Jak zwiększyć naturalnie poziom testosteronu?

Facetem jestem i o siebie dbam

Jak zwiększyć naturalnie poziom testosteronu?

Sadło na bok vol.1 (rozpalanie motywacji)

Facetem jestem i o siebie dbam

Sadło na bok vol.1 (rozpalanie motywacji)

Jak nosić skarpetki?

Facetem jestem i o siebie dbam

Jak nosić skarpetki?

Lifemenagerka

Domowe wody smakowe

Nigdy nie lubiłam pić wody. Ale kiedy byłam jeszcze nastolatką, na rynek wkroczyły wody smakowe. Cóż to było za wybawienie ;). Teraz trochę mi wstyd, że byłam taka głupia, ale cóż, kto by wtedy czytał składy… A jest co czytać, tradycyjnie już w ramach cyklu „domowe odpowiedniki” prześwietlę kilka składów wód smakowych, które dostępne są w sklepach. Proszę bardzo: woda źródlana, cukier, regulator kwasowości: kwas cytrynowy, substancja konserwująca: benzoesan sodu, aromat, sok truskawkowy z zagęszczonego soku (0,1%) naturalna woda mineralna Nałęczowianka (96%), syrop glukozowo-fruktozowy i cukier, regulator kwasowości: kwas cytrynowy, naturalny aromat cytrynowy z innymi naturalnymi aromatami, naturalny aromat pomarańczowy, CO2, substancja konserwująca: sorbinian potasu, substancje słodzące: acesulfam K i sukraloza naturalna woda mineralna, cukier, regulator kwasowości (kwas cytrynowy), naturalny aromat cytrynowy z innymi naturalnymi aromatami, substancje konserwujące (benzoesan sodu, sorbinian potasu), substancje słodzące (cyklaminian sodu, sacharynian sodu, acesulfam K, aspartam) I tradycyjnie już powstrzymam się od komentarza, bo tu nie ma co komentować  - te składy mówią wszystko. Temat wody i tego, że nawadnianie organizmu jest niezwykle ważne szczególnie latem, przewija się we wszystkich mediach, łącznie z blogosferą. Dlatego daruję sobie wywody na ten temat. Moim celem jest jedynie namówienie każdego kto to przeczyta, aby nigdy już nie sięgał na sklepową półkę po te wstrętne gotowce, które nie mają nic wspólnego ze zdrowiem i naturą. Naturę mamy teraz na licznych straganach, a łącząc ją z wodą mineralną sami tworzymy pyszny i zdrowy napój. Przygotowanie dzbanka takiej wody zajmuje rano dosłownie 5 minut, a później pozostaje już tylko popijanie jej przez cały dzień. Wiem, że już mnóstwo osób tak robi, sama inspiruję się również Waszymi fotkami na Instagramie niestety na sklepowe wody smakowe wciąż jest popyt, więc czuję silną potrzebę pokazywania społeczeństwu, że MOŻNA INACZEJ. Tym bardziej, że bardzo często widzę, że takimi wodami matki poją też swoje dzieci… Czy muszę mówić, że ja nawet Lunie bym ich nie dała? Ja udokumentowałam 6 propozycji smakowych, ale nie ma tutaj reguł, do wody można dodawać dowolne owoce, zioła, a nawet warzywa (ogórek zielony) . Jeśli koniecznie chcecie mieć słodki napój, można posłodzić go miodem lub ksylitolem, nie ma sensu niwelować właściwości takiej wody dodając do niej zwykły cukier. Kilka inspiracji: Cytryna + rozmaryn Rozmaryn przed włożeniem do wody trzeba trochę „pomiętosić” w dłoniach aby lepiej oddał swój aromat. Cytrynę dodaję w postaci wyciśniętego soku. Słodzę trochę ksylitolem, bo lubię taką typową, lekko słodką lemoniadę. Owoce leśne W moim przypadku to maliny i borówki, ale mogą być też jeżyny, porzeczki… Te okrągłe owoce nie oddają za bardzo smaku, więc można je trochę porozgniatać. Melon + rozmaryn Nie wymaga komentarza Nektarynka Gruszka + melisa Melisa ma delikatnie cytrynowy, orzeźwiający smak, bardzo pasuje do takich napojów. Ogórek zielony + mięta Owoce i zioła nadają wodzie bardzo delikatny smak, ale zależy to też od ich ilości. Moimi faworytami są owoce leśne i truskawka (której nie ma na zdjęciach, bo nie kupuję już truskawek, jak dla mnie jest już po sezonie ). A wy jakie najbardziej lubicie? The post Domowe wody smakowe appeared first on Life Manager-ka.

Bańki chińskie

Lady of the House

Bańki chińskie

Tania moda męska

Facetem jestem i o siebie dbam

Tania moda męska

Bezglutenowe pancakes czekoladowe

Grochem o garnek

Bezglutenowe pancakes czekoladowe

Jak spaliłem ponad 1,5kg tłuszczu w dwa tygodnie

Facetem jestem i o siebie dbam

Jak spaliłem ponad 1,5kg tłuszczu w dwa tygodnie

Ćwiczenia na dolną część pleców w domu (bez sprzętu)

Facetem jestem i o siebie dbam

Ćwiczenia na dolną część pleców w domu (bez sprzętu)

Wybielanie zębów – domowe i profesjonalne sposoby

Facetem jestem i o siebie dbam

Wybielanie zębów – domowe i profesjonalne sposoby

Bezglutenowe placuszki orzechowo-kokosowe

Grochem o garnek

Bezglutenowe placuszki orzechowo-kokosowe

Pieczone młode marchewki z pesto

Grochem o garnek

Pieczone młode marchewki z pesto

Segritta

Szort 22

- Dzień dobry, nazywam się Matylda Kozakiewicz i chciałabym się zapisać do ginekologa. Tego samego, co ostatnio. - Dzień dobry. A jak on ma na nazwisko? - No właśnie nie pamiętam, byłam u niego tylko raz, i to dawno… Liczyłam, że Pani będzie to miała gdzieś w mojej karcie. - Niestety nie mam. - A ilu macie ginekologów? - Trzech. Jest dr Kowalski, dr Malinowski i dr Iksiński. - Kurna, no niestety nie pamiętam które to nazwisko. Ale pamiętam, że był przystojny. To ten przystojny… - Yyyy… ale to takie względne… Wie pani… trudno mi to ocenić… (chwila ciszy) Ale jeśli przystojny, to na pewno nie Malinowski. Ba-dum tsssss….! :]  

Lifemenagerka

Pies to styl życia – wpis z okazji Dnia Psa :)

Dziś jest dzień psa. W ostatnim przeglądzie tygodnia pisałam Wam o wydarzeniu „Psia Dolina”, ale nie wspomniałam jaki był temat przewodni tego eventu. A przecież to najważniejsze… Otóż celem tego spotkania było pokazanie, że pies to styl życia. I znowu to kontrowersyjne określenie „styl życia”, które już tyle osób rozbierało na części pierwsze próbując udowodnić, że jest ono pozbawione sensu. Styl życia, sposób na życie, tryb życia… Jak zwał tak zwał, najważniejsze jest to, co się pod tym kryje. A w przypadku posiadania psa kryje się… Aktywność fizyczna. W wielu przypadkach niezależna od pogody. Choć nie w moim akurat, bo Luna nie jest zwierzęciem pogodo-odpornym i kiedy pada deszcz, najchętniej w ogóle nie wychodziłaby z domu. W takie dni zdarza jej się wychodzić na pierwszy spacer dopiero po południu, bo wcześniej księżniczka śpi w najlepsze albo po prostu nie ma ochoty wyjść. Ale ogólnie nie da się ukryć - właściciele psów są aktywniejsi od tych, którzy tych zwierząt „outdoorowych” nie posiadają. Widać to szczególnie zimą, kiedy na spacerach spotyka się właściwie tylko ludzi z psami. Przyjęcie pod swój dach nowego członka rodziny, który ma duży wpływ na Twoje życie, nawet na to co jesz, co kupujesz, jak spędzasz wolny czas… To zmienia życie całej rodziny, wprowadza nowe nawyki, czasem ograniczenia… Mamy do czynienia z żywym stworzeniem, które może mieć swoje kaprysy, zachcianki i charakterek. No właśnie, charakter, którego według kociarzy psy nie mają… Może tak mówić tylko ktoś, kto nigdy nie miał psa albo kto błędnie definiuje „posiadanie charakteru”. Poznawanie nowych ludzi. Ja nie jestem zbyt otwartą osobą, kiedy nie miałam psa, z sąsiadami wymieniałam tylko grzecznościowe „dzień dobry” i „do widzenia”, a ludzi na osiedlu nie znałam wcale. Teraz jest zupełnie inaczej. Nie ważny jest wiek, płeć czy status społeczny – spora część psiarzy tworzy rozumiejącą się niemal bez słów społeczność. Rozmawiamy na spacerach, wymieniamy się doświadczeniami, plotkujemy o osiedlowych sprawach itp. Psy łączą ludzi i otwierają na otoczenie. Brak samotności. Mając psa nigdy nie jesteś sam. Zawsze masz z kim obejrzeć film, pójść na spacer czy po prostu komu się wypłakać. Pies zliże każdą łzę, wyczuje też kiedy coś jest nie tak i nie odstąpi Cię na krok kiedy będziesz potrzebować jego towarzystwa. Nie bez powodu mówi się, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. Kiedyś wydawało mi się, że to bullshit, mój pierwszy pies nie był moim najlepszym przyjacielem, bo za swoją panią uważał jedynie moją babcię, która spędzała z nim 3/4 dnia ze względu na nasz brak czasu… Teraz jednak kiedy mam Lunę, widzę jak to jest, kiedy pies kocha mnie całym swoim sercem. To jest coś nie-sa-mo-wi-te-go. A swoją drogą korzystając z okazji – pokażę Wam mojego pierwszego psa, Pikusia był najmądrzejszym kundelkiem na osiedlu (taaak, wiem, każdy tak mówi o swoim psie, ale o nim mówili tak też obcy ludzie do dziś zdarza się, że ktoś mi opowiada jakieś historie o nim :)). Jutro minie dokładnie 5 lat od kiedy musiałam go pożegnać, ale do dziś łza mi się kręci w oku na jego wspomnienie. Pies pojawiając się w rodzinie często wywraca jej życie do góry nogami. Dokłada obowiązków, nieco pozbawia spontaniczności… W naszym przypadku zmienił też sposób spędzania wolnego czasu – od chodzenia po mieście wolimy spacery z psem tam, gdzie czuje się on dobrze. Nie wyjeżdżamy sami na dłużej niż 3 dni i ogólnie w miarę możliwości wszędzie gdzie się da zabieramy psa, nawet jeśli niesie to za sobą pewne ograniczenia (np. musimy zostać gdzieś krócej, nie możemy skorzystać ze wszystkich atrakcji danego miejsca itd.). To wszystko nie stanowi jednak żadnego problemu, bo jest jeszcze drugi biegun tej sytuacji – jako właściciele psa jesteśmy aktywniejsi, zdrowsi, szczęśliwsi… I gdybym mogła powrócić do swojego stylu życia „sprzed psa” NIGDY bym się na to nie zdecydowała.  Wszystkiego najlepszego dla Waszych psiaków!!! Zapraszam też na inne psie wpisy na moim blogu: Posiadanie psa – obawy a rzeczywistość - w tym wpisie musiałam edytować jeden punkt, bo jeden artykuł otworzył mi oczy na pewną sprawę… Napisałam wówczas, że lepiej nie brać psa gdyby miał przez 8 czy 9h siedzieć sam w domu. Błąd! Jemu przez te 9h samemu w domu będzie o wiele lepiej niż przez całą dobę w schronisku! Luna wychodzi z wieku szczenięcego – jej historia, zdjęcia i film Dlaczego nie traktować psa jak dziecka? Do serca przytul psa – korzyści z posiadania psiaka The post Pies to styl życia – wpis z okazji Dnia Psa :) appeared first on Life Manager-ka.

[vlog] Bez lipy! Zbieramy lipę!

Ziołowy zakątek

[vlog] Bez lipy! Zbieramy lipę!

Ćwiczenia na biceps w domu (prawie bez sprzętu)

Facetem jestem i o siebie dbam

Ćwiczenia na biceps w domu (prawie bez sprzętu)

Lifemenagerka

Z pamiętnika aparatki – założenie dolnego łuku + problem z szóstką

Od środy jestem podwójną aparatką! Jest to dla mnie nieco frustrujące, że musiałam założyć aparat na proste zęby, ale w trakcie leczenia uświadomiłam sobie, że faktycznie jest to konieczne. Chociaż… Sama już nie wiem, ale czy pozostaje mi coś innego jak zaufać lekarzom? Problem z bolącym zębem, na którym założony jest pierścień Ale zanim jeszcze przejdę do tematu tego dolnego łuku… Muszę opowiedzieć o innym problemie. Po założeniu aparatu jedna szóstka na której był pierścień zrobiła się cholernie wrażliwa na ciepło i zimno. Później zaczęła pobolewać. Najpierw delikatnie, potem przychodziły ataki mocniejszego bólu raz, dwa razy dziennie… I tak coraz częściej aż doszło do kilku ataków na godzinę. To był koszmar, ból był nie do wytrzymania, promieniował na całe ciało, bolało mnie wszystko łącznie z końcówkami włosów i paznokciem od małego palca u stopy ;). Nie mogłam jeść, pić, za dużo mówić, wykonywać gwałtownych ruchów, ból przynosiło też mycie zębów… Musiałam zrezygnować z aktywności fizycznej i kilku spotkań. Po każdej z ww. czynności przychodził ten koszmarny atak bólu. Miałam już czarne wizje, że pod pierścieniem na pewno coś się zalęgło i teraz będzie zabawa jeszcze z dentystą. Aż przyszedł dzień wizyty, na której orto w odpowiedzi na moje lamenty po prostu zdjęła mi pierścień i zarządziła dla szóstki urlop od niego. I cóż, ostatni atak bólu przeżyłam jeszcze na fotelu w gabinecie a potem… Problem się rozwiązał! Prawdopodobnie wdał się tam jakiś stan zapalny, co podobno zdarza się podczas noszenia aparatu. Na szczęście uwolnienie zęba okazało się wybawieniem. Założenie dolnego łuku Często czytałam, że odczucia po założeniu aparatu górnego były u kogoś zupełnie inne niż po założeniu dolnego. Niektórzy mają tak, że np. góra wcale ich nie bolała, a dół koszmarnie, albo odwrotnie. Jeśli chodzi o ból, ja nie odczuwam różnicy, w obu przypadkach wyglądało to tak samo (gryźć się nie da, czuję, że zęby bolą, ale nie jest to ból nie pozwalający normalnie funkcjonować). Pewnie teraz też potrwa to w sumie z tydzień (oby nie dłużej, bo już umieram z głodu!). Gorzej jest z dyskomfortem… Tutaj spotkało mnie rozczarowanie, bo myślałam, że przyzwyczajona do jednego ciała obcego w buzi nie odczuję większej różnicy po dołożeniu drugiego. Niestety oba te ciała jakoś nie chcą ze sobą współgrać, niemalże obijają się o siebie, a żeby zmniejszyć ten problem, na dolnych szóstkach mam górę cementu aby oddalić od siebie te szczęki. Uczucie dyskomfortu jest wręcz nie do opisania, nie wiem jak ja się do tego przyzwyczaję! Nie udało mi się też uniknąć obtarć, choć nauczona doświadczeniem prawie wszystkie zamki poobklejałam woskiem. Otarcia leczę płynem i żelem Tactisept, o których napiszę więcej przy okazji kolejnego wpisu. Będzie mowa o akcesoriach aparatki – wciąż na moje ortodontyczne wpisy trafia sporo osób z Google, więc wierzę, że komuś moje doświadczenia się przydadzą. A w zasadzie nie tylko moje! Dziękuję Wam za aktywność w komentarzach pod tymi wpisami fajnie, że dzielicie się swoimi doświadczeniami. Pomaga to nie tylko mnie, ale i innym czytelnikom :). Ach, zapomniałabym! Jest jeden poważny plus tego dolnego aparatu! Moim zdaniem dwa druty wyglądają lepiej niż jeden Usta zaczęły się jakoś trochę lepiej układać, przestało się też tak rzucać w oczy, że górna szczęka jest za mocno wysunięta. Czyli jednak jest za co lubić dolny drucik To do następnego! The post Z pamiętnika aparatki – założenie dolnego łuku + problem z szóstką appeared first on Life Manager-ka.

5 rzeczy, które trzeba wiedzieć o nordic walking

Jest pięknie

5 rzeczy, które trzeba wiedzieć o nordic walking

Nordic walking to, obok biegania i spacerów, najpopularniejsza aktywność outdoorowa. Charakteryzuje się prostymi zasadami, niskimi kosztami sprzętu i… bardzo pozytywnym wpływem na zdrowie! Nie promowany czytaj dalej

6 zalet picia kawy

Jest pięknie

6 zalet picia kawy

W ojczyźnie tradycyjnego espresso Włosi po posiłku piją kawę, aby poprawić trawienie. Dla Egipcjan filiżanka małej czarnej to alternatywa dla leków na uciążliwy ból głowy. Jej pozytywny wpływ na ludzki organizm wykracza jednak poza standardowe dolegliwości. Przedstawiamy sześć dowodów zaskakującego działania kawy. Nie promowany czytaj dalej

Lifemenagerka

Siłownia plenerowa – czy to ma sens?

Nie pałam miłością do ćwiczeń siłowych. Nienawidzę wręcz chodzić na siłownię, to dla mnie jedna z najgorszych form aktywności i na chwilę obecną nikt mnie do niej nie zmusi. Podkreślam tę „chwilę obecną”, bo kobieta zmienną jest i ja co jakiś czas daję siłowni szansę przekonania mnie do siebie. Ale zawsze kończy się to w taki sam sposób – dużym dyskomfortem podczas ćwiczeń i ogromnymi zakwasami przez następny tydzień. Skąd ten dyskomfort? Ano stąd, że jestem małą, kruchą kobietką, a moc moich mięśni jest znikoma. Ja wiem, że ci wszyscy panowie trenerzy pewnie chcą pokazać, że we mnie wierzą, ale ZAWSZE na „dobry” początek dają mi obciążenie, które mnie przerasta. Kiedy proszę o mniejsze, robią wielkie oczy. Nietakt panowie wcale nie czuję się z tego powodu lepiej, wręcz przeciwnie. I te wszystkie spojrzenia innych ćwiczących. No tak, w sumie zawsze to jakaś rozrywka… Nie, serio, ja wysiadam. Siłownia zewnętrzna to inna sprawa. Obciążenie na sprzętach nie jest regulowane, dlatego jest ono dostosowane również do osób słabszych.  Ok, ale w takim razie można by się zastanowić, czy te siłownie w ogóle są coś warte, skoro są takie niewymagające… Wiadomo, że odpowiedź na to pytanie jest uzależniona od tego, kto jej udziela. Stały bywalec zwykłej siłowni pracujący z dużymi obciążeniami być może powie, że są g… warte. Ale blog to miejsce na subiektywną opinię Ja uważam, że siłownie plenerowe są super! Nie dlatego, że wypracuję sobie na nich sylwetkę Ewy Chodakowskiej, pozbędę się dzięki nim cellulitu czy wzmocnię mięśnie na tyle, że będę mogła podnosić sztangę mojego faceta. Nie. Dla mnie taka siłownia jest fajną zabawą i kolejną formą aktywności fizycznej jaką mam codziennie do wyboru. Nawet jeśli nie przyniesie super efektów – to wciąż aktywność, porównywalna z treningiem „dywanowym”. A jak już wspomniałam we wpisie o wstydzie – moim zdaniem o wiele przyjemniej poćwiczyć na zewnątrz niż na dywanie. Co więcej – prawie zawsze po takiej siłowni czuję, że mam mięśnie (taak, mówię o zakwasach). Największe efekty dają oczywiście te maszyny, na których pracujemy podnosząc ciężar swojego ciała. Wczoraj na przykład intensywnie poćwiczyłam podnosząc się na nogach (na siłowni na której robiłam zdjęcia nie było tej maszyny, więc nie mogę niestety jej pokazać) i dziś ledwo chodzę. Takich zakwasów moje łydki nie miały od czasu… mojej ostatniej wizyty na zwykłej siłowni ;). Ból mięśni to najlepszy dowód na to, że siłownie plenerowe nie są bezużyteczne. I na to, że nie rozciągnęłam się odpowiednio po treningu, ale ciiii I ostatnia sprawa – to naprawdę świetne, jak takie miejsca zaktywizowały starsze osoby (nie tylko emerytów ;))! Nawet moja mama zaczęła tak ćwiczyć. Zauważyłam, że ćwiczącym tam osobom zawsze dopisuje dobry humor, a gratis do aktywności fizycznej mają nowe znajomości. Ja też ostatnio na siłowni spotkałam osoby zbliżone wiekiem do mojego – okazuje się, że nawet młodzi mężczyźni potrafią zrobić z nich użytek, korzystając z drążków oraz wykorzystując niektóre sprzęty w sposób niestandardowy (ćwicząc z ciężarem swojego ciała). W Warszawie siłownie zewnętrzne wyrastają jak grzyby po deszczu powstaje też coraz więcej miejsc przystosowanych do bardziej zaawansowanych ćwiczeń na drążkach jak np. park na Bemowie, o którym pisałam tutaj. Ciekawa jestem czy w Waszych miastach też powstają takie miejsca do ćwiczeń w większych na pewno, ale co z mniejszymi? Dajcie znać Podsumowując – choć sama siłownie zewnętrzne żartobliwie nazywam emeryckimi, nie uważam, aby była to forma aktywności wyłącznie dla starszych osób. Ćwiczenia na tych sprzętach są fajną alternatywą dla domowego treningu (mówiłam już, że go nie lubię?) i dobrą zabawą, czego JA nie mogę powiedzieć o tradycyjnej siłowni, która przypomina mi raczej salę tortur. Czy jest tu ktoś, kto podobnie jak ja nie lubi standardowych ćwiczeń siłowych?  The post Siłownia plenerowa – czy to ma sens? appeared first on Life Manager-ka.

Stylizacja brody i zarostu vol.2 (galeria)

Facetem jestem i o siebie dbam

Stylizacja brody i zarostu vol.2 (galeria)

Ćwiczenia na brzuch w domu (bez sprzętu)

Facetem jestem i o siebie dbam

Ćwiczenia na brzuch w domu (bez sprzętu)

Ćwiczenia na triceps w domu (bez sprzętu)

Facetem jestem i o siebie dbam

Ćwiczenia na triceps w domu (bez sprzętu)

Aktywność outdoorowa pomimo gorszej pogody

Lifemenagerka

Aktywność outdoorowa pomimo gorszej pogody

Polskie lato bywa kapryśne. Na piękną pogodę przez kilka miesięcy bez przerwy raczej liczyć nie możemy. Mimo to uważam, że nawet tymczasowe ochłodzenia są czymś fajnym i wartym wykorzystania. Myśląc o aktywnościach outdoorowych powinniśmy trzymać się zasady, że nie ma złej pogody, może być tylko złe ubranie. Dziś, w ramach współpracy z marką McKinley, dzielę się z Wami swoimi wrażeniami z testów odzieży przystosowanej do aktywności przy nieco gorszej pogodzie. Zacznę może od tego, że wraz z ochłodzeniem przychodzi wreszcie idealny czas na wyjście do lasu. Podczas ostatnich upałów na samą myśl o spacerze tam dostawałam gęsiej skórki. Nie będę oryginalna, jeśli przyznam, że z całego serca nienawidzę komarów, a latem las głównie z nimi mi się kojarzy. Na szczęście w chłodne dni ubieramy się tak, że komary nam nie straszne i tak naprawdę dopiero wtedy można cieszyć się urokami lasu Można w spokoju jeździć na rowerze, spacerować, maszerować, biegać, skakać przez konary… Albo wykorzystać leśną „infrastrukturę” do innego rodzaju treningu. Zanim przejdę do opinii na temat ubrań, może powiem Wam jaki był i teraz jest mój stosunek do takiej specjalistycznej odzieży… Otóż przez baaardzo długi czas z olbrzymią niechęcią patrzyłam na ubrania i buty przeznaczone do uprawnia sportów i np. chodzenia po górach. No przepraszam, ale zawsze wydawały mi się one totalnie nieatrakcyjne i raczej zbędne (sądziłam, że te wszystkie ich „magiczne właściwości” to wyłącznie marketing). Moje podejście zmieniło się, kiedy aktywność fizyczna zagościła w moim życiu na dobre. Nagle tego typu rzeczy zaczęły mi się podobać. Postanowiłam więc zacząć stopniowo uzupełniać swoją garderobę w odzież przystosowaną do różnych aktywności. Jedną z rzeczy, która od jakiegoś czasu mi się marzyła, była kurtka typu softshell. Trochę naczytałam się na blogach o tej technologii i zapragnęłam ją przetestować na własnej skórze. Wciąż jednak było mi nie po drodze na zakupy sportowe, dlatego kiedy zwróciła się do mnie marka McKinley (dostępna w sklepach Intersport) – nawet się ucieszyłam. Softshell to tkanina, której zadaniem jest chronić nas przed chłodem i wiatrem, a jednocześnie zapewniać naszej skórze komfort, czyli możliwość oddychania. Nie jest to okrycie wierzchnie w 100% nieprzemakalne, ale charakteryzuje się odpornością na niewielki deszcz oraz tym, że kiedy już dojdzie do przemoczenia – bardzo szybko wysycha. Cechy te powodują, że kurtki typu softshell idealnie sprawdzają się w przypadku tzw. aktywności outdoorowych, np. wędrówek po górach. Jak już wspomniałam – wcześniej byłam totalną ignorantką jeśli chodzi o odzież sportową, dlatego nie miałam do czynienia z taką „technologią”. Na spacery przy gorszej pogodzie zakładałam swoją ulubioną kurtkę parkę i po ok. 30 minutach jęczałam, żeby wracać do samochodu bo mi zimno ;). Bardzo byłam ciekawa czy softshell zapewni mi komfort cieplny na dłużej. I cóż, niech zdjęcia odpowiedzą Wam na pytanie, czy w testowanej kurtce było mi ciepło i wygodnie ja napiszę tylko, że bardzo się z nią polubiłam, a obietnice producenta uważam za spełnione. Testowałam kurtkę przy temperaturze ok. 13-14 stopni, pod nią miałam cienką bluzę z długim rękawem. Nie miałam jeszcze okazji przetestować kurtki w warunkach deszczowych, dlatego egzamin z wodoodporności przeprowadziłam w domu wylałam na nią całkiem sporo wody ze spryskiwacza do kwiatów i woda ta spłynęła po materiale, a wnętrze pozostało suche. Kurtka wyschła po ok. 30 minutach (w domu, na zewnątrz pewnie nastąpiłoby to szybciej). Dopełnieniem sportowego stroju sprzyjającego aktywności outdoorowej są oczywiście buty. Warto posiadać w swojej szafie buty trekkingowe, przeznaczone do długiego chodzenia po terenach obfitujących w różne nierówności, kamienie itp. Moim zdaniem jest to obuwie idealne nie tylko w góry, lecz także do lasu. Ja miałam już tego typu buty w mojej szafie, ale jako że w górach skręciłam sobie w nich nogę, miałam do nich uraz i po tym feralnym wyjeździe już ich nie nosiłam. Teraz testowałam buty McKinley Hembo W 199988, które są bardzo wygodne, nawet niebrzydkie a przy tym niedrogie. Posiadają gumową podeszwę, która zwiększa przyczepność w terenie Mam nadzieję, że ubrania – choć fajne – nie przyćmiły głównej idei mojego wpisu – gorąco zachęcam do ruszania się z kanapy i z domu również w chłodniejsze dni. Jest wiele aktywności, które latem właśnie przy takiej pogodzie najlepiej się wykonuje :). A Wy jak aktywnie spędzacie wolne, chłodniejsze dni? Inwestujecie w odzież do zadań specjalnych czy raczej macie do niej taki stosunek jak ja kiedyś?  The post Aktywność outdoorowa pomimo gorszej pogody appeared first on Life Manager-ka.

Ćwiczenia na klatkę piersiową w domu (bez sprzętu)

Facetem jestem i o siebie dbam

Ćwiczenia na klatkę piersiową w domu (bez sprzętu)

Nagietki – słoneczne kwiaty.

Ziołowy zakątek

Nagietki – słoneczne kwiaty.

Jak uniknąć kontuzji na siłowni?

Facetem jestem i o siebie dbam

Jak uniknąć kontuzji na siłowni?

4 sposoby na picie wody

Jest pięknie

4 sposoby na picie wody

Podczas upałów powinniśmy pić dużo wody. Ale czy wiemy dlaczego? I czy rzeczywiście wszyscy musimy wypijać minimum 1,5 l płynów dziennie? Dlaczego lepiej pić systematycznie, małymi łykami, niż rzadko i „jednym haustem"? Nie promowany czytaj dalej

Czy aktywność fizyczna to powód do wstydu?

Lifemenagerka

Czy aktywność fizyczna to powód do wstydu?

Chciałabym poruszyć dziś temat, który mam nadzieję Was nie dotyczy ;). Ale może będziecie mieć podobne doświadczenia jak ja? Bo ja muszę (ze wstydem ;)) przyznać, że swego czasu wstydziłam się publicznej aktywności fizycznej. Jeszcze rok temu będąc u rodziny na wsi, miałam problem z wyjściem na ulicę aby pobiegać. W moim mieście to normalne, rano na pobliskich terenach zielonych można spotkać więcej biegaczy niż zwykłych pieszych. W dużych miastach aktywność fizyczna jest w modzie… A będąc na wsi chciałam przebiec kilka kilometrów od mojej cioci do domu babci, ale przerażał mnie fakt, że będę musiała spory kawałek biec główną (w zasadzie jedyną) ulicą. Już widziałam te zaskoczone spojrzenia, może nawet pukanie się w czoło czułam się tym faktem zażenowana, nie lubię się wyróżniać i zwracać na siebie uwagi. Dopiero kiedy ciocia powiedziała mi, że zdarza jej się widywać biegaczy, odważyłam się zrealizować swój plan. Czy to nie idiotyczne, że wstydziłam się tego, że jestem aktywna, że robię coś dobrego dla siebie, co w żaden sposób nie szkodzi innym? Weźmy inny przykład. Siłownie plenerowe. Na początku czułam duże opory przed korzystaniem z tej mojej osiedlowej, bo tak się składa, że widuję na niej tylko osoby starsze. Nie wiem z czego to wynika, czy młodzi nie mają czasu? Czy może wstydzą się ćwiczyć publicznie? Fakt, że na takiej siłowni nie widywałam swoich rówieśników, zniechęcał mnie do uczęszczania na nią. Ale w końcu dotarło do mnie, że wstydem nie jest ćwiczenie wśród emerytów, tylko… wstyd przed takimi ćwiczeniami. Teraz wstydzę się swojego wstydu jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Kiedyś myślałam, że przyjemnie byłoby wziąć matę do ćwiczeń gdzieś na trawę i np. poćwiczyć i porozciągać się korzystając jednocześnie ze świeżego powietrza… Ale też miałam przed tym opory, bo jak to będzie wyglądało? Ostatnio jednak doszłam do (niezwykle odkrywczego) wniosku, że nie ważne co pomyślą o tym jacyś zupełnie obcy mi ludzie. Ważne, że ja zrobię coś dobrego dla siebie.  Aktywność fizyczna na powietrzu jest o wiele przyjemniejsza od tej wykonywanej w domu. Ładne otoczenie, śpiew ptaków, orzeźwiający wiatr, cień drzewa w upalny dzień (to akurat nie na moich dzisiejszych zdjęciach, ale postawiłam na ładny widok w tle ;)). To o wiele fajniejsze od siedzenia w czterech ścianach i pocenia się na dywanie. Jeśli tylko mamy ochotę wyjść z matą lub kocem na powietrze – róbmy to, bez względu na to „co ludzie powiedzą”. Jeśli będzie ich to bawić lub gorszyć – to wyłącznie ich problem. Wy po treningu wrócicie do domu w dobrym humorze i z poczuciem spełnionej misji Czy psiarzom muszę wspominać, że przy okazji pieseł będzie miał spacer? Dajcie znać czy zdarza Wam się ćwiczyć w plenerze i czy macie przed tym opory. Jestem bardzo ciekawa! The post Czy aktywność fizyczna to powód do wstydu? appeared first on Life Manager-ka.

Stulejka i załupek – leczenie i dlaczego nie warto z tym zwlekać

Facetem jestem i o siebie dbam

Stulejka i załupek – leczenie i dlaczego nie warto z tym zwlekać