteczny hack. Dzieci wierzą w Mikołaja, ale są i niedowiarki. Szablon podeszwy buta i trochę mąki wystarczy, aby zrobić ślady po wizycie Gwiazdora w domu. blog.personalizationmall.com 19 świątecznych trików powinno ułatwić Wam kilka spraw, a może teraz spróbujecie też nowych rozwiązań.    Zobacz moje diy: Post 19 świątecznych trików pojawił się poraz pierwszy w Twoje DIY.

New In | Daniel Wellington Watch

My Point My Style

New In | Daniel Wellington Watch

Gotowa na wszystko!

Boginie przy maszynie

Gotowa na wszystko!

Świąteczna puszka – zrób to sam

twojediy

Świąteczna puszka – zrób to sam

Wieniec z mchu jako świecznik – świąteczne diy

twojediy

Wieniec z mchu jako świecznik – świąteczne diy

Coś się kończy, coś się zaczyna… Dziewięć najbardziej zaczarowanych miesięcy mojego życia

Boginie przy maszynie

Coś się kończy, coś się zaczyna… Dziewięć najbardziej zaczarowanych miesięcy mojego życia

6 zestawów diy na prezent

twojediy

6 zestawów diy na prezent

Instagram Mix #11

My Point My Style

Instagram Mix #11

Follow

Fotoksiążka – idealny prezent pod choinkę

twojediy

Fotoksiążka – idealny prezent pod choinkę

Z dziećmi przy stole? A dlaczego nie?! / Plebiscyt na restauracje przyjazne dzieciom

Boginie przy maszynie

Z dziećmi przy stole? A dlaczego nie?! / Plebiscyt na restauracje przyjazne dzieciom

     Jakiś czas temu przeszła przez blogosferę istna burza pt. dzieciaki w restauracji. Nie chcę odsmażać nieświeżych kotletów, ale tak się składa, że mam swoje zdanie na ten temat i dzisiaj jak nigdy jest ono bardzo na czasie. A czemu? Ponieważ mój ulubiony (kto czyta bloga ten wie dlaczego ;) ) portal dla mam BABYBOOM.PL oraz znana Wam wszystkim firma STOKKE® zorganizowały świetny PLEBISCYT NA RESTAURACJE PRZYJAZNE DZIECIOM, w którym do wygrania są fantastyczne nagrody!Poczytaj dalej, a zobaczysz, jak bardzo sprawa może dotyczyć Ciebie :)    Jako multimama, a przy tym osoba aktywna i nielubiąca siedzenia w domu, często zabieram rodzinkę do różnych restauracji. OK, przyznaję - czasem robię to ze zwykłego lenistwa, gdy nie chce mi się gotować, albo gdy nagle każdy ma ochotę na coś innego ;)Co więcej! Pochodzę z rodziny, w której z obu stron mamy gastronomiczne doświadczenia. Zarówno rodzina męża jak i w moja prowadzą własne restauracje - byłoby głupotą, gdybyśmy omijali je szerokim łukiem, tylko dlatego, że komuś mogłoby się to nie podobać, prawda? Mimo tego, zrozumiałabym zniesmaczenie pozostałych gości, gdyby nagle w moje pociechy zmieniły się w potwory i zaczęły robić totalną porutę w czasie, gdy tamci chcieliby spokojnie zjeść posiłek, albo celebrować ważne dla nich wydarzenie, jak rocznica czy po prostu randka… Na szczęście, mogę spać, a raczej jeść spokojnie - nam to nie grozi. Przez lata wyrobiłam w nas wszystkich bowiem pewne mechanizmy, które sprawiają, że wyjście do knajpki nie jest niczym niepokojącym - ani dla nas, ani dla otoczenia.     Nie jestem typem mamy, która pozwala dzieciom na wszystko, tylko dlatego, że są dziećmi i mają prawo zachowywać się jak dzieci (w rozumieniu - bawić się w każdej sytuacji) w każdym miejscu i czasie. Jest czas i miejsce na zabawę, tak jak i czas na zadumę albo po prostu spokojną rozmowę. Wedle powiedzenia: "jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one". Dlatego jeśli idę z dziećmi do muzeum, oczekuję odpowiedniego zachowania, a nie biegania, gonienia się i przewracania eksponatów, tak samo w restauracji - spodziewam się, że celem naszego wspólnego wyjścia jest rozmowa i obopólne sobą zainteresowanie. Przede wszystkim - uwaga, którą wreszcie możemy skupić na sobie nawzajem, bez przeszkadzajek typu telewizor, komórka, tablet… i uwierzcie, zwykle to wystarcza. Traktowanie dziecka jako równego sobie przy stole wpływa na dzieci doskonale. Możemy w tym czasie rozmawiać, śmiać się, a także uczyć się samodzielnego jedzenia, a z wiekiem, krojenia, nakładania na talerz itp. Gdy dziecko dostrzeże, że traktujemy je poważnie, jako godnego rozmówcę i towarzysza wspólnego posiłku, naprawdę zachowuje się inaczej. Można zatem powiedzieć, że "clue" jest w szacunku do drugiego człowieka - choćby ten był malutki i miał pół roku.Oczywiście maluch nie jest w stanie skupić się na długo. I tutaj też do nas należy zadbanie o to, by wspólne wyjście nie zamieniło się w koszmar :) Nie wyobrażam sobie zabrać półroczniaka do restauracji Amaro, by w skupieniu, ciszy - i przez dwie godziny -  podziwiać i rozsmakowywać się w tysiącu doznań sałaty z nóżką gołębią na talerzu. Wybieram wtedy miejsca, które po pierwsze - zakładają przyjmowanie rodzin z dziećmi i berbecia witają z uśmiechem, a po drugie - zapewniają jakiekolwiek zaplecze do tego, czyli: zabawki, klocki, kredki, układanki, słowem, kącik do zabawy. Dobieram restauracje do wieku dzieci, czyli idąc z berbeciem szukam takiego, gdzie może swobodnie raczkować np w wydzielonym kojcu, a idąc ze starszakami - tam, gdzie są np gry, kredki, klocki.      Kolejna rzecz: gdy dziecko znudzi się wspólnym posiłkiem - albo zupełnie nie ma na niego w tym momencie ochoty - może się bawić do woli. Nie zmuszam, nie futruję na siłę, bo po co walczyć? Psuć nastrój sobie, odbierać apetyt sobie i innym? Moje starania nie sprawią, że nagle maluch zacznie być głodny, prędzej spodziewam się, że zupa zostanie rozlana, ja dostanę szału i wyjdzie ze mnie wszystko, co najgorsze, maluch dostanie traumy na całe życie ( ;))) ), a pozostali goście, zniesmaczeni, wyjdą. Bez sensu. Lepiej wziąć jedzenie na wynos i podać w odpowiednim momencie. Świat się nie zawali od jednej niezjedzonej zupy. Nie to nie :)      Ostatnia, ważna, tylko nieco "śmierdząca" sprawa :D ZAWSZE, idąc do restauracji z dziećmi, po prostu WIEM, że przynajmniej jeden będzie musiał, absolutnie MUSIAŁ iść do toalety na przysłowiową "dwójkę". A z reguły, umówmy się, korzysta z przywileju skorzystania z publicznej (bleeee) toalety cała moja trójka. Jakiś gen zwierzęcy jeszcze, zaznaczamy teren, podejrzewam, albo czysta złośliwość w niezbyt uroczym wydaniu ;) Cokolwiek, ale po prostu MUST. Zaczęło się od robienia w pampersa, a dzisiaj ma formę samodzielnego wyjścia do toalety, po którym to musisz, matko, ogarnąć teren. Po prostu standard, coś, z czym musisz żyć, chociaż najchętniej uciekałabyś w popłochu i unikała tematu. Sorry, masz dziecko, a dziecko ma swoje potrzeby. I nie ma, że udajemy, że to-nie-ode-mnie-ani-od-mojego-dziecka, moje-dziecko-jest-wychowane-nie-robi-tego-przy-stole. Owszem, robi. I unikanie tematu, zwlekanie z przebraniem pampucha, postanowienie, zrobię to jak dojedziemy do domu - naprawdę PSUJE ATMOSFERĘ. Dosłownie! Błagam cię, mamo, tato - nie rób tego nam wszystkim. Reaguj natychmiast ;) Nie pozwól, by maluch zasmrodził pół restauracji, albo starszak wydarł się na cały głos: "MAMO, ALE JA MUSZĘ KUPĘ!".. nikomu od tego apetyt nie wzrośnie…Także, tego - idąc z maluchem, upewnijmy się, że wybieramy miejsce z dostępnym przewijakiem. Po prostu. Jeden telefon przed i mamy spokój duszy :) A potem tylko trochę odwagi i odpowiednio szybka reakcja ;)     I teraz czas na Was, mamy i taty! Zagłosujcie na ulubioną warszawską restaurację!PLEBISCYT NA RESTAURACJE PRZYJAZNE DZIECIOM!Razem z portalem www.babyboom.pl i partnerem akcji STOKKE® wybieramy najlepsze warszawskie (na razie) restauracje, w którym można w spokoju i z godnością zjeść posiłek z dziećmi przy wspólnym stole! Bardzo prosimy o wszystkie uwagi i konkretne rekomendacje. Która knajpka jest dla Was ulubiona, dlaczego? Może opowiecie jakąś ciekawą historię związaną z wyjściem do niej z maluchem? Które polecicie, a których lepiej unikać i czemu? Akcja nie jest skierowana wyłącznie do Warszawiaków - jeśli jesteś z Pomorza czy Śląska, ale znasz fantastyczne i godne polecenia miejsce w Warszawie - ta akcja jest właśnie dla Ciebie!Czemu ta akcja jest wyjątkowa? Po pierwsze: stworzymy mapę przyjaznych rodzinie miejsc, gdzie każdy z nas poczuje się swobodnie. Po drugie: zarówno biorący udział w akcji rodzice, jak i zarekomendowane restauracje mogą wygrać boskie nagrody od STOKKE!DLA RESTAURACJI - 3x Wyjątkowe krzesełko STOKKE Tripp Trapp® Neutral z zestawem Baby Set Neutral  i Soft StripesDLA RODZICÓW: Wózek STOKKE Explory Black MelangeCo zrobić, by wziąć udział w konkursie? Należy wypełnić formularz dostępny TUTAJ: PLEBISCYTCzas trwania akcji: 23 listopada -  3 grudnia 2015r.Ogłoszenie wyników: 6 grudniaPOWODZENIA! STWÓRZMY RAZEM MAPĘ MIEJSC PRZYJAZNYCH RODZINIE!

Dekoracja Gwiazdy Betlejemskiej – akcja Blogi rozkwitną poinsecją

twojediy

Dekoracja Gwiazdy Betlejemskiej – akcja Blogi rozkwitną poinsecją

Święta z Befado, czyli ciepłe stópki dziecka zimą / KONKURS

Boginie przy maszynie

Święta z Befado, czyli ciepłe stópki dziecka zimą / KONKURS

        Nowy dom to nowe możliwości. Szczególnie, gdy przenosisz się ze swoją pokaźną rodzinką z  mieszkania 54mkw… do siedmiopokojowego domu o powierzchni 220m i o pięciu kondygnacjach ;) Oj, jest co urządzać, a przede wszystkim - gdzie chodzić! Dlatego od początku było jasne - chociaż nasze dzieci zazwyczaj chodzą boso, tym razem będziemy potrzebować dla nich tradycyjnych, domowych kapciuszków. Takich, by nie poślizgnęli się na schodach, po których z pewnością będą biegać, takich, w których będzie im zimą ciepło, ale w których nie spocą się im stópki. Na szczęście trafiliśmy na Befado - polską firmę produkującą świetnej jakości obuwie dla dzieci - i nie tylko :)     Dlaczego właśnie Befado nas urzekły? Otóż - są naprawdę doskonale wykonane, z wszelką starannością, na co ja  - skądinąd wiecie, że wariat :P - zwracam szczególną uwagę. Wbudowane gumki (w niektórych modelach) nie ściskają stopy nadmiernie, jak to się często zdarza, ale też nie są zbyt luźne i buty doskonale trzymają się stopy. Nasza wskazówka - rozmiarówka jest ciut większa w porównaniu np do Geoxa - weźcie to pod uwagę przy zakupie, ale najlepiej zmierzyć wkładkę centymetrem. Ekipa z Befado na pewno pomoże dobrać odpowiedni rozmiar.Tak samo mocne są rzepy - specjalnie przeklejałam je kilkadziesiąt razy, by sprawdzić przyczepność (co jak co, ale to jest nasza najczęstsza "skucha" w butach do przedszkola) - żeby Wam polecić naprawdę dobry produkt, bo nic mnie tak nie wkurza jak buty, których po miesiącu nie da się zapiąć ze względu na marny rzep.Najważniejsza jest dla mnie jest jednak skórzana, wyprofilowana, oddychająca wkładka, którą znalazłam w wypatrzonych przez moich chłopców "krokodylich" trampkach! Od razu wyobrażam sobie, jak dzieciakom musi być w nich wygodnie :) W zwykłych trampkach nie pozwoliłabym im cały dzień biegać, zbytnio pocą się w takich stopy - a wiadomo, że skórzana wkładka temu zapobiegnie. Do tego muszę przyznać, zaskoczona byłam ogromnym wyborem bucików w ofercie Befado, dzięki czemu można je dopasować do każdej stylizacji i sytuacji - znajdziemy zarówno klasyczne, przedszkolne, "streetwearowe", jak i bardziej eleganckie modele.Nam i starszakom najbardziej spodobały się trampki - są absolutnie genialne, te z krokodylimi zębami czy hawajskie :D Natomiast maluchom najbardziej podobały się klasyczne wzory.Wybrałyśmy też kilka modeli dziewczęcych - są absolutnie śliczne!Prawda, że duży wybór?Przy świadomości, że firma istnieje od 80 lat i każdy model tworzony jest przy pomocy ortopedów, wiem, że zapewniają zdrowy rozwój stóp dziecka. Szczególnie, że obuwie Befado rokrocznie zdobywa certyfikat "Zdrowa Stopa"! I jeszcze jedna zaleta: wytrzymałość. W zeszłym roku Befadowe kapciuszki Felka wytrzymały cały rok w przedszkolu - a to zdecydowanie najlepsza rekomendacja - szczególnie przy niewygórowanej cenie :)     Już niedługo Święta… w tym roku szybciej ją czuję i planuję się przygotować do nich jeszcze zanim urodzę moje maluszki - wiadomo, że potem z czasem może być różnie. Dlatego w Naszym Domu na równi z codziennym wyposażeniem wnętrz pojawiają się od razu świąteczne akcenty. Jako Christmas Freak nie mogę sobie tego odmówić :)Razem z Befado przygotowałyśmy dla Was świąteczną sesję, aby wprowadzić Was w ten najradośniejszy czas w roku, który już tuż tuż! Czujecie powoli ten klimat?A teraz zapraszamy Was na konkurs! Święta Bożego Narodzenia… to też ZIMA. A jak zima, to zimne poranki i wieczory! Wejdź na stronę  sklep.befado.pl i wybierz dowolne kapciuszki, dzięki którym Tobie lub Twojemu dziecku będzie ciepło zimą! Potem, w komentarzu, zamieść link do wybranego modelu oraz odpowiedz na jedno proste pytanie:DLACZEGO WŁAŚNIE TE BUCIKI CHCIAŁBYŚ WYGRAĆ? Konkurs trwa od 23.11 do 30.11.2015WYGRYWA AŻ 10 OSÓB! POWODZENIA :)

Choinki pod szklanym kloszem

twojediy

Choinki pod szklanym kloszem

Travel | Tokyo, Japan

My Point My Style

Travel | Tokyo, Japan

Szafka na buty ze skrzynek diy

twojediy

Szafka na buty ze skrzynek diy

Wszyscy jesteśmy wariatami!

Boginie przy maszynie

Wszyscy jesteśmy wariatami!

     Pamiętacie film "Dzień świra"? Oj, chyba wielu z nas utożsamiało się z głównym bohaterem. Kogo nie wkurza sąsiadka, która wstaje codziennie o piątej rano, od samego rana chodząc po domu w butach na obcasach? Albo pies innych sąsiadów, który ujada za każdym razem, jak twoja pralka pierze? Albo kogo nie drażni regularne przestawianie kolejności śmietników do sortowania? Mam wrażenie czasem, że panowie od śmieci specjalnie robią na złość, za każdym razem stawiając je w innej konfiguracji… A może to ja jestem świrnięta, tak przywiązując się do miejsca, w którym stoją… śmietniki!?     Wczoraj natknęłam się na artykuł, który sprawił, że poczułam się odrobinę lepiej sama ze sobą. Od dziecka miotała mną niepohamowana furia, gdy tylko ktoś przy mnie jadł ze smakiem - oddając się temu bez reszty, czyli pomlaskując z zadowoleniem, żuł zawzięcie gumę, tupał ustawicznie nogą lub chrapał, smacznie śpiąc. Ja w myślach planowałam wtedy zawzięcie kilka różnych metod na wieczne uciszenie tego potwornego dźwięku, który wwiercał się w mój mózg i rozpalał do czerwoności agresję…      Tak, wyobrażałam sobie jak drę się na tego kogoś używając całego słownika wulgaryzmów, szarpię, by przestał, a nawet rozpatrywałam dużo bardziej krwawe scenariusze... i jednocześnie potwornie źle się z tym czułam. Bardzo się wstydziłam swoich myśli i uczuć, bo czułam, że to złe. Zwracając co i rusz dzieciom uwagę, że mają nie mlaskać / nie chrupać / nie siorbać, zastanawiałam się, czy kiedyś dojdzie do tego, że zakażę im oddychać..? Tym bardziej, że wiem, doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że samej zdarza mi się niejednokrotnie zamaszyście przeżuwać, mlasnąć i sirobnąć. Mój mąż patrzył na mnie jak na kretynkę i kiwał głową z dezaprobatą, gdy zawsze, ale to zawsze przy posiłku towarzyszył nam włączony telewizor - po to, bym nie musiała skupiać się tylko na tym koszmarnym dźwięku, a mogła spróbować chociaż skupić się na tym, co na ekranie, pozwolić zagłuszyć dźwiękowi durnego programu odgłosy jedzenia mojej rodziny… Ale co ja mogę..? Inaczej jedzenie staje mi w gardle… serio… Wczoraj dowiedziałam się, że moja przypadłość ma nazwę - mizofonia. Co więcej, jest bardzo częsta, chociaż nie znajduje zrozumienia w społeczeństwie - tak jest mało znana. A ponadto - jest domeną ludzi kreatywnych i ze skłonnością do geniuszu ;) Po prostu mózg nie potrafi selekcjonować dźwięków mniej od tych bardziej istotnych i słyszy wszystkie, szczególnie te o dużej powtarzalności. Oczywiście, wiele to nie zmieni, że znam przyczynę. Nie ma na tę przywarę skutecznego lekarstwa. Oprócz tego, że możemy teraz powołać się na tę słabość i chociaż najbliższym swój problem "opowiedzieć". Może przestaną ich dziwić niedziałające zegarki (mają wyjęte baterie - bo tykają)… nawet te naręczne wieczorem chowam w łazience - nie mogłabym spać z zegarkiem w tym samym pokoju, usłyszę w nocnej ciszy każdy "tyk"...Mogę się cieszyć, że mimo okropnej przywary, nie utrudnia mi ona kontaktów z ludźmi - może poprzez to, że wyrobiłam sobie właśnie umiejętność skupienia uwagi na innych, wybranych dźwiękach. Nie unikam wspólnego jedzenia z przyjaciółmi - ale zwykle baaardzo dużo mówię, by nie słyszeć szczękania sztućców, przełykania itp. Obiad w ciszy - to byłaby dla mnie prawdziwa tortura! Na szczęście przy mojej bliskiej, dużej rodzinie, cisza przy stole na pewno mi nie grozi ;)Ale opublikowując wczoraj post na facebooku z linkiem do tego artykułu (klik!), zobaczyłam, jak wiele jest osób wokół mnie z podobnym "problemem". I wiecie co - to fajne uczucie. Nie jestem sama! Nie tylko ja większość życia czułam się jak nienormalna i obwiniałam się o różne fobie, psychozy, niestabilność emocjonalną i skrajny egoizm ;)Przypomniał mi się wtedy post, który kiedyś przeczytałam na blogu mojej koleżanki - Moc cynamonu - o tym, że każdy z nas jest po trochu… świrem. Uruchomiła wtedy świetny ciąg opowieści u swoich czytelników, którzy przyznawali się do swoich wad i w zabawny sposób obśmiewali to, co utrudnia im życie. To fajny sposób na odkopanie trupa z szafy, taki coming out :DDlatego postanowiłam podzielić się z Wami innymi, niewygodnymi faktami o mnie :D I liczę, że zrewanżujecie się w ten sam sposób!1. Do szału doprowadza mnie, gdy na widoku - np w łazience, przy wannie - leżą różne kosmetyki. Nie chodzi o to, że leżą na wierzchu - ale o to, że nie pasują do siebie wzajemnie. Mają inne kształty, kolory.. no szlag mnie trafia :D Dlatego - broń Boże, nie chowam wszystkiego - ale po prostu spędzam godziny między sklepowymi półkami, wybierając takie… które do siebie pasują. Mniejsza o działanie… mają ładnie wyglądać i ładnie pachnieć!2. CHORA jestem, jak mój mąż "ogarnia" zmywarkę. Odkąd ją mamy, wypracowałam sobie absolutnie idealny system układania w niej talerzy, misek, garnków, kubków itp. Oczywiście wszystko w idealnej symetrii - małe talerzyki obok średnich, te obok dużych, kubki - to samo. Nigdy nie mieszam w przegrodach łyżek z widelcami. Takie ładowanie ma ogromną zaletę - dużo łatwiej ją rozpakować. A mój mąż? Niczego nie układa. Przecież i tak się wypierze.. a na moje zżymanie się, że w ten sposób trudniej ją opróżnić i dużo mniej się zmieści, zawsze odpowiada - ja ją rozładuję, a po co czekać na więcej załadunku? Żeby litr wody oszczędzić?!@#@#$@! Control freak w ataku!3. Podejrzewam, że na tę przypadłość cierpi większość z Was, ale i tak napiszę. Niektóre rzeczy, które nie są na tyle brudne, by dać je do prania, nie są już wystarczająco czyste, by móc być schowanymi z powrotem do szafy. Dlatego kwitną… na wszystkich krzesłach. Szafokrzesła ;) I całe szczęście, że mój mąż cierpi na to samo ;) Albo w sumie, jakby on był w tej kwestii pedantem, to ktoś by to chociaż ogarniał… aaa ;)4. Nie umiem gotować i piec wg przepisów, ile bym się nie starała, ZAWSZE coś zmienię. Z reguły wychodzi to na dobre - bo smak mam niezły, jak mniemam ;) Zupy, pieczenie i inne "wytrawne" specjały wychodzą mi całkiem dobrze. Niestety, ta moja swoboda i arogancja wobec cudzych przepisów zawsze wychodzi marnie przy wypiekach... mają rację ci, którzy nazywają desery najbardziej misterną sztuką kulinarną. Jedna skucha i ciasto ma zakalec, a beza klapnie.. niestety, jestem tego idealnym przykładem…5. Jest jeszcze coś, co męczy mnie niesamowicie. To o tyle głupie, że czasu nie mam za dużo i wiem dobrze, że wszystkich rozumów nie pozjadałam. Ale… gdy coś się w domu zepsuje - zmywarka, pilot, sam telewizor, radio albo coś w komputerze, a ja akurat tego potrzebuję - nie ustanę, dopóki nie rozwiążę problemu. Zamiast wezwać od razu fachowca, zapala mi się lampka "zrobię to sama"! Mam takiego klina wtedy, że nie ma szans, po prostu nie mogę przestać o tym myśleć, na niczym nie mogłabym się wówczas skupić, co często kończy się ślęczeniem nocami. I tak odpalam internetowe serwisy typu elektroda.pl, rozkręcam sprzęt, śledzę fora internetowe informatyków, próbując rozkminić słowa typu "kernel", "renderowanie", "scheduler windy". OMG. I wierzcie mi - rozkręcałam i skręcałam z powrotem już wiele dziwnych sprzętów... i jeszcze niczego nie zepsułam ;) Ale też nie zawsze udało mi się naprawić. Chwalebna dociekliwość czy marnowanie czasu? Pewnie jedno i drugie… a jednak mój mąż już nie reaguje, jak kiedyś, gdy widzi mnie z tym obłędem w oczach, jak buszuję w domowych śrubkach, kabelkach i złączkach. Przyzwyczaił się i nie przerywa, bo wie, że z tym szaleństwem nie ma szans ;)    Na pewno coś by się znalazło… ale powiedzmy, że starczy na jeden wieczór ;) Ale wiecie, co jest najważniejsze? Że jak poprosiłam przed chwilą mojego D., żeby podpowiedział mi jeszcze, jakie mam wady do obśmiania na blogu, bo na pewno jest coś, czego może nawet sama nie zauważam, a jednak innym może przeszkadzać… to powiedział, że przecież ja nie mam wad. Ani jednej! Taki kochany <3 Nieźle się kamufluję!A może raczej… po prostu wszyscy jesteśmy wariatami. I on, i ja.I ty, i wy wszyscy. Każdy ma swoje mniej i bardziej śmieszne, mniej lub bardziej wkurzające przywary… i tylko wyrozumiałość może nas uchronić od kłótni o bzdury, kończącej się regularną wojną.Bardzo to zresztą uniwersalne stwierdzenie dzisiaj…Przyznajcie się, co Wam utrudnia życie! Na pewno macie :D Bo bez odrobiny szaleństwa bylibyśmy strasznie nudni i przewidywalni… prawda?~ P.

Pufa ala IKEA Ektorp

twojediy

Pufa ala IKEA Ektorp

Outfit | Shibuya Crossing

My Point My Style

Outfit | Shibuya Crossing

It's a girl thing

Boginie przy maszynie

It's a girl thing

Czego ma oczekiwać matka dwóch synów przed narodzeniem się córki? Czy coś się zmieni? Czy instrukcja obsługi będzie do ogarnięcia na nowo? Czy w ogóle jest jakaś różnica? W końcu, mogłoby się wydawać, dziecko to dziecko, a o tym, czy to chłopiec, czy dziewczynka informują nas wyłącznie atrybuty odpowiednie dla każdej płci.Matka dwóch synów, która doczekała się córki mówi Wam: różnica jest i to ogromna! Przekonałam się o tym już w pierwszej dobie, gdy po otwarciu pieluszki nie strzelał we mnie wartki strumień ;-) Swojego czasu marzyłam o wynalazku, który był u nas jeszcze niedostępny: peepee teepee. Szczęśliwie przewijanie już nie stanowi już problemu. Na luzie otwieram pieluszkę, bez przyodziewania fartucha ochronnego i maski ;-)Tak naprawdę już na etapie organizowania wyprawki wiedziałam, że przydarzyło mi się coś niezwykłego. W zasadzie to wszyscy w domu czuli podekscytowanie, nieuchronne nadejście czegoś nowego, nieznanego. Chłopcy wiedzieli już, że niedługo w naszym domu pojawi się dziewczynka. Że będzie się od nich różniła. Że trzeba ją będzie traktować troszkę inaczej. Oczywiście pojawił się wtedy także temat różnic między dziewczynką a chłopcem i trudno mi było manewrować faktami tak, żeby wersja była dopasowana odpowiednio dla dwu- i trzylatka ;D Niełatwo było, oj niełatwo ;-) Chyba po raz pierwszy moje dzieci mnie zawstydziły. Przygotowywałam się do takiej rozmowy, ale w dalekiej przyszłości ;-))O ile ciąża sama w sobie niesie ze sobą ciąg wielu fantastycznych momentów, tak ciąża różowa, przynajmniej w moim przypadku, te momenty jeszcze spotęgowała. Te wszystkie maleńkie różowe bodziaczki, wykończone dyskretną koronką i kokardkami. Maleńkie tutu, opaski, czapeczki, skarpeteczki.  Działy dziewczęce z rzeczami, które chętnie sama bym ubrała, tylko mniejszymi, czytaj słodszymi. Tak, zwariowałam zupełnie. I wariactwo trzyma mnie do dziś. A chyba nawet jest gorzej ;-)Nagle wszystkie stereotypy związane z płcią piękną stały się w naszym domu aktualne. Bo jest jasne, że będzie księżniczką, że córeczką tatusia, że noszona przez braci na rękach. Chłopcy absolutnie przyjęli rolę starszego brata za naturalną. Są sami jeszcze tacy mali, a pięknie zajmują się siostrą! Już dziś mówią, że trzeba jej bronić. I wyciągają piąstki przed siebie, więc przyszli potencjalni adoratorzy mogą się strzec ;-) A my z mężem już dziś ich uprzedzamy, że Pola, owszem, będzie mogła wieczorami wychodzić, ale tylko w obstawie braci ;-) Nie będzie lekko, oj nie. Choć mam przeczucie, że w odpowiednim czasie dostrzegą także plusy tej sytuacji ;-) Oni będą mieli młodsze koleżanki dzięki siostrze, a Pola starszych kolegów. No czy taki układ nie będzie idealny? A może dzięki siostrze będzie im kiedyś łatwiej zrozumieć swoje dziewczyny, partnerki, żony? źródło:harpersbazaar.comPoza tym mam takie poczucie, że dziewczynka zawsze trochę zostaje przy mamie. Wraca do niej ze swoimi dziećmi, oczekuje pomocy, wsparcia. Może się mylę, minie jeszcze wiele lat, zanim zweryfikuję to wyobrażenie. Dziś jednak chcę myśleć, że będę miała z kim w domu sensownie pogadać. Bo kto zrozumie dziewczynę lepiej od drugiej dziewczyny? Maseczki, kremy, fryzjer, zakupy. Dobrze będzie mieć bratnią duszę, stanowiącą przeciwwagę do istotnego męskiego pierwiastka w naszym domu ;Dźródło: buzzfeed.comźródło: etsy.comPrzygotowujemy się powoli do rewolucji w pokoju chłopców. To idealny czas, bo wiem, że niedługo nie będą już tacy skorzy do zaakceptowania różu wokół siebie ;-) Kuba zaczyna już przebąkiwać, że z dziewczynami w przedszkolu się nie bawi, bo są głupie ;Dźródło:theberry.comźródło:lifetoheryears.comżródło:babynameslog.comźródło:babynameslog.comźródło:bloglovin.comźródło:buzzly.frźródło:lifeasmama.com~m.

Travel | Nara, Japan

My Point My Style

Travel | Nara, Japan

By niejadek zjadł obiadek

twojediy

By niejadek zjadł obiadek

Travel | Kyoto, Japan

My Point My Style

Travel | Kyoto, Japan

Jak przygotować się na rzeż niewiniątek, czyli oswajamy poród!

Boginie przy maszynie

Jak przygotować się na rzeż niewiniątek, czyli oswajamy poród!

     Nie wiem, jak wy, ale gdy przygotowywałam się do mojego pierwszego porodu, byłam całkiem zielona. Miałam, oczywiście, mgliste pojęcie, że skurcze, że krocze, że główka, ale jak to się tam miało zmieścić i w jaki sposób - pozostawało dla mnie tajemnicą. Świadomość tej części kobiecości była u mnie niemal zerowa - chociaż niby byłam już dorosłą kobietą!Dlatego poczyniłam pewne kroki, by oswoić sobie temat ciąży i porodu, a potem i połogu. I dzisiaj przygotowałam dla Was ściągawkę, dzięki której i Wy przygotujecie się psychicznie do tego ważnego wydarzenia!(fot. BBC)PO PIERWSZE: SZKOŁA RODZENIABanał, każda z was to wie. Ale warto wspomnieć, by była to dobra szkoła - najlepiej z fajną prowadzącą. Taką, która ci uzmysłowi, że owszem, nauczyć oddychania w trakcie zajęć to ty się i nauczysz, ale że na porodówce to już niekoniecznie będziesz te techniki pamiętać. Natomiast - wsłuchuj się we wszystkie wspomnienia, opowieści z porodów, jakie ci przekaże w trakcie zajęć. I anegdotki, jakie błędy popełniają świeżo upieczeni rodzice. W stylu - jedna z mam całą dobę nie przewinęła synka, bo… zapomniała, że trzeba to zrobić :D Albo - o mamie, która skarżyła się, że jej dziecko ma wysypkę i alergię nie wiadomo na co, a po długich dociekaniach - okazało się, że po prostu, jako perfekcyjna PPD, szorowała dziecięcą wanienkę Domestosem…Słowem, wiele historyjek, które otworzą ci oczy: początki macierzyństwa to same pułapki! I że wpadki zdarzają się KAŻDEMU. Nie musisz perfekcyjnie rodzić, panować nad oddechem i tuż po porodzie ogarniać maleństwo z wprawą kobiety ze stepu, która urodziła swoje dwudzieste dziecko.Że MOŻESZ, a nawet MUSISZ odpuścić. I że najprawdopodobniej złapie cię koszmarny baby blues, gdy będziesz się czuła nieużyteczna, brzydka, bezradna i beznadziejna. A to tylko znak, że WSZYSTKO GRA!PO DRUGIE: PORADNIKIWg mnie - ok, przeczytam, ale zapomnę. Nudzą mnie niemiłosiernie i mam w sobie jakąś taką dziwną przekorę, że zrobię po swojemu. Niby jakim sposobem jakiś obcy człowiek miałby mi pomóc w obsłudze mojego dziecka? Dlatego wynoszę z nich mgliste - i tylko takie - pojęcie. Dla mnie ten etap można sobie odpuścić. Chyba że są jakieś dobre poradniki.. ale ja nie trafiłam na żaden. :PPO TRZECIE: FORA INTERNETOWETak, wiem. Profile typu "beka z mamuś na forach" i inne głupie żarty na ten temat nie zrobiły dobrego PR-u tym społecznościom. A ja Wam powiem: WSZYSTKIEGO, co przy pierwszym dziecku wiedziałam, nauczyłam się właśnie od dziewczyn. Moja mama miała tysiąc dobrych rad i wskazówek, ale to były rady sprzed 25 lat. Dzięki forom, codziennemu wymienianiu informacji, linków do nowoczesnych artykułów pielęgnacyjnych i fajnych tekstów dot. pielęgnacji i wychowywania dziecka, dowiedziałam się bardzo wiele. I mogłam na gorąco skonfrontować ze zdaniem innych mam - bo może moje wrażenie, że coś jest "zajefajne", jest mylące, bo dana rzecz - wysoce niepraktyczna. Albo metoda usypiania, karmienia itp. Słowem - nie do przecenienia są rady innych, często już doświadczonych mam. I nie ma co się śmiać.Jeszcze jedno. Żadna inna koleżanka nie będzie z tobą rozkminiać zapachu i koloru kupki, rozpoznawać po niej niestrawności, tak samo jak po kolorze i ilości ulanego mleka. Serio. Tak samo nikt nie padnie z zachwytu, jak Twoje dziecko pierwszy raz wciągnie marchewkę albo zrobi trzy kroki. A matki z forum przejmą się tym jak osiągnięciem własnego malucha - i to jest absolutnie ZAJEBISTE!Ja od zawsze jestem na forum portalu BABYBOOM.PL/FORUM  Całym sercem polecam :) Fora podzielone na miesiące, więc w trakcie ciąży jesteście wszyscy na tym samym etapie, a i dzieciaczki rozwijają się w podobnym tempie. A jak ktoś jest mądry, to żadnych rad ślepo nie odtworzy i nie będzie się wkręcał w dziwne awantury dot. tego, kto lepiej karmi. W końcu mamy swój rozum :)Od razu podrzucę Wam link do najlepszego tematu na tym forum - zabawne historie z porodówek. Jak jesteście w ciąży, lepiej weźcie jakiś podkład typu Tena Lady.. wiecie, dlaczego ;) I przyszykujcie męża na cały wieczór rechotania ;) PORÓD NA WESOŁO / babyboom.plPO CZWARTE: LITERATURA Nie mylić z poradnikami. Literatura fabularna i popularnonaukowa jest - dla mnie przynajmniej - prawdziwą kopalnią wiedzy. Zdecydowanie lepiej oddziałuje mi na bujną wyobraźnię i przygotowuje moją wrażliwą psychikę na tę masakrę, która ma nadejść. Tutaj wyróżnię kilka pozycji, które po prostu, moim zdaniem, musicie poznać, nawet, jak już urodziłyście:1. Zawołajcie położną - Jennifer WorthNa faktach, ale fabularyzowana. Osadzoną w realiach Londynu lat pięćdziesiątych  historię czyta się jednym tchem. Świetne postaci, bez lukrowania, bez wzniosłych słów i ckliwych wątków, zaburzających prosty przekaz: rodzenie jest dla ludzi i każda z nas może to zrobić. Bez ceregieli.2. Położna. 3550 cudów narodzin - Jeannette KalytaTę pozycję również czytamy z zapartym tchem. Wspomnienia położnej, która zaczęła pracować w latach 80tych, na której oczach zachodziły wielkie zmiany w nastawieniu do porodu, rodzącej, dziecka. Naprawdę warto przeczytać, o tym, jak rodziły nasze mamy i jakie mamy dzisiaj możliwości. Plus różne autentyczne historie - przerażające, straszliwie smutne i znowuż bardzo wzruszające i wesołe. Mnie najbardziej poruszyła ta, gdzie kobieta, po niespodziewanym urodzeniu bliźniąt (a spodziewała się jednego), jedno zostawiła w szpitalu, nawet nie poinformowawszy męża, pozostałych dzieci.Dziecko bez tożsamości od pierwszej chwili.Niewyobrażalne.3. Mundra - Sylwia SzwedRzeczowe wywiady z położnymi pracującymi w różnych epokach, w różnych warunkach, w różnych miejscach na świecie. Różnią się wiekiem, doświadczeniami, możliwościami - gdyż jedna pracuje w Danii, a druga - w Tanzanii. A mimo to każda z nich podkreśla pierwotną rolę natury, siłę kobiecości, prostotę tego całego prymarnego doświadczenia. Wspomnienia położnej, obsługującej porody w trakcie powstania warszawskiego… wstrząsające.4. Bez znieczulenia - Marzena Dębska, Romuald Dębski, Magdalena RigamontiTę pozycję mam w ręku - na dzisiaj. Przekartkowałam i wiem, że pochłonę pewnie jeszcze tej nocy. Zapis, wywiad - rzeka z dwójką znakomitych lekarzy, czyli nieco inne spojrzenie na poród niż poprzednie propozycje. Zapowiada się fantastycznie - od wstrząsających historii z porodów, przez dyskusję nad kontrowersyjnymi kwestiami jak in vitro, aborcja, cesarka na życzenie.PO PIĄTE: PROGRAMY TELEWIZYJNE / SERIALE / DOKUMENTYMój mąż się ze mnie śmieje, twierdzi, że mnie to odmóżdża i jak ja w ogóle mogę w kółko ten sam scenariusz oglądać. A ja mu odpowiadam - a ty jak sobie wyobrażałeś wypchnięcie piłki przez dziurkę od szpilki? Hę? Ja też sobie tego nie wyobrażam i chcę się dowiedzieć, jak to jest w ogóle, do cholery, możliwe? I oglądałam - cesarki, porody bliźniąt, porody wcześniaków, porody naturalne, w wodzie, na łóżku, na stojąco, na klęczkach. Porody w Afryce i w Stanach, Azji i Europie. I nie mam dość. Mam wrażenie, że przynajmniej najważniejsza część nie jest wyreżyserowane, bo tego po prostu wyreżyserować się nie da. I obserwuje kobiety, ich twarze, śledzę zmiany, jakie zachodzą w nich w trakcie, jak poród postępuje. Jak z zadowolonej, współczesnej kobiety zmieniają się w rasowe samice, lwice, walczące zajadle z bólem. I z emocjami - od radości, euforii po strach, przerażenie. Jednoczę się z nimi, przeżywam to, co one i przygotowuję się w ten sposób na narodziny moich dzieci. Dzięki tym historiom, nawet tym skrajnie absurdalnym, czuję się mądrzejsza. Obraz działa na mnie jeszcze lepiej niż słowo.Oto, jakie programy zdarzyło mi się oglądać:1. Cztery niemowlęta na sekundę - NAT GEO PeopleCiekawa formuła, ukazująca, ile dzieci na świecie rodzi się w jednej chwili. W każdym odcinku - cztery porody, każdy w innym miejscu na świecie. Bez fabuły, tylko fakty, zdjęcia. Bardzo ciekawe.2. One born every minute - Channel 4Klasyka gatunku :) Bardzo lubię, i mogę oglądać i oglądać. W skrócie - historie z oddziału położniczego, często bardzo wzruszające.3. Z pamiętnika położnej - serial BBCCzyli na podstawie powieści Jennifer Worth. Bardzo fajnie zrealizowany, świetnie oddany klimat londyńskich doków lat 50tych. Ryczę co odcinek ;) Oczywiście tu sama fabuła, zdecydowanie nieprzystaje do dzisiejszej rzeczywistości i luźno tylko opiera się na faktach. A mimo to - polecam.4. Pierwszy krzyk - TVP, Porody - Polsat CafePolski serial, narracja prowadzona przez Krystynę Czubównę. Ważny, bo dzieje się w polskich realiach, co prawda sprzed dziesięciu lat, ale wciąż nam jeszcze bliższy niż poprzednie propozycje. Bardzo wzruszający.Porody na Polsacie Cafe - aktualna propozycja, w sumie obejrzałam dotąd dwa odcinki, nie porwało mnie to.. ale może trafiłam na niezbyt ciekawe. W tym samym klimacie jeszcze "Rosyjskie noworodki". Jakoś bez szału.5. Ciąża z zaskoczenia - TLC,  Poród w dziczy - BBC LifetimeNo jeden absurd lepszy od drugiego, zostawiłam sobie na koniec. Totalne smaczki. "Ciąża z zaskoczenia" jest już w swojej kategorii klasykiem od dawna. Nie wiem, jakim cudem można do finału nie wiedzieć, że się jest w ciąży - stawiam stówę, że to wyreżyserowane, przekolorowane i nieprawdopodobne, szczególnie, że serial kręcony jest w Stanach, gdzie jednak panuje większa świadomość niż na stepach afrykańskich - chociaż patrząc na ten program śmiało w to wątpię, odmóżdżenie poziom pro.Natomiast nie wiem, czy znacie "Poród w dziczy". Myślałam, że będzie to serial właśnie o porodach w miejscach, gdzie cywilizacja nie gości. Ale się pomyliłam. Tu jest rzecz o powrocie do natury, czytaj - szczęśliwe Amerykanki, które porzuciły miasta, znudzone bądź zniesmaczone porodami w szpitalach pod pełną opieką lekarską, uznają za nudne także rodzenie w domu. Dlatego jadą na pustkowie, rozbijają tam szklarnię / namiot / drewniany szałas i rodzą, patrząc na łono natury. Oczywiście, otoczone kamerami, basenami, grzejnikami, wszystkimi zdobycznymi cudami techniki. Ale na łonie.Natury.OMG, naprawdę z odcinka na odcinek gul skacze mi coraz wyżej ;) Gdzie te kobiety mają rozum, ja się pytam? Towarzyszy im akuszerka, owszem (która z reguly wpada w ostatniej chwili). Ale żeby ryzykować jazdę samochodem w drugiej fazie porodu, SPECJALNIE po to, by urodzić w rozciągniętym na stepie namiocie… dunno! Nie rozumiem i nie zrozumiem!Kojarzę ideę powrotu do natury. Sama wolę mieć opiekę, czuć, że ktoś się zajmie mną i dzieckiem, jak wydarzy się coś nieoczekiwanego, ale rozumiem, że kto inny ma większą potrzebę prywatności i nie widzi sensu w kładzeniu się do łóżka szpitalnego, by w sumie uczynić to, po co się zostało zrodzonym. Czyli urodzić. Natomiast ryzykowanie swojego życia i życia dziecka w imię samego przebywania na łonie natury w tej chwili - uważam za głupie. Do kwadratu, bo jeszcze jakby naprawdę, powrót do korzeni, rodzimy w jeziorze, albo na skałach, może miałoby to jakiś mistyczny wyraz. Ale rozbijanie prowizorycznych namiotów, szklarni czy szałasów, upychanie tam tropikalnych roślin, by było miło, albo piecyków, bo na dworze burza śnieżna, wstawianie basenów - no naprawdę, trzeba się bardzo nudzić, by wymyślać takie rzeczy. Cały poród, cała historia każdego odcinka koncentruje się w 95% właśnie na utrudnieniach i "dramatycznych" zwrotach akcji - nie porodowych, ale np zwiewa ściany namiotu, grzejnik przestaje działać, woda w basenie stygnie zbyt szybko itp, itd. Albo, jak w jednym, trzeba rozpalać ognisko, bo zostały zwabione niedźwiedzie zapachem krwi. Genialne. Prawdziwy sens porodu, walka z wiatrakami… nie ma co.Niemniej polecam - dla samego zdziwienia i wyrobienia sobie opinii - obejrzeć ;)     Mam nadzieję, że nie znałyście wszystkich tych propozycji i pomogłam Wam nieco. Bo nie wiem, jak wy, ale ja wolę się dobrze przygotować, by w tej dramatycznej sytuacji wiedzieć, co mnie czeka. By nic mnie nie zaskoczyło, a nawet jeśli, to nie tak, by mnie zbić z tropu. I tak będzie ciężko, ale przynajmniej zarysy sytuacji będą mi znane ;) Tym razem najprawdopodobniej urodzę przez CC (abstrahując od własnych życzeń, których pewna nie jestem - obaj chłopcy są ułożeni miednicowo), więc szczególnie wnikam w opowieści o cesarkach bliźniąt ;) Ciekawe, czy i tym razem będę dobrze przygotowana :) I sama mam nadzieję, że mój przebiegnie sprawnie, bez komplikacji, "nudno" i w ogóle jak zwykle. Tego sobie i wam wszystkim życzę :D~ P.

Świetlna girlanda diy na 2 sposoby

twojediy

Świetlna girlanda diy na 2 sposoby

Drewniane dynie – zrób to sam

twojediy

Drewniane dynie – zrób to sam

Jak zrobić własną tabliczkę czekolady? Wersja z żelkami

ANIA MALUJE

Jak zrobić własną tabliczkę czekolady? Wersja z żelkami