Ciasta, upały i życie jak Disco Polo [tygodnik]

ANIA MALUJE

Ciasta, upały i życie jak Disco Polo [tygodnik]

Proste triki na stres - 3 sposoby, które bardzo lubię

ANIA MALUJE

Proste triki na stres - 3 sposoby, które bardzo lubię

Jak złapać równowagę?

ANIA MALUJE

Jak złapać równowagę?

Krótka relacja z Grecji - tygodnik

ANIA MALUJE

Krótka relacja z Grecji - tygodnik

 Zapraszam na bardzo krótką relację z moich wakacji na Krecie ;-). Będzie kilka zdjęć i kilka linków godnych uwagi, bo na więcej niestety mnie w tym momencie nie stać ;).Te wakacje to dla mnie walka z moim uprzedzeniami (kilka lat temu, gdy byłam bardziej negatywną osobą, gardziłam wczasami All-Inclusive...), ale też trochę strach o to, jak poradzi sobie mój organizm. Nie lubię narzekać na moją chorobę, ale zmiana klimatu, kuchni i wilgotności powietrza była dla mnie dużym wyzwaniem. Na tyle dużym, że w zeszłym roku nie wyściubiłam nosa poza kraj, chociaż miałam odłożone na ten cel pieniądze. Ok, wyściubiłam na bardzo krótki wyjazd do Paryża, ale to się raczej nie liczy.Moja choroba dotyczy głównie gospodarki wodnej organizmu, czyli zamiany prawie wszelkiej wody w śluz, który zalepia mi głównie oskrzela i płuca. Chlorki w pocie i te sprawy. Plus pewne cechy zespołu Cushinga, którego dorobiłam się przez leki sterydowe - bawoli kark, kulenie ramion i charakterystyczne puchnięcie brzucha zauważycie pewnie na zdjęciach, które pojawią się w tygodniu.I co? I więcej strachu, niż to było warte! Grecki klimat niesamowicie mi służył, chociaż grecka kuchnia już nieco mniej ;). Było niesamowicie, intensywnie, ciepło i sympatycznie. Zdecydowałam się na totalny reset w postaci wakacji bez zwiedzania (prawie się udało ;-)), z leżeniem na plaży, w morzu i basenie, czytaniem książek i brakiem zmartwień.  Kto wypatrzy kota na tym zdjęciu? ;-).Z kotami jest długa i smutna historia, którą opowiem wam później...jeśli uda mi się odzyskać jakieś 3/4 zdjęć. Wybrałam się bowiem na krótki wypad do Heraklionu - aparat się zbuntował i przegrzał po 3 minutach! Tak samo, jak klej łączący kartki w czytanej przeze mnie książce, która się po prostu rozpadła. Czasopisma puszczały farbę, a bawełniane ubrania wypełniające jakieś 3/4 mojej walizki, okazały się kompletnie niepraktyczne - podobno trafiłam na największą falę upałów - żadnej chmurki na niebie, żadnego wiaterku i piasek po którym lepiej nie spacerować boso - no chyba, że jesteśmy amatorami biegów przez rozżarzone węgle ;-).  Nietrudno się domyślić, że wybrałam cieplutkie morze i leżaczki. Góra od bikini - KLIK, dół - nie pamiętamMożna iść ze 100 metrów wgłąb morza i wciąż mieć grunt oraz widzieć dno i pływające rybki. Krystalicznie czysta woda i złocisty piasek, bosko! Opłaciło się szukać odpowiedniej części Krety przy rezerwacji wycieczki ;-).Narzutka z pierwszego zdjęcia : klikMówiłam coś o Cushingu? Zobaczcie jak skręcam ramiona do przodu. Niestety nie jest to moja zła wola, starałam się nawet intensywnie nad tym pracować i pływać - jeden z moich większych lęków został pokonany, pływałam żabką bez strachu. W sumie zdałam sobie sprawę, że wszystkie moje lęki związane są z oddechem, ale to specyfika choroby. Znowu ;-).Gdy po przegrzaniu aparat postanowił się włączyć, zaczął robić zdjęcia bez ostrości - bez względu na światło :D. Cóż, nie pokażę Wam wieczornego spaceru wzdłuż plaży. Sukienka KLIKDlaczego gwiżdżąc na zakazy "ze względów higienicznych prosimy nie karmić psów i kotów", karmię tę kotkę...suchym chlebem? Bo była niesamowicie głodna, jak jakieś 3/4 kotów i psów na tej części wyspy. Patrząc na to ile jedzenia marnuje się w hotelach, mam ochotę dać Grekom czerwoną kartkę. Oj, nieładnie drodzy Grecy! Ale to materiał na osobny tekst. Na zdjęciu widać przypadkiem moje ulubione sandałki na szpilce - KLIK - to trochę szczęśliwy talizman, bo kupiłam je sobie w nagrodę za obronę pracy magisterskiej...jeszcze przed obroną. Niesamowicie wygodne! To zdjęcie wygląda jak dziwna grafika, ale to najprawdziwsza ryba. Wybrałam się bowiem do CretaAquarium by podziwiać rekiny. Dziwny spacer, dziwne ryby i dziwne wnioski - ryby mają tak tępe wyrazy twarzy (no wiecie, tych profili ;-)), że nie mam żadnych moralnych wyrzutów sumienia związanych z ich jedzeniem. Tak, na Krecie jadłam głównie ryby ;-).Lot samolotem i zmiany ciśnienia także nie były takie złe, jak myślałam. Chociaż oczywiście się przeziębiłam - pasażerka dwa siedzenia obok była zbyt otyła, by zapiąć pas. Wstydząc się poprosić o specjalną przedłużkę, założyła gruby sweter którym przykryła brzuch i...włączyła klimatyzację na full, bo było jej za gorąco. Ja i moje cztery paczki chusteczek wysmarkanych w ciągu trzech godzin, bardzo serdecznie tę panią pozdrawiamy! ;-). Kichałam tak potężnie, że mam przygryziony język z dwóch stron, więc mówię dzisiaj sepleniąc jak małe dziecko. Cóż, przygoda ;-).Dajcie znać co interesuje Was najbardziej jeśli chodzi o wakacje - jak wybrać miejsce i hotel by nie żałować, czego posmakować, jak się spakować (mogę dużo opowiadać na swoich błędach), oraz czy Grecja w kryzysie jest bezpieczna... postaram się odpowiedzieć na te pytania.Kapelusz KLIK, koronkowy top KLIK, szorty KLIK (podobne)a  bonusie Heraklion :Wybrałam się do miasta #Heraklion - 3 minuty słońca i aparat się przegrzał

7 umiejętności, które chciałabym posiąść. Zgadniesz jakie?

ANIA MALUJE

7 umiejętności, które chciałabym posiąść. Zgadniesz jakie?

Urocze jelita, czyli czym zaskoczyła mnie książka o...

ANIA MALUJE

Urocze jelita, czyli czym zaskoczyła mnie książka o...

Imieniny Anny, lecę do Grecji i... wszystko i nic :D

ANIA MALUJE

Imieniny Anny, lecę do Grecji i... wszystko i nic :D

Piszę do was te słowa tuż po spakowaniu walizki. Poszło zadziwiająco łatwo, co albo oznacza, że jestem już mistrzem pakowania... albo raczej to, że zapomniałam o połowie rzeczy ;-). Gdy wy czytacie te słowa, powinnam być już po lądowaniu na Krecie ;-). Na czas nieobecności ustawiłam na automatyczną publikację jeszcze dwa inne teksty - jeden będzie książkowym konkursem, a drugi...sam się przekonacie ;-).26 lipca to imieniny Anny - czy może być lepszy termin na to... by tłuc się z walizami? :D Mam nadzieję, że wszystko poszło sprawnie, a strach ma tylko wielkie oczy. Niby znam już siebie i swoje oskrzela na tyle, że ogarniam swoje samopoczucie, ale trochę boję się nieznanego, czyli reakcji mojego układu oddechowego na ciśnienie w samolocie. gdy piszę te słowa, na myśl o locie wyglądam pewnie jak ten zając ;-)Albo królik, bo tak wielkouche stworzenie nazwali twórcy tej reklamy ;-).Jeśli chodzi o mój tydzień, to był raczej...organizacyjny. Np. trzeba było kupić kilka rzeczy potrzebnych na wyjazd, ogarnąć dokumenty, podomykać milion spraw, które były do domknięcia. Jeden dzień zmarnowałam na przedziwną operację taktyczną - zadzwoniła do mnie pani z sekretariatu uczelni, że dzwoniła do dziekanatu i szybciej przygotowali mój dyplom. Wsiadłam w pks, pojechałam na pierwsze piętro uczelni...tylko po to, by odebrać i podpisać odpis, oraz zanieść go na parter :D Ci z Was, którzy mieszkają w małych miejscowościach wiedzą pewnie co mam na myśli pisząc cały dzień - wakacje, rzadsze kursy pks i tak dalej. No ale cóż :D Jako pracoholik z przypadku (serio, nie wiem kiedy to się stało), całe dwa dni przekonywałam samą siebie, by na wakacje nie brać laptopa. Dla większej motywacji zdecydowałam się na hotel bez WiFi w standardzie. Być może podczas wakacji wrzucę jeszcze coś na instagram ;-)A jeśli już przy instagramie, to pierwszy raz bardzo podoba mi się zdjęcie na którym jestem :D Nie dotarłam na seeblogers. Praktycznie do samego końca chciałam ogarnąć transport, ale nie miałabym możliwości zdążyć potem na samolot i przepakować toreb. Dwa wyjazdy w tym samym tygodniu to jednak ciut za dużo. Bardzo żałuję, bo chciałam poznać kilka osób, ale wierzę, że będzie jeszcze niejedna okazja.Padło kilka pytań o moje sandały z instagrama (klik) a ja wybierając osoby do oznaczenia przy odpowiedzi, niechcący usunęłam pytania :(. Niestety nie pamiętam gdzie je kupiłam :(.W ramach decydowania się na nowe rzeczy, przedłużyłam sobie rzęsy metodą 1:1. Obiecuję, że jak odpadną - podzielę się wrażeniami :)Zdecydowałam się na subtelne rzęsy jedwabne, nie za długie, najbardziej naturalne jakie tylko były. na razie jestem zadowolona ;-).Bardzo spodobała mi się też reklama społeczna :Nie oglądajcie, jeśli łatwo się wzruszacie!A na rozluźnienie :Dna blogu w tym tygodniu:JAK CZĘŚCIEJ CZUĆ SIĘ CZŁOWIEKIEM SUKCESU? PROSTA METODA7 RZECZY, KTÓRE WARTO ZROBIĆ LATEM...Linki tygodnia :Jak możesz pomóc zwierzętom? Bardzo ciekawy tekst (klik)Niezwykle pomysłowe akcesoria plażowe (klik), dostępne na Westwing ;-).Wstrząsający tekst o obozie koncentracyjnym dla dzieci...w Polsce, w XXI wieku (klik)Spora promocja na moje ulubione lody na patyku (klik) - polecam wszystkie smaki poza pierwszym.-70% w Answear.com (klik) i -70% w Zalando (klik)Przepis na przepyszną pastę z kalafiora *.* (klik)Bardzo ciekawy blog czytelniczki - polecam wszystkim osobom z Hashimoto i chorobami tarczycy, przeglądałam kilka godzin (!) (klik)A na koniec o tym, jak Iza, która wcześniej chodziła do szkoły w USA, sama przygotowała się do polskiej matury w kilka miesięcy...i pięknie zdała (klik)Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich ;) Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :) Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

7 rzeczy, które warto zrobić latem...

ANIA MALUJE

7 rzeczy, które warto zrobić latem...

ANIA MALUJE

"Nudzi mi się" - 13 sposobów na nudę :)

Jak częściej czuć się człowiekiem sukcesu? Prosta metoda

ANIA MALUJE

Jak częściej czuć się człowiekiem sukcesu? Prosta metoda

Wakacyjne plany, sukcesy tego tygodnia i zwyczajna nuda :)

ANIA MALUJE

Wakacyjne plany, sukcesy tego tygodnia i zwyczajna nuda :)

Zrób coś nowego

ANIA MALUJE

Zrób coś nowego

Co bym sobie kupiła, gdybym miała milion dolarów?

ANIA MALUJE

Co bym sobie kupiła, gdybym miała milion dolarów?

Żmije, ćwiczenia, sukienki i dziwne miejsca

ANIA MALUJE

Żmije, ćwiczenia, sukienki i dziwne miejsca

Jakie są moje ulubione gadżety? Niektóre mogą Cię zaskoczyć :)

ANIA MALUJE

Jakie są moje ulubione gadżety? Niektóre mogą Cię zaskoczyć :)

Jak zaprosić magię do swojego życia?

ANIA MALUJE

Jak zaprosić magię do swojego życia?

Dlaczego nie lubię zwrotu

ANIA MALUJE

Dlaczego nie lubię zwrotu "rozwój osobisty"?

O obronie, Poznaniu, nowych smakach i życiu, czyli tygodnik

ANIA MALUJE

O obronie, Poznaniu, nowych smakach i życiu, czyli tygodnik

Jak wygląda moje życie bez telewizji?

ANIA MALUJE

Jak wygląda moje życie bez telewizji?

Jak oszczędzać? 7 prostych sposobów

ANIA MALUJE

Jak oszczędzać? 7 prostych sposobów

Jak nauczyć się dużej partii materiału? Plus choatyczne refleksje z pięciu lat studiów :)

ANIA MALUJE

Jak nauczyć się dużej partii materiału? Plus choatyczne refleksje z pięciu lat studiów :)

 Trochę o moich motywach podjęcia studiów, co zamierzam dalej, czy pedagogika jest dla głupich osób, które nie wiedzą co dalej no i obiecany krótki "poradnik" dotyczący skutecznego przyswajania dużej partii materiału :).Tak, obiecuję opisać jakie są moje metody na efektywną naukę, gdy goni czas a materiału jest bardzo dużo. Nie kryję jednak, że jest to taki trochę "wabik" mający skłonić do przeczytania dłuższego tekstu z masą "smaczków", np. moich pierwszych tekstów i najlepszych oraz najgorszych momentów z czasów studiów. Gdyby jednak ktoś nie chciał czytać tego wszystkiego, to może przewinąć na dół... :).Nigdy tego nie pisałam, ale do studiowania pedagogiki skłonił mnie Krzysiu. Krzysiu to chłopiec, który nawet nie wie o moim istnieniu. Ale może od początku.Moja babcia była macochą dla dwóch chłopców, którzy uczyli się w klasach specjalnych. Potomstwo jednego z nich kontynuuwało tradycję, oblewając lata lub trafiając do klas "S". Jak nietrudno zgadnąć - noszę to samo nazwisko.I mieszkam w małym miasteczku.Zarówno w podstawówce jak i przy każdej zmianie szkoły słyszałam - a, Kęska, to jakaś rodzina X-a?? Nic z ciebie nie będzie. Też będziesz tak wagarować?! Na starcie otrzymywałam łatkę tępej i głupiej osoby. Teoria etykietowania, podstawowy błąd atrybucji i te sprawy. Było to na tyle silne, że mimo świetnych ocen i wygrywanych konkursów, pod koniec szóstej klasy oszukano mnie i zmieniono mi kilka ocen na niższe. Szóstka z przyrody zmieniła się w piątkę, jakaś piątka w czwórkę. Przy czwórce z wychowania fizycznego i plastyki ułożyło się to tak, że z paska z ładnym hakiem spadłam na 4.72.No tak, Kęska nie może być wzorowa, a te wszystkie konkursy to się jej pewniej udały. Pytania przypasowały. Inni dobrzy uczniowie się nie zjawili. Wiadomo.Po co za wszelką cenę obniżali mi oceny? :D Och z bardzo prostego powodu - w gimnazjum uczniów segregowano na podstawie średniej.  Drugi powód jest taki, że gdy  w tej samej szkole żona dyrektora uderzyła drewnianym piórnikiem mojego brata w głowę, moja mama zgłosiła sprawę do kuratorium i na policję. Zemsta musi być :DNie pochodzę z bogatej rodziny, ale moi rodzice zawsze stawiali na edukację. Mama mogła mieć jedną sukienkę, tata mógł do pracy jeździć rowerem (nawet zimą!), ale w domu często pojawiały się nowe książki. Chodziłam też na prywatny angielski i chociaż miałam długopisy marki tesco korzystny zakup, to nigdy nie brakowało tego, co najistotniejsze.W tym momencie dochodzimy do czegoś, co w mojej ocenie, niewiele różni się od segregacji rasowej - klasy były dzielone według "mądrości" uczniów. Oprócz klasy E - elitarnej, dla najlepszych uczniów, była też klasa sportowa (A). Cała reszta odzwierciedlała podział od najlepszych do najgorszych, chociaż dla niepoznaki dorzucano kilku innych uczniów, żeby już tego bardziej nie uwypuklać.Gdzie mogła trafić Kęska?Trafiła do pierwszej gie.A, b, c, d, e, f, g ... aby oddać sprawiedliwość - była jeszcze klasa h.Niby ten podział nie był oczywisty, ale głupi by zauważył, gdzie trafiło najwięcej osób powtarzających klasę. Po pierwszym semestrze średnie klas potwierdziły moje obserwacje. "g" to klasa spisana na straty.Byłam w klasie specyficznej - pamiętam zakaz wstępu dla mojej klasy do biblioteki, bo ktoś z "g" wykręcił i ukradł dysk twardy z komputera. Pamiętam policję przeszukującą nam plecaki, bo ktoś ukradł dziennik, zatrzaśnięcie nauczycielki od biologii w toalecie i doprowadzenie jej do załamania nerwowego i odejścia ze szkoły. Pamiętam petardy hukowe wybuchające na lekcjach i wychowawczynię krzyczącą, że ona ze zwierzętami na żadną wycieczkę nigdy nie pojedzie. Zwierzętami byliśmy my.Ale nauczyło mnie to bardzo wiele. Byłam w klasie, w której spora część uczniów miała obiady z "pajacyka", a słabe oceny nie zawsze były ich winą. Ciężko jest mieć dobre oceny, gdy przez pierwsze dwa miesiące dostajesz jedynki za brak podręcznika, którego nikt ci nie kupił, a na każdej godzinie wychowawczej nauczycielka publicznie ci wytyka, że twoi rodzice nie wpłacili jeszcze pięciu złotych "klasowego". Te wszystkie wybryki były pewnie jakąś formą zyskania atencji, której w domu nie było.  Z drugiej strony widziałam sporo zaradności i umiejętności adaptacyjnych u moich rówieśników. Widziałam osoby, które potrafią się nauczyć, a jak pokażesz im jak obliczyć zadanie z matematyki, to załapią. Pokazywałam. Przez 3 lata gimnazjum "zaczęłam" dla innych setki wypracowań, gdy widziałam, że  ktoś siedział nad kartką i po prostu nie wiedział jakie pierwsze słowo postawić. Zaskakujące jest to, że właśnie ta "patologia" pamięta jak się wymawia słowo "cześć", gdy mija mnie na ulicy, a poukładane dzieci dobrych rodziców już nie zawsze.Najgorszy moment w gimnazjum? Gdy w trakcie lekcji ktoś zapukał do drzwi i powiedział "Kęska jest wzywana do pedagoga". Przestraszona poszłam i dowiedziałam się, że mam podpisać odbiór nagrody, bo moje opowiadanie wyróżniono w ogólnopolskim konkursie. Żadnego gratuluję, miło nam. "Kęska jest wzywana do pedagoga". Nie oczekuję fanfarów i confetti, ale cała otoczka tej sytuacji była tak paskudna, że odbierając nagrodę czułam się, jakbym podpisywała dokument o skreśleniu mnie  z listy uczniów. Tymczasem za jakieś piąte miejsce w biegach przełajowych, w których startowało siedmiu uczniów, dyplomy wręczano na apelach.Mimo, że miałam etykietkę tłuka, na którą silnie pracowało wcześniej moje kuzynostwo, skończyłam gimnazjum ze średnią 5.29 i pięknym wynikiem z testu gimnazjalnego. I wtedy podjęłam przekorną decyzję, by iść do liceum w moim miasteczku i nie zmieniać środowiska na jedno z tych pięknych, dobrych liceów w Bydgoszczy.Liceum wspominam bardzo dobrze. Miałam świetnych nauczycieli od polskiego, chemii, matematyki, angielskiego, historii.... Nie chciało mi się jednak już uczyć dla ocen i postawiłam na poszerzanie swoich zainteresowań. Niektórzy nauczyciele pewnie mieli ze mną krzyż pański, gdy przeliczałam szybko punkty i odpowiadałam na sprawdzianie na pytania zapewniające mi bezpieczną trójkę, oddawałam kartkę i wyciągałam jakaś książkę, którą miałam ochotę poczytać. Wystartowałam też w rekrutacji na warsztaty dziennikarskie dla zdolnej młodzieży, które prowadził w Bydgoszczy redaktor Mirosław Twaróg. Z tego co widzę, w tym roku też jest na nie nabór, więc jeśli się uczycie, koniecznie skorzystajcie z tej szansy. Nauczyłam się na nich wielu ciekawych rzeczy, wtedy też założyłam pierwszego bloga. Patrząc na swoje state teksty dostrzegam, że tematy związane z edukacją zawsze były mi bliskie. Poniżej dwa śmieszne artykuły z moich początków :). W kwestii edukacji nie ze wszystkim się dzisiaj zgadzam, ale śmiesznie tak powspominać :Artykuły można powiększyć, klikając prawym przyciskiem myszy → otwórz w nowej karcie:). Dzisiaj ze swoich wniosków edukacyjnych chce mi się śmiać :). Wszystkie dzieci są zdolne!Liceum skończyłam z przyzwoitymi ocenami, kilkoma nagrodami za konkursy na szczeblu wojewódzkim i ogólnopolskim, całkiem popularnym blogiem, który wkrótce skasowałam, bo przestraszyła mnie jego popularność. Gdy odbierałam wyniki matur (a były świetne), wszystko było w porządku aż do momentu, gdy wychowawca z dyrektorką zapytali co dalej. Gdy powiedziałam, że pedagogika, atmosfera zmieniła się o 180 stopni :). Najgorszy możliwy kierunek, fabryka bezrobotnych, stać cię na więcej.Nie jestem głupia, wiem jakie stereotypy dotyczą zawodu nauczyciela i studentów pedagogiki. Motywacje dla których studenci decydują się na ten kierunek są często nieprzemyślane (bardzo ciekawie opisała to Hejnicka - Bezwińska w Pedagogice ogólnej, polecam ;)).  U mnie wszystko zaczęło się od wspomnianego wcześniej Krzysia.Krzyś chodził sobie do zerówki, z której często odbierałam młodszą siostrę. Zerówka ta miała swoje lepsze i gorsze strony, było kilka bardzo rozsądnych nauczycielek, jak i kilka takich niezbyt. Gdy ogłoszono konkurs na najładniejsze szlaczki, jedna z tych niezbyt wrzeszczała na dziecko, by przyznało się, że rysowała mu je mama. Po długim wyzywaniu dziecka, że jest kłamcą, dziecko się przyznało, bo miało dość. Przyznało się do czegoś, czego nie zrobiło. A szlaczki narysowało samodzielnie. Wiem, bo przy tym byłam...Wracając do Krzysia, to pod koniec zerówki okazało się, że Krzyś "zostaje". Powtarza zerówkę!Pamiętam jak zastanowiło mnie wtedy "co te głupie baby zrobią przez kolejny rok, czego nie mogły zrobić  obecnym?!" Nie znałam tego Krzysia, ale pamiętałam jak jego matka zawsze pytała go, czego się dzisiaj nauczył. Zawsze się interesowała. Nigdy nikt nie skierował jej do poradni psychologiczno-pedagogicznej, nie alarmował. Wkurzyło mnie to, bo jest tyle rzeczy, które można zrobić dla dziecka w trakcie roku, że głowa mała. Dlaczego nikt ich nie zrobił?! Najprościej jest ucznia zostawić na drugi rok.Byłam wtedy na początku liceum, ale sytuacja mocno mną wstrząsnęła. Gdy szłam na studia, przyświecał mi cel - nauczyć się tak dużo, jak to tylko możliwe. Nauczyć się po to,  by zrobić maksymalnie wszystko co w mojej mocy, aby takich Krzysiów było jak najmniej.Zdjęcie z warsztatów dziennikarskich, 2009 rok (miałam 18 lat).Część swoich wrażeń odnośnie studiowania pedagogiki opisałam w tekście : czy warto studiować pedagogikę? . Jestem już po obronie, więc mogę zdobyć się na kilka słów komentarza. Jestem świadoma stereotypów o studentach (a głównie studentkach) pedagogiki. Część uczciwie pracuje nad ich utrwalaniem. Jeśli mam być szczera - przy odrobinie szczęścia da się te studia przejść na ściągach i imprezowaniu. Studentki pedagogiki bywają też często złośliwe i nieżyczliwe, zazdroszczą innym i są zawistne. Sytuacja z wczoraj - jedna z dziewczyn, które broniły się w tym samym terminie co ja, miała problem z widocznością pracy w systemie APD. Umieściła ją prawidłowo, ale system bywa uparty. Inna dziewczyna ją nastraszyła, że pani promotor nie widzi pracy w systemie i przez to na pewno się nie obroni, bo nie można wystawić jej recenzji.Co więcej - potem trajkotała, że koleżanka sama jest sobie winna, bo pewnie wrzuciła pracę zamiast w pliku .pdf to w pliku z worda, mogła wcześniej sprawdzić i dobrze jej tak, bo zasłużyła.Jak słucham takich pełnych żółci ludzi, to nie mam ochoty brać w tym udziału i przesiadam się w inne miejsce, wolne od plotek.Nie muszę chyba dodawać, że koleżanka umieściła prawidłowo plik .pdf a wszystko szczęśliwie udało się odkręcić i recenzję wpisać ręcznie?Takich historii na pedagogice są setki. Możesz być pewien, że ktoś bez pytania o zdanie grupy przełoży zajęcia albo zaliczenie, nie przekaże informacji o tym, że trzeba coś przynieść na kolejne zajęcia... potem ci ludzie pracują w szkołach i pewnie są równie nieżyczliwi...Ale fakt, że studia da się przebimbać i przejść na skróty nie oznacza, że tak trzeba, albo, że ja tak robię.Zawsze starałam dawać się z siebie 100%. Czasami kończyło się na staraniach, bo są momenty, gdy walka o moje zdrowie jest dużo ważniejsza :) Mimo to - robię zawsze, co mogęCzytałam dodatkowe teksty, na własną rękę poszerzam wiedzę, chociaż nikt mnie z tego nie rozliczałNa każdych praktykach prosiłam zawsze o przydzielenie mi nauczyciela, od którego nauczę się najwięcej. Gdy koleżanki załatwiały sobie lajtowe praktyki,albo same papierki, ja naprawdę się przykładałam. I nie ma znaczenia, że mamy takie same oceny, bo uczyłam się dla siebie :).Angażowałam się poza uczelniąZ powodu zdrowia nie zawsze mogłam być na wszystkich wykładach, ale i tak uczyłam się tego, co przegapiłamŚledziłam z zainteresowaniem najnowsze badania i dokonania w interesującej mnie dziedzinie.Co szło mi gorzej? Och, nauka pamięciowa.Wyobraźmy sobie jabłko. Iksiński napisze o jabłku, że : może być żółte, zielone, czerwone albo mieszane. Cechami jabłka według igrekowskiego będą smaki : słodki, kwaśny, cierpki, winny, a Kowalski napisze, że jabłka dzielimy na te z grubą skórką, cienką skórką i szorstką skórką.I ja to wszystko wiem, ale nie lubię się takich rzeczy uczyć na pamięć i zawsze na tym się przejeżdżam :DNie miałam na studiach żadnej poprawki, chociaż bywały trudne momenty. Nigdy żadnemu wykładowcy nie mówiłam o swojej chorobie, bo nie chciałam żadnej taryfy ulgowej. Ale siłą rzeczy jakoś działa ona na każdą sferę mojego życia. Trudne były dla mnie zajęcia muzyczno-ruchowe. Już odbiegając od tego, że musiałam nauczyć się nut i grania na flecie czy klawesach, było sporo muzycznych przedstawień. Miałam z tych zajęć czwórkę i gdy przy wystawianiu ocen prowadząca zapytała kto wymyślał scenariusz, bo chciałaby tej osobie podwyższyć ocenę o oczko to wyszło dziwnie :D Gdy pani O. dowiedziała się, że to ja, to porzuciła pomysł :D.Zawsze było miło, gdy ktoś chwalił mój esej albo pracę, uznał moje refleksje za ciekawe. Pamiętam jak na kolokwium z ćwiczeń z historii myśli pedagogicznej trzeba było przeczytać dziesięć grubych książek typu "Życie codzienne w Anglii elżbietańskiej" (332 str.). Osoby, które skupiły się na streszczaniu sobie tych książek wyszły na tym gorzej, ja skupiłam się na przeczytaniu przynajmniej po rozdziale (całość nie była możliwa czasowo, od ogłoszenia listy lektur do kolokwium było za mało czasu i inne zaliczenia), ale ze zrozumieniem. Opłaciło się, bo teksty trzeba było poddać krytycznej analizie, znajdując w nich jeden punkt wspólny, który był osią wypowiedzi.Miło mi było w poprzednim semestrze, gdy pani profesor od pedeutologii zasugerowała mi objęcie mnie opieką naukową na studiach doktoranckich. Czułam, że odczarowałam swoje nazwisko.No, prawie :)sukienka: klik W internecie trochę kontrowersji wywołała moja sukienka na obronę, konkretnie jej długość :). Cóż, sukienka była dłuższa niż do połowy uda, a wiele dziewczyn miało krótkie na obronie. Obiektywnie - zgadzam się, jest krótka. Subiektywnie? Złożony problem :).  Kto mnie zna ten wie, że nie jestem typem umalowanej dziewczyny z makijażem, ani włosami od linijki w wyprasowanej garsonce. Lubię zabawne ubrania, nie podchodzę do życia sztywno i w 100% na serio. Koszule rozpinają mi się w biuście, co byłoby na obronie sporym nietaktem ;)).  Ołówkowe i proste kroje podciągają mi się w trakcie chodzenia, tracąc na długości, za to tworząc w okolicy talii coś na kształt pampersa :). Nie miałam żadnego formalnego ubrania o innej długości, a kupowanie specjalnie na obronę czegoś, czego nigdy więcej nie założę? Hell no :D. Poza tym elementarna wiedza z zakresu psychologii - ubranie wpływa na nasz nastrój. Gdybym założyła coś formalnego (nie cierpię!), czułabym się sztywno, niekomfortowo i tylko bym się zestresowała :). Lubię tandetę, nie wstydzę się tego. Maryli Rodowicz też nikt nie ubierze w garsonkę, bo przestanie być Marylą :).Egzamin zdaje się na siedząco, więc dla mnie żaden problem. Przyznam, że pracując z dziećmi nabrałam sporego dystansu do stroju, a dzieciaki uwielbiają to, że gdy z nimi pracuję - czują się swobodnie, po partnersku, bo nie połykam kija ;-).  Sporną sukienkę można kupić i obejrzeć tutajMniej serio - sukienka to klątwa mojego nazwiska ;-)9Napis na niebiesko i wszystko jasne :D  (źródło: klik).Egzamin zdaję ja i moja wiedza, nie sukienka, zatem temat uważam za zamknięty i proszę o komentarze dotyczące innych elementów tego tekstu :DA egzamin poszedł mi całkiem dobrze :(function(d, s, id) { var js, fjs = d.getElementsByTagName(s)[0]; if (d.getElementById(id)) return; js = d.createElement(s); js.id = id; js.src = "//connect.facebook.net/pl_PL/sdk.js#xfbml=1&version=v2.3"; fjs.parentNode.insertBefore(js, fjs);}(document, 'script', 'facebook-jssdk'));Od dzisiaj pani magister z piątką na dyplomie, komisja kazała mi iść na doktorat, mówię, że już po rekrutacji a oni, że przedłużą :-) jupi!!Posted by Aniamaluje on 29 czerwca 2015Usłyszałam, że komisja jest pod wrażeniem poziomu mojej wypowiedzi, dojrzałości w sądach i uogólnieniach dotyczących wniosków z badań oraz umiejętności wnioskowania. Zrobiło mi się bardzo miło, tym bardziej, że do studiów doktoranckich zachęcano mnie szczerze (mam nadzieję ;-)). Może jednak te kilka lat dawania z siebie 100%, chociaż taki sam efekt (w postaci oceny) osiągnęłabym dając procent 60, miał jakiś sens? :).Czekają mnie poważne przemyślenia. Obecnie jestem bardzo zadowolona z tego co robię - realizuję się pisząc przeróżne teksty, jestem w stanie się z tego utrzymać. W ramach hobby i głównie za darmo, pomagam dzieciom w nauce (nie śmiem używać bardziej doniosłych słów). Sprawia mi to wielką przyjemność, bo widzę efekty swoich działań. A skoro potrafię się uczyć i potrafię pomóc innym w nauce, to może przyda się komuś mój sposób na naukę do egzaminu dyplomowego.Ostatnia prosta :-) #egzamin #egzamindyplomowy gorszy niż #sesja - #notatki #nauka i próba zapamiętania przynajmniej skrótu skrótu skrótu :-) #cornellmethod #visualnotes #notes #studying #pedagogika #doodlesZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Ania Kęska (@aniamaluje) 28 Cze, 2015 o 2:51 PDTKilka słów wstępu:Moja dewiza to "work smarter, not harder". Często obserwuję ludzi, którzy poświęcają dużo czasu na całkowicie nieefektywne działania i pozorną naukę. Niby się uczę, ale nic nie wchodzi do głowy :)."Różnica między pracą wydajną, a ciężką, jest zasadnicza. Możesz malować cały pokój małym, szkolnym pędzelkiem, albo dużym wałkiem malarskim. W tym pierwszym przypadku ostro się namachasz, w tym drugim - będzie zdecydowanie lżej i szybciej. Skutek prawdopodobnie będzie ten sam - pomalowany pokój. Jeśli malowałeś go dla siebie, pól biedy, ale jeśli ktoś Ci za to płacił, to nie zdziw się, jak nie doceni Twojego wysiłku i zapłaci Ci tylko za efekt." cały tekst znajdziecie tutaj: PO CO SIĘ UCZYĆ?Zagadnienia na mój egzamin obejmowały tak naprawdę cały tok studiów :)). Początkowo byłam przerażona, ale potem zdałam sobie sprawę z kluczowej rzeczy - przecież ja przez te studia wcale nie spałam, tylko ciężko pracowałam. Chyba coś z tych studiów pamiętam, więc nie ma sensu wkuwanie wszystkiego na nowo. Lepiej skupić się na zrozumieniu.Opracowałam sobie wersję zawierającą krótkie opracowanie każdego z zagadnień. Wyszło mi 110 stron, co mnie nie satysfakcjonowało. To jest właśnie krok pierwszy - zbierasz materiał w oparciu o literaturę, czytasz, opracowujesz podstawową wersję. Zapisujesz plik jako kopię :).Następnie poddałam całość obróbce - po pierwsze - zmiana czcionki na Verdanę 11 pt. Jest maksymalnie prosta i przejrzysta dla oka, dla mnie najwygodniejsza :). Interlinia niewielka, za to duży margines z prawej strony i na dole - po 3.5 cm. Góra i lewa strona minimalna, byle tylko się wydrukowało :). To moja wariacja na temat metody CornellaKolejny krok to streszczenie opracowania. Najpierw wyrzuciłam wszystkie ozdobniki np. paradygmat jest to zespół... → paradygmat - zespół... Zdaniem Zaleśkiwicza ryzyko dzielimy na instrumentalne i stymulujące → Zaleśkiewicz : ryzyko styumulujące i instrumentalne. Już na takiej obróbce tekstu uzyskamy kilka stron mniej.Kolejnym krokiem jest znalezienie słów, które można skrócić. Zdjęłam przynajmniej ze dwie strony objętości tekstu, na samej podmianie nauczyciel → n-el lub nel. Zastanów się, jakie kategorie najczęściej pojawiają się w Twoich notatkach i ustal sobie skrót. Możesz korzystać też z obrazkowych fontów oraz tablicy znaków - przykładowe symbole, których używam:§→♥♯▲♀♂ - prawne, wpływa na, emocje, proces, funkcje, kobieta, mężczyznamożna też korzystać np. z fontu Wingdings, który ma różne symbole (np. książkę, klepsydrę, kopertę). Przypisujemy im jakieś znaczenie o optycznie odchudzamy notatki.wskazówka : skopiowane  tablicy znaków i innych fontów symbole, najlepiej mieć w osobnym pliku, otwartym na czas naszej edycji :)."Każdą notatkę da się streścić do formatu A4" - przyznam, nie dałam rady z kilkoma, bo były bardzo obszerne, ale generalnie staram się trzymać tej zasady. Streszczam swoją notatkę tak długo, aż zostanie z niej sama esencja. Czasami jest to bardzo trudne, czasami nie. Jeśli uważam, że bardziej już się nie da , to odstawiam notatki na jakiś czas, a potem bez patrzenia na nie wypisuję sobie najważniejsze rzeczy na zasadzie haseł. Odrywam się od tekstu i widzę, co zapamiętałam.Po obróbce tekstu - podczas której nauczyłam się bardzo dużo, bo aktywnie przetwarzałam informacje - drukuję swoje notatki i spinam je klipsem do papieru. Moja obróbka odchudziła 110 stron do 32.Wyciągam kredki bambino (wygodniej mi niż zakreślaczami) i zaznaczam różnymi kolorami ważne rzeczy. Kolory pomagają zapamiętać informacje, ale też podzielić notatki na jakieś kategorie pojęciowe. Trzeba ustalić sobie swój klucz.Przypomnę zdjęcie z mojego instagrama :Ostatnia prosta :-) #egzamin #egzamindyplomowy gorszy niż #sesja - #notatki #nauka i próba zapamiętania przynajmniej skrótu skrótu skrótu :-) #cornellmethod #visualnotes #notes #studying #pedagogika #doodlesZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Ania Kęska (@aniamaluje) 28 Cze, 2015 o 2:51 PDTDalsza obróbka notatek polega na:rysowaniu symboli, które pomogą mi wzrokowo skojarzyć treść notatki i zapamiętać najważniejsze rzeczyzapisaniu podsumowania na dole - po to mi dolny margines. Na zasadzie - gdybym musiał streścić zagadnienie w kilku zdaniach, co byłoby w takim streszczeniu?stosowaniu akronimów i akrostychów i innych zabaw z literami - u mnie było HISF , jako pierwsze litery paradygmatów.Patrząc na to z boku widzę, że mogłam obrobić notatki bardziej - słowo paradygmat, które powtórzyłam aż 4 x, mogłam wyrzucić, pisząc:  paradygmaty: humanistyczny blablabla, interpretatywny bla bla bla i tak dalej. Na takich przeoczeniach mogłabym zgubić kolejną stronę.Po co to wszystko? Nie prościej po prostu czytać? No właśnie nie. :) Moje 32 strony zawierały dokładnie to, co poprzednie 110. Podczas obróbki materiału, aktywnie się go uczyłam, przetwarzałam informacje. Dwukrotne przeczytanie całego dużego pliku na koniec załatwia sprawę.Dzięki temu, że na obronie znałam esencję, wypowiadałam się bardziej płynnie, szczegółowo. Znałam główne kategorie pojęciowe (w końcu zapamiętać 32 strony to żaden wyczyn!) i odnosiłam je do innych oraz literatury.Każde notatki można odchudzić :)). Gorąco polecam!Chciałam wam tylko powiedzieć, że możecie mieć niewłaściwe nazwisko, niewłaściwą twarz, stan zdrowia  i portfel, ale jeśli będziecie chcieć, to pokonacie każdą przeszkodę. Czasami to będzie trudne, ale się da. Tym sposobem, zamiast pójść spać, pisałam ten tekst do szóstej rano :). Pozostaje mi wyłączyć komputer i się położyć :). I jeszcze jedna sprawa - wyrzucamy ze swojego słownika zwrot "udało mi się". Nie udało się, zapracowałeś na to.Uściski! :) _____Szczegóły rekrutacji na warsztaty dziennikarskie Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :) Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Ostatnia prosta na studiach, wygraj 100$, czy możliwe jest życie bez pieniędzy...

ANIA MALUJE

Ostatnia prosta na studiach, wygraj 100$, czy możliwe jest życie bez pieniędzy...

Oraz czy homoseksualizm to choroba, co ostatnio jadłam, czym różni się zachodnie podejście do dbania o włosy od naszego i jak to jest stać się hejterem... :)Tak, to był długi i męczący tydzień. Powinnam spędzić go na nauce na egzamin dyplomowy, a spędziłam głownie w kolejkach do lekarzy. Niezmiennie od lat podtrzymuję moje stanowisko - badać należy się regularnie, szczególnie wtedy, gdy wcześniej mieliśmy podejrzaną lub burzliwą historię chorobową (u siebie lub w rodzinie).Jednak to co mnie od zawsze drażni, to podejście do pacjentów - przedmiotowe, niemiłe, masowe. Już w rejestracji widziałam płaczącą emerytkę (pacjentkę onkologii!) na którą wrzeszczano, że nie wie do kogo dostała skierowanie. "Co, ja żyję pani chorobą? Co powiedział lekarz, chyba powinna to pani wiedzieć!!!". Przerażona, skulona, schorowana staruszka odpowiedziała, że nie wie, bo nic nie mówił, tylko zbadał ją i coś pisał bez słowa.... Przecież burę powinien dostać lekarz z gabinetu obok, że nie chce mu się pisać czytelnie, a ta starsza pani.Smutne to jest, taki brak empatii, szczególnie wobec onkologicznych pacjentów, na skraju depresji, załamania, braku wiary w sens życia. Miałam ochotę podejść i przytulić tę kobietę, ale musiałam pilnować swojej kolejki, by nie wylądować w niej od nowa...Plus całej sytuacji jest taki, że miałam chwilę, by się pouczyć, bo i tak czekałam po 3 godziny, by wejść do gabinetu na 15 minut :)Ostatnia prosta :-) #egzamin #egzamindyplomowy gorszy niż #sesja - #notatki #nauka i próba zapamiętania przynajmniej skrótu skrótu skrótu :-) #cornellmethod #visualnotes #notes #studying #pedagogika #doodlesZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Ania Kęska (@aniamaluje) 28 Cze, 2015 o 2:51 PDTTo czeka mnie jutro. Opracowanie zagadnień to skrót skrótu skrótu, ale jeśli ktoś jest ciekawy moich strategii na nauczenie się dużej partii materiału, to mogę zrobić taki tekst. Ale to już jak się obronię, nie będę się teraz mądrzyć :D Dziękuję też na odzew na zdjęcie,w  postaci deklaracji trzymania kciuków i kilkunastu wiadomości, że to moje teksty zmotywowały was do nauki i porzucenia myśli o wrześniu. Wow! :) Bardzo mi miło. Chciałam też przeprosić, że nie odpowiadam na maile ani na komentarze pod starymi tekstami, ale to był tydzień badań i wyrywania dobie minut na naukę. Oczywiście spróbowałam też lodów :DMoje

Wznieś się ponad swój gniew...

ANIA MALUJE

Wznieś się ponad swój gniew...

Mój ulubiony makijaż - prosto, szybko, naturalnie :)

ANIA MALUJE

Mój ulubiony makijaż - prosto, szybko, naturalnie :)

Dziwne japońskie słowa, dzień w romskiej wiosce, skąd się biorą rozmiary ubrań i moje pokrzyżowane plany

ANIA MALUJE

Dziwne japońskie słowa, dzień w romskiej wiosce, skąd się biorą rozmiary ubrań i moje pokrzyżowane plany

Nadaję z samego oka cyklonu - jestem w trakcie nauki na egzamin dyplomowy i przeklinam w duchu uczciwość promotor, która nie podała nam pytań... co czyni nas chyba jedyną grupą frajerów z całej uczelni :). Oprócz tego opowiem o kilku ciekawych rzeczach wyszperanych w sieci, mojej niezrozumiałej miłości do butów, ocenie za pracę jaką dostałam od recenzenta i najmilszym komentarzu, jaki przeczytałam ostatnio na blogu ;) Ah, nie obędzie się bez ubraniowej wpadki, w końcu nie darmo jestem Anią. Co jeszcze? O tym jak złośliwy los zdecydował za mnie, zostawiając mnie zaskoczoną z miną "WTF?!" i chęcią wsunięcia pocieszeniowych lodów... których pewnie już nie kupię, bo za szybko znikają ze sklepu. Ech!Ok, po kolei :D Może najpierw od tego, co działo się ostatnio na blogu.Tydzień rozpoczęłam od tygodnika, w którym jest konkurs z bardzo fajną nagrodą.  Zachęcam do udziału :)JAK ODWRÓCIĆ CZYJEŚ ZACHOWANIE NA SWOJĄ KORZYŚĆ I WYGRAĆ PONAD 400 ZŁ :)Na blogu trwa jeszcze jeden, tym razem nieco mniejszy konkurs, który znajdziecie tutaj. Oprócz tego bawiłam się lokami :)Wcieliłam się w królika doświadczalnego i przetestowałam na sobie lokówkę za... dwie dyszki. Najtańszą taniznę z biedronki, efekty testu możecie zobaczyć tutaj.Na moim blogu nie mogło zabraknąć także czegoś rozwojowego ;-)) I chociaż najmocniej krzyczycie, że takich tekstów chcecie, to zawsze mają najmniej odsłon. Wychodzi na to, że ludzie lubią gadać o tym, jak chcą pozmieniać swoje życie, bo działanie jest już trochę trudniejsze :D Tekst o tym, jak zacząć dokonywanie zmian w swoim życiu znajdziecie tutaj :Jak zacząć zmieniać swoje życie?No i ostatnie, co napisałam w tym tygodniu , czyli tekst z moim subiektywnym "starterem" - co warto kupić na samym początku przygody. Napisałam go z myślą o studentach, którzy muszą od zera skompletować kuchenne sprzęty i innych osobach, które właśnie zaczynają swoje życie na własny rachunek. Dziękuję za liczne wiadomości, że się przydał :*Tekst znajdziecie tutaj : co kupić na start? Wciąż związane z blogiem, ale już nie bezpośrednio :(function(d, s, id) { var js, fjs = d.getElementsByTagName(s)[0]; if (d.getElementById(id)) return; js = d.createElement(s); js.id = id; js.src = "//connect.facebook.net/pl_PL/sdk.js#xfbml=1&version=v2.3"; fjs.parentNode.insertBefore(js, fjs);}(document, 'script', 'facebook-jssdk'));dla takich komentarzy warto pisać bloga <3to pod najnowszym tekstem :)Posted by Aniamaluje on 16 czerwca 2015Nie zawsze mam czas na czytanie Waszych wiadomości. Kończę studia, dużo pracuję, dużo czasu zabiera mi też codzienna walka o zdrowie, ale przeczytanie czegoś tak miłego sprawia, że nagle najkrótsza doba się rozciąga i kradnę jej trochę czasu na pisanie na tym małym internetowym poletku. Dziękuję!A co u mnie? Uczelnia, uczelnia i jeszcze raz  uczelnia - złożyłam w końcu wydrukowaną pracę, opracowywałam zagadnienia na egzamin dyplomowy, streszczałam je, przerażałam się ich ilością i objętością, streszczałam streszczenie i jakoś tak tydzień dobiegł końca :D A ja wciąż nienauczona, ale się nauczę :D Byłoby wstyd nie dać rady, skoro żyję w dużej mierze z tego, że pomagam uczyć się tzw. "beznadziejnym przypadkom" (jak można powiedzieć tak na dziecko?!). A pomagam im się nauczyć... jak się uczyć :). No to sama nie mogę dać plamy.Ale o plamach za moment...Dostałam taką piękną recenzję pracy dyplomowej :(function(d, s, id) { var js, fjs = d.getElementsByTagName(s)[0]; if (d.getElementById(id)) return; js = d.createElement(s); js.id = id; js.src = "//connect.facebook.net/pl_PL/sdk.js#xfbml=1&version=v2.3"; fjs.parentNode.insertBefore(js, fjs);}(document, 'script', 'facebook-jssdk'));Chyba zaklinanie rzeczywistości idzie dobrze, bo recenzent ocenił pracę na 5 :) jeszcze tylko ocena promotora i egzamin dyplomowy :DPosted by Aniamaluje on 20 czerwca 2015I miło mi bardzo, wszystko fajnie. Pozostaje czekać na ocenę promotora i zdać egzamin dyplomowy. No właśnie - pod koniec semestru zimowego, jedna pani profesor (którą bardzo szanuję) zaproponowała mi zostanie moim opiekunem naukowym na ... studiach trzeciego stopnia. Znaczy się - doktoranckich. Początkowo miałam mieszane uczucia, chociaż poczułam się po tej propozycji doceniona, to nie wiedziałam, czy skorzystam. Od tamtej pory kilka razy wzięłam się na męska rozmowę z samą sobą - przemyślałam wszystkie  za i przeciw, pomyślałam o szansach, które mi to stwarza - na niczym nie zależy mi bardziej, jak na zwiększaniu szans dzieciaków. Z tego poziomu miałabym większe możliwości działania i wpływu, więc zdecydowałam się wystartować w rekrutacji na zasadzie "a co mi tam" i "niech się dzieje wola nieba". Nie muszę mówić jaką miałam minę , gdy dzisiaj zauważyłam, że rekrutacja była do dwudziestego czerwca? A ja nie mogłam brać w niej udziału, bo nie jestem jeszcze magistrem! Moja promotor wybrała taką a nie inną datę na obrony (po czym i tak ją przełożyła) a ja zostałam z głupim uśmieszkiem niedowierzania na twarzy. Cóż. Problem sam się rozwiązał. Wola niebios, złośliwy los? Bywa ;-).Na pocieszenie wsunę jutro najlepsze (oczywiście z kupnych) lody ciasteczkowe na świecie. (klik!) Biegnijcie po nie koniecznie, bo jutro zaczyna się tydzień amerykański, a akurat ciasteczkowe znikają z prędkością światła. Poważnie rozważam dołączenie jutro rano do kolejki emerytów rzucających się na opiekacze... :D Zerknijcie sobie dobrze jak wyglądają i koniecznie spróbujcie, są prze-py-szne! - tutaj można je sobie obejrzeć (klik).No właśnie, ja wybieram lody, a czym wy pocieszacie się po dziwnych sytuacjach na które nie macie żadnego wpływu?Mam jeszcze jeden stały schemat działania - buty! Mówi się, że człowiek musi mieć jakieś skłonności :D Cóż, nie palę, nie uprawiam hazardu,  alkohol piję też jedynie symbolicznie. Z lodów już się wyspowiadałam, a buty... cóż :D Tym razem padło na złote sandałki (klik). Kupiłam je sobie w nagrodę za... zdobycie tytułu magistra. Którego jeszcze nie zdobyłam, ale bałam się, że ktoś je kupi zanim nadejdzie dzień obrony. Teraz to już muszę zdać, prawda? :D Równowaga we Wszechświecie musi być zachowana :DAch, jeszcze modowa wpadka.Wybralam spódnicę maxi:Fajna,  wygodna, wszystko się zgadza. Nie zgadza się coś z moim intelektem, bo jakoś nie skumałam, że w Azji ludzie mają nieco niższy wzrost i ich maxi to moje...7/8? Nawet nie chciało mi się jej prasować (sorki za światło i flesz) jest równa, krzywo ją powiesiłam, chciałam tylko dać ostrzeżenie przed moim błędem :D Spódnica o której mowa do kupienia tutaj (klik)Kulinarnie:kogel-mogelfrytkitruskawkiobiad z mrożonki, tzw. przegląd zamrażarki - bywa i takchipsy z batatów,liście buraczka,filet z kurczaka i owoc granatumintaj, puree i botwinkamałe marchewki, brokuł, puree i kurczak w sosiePytacie czasami, czy planuję posiłki - tak, wygląda to w ten sposób, że zerkam na ofertę dwóch dyskontów które są najbliżej mnie, patrzę jakie mięso mają w promocji i wymyślam sobie pi przez drzwi, co będę jadła. Jak nietrudno odgadnąć, w tym tygodniu lidl miał w promocji kurczaka (klik), kolejna będzie wieprzowina :D (klik).To może wydawać się śmieszne, ale przy moim zapotrzebowaniu energetycznym, najwięcej pieniędzy idzie właśnie na jedzenie i rzeczy, które mogę zamrozić, lubię kupować taniej :).O, zapomniałam! Jako wielka fanka "wrapów" i wszelkich dań typu "tortilla", lubię szukać zastępników chleba w postaci placków. Nie ma już w sprzedaży chleba, który smakował by moim dzieciństwem, z kupowanych lubię lidlowski chleb drwalski, ale nie jest on wybitnie zdrowy, a coś jeść trzeba :D Wypiek domowego chleba jest kompletnie nieekonomiczny czasowo (i tak dużo czasu spędzam w kuchni), więc pokochałam wszelkie podpłomyki i inne placki. Moje ulubione robi się długo, wszelkie pełnoziarniste tortille swoje muszą odstać, a moja mama wymyśliła genialne, sycące, błyskawiczne i w dodatku bezglutenowe placki do tortilli/wrapów :D Elastyczne, wytrzymałe, idealne!domowe, bezglutenowe placki do tortillidomowa tortillaJeśli jesteście ciekawi, mogę zrobić o nich tekst (w tygodniu). Proszę tylko o sygnał, jeśli są jacyś zainteresowani :DZe wstydem przyznam, że najbardziej lubię gotowe sosy :D Te na jogurcie mi nie podchodzą,  lubię ciężkie, majonezowe... ale zamierzam podszkolić się w tej materii, znalazłam kilka fajnych przepisów. Wyświetlą się po kliknięciu w zdjęcie, lub pod nim :)Przepisy na sosy (klik!)Jeszcze zaciekawił mnie jeden rodzaj chlebka, też zamierzam spróbować :Przepis na chlebek czosnkowo-ziołowy tutaj (klik).Mimo, że masę czasu poświęciłam na naukę, znalazłam w sieci kilka ciekawych rzeczy :)).14 japońskich słów, których potrzebujesz w swoim życiu  - osobne słowo na promienie słońca prześwitujące między drzewami? Kupuję to!Pamiętnikowy tekst o dniu spędzonym w romskiej wiosce. Ciekawe, wprawiające w zadumę.W nawiązaniu do ostatniej wymiany komentarzy na blogu, znalazłam tekst odpowiadający na pytanie "skąd się biorą rozmiary ubrań?"  - też ciekawy :)7 dramatów, które zrozumie tylko posiadaczka długich włosów  - trochę tęsknię za włosami czasami, w których doświadczałam tych problemów :)No i tym razem to na tyle. Mogę jedynie odesłać na instagram:https://instagram.com/aniamaluje/I mniej spostrzegawczym czytelnikom pokazać w lewym górnym rogu takie klikadełko do zostania moim czytelnikiem przez bloglovin - jeśli facebook czasami robi wam psikusa i nie widzicie moich tekstów, to z bloglovin nie ma takiej szansy :)Uściski! Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :) Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Jakie sprzęty kuchenne kupić na start?

ANIA MALUJE

Jakie sprzęty kuchenne kupić na start?

Jak zacząć...zmieniać swoje życie?

ANIA MALUJE

Jak zacząć...zmieniać swoje życie?

Jak sprawdza się i czym mnie zaskoczyła  lokówka za...20 zł

ANIA MALUJE

Jak sprawdza się i czym mnie zaskoczyła lokówka za...20 zł

Wczoraj pojawiła się oferta z lokówką za 19.99 zł. Do tej pory miałam doświadczenia ze sprzętem z nieco wyższej półki - były to prostownice i lokówki Braun oraz Remington. Byłam ciekawa, jak sprawdzi się u mnie coś tańszego...Moje włosy są proste jak druty, ale też lubią odgniatać się od gumek. Koczki ślimaczki, papiloty, warkoczyki - wszystko to funduje mi raczej efekt zbuntowanego Chopina skrzyżowanego z Cocker Spanielem... a chciałoby się romantycznego, zwiewnego wyglądu.Cóż :DNie miałam za bardzo czego ryzykować, więc postanowiłam sprawdzić jak sprawuje się tania lokówka podróżna.Mała, ale solidna. Wielkim plusem jest kabel obrotowy, do którego przyzwyczaiły mnie droższe marki. Natomiast minusem jest brak regulacji temperatury, która jest po prostu jedna i niezmienna (według producenta 180 °C). Płytki są ceramiczne, gdyby byłe inne - nie podjęłabym ryzyka.Spryskałam włosy sprayem termoochronnym i rozpoczęłam kręcenie. Z moich włosów nie wyczaruję żadnej cudownej fryzury, bo są ścięte tak, by pozbyć się spalonych przez rozjaśnianie końcówek. Mimo to, bałaganiarski efekt jakiego chciałam jest całkiem zadowalający ;-)Od razu : Spódnica : klik, buty: centro, top - jeszcze z czasów liceum , przygarbienie wymuszone przez oskrzela :DA tak fryzura wyglądała po dłuższej chwili : Mina numer jeden wyraża nastrój po zobaczeniu liczby zagadnień do egzaminu dyplomowego :). A na serio - w poprzednim tekście pisałam, że miałam krótkie załamanie zdrowotne i oto efekt :)).Jasne, cudów nie ma, bo loki się trochę rozprostowały, ale niczym ich nie utrwalałam. Szczerze mówiąc, to jestem pozytywnie zaskoczona lokówką.  Jestem pewna, że kilka lat temu takie lokówki (powłoki ceramiczne, obrotowy kabel) były sprzętem z wyższej półki. Dzisiaj oczywiście mamy już dużo większy wybór parametrów takiego sprzętu, ale dla osoby takiej jak ja, która włosy kręci okazjonalnie, lokówka jest dobrym zakupem. ;-)Mam na myśli to, że gdybym kilka lat temu powiedziała : na taki sprzęt wolę wydać więcej, to pewnie kupiłabym coś o podobnych funkcjach :DLokówką uzyskałam praktycznie taki sam efekt, jak lokówką stożkową pearl wand Remingtona. Różnica polega na tym, że było prościej i z dużo mniejszym ryzykiem poparzeń ;)).Podróżna lokówkę której użyłam,  można kupić za 19,99 zł w jednym z dyskontów (klik). Natomiast drugi oferuje  lakiery, szampony i odżywki w niższych cenach (klik).Ja na pewno będę jeszcze eksperymentować z innymi sposobami uzyskania loków. Wszystkie "na zimno" oraz "na noc" niestety zawodzą u mnie po całości :(Co sądzicie o tanim sprzęcie? Może macie dla mnie jakieś rady odnośnie loków? ;-). Jestem jedną z tych osób, które kręcą włosy na imprezę, a zanim się na niej pojawią, mają już proste strąki :D. Tym razem loki przetrwały dużo dłużej, ale stylizacja na ciepło jest jednak inwazyjna... Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :) Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Jak odwrócić czyjeś zachowanie na swoją korzyść i wygrać ponad 400 zł :)

ANIA MALUJE

Jak odwrócić czyjeś zachowanie na swoją korzyść i wygrać ponad 400 zł :)

Powyższy kolaż idealnie pokazuje kolory mojej duszy. Lubię biel, zieleń i złoty brąz.  Powoli uczę się, które kolory są "moje", chociaż jest to trudny i długi proces, bo mam w tej sferze lata zaniedbań. Czasami mam wrażenie, że mam tygodnie, kiedy każdy kolejny dzień jest kalką poprzedniego - robię to samo, tylko nieco zmienia się scenografia - strój, pogoda, obiady i kolacja. A potem przeglądam swój własny instagram, archiwum bloga i widzę, że jednak się trochę działo, że coś robiłam. To dobrze, bo to miejsce wciąż ma na mnie jakiś terapeutyczny wpływ.Czasami tydzień kończy się tak jak wczoraj - potwornym bólem płuc, głowy i brzucha. Wieczorem spędzonym na - pardon my french - rzyganiu i bolesnym przypomnieniem sobie o tym, że wcale nie jest tak, że mogę wszystko. Czasami za długo jest za dobrze i zapominam, że jestem nieuleczalnie chora. Ale to, że zapominam, to jest niewyobrażalny cudowny i niesamowity postęp. Zamiast płakać i pytać dlaczego ja? niesamowicie się cieszę, że taki paskudny dzień z bezsenną nocą i walką o każdy oddech zdarza się raz, dwa razy na miesiąc....a kiedyś był moją codziennością. I byłby do dzisiaj, gdyby nie kilka męskich i trudnych decyzji, które musiałam podjąć.Nie wiem czy wiele jest na tej planecie osób, które tak bardzo doceniają każdy przeżyty dzień.Patrząc obiektywnie - mam dwie ręce, dwie nogi, całkiem sprawny umysł. Żyję w kraju o względnej stabilizacji - nie ma wojny, mam dach nad głową, jako-taką wolność słowa i prawo głosu. Mam za co żyć i umiem zapracować na swoje utrzymanie. Potrafię walczyć ze swoją chorobą. Codziennie wstaje słońce, mojego miasta nie pokrywa tona smogu i nie nawiedzają go trzęsienia ziemi ani fale tsunami. Pod dom nie przychodzą aligatory ani jadowite węże. Niby to nic, taka oczywistość, ale dla mnie to wszystko jest cudowne i jestem niesamowicie wdzięczna, że urodziłam się w takich a nie innych czasach  w takim a nie innym miejscu.Kaszlący i duszący się bracia mojej babci nie mieli takiego szczęścia i pożegnali się ze światem zanim zdążyli się nim nacieszyć.Gdy wieszałam na uczelni karteczkę z darmowymi komplementami,  czułam się jak naiwny przedszkolak, który uśmiecha się do obcych ludzi, bo jeszcze nikt nie odpowiedział mu burkliwie "na co się gapisz?!" ani "co się tak szczerzysz? wyjebać ci?"Nie macie czasami wrażenia, że w naszym społeczeństwie trzeba się tłumaczyć z tego, że jest się szczęśliwym? A ty co dzisiaj taka radosna? Wygrałaś w lotka? Jakby bycie radosnym nie mogło być częścią naszego usposobienia, sposobu bycia. Dużo łatwiej akcpetujemy fakt, że ktoś jest nieszczęśliwy, czyniąc z tego smutną normę.W każdym razie, gdy dzisiaj szłam złożyć pracę magisterską (wreszcie!) zerknęłam na tablicę z urwanymi wszystkimi komplementami i uśmiechnęłam się szeroko - przyczyniłam się do kolejnych dziewięciu uśmiechów u innych osób :D Jeśli chcecie wydrukować podobne, to szablon i opis akcji znajdziecie tutaj : darmowe komplementyJa pokusiłam się o niezdrowe lody z żelkami :Foremki były dostępne w Lidlu (klik), ale ja swoje dorwałam w Tesco.  Pycha! O daniach i deserach idealnych na upał pisałam troszkę tutaj : CO JEŚĆ W UPAŁ? POMYSŁY NA DANIA, PRZEKĄSKI I DESERY ;-)No właśnie, wyjdę na wielką hipokrytkę jeśli napiszę, że te lody były wyśmienite, tak samo jak drugie - jogurtowe z granatem, ale w drodze z uczelni nie mogłam oprzeć się kupnym? Już chciałam iść sobie na krushersa albo mc flurry (nie osądzajcie mnie :D ) ale skusiłam się na ten sorbet malinowy - przepyszny! W gazetce jest napisane, że będzie w sklepach dopiero 18.06, ale u mnie już był. Polecam! :) Kulinarnie oprócz rosołu, zrobiłam też domową lasagne. Wykorzystałam w tym celu maszynkę do makaronu, o której wraz z przepisem na boski domowy makaron i uzdrawiający rosół pisałam tutaj .Zbagatelizowałam jednak kilka sygnałów od mojego ciała - moja skóra na czole znów zrobiła się sucha, włosy były całkiem zbuntowane a ja wiecznie zmęczona. Byłam pewna, że to kwestia nieregularnego rytmu dnia i niedosypiania (sesja, magisterka), ale jednak kryło się za tym coś więcej.Banalny przykład sygnału od ciała :Mimo olejowania, moje skórki od paznokci były ekstremalnie suche i sprawiały, że z każdym lakierem wyglądałam jak fleja.Do tego moja twarz przybrała lekko szary kolor, taki ziemisty. Znacie jakieś osoby, które wyglądają na wiecznie "niedomyte"?  Właśnie to mam na myśli pisząc o zszarzałej cerze. Niby jestem czysta, ale coś nie gra. Może nasunąć się pytanie - jak to możliwe, że robię tyle rzeczy dla swojego zdrowia - jem w 80-90% czysto, ruszam się, gotuję zdrowotne rosoły i piję inne zioła i mikstury, a spędziłam dzień na zwijaniu się z bólu i wymiotowaniu?Nałożyły się trzy czynniki :- za mało czasu na regenerację (niedobór snu)- za mało ruchu*- leżenie plackiemZ tym ruchem to śmieszna historia - jestem osobą dość aktywną, bardzo dużo chodzę, zazwyczaj rozciągam się, wykonuję ćwiczenia oddechowe i koniecznie mostek + przeróżne skoki, żeby wszystko ładnie odrywało mi się z oskrzeli. Jestem zaprzyjaźniona ze skakanką i hula-hoop, ale ostatnio dni były tak przeładowane, że nawet nie zauważyłam, że nic nie ćwiczę. Chcąc dać sobie jeden dzień na regenerację i poleżenie na kocu w ogródku, wskoczyłam w bikini. Przerażona zauważyłam celullit, który uaktywnia się po uszczypnięciu ud :)  Cóż, nic nie jest dane wiecznie, więc zrobiłam 100 przysiadów i bardzo pożałowałam tego następnego dnia :). Jakoś nie zauważyłam, że dawno nie ćwiczyłam i dorobiłam się zakwasów. Ja! Osoba, dla której miesiąc temu 100 przysiadów było jak pryszcz a ruch był codziennością.Mam to szczęście, że kiedyś dużo ćwiczyłam i krótkie okresy zaniedbań nie zamieniają mnie w pączka, a jedynie powodują ogólne rozflaczenie. Finalnie dobiło mnie... odpoczywanie.Bo odpoczywać trzeba umieć ;-). Jakoś nie pomyślałam, że skoro muszę spać niemal na siedząco (żeby się nie udusić), to leżenie plackiem przez dwie godzinki okaże się dla moich oskrzeli zabójcze. Wszystko co wyprodukowały trafiło do układu trawiennego i skutecznie wyłączyło mnie z życia na długie godziny.Zyskałam kolejną pozycję na liście - czego unikać i porządną nauczkę.Piszę do Was te słowa z nieznośnym bólem głowy i przewracającym się na lewą stronę żołądkiem. Mam za swoje! :)Wyrosła mi sama z siebie naparstnica purpurowa (jak zgaduję), a pierwsze porzeczki zaczynają się czerwienić. Bosko! :) Zastanawiam się nad zakupem wiszącej poziomki - jeśli ktoś z Was taką posiada, poproszę o informację, czy jest sens kupowania jej w połowie czerwca (chciałabym owoce w tym roku :)).Widoczna powyżej sukienka stanie się chyba moją ulubioną. prosta, pasuje mi do wszystkiego i bardzo wygodna. Niestety strasznie ją wygniotłam, bo wcześniej byłam i na "pikniku" i na spacerze w lesie :). Sukienka dostępna jest tutaj (klik). Na modelce wygląda ładniej, bo mocniej ściągnęła pasek (ja luźno związałam go z tyłu) no i wybrałam zabudowany, spłaszczający biustonosz. Na zdjęciach widzę, że to był błąd, bo wychodzi mi bokiem (ale wstyd -.-).Koturny pokazywałam Wam ostatnio  (klik), ale zdecydowałam się na nie znowu :). Moje pięty umierają po całkiem płaskich butach, a wysokie obcasy nie zawsze współgrają z moim trybem życia (lubię przyrodę, parki, lasy i inne podłoża nie dogadujące się ze szpilkami ;-).Widzę, że zapomniałam o torebce. Też pokazywałam ją dość dawno :Ale nie zaszkodzi drugi raz :). Jest to jedna z moich ulubionych torebek , pochodzi z Choies , ale niestety jest już wyprzedana. Może kiedyś wróci :).Załatwiłam też wszystkie sprawy związane z obiegówkami, zdałam indeks...  i czuję się jak jakiś kujon ;-)Uwzględniając fakt, że wciąż pracowałam, aktywnie pisałam bloga (podwajając w ciągu roku liczbę czytelników, wow!) no i nie ozdrowiałam w cudowny sposób - wynik jest dla mnie dość ładny :) Jestem z siebie dumna i polecam wszystkim bycie dumnym ze swoich wyników -  nie warto mówić udało mi się, lepiej powiedzieć zapracowałem na to. To wielka różnica, a bycie wdzięcznym za to co mamy, znakomicie wpływa na budowanie stabilnej i zdrowej samooceny. Przyjmujemy odpowiedzialność za swoje błędy i niepowodzenia, ale też cieszymy się z małych i większych sukcesów :).A to Szaraczek :). Wraz ze swoim ulubionym, zmechaconym kocykiem. Tym razem chętnie sięgałam po imbirowo-pomarańczowe smoothie.  Widziałam, że padło kilka pytań o bikini, więc zaktualizowałam wpis o linki (do butelki na smoothie i bikini). Tekst znajdziecie tutaj . Uprzedzając pytania - na zdjęciu nie jestem ja :DJa łapałam zaciesz z pięknego jaśminu, który wylądował potem w wazonie. Uwielbiam zapach jaśminu! *.*Filet z kurczaka nadziany pesto z pietruszki i koperku był wyborny. Jeśli tak jak ja - często stawiacie na fileta z piersi, to obecnie jest na niego bardzo dobra promocja (klik).Te liście pod sałatą, to liście buraczka , botwinka. Wspomaga oczyszczanie organizmu i jest bardzo smaczna :).Polecałam też kilka ciekawych filmów :CO WARTO OBEJRZEĆ? 6 CIEKAWYCH FILMÓW, JEDEN CIĘ ZASKOCZY ;-)I bardzo cieszę się z tego, że kilka osób zdecydowało się obejrzeć ostatni. Nie sądziłam, że komuś będzie się chciało, miłe zaskoczenie!Kojarzycie taki stary program - twój problem, nasza głowa?Często odzywacie się do mnie z opisem swoich trudnych sytuacji i prośbą o radę. Najbardziej wzruszył mnie chyba e-mail od dziewczyny, która chciała popełnić samobójstwo, a lektura mojego bloga sprawiła, że zmieniła zdanie. To był moment kiedy stwierdziłam, że to nie jest jakieś tam luźne hobby, ale coś, co ma sens...Tym razem problem czytelniczki trochę mnie przerasta. Znam podobną sytuację i wiem jak się skończyła, ale jestem w swojej ocenie bardzo stronnicza. Jestem ciekawa, jaką macie opinię w temacie.Czytelniczka (nazwijmy ją Basią) od kilku lat jest w związku (z nazwijmy go - Jarkiem). Basia i Jarek mieli trudne dzieciństwo i mieszkanku wziętym na kredyt poczuli się wreszcie wolni i szczęśliwi. Były wielkie plany, wspólna przyszłość, dzieci... ale pojawił się problem - okazało się, że Jarek w świetle prawa odpowiada za spory dług swojej beztroskiej mamy, która nigdy mu o nim nie wspomniała. Dla uproszczenia - jest to 50 tysięcy i sytuacji nie da się w żaden sposób prawnie naprostować, chociaż Jarek żadnych pieniędzy nie pożyczał. W międzyczasie mama Jarka została wyrzucona z mieszkania i trafiła do... Basi i Jarka. I chociaż było ciężko, bo Basia z Jarkiem mieli komornika na głowie, zajętą część wypłaty i hipotekę do spłaty, to starali się jak mogli, by zadłużenie spłacać i jakoś żyć. Ale mama stwierdziła, że woli leżeć plackiem przed TV i pracować nie będzie, spłacać zadłużenia też nie. Bo po co. W dodatku zrzędzi i nie pozwala Jarkowi i Basi i posiadanie własnego potomstwa (bo to dużo kosztuje).Basia i Jarek urabiają się po łokcie (jeśli nie po pachy), mama leży i pachnie a sytuacja jest ciężka.Co zrobilibyście w takiej sytuacji?Jestem ciekawa waszych opinii, może macie własne podobne doświadczenia albo wniesiecie świeże spojrzenie na sprawę?Byłabym bardzo wdzięczna!Na innych blogach...cóż, będę szczera - nie miałam kiedy ich czytać!Z tego co zdążyłam to wpadły mi w oko teksty i blogi :Kulinarny blog Jaglowskiej (klik) - jestem jedną z osób, które wielokrotnie namawiały ją na instagramie na założenia bloga. Serdecznie polecam, bo aż ślinka cieknie, a wiele przepisów jest bardzo zdrowych, np. jestem pewna, że spróbuję burgerów soczewicowo-batatowych, bo wyglądają obłędnie. Ostrzegam - przepadniecie!Flow mummy i tekst o pytaniach, na które będzie musiała odpowiedzieć każda matka (klik) - dawno nic mnie tak nie rozbawiło! :)Przepiękny polski blog modowy http://aim-style.blogspot.com/Dagmara i tekst : jak odwrócić czyjeś przekorne zachowanie na swoją korzyść?Promocja -40% na kosmetyki do makijażu (klik)Kulturalnie nie miałam czasu na ...nic. Ale bardzo spodobała mi się kampania Nivea :Nie wiem czemu ma tak mało odsłon, ale jest świetnie zrealizowana. Ja co prawda wciąż pozostaję wierna ochronie skóry dzięki suplementacji witaminy D, ale chylę czoła przed pomysłodawcą kampanii.Mam też dla Was konkurs - można wygrać bon na 120$ do wykorzystania na ubrania w sklepie She In (dawniej She inside).Co trzeba zrobić :1) Zarejestruj się na Shein. http://goo.gl/8KDmXH2) Polub ich fanpage https://goo.gl/PFA5Od3) Polub mój fanpage : https://www.facebook.com/Aniamaluje?ref=tn_tnmn4) Zostaw w komentarzu adres e-mail, z którego dokonałeś rejestracji :)Konkurs trwa do 29 czerwca (data mojej obrony :D) a wybrany zostanie jeden zwycięzca :) Od soboty na blogu jest jeszcze jeden konkurs (klik), a nagrody z konkursu Colgate roześlę pod koniec tygodnia. Serdecznie zapraszam też na mój instagram : https://instagram.com/aniamaluje/I chociaż tonę w zagadnieniach na egzamin dyplomowy, to obiecuję, że będę już lepszą blogerką i postaram się pisać bardziej regularnie. Zachęcam do udziału w konkursie, ponowiam pytanie o wiszące poziomki i prośbę o wypowiedź w kwestii Basi i Jarka.Uściski! Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :) Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Sukienka ciążowa  i nie najlepsze dni + wygraj ubrania :)

ANIA MALUJE

Sukienka ciążowa i nie najlepsze dni + wygraj ubrania :)

Ostatnio - nie owijając w bawełnę - jest słabo. Nie dosypiam, nie mogę się skupić a w konsekwencji - boli mnie głowa. Oczywiście wszystko to sama sobie zafundowałam i jestem sobie temu winna, no ale nie jest to jakoś wybitnie fajne :D Nie zrozumcie mnie źle - generalnie jest fajnie, ale takie czasowe spadki nastroju po prostu ssą. Na szczęście najgorsze już za mną ;-). Teraz powinno być już tylko lepiej! Dzisiaj na fejsie napisałam, że potrzebuję przerwy od Internetu. Chciałam usiąść przed monitorem i nadrobić zaległości, ale poczułam... niechęć. Zmartwiła mnie ta reakcja, bo blogować uwielbiam i sprawia mi to wielką radość. Zapominam tylko o potrzebie odpoczynku...A ostatnio było z tym słabiutko, bo ciągnęła się za mną praca magisterska. Strasznie nie lubię czegoś takiego. Konkretnie mam na myśli czekanie. Oddaję rozdział i miesiąc czekam na sprawdzenie, a potem nagle rusza lawina drobnych poprawek z dnia na dzień i tak kilka razy :). Więc mam za sobą kilka nocek po trzy godziny snu, co nie jest dla mnie dobre, ale mus to mus. W końcu poszłam na studia magisterskie ze względu na dyplom (mam wszystkie uprawnienia po licencjacie, a i tak już pracuję i się w tym realizuję :). Teraz tylko w poniedziałek złożyć wersję drukowaną, wklepać w system i zostanie sporo nauki do egzaminu dyplomowego. A potem poczuję się jak na bardzo dziwnej reklamie Halls :DOdetchnę z ulgą ;-). To znaczy - mam taką nadzieję, nie oblałam jeszcze na pedagogice żadnego egzaminu i wierzę, że na mecie też się nie wyłożę :D Sometimes I feel I'm always walking too fast (so lonely)And everything is coming down on me, down on me, I go crazyOh so crazy W każdym razie, czuję się o kilka ton balastu lżejsza ;).Postanowiłam wyciągnąć lekcję ze swojej reakcji i spędziłam dzień na ładowaniu baterii i defragmentacji swojego wewnętrznego systemu.W tekście :JAK SZYBKO I SKUTECZNIE POPRAWIĆ SOBIE HUMOR? :) MOJE METODYZawarłam swoje ulubione sposoby na słaby dzień. Dzisiaj postanowiłam działać w praktyce. Nie lubię wychodzić na narzekacza i staram się nie dopuszczać do sytuacji, gdy zaczynam się nakręcać w tym swoim marudzeniu. Bo to jest bardzo łatwe i bardzo słabe - powód do narzekania znajdzie się zawsze, tylko po co? Po pierwsze - ulubiona "kawa" mrożona  - przepis tutaj.Po drugie - chciałam ubrać się tak, żebym czuła się dobrze. Więc wybrałam sukienkę na ciążę  (spożywczą), bo po mleku zawsze mój brzuch zamienia się w balonik. Wybrałam prostą, miętową (?) sukienkę : klik , bransoletę i okulary. Jeśli chodzi o buty - w końcu zdecydowałam się na sandały na koturnie (klik). Nie zawsze lubię kupować w ciemno, ale potrzebowałam butów, które będą bardzo stabilne i wygodne, ale jednak nie całkiem płaskie. Wymarzyłam sobie cielisty buty na koturnie o łagodnym przejściu. Bez pasków wokół kostki i tym bardziej - bez złotych elementów. Praktycznie byłam pewna, że kupię sandały Scholl (model Jacy), widoczny gdzieś po lewej, ale miałam z nim spory problem - mimo, że to buty spełniające moje kryteria (nie przecinają nogi w strategicznym miejscu, są w miarę nude), to niepokoiło mnie właśnie zapięcie. Do tej pory wszystkie moje buty z taki paskiem na pięcie albo wchodziły w moje pięty jak nóż w masło, powodując okropne otarcia, albo po prostu się zsuwały. Zdecydowałam się więc na te widoczne na moich zdjęciach. Lepiej kąt nachylenia widać na stronie producenta (klik) Na szczęście pasują idealnie a pasek nie skraca nogi, nawet do tandetnego złota się przekonałam. Kupiłam je dlatego, bo miałam sporo punktów do wykorzystania, z myślą, że najwyżej z podkulonym ogonem wrócę i  zdecyduję się na te Scholla. Podsuwam je tutaj dlatego, że często pytacie mnie o dobór butów :)). Może kogoś zainteresują takie podstawowe, neutralne buty z naturalnej skóry :-)Boże, co ja robię, przecież nikogo nie interesują moje butowe dylematy i poszukiwania idealnego kompromisu między płaskimi i wysokimi butami. Bo umówmy się - szpilki na trawę się nie nadają.Jak chill, to też grill :) Nie ma dymu bez ognia a grilla bez oliwy. To znaczy - dla mnie nie ma. ;-).Moim odkryciem ostatnich dni jest pojemnik ze specjalną pompką i dozownikiem do rozpylania oliwy :Mega! Ostatnio myślałam, że oliwa w aerozolu jest moim wybawieniem i okdryciem. Idealna do natłuszczenia patelni czy blachy delikatną mgiełką tłuszczu. 200 ml takiej oliwy w pojemniku pod ciśnieniem kosztuje ok. 15 zł. Sporo, w porównaniu do ceny tej butelkowanej, ale wciąż warto - tak stosowana oliwa wolniej się zużywa, potrawy nie pływają w tłuszczu i a skropienie lekkiej sałatki jest równomierne jak nigdy wcześniej.No ale...dodajmy dwa do dwóch i trzy do trzech - środowisko, kasa... lepiej przelać zwykłą oliwę do pojemnika z rozpylaczem.Próbowałam.Aby oliwa się rozpylała, należy dać 4-5 części wody na jedną część oliwy (np. 50 ml wody i 10 ml oliwy). Inaczej nie przechodzi przez tłok. Przed każdym użyciem trzeba to wstrząsnać, ale woda psuje efekt... No i konia z rzędem temu, kto znajdzie pojemnik z rozpylaczem, który będzie przystosowany do żywności. BPA free i te sprawy, bo zafundujemy sobie raka czy inny shit.Zestaw który kupiłam zawiera dwa szklane  pojemniki z pompką i rozpylaczem - nalewamy samą oliwę, a pryska jak trzeba. Boski wynalazek! Cena? Mniej niż dwie oliwy w sprayu :).Ofertę znajdziecie tutaj, a jeśli jak ja - lubicie delikatne mgiełki z oliwy (lub octu), to będziecie bardzo zadowoleni i nie będziecie szkodzić środowisku :).Ale o czym ja gadałam? Ach o pysznym grillu :D No to poczytałam też grzecznie książkę. Nienaukową. Niezwiązaną z magisterką. Wreszcie! Opaliłam się troszkę i nawet uwieczniłam kota :D Furorę robił mój obiektywnie przepłacony nabytek :Po co mi słoik do smoothie? No po to, żeby wrzucić maleńkie do torebki i szczelnie zakręcić. Plastik szybko robi się brzydki i porysowany, a ja po prostu lubię ładne rzeczy. Nie zawsze mam ochotę dźwigać ze sobą pięćset kilo wałówki :)). Sprzęt szumnie nazwany "butelka smoothie" pojawił się w niezbyt udanej francuskiej ofercie polo marketu (klik). Nie spodziewałam się, że będzie robił furorę na grillu - tymczasem zakręcany słoje są bardzo praktyczne, bo nie musimy obawiać się, że wypijemy sok z osą czy innym żądłem.Po leżeniu, opalaniu, czytaniu i grillowaniu, musiałam jeszcze szybko skoczyć na drobne zakupy. Jeśli nie macie wyobrażenia jaki jest klimat małego miasteczka, to jest on właśnie taki :Tłumy szaleją :DAle właśnie za ciszę, spokój i dużo zieleni lubię miejsce w którym mieszkam.Ach, zapomniałabym. Zgodziłam się zrobić dla Was błyskawiczny mini-konkurs :).Można wygrać letnie kombinezony od Romwe (u nich wybrałam sobie sukienkę - mgiełkę). Bez sensu, żebym tylko ja czerpała jakieś profity z bloga, więc skoro już szukam swojego stylu nierzadko korzystając z programów punktowych i afiliacyjnych, to fajnie by było, żebyście też mieli szanse na jakieś nagrody :). Dopiero co zakończyłam duży konkurs, ale co szkodzi dodać maleńkie rozdanie :wymagania :1. rejstracja na Romwe : http://www.romwe.com/login_register.php 2. Polubienie ich fanpage : https://www.facebook.com/Romwe.official3. Polubienie mojego bloga : https://www.facebook.com/Aniamaluje4. zostawienie w komentarzu adresu e-mail z którego rejestrowaliście się na RomweRomwe nagrodzi 2 osoby, które będą mogły wybrać sobie crop top + spodenkido wyboru z wymienionych :jeden, dwa, trzy, cztery Swój typ trzeba wskazać dopiero jak się wygra :)Konkurs trwa do 27 czerwca, a organizatorem jest RomweMój tip :Załóżcie sobie osobne spam-maile do konkursów (tylko je sprawdzajcie) i korzystajcie z każdej okazji. Nietrafioną nagrodę zawsze można opchnąć na allegro :).Ach, no właśnie - jak będziecie ochoczo brać udział w bieżącym rozdaniu, to pojawi się  na dniach drugie rozdanie, z bonem na ubrania o wartości ponad 400 PLNMam nadzieję, że taki lekko smęcący post nie działa na was jakoś drażniąco. Po prostu czasem mam gorsze dni, a nie chcę kreować tutaj nieistniejącej rzeczywistości, w której każdego dnia jestem od rana zmotywowana, uśmiechnięta i gotowa na podbój świata. Otóż nie, czasami trzeba w sobie takie nastawienie wywołać ;-)).Uściski!Biorę się za komentarze :) Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :) Komentując oświadczasz, że znasz regulamin