Olejek tymiankowy – jak stosować

Ziołowy zakątek

Olejek tymiankowy – jak stosować

10 zalet noszenia sukienek i spódniczek

ANIA MALUJE

10 zalet noszenia sukienek i spódniczek

Mój kot i cukrzyca – ratujemy Tytusia!

WIECZNIE MŁODA

Mój kot i cukrzyca – ratujemy Tytusia!

Jaki tablet na studia? Czy się przydaje?

ANIA MALUJE

Jaki tablet na studia? Czy się przydaje?

LOUIS VUITTON CHAIN LOUISE

charlizemystery

LOUIS VUITTON CHAIN LOUISE

Olejek tymiankowy – [poznaj moje olejki]

Ziołowy zakątek

Olejek tymiankowy – [poznaj moje olejki]

Wszyscy jesteśmy szczęściarzami, czyli praktykowanie wdzięczności

Lifemenagerka

Wszyscy jesteśmy szczęściarzami, czyli praktykowanie wdzięczności

Jak zrobić płatki do demakijażu czyli demakijaż bez wody!

WIECZNIE MŁODA

Jak zrobić płatki do demakijażu czyli demakijaż bez wody!

Top 5 drogeryjnych szminek na co dzień - najlepsze kolory poniżej 25 zł

URODA I WŁOSY

Top 5 drogeryjnych szminek na co dzień - najlepsze kolory poniżej 25 zł

Jak długo utrzymał się u mnie efekt po Olaplexie?

BlondHairCare

Jak długo utrzymał się u mnie efekt po Olaplexie?

Efekt tuż po zabiegu Olaplex mogłyście zobaczyć w tym poście, natomiast dzisiaj na specjalne życzenie czytelniczek napiszę, jak zachowywały się moje włosy po zabiegu i jak ich kondycja zmieniała się z każdym myciem. :)Mycie nr 1: na 30 minut przed myciem nałożyłam odżywkę Garnier Gęste i zachwycające, a potem umyłam włosy szamponem Seboradin Czarna Rzepa.Kondycja włosów po pierwszym myciu: optymalnie nawilżone i natłuszczone, bardzo gładkie, proste (jak wyprostowane prostownicą) i bez objętości, ale za to błyszczące i prawie w ogóle się nie plątały! Nie rozczesałam ich przed myciem, a po umyciu wystarczyło przeczesanie włosów palcami, co przed zabiegiem w ogóle nie było możliwe._________________________________________________________________________________Mycie nr 2: na 20 minut przed myciem nałożyłam maskę Pilomax do włosów ciemnych i umyłam głowę szamponem z tej samej serii.Kondycja włosów po drugim myciu: niestety moje włosy nie polubiły maski Pilomax - były po niej delikatnie spuszone, szorstkie i bardzo mocno się plątały. Po zabiegu nie było śladu. :(_________________________________________________________________________________Mycie nr 3: na 20 minut przed myciem nałożyłam odżywkę Garnier Oleo Repair, a następnie umyłam skórę głowy szamponem Serboradin z żeń-szeniem.Kondycja włosów po trzecim myciu: włosy sypkie, dużo mniej się plączą, ale nie ma efektu aksamitnych, gładkich i prostych włosów, który był tuż po zabiegu i po pierwszym umyciu._________________________________________________________________________________W związku z tym, że włosy podczas kolejnych myć nie były w tak dobrym stanie, jak po pierwszym umyciu, postanowiłam nałożyć na nie tę samą odżywkę, którą użyłam za pierwszym razem (Garnier Gęste i zachwycające).Mycie nr 4: na 30 minut przed myciem nałożyłam odżywkę Garnier Gęste i zachwycające, a potem umyłam włosy szamponem Seboradin z żeń-szeniem.Kondycja włosów po czwartym myciu: Włosy sypkie, aksamitne, gładkie i mięsiste. Jednak ten spektakularny efekt to zasługa nałożonej odżywki. :)_________________________________________________________________________________Mycie nr 5: Wizyta u trychologa, o której jeszcze napiszę. :)Kondycja włosów po piątym myciu: Włosy nawilżone, gładkie i aksamitne w dotyku._________________________________________________________________________________Mycie nr 6: na 10 minut przed myciem na skórę głowy nałożyłam peeling Mineral Treatment, a następnie zmyłam go szamponem Seboradin Fitocell. Następnie na 20 minut nałożyłam maskę Garnier Gęste i zachwycające, a potem umyłam skórę głowy szamponem Seboradin z żeń-szeniem. W suche końce wtarłam nektar termiczny Kerastase.Kondycja włosów po szóstym myciu: Włosy sypkie, aksamitne, gładkie i mięsiste. O odżywce Garnier i nektarze Kerastase na pewno niedługo napiszę więcej. :)Dzisiejsze włosyJak widać, efekt na moich włosach zmieniał się w zależności od użytych kosmetyków. Odżywki Pilomax i Garnier Oil Repair, za którymi nie przepadają moje włosy pozostawiały średni efekt, natomiast po odżywce lub masce Garnier Gęste i zachwycające włosy wyglądały naprawdę super. Może gdybym miała bardziej zniszczone włosy zauważyłabym lepszy efekt? Może byłoby inaczej, gdybym przetestowała zabieg regenerujący wraz z produktem do pielęgnacji w domu? Póki co, moim ulubionym zabiegiem regenerującym włosy 2015 roku pozostaje Pro Fiber. :)Jeśli interesuje Was zabieg Olaplex, przeczytajcie komentarze Dominiki. Olaplex to zabieg typowo regenerujący, a włosy do zachowania sprężystości i blasku potrzebują jeszcze nawilżenia i natłuszczenia, dlatego po zabiegu warto skusić się na jakiś zabieg nawilżająco-natłuszczający albo chociażby nałożyć emolientową maseczkę.A Wy co sądzicie o Olaplex? Może miałyście okazję wypróbować?Podzielcie się wrażeniami. :)

SWEATER WEATHER

charlizemystery

SWEATER WEATHER

Przegląd tygodnia #2/11

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #2/11

Umyj twarz olejem – przepis na olejek myjący do twarzy!

WIECZNIE MŁODA

Umyj twarz olejem – przepis na olejek myjący do twarzy!

Travel | Kyoto, Japan

My Point My Style

Travel | Kyoto, Japan

INSTAGRAM MIX #11

charlizemystery

INSTAGRAM MIX #11

Rozgrzewające śniadanie – jabłkowa komosanka z bakaliami

Lifemenagerka

Rozgrzewające śniadanie – jabłkowa komosanka z bakaliami

Moje włosy - listopad 2015

BlondHairCare

Moje włosy - listopad 2015

Woda pokrzywowa na włosy - tani specyfik na wszystko

URODA I WŁOSY

Woda pokrzywowa na włosy - tani specyfik na wszystko

Semilac 068. Hybryda o mocnej czerwieni za dnia, wieczorem - wino z wiśni.

77Gerda

Semilac 068. Hybryda o mocnej czerwieni za dnia, wieczorem - wino z wiśni.

Towarzyszył mi 2 tygodnie temu na urlopie we Włoszech. Odcień, który w zależności od światła może być różne postrzegany. Wieczorem, w sztucznym świetle zdecydowanie wchodzi w bordo, wiśnię, jest dość ciemny. W słońcu prezentuje się jak na zdjęciach. Piękna nasycona czerwień idąca subtelnie w kierunku wina.Foto robiłam w dużym słońcu spacerując nad Jeziorem Garda. Żałuję, że nie uchwyciłam tego koloru wieczorem. Mielibyście pełen pogląd, jak ten odcień się prezentuje w różnym oświetleniu. Wakacje sprawiają, że staję się zapominalska i mało obowiązkowa:)Piękny kolor na jesień i zimę. Klasyczny i dający dużą pewność siebie. Podoba Wam się?Inne kolory hybrydy, jakie miałam przez lata na paznokciach znajdziecie w zakładce Schellac.Pozdrawiam:)

Zobacz jak wyglądają kasztany jadalne w naturze!

Ziołowy zakątek

Zobacz jak wyglądają kasztany jadalne w naturze!

Co zrobić, gdy nie czuje się sensu istnienia?

ANIA MALUJE

Co zrobić, gdy nie czuje się sensu istnienia?

Częstym problem z którym zmagają się ludzie jest brak poczucia jakiegokolwiek sensu. Szczególnie widzę tu o osób, które doświadczyły choroby czy czują się "bezużyteczne" bo  np. są długo bezrobotne. Jak radzić sobie z tym bezsensem?Nie sprzedam gotowej recepty, ale mogę opowiedzieć o doświadczeniach swoich i osób, które dobrze znam. Bo jest pewien sposób, który naprawdę działa.Mogę go streścić w jednym zdaniu:Zrób coś dla innych.Krótko mówiąc - mam na myśli wolontariat.Jeśli stukasz się teraz po głowie - trudno, pewnie nie mam szans aby cię przekonać.Bezrobotna KasiaKasia pracowała dwa lata w bibliotece szkolnej. Potem przyszedł niż, kogoś trzeba było zwolnić. Do biblioteki przeszła inna nauczycielka, dla której zabrakło uczniów, a Kasia przeszła na bezrobocie. Początkowo była pełna zapału i nowej energii. W końcu się wyśpi, zacznie się lepiej odżywiać, znajdzie jakąś nową pracę i wszystko się dobrze potoczy. Z czasem okazało się, że nowej pracy dla Kasi za bardzo nie ma, a jej motywacja mocno spadła. Przestała się czesać, bo i po co, skoro nigdzie nie wychodzi. Kok-cebula na czubku głowy, wygodne porozciągane dresy i tak mijał dzień za dniem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że czuła się bezwartościowa, bezużyteczna. Gdy usłyszała ode mnie o wolontariacie, trochę się zdenerwowała. Jak to, ma pracować za darmo, jak ona tu przeżywa teraz dramat?!  Nie ma pracy i zaraz skończą się oszczędności, a i zasiłek zaraz dobiegnie końca. Mówię - Kasia, co Ci szkodzi, przecież i tak całymi dniami siedzisz w domu. Fuknęła i tyle z tego było.Ale okazało się, że rozważyła, przemyślała i zaangażowała się w wolontariat w domu spokojnej starości. Spędzając czas z innymi ludźmi, którzy jej potrzebowali, na nowo poczuła się ważna, zaczęła czuć, że jej życie ma jakiś sens, jakąś wartość. Zaprzyjaźniła się mocno z pewną uroczą babcią (która nie pozwalała mówić o niej "starsza pani"). Wolontariat nie zajmował jej dużo czasu - dwa razy w tygodniu miała wpadać na godzinę. Nagle miała powód by wyjść z domu, a więc i do tego, aby się uczesać i założyć coś innego niż dres. Zaczęła skanować każdy kąt swojego domu w poszukiwaniu przedmiotów, które mogłyby przydać się w domu starości. Zaniosła tam planszę do "Chińczyka" i kilka przypadkowych pionków do gry, stosik książek. Przypadkiem dowiedziała się, że w gminie trwa świąteczna zbiórka książek dla Domu Dziecka. Jako bibliotekarka czuła w sobie wewnętrzny obowiązek włączenia się do działania. Zaczęła dzwonić po okolicznych księgarniach z prośbą o przekazanie zalegających na półkach tytułów, wieszała plakaty...Gdy wpadła do jednej z księgarń by odebrać kilka skromnych darów, wdała się w pogawędkę z właścicielką księgarni która ... z miejsca zatrudniła Kasię.Powiedziała, że od dawna rozgląda się za pracownikiem ale nie chciała przechodzić przez koszmar rekrutacji i przeglądania CV. Twierdziła, że  ma pecha do osób pełnych oczekiwań, które nie chcą dać nic od siebie i myślą, że praca w księgarni to siedzenie w fotelu i przeglądanie najnowszej prasy.Podobnych historii wysłuchałam już bardzo dużo. Starczy powiedzieć, że wszystkie moje koleżanki ze studiów, które w trakcie działały jako wolontariuszki, znalazły zatrudnienie w szkole bezpośrednio po magisterce (a podobno po pedagogice nie ma pracy).Dlaczego uważam, że wolontariat jest lekarstwem na poczucie bezsensu?Dając innym czujesz, że masz. Nie wiem co, ale masz i masz tego tyle, że możesz dać innym. Zaczynasz czuć się bogatszy i doceniasz to, czego normalnie byś nie zauważył. Np. to, że nie masz Zespołu Downa, białaczki, dziurawego dachu albo tylko jednej pary butówZaczynasz czuć się komuś potrzebny, coś znaczysz. Ktoś na ciebie czeka, ktoś chce się z tobą spotkać, jesteś wartościowyUczysz się pokory, wobec życia, swoich umiejętnościZdobywasz cenne doświadczenia, które będą atutem przy poszukiwaniu pracyMasz motywację i powód, aby wyjść z domuZyskujesz mnóstwo powodów do refleksji i namysłem nad sobąPoznajesz innych ludzi, którym się chce, być może wśród nich znajdziesz przyjaciół albo miłość swojego życiaTak wiem, nie masz czasu, to nie dla ciebie. Być może rzeczywiście tak jest, nie chcę wnikać. Możesz szukać powodów by czegoś nie robić, możesz szukać sposobu, aby obejść wszystkie problemy. Twój wybór. Możesz po prostu wiele stracić nie korzystając, ale nie będę zmuszać ani namawiać.Pani JankaJanka to starsza kobieta z fryzurą na "barana". Krótkie włosy ułożone w misterne... loczki? W każdym razie to typowa starsza pani w samodzielnie wydzierganym berecie (nie, nie moherowym), przyciemnianych okularach i baranie na głowie. Spotkałam ją w kolejce na badania krwi, gdzie jak zawsze narzekała na ciężkie życie, na młodzież, na kolejki i polityków. Typowy dzień, typowa sytuacja. Miała za dużo czasu wolnego i rodzinę za daleko, by wypełnić cały dzień jakimś działaniem. Rano można było iść do lekarza albo dyskontu, ewentualnie na cmentarz. Ale od rana do pasma seriali i paradokumentów jest jeszcze kilka godzin do wypełnienia. No i jeśli obejrzała te trudne sprawy wieczorem, to rano nie miała co robić, bo były powtórki. Zapytałam ją, co sprawia jej największą przyjemność w życiu. Powiedziała, że lubi pobyć w kościele, kiedy jest tak pięknie przystrojony. W sumie to nie jestem za bardzo w temacie, bo w kościele nie bywam, ale okazało się, kościół jest ładnie przystrojony na komunie, na majowe i na śluby. Trafiłam przypadkiem na jakiś jeszcze mało zużyty temat, bo pani Janka się trochę ożywiła i zaczęła gadać, że normalnie to przed kościołem brzydko, bo jakieś chwasty a i w gablotce ciągle to samo wisi, że ten proboszcz to nic a nic nie dba. Delikatnie podsunęłam jej pomysł, że pewnie można coś z tym zrobić, ale potem była moja kolej, jak wyszłam to pani Janka już była chyba w gabinecie swojego lekarza i tyle ją widziałam.Mało nie podskoczyłam z przerażenia, gdy kilka miesięcy temu w jednym z bydgoskich lumpeksów ktoś szarpnął mnie za rękę. To była pani z kolejki ;-). Zaczęła mi opowiadać, że ksiądz pozwolił jej działać i że...- Z ambony powiedział, że wzorowa parafianka, wzorowa parafianka powiedział. I wszyscy słyszeli i jeszcze mi teraz Halina pomaga taka sąsiadka, też dobra kobita.Nie wiem co pani Janka robi dla kościoła, ale chyba znalazła w tym jakieś miejsce dla siebie. Ja muszę przyznać, że nie rozpoznałam kobiety z kolejki i po wyjściu z lumpeksu długo zastanawiałam się kto to był :DGdzie warto działać? Zapewne miejsc gdzie warto działać w ramach wolontariatu jest sporo. Ja miałam doświadczenie z przedszkolem - początkowo było fajnie, z czasem okazało się, że miałyśmy wyręczać przedszkolanki w ich pracy. Było to dla mnie o tyle przykre, że namówiłam na ten wolontariat koleżanki, a potem wyszło słabo. To jest przykra sytuacja gdy dyrektorka ma focha, że ktoś odmawia przyjścia we wtorek na rano, bo ma seminarium albo ćwiczenia na studiach. Na takie wolontariaty chciałabym uczulić - jeśli decydujecie się na wolontariat w takim miejscu, podpiszcie umowę o wolontariat, gdzie będzie określony zakres obowiązków i czas trwania. Warto też wybrać takie miejsce, gdzie będzie można się czegoś nauczyć od innych.Później zaczęłam za darmo prowadzić część zajęć z dziećmi, bo uważam, że warto dać im szansę, że na nią zasługują. Zdobywam w ten sposób wiele cennych doświadczeń, ale najcenniejszy jest uśmiech i taka iskierka w oku, gdy dziecko poczuje że coś umie, że coś znaczy. To jest dla mnie bezcenne.Na co chciałabym uczulić?- Wolontariat w takich miejscach jak Dom Dziecka czy szpital, szczególnie onkologia dziecięca... to są często pierwsze myśli przyszłych wolontariuszy, ale nie ma nic gorszego niż się zadeklarować, a potem tego  nie wytrzymać psychicznie i bez słowa odejść z wolontariatu. Tym dzieciom pęka serce. Proponuję osiem raz się zastanowić i przedyskutować wszystko z koordynatorem wolontariatu, nie składać obietnic bez pokrycia. Ja sama się do tego nie nadaję, więc się do takich miejsc nie pcham. Jestem jednak pewna, że każdy znajdzie dla siebie jakieś miejsce.Jest jeszcze "Projektor". Za wiele nie powiem, bo jestem beznadziejną wolontariuszką - zdarzyło mi się zrobić dwa projekty wakacyjne i jedynie kilka systematycznych, ale gorąco zachęcam.Na czym to polega?"Projekt" to zajęcia edukacyjne dla dzieci. Ich tematykę możesz wybrać samodzielnie, np. to mogą być zajęcia z matematyki, ale też angielskiego czy po prostu zabawy. Jak nie masz pomysłu, to ktoś Ci go podsunie, więc nie ma obaw. Projekt realizują przynajmniej dwie osoby, ale może być więcej. Jedziesz z nim do szkoły (miasta do 20 tys.mieszkańców) która jest zrzeszona w Projektorze.Fundacja zwraca koszty materiałów i dojazdu.Istnieją projekty systematyczne - 3 x odwiedzasz szkołę na dwie godziny lekcyjne (w ciągu miesiąca), oraz wakacyjne, gdzie spędzasz na projekcie tydzień, śpiąc w szkole (domu kultury, harcówce itp.), masz zapewnione materiały, dojazd i wyżywienie a w zamian prowadzisz 5x45 minut zajęć każdego dnia. Na tej zasadzie byłam nad morzem i Makowie Podhalańskim (przykładowa relacja tutaj : Gdzie nad morze? Sztutowo!).Oprócz tego Projektor organizuje mnóstwo szkoleń i kursów, np. z kryminalistyki, skręcania balonów i tak dalej. Bezpłatnie, z certyfikatem, świetna sprawa.Projektor działa przy wielu uczelniach, w Bydgoszczy obecnie koordynuje go Magda Błażyńska (polecam, wspaniała osoba!).Fanpage bydgoskiego projektora znajdziecie tutaj (klik), natomiast szóstego i siódmego listopada są bezpłatne szkolenia, może uda się na coś jeszcze załapać (klik). Nie chcę nawet liczyć ile razy wolontariusze dostawali na maila propozycję pracy przy animacjach i innych zadaniach - to są takie oferty, które nie trafiają na normalny rynek ogłoszeń o pracę ;-). Bydgoski projektor wcześniej koordynowała Nina Woderska, również przesympatyczna osoba, wiem, ze obecnie działa w Poznaniu w Creo , więc też podrzucam fanpage (klik).Niedawno odezwała się do mnie Patrycja Zachara, wolontariuszka fundacji z Gdyni, która zajmuje się osobami niewidomymi i niepełnosprawnymi. Nie wiem czy nic nie pokręciłam, ale podrzucam link do wydarzenia (klik).PS. Zdjęcia są jakie są, bo nie miałam czym zilustrować tekstu. Prawdę mówiąc, fotki cyknęłam na samowyzwalaczu by ocenić z dystansem, czy bluzkę lepiej wpuścić w spodnie, czy puścić luzem :PPonieważ i tak padną pytania : Bluzka (klik) , Spodnie pokazywałam niedawno, a buty kupiłam tutaj (klik). A dylemat bluzki wciąż nierozwiązany :))Wiem, że działacie w wielu różnych wolontariatach, np. Szlachetna Paczka, Akademia Przyszłości - jeśli masz jakieś doświadczenia, komentarze są dobrym miejscem do zachęcania :)).Uściski!Bądź na bieżąco!  ❤ INSTAGRAM ❤ FACEBOOK ❤❤ FACEBOOK MONIKI ❤ Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :) Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Oliwy smakowe + pizza z patelni = przepis na niebo w gębie!

WIECZNIE MŁODA

Oliwy smakowe + pizza z patelni = przepis na niebo w gębie!

Pesto z jarmużu

Lifemenagerka

Pesto z jarmużu

Jest pięknie

10 rzeczy, które warto wiedzieć o Mazda2

Spędziłam tydzień jako kierowca w Mazda2. Czego się dowiedziałam o tym samochodzie? Na co dzień jeżdżę innym modelem Mazdy – MX-5. Pisałam już kiedyś o tym, dlaczego warto kupić niepraktyczny samochód, ale rozumiem, że nie wszyscy pójdą w moje ślady. Mazda2 to samochód na wskroś praktyczny, który jednak daje dużo przyjemności z jazdy. Dlaczego? Jest zwinny, relatywnie szybki, pakowny, ma sporo funkcji, które ułatwiają życie. Nie mam ambicji pisania napakowanych technikaliami recenzji, ale jest kilka rzeczy, które w Mazda2 zwracają uwagę. Po pierwsze, Mazda2 jest całkiem pakowna. W bagażniku zmieściły się 3 średniej wielkości walizki, torba na sprzęt i dodatkowe kurtki (już luzem, gdyby pogoda szybko się zmieniła). Po drugie, Mazda2 nie zużywa dużo paliwa. Przejechałam nią ponad 2000 km, po drogach szybkiego ruchu i po wąskich wiejskich dróżkach, po miastach i po wsiach. Spalanie oscylowało w granicach 6 litrów na setkę. Po trzecie, Mazda2 jedzie dobrze. Nie jest to samochód, którym będę się ścigać ze świateł, ale 115KM w zupełności wystarczyło, żeby dynamicznie jechać po autostradzie. Jeśli planujesz wycieczki po Polsce, sugerowałabym tę wersję silnikową – będzie najwygodniejsza przy szybkiej jeździe, przy wyprzedzaniu (w trasie przydaje się szósty bieg). Ale na miasto równie dobrze można wziąć słabszy silnik, zwłaszcza że wersja 90KM występuje z automatyczną skrzynią biegów, co w korkach jest miłym dodatkiem. Po czwarte, uchwyty na kubki. W trasie zawsze mamy ze sobą kubki z kawą, z herbatą. Samochód, w którym nie mam gdzie tego kubka postawić, od razu traci u mnie sporo punktów. Mazda2 ma 2 duże uchwyty na kubki, a dodatkowo w drzwiach zmieści się butelka wody. Po piąte, Mazda2 jest mądra. Projektanci wyposażyli samochód w wiele ułatwiających prowadzenie systemów. Mój ulubiony to RCTA, czyli system monitorowania ruchu poprzecznego przy cofaniu – nazwa jest długa, ale chodzi o to, żeby wycofując z miejsca parkingowego przy ruchliwej drodze, nie zderzyć się z nadjeżdżającym autem. Mazda2 poinformuje Cię pikaniem, jeśli coś jedzie. Jest też asystent pasa ruchu i system monitorowania martwego pola. Jeśli zaczynasz myśleć, że oto stworzono samochód, który chce Cię ubezwłasnowolnić, nic bardziej mylnego. Te systemy są po to, żeby ich używać – automatycznie powiadamiają Cię, jeśli chcesz wyprzedzać, a ktoś jest za Tobą, albo jeśli zmienisz pas, nie sygnalizując tego. To wpływa na bezpieczeństwo. Po szóste, Mazda2 ma automatycznie przełączające się światła (drogowe / mijania) – w podróży w nocy są szczególnie przydatne, bo nie oślepiamy jadących z przeciwka. Po siódme, nawigacja Mazdy2 podpowiada Ci dopuszczalną prędkość na drodze, którą się poruszasz. Jasne, na pewno znasz ograniczenia na drodze, którą pokonujesz codziennie, ale w obcym miejscu łatwo o kłopot, jeśli nie zauważysz znaku. Po ósme, Mazda2 ma head-up display. To nie tylko bajer zwracający uwagę, to też wygoda, bo teraz nie muszę odwracać wzroku od drogi, jeśli chcę zobaczyć, jaki będzie następny manewr według nawigacji. Po dziewiąte, Mazda2 ma tempomat. Nie do przecenienia na autostradach i drogach szybkiego ruchu. Po dziesiąte, Mazda2 ma system wspomagania ruszania na wzniesieniu. Innymi słowy, nie stacza się, kiedy ruszam „pod górkę”. Dziękujemy firmie Mazda Motor Poland za umożliwienie tej wycieczki. Share and Enjoy Share on Facebook Retweet this The post 10 rzeczy, które warto wiedzieć o Mazda2 appeared first on Jest Pięknie.

Arabskie pulpety z tahini

Jest pięknie

Arabskie pulpety z tahini

Czy suplementy są potrzebne? Mój stosunek do suplementacji diety

Lifemenagerka

Czy suplementy są potrzebne? Mój stosunek do suplementacji diety

Jest pięknie

Jesienne wakacje: Podlasie (i alpaki!)

Podlasie to miejsce, do którego zawsze wracam z przyjemnością. Zjeździliśmy je wzdłuż i wszerz, bo jest tam ładnie i spokojnie. Na tyle, że rozważaliśmy kupienie tam siedliska. W końcu poszło inaczej, ale podlaskie wsie dalej są urokliwe. Podlasie to duży obszar. Tym razem wyruszyliśmy z Białowieży w kierunku na Mielnik, Tokary, Grabarkę. Tę okolicę znamy najlepiej – chyba nie ma wsi, w której byśmy nie oglądali domu na sprzedaż. Mielnik to miasto w tej okolicy – położone nad Bugiem, z pięknymi widokami. Kilka lat temu, niewiele się tam działo, ale teraz odnowiono kino, działają gospodarstwa agroturystyczne, jest kilka restauracji. Polecam, jeśli szukasz kierunku w miarę niedaleko od Warszawy, ale w zupełnie innym klimacie niż mazowieckie dworki. Kolejnym punktem na naszej trasie były Tokary – malutka wieś pod samą granicą z Białorusią. Pośrodku lasu, tuż przy granicy, stoi niewielka cerkiew. Nie zaglądam do środka, ale bardzo lubię to miejsce, bo kompletnie nic się tam nie dzieje. Miło czasem posłuchać ciszy. Przy okazji, te okolice opisane zostały przez Kasię Bondę w książce „Sprawa Niny Frank”. Poza tym, że to w ogóle dobra książka, czytało mi się ją jeszcze lepiej dzięki temu, że znałam okolice i mogłam dokładnie sobie wyobrazić sceny z książki. Nie znasz książek Bondy? Błąd. Napraw go jak najszybciej. Pojechaliśmy też do Grabarki, gdzie weszliśmy na wzgórze. To miejsce wyjątkowe dla wyznawców prawosławia – ja nie mam może skojarzeń religijnych, ale byłam tu wiele razy, lubię to miejsce, bo jak na obiekt kultu, jest wyjątkowo spokojne. Jeszcze w drodze do Białowieży, przypadkowo znalazłam informację o fermie alpak w pobliżu. No, w pobliżu jak w pobliżu, bo ferma znajduje się już na drodze do Warszawy, ale nie mogłam sobie takiej okazji odmówić. Upewniłam się telefonicznie, że można tak po prostu przyjechać. Można. Przemiły właściciel opowiedział nam o alpakach (jedzą siano, marchewkę, plują tylko jeśli są zdenerwowane), dał nam je pogłaskać (alpakom bardzo smakował żel antybakteryjny do rąk) i wyjaśnił, że minimum to 3 sztuki, bo jednej będzie smutno, a dwie będą ze sobą rywalizować. Cały czas rozważam, czy nie zacząć hodowli w Warszawie. Kiedy wreszcie dojechaliśmy do domu, byłam trochę zmęczona, trochę nadal „w trasie” – w ciągu kilku dni byliśmy w tylu miejscach, tyle zobaczyliśmy. Przejechaliśmy ponad 2000 km, Mazda2 okazała się samochodem na każdą pogodę i każde warunki, zmieściła 4 dorosłe osoby i zadałam nią szyku na patelniach walimskich. To były udane jesienne wakacje.   Share and Enjoy Share on Facebook Retweet this The post Jesienne wakacje: Podlasie (i alpaki!) appeared first on Jest Pięknie.

Emu Stinger | Must have na jesień i zimę

BlondHairCare

Emu Stinger | Must have na jesień i zimę

Dzisiejszy wpis nie będzie o włosach, a o moich ulubionych zimowych butach. Bardzo często pojawiam się w nich na blogu w okresie jesienno-zimowym i wówczas budzą kontrowersje w komentarzach. :) Jedni uważają je za szpecące, inni nie wyobrażają sobie bez nich życia. Ja należę zdecydowanie do tej drugiej grupy i dziś napiszę za co tak bardzo je lubię.Moja zasada kupowania butówNie mam w swojej kolekcji wielu par butów, ponieważ od kilku lat stawiam na jakość, a nie na ilość. Wolę kupić porządnie wykonaną parę butów, ale mieć przy tym pewność, że będą wygodne i funkcjonalne, a podeszwa nie odpadnie nagle podczas spaceru w środku miasta. Jak to mówią - nie stać mnie na jednorazowe rozwiązania i nie kupuję produktów, które po kilku miesiącach będę musiała wyrzucić. Nie kupuję też butów, które są niewygodne, nawet jeśli są przy tym przepiękne i dobrze wykonane. Praktykuję te zasady od kilku lat i jestem bardzo zadowolona. :)Źródło: elitechoice.orgZalety butów Emu StingerEmu Stinger to buty, dzięki którym pokochałam jesień i zimę. Dlaczego?♦ Są bardzo ciepłe i nawet podczas silnych mrozów nie czuć w nich zimna. Oczekiwanie na tramwaj lub autobus w chłodne dni nie jest już tak uciążliwe, a zimowe spacery w śniegu to sama przyjemność. :) Idealnie sprawdzą się u osób, którym ciągle zimno! :)♦ Stopa w Emu się nie poci i nie przegrzewa. Jeszcze nigdy nie było mi w nich za gorąco, nawet wtedy, gdy spędzałam kilka godzin w ciepłym pomieszczeniu.♦ Nie przemakają, mimo braku zapewnień o wodoodporności (nie wszystkie modele Emu są wodoodporne i warto o tym pamiętać podczas zakupu).♦ Miękkie wkładki. Odkąd skręciłam prawą stopę, chodzenie w butach z twardymi podeszwami kończy się kilkudniowym bólem stopy i łydki, dlatego miękkie Emu to dla mnie wybawienie.♦ Są lekkie i miękkie, co dodatkowo zwiększa komfort noszenia - ani nie obciążają nóg, ani nie uciskają łydek.♦ Stabilność. Buty nie rozciągają się w miarę chodzenia, dlatego też nie spadają ze stóp i nie klapią.A wady? Nie zauważyłam żadnej. :)Mity na temat butów EmuWielu osobom Emu kojarzą się z rozciapcianymi butami, tj. pocącą się stopą, zdeptaną podeszwą, brakiem stabilności i zbyt luźną cholewą. Oryginalne Emu Stinger nie mają z tym nic wspólnego, a tego rodzaju opinie wzięły się od butów Emu-podobnych. Na pewno nie raz spotkaliście na ulicach taki widok:Źródło: wykop.plKilka lat temu nosiłam Emu Wool, czyli model o zdecydowanie gorszej jakości od Emu Stinger. Emu Wool rozciągnęły się o 2 rozmiary w miarę chodzenia, a stopa straciła stabilność, po jakimś czasie zaczęły też przemakać. Nosiłam je przez 3 sezony (prawie codziennie od października do kwietnia), ale na pewno nie wyglądają tak, jak na powyższym zdjęciu. :)Gdzie najlepiej kupić Emu?Emu najlepiej kupić w sklepach, w których mamy pewność, że oferowany towar jest oryginalny. W Internecie dostępne są na przykład w:♦ Answear.com (TUTAJ),♦ Sarenza.pl (TUTAJ),♦ Zalando.pl (TUTAJ),♦ Lista pozostałych sklepów: KLIK.Najlepszym momentem na zakup jest okres letnich i zimowych wyprzedaży, gdzie ceny spadają nawet o 50-70%! Ja swój model Stinger Hi kupiłam właśnie wtedy i zapłaciłam 450 zł, podczas gdy w sezonie ceny wahały się od 900 do 1200 zł. Bardzo często w wyżej wymienionych sklepach widuję kilkudniowe promocje. :)Cena na pierwszy rzut oka wydaje się wygórowana, ale biorąc pod uwagę jakość i właściwości butów, przestaję mieć wątpliwości. Szczególnie, że obecnie ceny jednosezonowych butów też nie należą do najniższych - przez okres przydatności Emu wydamy tyle samo na buty o wątpliwej jakości, a jestem pewna, że nie dadzą nawet 50% komfortu, który zapewniają Emu.Jaki kolor i model Emu wybrać?Choć marzyły mi się orzechowe, bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na czarne. Szare dość szybko się brudziły i czasami ciężko było je doczyścić, z czarnymi nie mam żadnego problemu. Jeśli zdecydowałabym się na kolejną parę, raczej będę celować w ciemne kolory, np. czekoladowy lub granatowy. :)Jeśli chodzi o model, jest ich naprawdę sporo: Emu Spindle, Emu Stinger, Emu Platinum Stinger, Emu Peterson. Opisy poszczególnych modeli znajdziecie w sklepach internetowych, ale gdybym ja miała wybierać, na pewno postawiłabym na Emu Stinger Platinum albo Emu Peterson (ich krój nie przypadł mi jednak do gustu), które są nieprzemakalne i najbardziej stabilne.Emu Stinger Hi, które posiadam również się nie rozciągają, nie przemakają i są stabilne. Noszenie ich to sama przyjemność. :) Sprawdzają się podczas jesienno-zimowych wyjazdów: nad morze, do dużych miast, na wieś, do lasu. Unikam chodzenia w Emu po roztopach lub deszczu, ale nie sposób tego na dłuższą metę uniknąć. Regularnie impregnowane nie straciły swoich właściwości i koloru.W każdym modelu wyróżnia się 4 różne długości cholewy: hi, lo, mini i micro.Czyszczenie EmuDo czyszczenia swoich butów używam specjalnej gąbki do czyszczenia zamszu, a do konserwacji specjalnego sprayu. Szare Emu Wool pod koniec ich życia wyprałam w pralce w trybie pranie ręczne i przeżyły, ale drugi raz bym się już na to nie odważyła. :)Jestem ciekawa, co użytkowniczki Emu o nich sądzą i czy są wśród nich takie, którym nie przypadły do gustu pod względem funkcjonalności. :)

MOJE SPOSOBY NA DOMOWY MANICURE

charlizemystery

MOJE SPOSOBY NA DOMOWY MANICURE

Siano na głowie – akcja regeneracja!

WIECZNIE MŁODA

Siano na głowie – akcja regeneracja!