Segritta
Syndrom męczennicy czyli jak nie zrobić z faceta melepety
To tekst dla każdej kobiety, niezależnie od tego, czy ma syna, czy faceta, czy jedno i drugie. Singielkom też się przyda, na wypadek znalezienia sobie partnera, bo to właśnie samotne kobiety najczęściej umiejąc sobie ze wszystkim same poradzić i potem, w związku, dalej wszystko robią same. A cały sekret polega na tym, że w rodzinie jak w dobrej firmie – trzeba umieć cedować obowiązki i nie robić wszystkiego samemu. Tylko najpierw trzeba umieć NIE ROBIĆ, co jest dla wielu kobiet paradoksalnie trudniejsze niż robienie. Kto lepiej zajmuje się domem: kobieta czy mężczyzna? Od wczoraj na fejsie dyskutujemy o tym, czy warto zatrudniać młode kobiety, które przecież zaraz zajdą w ciążę, potem wezmą urlop macierzyński, wychowawczy i wreszcie zwolnienia na chorobę dziecka. W pewnym momencie zasugerowałam, że co prawda ciąży z facetem dzielić nie można, ale już takie zwolnienia z powodu choroby dziecka może brać też tatuś, niekoniecznie tylko mamusia. W odpowiedzi jedna z czytelniczek napisała, że owszem, facet może zostać w domu, ale co z tego, skoro sam się dobrze tym dzieckiem nie zajmie, bo nie będzie umiał i z każdą pierdołą będzie dzwonił do partnerki. Niestety, taka jest prawda. Wielu mężczyzn nie ma pojęcia o opiece nad dzieckiem, bo ciągle robią to partnerki. Nie ma też pojęcia o opiece nad domem, bo… ciągle robią to ich partnerki. Tak, to jest jedyny powód. Co chwila widzę jakieś reklamy o piorących, sprzątających kobietach oraz teksty o podziale domowych obowiązków i męskie pod nimi głosy. Głosy, które szczycą się tym, że „kto jak kto, ale ja pomagam żonie w domu!”. POMAGAM. Pomagać to może 3-letnie dziecko, gdy się uczy nieporadnego odkurzania albo zmywania naczyń. Pomagać, to może pies, gdy się go nauczy „podaj pilot od telewizora”, albo gość, który kurtuazyjnie wymyje kubek do swojej herbacie, gdy będzie od nas wychodził. A partner, nasz mężczyzna, w końcu jak by nie patrzeć „pan domu” powinien na równi z kobietą tym domem się zajmować a nie komuś „pomagać”. Jeśli dalej nie rozumiecie, czemu ja tak się dziwię, spróbujcie odwrócić sytuację. Wyobraźcie sobie forum, na którym kobiety się chwalą, że pomagają swoim mężczyznom w sprzątaniu domu. Już jasne? Znajomy mojej przyjaciółki kiedyś oznajmił nam na jednej z prywatek, że on nie umie sprzątać, bo jest mężczyzną, a mężczyźni nie są genetycznie przystosowani do zauważania bałaganu lub kurzu. Otóż, drogie panie, to nie jest prawda. Mężczyzna tak samo jak kobieta widzi bałagan i kurz, ma tak samo jak kobieta – dwie ręce, wszelkie potrzebne siły i zmysły, by sprzątać, gotować, prać, wyrzucać śmieci, zmywać i robić posiłki. Jedne z tych rzeczy może lubić bardziej, inne mniej, podobnie jak kobieta. Oczywiście idealnie się złoży, jeśli się partnerką uzupełnią i np. ona będzie lubić gotować a on zmywać, ale nie oszukujmy się, takie idealne uzupełnienia w kwestii wszystkich domowych obowiązków się nie zdarzają i trzeba się podzielić także tym, czego się nie lubi. I co się wtedy robi? Co robi przeciętna, polska kobieta, gdy żaden z domowników nie pali się do np. zmywania naczyń? Robi to sama. Może nawet próbuje czasem zmusić do zmywania syna lub męża (z córkami jakoś im to łatwiej przychodzi, pewnie dlatego, że ciągle sprzątająca matka jest dla córki wzorem, co powinna robić kobieta, więc łatwiej taką dziewczynkę namówić do naśladownictwa dorosłej mamy), ale widząc tego marne efekty, w końcu się poddaje. Bo ile można tłumaczyć, że szklanka niedomyta, że dno garnka trzeba doszorować, zlew po zmywaniu oczyścić, kubki ze stołu poznosić… Przecież sama to zrobi szybciej, lepiej i bez nerwów, no i nie będzie musiała o tym przypominać pół dnia, patrząc, jak się górka naczyń w zlewie powiększa. A potem spotka się z koleżankami, sapnie i ponarzeka, jaka to jest spracowana, przemęczona i jak to jej mąż nie pomaga w domu, mimo że oboje przecież pracują. Robi z siebie męczennicę, która zapierdala za wszystkich, bo sama robi to najlepiej. Bicz plis. Nie robisz tego najlepiej bez przyczyny. Nie trzeba magisterium ze zmywania bronić, żeby robić to dobrze. Wystarczy potrenować. Gdybyś NIE ZMYWAŁA, tylko zostawiła to mężowi, to on byłby w zmywaniu lepszy. Wiem, że to może być zaskakujące, ale naprawdę nie jesteś lepsza w obowiązkach domowych tylko dlatego, że masz parę cycków. „Ale ja lubię po nich sprzątać!” Jest jeszcze jeden typ kobiety robiącej wszystko za wszystkich – i nie jest to męczennica. To jej przeciwieństwo. Mam na myśli kobietę, która uwielbia zmywać, sprzątać, czyścić, gotować i prasować. Ona po prostu to lubi. Robi to z uśmiechem na ustach, ogarnia cały dom, karmi wszystkich domowników i sprawia jej to przyjemność. Wszystko byłoby super, gdyby taka kobieta mieszkała sobie tylko z partnerem. Sama bym temu partnerowi zazdrościła. Wszystko ma ogarnięte, pod nos podane i jeszcze mamy do czynienia z sytuacją win – win, bo przecież jej to wszystko sprawia przyjemność. Super. Gorzej, jeśli taka kobieta ma dzieci, bo te dzieci niczego się przy mamie nie nauczą. Jakże mogą nauczyć się gotować, skoro ona ciągle gotuje dla nich? Jak mają się nauczyć zachowania wokół siebie czystości, skoro jej sprawia przyjemność sprzątanie po nich? Jak wreszcie mają się nauczyć życia w rodzinie, jeśli czasem nie będą zmuszeni do sprzątnięcia wspólnej przestrzeni albo pozmywania naczyń po wszystkich? Ja wiem, że czasem najtrudniej jest nic nie robić, ale wierzę też, że nauczenie dzieci takich podstawowych obowiązków jest niezmierne ważne dla ich samodzielności. Może planujesz dla nich bogatą, szczęśliwą przyszłość w domu ze służbą, ale co jeśli jednak sami będą musieli sobie coś ugotować, sami będą musieli sobie posprzątać a jeśli masz synów – wcale nie trafi im się uwielbiająca zmywanie i prasowanie żona z mnóstwem czasu na nieodpłatną pracę domową? Do luksusu łatwo przywyknąć i naprawdę łatwiej jest się dzielić domowymi obowiązkami osobie, która od dzieciństwa miała swoje obowiązki – niż komuś, kogo tylko życiowa sytuacja zmusiła do ubrudzenia rączek. Księżniczka na ziarnku grochu Kiedyś bajka o tej księżniczce wydawała mi się historią rozpuszczonej pannicy i, nauczona innymi tradycyjnymi bajkami, szukałam w niej jakiegoś moralizatorskiego wniosku wychowawczego. Bez skutku. Dziś wiem, że to wcale nie była bajka z morałem, tylko próba pokazania prostego mechanizmu przyzwyczajenia. Przywyknąć można do luksusu albo do biedy. Do czystości albo do brudu. Do obowiązków lub ich braku. W zależności od tego, jak dziecko wychowamy – tak w naturalny dla siebie sposób będzie żyło w dorosłym życiu. Jeśli więc będziemy dbać o czystość domu i od początku, konsekwentnie dawać Jasiowi do zrozumienia, że trzeba w tym domu sprzątać, to dorosły Jan będzie sam z siebie, bez biadolenia, marudzenia i potrzeby przypominania łapał za odkurzacz i sprzątał wokół siebie w domu, bo nawet mały bałagan będzie dla niego jak ziarnko grochu – będzie go uwierał, męczył i uniemożliwiał oddanie się lenistwu lub pracy. Sama mam coś takiego, że lubię zasiąść do mojego ulubionego serialu z popcornem lub lodami, dopiero wtedy, gdy wszystkie obowiązki zostały wypełnione a wokół siebie mam porządek. Co więcej – Jan będzie też wiedział, że jak się je popcorn na kanapie, to nie warto brać w łapę całej garści i kruszyć wokół siebie, bo potem SAM będzie to musiał sprzątać. Jaś sprzatający daje Jana nie tylko sprzątającego, ale też nierobiącego tak wielkiego bałaganu jak Jaś niesprzątający. :) Jeśli zaś Jaś nigdy w domu nic nie będzie sprzątał, to potem dorosły Jan będzie tym typem faceta, który na każde „a może byś pozmywał” będzie reagował jęczeniem i wymigiwaniem się. Do tego wcale mu nie będzie przeszkadzało zaleganie na kanapie w okruszkach i bałaganie wokół siebie. Taki Jan będzie przekleństwem dla swojej partnerki. Droga partnerko Jana, jest dla Ciebie jedna nadzieja. Nawet jeśli trafiłaś na niewychowanego mężczyznę, a wciąż jesteście na początku związku, masz jeszcze szansę na resocjalizację Jana. ;) Moja prababcia zwykła mawiać: Co od mężczyzny wyciągniesz na początku, to twoje. Babcia nie miała na myśli pieniędzy, biżuterii i koni wyścigowych. Miała na myśli pewne prawa i przywileje, granice, których nie wolno przekroczyć i oczywistości, bez których nie wyobrażasz sobie związku z danym mężczyzną. Jeśli od początku wyraźnie zaznaczysz, że nie tolerujesz wulgaryzmów, nigdy nie przeklinasz oraz nie życzysz sobie, by twój partner przy tobie przeklinał – to najprawdopodobniej mężczyzna na to przystanie i powalony ogromem twoich zalet oraz siłą własnej do ciebie miłości – przeklinać przestanie. Jeśli zaś pożyjecie sobie razem parę lat z wulgaryzmami i nagle, po tych paru latach mu powiesz, że jego „kurwy” i „chuje” ci przeszkadzają i że może by przestał przeklinać, to cię wyśmieje. To samo tyczy się różnych domowych obowiązków. Jeśli zawsze będziesz mu robić posiłki i napoje, to trudno go będzie po latach nauczyć, że teraz to byś chciała rewanżu i żeby raz na jakiś czas to on tobie herbatę przyniósł do łóżka. Dlatego, droga kobieto, od początku wymagaj od Jana współuczestniczenia w prowadzeniu domu i wychowywaniu dziecka. Nie odkładaj tego na później. Nie mów „teraz ja to zrobię, ale w końcu poproszę go o pomoc”. Nie wpadaj też w pułapkę myślenia „on w końcu zauważy to, jak się dla niego poświęcam i doceni to!”. Od pierwszej randki, od pierwszego dnia wspólnego mieszkania, od pierwszych dni waszego potomka, WYMAGAJ pewnych podstaw partnerskiego życia. Jeśli to będą jasne, sprawiedliwe wymagania i będą działały od początku, to nawet jeśli mama Jasia go niezbyt dobrze wychowała, ty masz jeszcze szansę to naprawić.