Przegląd tygodnia #1/04

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #1/04

Lifemenagerka

ZdrowoMania od kuchni + idą zmiany!

Czy wiecie, że… ZdrowoMania ma już pół roku? I ponad 600 osób zdecydowało się kliknąć przycisk „subskrybuj”? A wszystkie odcinki zebrały już prawie 26 tysięcy wyświetleń! Porównując to z innymi kanałami – to mało. Ale kiedy zwizualizuję sobie tę liczby przekładając je na grupę ludzi – jestem pod wrażeniem, że moja praca trafiła do tylu odbiorców.  Jestem winna ogromne podziękowania każdemu z Was, kto przez swoje polecenie (czy to na blogu czy np. w prywatnej rozmowie z koleżanką) przyczynił się do takiego wyniku. Olbrzymie podziękowania należą się też sponsorowi (marce Citrosept), który od początku wspiera moje działania i umożliwia mi realizację programu. Połączyła nas potrzeba promowania zdrowego stylu życia i wspólnymi siłami stworzyliśmy coś, co mam nadzieję spełnia swoją rolę.  Dziś z okazji pół roku istnienia ZdrowoManii (prace nad nią zaczęłam na samym początku października) prezentuję Wam jak to wygląda od kuchni. W ciągu tych 6 miesięcy powstało kilkaset GB materiału, z których wybrałam kilkanaście krótkich, nieemitowanych w programie scenek.  Przy okazji zdradzam też jakie zmiany zdecydowałam się wprowadzić w związku z nadejściem wiosny… Najważniejszą z nich jest rozbicie każdego odcinka na dwie części – temat odcinka będzie połączony z aktywnością fizyczną, a przepisy będą w osobnych filmach. Koniec z pośpiechem w kuchni! Od teraz przepisy nie będą musiały się zamykać w 2-3 minutach, mogą trwać nawet 5 lub 7 minut, a jak zajdzie taka potrzeba to nawet dłużej, wow ;). Postaram się oczywiście aby przepis był jak najbardziej skondensowany, a moje wywody będę umieszczać na początku lub na końcu, aby zwolennicy krótkich materiałów też byli usatysfakcjonowani. Odcinki z tematem głównym i aktywnością będą pojawiać się na zmianę z odcinkami z przepisem – zawsze w środę o 18tej. Czasami wcześniej, ale ogólna zasada jest taka, że zaglądając w środę o 18tej na kanał ZdrowoMania TV, zawsze znajdziecie tam coś nowego. Chociaż… może nie powinnam mówić, że „zawsze”, bo program jest bardzo uzależniony ode mnie i jeśli np. zachoruję, mogą pojawić się obsuwy. Będę jednak o nich informować na fanpage’u.  Oprócz odcinków właściwych czasami pojawią się też odcinki dodatkowe – podobne do tego dzisiejszego, albo jakieś instruktażowe, np. jak nauczyć się hamować na rolkach. Na prośbę widzów postanowiłam nagrać też jakieś ćwiczenia do samodzielnego wykonywania w domu, ale oczywiście nie ja wystąpię w roli trenera :).  Przyznam, że pomysłów na program mam mnóstwo, ale oczywiście ograniczają mnie tak przyziemne sprawy jak budżet. To dlatego w kwestii ZdrowoManii jestem tak upierdliwa w proszeniu Was o pomoc w promowaniu programu. Na tym etapie naprawdę nie chodzi o zwiększenie moich dochodów czy o wylansowanie mojej osoby, a raczej o umożliwienie programowi rozwinięcia skrzydeł, co bez dodatkowych sponsorów nie będzie możliwe. Dla mnie olbrzymią nagrodą i motorem do działania są Wasze pozytywne komentarze i informacje, że zrobiliście coś pod wpływem programu. Niestety – tym pozytywnym odzewem nie mogę opłacić faktury od operatora… A szkoda ;).  Mam nadzieję, że spodoba Wam się dzisiejszy wyjątkowy odcinek… A już za tydzień pierwsza ZdrowoMania nagrywana z nowym operatorem, nieco odświeżona i z naprawdę fajnymi gośćmi i ciekawymi tematami. Ja już nie mogę się doczekać The post ZdrowoMania od kuchni + idą zmiany! appeared first on Life Manager-ka.

Gdzie na spacer – Górki Szymona, Piaseczno

Lifemenagerka

Gdzie na spacer – Górki Szymona, Piaseczno

Przegląd tygodnia #5/03

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #5/03

Wartościowe kanały na YouTube cz. I – zdrowie

Lifemenagerka

Wartościowe kanały na YouTube cz. I – zdrowie

Mazowiecki Park Krajobrazowy cz. I – Wesoła

Lifemenagerka

Mazowiecki Park Krajobrazowy cz. I – Wesoła

Czy w życiu trzeba dużo i ciężko pracować?

Lifemenagerka

Czy w życiu trzeba dużo i ciężko pracować?

Przegląd tygodnia #4/03

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #4/03

ZdrowoMania odc. 8 – niedobory w diecie, bokwa, carpaccio z buraków

Lifemenagerka

ZdrowoMania odc. 8 – niedobory w diecie, bokwa, carpaccio z buraków

Akcja „Wiosenna mobilizacja”

Lifemenagerka

Akcja „Wiosenna mobilizacja”

Przegląd tygodnia #3/03

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #3/03

Jak przestać się przejmować opinią innych

Lifemenagerka

Jak przestać się przejmować opinią innych

10 powodów dla których warto pojechać do Włoch

Lifemenagerka

10 powodów dla których warto pojechać do Włoch

Lifemenagerka

Poniedziałek freelancera – z pamiętnika początkującego przedsiębiorcy

Tytuł tego wpisu możecie potraktować bardzo dosłownie – to nie jest post z poradami czy wskazówkami, a raczej z moimi odczuciami po tych pierwszych tygodniach od założenia działalności gospodarczej. Pisałam niedawno we wpisie o zakładaniu DG, że u mnie to przejście ze zwykłego freelancingu na „posiadanie firmy” nie będzie zbyt odczuwalne, bo przecież cały czas zawodowo będę robić to samo. Cóż… Nieco się przeliczyłam nie sądziłam, że przybędzie mi tyle obowiązków.  Zderzenie z rzeczywistością Wydawało mi się, że tych comiesięcznych formalności nie będzie zbyt dużo – zamiast wystawiania umów o dzieło/zleceń miałam po prostu wystawiać faktury… No i samodzielnie płacić ZUS, a raz na kwartał podatki. Spoko, żaden problem. Tylko jednego nie przewidziałam – moja działalność nie jest całkiem jednoosobowa. Mam podwykonawców, których muszę co miesiąc rozliczać – pechowo żaden z nich nie ma DG, więc trzeba im wystawić umowy. I tu teoretycznie wszystkim powinno zająć się biuro rachunkowe, ale…  Problemy z księgowością Moja księgowa już w pierwszej bardzo prostej umowie dla podwykonawcy zrobiła 3 (!!!) błędy! Na szczęście mam nawyk sprawdzania wszystkiego i je wyłapałam… Ale jedna taka sytuacja wystarczyła, abym uznała, że wolę wziąć te umowy na siebie (co jest nieco upierdliwe i zajmuje czas). Na tym jednak problemy z księgowością się nie skończyły… Raz podczas mojej rozmowy z przyjaciółką w mojej głowie zapaliła się lampka ostrzegawcza – zaraz zaraz, kiedy płaci się podatek podwykonawców – razem z moim kwartalnie, czy może jednak co miesiąc? Moja księgowa wiedziała, że mam podwykonawców, ale nie dała mi żadnych wytycznych. I tu nie chcę się bardziej rozpisywać, ale ogólnie problem jest taki, że muszę z mojej księgowej wyciągać wszystkie informacje i samodzielnie myśleć o wszystkim co być może powinnam w tym miesiącu zapłacić/zrobić i gdzie. Jest to bardzo uciążliwe i obciąża mnie psychicznie, dlatego podjęłam decyzję o zmianie biura rachunkowego.  Papierkologia Mój segregator z napisem „firma” zapełnia się w zastraszającym tempie. Kiedy wydaje mi się, że mam już komplet dokumentów za poprzedni miesiąc, przypominam sobie, że muszę wydrukować jeszcze fakturę za telefon… Po chwili doznaję olśnienia, że przecież na mailu mam jeszcze FV za wynajem sprzętu. Wrzucam wszystko do folderu „do druku” i już chcę się zabrać za normalną pracę, kiedy nagle czuję uderzenie gorąca – kilometrówka. Analiza wszystkich przejazdów służbowych – gdzie, kiedy, po co, ile kilometrów… Czyli kolejne pół godziny z głowy i kolejna kartka do folderu „do druku”. No właśnie, co do drukowania…  Wydatki Do tej pory nigdy nie czułam potrzeby posiadania drukarki, ale teraz stała się ona dla mnie przedmiotem pierwszej potrzeby. Ogarnianie papierków już samo w sobie jest absorbujące i wkurzające, a jak sobie pomyślę, że trzeba jeszcze chodzić i gdzieś to wszystko ciągle drukować to… Sprawa jest prosta – mój czas kosztuje i lepiej zainwestować w drukarkę. W związku ze swoim rozwojem i potrzebą np. montowania filmów i ogólnie uporządkowania swojej pracy, zdecydowałam się zmienić też komputer. Gdybym wcześniej nie miała tabletu, to właśnie teraz stałby się on dla mnie niezbędny. Ogólnie chcę przez to powiedzieć, że zakładając firmę trzeba się liczyć ze zwiększeniem swoich potrzeb, a co za tym idzie z pewnymi inwestycjami. I tu pojawia się kolejny problem.  Finanse Wraz z założeniem firmy weszłam na kolejny poziom zarządzania finansami. Nawet mi się to podoba, ale momentami dostaję już kociokwiku. Generalnie od początku trzymam się prostej zasady – moje konto firmowe podzielone jest na dwa konta – bieżące i oszczędnościowe. Na to drugie przelewam pieniądze na podatki, które rozliczam kwartalnie. Wydawało mi się, że wszystko mam pod kontrolą, ale przez te braki informacji ze strony księgowości wszystko mi się nieco pomieszało. Dodatkowym problemem jest płynność finansowa. Ogólnie mam umowę z podwykonawcami, że płacę im po otrzymaniu pieniędzy od klienta (mam zasadę, że bardziej złożone, wymagające podwykonawców projekty realizuję wyłącznie dla klientów płacących terminowo). I to się sprawdza, ale czasami zdarzają mi się wydatki dodatkowe, które muszę ponieść zanim dostanę wpłatę od klienta, np. zakup książek na konkurs. To wszystko sprawia, że o płynności finansowej muszę myśleć dwutorowo – biorąc pod uwagę moje potrzeby prywatne i firmowe.  W kwestii finansów warto też wspomnieć, że różnica pomiędzy kwotą netto z faktury a tą, którą faktycznie zarabiam jest dość spora i co za tym idzie przykra ale nie chciałam w związku z założeniem DG podnosić kosztów współpracy moim klientom. Nowym będę przygotowywać wyceny według nowego klucza.  Nowe narzędzia Posiadanie firmy obudziło we mnie potrzebę stworzenia nowych „narzędzi”, np. pliku w Excelu do przeliczania kosztów, przychodów, podatku dochodowego itp. Teraz już wiem, że muszę przygotować i wydrukować sobie listę rzeczy do zrobienia co miesiąc wraz z terminami, np. zapłacenie ZUS do 10tego, zapłacenie podatku dochodowego podwykonawców do 20tego, uporządkowanie faktur (lista e-faktur które muszę skądś pobrać/wydrukować), rozliczenie kilometrówki itp. Boję się, że któregoś miesiąca obudzę się z ręką w nocniku po jakimś ważnym terminie, dlatego taka lista to moje „must have”.  Podsumowując Tych około-firmowych rzeczy o których trzeba pamiętać jest całkiem sporo. Wiele zależy od rodzaju wykonywanej działalności, ale wydaje mi się, że każdy na początku odczuje, że przybyło mu obowiązków. Wszystko to trzeba łączyć jeszcze ze swoją normalną pracą zarobkową. Idealnie, kiedy mamy wsparcie kogoś bliskiego kto podskoczy czasem na pocztę czy przy okazji podrzuci papiery do księgowości.  To warto czy nie? Ten wpis może mieć dość negatywny wydźwięk, ale nie chciałabym zostać źle zrozumiana, dlatego dopisuję ten bardzo ważny punkt. Póki co ja absolutnie nie żałuję swojej decyzji. Fakt, jestem trochę bardziej zajęta, mam więcej rzeczy na głowie, ale jednocześnie mam też dużą satysfakcję, że moja działalność została tak sformalizowana i dzięki temu jest bardziej profesjonalna. Sama też najchętniej współpracowałabym tylko z podwykonawcami, którzy mają firmy, bo to o wiele prostsze.  Poza tym podkreślam, że piszę tu o początkach. To co teraz jest dla mnie upierdliwe i jest jakąś przeszkodą, wkrótce wejdzie mi w krew i będę te rzeczy wykonywać automatycznie. Chcę być z Wami szczera tak jak wtedy, kiedy opisywałam trudne początki. Opisywane wówczas problemy na chwilę obecną mnie nie dotyczą i myślę, że za jakiś czas ten post też częściowo się zdezaktualizuje.  The post Poniedziałek freelancera – z pamiętnika początkującego przedsiębiorcy appeared first on Life Manager-ka.

Przegląd tygodnia #2/03

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #2/03

Domowa granola z patelni (przepis+film)

Lifemenagerka

Domowa granola z patelni (przepis+film)

ZdrowoMania odc. 7 – wpływ psa na zdrowie, wspinaczka, pieczone jabłka

Lifemenagerka

ZdrowoMania odc. 7 – wpływ psa na zdrowie, wspinaczka, pieczone jabłka

Przegląd tygodnia #1/03

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #1/03

7 pomysłów na aktywną randkę

Lifemenagerka

7 pomysłów na aktywną randkę

Lifemenagerka

LifeManagerka na YouTube

To kolejny post „organizacyjny” w ostatnich dniach… Było już o zmianach, to teraz przyszedł czas na nowości. Widocznie taki mamy czas :). Wszystko zaczęło się od jednego posta na Facebooku dodanego przez Agnieszkę. Albo nie! Wszystko zaczęło się we wrześniu, kiedy podczas pięknego wczesnojesiennego popołudnia podczas lunchu z klientem doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby połączyć nasze pasje i siły i zrobić coś razem na YouTube. Tak powstała ZdrowoMania. Następstwem tego jest to o czym piszę teraz – Agnieszka poleciła książkę Krzysztofa Gonciarza o internetowych „show”, a ja zaczęłam ją czytać i uświadomiłam sobie, że robię to źle. Błędem jest opieranie mojego rozwoju przed kamerą wyłącznie na ZdrowoManii. 2 odcinki miesięcznie to za mało, abym oswoiła się z wrogiem i przestała stresować jego obecnością. Już i tak jest dużo lepiej – do poniższego filmu po prostu usiadłam i go nagrałam. Zero cięć, zero stresu… Porównując to z moim pierwszym kontaktem z kamerą, widzę tu olbrzymi postęp. Ale to wciąż za mało! W sumie co się będę rozpisywać, obejrzyjcie może ten krótki film, a dla osób nie lubiących video poniżej napiszę o czym w nim mówię.  Powody dla których zdecydowałam się nagrywać prywatnie są jak wspomniałam w filmie dwa. O jednym napisałam już we wstępie - to chęć rozwoju, potrzeba robienia postępów, pokonywania stresu, ulepszania siebie. Już wiem, że nie wystarczy kilka razy w miesiącu stanąć przed kamerą i pomęczyć się chwilę aby powstało coś, co później da się pokazać widzom. Ja dzisiaj nagrywałam temat kolejnego odcinka i sam wstęp kręciliśmy z 10 razy, bo nie mogłam sklecić sensownie jednego zdania (okoliczności były wyjątkowo niesprzyjające). Dlaczego w swobodnej wypowiedzi nie mam tak dużego problemu z wysławianiem się, a przed kamerą głupieję? Wszystko przez stres i zbyt małe doświadczenie. Częstotliwość ZdrowoManii na pewno się nie zwiększy, więc jedynym sposobem na trening jest nagrywanie poza nią. A przy okazji pracując bez operatora dużo się nauczę na temat montażu, pobudzę swoją kreatywność podczas nagrywania itp. Same plusy.  Drugi powód jest mniej ważny, ale też istotny. Brakuje mi spontaniczności i naturalności. Nie twierdzę oczywiście, że w ZdrowoManii jestem sztuczna, ale formuła programu nakazuje mi powstrzymanie się od dłuższego komentarza, a jak czasami sobie na jakiś pozwolę to potem i tak muszę go wyciąć – wolę te kilkanaście czy kilkadziesiąt sekund „oddać” mojemu gościowi. Nawet o przepisach nie mogę Wam powiedzieć tyle ile bym chciała, bo to tę cześć potem najbardziej bezlitośnie tniemy.  Jeśli chodzi o tematykę mojego prywatnego kanału to będzie ona identyczna jak ta, którą znacie z bloga. Nie dorzucę kolejnej cegiełki do vlogosfery urodowej i nie będę wąchać kremów na wizji będę natomiast zdrowo gotować i zachęcać  do ruszenia tyłka z kanapy – czy to na dłuższy spacer po okolicy swojego miasta czy to na rower lub rolki. Czasami może sobie pogadam do kamery wyrażając swoje zdanie na jakiś temat… Nie obiecuję żadnej regularności, ale skoro już tym wpisem i filmem powiedziałam „A” to powiem też resztę alfabetu. A dalej są dwie opcje – albo rzucę to w cholerę po kilku filmach, albo połknę bakcyla, zacznę inwestować w sprzęt (mam firmę, muszę generować koszty ;)) i będę nagrywać częściej i lepiej. Póki co musicie wybaczyć mi amatorkę, nie mam nawet mikrofonu, nie spodziewajcie się jakości jak w ZdrowoManii ;).  P.s. Oczywiście mam nadzieję, że na rzecz tych filmów nikt nie porzuci ZdrowoManii ta póki co ma się dobrze i jeszcze co najmniej kilka odcinków na pewno powstanie The post LifeManagerka na YouTube appeared first on Life Manager-ka.

Przegląd tygodnia #4/02

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #4/02

Zmiany!

Lifemenagerka

Zmiany!

Jak żyć zdrowo i nie zwariować

Lifemenagerka

Jak żyć zdrowo i nie zwariować

A może ten tytuł powinien brzmieć: żyj zdrowo i daj żyć innym? Zdrowy styl życia to temat rzeka… W dodatku rzeka dosyć niezbadana, ponieważ nauka nie jest zgodna co do jedynych słusznych rozwiązań. Decydując się na zmiany w swoim stylu życia sami musimy zdecydować w co będziemy wierzyć. Osobiście bardzo nie lubię przesady w żadną ze stron, szczególnie kiedy coś zakrawa na fanatyzm. Nie lubię nawracania innych na „jedyną słuszną” drogę i wtrącania się w czyjeś życie ze swoimi „dobrymi radami”. Jako blogerka pisząca w dużej mierze o zdrowym stylu życia zdecydowałam się być transparentna w kwestiach dotyczących mojego stanu zdrowia i dlatego nie raz mogliście przeczytać o tym, że zmagam się z PCOS i problemami metabolicznymi (insulinooporność, hipercholesterolemia). Poruszanie na blogu tych tematów spowodowało, że dostałam od czytelników sporo maili z dobrymi radami. I naprawdę bardzo doceniam to, że komuś się chciało poświęcić te kilka minut aby zwyczajnie spróbować mi pomóc. Zawsze odpisuję na takie wiadomości i zapoznaję się z materiałami, które mi przesyłacie. Ale póki co tylko jedną taką radę czytelniczki zdecydowałam się wprowadzić w życie. Dlaczego? Bo gdybym wprowadzała wszystkie, oszalałabym.  Głównym zagrożeniem dla mojego zdrowia jest cukrzyca i to na tym problemie postanowiłam się skupić. Dlatego moja dieta opiera się przede wszystkim na niskim indeksie glikemicznym. Gdybym jednak odżywiała się w 100% właściwie i na każdym kroku pamiętała o wszystkich moich problemach, z mojego jadłospisu musiałabym wykluczyć bardzo wiele rzeczy. Przykładowo: produkty o wysokim IG czyli np. ziemniaki, większość kasz, niektóre owoce i warzywa warzywa strączkowe, w tym produkty sojowe bo szkodzą osobom z problemami hormonalnymi takimi jak moje produkty mocno przetworzone jak biała mąka, biały makaron itp. większość serów ze względu na wysoką zawartość tłuszczu produkty zawierające cukier Dodatkowo przypomnę, że nie przepadam za mięsem i unikam go ze względów ideologicznych, jem tylko ryby i okazjonalnie indyka. Już teraz analizując powyższą listę zauważymy, że bez wyrzutów sumienia mogę jeść tylko niektóre owoce i warzywa, nieliczne dodatki do obiadu, trochę chudego nabiału i – tu już biorąc pod uwagę moje przekonania – tylko dwa rodzaje mięsa. Niezbyt wiele tego, ale te ograniczenia to jeszcze nic. Przecież gluten to cichy zabójca, nabiał to zło, a po soi (której i tak teoretycznie nie powinnam jeść ze względu na PCOS) na bank wyrosną mi wąsy i trzecia noga. Ach no i najważniejsze, to aby jeść same surowe rzeczy! Bo „tylko surowa dieta jest zdrowa dla organizmu”.  Ja wysiadam, przepraszam. Gdybym wzięła pod uwagę absolutnie wszystkie wskazania i przeciwwskazania dietetyczne dla osób z moimi problemami, a dodatkowo uległa modzie na diety eliminacyjne, mogłabym jeść tylko kilka owoców i warzyw, na surowo oczywiście. Nigdy nie mówię nigdy, ale na chwilę obecną mogę powiedzieć kategorycznie – absolutnie się na to nie zdecyduję. Jedzenie jest jedną z moich największych życiowych przyjemności, ja je uwielbiam i nie chcę sobie odmawiać kolejnych rzeczy. Muszę patrzeć też na mój organizm jako całość – nie brakuje mi energii, mam płaski brzuch, nie mam rewolucji żołądkowych po nabiale, a dieta oparta na niskim IG daje mi poczucie kontroli nad czyhającą za zakrętem cukrzycą. Po tym wszystkim wnioskuję, że moja dieta mi służy i nie ma powodów aby ją zmieniać. Chociaż - jeśli już coś powinnam w niej zmienić, to tylko coś dodać (bo mam niedobory), a na pewno nie wyeliminować bo śmieciowego, niezdrowego jedzenia na co dzień w niej nie ma.  Druga kwestia jaką jestem zmęczona to paranoiczne pilnowanie aby przypadkiem ktoś nie pokroił sałaty nożem, nie zjadł ogórka w jednej sałatce z pomidorem albo nie przesadził z ilością nasion chia. Ciągle dowiadujemy się, że jakieś połączenia są niefortunne, a produkty uważane do tej pory za super foods mają jednak jakieś złe właściwości. No cóż – właśnie tak to jest skonstruowane. Szpinak czy jarmuż są super zdrowe, ale zawierają dużo szczawianów… Ksylitol może działać przeczyszczająco… Banany dla jednych będą lepsze dojrzałe, dla innych niemal zielone. Zielona herbata jest bardzo zdrowa, ale wysusza gardło. Chyba nie istnieją produkty idealne, tak samo jak nie ma rozwiązań uniwersalnych dla wszystkich. Grunt to nie popadać w paranoję, obserwować swój organizm i zachować umiar we wszystkim co spożywamy. Gdyby ktoś mi jutro powiedział, że płatki owsiane są rakotwórcze, nie wyrzuciłabym w panice swoich zapasów do kosza. Sama zachęcam do tego aby czytać składy i unikać szkodliwych składników, ale jeśli raz na kilka miesięcy z braku innych produktów kupię śmietanę zawierającą karagen, to od tego jednego opakowania nie wyrośnie mi od razu nowotwór. Prowadząc bloga opieram się wyłącznie na subiektywnych odczuciach i moich doświadczeniach. Nie przedstawiam stosowanych przeze mnie rozwiązań jako jedynych słusznych. Nie mam do tego odpowiednich kompetencji! Jeśli wierzycie w szkodliwość jakiegoś stosowanego przeze mnie składnika – po prostu nie realizujcie przepisów z jego udziałem. Nie mówcie mi też, że ten składnik jest szkodliwy, jeśli nie jest to wiadome jednoznacznie (jak np. w przypadku papierosów, których na moim blogu na pewno nigdy nie zobaczycie). Poza tym podkreślam – moja dieta jest zróżnicowana, nie jem codziennie pasztetów sojowych, makaronu czy kaszy jaglanej. Jeśli któryś z tych składników nie jest super-hiper zdrowy, i tak nie powinien mi zaszkodzić. Na koniec jeszcze dodam, że szkic tego wpisu dojrzewał w wersjach roboczych przez kilka miesięcy. Kilka razy chciałam go opublikować, ale wtedy dostawałam jakiegoś troskliwego maila od czytelniczki, a nie chciałam aby ktokolwiek pomyślał, że jest on publiczną odpowiedzią na jego maila. Dodam też, że zjawiska o których piszę (przesadnych dobrych rad, troski o niełączenie pomidora z ogórkiem) na moim blogu pojawiają się bardzo sporadycznie, ale obserwuję je ogólnie w sieci i dlatego zdecydowałam się o tym napisać.  Więc… Żyjmy zdrowo i nie dajmy się zwariować i… Żyjmy zdrowo i dajmy żyć innym  i wybaczcie ten kobylasty wpis   The post Jak żyć zdrowo i nie zwariować appeared first on Life Manager-ka.

ZdrowoMania odc. 6 – suplementy diety, taniec brzucha, koktajl egzotyczny

Lifemenagerka

ZdrowoMania odc. 6 – suplementy diety, taniec brzucha, koktajl egzotyczny

Połowa miesiąca minęła, a to oznacza, że czas na nowy odcinek ZdrowoManii. Przedstawiam więc efekt mojej ostatniej pracy. To był jak do tej pory najbardziej pracochłonny odcinek. Podczas wywiadu na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym powstała godzina materiału filmowego, a z tego musiałam wyciągnąć dwie 5 minutowe „pigułki”. W tej pierwszej mówimy o suplementach diety ogólnie, w drugiej (w jednym z kolejnych odcinków) zajmiemy się już bardziej konkretnymi witaminami i składnikami mineralnymi. Oprócz tego powstanie odcinek dodatkowy, już tylko dla osób naprawdę zainteresowanych tematem. Osobiście uważam, że ten odcinek dodatkowy będzie najcenniejszy, bo przy tych „właściwych” bardzo ogranicza mnie czas. Formuła programu jest bezlitosna i choć sama ją sobie narzuciłam, wiem że jakiekolwiek odstępstwa nie wyjdą ZdrowoManii na dobre. Wracając jednak do suplementów – mam z nimi trudną relację, gdyż sama przez długi czas uważałam się za osobę zdrowo odżywiającą się i niepotrzebującą tego typu wspomagaczy. Wyjątkiem są takie naturalne suplementy jak np. ekstrakt z grejpfruta czy spirulina. Ale żeby łykać kapsułki? Żadna siła by mnie do tego nie zmusiła, wystarczy mi codzienne łykanie leków. Od jakiegoś czasu jednak wiem, że muszę się przeprosić z suplementami, bo zauważam, że mam pewne niedobory. Widzę to m.in. po włosach, które mimo zdrowego odżywiania od kilku lat i ogólnie dobrej pielęgnacji nadal są w złym stanie. Widzę to po kiepskiej kondycji paznokci czy nawet kolan kiedy zaczynam biegać… Na razie jednak nic nie stosuję, pod wpływem rady pani profesor zdecydowałam się zrobić analizę pierwiastkową włosów. Może napiszę o tym post.  Książka profesor Wawer to prawdziwa kopalnia informacji nie tylko o suplementach, ale też (a może przede wszystkim) o składnikach odżywczych w pożywieniu. Zachęcam Was do udziału w konkursie, w którym mam do rozdania 3 takie książki. Na razie 3, ale konkursów będzie więcej :). Aby wygrać należy prawidłowo odpowiedzieć na pytanie: Jak możemy zbadać niedobory pierwiastków w organizmie? Nagrodzę 1, 10 i 20 prawidłową odpowiedź. Na odpowiedzi czekam pod adresem mailowym kontakt@zdrowomania.pl Ok, przejdźmy do następnego punktu programu. Taniec brzucha! Zawsze uwielbiałam go podziwiać, ale nigdy nie miałam okazji spróbować. Teraz po spróbowaniu jednak pozostanę przy podziwianiu ;). Nie chodzi o to, że mi się nie podoba, bo jest to super sprawa, ale jednak mam za mocno zakorzenione pewne zachowania z latino i nie odnajduję się w tym orientalnym klimacie. To jest inne tempo, inny rytm… Szczerze mówiąc zupełnie tego nie ogarnęłam ale Ania mówiła, że to naprawdę nie jest proste i grunt, aby nie zniechęcać się po pierwszych zajęciach. Ja pozostanę przy podziwianiu, ale Was oczywiście zachęcam aby spróbować i samodzielnie ocenić czy ta forma aktywności jest dla Was :).  Jeśli chodzi o przepis na smoothie to potraktujcie to jako inspirację. Ja postawiłam na koktajl z 3 owoców egzotycznych, a olej kokosowy extra virgin jest idealnym dopełnieniem tego tropikalnego smaku. Citrosept Organic i spirulina dodane w rozsądnej ilości nie wpływają na smak, a jedynie dodają wartości odżywczych – ekstrakt z grejpfruta to żródło witaminy C i pochodzących z grejpfruta bioflawonoidów, a spirulina ma tyle pozytywnych właściwości, że trudno je streścić w jednym zdaniu, można napisać o niej osobny post. Zamiast tych dodatków możecie zastosować inne, np. dodać zmielone siemię lniane lub ostropest, otręby, inny ekstrakt w płynie… Możliwości jest mnóstwo, chodzi wyłącznie o to aby maksymalnie wzbogacać swoje posiłki.   Składniki koktajlu (na ok. 2 szklanki) 1 pomarańcza 1 mango 1/4 ananasa łyżeczka nierafinowanego oleju kokosowego łyżeczka sproszkowanej spiruliny 40 kropli Citroseptu No to miłego oglądania! Po raz kolejny zapraszam też do subskrypcji i na fanpage ZdrowoManii. To tam będą odbywać się kolejne konkursy i tam w pierwszej kolejności publikowane będą nowe odcinki.  The post ZdrowoMania odc. 6 – suplementy diety, taniec brzucha, koktajl egzotyczny appeared first on Life Manager-ka.

Lifemenagerka

Poniedziałek freelancera – networking dla nieśmiałych

… i introwertyków. Ośmielę się stwierdzić, że networking, czyli budowanie sieci kontaktów, jest podstawą pracy freelancera i to w każdej lub w prawie każdej branży. Niestety trudno zaprzeczyć faktowi, że najprościej otrzymać zlecenia „po znajomości”. Czy jest w tym coś złego? Absolutnie nie, ja sama szukając podwykonawców najpierw rozglądam się po swoich znajomych albo proszę przyjaciół aby mi kogoś polecili. Współpracując z ludźmi których znam, albo z takimi z polecenia, jestem spokojniejsza o jakość. Dlatego sama nie mam żalu, że tak ten system funkcjonuje. Z drugiej strony na początku było to moją sporą bolączką. Pracując w domu rzadko poznaję nowych ludzi z mojej branży, a prywatnie też spotykam się głównie z najbliższymi znajomymi. Ogólnie – nawiązywanie nowych kontaktów nie jest moją najmocniejszą stroną, taka moja natura i nie będę się bić w piersi z tego powodu. Nie zmienia to jednak faktu, że na początku swojego freelancingu zmierzyłam się ze sporym problemem – skąd brać zlecenia? Zaczęłam ich szukać na własną rękę, ale jak już kiedyś pisałam – to była demotywująca, syzyfowa praca. Szczerze? Tak całkiem od zera zdobyłam tylko jednego klienta. Tak. JEDNEGO. Reszta przyszła sama. I chyba nadszedł moment kiedy mogę opisać jak ten „oszałamiający” networking wyglądał w moim przypadku.  Zasada nr 1 – nie palić za sobą mostów Część moich dotychczasowych klientów to po prostu byli pracodawcy i współpracownicy. W swojej karierze zawodowej zawsze trzymałam się jednej głównej zasady – byłam zaangażowana w moją pracę, starałam się wykonywać ją jak najlepiej, to zawsze skutkowało szybkimi awansami. Być może dlatego pozostawiłam po sobie pozytywne wrażenie i moi byli pracodawcy chcą dalej ze mną współpracować.  Zasada nr 2 – opowiadać o tym co się robi przy każdej możliwej okazji Każdy napotkany na naszej drodze człowiek może mieć znaczenie. Jeśli np. jesteś psiarzem i poznajesz na spacerach nowych ludzi – nie krępuj się i przy okazji jakiejś rozmowy wspomnij czym się zajmujesz. Być może za tydzień ta osoba będzie poszukiwać do pracy kogoś o Twoich kwalifikacjach. Nie wstydźcie się swoich specjalizacji, chwalcie się nią w mediach społecznościowych i podczas poznawania nowych ludzi.  Zasada nr 3 – nie narzekać na pracę Wyobraźcie sobie, że poszukujecie np. grafika i akurat poznajecie na imprezie u znajomych osobę o takiej specjalizacji. Czar jednak szybko pryska, gdyż ów grafik ciągle narzeka jaki to jest zarobiony, jakich ma beznadziejnych klientów i jak to mu się nie chce użerać z tą upierdliwą robotą. Zaproponujecie mu współpracę? Ja bym tego nie zrobiła. Wydaje mi się, że freelancerzy raczej lubią swoją pracę i rzadko na nią narzekają, ale jeśli ktoś już musi – niech stara się nie robić tego zbyt często i wśród obcych ludzi. To słabe i raczej nie sprzyja zdobywaniu nowych klientów.  Zasada nr 4 – poznawanie nowych ludzi w swoim tempie Dla odważnych są różnego rodzaju konferencje i spotkania branżowe – świetna okazja do nawiązywania relacji, ale raczej nie sprawdza się to u osób bardziej zamkniętych w sobie. Ja na początku się stresowałam, że coś mnie przez to omija, ale w końcu doszłam do wniosku, że nie tylko na spotkaniach branżowych mogę poznawać nowych klientów. Tak naprawdę zdarzyło mi się dostać propozycje współpracy też od osób poznanych dzięki blogowi – niby to zupełnie nie związane, a jednak. Tak jak napisałam w punkcie drugim – nawet ktoś poznany na spacerze z psem może zostać Twoim klientem.  Zasada nr 5 – bycie najlepszą reklamą samej siebie To łączy się z każdą z poprzednich zasad… Pracując z zaangażowaniem, terminowo i najlepiej jak potrafimy sprawiamy, że ludzie postrzegają nas jako profesjonalistów i zwyczajnie polecają nas dalej. Mogą to robić nasi byli lub aktualni klienci, może to robić rodzina lub znajomi. Jeśli w czymś się sprawdzamy – na pewno prędzej czy później ktoś nas komuś poleci. Budowanie swojego profesjonalnego wizerunku to proces długofalowy, ale to zawsze zaprocentuje. Ja zawsze zapamiętuję takich ludzi i bywa że nawet po latach ich komuś polecam albo proponuję udział w moich projektach.  Tak to wyglądało i dalej wygląda u mnie. Sposobów na poszerzanie swoich sieci kontaktów jest bardzo wiele, do różnych konferencji branżowych można tu dopisać korzystanie z biur coworkingowych, gdzie też można poznać ciekawe osoby. Ale wiem, że nie jest to rozwiązanie dla każdego. Ja kiedyś byłam na jakimś spotkaniu mającym na celu m.in. networking, ale nie wyniosłam z niego żadnej cennej znajomości. Gdybym poszła do takiego biura, pewnie też nie nawiązałabym żadnej relacji, bo nie leży to w mojej naturze. Nie uważam jednak aby słowa „networking dla nieśmiałych” brzmiały jak oksymoron – dla każdego jest nadzieja Ciekawi mnie jak to wyglądało u innych freelancerów – łatwo nawiązujecie kontakty, czy też na początku było Wam ciężko?  The post Poniedziałek freelancera – networking dla nieśmiałych appeared first on Life Manager-ka.

Przegląd tygodnia #3/02

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #3/02

Lifemenagerka

Poniedziałki freelancera – walka o work-life balance

Work-life balance, czyli mówiąc po naszemu równowaga pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym, to niesamowicie ważna sprawa. Dla mnie najważniejsza i zawsze bardzo o nią dbałam. Nie da się żyć samą pracą - jest to niezdrowe i do niczego dobrego nie prowadzi.  Kiedy pracowałam na etacie, to było stosunkowo proste – wszystko miało swój czas, były godziny pracy i wolne godziny popołudniowe i weekendy. Rzadko pozwalałam sobie na odstępstwa od tego, a jak musiałam czasami wieczorem popracować, był to dla mnie spory ból. Po przejściu na freelance moja równowaga została zachwiana na korzyść czasu wolnego. Na początku miałam go zbyt wiele i zupełnie nie potrafiłam się zorganizować. Później posypały się zlecenia i zaczęłam pracować za dużo, tłumacząc sobie, że równowaga w przyrodzie musi być – po luźniejszej pierwszej połowie roku przyszedł czas na odpracowanie jej. W końcu jednak przypomniałam sobie jakie są moje życiowe priorytety (zdrowie i dobre samopoczucie, nie pieniądze) i nauczyłam się odmawiać. Jesienią ubiegłego roku wydawało mi się nawet, że wypracowałam sobie idealny złoty środek i że teraz będzie już sielanka. Tiaa…  Prawie każdy kto pracuje na swoim mówi, że tak naprawdę jest w pracy 24h na dobę. Nigdy nie podobało mi się to stwierdzenie, więc postawiłam sobie za cel udowodnienie sobie i innym, że może być inaczej i że nawet prowadząc własną działalność można uwolnić od niej swoje myśli na jakąś część dnia. Niestety, poniosłam na tej płaszczyźnie klęskę. Przez ostatnie tygodnie myślałam o pracy niemal non stop – przed zaśnięciem, zaraz po przebudzeniu, na zakupach, w poczekalni u lekarza, stojąc w korku… itd. Będąc u rodziców opowiadam o pracy, ze znajomymi rozmawiam o pracy, nawet oglądając film rozmyślam jak rozwiązać jakiś problem albo przypominam sobie co mam zrobić. Kiedy praca jest pasją, bardzo łatwo się w niej zatracić. Ale skoro uświadomiłam sobie, że wpadłam w tę pułapkę, to jestem na dobrej drodze do ocalenia opracowałam sobie plan naprawczy i wprowadzam go w życie od około tygodnia. Idzie mi całkiem nieźle! Największy problem póki co mam z punktem drugim.  1. Koniec z siadaniem do pracy zaraz po przebudzeniu Bywały takie dni, że wiedząc jak wiele mam do zrobienia, włączałam komputer jeszcze leżąc pod kołdrą albo siadałam do niego zaraz po wyjściu z łóżka. Praca oczywiście całkowicie mnie pochłaniała i dopiero koło południa uświadamiałam sobie, że wypadałoby zjeść śniadanie. Dość tego. Postanowiłam zaczynać dzień od lekkiego treningu – 10 minut z Mel B plus stretching. A wszystko to koniecznie w towarzystwie dobrej muzyki. Czy muszę dodawać, że pełna koncentracja na dźwiękach muzyki i na wysiłku swojego ciała jest obowiązkowa? 2. Minimum jeden posiłek przy stole Niestety ostatnio to norma, że jadam posiłki przy komputerze. Niby robię to z oszczędności czasu, ale i tak wtedy nie pracuję na 100%, więc to bez sensu. Mój plan to robienie sobie pełnoprawnej przerwy na śniadanie, obiad lub kolację podczas której nie sprawdzam na tablecie maila. Idealnie byłoby jeść śniadania przed włączeniem komputera, ale nie stawiam sobie poprzeczki aż tak wysoko ;). 3. Nie sprawdzanie maila poza domem Kolejny idiotyczny nawyk – częste sprawdzanie maila kiedy wyjdę gdzieś coś załatwić. Zazwyczaj i tak nie mogę wtedy odpisać czy zrobić tego o co ktoś mnie prosi, a oczywiście mam już tym nabitą głowę. Postanowiłam nie sprawdzać poczty podczas niezbyt długich wyjść, chyba że czekam na coś bardzo ważnego co np. mogę załatwić telefonicznie nawet będąc poza domem.  4. Mniej rozmów o pracy ze znajomymi Ciężko będzie, bo wszyscy w dużej mierze żyjemy pracą. W ciągu ostatniego roku kilka osób w moim otoczeniu założyło swoją firmę, więc naprawdę mamy co omawiać. Ale gdyby tak przystopować z tym tematem? Marta, myślisz, że to możliwe? 5. Więcej aktywności fizycznej Taniec, squash, bieganie… Właściwie każda aktywność sprzyja przełączeniu mózg z trybu „praca” na tryb „relaks”. Chyba czas się przeprosić z bieganiem. 6. Evening chill  Zapożyczenie celowe, to tytuł mojej ulubionej wieczornej playlisty na Spotify. Czasami chodzę spać niemalże prosto z pracy, przez co podczas zasypiania myślę jeszcze o różnych obowiązkach. Zarządzam minimum godzinną przerwę pomiędzy pracą a położeniem się do łóżka.  6 stosunkowo prostych punktów… Ale jednak muszę się pilnować aby się ich trzymać. Wyjazdy i urlopy też są fajnym rozwiązaniem, ale pomagają na krótko. O równowagę trzeba dbać codziennie, a nie „z doskoku”. Ciekawa jestem czy ktoś z Was też przyłapał się na takim zatraceniu w pracy i jak sobie z tym poradził. Dajcie znać w komentarzach   The post Poniedziałki freelancera – walka o work-life balance appeared first on Life Manager-ka.

Przegląd tygodnia #2/02

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #2/02

Przed nami ciężki tydzień – w poniedziałek święto pizzy, a czwartek będzie tłusty! Chociaż ja święto pizzy miałam tydzień temu, więc jutro chyba odpuszczę… Ale ten czwartek… Oj… Tego dnia nie znam umiaru, a potem oczywiście cierpię. Dobrze, że to tylko raz w roku.  Antyfani zdjęć Luny muszą mi wybaczyć, ale w tym tygodniu mój pies zdominuje tę kategorię. I to wcale nie dlatego, że dwa lata temu o tej porze byłam najbardziej podekscytowanym człowiekiem na świecie, bo następnego dnia miałam jechać do kliniki odebrać psa. Oczywiście miał to być pies do domu tymczasowego, ale już wtedy chyba nikt nie wierzył, że na tymczasie się skończy. I tak oto jutro miną dwa lata od kiedy Luna jest z nami. Ale tak naprawdę zdominuje ten przegląd tylko dlatego, że nie mam innych zdjęć, takie uroki ponurej zimy ;).  Na początek kulisy powstawania sesji żebrogłosowej… To nie było takie hop siup. Luna od nadmiaru komend zaczyna czasami wariować i zamiast prosić np. waruje albo daje głos.  Skutkiem ubocznym tej sesji jest to, że mój pies chyba nauczył się pozować :O zauważyłam wczoraj, że jak robię jej zdjęcia, grzecznie siada i patrzy się w obiektyw. To akurat nie miało być jej zdjęcie, ale jak tu wyprosić taką modelkę…  A to miało być zdjęcie jej światełka, które jej pan zrobił własnoręcznie i które wieczorami robi furorę na osiedlu.  Czysta rozkosz, takiej to dobrze. Intensywnie pracuję nad kolejnym odcinkiem ZdrowoManii, który jest dla mnie dużym wyzwaniem. Po raz pierwszy będę przeprowadzać bardzo długi wywiad, z którego prawdopodobnie powstaną dwa tematy odcinka, a może też jakiś odcinek dodatkowy. To jest temat, którego nie da się zmieścić w 5 minutach. Dlatego odbyłam już jedno spotkanie z moim gościem, aby dokładnie wszystko omówić. Jeśli jest jakieś pytanie odnośnie suplementacji, które chcielibyście zadać profesor Wawer (autorce widocznej na zdjęciu książki) – śmiało możecie zadać je w komentarzach pod tym postem.  Jeśli nie macie pomysłu na pytanie – nie ma problemu, zdajcie się na mnie – ja nazbierałam ich kilkanaście i trochę się boję że zamęczę nimi mojego gościa. Szykujcie się też na konkurs, w którym będzie można wygrać tę świetną książkę. Wbrew tytułowi nie jest ona wyłącznie o suplementach, to kopalnia wiedzy o składnikach odżywczych.  Aha, odcinek pojawi się prawdopodobnie 16tego lutego, bo połowa miesiąca wypada w weekend, a to nie jest najlepszy moment na publikację.  Mam dziś dla Was kilka moim zdaniem bardzo ciekawych linków Darmowe programy do obróbki graficznej – do tworzenia plakatów, infografik, memów itp.  Fajne zestawienie miejsc, skąd można ściągać darmowe ebooki. Mam dwa psy, i…. – świetny post dla psiarzy, którzy mają w domu więcej niż 4 łapy, albo rozważają aby powiększyć w ten sposób rodzinę   Fajny projekt Kasi – podziel się swoim największym sukcesem 7 lifehacków na samochód zimą – przydatne szczególnie dla posiadaczy starszych VW i Seatów, ha ha ha (kto ma któryś z felernych modeli ten wie o czym mówię ;)) A to można powiedzieć takie gościnne polecenie ostatnio mój mężczyzna zapytał mnie: – Kojarzysz CzekoAdę? – Jasne, a czemu pytasz?  – Spoko blog, ma taki fajny cykl z rozmówkami damsko-męskimi. Powinnaś ją polecić w przeglądzie tygodnia.  Ok, no to polecam CzekoAdę a to jej cykl z rozmówkami. Życzę Wam udanego tygodnia i smacznego tłustego czwartku. Mnie szykuje się tydzień pełen intensywnej pracy nad ZdrowoManią, więc trzymajcie kciuki aby wszystko poszło po mojej myśli :).  The post Przegląd tygodnia #2/02 appeared first on Life Manager-ka.

„Siła serca”, czyli moja życiowa filozofia

Lifemenagerka

„Siła serca”, czyli moja życiowa filozofia

To miała być tylko recenzja książki, a prawdopodobnie wyjdzie z tego jeden z najbardziej osobistych postów jakie przewinęły się przez tego bloga. No trudno, trochę sobie dziś pofilozofuję. Kiedy Wydawnictwo PWN zaproponowało mi przeczytanie i zrecenzowanie książki „Siła serca”, początkowo byłam do tego nastawiona sceptycznie. Mam mieszane uczucia co do tych wszystkich motywujących cytatów i filozoficznych gadek wielkich myślicieli tego świata. Przecież ja to wszystko wiem, znam te wielkie mądrości, a czy się do nich w życiu stosuję to już zupełnie inna sprawa i żadna książka tego nie zmieni. Postanowiłam jednak dać tej książce szansę i sprawdzić jak teraz reaguję na tego typu publikacje. Wiecie co mnie przekonało? Historia autora. Baptist de Pape zgodnie z oczekiwaniami swojej rodziny ukończył studia prawnicze i nawet dostał świetną propozycję pracy w zawodzie, ale… Uznał, że to nie to, co chce w życiu robić i zrezygnował z dalszej wędrówki tą drogą. Decyzja ta kosztowała go wiele stresu, ale ostatecznie postanowił… posłuchać serca. Przyznacie, że brzmi to dość banalnie ale ja szybko doszłam do wniosku, że w swoim życiu kieruję się podobną zasadą. Pisząc o tej książce będę opierać się na ciekawych cytatach i na przykładach z mojego życia, które świadczą o ich prawdziwości. Będę jednak krążyć wokół sfery zawodowej, bo w tę jesteście już trochę wtajemniczeni i znacie tło do tego, o czym napiszę. Książka „Siła serca” to tak naprawdę zbiór przemyśleń autora i jego 18 „gości” – naukowców, przywódców duchowych i myślicieli reprezentujących różne kultury. To ponad 200 stron, na których znajdziecie naprawdę mnóstwo mądrych słów. Otworzą Wam one oczy na pewne sprawy, a jeśli już byliście ich świadomi – utwierdzą Was w przekonaniu, że Wasza filozofia życiowa jest słuszna. Oprócz wielu cytatów i podsumowań autora znajdziecie tu także ćwiczenia, które pomogą zrozumieć przesłanie poszczególnych myśli. Książka podzielona jest na części i na rozdziały. Moje ulubione to ten o synchroniczności, wdzięczności, karierze i odporności psychicznej. Aby przybliżyć Wam jej treść, posłużę się cytatami… Moc serca to moc chwili obecnej, świadomości tej chwili. (…) Jeśli będziesz tkwił w przeszłości, wlokąc za sobą bagaż dawnych rozczarowań i związków, odetniesz się od bogactwa teraźniejszości. Jeśli będziesz za bardzo troszczył się o jutro, nie usłyszysz swojego głosu serca dzisiaj. – Baptist de Pape, „Siła serca” Dokładnie – najważniejsze jest tu i teraz. Powinniśmy koncentrować naszą energię i emocje na chwili obecnej. Sama niestety często o tym zapominam i za bardzo zamartwiam się myśleniem o przyszłości (i problemach, które czasami nigdy nie dochodzą do skutku). Chcę nad tym pracować. Synchroniczność to ciekawe, śmiesznie brzmiące słowo wymyślone przez Carla Junga. Miał on ma myśli takie sytuacje w twoim życiu, kiedy jakaś sprawa wydaje się przypadkowa, wiesz jednak, że kryje się za nią coś więcej. Coś więcej niż zwykły zbieg okoliczności. Tkwi w niej jakiś sens, zamysł, siła. – Gary Zukav Synchroniczność jest faktem. Cuda też. Nagle ktoś się pojawia. Staje przed tobą właśnie ta osoba, z którą chciałeś dzisiaj porozmawiać. Albo ni stąd ni zowąd dzwoni do ciebie człowiek, który zna odpowiedź na twoje pytanie. – Marci Shimoff Od razu przypomina mi się pewien poniedziałkowy poranek, kiedy obudziłam się z wizją zmierzenia się ze sporym problemem. Za 3 dni miałam opublikować nowy odcinek ZdrowoManii, a nie miałam jeszcze gościa do tematu odcinka. I wtedy zadzwoniła moja przyjaciółka, ot tak – zapytała co słychać… Wyżaliłam się, a ona podała mi na tacy rozwiązanie. A propos ZdrowoManii to wiecie, że to trochę przypadek, że w ogóle doszła ona do skutku? To dość zabawna historia, ja się śmieję, że to nawet jakieś czary mary ;). W pewien wrześniowy dzień na moim tablecie odezwał się Skype. Było to bardzo dziwne, bo nie uruchamiałam go od około dwóch miesięcy. Okazało się, że odezwał się do mnie mój ex-ex pracodawca z propozycją współpracy (z której zrodziła się m.in. ZdrowoMania). Do dziś nie wiem jak to się stało, że akurat przy tej wiadomości Skype postanowił się uruchomić i wydać z siebie dźwięk powiadomienia. Wraz z tą wiadomością odebrałam inne, z ostatnich dwóch miesięcy – wtedy nic się samo nie włączyło. Dobrze możesz robić tylko coś, co kochasz. Nie czyń pieniędzy swoim celem. Rób raczej to, co lubisz robić i rób tak dobrze, aby ludzie nie mogli się nadziwić.- Maya Angelou To święte słowa, a można je przełożyć na wiele życiowych aspektów, chociażby na swoją pracę zawodową czy blogowanie… Pisałam o tym w poście o wypaleniu zawodowym – nie byłam w stanie dobrze pracować nad tym, czego nie darzyłam pozytywnymi uczuciami. Uważam, że kluczem do sukcesu jest robienie tego, co się lubi. Moim zdaniem bez tego nie ma mowy o zadowoleniu z życia. Serce zna doskonały sposób powiadomienia cię, czy idziesz właściwą drogą. Nazywa się to entuzjazm. – Paulo Coelho Czasami piszecie mi w mailach i komentarzach, że ode mnie i mojego bloga bije pozytywna energia. Nie wiem czy w rzeczywistości jestem tak pozytywną osobą, ale ta energia to właśnie entuzjazm – to widać, kiedy ktoś robi coś z pasją. Świat oczekuje od ciebie, że zrealizujesz to, po co zjawiłeś się na Ziemi. Każdy ma tutaj misję do spełnienia. Ma robić to, w czym celuje i czerpać z tego radość. Misja ta może być bardzo różna dla różnych osób i może obejmować wszystko, od uczenia dzieci niepełnosprawnych czy opieki nad ludźmi starszymi po służbę publiczną czy kierowanie międzynarodowym koncernem. Wszyscy mamy misję, którą powinniśmy sobie uświadomić. – Baptist de Pape, „Siła serca” Zastanawialiście się kiedyś nad swoją misją? Ja uświadomiłam ją sobie czytając tę książkę – chcę promować zdrowy styl życia, chcę aby ludzie brali swoje życie w swoje ręce i czuli się dobrze, zarówno psychicznie i fizycznie. Chcę do tego namawiać, inspirować… Po to piszę bloga, po to tworzę ZdrowoManię, po to też realizuję inne działania marketingowe dla klientów, których produkty sprzyjają zdrowemu stylowi życia. Może komuś wyda się to mało ważne, a dla mnie to coś wielkiego. O wiele większego od tego, co robiłam pracując np. w agencji marketingowej. Nagle stajesz w obliczu tragedii i wołasz „O Boże, czy życie ma sens?”. Po czym, zamiast poczuć grozę, mówisz sobie: Odmienię życie. Zrobię coś, co uważam za ważne dla siebie, nie coś, czego inni ode mnie oczekują. – Paulo Coelho To jeden z cytatów pochodzących z rozdziału o trudnych chwilach. Za jego rozwinięcie niech posłuży ten post. W tym rozdziale również przeczytałam wiele mądrych zdań z którymi w 100% się zgadzam. Uważam, że wszystkie wydarzenia w życiu mają swój ukryty sens… I bardzo często dopiero po dłuższym czasie jesteśmy w stanie ocenić, że niektóre złe wydarzenia były dla nas jednak czymś dobrym. Szczerze mówiąc jeszcze długo mogłabym zasypywać Was cytatami i swoimi przemyśleniami na ich temat. Ta książka w całości składa się z takich dających do myślenia fragmentów. Może komuś pomóc odnaleźć sens albo cel życia, może pomóc podnieść się po trudnych wydarzeniach, może przygotować Was na pewne zmiany w życiu… To naprawdę bardzo wartościowa pozycja, choć biorąc ją do ręki nie byłam do niej tak całkiem pozytywnie nastawiona. Nie sądziłam, że znajdę w niej tyle słów, które doskonale porządkują różne moje życiowe przemyślenia. To moja filozofia życiowa w pigułce, choć oczywiście nad pewnymi rzeczami muszę jeszcze popracować… Na pewno będę wracać do tej książki, bo można w niej znaleźć odpowiedź na wiele pytań. Wpis powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem PWN.   The post „Siła serca”, czyli moja życiowa filozofia appeared first on Life Manager-ka.

Lifemenagerka

Poniedziałek freelancera – zakładanie działalności gospodarczej

W dzisiejszym wpisie nie patrzę na jego długość praktyczne wskazówki muszą mieć swoją objętość. Opisuję swoje doświadczenia z myślą o osobach, które ten proces mają dopiero przed sobą i które może kiedyś wrócą do tego wpisu. Opowiem o swojej sytuacji, ale oczywiście wszystko może wyglądać nieco inaczej u osób, które np. nie zostają płatnikami Vat albo które mają profil zaufany/podpis elektroniczny i dzięki temu nie muszą jeździć po niektórych urzędach. Dlaczego założyłam firmę? Przede wszystkim dlatego, że miałam już serdecznie dość comiesięcznej biurokracji z umowami o dzieło i zleceniami. Choć na stałe obsługuję tylko 3 klientów, odczułam, że zrobiło się tego za dużo. Ogólnie moja działalność przestała być tak całkiem jednoosobowa i aby móc się rozliczać z podwykonawcami bez konieczności angażowania w to klientów, musiałam założyć firmę. Dlaczego tak późno? Wcześniej mi się to nie opłacało, po prostu. Moje dochody były bardzo nieregularne i niezbyt wysokie, a ZUS i podatki przecież płacić trzeba… Na założenie firmy zdecydowałam się dopiero w momencie, kiedy wyklarowały się moje plany na najbliższe pół roku. Przez ten czas raczej nie będę musiała dokładać do interesu, a potem się zobaczy… Gdyby spełniła się jakaś pesymistyczna wersja to na pewno będę miała większą motywację do poszukiwania zleceń, niż gdybym tej firmy nie posiadała. Czy trudno założyć działalność gospodarczą? Nie, jeśli wcześniej trochę na ten temat poczytamy. Ja sporo googlowałam, a poza tym przerobiłam e-book Andrzeja, w którym cały ten proces jest fajnie opisany. Popytałam też znajomych, którzy mają to już za sobą. Na jedno trzeba się przygotować - słynna „zasada jednego okienka” tylko tak pięknie brzmi, w rzeczywistości trzeba odwiedzić min. 3 miejsca Jak to wygląda i jak długo to trwa? W moim przypadku na zakładanie własnej działalności gospodarczej złożyło się aż 7 kroków: wypełnienie wniosku przez Internet – zajmuje to około 30 minut wizyta w Urzędzie Dzielnicy/Miasta – moja trwała 5 minut spotkanie z księgową – załatwiłam to w 30 minut wizyta w ZUS – trafiłam na brak kolejki, przy stanowisku spędziłam max 5 minut wizyta w US – trafiłam na niewielka kolejkę, 15 minut czekania, 2 minuty przy stanowisku zaktualizowanie danych w Urzędzie Miasta – musiałam dołożyć konto firmowe i biuro rachunkowe. Mnie ta druga wizyta zajęła już więcej czasu, bo trafiłam na kolejkę. Ale i tak było to nie więcej jak 20 minut. założenie konta firmowego – u mnie to trwało najdłużej, bo godzinę. Zakładałam konto w ostatniej chwili, dzień przed wystawianiem faktur klientom, dlatego chciałam to załatwić od ręki i udałam się do oddziału wybranego banku. Tam poinformowano mnie, że proces ten potrwa ok. 2h. Na szczęście jako że miałam już wcześniej „nawiązaną relację” z tym bankiem, czas ten skrócił się do 1h. Podsumowując – czas spędzony na formalnościach związanych z zakładaniem firmy to w moim przypadku były niecałe 3 godziny, z czego 1h to bank.  Na upartego pewnie można część tych kroków wykonać w jeden dzień, ale ja z racji swojego przeziębienia rozbiłam to sobie na tydzień – tyle mamy czasu na załatwienie większości spraw po złożeniu wniosku w urzędzie. Dodatkowo niektóre z tych kroków mogą Was nie dotyczyć, jeśli np. macie profil zaufany/podpis elektroniczny albo nie zakładacie konta firmowego. Ile to kosztuje? Aktualnie NIC. Jeszcze do niedawna chcąc zostać płatnikiem Vat trzeba było uiścić w urzędzie skarbowym opłatę w wysokości 170 zł. Od stycznia 2015 nasze państwo postanowiło ułatwić życie początkującym przedsiębiorcom i teraz opłata ta nie jest konieczna (chyba, że chcemy mieć na piśmie potwierdzenie, że jesteśmy płatnikami Vat – ale równie dobrze może ono nam się nigdy nie przydać). Co dalej? Teraz trzeba pracować, pracować i pracować ;). A tak serio to choć założenie DG było dla mnie formalnością (to żaden nowy początek, przecież frilansuję się już 1,5 roku), to jednak odczuwam teraz natłok spraw do załatwienia. Zakup domeny, przemyślenie czy chcę robić stronę internetową, założenie firmowego konta reklamowego na FB, wybór programu do fakturowania, zaprojektowanie i wyrobienie wizytówek, zakup wielu rzeczy, których potrzebuję od jakiegoś czasu, a z którymi zwlekałam do założenia firmy aby wrzucić je w koszty… Jednocześnie cały czas pracuję, jest początek miesiąca więc tej pracy jest mnóstwo i trochę czuję się już zmęczona. I jeszcze kilka „wskazówek” zakładanie konta firmowego teoretycznie nie jest obowiązkowe, ale jeśli chcecie korzystać z prywatnego – sprawdźcie regulamin swojego banku. Większość tych instytucji zawiera w regulaminie punkt, że konto prywatne nie może być wykorzystywane do celu prowadzenia działalności gospodarczej. Teoretycznie więc bank po zorientowaniu się, że co miesiąc płacicie składki do ZUS, może wypowiedzieć Wam umowę. Wątpię aby jakiś bank to zrobił, ale warto o tym pamiętać :). ja porównując oferty banków i przeglądając rankingi rachunków firmowych zdecydowałam się na konto w Deutsche Banku – jest darmowe i nie ma tam haczyka jak np. w mBanku, że po roku konto przekształca się w takie, które kosztuje 25 zł/mc. Te 25 zł to niewiele, ale po co płacić za coś, co można mieć za darmo dane Waszej firmy po rejestracji stają się publiczne, dlatego mnóstwo firm w poszukiwaniu klientów zasypie was spamem. Radzę nie podawać maila w formularzu CEIDG. Numer telefonu podobno nie jest publikowany – pani w urzędzie kazała mi go podać i nie obawiać się o natłok telefonów z ofertami. Tak zrobiłam i póki co cisza. Uważajcie też na oszustów – prawdopodobnie dostaniecie listy z jakimś wezwaniem do zapłaty za umieszczenie Was w rejestrze przedsiębiorców - pamiętajcie, że za ten oficjalny rejestr płacić nie musicie! Wszystkie takie listy potraktujcie jak makulaturę i w żadnym wypadku nie płaćcie tym oszustom. późniejsze zmiany we wniosku CEIDG są bezpłatne. W każdej chwili można dodać np. jakiś numer PKD. W tym celu trzeba wypełnić ten sam wniosek co podczas rejestracji, z tym że nie trzeba wypełniać w nim wszystkich danych – jedynie te podstawowe i te, które aktualizujecie. jeśli nie wiecie czy zostać płatnikiem Vat – zastanówcie się czy są nimi wasi klienci. Jeśli tak to warto, dla nich to duży plus jeśli mogą sobie odliczyć zapłacony Wam podatek Vat. Ufff, to chyba tyle… Jeśli coś jeszcze mi się przypomni, będę to tutaj sukcesywnie dopisywać. A może ktoś z Was dorzuci coś od siebie?  The post Poniedziałek freelancera – zakładanie działalności gospodarczej appeared first on Life Manager-ka.