Z pamiętnika aparatki – mała aktualizacja

Lifemenagerka

Z pamiętnika aparatki – mała aktualizacja

Dawno nie było pamiętnika aparatki… Właściwie wydawało mi się, że po założeniu dolnego łuku już nic nie będzie się działo, że zgryz będzie korygowany tylko łukami i że wszystko będzie odbywać się „samo”, a ja będę musiała tylko tolerować aparat. Niestety, to nie tak ;)… Co się zmieniło od ostatniego wpisu… Od prawie 3 miesięcy noszę wyciągi. Dla niewtajemniczonych – to takie małe, dość ciasne gumeczki, które zakłada się na wystające z kilku zamków „antenki” i które mają za zadanie łączyć szczękę górną z dolną i przybliżać je do siebie. Wyciągi zakładam na całą noc + w ciągu dnia kiedy jestem w domu, między posiłkami. W efekcie noszę je przez kilkanaście godzin na dobę. Gumeczki te nieco utrudniają mówienie, ale można się do nich przyzwyczaić. Nie powodują też jakiegoś szczególnego bólu… Znika on po kilkunastu-kilkudziesięciu minutach od zdjęcia gumek. Niestety na razie nie widzę efektu ich działania. Półmetek? Dziś mija 9 miesięcy od kiedy noszę aparat. Gdyby to była ciąża, pewnie niedługo bym urodziła ;). Teoretycznie to powinien być półmetek, ale szczerze mówiąc wątpię w to… Wciąż jest wiele niewiadomych, w tym jedna największa – czy czeka mnie jakieś usuwanie zęba lub zębów? Mnie aparat po takim czasie już całkowicie zobojętniał. Minęły kryzysy, przyzwyczaiłam się do niego. Ale choć wiele aparatek mówi, że aparatu po pewnym czasie w ogóle się nie czuje, ja się z nimi nie zgodzę. Trudno mi uwierzyć, że można tego żelastwa nie czuć. Dla mnie przyzwyczajenie to nie to samo co nie wyczuwanie go. Przyzwyczaiłam się do tego, że unikam jedzenia na mieście, mycie zębów co najmniej 5 razy dziennie też weszło mi już w krew, nie seplenię już tak jak po dołożeniu dolnego łuku, choć szybkie mówienie nadal trochę sprawia mi problem. W sumie nie ma co się rozpisywać, po tym czasie jest już tylko akceptacja ;). Jedno co mnie najbardziej dziwi, to że ludzie często pytają – „to ty miałaś krzywe zęby?”. Serio tyle osób w ogóle nie zauważało mojej wady? To tylko potwierdza fakt, że ludzie widzą nas zupełnie inaczej niż my siebie. Ciekawe zjawisko Aktualizacja niezbędników W moim niezbędniku aparatki pojawiły się dwie nowe, bardzo przydatne rzeczy. Pierwsza to szczoteczka soniczna VioLife SlimSonic, którą otrzymałam do przetestowania. Szczoteczka działa na baterie, ma niewielką główkę, więc łatwo sięgnąć nią we wszystkie zakamarki… I co najważniejsze – jest piękna! Tutaj możecie zobaczyć wszystkie wzory. Ja jak widać na powyższym zdjęciu mam fioletową wersję metallic taka szczoteczka to gadżet nie tylko dla aparatek, ale dla każdego, kto dba o higienę jamy ustnej i nosi szczoteczkę ze sobą aby myć zęby po każdym posiłku. W zestawie znajduje się bateria i jedna dodatkowa końcówka na zmianę. Drugim produktem jest żel do higieny jamy ustnej Citrosept Dental. Jego głównym składnikiem aktywnym jest ekstrakt z grejpfruta – składnik pomocny w walce z bakteriami i grzybami. Każdy kto posiada aparat wie, że higiena jamy ustnej z rusztowaniem na zębach jest naprawdę trudna, bakterie mają gdzie się „chować” i namnażać i ryzyko wystąpienia próchnicy jest większe, nawet kiedy często czyścimy zęby. Ja stosując ten produkt zauważyłam wyraźne przedłużenie poczucia świeżości w jamie ustnej i za to bardzo ten żel polubiłam. To uczucie jest dla mnie dowodem na to, że produkt faktycznie spowalnia rozwój bakterii. Więcej informacji znajdziecie tutaj. Ja żel otrzymałam od mojego klienta, ale gdyby ktoś z Was był nim zainteresowany to pytajcie o niego w aptekach (można go też kupić bezpośrednio u producenta). Jest też trzeci niezbędnik, niematerialny… Jest nim dentysta i oczyszczanie zębów z kamienia i osadów. Podczas noszenia aparatu normalnie można wykonywać taki zabieg i jest on wręcz wskazany (a może nawet niezbędny?). To by było na tyle mojej aktualizacji, mam nadzieję, że dalej leczenie będzie już strrrasznie nudne, trzymajcie kciuki The post Z pamiętnika aparatki – mała aktualizacja appeared first on Life Manager-ka. 

Dzika róża: zbieramy owoce dzikiej róży!

Ziołowy zakątek

Dzika róża: zbieramy owoce dzikiej róży!

DIETA OXY

DAAJAA

DIETA OXY

Segritta

Szort 28

aka „Prawdziwy przyjaciel” Kriz piszę mi sesa o treści „Trochę tęsknię”, odpisuję „Ja też. Wpadaj”. Kriz więc pakuje plecaczek i jedzie, po drodze pytając, czy coś mi ze sklepu nie wziąć. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mieszka w Krakowie a ja pod Warszawą. Wpadł na parę godzin. Posiedzieliśmy na tarasie, pogadaliśmy chwilę o życiu, po czym musiał się zwijać. Pech chciał, że to był akurat pierwszy dzień mojej choroby i czułam się fatalnie. Kriz: Okłamywać cię? Seg: No jasne. Kriz: Czujesz się jak kupa? Seg: Tak. Kriz: No patrz, a w ogóle nie wyglądasz! Dodatkowym smaczkiem tego pięknego, przyjacielskiego spotkania był dość złożony powrót Kriza do domu, bo wyszedł ode mnie około godz. 18 a do Krakowa dojechał nad ranem. Takie tam opóźnienia kolejowe. Standardzik przecie. :) Tu macie link do krizowego bloga.

EVENTS - DIETARY REVOLUTIONS MEETING

mishmashwardrobe

EVENTS - DIETARY REVOLUTIONS MEETING

Vivi & Oli

Dirty Bride

Vivi&Oli to blog typowo modowy. Przesiąknięty markami odzieżowymi, najnowszymi kolekcjami, trendami, nowościami na rynku dziecięcym. Czasem pokazuję Wam nasze wyjazdy,  wnętrza,  zabawki czy gadżety dla dzieci. Uciekam od tematów nie zahaczających o te rejony, bo to bardziej prywatne przestrzenie. Nie lubię pouczać i się mądrzyć, więc nie pisze na tematy około dzieciowe i rodzicielskie. Nie mam potrzeby uzewnętrzniania  się i epatowania targających mną emocjiami w sprawach wszelakich...  te podstawowe blogowe i zawodowe sprawy zajmują mnie do reszty i nie mam czasu na modne "rozwijanie " bloga, ale też tego nie chce.  Myślę że jest fajnie tak jak jest. Mam jednak to szczęście ze te inne tematy same do mnie zaglądają. Zaglądają ich setki, ale bardzo rzadko zdarza się zechciałabym się nimi z wami dzielić... aż tu naglę niepozorne produkty do kąpieli.... i poznałabym BATHING.PL który zmienił nasze codzienne rytuały kąpielowe w świetną wieczorną zabawę. Bathing to sklep w którym znajdziecie rewelacyjne produkty do kąpieli z linii DIRTY BIRDIE, niemieckiej firmy Dresdner essenz które zostały stworzone z myślą o dzieciach.    Wszystkie produkty z tej linii są naturalne i ekologiczne, dzięki wysokiej jakości naturalnym oraz przyjaznym dla skóry substancją dbają o wrażliwą skórę dziecka, co w szczególności doceniają troskliwi rodzice. Wszystkie produkty posiadają certyfikat BDIH, który jest dodatkowym zapewnieniem dla rodziców, że wszystkie kosmetyki zostały przebadane. Dirty Birdie to nie tylko produkty, które ładnie wyglądają, ale też świetnie pachną i delikatnie się pienią.  Zawierają naturalne kolory, oraz pachnącą mieszankę na bazie naturalnych olejków eterycznych wzbogaconą olejem sezamowym i proteinami z pszenicy. Nuta zapachowa kosmetyków nie tylko świetnie pachnie, ale również działa aroma-teraupetycznie. Kolory zostały dobrane zgodnie z teorią koloru i uzupełniają się z nutą zapachową kosmetyków.Oprócz pudrów i płynów do kąpieli, linia Dirty Birdie ma w ofercie dla naszych najmłodszych żele do kąpieli i produkty pielęgnacyjne. Dzięki indywidualnie dopasowanym aromatom oraz koloroterapii nasze produkty nie tylko nadają się idealnie do zabawy, ale także rozbudzają kreatywność Twojego dziecka. Kosmetyki bogate w naturalne niezbędne olejki i wysokiej jakości składniki „surowe”, najlepiej pochodzenia roślinnego.Produkty oparte na aktualnych „zielonych” przepisach.BRAK potencjalnie szkodliwych substancji takich jak parabeny, formaldehydowe wyzwalacze i potencjalne alergeny w kosmetykach.Łagodne, oczyszczające środki powierzchniowo czynne na bazie cukru, drogocenne olejki roślinne i składniki pielęgnacyjne przyjazne dla skóryWszystkie „surowe” składniki i opakowania są testowane zanim zostaną poddane dalszym procesom.BRAK mieszanek zawierających oleje mineralne i silikon.Kosmetyki NIE TESTOWANE NA ZWIERZĘTACH .... jedynie na naszym króliczku...Dzieciaki codziennie wybierają kolor wody czy kolor żelu którym się myją a myciu towarzyszą prace artystyczna na brzuszkach czy plecach kolorowymi żelami. Często zamiast kolorów słyszę że chcą jabłuszko wą  czy cytrynową kąpiel lub że chcą pachnieć jagodami. Zele są tak smakowite ze kilkakrotnie zdarzyło się im je próbować. Aby pomóc Wam wypróbować te pyszności dla skóry dzieci i mam,  mam dla Was kod rabatowy w wysokości 20% na cały asortyment na hasło : vivi&oli który ważny jest do końca miesiąca !!! Link do sklepu bathing.pl - TUTAJ Ręczniki, koc i dozowniki znajdziecie - TU  

Owoce jesieni! Jesienny cykl:)

Ziołowy zakątek

Owoce jesieni! Jesienny cykl:)

LIFESTYLE - BE FIT!

mishmashwardrobe

LIFESTYLE - BE FIT!

Segritta

Sami się profilaktycznie uśpijcie.

W środę uśpiono psa hiszpańskiej pielęgniarki zarażonej wirusem ebola, która rozchorowała się po tym, jak opiekowała się chorym afrykańskim misjonarzem. Mąż pielęgniarki jest pod stałą obserwacją, ale psa – dwunastoletniego kundelka o imieniu Excalubur – pomimo protestów właścicieli, po prostu zabito. Nie ma żadnych podstaw, by uznać psa za chorego ani żadnych dowodów, że wirus w ogóle może przenieść się z człowieka na psa lub odwrotnie. Psa zabito „profilaktycznie”. Hiszpańscy lekarze weterynarii podkreślają, że nie wiadomo, czy istnieje niebezpieczeństwo, że psy mogą przenosić wirusa, bo kwestia ta nie została dostatecznie zbadana. Nie możemy jednak ryzykować. Decyzja o eliminacji zwierzęcia była konieczna - pisze Wyborcza. Cóż, nie wiadomo też, czy wirusa nie ma sędzia wydający wyrok na psa, więc może i jego profilaktycznie uśpimy?  Mój pies nie jest dla mnie „jak członek rodziny”. To JEST członek rodziny, którego się kocha i szanuje oraz którego życie jest ważne. Na tyle ważne, że nie odbiera się go profilaktycznie, bez udowodnionego zagrożenia dla życia człowieka. Gdyby ktoś przyszedł tak po Herego, jak Hiszpanie przyszli po Excalibura, musieliby najpierw przejść przeze mnie, a potrafię jak lwica bronić moich bliskich (do których Here również się zalicza). Tak tylko uprzedzam, gdyby jakiemuś kretynowi przyszło na myśl, że może mi bez powodu psa uśpić. I jeszcze dla wszystkich panikujących z powodu eboli: Epidemia eboli na świecie. Śmiercionośny wirus zbiera żniwo 

Segritta

Byle do piątku!

To odliczanie znam już od dzieciństwa. Wtedy czekałam na powrót mamy z pracy, potem na koniec lekcji, weekend, Święta i w końcu wakacje. Potem było „byle do końca podstawówki”, „byle do matury”, „byle do magisterki”. To, co najlepsze, miało zacząć się później. A przecież nie jestem osobą nieszczęśliwą lub wiodącą ciężkie życie. Byłam normalnym, szczęśliwym dzieckiem, które z uśmiechem wspomina stare czasy a nawet stresy, które wtedy wydawały się ogromne – choć dziś patrzę na nie dość lekceważąco. To oczekiwanie i odliczanie jest zupełnie naturalnym zjawiskiem, któremu ulegamy niezależnie od tego, czy życie nam dokopuje, czy nie. Tak po prostu jest. Któregoś wieczora w ostatnim tygodniu z nudów odświeżyłam sobie stary film klasy B z Adamem Sandlerem – aktorem, który mnie strasznie irytuje, właściwie w czymkolwiek by nie grał. Ale jakoś nic innego nie miałam do oglądania a fabuły „Click” nie pamiętałam. Może nigdy tego nie oglądałam. Film opowiada o mężczyźnie, który dostaje magiczny pilot do wszystkiego. Za jego pomocą kontroluje nie tylko telewizję, drzwi garażowe i klimatyzację w domu, ale też czas. Może go zatrzymać, zwolnić, przyspieszyć lub przeskoczyć kilka rozdziałów. Bohater (pracujący jako architekt ojciec dwójki dzieci, mąż wspaniałej kobiety, właściciel psa) zaczyna korzystać z dobrodziejstw urządzenia, przewijając te fragmenty swojego życia, które każdego z nas czasem irytują i niecierpliwią. Na przykład oczekiwanie, aż pies się łaskawie wysika nocą w ogrodzie, gdy my stoimy i marzniemy w drzwiach. Albo kłótnia z partnerem, który mówi nam oczywistości, z których zdajemy sobie sprawę i nad którymi przecież pracujemy. Długie godziny pracy, czas do obiecanego awansu, nudna kolacja rodzinna, czas, gdy leżymy chorzy i zasmarkani w łóżku – i tak sobie bohater przewija te wszystkie nudne i męczące chwile, aż w którymś momencie zdaje sobie sprawę, że stał się starym człowiekiem, który przegapił dorastanie własnych dzieci i jedynym, na co teraz „czeka” jest śmierć. Nie zrozumcie mnie źle. Ja tego filmu nie polecam, bo jest słaby. :) Ale sama idea daje mocno do myślenia. Skoro mamy tylko jedno życie – a ja do tego uważam, że mnie po śmierci zjedzą robaki i wraz ze śmiercią mózgu zniknie też moja świadomość, czyli żadne niebo/piekło i inne życia po życiu – to trochę głupie byłoby przewinąć sobie choćby jedną jego sekundę. Małżeństwo od trzech lat. Ciągłe kłótnie, płacz, groźby rozstania. Zdrady zaliczone już z obu stron. Jak jedna strona kocha i się opiekuje, to druga ucieka i odwrotnie, czyli klasyczny żuraw i czapla. Pytam jej, czemu w tym tkwi, a ona na to, że go kocha i wierzy, że jeszcze będzie lepiej, że on się zmieni, poprawi. Przecież mieli już taki kryzys, będąc parą i zaręczyny sprawiły, że się poprawiło. Potem znów był kryzys, ale ślub wszystko naprawił – co prawda tylko na kilka miesięcy, ale zawsze. Teraz to już chyba czas na dziecko. Tak.. Jak będzie dziecko, to wszystko będzie lepiej. Inna para, na szczęście nie w związku małżeńskim. Oboje pracują, ale on zarabia lepiej. I właściwie to samo: ciągłe kłótnie, awantury, płacz i groźby rozstania. Z tym że zdradza tylko on. Pytam, czemu go nie zostawi, przecież nie mają dzieci ani ślubu. Rozstanie nie wiąże się z żadnym skomplikowanym procesem, tylko ze zwykłym spakowaniem walizek i wyprowadzeniem się z jego domu do swojego starego mieszkania. A ona na to, że sama się nie utrzyma. Ale jak to? Przecież masz stałe zatrudnienie na całkiem niezłej pensji i mieszkanie na własność. Ciasne, ale jest. „Ale to tylko mieszkanie a nie dom, a ja teraz sobie nie wyobrażam mieszkać bez ogrodu. Poza tym, wiesz, on wcale nie jest taki zły. Po każdym wybuchu przychodzi, przeprasza, raz mi samochód kupił nawet, tak mu było przykro. No i nie bije. Gdyby mnie uderzył, to bym się nawet nie zastanawiała, ale ręki na kobietę nie podniesie, wiem o tym. Ja tak sobie narzekam na niego, czasem popłaczę, wygadam ci się, ale w gruncie rzeczy to dobry człowiek i czuję, że lepszego nie znajdę”. Obu mam ochotę spytać: No dobra, czyli tak chcesz przeżyć resztę swojego życia, a potem umrzeć, tak? To nie jest tak, że aktualne życie żyjemy sobie na próbę – albo po to, żeby się napracować i zarobić na kolejne życie, które już przeżyjemy tak jak chcemy, w szczęśliwości. Mamy tylko jedno i osobiście nie akceptuję w nim kompromisów. Nie chcę go spędzić na pracy, w której odliczam czas do piątku. Nie chcę go spędzić w związku, w którym jestem nieszczęśliwa, tylko dlatego, że boję się samotności – lub dlatego, że partner daje mi kasę. Przecież takim ostatecznym, najważniejszym celem pieniądza jest kupowanie szczęścia. Nie chcę nigdy dojść do momentu, gdy moje odliczanie nieszczęśliwego czasu przejdzie z „byle do piątku” do „byle do śmierci” – a to naprawdę niewielka różnica. Dlatego jeśli kiedyś mnie złapiecie na ciągłym narzekaniu i trwaniu w jakiejś chorej, niszczącej sytuacji, którą będę usprawiedliwiać którymś z powyższych, to możecie mnie walnąć w łeb. :) Coelhizmem zawiało. Handlujcie z tym. ;) 

BAKUSIOWO

Moje odkrycia kąpielowe

Kiedy przeczytałam artykuł o domowym SPA, zapragnęłam luksusowej kąpieli rodem z filmów amerykańskich i pognałam na łowy... 

WIKILISTKA

Zachwytów nad Lublinem część I

Niewiele miast w Polsce mnie zachwyca, Lublinowi jednak się udało. Magiczny klimat, piękna architektura, uliczki na starym mieście tętniące życiem... i różowy rower obok jakiejś restauracji, który skradł moje serce.Czytaj dalej

[Migawki] – Witaj jesieni!

Ziołowy zakątek

[Migawki] – Witaj jesieni!

Piwo najlepiej smakuje w Czechach

Facetem jestem i o siebie dbam

Piwo najlepiej smakuje w Czechach

[Prasówka] Wywiad ze mną w e!stilo:)

Ziołowy zakątek

[Prasówka] Wywiad ze mną w e!stilo:)

BAKUSIOWO

10 dręczących myśli podczas ciąży

Bezsenne noce, wahania nastrojów. Dziecko na filmie płacze – ja płaczę. Dziecko na filmie się śmieje – ja płaczę. Dziecko na filmie… ja płaczę. Ostra jazda bez trzymanki. 

Witaj szkoło! Czyli moje nowe studia!

Ziołowy zakątek

Witaj szkoło! Czyli moje nowe studia!

with family

'DARIAA

with family

Rekonstrukcja piersi bez tajemnic

Jest pięknie

Rekonstrukcja piersi bez tajemnic

Październik to miesiąc walki z rakiem piersi. Niestety, czasem w przypadku tego schorzenia konieczna jest usunięcie piersi – czyli mastektomia. Czy piersi można odbudować? I jak? Nie promowany czytaj dalej

Jak przytyć? Co jeść aby to zrobić i jak stałam się skinny-fat...

ANIA MALUJE

Jak przytyć? Co jeść aby to zrobić i jak stałam się skinny-fat...

Czym się różni idealna sylwetka modelki z sylwetką głodzonego człowieka.

Segritta

Czym się różni idealna sylwetka modelki z sylwetką głodzonego człowieka.

BAKUSIOWO

Zwalniam się.

Początek miesiąca to dobry moment na poważne decyzje. Początek miesiąca to idealny moment na kolejne postanowienia, na dorzucenie sobie dodatkowych kilogramów roboty, na podniesienie sobie poprzeczki...

Czy jesteś nieuleczalnie nieszczęśliwym człowiekiem?

ANIA MALUJE

Czy jesteś nieuleczalnie nieszczęśliwym człowiekiem?

Genialne pomysły w kuchni

Makóweczki

Genialne pomysły w kuchni

Mami

Honorata HONEY Skarbek

Mami

Zbieranie jabłek - zabawa dla mieszczuchów

nissiax

Zbieranie jabłek - zabawa dla mieszczuchów

Przegląd tygodnia #4/09

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #4/09

Gdybym miała podsumować ten tydzień, musiałabym napisać, że był on zdominowany przez pracę. Nie czuję się jednak przepracowana, bo niesie mnie ekscytacja związana z nowym projektem mam nadzieję, że ten stan długo się utrzyma. Mam dziś dla Was trochę zdjęć i całkiem sporo linków. Miłego przeglądania! Przyszły do mnie 3 świetne książki Matthew Quicka, które miałam już przyjemność przeczytać w celu napisania rekomendacji. W nadchodzącym tygodniu spodziewajcie się ich recenzji i konkursu, w którym będzie można wygrać kilka zestawów. Na jesienne wieczory sprawdzą się idealnie! Chociaż obstawiam, że zwycięzcom nie wystarczą na długo – książki są bardzo wciągające, ja wszystkie 3 przeczytałam podczas mojego tygodniowego urlopu Podczas środowego spaceru na Żoliborzu trafiłam na takie coś (to się rusza) i powiem krótko – chcę to mieć u siebie na osiedlu! Wyżyłam się fotograficznie pstrykając zdjęcia pięknym miejscom i (też pięknej) koleżance <3 Odkrycie roku – na tapicerce w metrze są symbole Warszawy!  A to już sobota, częściowo pracująca, ale na spotkanie oczywiście pojechałam na rowerze Spacer po parku Arkadia, który przewijał się na blogu już nie raz i który pewnie jeszcze nie raz się tu pojawi. Luna nawiązuje nowe znajomości. Już prawie ją dopadł! Zafundowała mu niezły trening aerobowy O, jakaś podobna koleżanka, tylko włosy jej dłuższe urosły Przeszliśmy na drug brzeg a tam znowu ten natręt Miasto kontrastów. Wielkie blokowisko, a u jego stóp wiejskie gospodarstwa I wiejskie drogi, pola, lasy, łąki… Na wstępie prośba o pomoc – znajomi mojej koleżanki uratowali psa po ciężkich przejściach. Niestety leczenie chorego zwierzaka przerosło ich możliwości finansowe, dlatego uruchomili zbiórkę, która pomoże im przywrócić psiakowi zdrowie. Jeśli ktoś z Was może pomóc – zerknijcie na to wydarzenie. Pamiętajcie, że liczy się każda kwota – ziarnko do ziarnka… I wspólnie można zdziałać bardzo wiele!!! Mam nadzieję, że znacie już Panią swojego czasu i co za tym idzie – miałyście okazję przeczytać też wywiad, który ze mną wirtualnie przeprowadziła :). Jeśli nie, zapraszam tutaj. Czy ktoś jeszcze nie widział subiektywnego przewodnika Kasi po Paryżu? Wrócę do niego kiedyś jak będę się wybierać do tego miasta, bo jest w nim sporo praktycznych informacji i mała lista „to do” Uwielbiam wirtualne spacery po różnych miastach/dzielnicach. Zobaczcie jak klimatycznie jest w katowickim Nikiszowcu. Dwie zupy idealne na przeziębienie. Ta buraczana ma taki cudowny kolor, że na pewno jej się nie oprę. Jeśli jesteście ciekawi jak wyglądają niektóre konkursy „od kuchni”, przeczytajcie ten wpis ;) ostrzegam – wstrząsające ale serio właśnie tak to wygląda. Dobrze zorganizowana otworzyła sklepik, w którym znajdziecie projekty różnych plannerów i list. Moim faworytem jest planner dzienny! Byliście w tym roku na grzybach? Ja nie i już chyba nie będę, bo zorganizowanie poranno-weekendowego wypadu dla 4 osób w tym roku nieco nas przerosło – ciągle ktoś jest chory! Na grzyby i otaczającą je faunę i florę w takim razie tylko sobie popatrzę piękne zdjęcia! Różowa Klara pisze o przyczynach zwolnień z w-f i ja w 100% się z nią zgadzam. Jest już późno, a ja zaliczyłam dziś bardzo intensywny dzień, dlatego padam na nos i proszę – wybaczcie mi, jeśli ten post jest napisany z lekka potłuczoną polszczyzną. Przeżyjecie jakoś! W zasadzie jeśli to czytacie, to znaczy że już przeżyliście ;). Udanego tygodnia!   The post Przegląd tygodnia #4/09 appeared first on Life Manager-ka.

Trening interwałowy – spalanie tłuszczu i wytrzymałość gratis

Facetem jestem i o siebie dbam

Trening interwałowy – spalanie tłuszczu i wytrzymałość gratis

HEALTHY BREAKFAST IDEA #1

Marry and Blue

HEALTHY BREAKFAST IDEA #1

Jaglano – owsiane muffinki idealne na jesień :)

Lifemenagerka

Jaglano – owsiane muffinki idealne na jesień :)

Wraz z nadejściem jesieni postanowiłam wprowadzić do mojej diety więcej kaszy jaglanej. Z dwóch powodów – ma ona m.in. właściwości rozgrzewające i osuszające, co jest cenne szczególnie w przypadku przeziębienia (a moje ciągnie się już 2 tygodnie). O kaszy jaglanej pisałam osobny post, podawałam w nim także przepis na budyń jaglany, który jesienią przygotowuję na zmianę z owsianką. A dziś zapraszam Was na zdrowe, jaglano-owsiane muffinki.  Zanim jednak przejdę do przepisu, pozwolę sobie na trochę „pisaniny”… Muffinki to jedne z najprostszych i najszybszych w przygotowaniu wypieków. Idealne dla takich kuchennych leniuchów jak ja. Kiedyś robiłam je dość często, a przez ostatni rok upiekłam je chyba tylko raz. Powód? Ogólnie unikam pieczenia słodkości, aby nie stwarzać sobie okazji do ich jedzenia. Dzięki temu jem je znacznie rzadziej, ale zazwyczaj będąc u kogoś w gościach, więc nie mam wpływu na to co jest w środku. Wydaje mi się jednak, że lepiej jeść takie rzeczy raz na tydzień – dwa, nawet jeśli zawierają cukier i białą mąkę, niż piec je w domu i zajadać się nimi przez kilka dni w tygodniu (nawet jeśli mąka jest pełnoziarnista a zamiast cukru ksylitol). No, to tak w celu wyjaśnienia dlaczego na moim blogu do tej pory nie było zbyt wielu przepisów na ciasta i ciasteczka ;). Piszę jednak „do tej pory”, bo jesień to specyficzny czas i naprawdę przyjemnie jest po powrocie z długiego spaceru napić się gorącej herbaty i przegryźć do niej coś słodkiego. Chcę trochę poeksperymentować z takimi wypiekami i jeśli uda mi się zrobić coś wartego uwagi, na pewno podzielę się tym z Wami. Zaczynamy od babeczek, które są bardzo proste w przygotowaniu (jak to muffinki) a dodatkowo można powiedzieć, że są zdrowe. Być może lista suchych składników wyda Wam się długa, ale to są rzeczy które każda zdrowo odżywiająca się osoba ma w domu i które mają sporo wartości odżywczych. Szukając przepisu na takie babeczki przejrzałam sporo blogów i to co mnie zaskoczyło, to spora ilość negatywnych komentarzy pod przepisami – ludzie pisali, że im nie wyszło albo nie smakowało. Ja postanowiłam zrobić swój mix różnych przepisów i wszystko ładnie mi wyszło, a co do smaku… O tym na końcu :). Składniki (na 12 babeczek): 1 szklanka ugotowanej kaszy jaglanej (czyli ok. 1/4 szklanki suchej kaszy ugotowanej w 3/4 szklanki wody – aby kasza nie była gorzka należy ją przed gotowaniem przelać najpierw zimną wodą, a potem wrzątkiem) 1/2 szklanki zmielonych płatków owsianych ok. 5 czubatych łyżek otrębów (u mnie mix pszennych i owsianych) (w ramach tych 5 łyżek można dodać też amarantus ekspandowany i np. łyżkę zmielonego siemienia lnianego lub ostropestu) ok. 2/3 szklanki mąki razowej (może być pszenna lub żytnia, ale moim zdaniem śmiało można zastosować też każdą inną „zdrową” mąkę, np. jaglaną, owsianą czy gryczaną) 3 łyżki ksylitolu / cukru / innego słodziku jakiego używacie… Tu trudno mi podać konkretną ilość, dla mnie 3 łyżki były ok, ale dla wielu osób to może być za mało – jeśli nie jesteście przyzwyczajeni do takich zdrowych wypieków i lubicie naprawdę słodkie słodycze – dajcie trochę więcej 1 łyżeczka proszku do pieczenia duuużo cynamonu 1 jajko 1 szklanka mleka ok. 2 łyżki oleju (np. kokosowego) owoce do pokrojenia – np. gruszki, jabłka, żurawina (ja dałam jedno duże jabłko) opcjonalnie inne zdrowe dodatki – u mnie to orzechy włoskie Jak widzicie przepis „zezwala” na wiele modyfikacji, do których zresztą Was zachęcam korzystajcie z różnych zdrowych składników jakie macie w domu. Uwaga: polecam piec te muffiny w foremkach silikonowych. Pod każdym przepisem na jaglane muffinki były narzekania, że ciasto fatalnie odchodzi od papierowych! Wykonanie: Składniki suche (ugotowana kasza jaglana, mąka, płatki owsiane, otręby, cukier, proszek do pieczenia, cynamon) mieszacie w jednej misce, a mokre (jajko, mleko, olej) w drugiej. Następnie łączycie ich zawartość (niedbale, łyżką – nie mikserem), dodajecie posiekane orzechy i pokrojone owoce. Nakładacie do foremek silikonowych. Pieczecie w 180 stopniach ok. 30 minut. Muffinki potrzebują kilkunastu minut aby przestygnąć i lepiej się „związać” w środku. Po tym czasie można się nimi zajadać :). Smak? Muffinki są bardzo smaczne, u nas zniknęły w kilka godzin. Ja nie czuję w nich kaszy jaglanej i tych wszystkich zdrowych dodatków, ale to są moje smaki, na tym opiera się moja dieta więc jestem do tego przyzwyczajona. Wydaje mi się, że na smak takich wypieków narzekają tylko osoby, które są przyzwyczajone do oczyszczonej mąki, cukru itp. Cóż, różni ludzie, różne potrzeby… Ja też kiedyś robiłam muffinki z przepisu, gdzie dodawało się szklankę cukru. Aaaaaaaaaaaaaaaa! Ja takim przepisom już mówię NIE i wszystkich do tego zachęcam :).   The post Jaglano – owsiane muffinki idealne na jesień :) appeared first on Life Manager-ka.