Dziś nie będzie o wyborze szamponu, podkładu ani butów – chociaż wybór kosmetyku czy obuwia nie jest błahy i nie zawsze bywa łatwy. Dziś będzie o wyborze partnera życiowego.

Czasem na Facebooku u tej czy innej znajomej trafiam na dyskusję na temat “mój stary to…”. I niestety, zwykle nie są to superlatywy. W chwili słabości, dziewczyny przyznają się mniej lub bardziej publicznie, że ich narzeczeni czy mężowie nie sprzątają, nie gotują, nie robią zakupów. Dlaczego? Zwykle wyjścia są dwa: albo udowodnili swoim narzeczonym / żonom, że kupienie filetu z kurczaka i paczki sałaty przekracza ich możliwości (bo wrócili ze sklepu z pustymi rękami, bo “nie było”), albo od razu powiedzieli, że nie zamierzają chodzić po zakupy, bo to babskie, bo u nich w domu mama chodziła, bo nikt tak dobrze nie kupi tego filetu, jak Ty, dzióbeczku. I dzióbeczek lata z siatami, aż ma łapy jak szympansica. Pomijam zakupy przez internet, to w Polsce margines (zobacz wyniki badań – wynika z nich, że prawie każdy coś tam kiedyś spożywczego kupił, ale to tyle).

A potem dzióbeczkowi się ulewa, strzela epickiego focha, na Facebooku rozwija się o tym, że “stary to…”, po czym zaczynają się tzw. ciche dni. Zwykle w takiej sytuacji facet rzuca się, kupuje wiąchę kwiatów, ewentualnie coś z biżuterii, w wersji podbramkowej zabiera dziewczynę do restauracji z winem i całym tym badziewiem, a potem jest dobrze, aż ona znów dostanie apopleksji na widok skarpet utkniętych w rogu sypialni.

Marginalne? Nie powiedziałabym. W większości polskich rodzin nadal tylko kobiety obarczane są prasowaniem (82%), praniem (81%), przygotowywaniem posiłków (67%), zmywaniem naczyń (58%), rutynowym sprzątaniem (58%) i gruntownymi porządkami (54%). To są dane CBOS. Jasne, można kupić zmywarkę, można zatrudnić sprzątaczkę, można zaabonować dietę pudełkową albo stołować się tylko poza domem, ale to jest maskowanie problemu, a nie rozwiązywanie go. Pewnie każda z czytających to dziewczyn umie włączyć odkurzacz, przetrzeć z kurzu półki, umyć kuchnię i tak dalej. Długo się tego uczyłaś? Pewnie nie tak długo, jak długo trzeba byłoby się np. uczyć obcego języka. Moja rada: niech Twój narzeczony / mąż zacznie się uczyć, dziś. Dlaczego? Dlatego, że nie ma żadnego powodu, żeby nie umiał tego robić. A co, jeśli złamiesz rękę, nogę, zajdziesz w ciążę zagrożoną, wyjedziesz na tydzień na sympozjum naukowe? Garnki mają pleśnieć, podłoga ma się lepić?

Jeśli dopiero zaczynasz związek, polecam dać się zaprosić na kolację ze śniadaniem. Jeśli w ogóle będzie jakaś kolacja własnej roboty, to już punkt dla niego. Jeśli w kuchni nie zostanie pobojowisko – drugi. Upewnij się, że to nie był jednorazowy wysiłek w celach podrywczych – najlepiej spytaj, co lubi gotować, jakiego sera użył do tego sosu. Jeśli znieruchomieje jak jeleń przyłapany w światłach samochodu, daruj sobie kolegę od razu.

Jeśli masz już męża, który ma dwie lewe ręce do sprzątania, mycia, uruchamiania pralki – zastanów się: związek z drugą osobą to nie jest matkowanie. Dziecku można wybaczyć, że czegoś nie umie – ale zwykle się je tego uczy (inna sprawa, że ktoś tych nieudaczników i leni wychował, prawda?). Jeśli uważasz, że Misio nie umie przecież zmywać to wystarczająca wymówka i że możesz zmywać gary, aż Ci lakier zejdzie z paznokci, to źle podchodzisz do związku. Pomyśl o tym: w sprzyjających warunkach, z Misiem doczekasz złotych godów. Masz ochotę zmywać po nim przez 50 lat? A masz ochotę myć po nim łazienkę przez 50 lat? A może masz ochotę tropić jego brudne skarpetki po domu przez najbliższe pół wieku?

Zrób coś z tym, bo od narzekania nie robi się lepiej.