Jak wybrać płaszcz idealny (na zimę)?

Facetem jestem i o siebie dbam

Jak wybrać płaszcz idealny (na zimę)?

Zbierz sobie owoce jesieni!

Ziołowy zakątek

Zbierz sobie owoce jesieni!

Idealne oczyszczanie skóry dopełnione - ściereczki Emma Hardie

nissiax

Idealne oczyszczanie skóry dopełnione - ściereczki Emma Hardie

Co to znaczy być patriotą?

Facetem jestem i o siebie dbam

Co to znaczy być patriotą?

Grejpfrut wszechmocny

Lifemenagerka

Grejpfrut wszechmocny

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie latem cytrusy nie istnieją. Nie czuję potrzeby ich spożywania, nie smakują mi. Dopiero teraz zaczyna się na nie sezon, a wraz z nim potrzeba napisania o najcenniejszym owocu cytrusowym, jakim jest grejpfrut. Odrobina historii i ciekawostek Grejpfrut to po łacinie citrus paradisi, co oznacza rajski owoc. Brzmi kusząco ;). W XVII wieku grejpfruty na Barbados sprowadził kapitan James Shaddock, dlatego owoce te na początku nazywane były „shaddockami”. Swoją angielską nazwę zawdzięczają temu, że rosną w kiściach przypominających winogrona, stąd połączenie słów „grape” i „fruit”. Odmiany Jak to często w naturze bywa – to co jest najmniej smaczne, ma też najwięcej pozytywnych właściwości. Tak jest też z grejpfrutami – najzdrowsza jest odmiana czerwona, która w smaku jest najbardziej gorzka i kwaśna. Odmiana żółta i zielona (najsłodsza) nie zawiera tylu karotenoidów, likopenu i witaminy C co grejpfrut czerwony. Właściwości Nie przesadzę mówiąc, że o grejpfrucie można napisać książkę. Powstały już tego typu publikacje o ekstrakcie pochodzącym z tego owocu. Ale ekstrakt i grejpfrut to odrobinę dwie różne sprawy, o tym napiszę później. Teraz skupmy się na owocach, które zjadamy w tradycyjnej postaci grejpfrut dba o nasz układ krwionośny, zapobiega miażdżycy, udarom i zawałom. Zawarte w nim składniki pomagają wzmocnić naczynia krwionośne, oczyścić je ze złogów złego cholesterolu i ułatwić utrzymanie odpowiedniego poziomu cholesterolu we krwi. Dużą rolę w tym procesie odgrywają zawarte w miąższu i błonkach pektyny, dlatego nie warto rezygnować z jedzenia owoców na rzecz picia soku. grejpfrut ma niski indeks glikemiczny, a dodatkowo pomaga regulować poziom glukozy we krwi i zwiększa wrażliwość komórek na insulinę. Ma to znaczenie dla diabetyków i organizmów insulinoopornych, czyli mojego jeden grejpfrut dziennie pokrywa zapotrzebowanie organizmu na witaminę C. Ta sama ilość spożywana regularnie pomaga obniżyć poziom złego cholesterolu. za gorzki smak grejpfruta odpowiada naringina, flawonoid o bardzo szerokim działaniu prozdrowotnym. Wykazuje ona działanie antybakteryjne i przeciwgrzybiczne, a nawet przeciwnowotworowe (hamuje rozwój niektórych komórek rakowych). zawarte w grejpfrucie bioflawonoidy działają też antyoksydacyjnie, czyli zwalczają wolne rodniki i spowalniają procesy starzenia grejpfrut ma też zbawienny wpływ na nerki i wątrobę – pomaga w detoksykacji i regeneracji grejpfruty są niskokaloryczne i zawierają enzymy wspierające spalanie tłuszczu, dlatego są pomocne w walce ze zbędnymi kilogramami jakby tego wszystkiego było mało – grejpfrut zawiera całe bogactwo innych witamin i składników mineralnych, takich jak żelazo, wapń, fosfor, magnez, potas, iiiiiii… Długo można wymieniać, bo podobno tych występujących w nim związków chemicznych jest kilkaset! Pisząc o właściwościach grejpfruta nie można pominąć informacji o tej jednej negatywnej – owoc ten może powodować interakcje z niektórymi lekami, dlatego powinniśmy zadbać o odpowiedni (nawet kilkugodzinny) odstęp czasowy pomiędzy zażyciem leku a spożyciem grejpfruta lub jego soku. Ekstrakt z grejpfruta Ok, wychwaliłam już ten rajski owoc, a teraz czas na mały haczyk. Jak myślicie, w jakich częściach grejpfruta kryje się najwięcej jego mocy? No niestety. W tych najbardziej niesmacznych, a wręcz niezjadliwych, czyli białych błonkach i pestkach. Niestety bardzo często to co w grejpfrucie najlepsze, wyrzucamy do kosza. Sama zaliczam się do grona tych wybrednych konsumentów - za smakiem gorzkich błonek delikatnie mówiąc nie przepadam, dlatego zjadam tylko miąższ. I tutaj z pomocą przychodzi ekstrakt z grejpfruta, który jest pozyskiwany z tego, co zostaje z owocu po wyciśnięciu soku, czyli z białych błonek, resztek miąższu, skórek i pestek. Jak na pewno się domyślacie, ekstrakt z tych części owocu jest „nieco” gorzki, ale smak ten zawdzięcza sporej porcji zbawiennej dla naszego zdrowia naringiny. Tak jak wspomniałam wcześniej – o właściwościach ekstraktu z grejpfruta powstały książki, dlatego ja nie będę się na ten temat rozpisywać. Dla mnie najważniejsze jest to, że Citrosept Organic jest koncentratem najcenniejszych właściwości grejpfruta i zarazem dopełnieniem tego, co daje nam ten owoc (bo przecież nie zjadamy jego niejadalnych części). Stosowany teraz jesienią pomoże nam w naturalny sposób wzmocnić i uodpornić organizm, a jeśli mimo to złapiemy jakiegoś wirusa – dzięki sporej porcji witaminy C i bioflawonoidów pomoże szybciej wrócić do formy. Oczywiście wszystko to w połączeniu z odpowiednim dbaniem o siebie. Ekstrakt stosuje się dodając go do napojów, np. soków owocowych lub smoothie. Bardzo fajny post o grejpfrucie napisała ostatnio Monika – znajdziecie w nim też przepisy na wykorzystanie tego owocu. Mary natomiast zrobiła sobie grejpfrutowy dzień, który zaowocował pysznym koktajlem i upiększającą maseczką. A spragnionych większej ilości ciekawostek o grejpfrucie i zdrowym odżywianiu zachęcam do polubienia fanpage’a Grejpfrut Wszechmocny. Swoją drogą – mam problem z oznaczeniem tego wpisu, bo piszę go z własnej woli, w oparciu o kilkuletnie przekonania i nie dostaję za niego osobnego wynagrodzenia, ale jak część z Was może zauważyła – producent Citroseptu jest moim klientem i zarazem sponsorem ZdrowoManii. Moje zobowiązania zawodowe nie mają jednak wpływu na moją opinię na temat grejpfrutów i ekstraktu – ta jest pozytywna już od dobrych kilku lat. The post Grejpfrut wszechmocny appeared first on Life Manager-ka.

Podręcznik stylu dla mężczyzn, pozycja obowiązkowa w męskiej biblioteczce

Facetem jestem i o siebie dbam

Podręcznik stylu dla mężczyzn, pozycja obowiązkowa w męskiej biblioteczce

ZE SZCZĘŚCIEM MI DO TWARZY

Jestem w ciąży. I co dalej?

Czekałam długo na tą chwilę, czekałam kilka ładnych lat na to, żeby „dojrzeć” do takiej decyzji. I nadszedł moment, kiedy myślałam, że to już, że jestem gotowa, że już czas. I właśnie wtedy rozpoczął się nowy etap w moim dotychczasowym życiu. Ten najwspanialszy i zarazem najtrudniejszy. Nigdy w życiu nie byłam bardziej szczęśliwa jak w ciągu ostatnichCzytaj więcej

Mój czas

nissiax

Mój czas

Nie pierdol, idź na trening!

Facetem jestem i o siebie dbam

Nie pierdol, idź na trening!

A ty co zrobiłeś dla swojego zdrowia w 2014 roku?

Lifemenagerka

A ty co zrobiłeś dla swojego zdrowia w 2014 roku?

W zeszłym roku jesienią namawiałam Was do zrobienia sobie małego rachunku sumienia… Myślę, że warto uczynić z tego tradycję. Do końca roku zostały dwa miesiące, a to całkiem sporo czasu i pewne zaniedbania można jeszcze naprawić. Dlatego pytam – co w tym roku zrobiliście dla swojego zdrowia? Namawiam do przygotowania swojej listy i zastanowienia się, czy możecie zrobić coś jeszcze. Listopad to na to idealny moment, wszyscy chyba troszkę zwalniamy jesienią, a jednocześnie nie żyjemy jeszcze przygotowaniami do świąt… To dobry czas aby nadrobić braki. Żeby tradycji stało się zadość – podsumuję co ja zrobiłam dla siebie. 1. W styczniu założyłam aparat ortodontyczny, z czego jestem bardzo, bardzo dumna. Zdecydowanie zbyt długo zwlekałam z tą decyzją i niesamowicie się cieszę, że wreszcie wprowadziłam ją w życie 2. Zaliczyłam dwie, niestety kompletnie bezwartościowe wizyty u endokrynologa, po których zmuszona byłam nasmarować skargę na dwóch pseudo-lekarzy. W listopadzie mam kolejną wizytę i jeśli znowu nic z niej nie wyniosę – zmienię szpital/przychodnię. 3. Zrobiłam morfologię. 4. Kontrolowałam poziom cukru we krwi (dwa badania z obciążeniem) i byłam u diabetologa. 5. Kontrolowałam poziom cholesterolu i zaczęłam brać leki na jego obniżenie, bo jednak zdrowy styl życia nie miał na niego wpływu. 6. Kontrolowałam wątrobę, która jest trochę obciążona przez leki, ale na szczęście póki co trzyma się świetnie. Obym nie zapeszyła bo za chwilę czeka mnie kolejne badanie. 7. Kontynuowałam zdrowe nawyki żywieniowe, wprowadziłam do diety kilka zdrowych produktów (m.in. spirulinę, ostropest, olej kokosowy) 8. Bardzo mocno ograniczyłam mięso, z niektórych jego rodzajów całkiem zrezygnowałam… Czuję się z tym lepiej zarówno psychicznie jak i fizycznie. Mój organizm nie daje mi powodów aby żałować tej decyzji. 9. Byłam aktywna, zastępowałam samochód rowerem, tańczyłam, jeździłam na rolkach, trochę biegałam, ćwiczyłam w domu i na siłowni plenerowej… Choć sportsmenką nadal nie jestem, to i tak jestem jakieś 50 razy bardziej aktywna niż 5 lat temu 10. Kiedy na początku roku mój spadek nastroju i motywacji utrzymywał się zbyt długo, poszłam do psychologa. 11. Zadbałam o to, aby polubić swoją pracę, to bardzo ważne dla zdrowia psychicznego. U mnie to chyba tyle… W planach na listopad i grudzień jeszcze babskie badania, czyli cytologia i USG piersi, które muszę niestety robić raz w roku (i jest to dla mnie najbardziej stresujące badanie na świecie). Chcę też sprawdzić poziom witaminy D w organizmie, bo podejrzewam, że będę musiała włączyć jej suplementację. Jeśli chodzi o zdrowie psychiczne to planuję zafundować sobie nieco spokojniejszy grudzień, podczas którego będę delektować się świąteczną atmosferą. Zachęcam Was do takiego rachunku sumienia, dajcie znać czy jesteście zadowolone z jego wyniku The post A ty co zrobiłeś dla swojego zdrowia w 2014 roku? appeared first on Life Manager-ka.

Jak łatwo poprawić sprawność mózgu i koncentrację.

ANIA MALUJE

Jak łatwo poprawić sprawność mózgu i koncentrację.

Odkryłam grę, której szukałam całe życie. Wreszcie ktoś ją dla mnie wymyślił!       Nie jestem typem gracza,chociaż doceniam walory edukacyjne gier. Zmagam się natomiast z nawracającymi problemami z koncentracją. Za każdym razem po "chorobie" (nie tej przewkłej-od-urodzenia-i-nieuleczalnej, tylko przeziębieniu itp.) czuję się - nie bójmy się tego słowa - tępa.Myślę i kojarzę wolniej. Czuję się mniej bystra, lekko ociężała i ospała. Pozdrawiam uszkodzony wieki temu błędnik i sprawczynię zamieszania - gentamycynę. Wielkie dzięki! :)A tak na poważnie, to mam dwie opcje :- nie robić z tym nic- walczyć W moim domu zawsze były puzzle, kostki rubika, jakieś łamigłówki i inne rzeczy, które sama intuicyjnie lubiłam. Z wiekiem zaczęłam korzystać w kryzysowych momentach z Lumosity, ale jest płatne i jakoś nie przedłużyłam sobie konta. Potem grałam chwilkę w Doodle God i Cut the rope 2. Wszystkie te narzędzia były fajne, ale nie miały tego czegoś.I oto powstało. Cudo. Prawie ideał.Brain warsGra jest niesamowita. Nie jest grą, a szeregiem dość prostych zadań. Na podstawie naszych wyników, rosną wykresy aktywności naszego mózgu. Punktujemy za pamięć, koncentrację, dokładność itp.Jak widać - zaczęłam z małym móżdżkiem ;-)) Z czasem awansuje się wyżej. Ja mam obecnie wielką asymetrię. Zawsze miałam problem z czasem reakcji. Jestem jedną z tych osób, która piłkę do kosza/siatki widziała dopiero wtedy, kiedy uderzała mnie w głowę ;-) Oraz jedną z tych osób, które na dźwięk słowa "uważaj" robią dokładnie to, czego nie powinny. Obliczenia w pamięci też nie są moją mocną stroną. Nigdy nie były, jestem typem człowieka, który zawsze notuje, podlicza coś pisemnie, rysuje najprostsze wykresy.Nie jest najlepiej, ale jest lepiej.W gierkach niesamowite jest to, że są naprawdę proste. Ale z ograniczonym czasem jest śmieszniej. To, co jest czynnikiem, którego zawsze mi brakowało, to tryb multiplayer. Zawsze gramy z kimś. To podkręca atmosferę ;-) Na szczęście appka jest minimalistyczna i nie ma w mniej miejsca na dyskutowanie z przeciwnikiem - możemy mu tylko wysłać emotkę :).Nasze wyniki są na bieżąco aktualizowane. Ja jestem kotem, który nie może przeobrazić się w psa - brak mi punktów za pamieć i...kalkulacje :). Co więcej - w rankingu znajomych jestem ostatnia! :D Pierwszego dnia z ligi D awansowałam do B (jest jeszcze A i ekstraklasa) i jakoś ciężko idzie mi wbijanie punktów.Gry nie są skomplikowane. Polecam najpierw skorzystać z opcji treningu (bez drugiego gracza), dobrze je poznać i wtedy pobawić się w rywalizację. Dla mnie najtrudniejsze jest "follow the leder" i "unfollow the leader". Strasznie słabo mi idą.  W czym tkwi sekret? Chyba w prostocie. Jeśli miałabym określić ją jednym słowem, byłaby to  właśnie. prostota. Intucyjna appka, przyjazna dla oka. Nie wiesza się, podlicza wyniki.Ma 3 potecjalne wady:wada numer 1: aby grać (nawet w opcji treningowej) trzeba być onlinewada numer 2:  Dodatkowe monety wymieniane na życia są bardzo drogiewada numer 3 : życia regenerują się wolno.Ale jest w tym sens -  nie można trenować cały czas, potrzebne są przerwy :).jestem oczarowana, ponieważ aplikacja jest ideałem, którego poszukiwałam całe życie. Bardzo się zdziwiłam, ze ktoś go w końcu wymyślił. Póki co - najwięcej rywali jakich można spotkać w grze pochodzi z Azji. Wcale mnie to nie dziwi :).oficjalna strona : http://brainwarsapp.com/zdjęcia : moje screeny, plus promocyjne zdjęcie  z telefonem z oficjalnego profilu gry na FB.Pod screenem na instagramie w komentarzach jest kod, który można wpisać, aby zagrać pojedynek ze mną ;-)Polecam z całego serca ;-) 10/10. Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :)

Minimalizm po polsku

nissiax

Minimalizm po polsku

Segritta

Jak wyobrażam sobie koniec ciąży, poród i karmienie piersią.

Postanowiłam ten wpis napisać „ku pamięci”, ku własnej rozrywce kiedyś, gdy się już przekonam, jak to jest oraz ku rozrywce wściekłych matek, które od kiedy oznajmiłam, że jestem w ciąży, piszą mi, jak to jeszcze nic nie wiem, jak to będzie ciężko i źle jeszcze przede mną. Skoro więc jest frajda w słuchaniu żółtodzioba (a jest, nie przeczę), to opowiem teraz o tym, co sobię planuję. :) Jestem w błogim, drugim trymestrze. Za chwilę trzeci, kiedy mój brzuch będzie ogromny, nie będę się mogła normalnie ogolić, schylać, myć głowy nad wanną, spać na brzuchu itd. Mam jednak nadzieję, że to nie będzie oznaczało powrotu koszmaru z pierwszego trymestru i jedynym, co mnie będzie męczyć, będą różne fizyczne bóle, mdłości, zgagi i temu podobne dolegliwości związane z coraz większym ciałem dziecka rozpychającym się w moim brzuchu i naciskającym na różne narządy wewnętrzne. Bo nie wiem, czy mnie rozumiecie, ale ja rozdzielam różne przykre bóle i choroby na te pochodzenia fizycznego – czyli boli, bo się stłukło, bo jest nacisk, bo uderzenie, bo jest rana w jakimś miejscu – oraz te pochodzenia niewiadomojakiego, jakby z głowy – czyli nieustające poczucie mdłości, zawroty głowy, nieuzasadniona żadnym zdarzeniem słabość itp. To trochę tak, jakbyście chcieli odróżnić przeziębienie z gorączką od przeziębienia bez gorączki. Ja nie lubię gorączki, a tak się właśnie czułam w pierwszym trymestrze. I mam nadzieję, że trzeci da mi tylko fizycznie popalić, nie wchodząc w moją głowę i nie mącąc mi. :) Poród… eh… Tyle się już od mamy i innych rodzących kobiet nasłuchałam, że na co jak na co, ale na ból jestem przygotowana. To znaczy… żeby być precyzyjną: spodziewam się bólu. Mimo wszystko chcę rodzić naturalnie, do tego w pozycji wertykalnej i może nawet w domu narodzin przy szpitalu na Żelaznej, bo tam taka domowa atmosfera jest i położne kumate. Nie wiem, czy będę chciała Sebę przy sobie, czy po prostu przy drzwiach, gotowego do przyjścia, gdy go będę potrzebować, ale jesteśmy umówieni, że będzie właśnie gotowy. Ponoć kobiety potrafią w bólu strasznie przeklinać i krzyczeć na swoich facetów. Nie wydaje mi się, by mi się to zdarzyło, ale może.. Wiadomo, że bym chciała urodzić w 15 minut, ale tu się absolutnie na nic nie nastawiam. Urodzę tak, jak urodzę. Szybko lub przez pół dnia. I tylko mam nadzieję, że nie pojawi się żadne zagrożenie dla dziecka ani dla mnie podczas porodu i że wszystko zakończy się szczęśliwie. Nie boję się. Może zacznę się bać tuż przed. Teraz się w ogóle nie boję :) Depresja poporodowa pewnie mnie dopadnie, bo jestem na takie rzeczy podatna. Nie spodziewam się też, że od razu pokocham swoje dziecko, choć jestem pewna, że od razu będę czuła potrzebę opiekowania się nim i chronienia przed całym światem. Trochę boję się karmienia, bo mnie baby straszą pękającymi brodawkami sutkowymi cały czas. Ale dam sobie radę. Twarda jestem :) Natomiast zupełnie nie mogę sobie wyobrazić tego niewyspania i różnych karmieniowych ograniczeń, o których ciągle piszecie. Nie zamierzam się ograniczać. Będę jeść i pić, na co mam ochotę i dopiero gdyby u dziecka pojawiła się jakaś alergia lub inne problemy, będę powoli zmieniać dietę i rezygnować z pewnych składników. Ale nie drastycznie, nie wbrew sobie i na pewno nie „na zapas”, „bo mogą uczulić”. Uważam takie podejście za głupie. Może i sok pomarańczowy niesie ze sobą duże ryzyko uczuleń, ale tak samo duże ryzyko uczuleń ma psia sierść w otoczeniu czy orzechy, a każdym narzędziem można teoretycznie zrobić krzywdę komuś lub sobie. Nie będę się ograniczać przed tym, jak faktycznie coś zacznie mojemu dziecku szkodzić. Co do spania, zamierzam spać z dzieckiem, więc jeśli nawet będzie co godzinę się budziło i chciało jeść, będę je tylko przysuwać do mnie, przystawiać do piersi i karmić. Przecież nie będę pracować nigdzie, więc będę miała dużo czasu na sen, po prostu nie ciągły, tylko podzielony na mniejsze okresy. Wstawanie do dziecka to się zacznie dopiero, gdy dziecko będzie spało w innym łóżku przecież, a na początku zamierzam spać z nim. Mam wrażenie, że czas karmienia nie przebije tych kilku miesięcy jako kierownik produkcji, kiedy spałam po 3-4 godziny dziennie, resztę czasu przeznaczając na zapierdalanie po różnych lokacjach i rozwiązywanie mega-stresujących problemów kilkudziesięcioosobowej ekipy. Ale może się mylę. Może to była betka w porównaniu do macierzyństwa. Zobaczymy! A, i wydaje mi się, że sama instynktownie będę wiedziała, jak wszystko robić. Że nie potrzebne mi do tego będą żadne rady i poradniki. Po prostu będę wiedziała. :)

Co dał Ci ten blog?

Facetem jestem i o siebie dbam

Co dał Ci ten blog?

Take the day off Clinique - recenzja po roku stosowania

nissiax

Take the day off Clinique - recenzja po roku stosowania

Miód z rokitnika!

Ziołowy zakątek

Miód z rokitnika!

Zupa z dyni – dwa przepisy

Lifemenagerka

Zupa z dyni – dwa przepisy

Sezon na dynię w pełni, grzech nie skorzystać. Dynia – jak chyba każde warzywo – posiada mnóstwo wartości odżywczych. Dzięki zawartości wielu witamin i minerałów m.in. wzmacnia odporność i działa odkwaszająco na organizm. Jeden minus – ma wysoki indeks glikemiczny. Pokażę Wam dzisiaj moje dwa sposoby na zupę z dyni – jeden będzie śniadaniowy, na słodko, drugi obiadowy na ostro Korzenna zupa z dyni Bardzo lubię połączenie dyni z imbirem, choć wiem, że nie każdemu ono smakuje. Jeśli nie lubicie korzennych przypraw – ten przepis nie jest dla Was. Składniki: ok. 1 kg dyni, po odkrojeniu skóry i wydrążeniu miękkiego miąższu zostanie ok. 800 g ok. 500 ml bulionu warzywnego 1 duża cebula sól, pieprz 2 cm obranego korzenia imbiru cynamon, chili – do smaku, dla każdego inna ilość będzie odpowiednia olej do podduszenia cebuli i dyni Zaczynamy oczywiście od pokrojenia cebuli i przygotowania dyni – wydrążenia z niej miękkiego miąższu i odkrojenia skóry. Później kroimy dynię w kostkę. Dynię i cebulę podsmażamy przez kilka minut na ok. 2 łyżkach oleju, a następnie zalewamy to bulionem. Gotujemy aż dynia zmięknie, czyli ok. 20 minut. Na samym końcu gotowania dodajemy przyprawy i starty kawałek imbiru. Na końcu wszystko blendujemy na krem. To zupa idealna na jesień – bardzo rozgrzewająca. I jak widzicie – jest naprawdę banalna i szybka w wykonaniu. Mnie akurat ostatnio trafiła się bardzo słodka dynia, co nie do końca mi odpowiadało… Dlatego drugą przygotowałam w wersji „na słodko” Zupa mleczna z dyni z zacierkami Zrobiłam swoje pierwsze w życiu zacierki! Babcia byłaby ze mnie dumna! Nie mam pojęcia czemu ta zupa kojarzy mi się z dzieciństwem, skoro w moim domu nie robiło się nic z dyni. Może to przez samo połączenie słodkiego mleka z zacierkami takie mam skojarzenia. No w każdym razie ta zupa chodziła ze mną od kilku lat i w końcu ją zrobiłam Składniki (na 1 śniadanie dla 2 osób) pół małej dyni (czyli ok. 500 g, a po obraniu ok. 350-400 g) około 2 szklanki mleka (może być roślinne) pół szklanki wody ewentualnie cukier/ksylitol do smaku Zacierki 1 jajko odrobina soli mąka (u mnie pełnoziarnista) – na oko, myślę że co najmniej pół szklanki Dynię oczywiście obieramy, pozbawiamy miękkiego miąższu i kroimy w kostkę. Podduszamy ją w garnku (pod przykryciem) z niewielką ilością wody. Kiedy zrobi się miękka (można ją rozgniatać widelcem) – dodajemy mleko. Kiedy całość się zagotuje – rozdrabniamy dynię blenderem. Teraz można spróbować czy zupa jest słodka – jeśli nie, można ją delikatnie dosłodzić (1, max 2 łyżki). W międzyczasie szykujemy zacierki – z jajka, odrobiny soli i mąki wyrabiamy ciasto, z którego odrywamy małe zacierki (formujemy na takie małe wałeczki „zacierając” je pomiędzy kciukiem, a palcem wskazującym). Jeśli ciasto jest zbyt mokre, dosypujemy mąki – ja dosypałam jej całkiem sporo, dlatego nie potrafię ocenić ile ostatecznie tej mąki wykorzystałam. Gotowe zacierki wrzucamy do zupy i całość podgotowujemy jeszcze ok. 5 minut (trzeba w pewnym momencie spróbować czy zacierki są już zjadliwe). Która wersja bardziej do Was przemawia? The post Zupa z dyni – dwa przepisy appeared first on Life Manager-ka.

Nowość: wegańskie kosmetyki Arbonne

Jest pięknie

Nowość: wegańskie kosmetyki Arbonne

Firmę Arbonne założył 34 lata temu szwajcarski wizjoner Petter Mørck, obecnie dyrektorem zarządzającym jest jego syn Stian Mørck. Naturalne receptury wyrobów Arbonne opracowywane są w nowoczesnym laboratorium B+R firmy w Irvine w Kalifornii. Nie promowany czytaj dalej

Sposób na jesienną chandrę?

ART You Ready

Sposób na jesienną chandrę?

5 naturalnych sposobów na przeziębienie (naukowo potwierdzonych)

ANIA MALUJE

5 naturalnych sposobów na przeziębienie (naukowo potwierdzonych)

BAKUSIOWO

Antybiotyki? Nie, dziękuję.

Choróbska ciągnęły się za nami poprzednią zimą, jak te najgorsze gluty, te najobrzydliwsze, duszące moje biedne dzieciątko. Te, zaraz po których zaczynał się kaszel, czerwone gardełko i chrypa. Odporność po mamusi – zerowa. Byle wiaterek, byle zmiana temperatury i choroba murowana.

Grochem o garnek

Masło orzechowe 100%

Cena od 25 do 35 zł za 1 kg! Skład: 100% orzeszki ziemne. Idealne! Ja mam je w wersji crunchy – z małymi, chrupiącymi kawałkami orzechów. Do kupienia: www.e-forma.pl lub na stoiskach firmy w trakcie imprez sportowych (wtedy kosztuje nieco taniej). Szczególnie polecane do wszelkich shake, ale też wypieków np.: Czekoladowe brownie z masłem orzechowym

Agata gotuje – bułki żytnie z ziołami bez drożdży – Russell Hobbs

Fashionable

Agata gotuje – bułki żytnie z ziołami bez drożdży – Russell Hobbs

A może...wyluzuj?

ANIA MALUJE

A może...wyluzuj?

Kiedyś traktowałam życie bardziej poważnie. Przejmowałam się wszystkimi rzeczami, które dzisiaj wrzucam do zamykanej z biodra szuflady o nazwie "pierdoły".    Nie wyobrażam sobie marnowania swojej energii na myślenie o tym, że jakaś dziewczyna założyła krótką bluzkę do legginsów. A są tacy, co potrafią rozmawiać o tym 20 minut (sic!). Zmaganie się z problemami zdrowotnymi nauczyło mnie większego szacunku do swojego czasu i inwestowania swoich emocji w różne rzeczy.Dla przykładu - kiedyś kończyłam każdą rozpoczętą książkę, a wyjście z kina przed końcem seansu było dla mnie czymś niewyobrażalnym. Obecnie nie wyobrażam sobie męczenia się nad nudną książką, czy siedzenia w kinie na filmie, który szybko okazał się klapą.Szkoda mi na to życia. Dlatego tak boli mnie fakt, że studia magisterskie niewyobrażalnie marnują mój czas. Ten ostatni rok traktuję wyłącznie jako środek do realizacji celu, jakim jest dyplom. Zamierzam wyzerować wszystkie limity nieobecności i realizować plan minimum. Milion razy bardziej cenię valuable time. Dla przykładu - większy pożytek i dla mnie i dla innych jest wtedy, kiedy spędzam czas pracując z dzieckiem, które ma trudności w nauce.Przy okazji odsyłam do mojego tekstu z lutego 2013:NIE ZAPOMNIJ ŻYĆ!   Nakładałam też na siebie dużo obowiązków. Dzisiaj też mam kalendarz mocno zapełniony, ale podchodzę ostrożniej do wybierania rzeczy wypełniających mój czas. Aby bardziej go szanować, w tym roku wykonałam prosty myk - kupiłam mniejszy kalendarz.Łatwiej mi teraz powiedzieć - sorry, cały dzień mam zajęty. Banalne i niesamowicie skuteczne.Totalnie nie rozumiem ludzi, którzy traktują rozwój osobisty bardzo zadaniowo. Dzień wypełniony zadaniami do odhaczenia,  skupienie wyłącznie na celach a rozrywka tylko jako forma nagrody. Dla mnie każdy czas spędzony przyjemnie, nie jest czasem zmarnowanym. Gdyby łucznik cały czas nosił  łuk z napiętą cięciwą, to pozbawiłby go elastyczności i zniszczył. Cięciwa przez większość czasu powinna znajdować się w stanie spoczynku.Obserwuję ludzi, którzy robią wszystko, aby dokładać sobie zajęć - nadgodziny, dodatkowe zlecenia... Ja staram się robić wszystko, aby robić mniej rzeczy, ale za to o większej wadze (dla mojego rozwoju, ale też portfela). Dążę do jak największej ilości czasu dla siebie. Bo bardzo boleśnie przekonałam się o tym, że moje życie i oddechy nie są w ofercie bez limitu.Dzisiaj z całą świadomością zdecydowałam się na wolny dzień.Nie jest to rozsądne, bo to jedyny dzień, kiedy miałam czas na stworzenie artykułów związanych z praktykami. Szczerze? W tym momencie mam to gdzieś.Lekki stan zapalny związany z nowym zębem wystarczył, aby regeneracyjne możliwości mojego organizmu zmalały. Od wczoraj rozkłada mnie choróbsko. Sygnał dla mnie, że działałam za szybko. Za dużo rzeczy w biegu, może trochę za dużo maślanych rogalików w stosunku do kaszy jaglanej. Zbyt duży dług snu, który nadrabiałam w weekendy...Od wczoraj funduję sobie zmasowany atak - zapalenia gardła już się pozbyłam, został katar i kaszel. Ale nic na siłę, na spokojnie. Skoro potrzebuję odpoczynku, to chętnie wcisnę teraz publikuj i zakopię się pod kocem. bez wyrzutów sumienia, że nie odpowiedziałam na maile i komentarze. Bo są rzeczy ważniejsze.Chciałam korzystając z okazji, wywołać może u kogoś refleksję, że czasem warto zwolnić. Że co z tego, że zarabia się więcej na nadgodzinach, skoro nie ma się czasu dla własnego dziecka. Dla siebie.Napinając ciągle łuk, szybko go zniszczymy. Nawet penis nie może być cały czas we wzwodzie. Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :)

LIFESTYLE - BE FIT

mishmashwardrobe

LIFESTYLE - BE FIT

Segritta

Piękne wspomnienia z pierwszego trymestru ciąży

Mieliście kiedyś takiego kaca giganta, kiedy ciagle chce się rzygać, nie ma na nic siły i mimo świdrującego głodu nic nie można włożyć do ust? To u mnie pierwszy trymestr wyglądał podobnie, tylko było jeszcze gorzej. :) Nie wiem, kto ciążę nazwał stanem błogosławionym, ale z pewnością był to mężczyzna. Albo jedna z tych kobiet, które nie mają żadnych ciążowych objawów i gdyby nie brak miesiączki i rosnący brzuch, nie wiedziałyby w ogóle, że będą matkami. Całkiem sporo takich znam. Pracowały przez całe ciąże, czuły się pięknie i kwitnąco, a teraz opowiadają, że właściwie cały czas mogłyby mieć dzidziusia w brzuchu, bo to taki wspaniały okres. No, to teraz opowiem, jak było u mnie. Zaczęło się od mdłości. Nie porannych. Takich całodobowych, od momentu przebudzenia do chwili zamknięcia oczu. Gdy się budzę w nocy (a budzę się często, bo trzeba się co parę godzin wysikać), też mi się chce rzygać. Okropne, męczące uczucie, które jeszcze jakoś znoszę, póki nie ląduję w łazience przy muszli klozetowej. Wtedy już tylko chcę przetrwać kolejny dzień. Mały apetyt sprawia, że chudnę kilka kilo w ciągu pierwszego trymestru. Wmuszam w siebie małe porcje nielicznych potraw, które mnie nie obrzydzają i zaczynam pić imbir, bo ponoć pomaga na mdłości. Faktycznie pomaga, ale po trzech dniach mam tak dość imbiru, że zaczyna mnie mdlić na samo brzmienie tego słowa, nie wspominając o zapachu. O, właśnie, zapachy. Otóż wszystko śmierdzi – przekonałam się o tym właśnie jakoś po miesiącu ciąży. Najbardziej śmierdzi jedzenie, potem ludzie (zwłaszcza mężczyźni, włącznie z własnym), pościel, dom, perfumy, środki czystości, odświeżacze do powietrza, kuchnia, ubrania, no wszystko. Libido na poziomie 0. Jak ludzie w ogóle mogą się całować? Przecież to ohydne! Dotyk stał się wstrętny. Całowanie również, nie wspominając już o seksie. W nocy kopię Sebę i krzyczę, żeby się odsunął, bo się uparcie chce przytulać, a to przecież takie obrzydliwe. Wypadają włosy. Na twarzy pojawia się trądzik jak u nastolatki. Nie miałam w liceum, to teraz mam. Ot, taka zemsta losu. Nie mogę stosować żadnych działających leków, tylko same babcine sposoby, które działają nie lepiej niż placebo. Maść cynkowa, propolis, częste mycie, maseczka z drożdży – nic nie działa. No jestem nastolatką i musze się z tym pogodzić. Jestem ciągle zmęczona, nie mam siły chodzić, po spacerze z psami dyszę jak po biegu. I zasypiam o 17, jak kloc, śpiąc do rana. Właściwie to ciągle bym spała tylko, leżała, rzygała i mówiła „wyjdź, bo śmierdzisz”. Czuję się jak zombie a ciąża jest dla mnie jak choroba. Idę do lekarza na wizytę, żeby zobaczyć, co u gumisia (zarodek – jeszcze nie płód – wygląda jak gumiś, taki trochę jeszcze bez członków, obły i półprzezroczysty :)), a lekarz mówi, że gumiś świetnie się ma, dobrze rozwija i generalnie niczego mu nie brakuje. No nic dziwnego, że mu niczego nie brakuje, bo mi wszystko zabiera, pasożyt jeden! Witaminki, minerałki, na co tylko ma ochotę. Jak w karfurze, do koszyka i do kasy. Mama płaci. Ale.. jest nadzieja, droga babo w ciąży, która masz tak, jak ja miałam. Po pierwszym trymestrze najczęściej wszystko przechodzi. Właśnie weszłam w drugi trymestr. Jestem na początku czwartego miesiąca i czuję się o niebo lepiej. Właściwie to poza sporadycznymi mdłościami i zmęczeniem, które jeszcze zostało (ale też mniejsze!), czuję się bardzo dobrze. Cera się wygładza, włosy zaczynają błyszczeć, stałam się bardziej towarzyska i wraca libido. A, i zaczynam jeść jak człowiek, a nawet jak półtora człowieka. :)

Kto pyta nie błądzi czyli nie bój się lekarza!

Ziołowy zakątek

Kto pyta nie błądzi czyli nie bój się lekarza!

try something new

Marry and Blue

try something new

Czy stać Cię by zdrowo jeść?

Grochem o garnek

Czy stać Cię by zdrowo jeść?

Segritta

Teraz wszystko będzie inaczej…

Tak mnie straszą wszyscy, odkąd się dowiedzieli, że jestem w ciąży, że teraz świat mi się wywróci do góry nogami i wszystko się zmieni. I może mają rację, ale …nie sądzę. Owszem, dziecko stanie się dla mnie najważniejszą osobą na świecie, ale raczej nie będę jedną z tych kobiet, z którą tylko o dzieciach można pogadać. I piszę ten tekst po to, abyście i Wy, czytelnicy, nie poczuli się czytelnikami bloga parentingowego. Segritta nigdy nie będzie blogiem parentingowym. Będzie po prostu miała kategorię „parenting” i tyle. Teraz będę częściej pisać o ciąży, bo (surprise surprise!) jestem w ciąży. Potem będę częściej pisać o małych, brzydkich bobasach, bo (surprise surprise!) będę miała bobasa (mój oczywiście nie będzie brzydki, bo będzie mój). Ale poza tymi tematami będą tez normalne teksty o relacjach męsko-damskich, kulturze, lajfstajlu (czy ktoś może wreszcie wymyślić jakieś inne na to określenie?!) i wnętrzach. Tak mi dopomóż buk. Ale… w związku z tym, że teraz jestem hormonalnym wykrętkiem emocjonalnym, łatwo się wzruszam, łatwo unoszę i wściekam oraz jednak wchodzę w najgorszą dzicz światowej blogosfery, zwaną krainą wściekłych matek, które są bardziej krwiożercze od fashionistek i bardziej krytyczne od recenzentów literackich – wprowadzam zaostrzony rygor moderacji komentarzy. W skrócie: Jak ktoś chce mi pojechać, że jestem/będę złą matką, nic nie wiem, jestem głupia, robię straszne błędy i gadam bzdury, to niech sobie ten ktoś założy blogaska i tam to wypisuje. U mnie ma być radośnie, miło, kulturalnie i hello kitty. Żadnych złośliwości, uszczypliwości i hejtu. Zero. Nul. Ponieważ nie chce mi się denerwować, cały obowiązek moderacyjny zwalam na Sebę. A uwierzcie mi, nie chcecie być zmoderowani przez Sebę. Tymi radosnymi słowy się z Wami żegnam. Do poniedziałku, kiedy to mam zaplanowany tekst o fotografii i błędach robionych przez amatorów. :)