KONKURS - wygraj jeden z czterech róży mineralnych Annabelle Minerals

'DARIAA

KONKURS - wygraj jeden z czterech róży mineralnych Annabelle Minerals

Szafeczka blog

Tego nie rozumieją bezdzietni znajomi

Gdy zostajesz mamą zmienia się prawie wszystko. Po roku od tego, gdy Twoje dziecko zacznie mówić powoli zapominasz jak masz na imię. Większa szansa, że zareagujesz na przypadkowo zasłyszane MAMO, niż na swoje imię. Przestawiają się priorytety, dochodzi milion obowiązków i tona zmęczenia. W kwestii towarzyskiej bywa różnie. Jeśli zdecydowana większość Twoich znajomych (w tym… The post Tego nie rozumieją bezdzietni znajomi appeared first on szafeczka.com.

Wyzwanie 10×10 – DZIEŃ 8

KAMERALNA

Wyzwanie 10×10 – DZIEŃ 8

Darmowe jesienne DIY dla twojego domu

Odkryte litery

Darmowe jesienne DIY dla twojego domu

Babeczki dyniowe ze śliwką.

Nieperfekcyjna Pani Domu

Babeczki dyniowe ze śliwką.

               Sezon dyniowy chyli się ku końcowi, dlatego podczas gdy dzieci drążą dyniowe dekoracje na Halloween, my możemy poeksperymentować z dynią w kuchni. Oprócz przepysznej zupy dyniowej, która idealnie sprawdzi się na chłodne dni - polecam muffiny dyniowe.       W pierwszej kolejni trzeba taką dynię upiec. Umyte i pokrojone na kawałki części kładziemy na blaszce skórką do dołu i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni C. Pieczemy przez około 1 godzinę lub do czasu aż dynia będzie miękka. Łyżką wydrążamy miąższ z upieczonej dyni i miksujemy ją blenderem na gładkie purée. Odmierzamy potrzebną ilość. Resztę można trzymać w lodówce przez kilka dni, można też zamrozić na dłużej.  Do babeczek oprócz 200g purée z pieczonej dyni potrzebujemy: 300 g mąki pszennej np. tortowej2 łyżeczki proszku do pieczenia1/2 łyżeczki sody oczyszczonej170 g cukruszczypta soli2 łyżki cukru wanilinowego lub 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego2 jajka (duże L)60 ml mleka150 g masła, roztopionego     Piekarnik nagrzewamy do 190 stopni C. W jednej misce mieszamy przesianą mąkę razem z proszkiem do pieczenia i sodą. Dodajemy cukier, sól, skórkę z pomarańczy, wanilię. W drugiej misce mieszkamy widelcem jajka razem z purée z dyni, dodajemy roztopione i wystudzone masło, na koniec mleko. Teraz wszystkie składniki delikatnie łączymy za pomocą łyżki: do sypkich, przesianych składników dodajemy masę jajeczną i krótko oraz delikatnie mieszamy łyżką - ciasto ma być lekko grudkowate, ale surowa mąka nie powinna być widoczna. Nie można zbyt długo mieszać składników. Ciasto wykładamy do przygotowanych foremek, na wierzchu możemy  położyć owoce lub pestki dyni. Wstawiamy do piekarnika. Pieczemy przez około 18-20 minut, do suchego patyczka. Z takiej ilości składników wychodzi nam ok 12-15 babeczek. Smacznego!

StreetCouple

ŁUKASZ PODLIŃSKI

StreetCouple

BAKUSIOWO

Nie wiedziałam, że ten zapach aż tak wpływa na moje dziecko… (i Twoje też!)

Czy czujesz nosem pory roku? Na przykład pierwsze dni wiosny, albo zbliżającą się jesień?  Albo zapach pomarańczy i mandarynek pośrodku lata, przywodzący na myśl od razu Boże Narodzenie? Ja tak mam. Obstawiam, że Ty też. Kiedyś rozmawiałam z koleżanką, która była kaleką. Serio. Była kaleką, a ja tego nie rozumiałam. Nie była niewidoma, nie była…

Palermo perła Sycylii - pierwsze wrażenia

Fashionable

Palermo perła Sycylii - pierwsze wrażenia

Il Gufo / Paris / Louvre museum / Photos & Film

Vivi & Oli

Il Gufo / Paris / Louvre museum / Photos & Film

BLACK BOMBER JACKET

GUMIJAGODA

BLACK BOMBER JACKET

JOTEM

Wizyta w fabryce G-klasy w Graz i jazdy testowe

Wspólnie z Mercedes-Benz Polska odwiedziłem fabrykę G-klasy usytuowaną w miejscowości Graz w Austrii. Było dużo zwiedzania, jazdy w terenie i nie tylko! Na swoich stronach internetowych napisałem, że jestem fanem japońskiej motoryzacji, która towarzyszy mi od dawna. Mercedes postanowił pokazać mi, za co ludzie od wielu lat kochają ich samochody. Początek naszej wycieczki zaczął się 19 października w Warszawie. Z samego rana, a właściwie jeszcze przed wschodem słońca, wsiedliśmy w Mercedesa c450 AMG i ruszyliśmy w blisko 900 kilometrową trasę. Moim towarzyszem podróży był Michał Wardak, który w Mercedesie-Benz Polska zajmuje się public relations. Warto wspomnieć, że nasze auto było maksymalnie wyposażone i niemal przez całą trasę odkrywałem kolejne ciekawe rozwiązania i pomysły zastosowane przez Mercedesa. Świetny samochód.    Do Austrii pojechaliśmy C450 AMG Do Austrii przyjechaliśmy w środę po południu. Zatrzymaliśmy się w hotelu Europa, do którego nieco później dojechała również grupa z Krakowa. W trakcie trasy rzuciło mi się w oczy kilka rzeczy. Przede wszystkim to, jak grzecznie jeżdżą kierowcy za granicą. Nie ma tutaj wymuszeń, przepychanek, szeryfów lewego pasa czy aut nadmiernie przekraczających prędkość. Nie ma także wszechobecnych znaków, które w Polsce sprawiają wrażenie rozmieszczonych bez sensu i na kilogramy. Pozytywne wrażenie zrobił na mnie hotel. W sumie musiał kosztując blisko 170 euro za noc. Wybór w trakcie śniadań był większy niż karta w większości polskich restauracji. Sam pokój bardzo dobrze wyposażony, czysty i zadbany. Uwierzcie mi, byłem w hotelach o znacznie większej liczbie gwiazdek, a pokoje wyglądały jak po wojnie lub PRL. Tutaj wszystko było eleganckie i na swoim miejscu. Była nawet moja ulubiona herbata w pokoju.  Po wejściu do pokoju, na łóżku czekało na mnie zaproszenie na G-Class Experience z pełnym harmonogramem wydarzenia. Miało odbyć się dopiero następnego dnia z samego rana, więc ruszyliśmy na zwiedzanie Graz. Dołączył do nas Paweł Durka, który jako product manager w Mercedes-Benz Polska, wie wszystko o tych autach. Zaproszenie na G-Class experience Nigdy nie byłem w Austrii, nie znam też specjałów kuchni austriackiej dlatego w pełni zaufałem moim kompanom. Kolacja była świetną okazją, aby lepiej się poznać. Zamówiliśmy sznycle z jagnięciny oraz degustowaliśmy lokalne trunki. Zwróciłem uwagę na ilość osób w lokalach. Nawet w środku tygodnia są wypełnione po brzegi i bez rezerwacji ciężko jest gdziekolwiek zamówić stolik. Jedzenie jest dość tłuste, ale bardzo smaczne. Przypadło mi do gustu. Nie kupuję natomiast wszechobecnego dodawania ziemniaków do wszystkiego, nawet do sałatek. Taksówkami jeżdżą głównie Mercedesy ale także… Toyoty Prius.  Wyjazd do fabryki Magna Steyr w Graz O poranku następnego dnia, przed głównym wejściem do hotelu czekało na nas pięć Mercedesów klasy G w wersjach AMG. Dwudziestocalowe felgi robią wrażenie, podobnie jak znaczek AMG, pod którym na błotniku kryje się magiczny napis V8 biturbo. Te silniki nie tylko świetnie napędzają auto, ale również brzmią. Miałem wybrać sobie dowolne auto, które zawiezie mnie do fabryki Magna Steyr w Graz. Przed hotelem czekały na nas G-klasy w wersjach AMG Do fabryki dojechaliśmy w niespełna pół godziny. To potężny ośrodek, do którego przylega również specjalny tor do jazdy testowej. Nie brakuje na nim różnych wzniesień, płyt poślizgowych czy nieco trudniejszego terenu. Fabryka produkuje G-klasę również dla wojska m.in. szwajcarskiego dlatego wewnątrz montowni nie mogliśmy robić zdjęć. Po prezentacji modelu, jego historii oraz ciekawostek z nim związanych zwiedziliśmy fabrykę. Jest tak duża, że jeżdżąc po niej meleksami trwało to w sumie prawie 30 minut. Zobaczyliśmy jak powstaje G-klasa, a w szczególności jak składane czy szyte są poszczególne elementy i jak stopniowo tworzy to całość. Wszystko w środku składane jest ręcznie. Robi to niesamowite wrażenie ale wymaga również mnóstwa pracy. Fabryka zatrudnia około 2000 pracowników, którzy pracują w systemie dwuzmianowym, pięć dni w tygodniu. W ciągu dnia z linii montażowej zjeżdża nawet 100 Mercedesów G-Klasy. W ciągu roku daje to 25 tys. aut, z których blisko 5000 przeznaczonych jest dla wojska. Wciąż najpopularniejszym modelem jest G63 i G65 w wersjach AMG. Te wersje stanowią blisko ponad połowę wszystkich sprzedawanych cywilnych modeli tej klasy. Gdzie trafiają? Oczywiście jest to głównie Arabia Saudyjska.  G350 na torze zręcznościowym Po zwiedzaniu fabryki nadszedł czas na poznanie systemów G-klasy w praktyce. Przed fabryką znajdują się specjalne konstrukcje, które symulują najcięższe warunki terenowe. Nie brakuje również dziesiątek modeli G-klasy w różnych wersjach. Są tutaj zarówno G350 z silnikiem diesla, rzucające się w oczy wersje 4x4x2 czy auto z silnikiem V12 doładowany dwiema turbinami. Konkretne auta możecie zobaczyć w galerii, do której odsyłam na końcu artykułu.  Schöckl czyli tor dla terenówek Kolejnym punktem wycieczki był wyjazd na górę Schöckl, znajdujące się kilkadziesiąt kilometrów od fabryki w Graz. Ciekawostką jest to, że na ten tor wjazd mają wyłącznie auta sygnowane logiem Mercedesa i G-klasy. Moim instruktorem i kierowcą był Karl Studeny, który w Mercedes-Benz pracuje od końca lat 90. Jest inżynierem, który udoskonala pojazdy i kierowcą prototypów oraz mocniejszych aut. To on, jako jedyny mógł prowadzić wersję z napędem na… sześć kół. To te słynne, potężne auto, które znacie pewnie z programu TopGear. Z Karlem spędziłem pół dnia i mieliśmy okazję rozmawiać o wielu rzeczach, w tym o jego karierze, początkach pracy, tym czym zajmuje się w Mercedesie oraz co robi w wolnych chwilach. Ten bardzo sympatyczny facet w pracy jeździ autem V12 biturbo, a na co dzień starym oplem. Bardzo lubi chodzić na grzyby, łowić ryby i grać w piłkę nożną. Zaprosił mnie na wspólną grę, ale ostrzegł, że jest dobrym stoperem i nie będzie mi łatwo. Karl Studeny w drodze na górę Schöckl Nie bez powodu wplatam do tej historii Karla. Karl pomógł mi w lepszy sposób poznać G350, którą miałem zmierzyć się z górą Schöckl. W sposób iście profesorski pokazał mi w praktyce działanie wszystkich przełączników, blokad, reduktora itp. Szkolenie przydało się. Pokonałem tor w stałym tempie, pewnie przesuwając się do przodu zarówno po kamieniach, wzniesieniach jak i śniegu, którego tego dnia nie brakowało. Instruktorzy zachwalali padający od kilku dni deszcz tłumacząc, że im gorsze warunki tym lepiej zobaczymy jak świetnie radzą sobie napędy w G-Klasie. Gdy wysiadłem na chwilę zrobić parę zdjęć, po pierwszym kroku prawie poleciałem w pierwsze z brzegu krzaki. Było bardzo ślisko, ale na aucie wydało się to nie robić żadnego wrażenia. Później pojechaliśmy na obiad, na którym mieliśmy kolejną okazję poznać się bliżej z całą ekipą. Muszę przyznać, że góra Schöckl jest pięknie położona. Widok z 1500 metrów, gdzie znajdował się tor jest świetny. Szybko jednak okazało się, że w programie mamy jeszcze jedną… ekstremalną rzecz – jak najszybszy zjazd z toru. Zobaczycie to na filmie.  Na szczycie góry Schöckl Początkowo Karl i inni kierowcy jechali wyjątkowo spokojnie opowiadając dowcipy i ochoczo żartując. Próbowali uśpić naszą czujność w trakcie pokonywania asfaltowej drogi prowadzącej od restauracji do toru. Nagle auto zjechało z asfaltu na trasę, na którą nie poszedłbym nawet piechotą. Duży kąt nachylenia, ogromne głazy, błoto i drzewa ocierające się o auto, to tylko część elementów potęgujących wrażenie. Auto tak rzucało w każdą stronę, że nie martwiłem się już o obiad, a o wszystkie narządy wewnętrzne. Moje nerki zachowywały się jak kulka w maszynie do pinballa. Chciałem jednak mieć jak najlepsze nagranie. Zaparłem się nogami i łokciami co chwilę pytając Karla czy ma ubezpieczenie na życie i czy kiedyś ktoś zginął w trakcie G-class Experience. Z uśmiechem odpowiedział, że ma i nigdy nikomu się nic nie stało oraz, że za chwilę droga nie będzie tak kręta i jeszcze bardziej przyspieszymy. Karl bardzo przejął się i chciał, bym nagrał jak najlepszy materiał dlatego popędzał innych kierowców i wybierał najbardziej ekstremalne elementy trasy. Zaśmiałem się, że moja Grand Vitara ze stałym napędem na 4 koła przed wjazdem na tor włączyłaby tryb autodestrukcji i rozpadłaby się na pierwszym kamieniu. G-klasa zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Auto wytrzymało wszystko, nic się z nim nie stało, nic nie uszkodziliśmy, ba, nawet nic nie zaskrzypiało czy stukało w drodze powrotnej. Karl tłumaczył, że te auta jeździły już po tym torze kilkaset razy! Wymieniane są dopiero wtedy, gdy trzeba przetestować nowy model i że jeszcze nigdy nikt nie uszkodzili żadnego z nich. Opony też nie są wzmacniane i całe auta są w wersjach jakie można normalnie kupić. Powrót na tor w Graz Powrót do fabryki G-klasy nie był ostatnim punktem naszego wyjazdu. Przy samej fabryce znajduje się osłonięty z zewnątrz tor testowy. To tutaj kierowcy różnych wersji tego modelu sprawdzają go w możliwie najbardziej ekstremalny sposób. Za bramą czekała na nas niespodzianka – Mercedes-Benz G63 z napędem 6×6 oraz jedna V8, V8 biturbo i oczywiście V12 biturbo. Auta po prostu latały po torze wydając z pod maski ryk silników w układzie V. Wersji z napędem na sześć kół nie da się już kupić. Mercedes-Benz G63 z napędem 6×6 Fabryka stworzyła niewiele ponad sto sztuk i wszystkie zostały od razu zamówione. Ciekawostką jest specjalne odznaczenie dla uczestników wyjazdu. Osoby, które najlepiej poradziły sobie w terenie w górach otrzymały pamiątkowy medal. Do hotelu również wróciliśmy G-klasą w pakiecie AMG.  Podsumowanie wyjazdu z Mercedes-Benz Polska Przyznam Wam, że długo zastanawiałem się czy pojechać tak daleko w trasę. Postanowiłem sprawdzić, co kryje się za stwierdzeniem, że po wspólnym wyjeździe odmieni się moja opinia o Mercedes-Benz. Po tych kilku dniach mogę śmiało stwierdzić, że było warto. Było warto, bo moja opinia faktycznie się zmieniła. Byłem i nadal jestem pod wielkim wrażeniem polskiej i zagranicznej ekipy Mercedesa. Wszyscy są bardzo pozytywnie zakręceni i widać, że mają olbrzymią pasję i wiedzę. W fabryce podchodzili do mnie pracownicy pytając o sprzęt, który mam na szyi, podpowiadali, co ciekawego będzie się działo i jak fajnie mogę to pokazać. Gdy na torze testowym zaczął padać deszcz, nawet nie wiem kiedy podbiegł do mnie szef ekipy z parasolem. Widział, że odłożyłem swój bo przeszkadzał mi w robieniu zdjęć i nagrywaniu filmów. Gdy pomyliłem auto, którym przyjechałem, jego kierowca – Karl szukał mnie po innych samochodach i nie ruszył do póki nie znalazł mnie i nie pomógł zabrać sprzętu. Wszyscy byli przez cały wyjazd bardzo serdeczni i rozmowni. To wszystko detale, ale ja jestem detalistą bo to one tworzą ogólne wrażenie. W tym przypadku jest bardzo pozytywne. Czułem się jak VIP, a to bardzo miłe uczucie. Gdybym miał wolny milion złotych to pewnie kupiłbym sobie taką G-klasę w podziękowaniu za ich pracę.  Zobacz film z wyjazdu Zobacz galerię zdjęć z wyjazdu Post Wizyta w fabryce G-klasy w Graz i jazdy testowe pojawił się poraz pierwszy w Lifestyle, technologie, ciekawostki blog kulinarny.

La Mer gwarantem wiecznie pięknej skóry

Rebel Fashion Style

La Mer gwarantem wiecznie pięknej skóry

7 rzeczy, które mnie irytują!

Segritta

7 rzeczy, które mnie irytują!

Przeważnie staram się być kulką pozytywnej energii, miłości do każdego i cierpliwej akceptacji. Negatywne myśli zachowuję dla siebie, gryzę się w język, zanim kogoś skrytykuję. Ale czasem… czasem od rana wszystko mnie irytuje. I nie, że irytują mnie rzeczy, które przeważnie lubię. Nie. Irytuje mnie to, co mnie zawsze w sumie irytowało, ale co dusiłam w sobie. Albo takie rzeczy, za którymi nie przepadałam, choć powiedzieć, że ich nie lubiłam, to za dużo. Mechanizm zna każdy człowiek, który “przechodził” jakiś związek i zbyt długo zbierał się z odejściem od kogoś, kogo już przestał wielbić wielką miłością. Wtedy nagle zaczynają nas irytować małe rzeczy w tej drugiej osobie. To, że głośno je. Że źle akcentuje słowo “panika”. Że znowu założyła dziurawe skarpetki. Że te durne włoski na prawej brwi zawijają się w dół, na powiekę. Nosz kurwa! Jak one mogą! I dziś mam właśnie taki dzień. Dzień, w którym zawieram pokój z moim wewnętrznym crittersem i razem, w zgodzie hejtujemy rzeczywistość. Możecie się dołączyć. Zapraszam. Wylejmy trochę żółci, będzie lżej. GRECHUTA Słucham sobie mojego ulubionego radia RFM Classic, które niestety ma tę wadę, że dysponuje tylko trzema płytami i puszcza z nich muzykę na przemian. Na jednej z płyt jest Marek Grechuta. Człowiek, który opanował sztukę wkurwiania mnie do perfekcji. Weź to serce, wyjdź na drogę i nie pytaj się “dlaczego”. Nosz kurwa. Dlaczego ona ma nie pytać, “dlaczego?”. Dajesz jej to szczerozłote serce, konika cukrowego, każesz wyjść na ulicę tym swoim mdlejącym głosem, w którym – przysięgam – nadużywasz trzykropka, to każdy normalny człowiek spyta “dlaczego” i ma do tego, kurwa, prawo! I jeszcze jej ten cukrowy konik wyskakuje nagle na złotą drogę tuż pod koła diamentowego TiRa utkanego z tęsknoty. Litości. I niech mi któryś się odważy powiedzieć, że to metafory. Niech spróbuje. Takie metafory to studenci polonistyki na specjalizacji nauczycielskiej w harendzie po pijaku rzucają barmanowi o szóstej nad ranem w ramach napiwku. A potem ich ochrona wyprowadza. A już ta piosenka “Nie dokazuj” to w ogóle apogeum mickiewiczowstwa. Że kobieta powinna się rzucać do stóp facetowi tylko dlatego, że on ją kocha i jej śpiewa? A jak jej się nie podoba to, co on śpiewa? A jak nie jest zainteresowana? To co? Ma się zmusić i “nie dokazywać”? Bo inaczej on jej hejt sprzeda, że wcale nie jest z niej taki cud? No to jak nie jest, to po chuj on tak ją kocha i tak jej z tej sceny serenady śpiewa? Skoro ona tak nie od razu stopi serca jego lód, to dlaczego on jej wyznania miłosne publicznie wykonuje? Nic dziwnego, że ona go nie chce. To jest conajmniej tak głupie i niedojrzałe jak hejt Krakowa na Warszawę i tekst “nie przenoście nam stolicy do Krakowa”. Dude, nikt nie chce tam przenosić stolicy. Ogarnijcie się, krakusy.  Wy wszyscy chyba macie ten problem. Jak Wam bandyta komórkę skroi na ulicy, to potem idziecie i mówicie “i tak nie chciałem komórki. Ani mi się ważcie teraz ją oddawać!”?

Filmy na jesienne wieczory

Lady of the House

Filmy na jesienne wieczory

Przemierzyć 8000 km na jeden festiwal

KAMERALNA

Przemierzyć 8000 km na jeden festiwal

MUST HAVE FASHION

Pudrowe szpilki, jeansowe boyfriendy i łososiowy sweter

Pudrowy kolor to zdecydowanie jeden z moich ulubionych. Zawsze chciałam mieć pudrowe szpilki i wreszcie dołączyłam je do mojej kolekcji. Najlepiej moim zdaniem wyglądają do jeansów, a już szczególnie boyfriendów. Łososiowy miękki sweter i złote dodatki stworzyły ciepły, pastelowy look. Pudrowe szpilki Idealny model pudrowych szpilek znalazłam w sklepie KupButy.com. Ich odcień idealnie komponuje się z jeansem [...]

XL to nie wyrok – challenge

ŁUKASZ PODLIŃSKI

XL to nie wyrok – challenge

Saeco PicoBaristo - czyli zapach i smak pysznej kawy w naszym domu

Fashionable

Saeco PicoBaristo - czyli zapach i smak pysznej kawy w naszym domu

Moje inspiracje... Halloween

It's so easy

Moje inspiracje... Halloween

Jest pięknie

Wybierz dobrze, żeby nie narzekać

Dziś nie będzie o wyborze szamponu, podkładu ani butów - chociaż wybór kosmetyku czy obuwia nie jest błahy i nie zawsze bywa łatwy. Dziś będzie o wyborze partnera życiowego. Czasem na Facebooku u tej czy innej znajomej trafiam na dyskusję na temat "mój stary to...". I niestety, zwykle nie są to superlatywy. W chwili słabości, dziewczyny przyznają się mniej lub bardziej publicznie, że ich narzeczeni czy mężowie nie sprzątają, nie gotują, nie robią zakupów. Dlaczego? Zwykle wyjścia są dwa: albo udowodnili swoim narzeczonym / żonom, że kupienie filetu z kurczaka i paczki sałaty przekracza ich możliwości (bo wrócili ze sklepu z pustymi rękami, bo "nie było"), albo od razu powiedzieli, że nie zamierzają chodzić po zakupy, bo to babskie, bo u nich w domu mama chodziła, bo nikt tak dobrze nie kupi tego filetu, jak Ty, dzióbeczku. I dzióbeczek lata z siatami, aż ma łapy jak szympansica. Pomijam zakupy przez internet, to w Polsce margines (zobacz wyniki badań - wynika z nich, że prawie każdy coś tam kiedyś spożywczego kupił, ale to tyle). A potem dzióbeczkowi się ulewa, strzela epickiego focha, na Facebooku rozwija się o tym, że "stary to...", po czym zaczynają się tzw. ciche dni. Zwykle w takiej sytuacji facet rzuca się, kupuje wiąchę kwiatów, ewentualnie coś z biżuterii, w wersji podbramkowej zabiera dziewczynę do restauracji z winem i całym tym badziewiem, a potem jest dobrze, aż ona znów dostanie apopleksji na widok skarpet utkniętych w rogu sypialni. Marginalne? Nie powiedziałabym. W większości polskich rodzin nadal tylko kobiety obarczane są prasowaniem (82%), praniem (81%), przygotowywaniem posiłków (67%), zmywaniem naczyń (58%), rutynowym sprzątaniem (58%) i gruntownymi porządkami (54%). To są dane CBOS. Jasne, można kupić zmywarkę, można zatrudnić sprzątaczkę, można zaabonować dietę pudełkową albo stołować się tylko poza domem, ale to jest maskowanie problemu, a nie rozwiązywanie go. Pewnie każda z czytających to dziewczyn umie włączyć odkurzacz, przetrzeć z kurzu półki, umyć kuchnię i tak dalej. Długo się tego uczyłaś? Pewnie nie tak długo, jak długo trzeba byłoby się np. uczyć obcego języka. Moja rada: niech Twój narzeczony / mąż zacznie się uczyć, dziś. Dlaczego? Dlatego, że nie ma żadnego powodu, żeby nie umiał tego robić. A co, jeśli złamiesz rękę, nogę, zajdziesz w ciążę zagrożoną, wyjedziesz na tydzień na sympozjum naukowe? Garnki mają pleśnieć, podłoga ma się lepić? Jeśli dopiero zaczynasz związek, polecam dać się zaprosić na kolację ze śniadaniem. Jeśli w ogóle będzie jakaś kolacja własnej roboty, to już punkt dla niego. Jeśli w kuchni nie zostanie pobojowisko - drugi. Upewnij się, że to nie był jednorazowy wysiłek w celach podrywczych - najlepiej spytaj, co lubi gotować, jakiego sera użył do tego sosu. Jeśli znieruchomieje jak jeleń przyłapany w światłach samochodu, daruj sobie kolegę od razu. Jeśli masz już męża, który ma dwie lewe ręce do sprzątania, mycia, uruchamiania pralki - zastanów się: związek z drugą osobą to nie jest matkowanie. Dziecku można wybaczyć, że czegoś nie umie - ale zwykle się je tego uczy (inna sprawa, że ktoś tych nieudaczników i leni wychował, prawda?). Jeśli uważasz, że Misio nie umie przecież zmywać to wystarczająca wymówka i że możesz zmywać gary, aż Ci lakier zejdzie z paznokci, to źle podchodzisz do związku. Pomyśl o tym: w sprzyjających warunkach, z Misiem doczekasz złotych godów. Masz ochotę zmywać po nim przez 50 lat? A masz ochotę myć po nim łazienkę przez 50 lat? A może masz ochotę tropić jego brudne skarpetki po domu przez najbliższe pół wieku? Zrób coś z tym, bo od narzekania nie robi się lepiej. The post Wybierz dobrze, żeby nie narzekać appeared first on Jest Pięknie.

Szafeczka blog

Jak tworzyć udany związek?

Jak tworzyć udany związek? Na ten temat powstało już chyba milion artykułów i książek. Żyjemy w czasach, gdy poradniki powstają na każdy temat, więc nie ma się dziwić, że również na te najważniejsze. Jasne, to temat rzeka. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi i schematu, którym trzeba podążać. Założę się, że dla wielu to temat „banalny”, działają intuicyjnie,… The post Jak tworzyć udany związek? appeared first on szafeczka.com.

Wyzwanie 10×10 – DZIEŃ 7

KAMERALNA

Wyzwanie 10×10 – DZIEŃ 7

WYGODNA STYLIZACJA NA ZWIEDZANIE MADRYTU

charlizemystery

WYGODNA STYLIZACJA NA ZWIEDZANIE MADRYTU

Folk Dress

STYLLOVE

Folk Dress

Sałatka z kurczakiem i awokado

Jest pięknie

Sałatka z kurczakiem i awokado

26.10.2016 - OOTD / RÓŻOWY SZAL I PUDROWE SUPERSTARY

mishmashwardrobe

26.10.2016 - OOTD / RÓŻOWY SZAL I PUDROWE SUPERSTARY

BAKUSIOWO

Moje dziecko oszalało na punkcie Gangu Świeżaków!

  Gang Świeżaków to zestaw 8 uroczych pluszaków, które można otrzymać za punkty (wydawane przy kasie w postaci naklejek) w Biedronce. Każda z maskotek przedstawia inny owoc lub warzywo oraz ma różne super-moce np. Jabłko Antek ma błonnikową moc. Kojarzysz tę akcję Biedronki? Na pewno. Kto jej nie kojarzy :) Idea super – zakupy robisz…

Nasza jesień

Ema Mija

Nasza jesień

Moja stylizacja - pudrowa marynarka i szare rurki w Manchesterze

Fashionable

Moja stylizacja - pudrowa marynarka i szare rurki w Manchesterze

Zimowa marynarka dla modnego mężczyzny – hit sezonu

ŁUKASZ PODLIŃSKI

Zimowa marynarka dla modnego mężczyzny – hit sezonu

Czyli o sposobie na to, by wyglądać jak współczesny dżentelmen podczas chłodnej jesieni i zimy. Zimowa marynarka – must have Moim ostatnim odkryciem jest kolekcja marki Lancerto, której wcześniej jeszcze nie było na tym blogu. Przeglądając propozycje na ten sezon od razu wpadłem na zimowa marynarkę – której podświadomie szukałem. Obecnie w mojej garderobie znajduje się jedna gruba wełniana marynarka, ale jej atut czyli to jak dużo ciepła dawała zaczął być także jej minusem. Chodziła mi więc marynarka która byłaby pomiędzy zwykłą bawełną a ciepłą wełną i taką też w końcu znalazłem. Wykonana została w połowie z jedwabiu, w 40% z wełny i tylko domieszką poliestru. Bardzo ważne jest także to, że podszewka wykonana jest z w całości z wiskozy – czyli włókna naturalnego, a nie sztucznego (np. poliestru) więc zapewnia większy komfort, bo nie będziemy się w niej pocić. Taka marynarka jest moim zdaniem idealnym rozwiązaniem wtedy, gdy chcemy wyglądać elegancko jesienią czy zimą i włożyć na siebie marynarkę, ale nie chcemy „ugotować się” w momencie gdy wchodzimy do pomieszczenia (np. wchodząc z dworu na uczelnię – na większych salach często bywa chłodnawo :) Stylizację chciałem utrzymać w sezonowym klimacie, stąd też wełniany krawat oraz wyjątkowa poszetka, która jest w tej propozycji ciekawym „smaczkiem”. Jako bazę dla tego zestawu wybrałem klasyczną białą koszulę oraz ciemnogranatowe eleganckie spodnie. Warte uwagi jest także obuwie, czyli moja pierwsza para monków :) Kwestia zegarka, to mój – ale także nasz sukces i powód do dumy. Jest on jedną z nagród za otrzymany tytuł Najlepszego Męskiego Bloga roku 2016 wg. Men’s Health. Bez Was nie byłoby mnie, dlatego chciałbym Wam podziękować za każdą wizytę na moim blogu i każde wyświetlenie na YouTube. Rzeczy, które prezentuję pochodzą z: zimowa marynarka: Lancerto Sprawdź cenę koszula: sHEirt poszetka: Lancerto Sprawdź cenę krawat: Lancerto Sprawdź cenę spodnie: zara zegarek: Aztorin buty: Vistula Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Lukasz Podlinski (@podlinski_net) 24 Paź, 2016 o 2:09 PDT Artykuł Zimowa marynarka dla modnego mężczyzny – hit sezonu pochodzi z serwisu Łukasz Podliński | Moda męska | Męskie fryzury | Lifestyle.