Jesienny plan wzmacniania włosów: naturalne soki, 5 posiłków dziennie i wcierka

BlondHairCare

Jesienny plan wzmacniania włosów: naturalne soki, 5 posiłków dziennie i wcierka

JOTEM

European VR Congress – czyli wszystko o technologii Virtual Reality w jednym miejscu

Szaleństwo na desce surfingowej u wybrzeży Hawajów, Warszawa widziana z lotu ptaka, podróż do wnętrza obrazów Beksińskiego – to tylko niektóre z atrakcji, jakie poczuć będą mogli goście European VR Congress. Wydarzenie i towarzyszące mu expo już 3 i 4 listopada w Warszawie. Technologia, której poświęcony jest kongres, służy tworzeniu wirtualnych rzeczywistości. Nie wystarczy jednak o tym mówić – trzeba to przeżyć. Goście kongresu podczas trwającego dwa dni expo będą mieli okazję poznać najnowsze projekty powstałe w technologii 360 stopni i VR, oraz porozmawiać z ich twórcami. Firma Ricoh, partner wspierający kongresu, zaprezentuje Ricoh Theta World czyli strefę, dzięki której będzie można przekonać się na własne oczy, jakie możliwości drzemią w najnowszej kamerze sferycznej THETA S 360. Studio VR Premium zabierze odważnych na wirtualną przygodę na podniebnej huśtawce, która ukaże Warszawę z zupełnie nowej, ekscytującej perspektywy. Dla wielu może być to przeżycie niemal fizyczne. Na stoisku projektu De Profundis swoją ciekawość będzie mógł rozdrażnić każdy, kto kiedykolwiek zastanawiał się, co wyobrażał sobie Zdzisław Beksiński tworząc swoje największe dzieła. Spacerując po sceneriach z pogranicza jawy i snu widz stanie się uczestnikiem wymyślonego przez artystę świata. Jak intensywne może być przeżycie wirtualnej rzeczywistości będzie mógł przekonać się także każdy, kto skorzysta z projektu Dentsu Aegis Network. Specjalna wirtualna deska surfingowa „teleportuje” uczestnika na hawajskie wybrzeże, gdzie będzie musiał zmierzyć się z wirtualnym morzem i przeszkodami. Dzięki produkcji Mimo Vr uczestnicy będą mogli wejść w sam środek akcji „Pary nie do pary” – pierwszego serialu w technologii 360 z Magdaleną Różdżką i Pawłem Małaszyńskim w rolach głównych. Kolejna wirtualna przygoda czeka na gości na stoisku przygotowanym przez studio filmowe VREC. Widz będzie mógł wziąć udział w „wojnie tanecznej” pomiędzy dwoma różnymi stylami tańcami: pole dance oraz baletem, a następnie zrelaksować się dzięki wizualizacji wschodu słońca na plaży w Gdyni. Post European VR Congress – czyli wszystko o technologii Virtual Reality w jednym miejscu pojawił się poraz pierwszy w Lifestyle, technologie, ciekawostki blog kulinarny.

JOTEM

Wideorejestrator Navitel R800 (recenzja, test, sample)

Navitel R800 to kolejna kamera DVR, którą testuję dla Was. Jak Navitel R800 sprawdza się praktyce i czy warto go kupić? Zapraszam na test. Navitel R800 to kolejna nowość na naszym rynku. Urządzenie zwraca uwagę dość nietypowym kształtem. Jest podobne nieco, do testowanego przeze mnie poprzednie Navitela MSR900 i również wygląda jak aparat cyfrowy. Na tym podobieństwa się nie kończą. Urządzenie ma również bardzo duży 4-calowy wyświetlacz, 12 megapikselową matrycę, nagrywa w rozdzielczości FullHD, a obiektyw widzi w 170 stopniach. Jest jednak o 50 zł tańsze. W pudełku również znajdziemy dwa mocowania – na przyssawkę oraz taśmę dwustronną. Jest także szmatka do czyszczenia oraz 12-miesięczna licencja na nawigację Navitel. Navitel R800 przypadnie do gustu osobom, które lubią wyróżniać się z tłumu. Ciężko nazwać tę kamerkę DVR dyskretną. Dużą osłonę soczewki zdobi czerwony metaliczny kolor, który z daleka rzuca się w oczy.  Mamy też dwie diody led, które doświetlą zdjęcie w trybie fotograficznym np. wtedy, gdy będziemy musieli zrobić zdjęcie i wyjmiemy rejestrator z samochodu. Bateria 200 mah nie jest zbyt pojemna dlatego wystarczy na zrobienie maksymalnie kilkunastu zdjęć. Zastanawiam się tylko, kto będzie z tego korzystał mając w kieszeni telefon komórkowy. Navitel R800 Navitel R800 podobnie jak MSR900 ma mocowanie na śrubę. Nie jest to dobre rozwiązanie o czym pisałem już wcześniej. Poza tym, że przenosi drgania z karoserii, to zdarzyło mi się wielokrotnie, że śruba luzowała się i rejestrator obracał zwłaszcza przy próbie naciśnięcia któregoś z guzików na obudowie. Navitel R800 Sam wyświetlacz jest dość spory i pokazuje obraz z rozdzielczością 800×480 pikseli.  O dziwo, szybko włączyłem tryb uśpienia bo w trakcie jazdy rzucało mi się w oczy lekkie opóźnienie obrazu na wyświetlaczu względem tego, co działo się przede mną. W praktyce tryb uśpienia oznacza, że po kilkunastu sekundach wyłącza się podgląd z kamerki ale urządzenie nadal nagrywa, to co dzieje się przed nami. Jakość obrazu w Navitel R800 To, co mnie zaskoczyło to kąt widzenia kamery. Na papierze jest dokładnie taka sama jak w MSR900, ale obraz pokazuje zupełnie co innego. R800 pokazuje znacznie większy kąt przez co krawędzie są nieco zniekształcone. To i wada i zaleta. Plusem jest to, że nagramy więcej tego, co dzieje się obok nas. Minusem, że centrum kadru da najlepszy obraz, co jest kluczowe przy odczycie tablic rejestracyjnych. Ogólnie obraz jest ładny, odpowiednio nasycony bez problemów z artefaktami. Jednak kompresja również jest dość duża, przez co dystans z jakiego jestem w stanie odczytać tablice to maksymalnie 15 metrów. W nocy spada o 3-4 metry. To dość słaby wynik. Przez mocowanie śrubą również jest problem z przenoszeniem drgań na matrycę i mikrofon. Reasumując. Navitel R800 jest bardzo podobny do wersji MSR900 jednak jest o około 15 proc. tańszy. Navitel przyzwyczaił nas już do dość bogatej zawartości pudełka z urządzeniem i tutaj również się nie zawiedziemy. R800 to dobry wybór dla osób, które jeżdżą dużo po mieście – kąt nagrywania kamery, mimo że jest inny niż podaje to producent, pozwoli uchwycić znacznie więcej niż porównywalne rejestratory. W trasach nie sprawdzi się najlepiej bo tablice rejestracyjne da się odczytać zaledwie z około 15 metrów. Czytaj także: Ranking rejestratorów DVR Jeżeli jesteś zainteresowany kupnem tego rejestratora, będzie mi miło gdy wybierzesz jeden z poniższych sklepów. Za Twój zakup otrzymam procentową prowizję, dzięki czemu będę mógł nadal testować dla Was najnowsze urządzenia. Dzięki! // Post Wideorejestrator Navitel R800 (recenzja, test, sample) pojawił się poraz pierwszy w Lifestyle, technologie, ciekawostki blog kulinarny.

Suplementy diety poprawiające pamięć, które naprawdę działają?

Facetem jestem i o siebie dbam

Suplementy diety poprawiające pamięć, które naprawdę działają?

Premium by ESMARA- mój pomysł na stylizację.

MARYSIA-K

Premium by ESMARA- mój pomysł na stylizację.

Dziś skrytykuję samą siebie i... Was- wybaczcie. Przed każdym wyjazdem na urlop ogłaszamy ten fakt wszystkim jak tylko się da- w social mediach, układamy też dostosowane powiadomienie w skrzynce pocztowej, kilkakrotnie chwalimy się znajomym i mówimy, że teraz odetniemy się od świata, odpoczniemy i będzie liczyć się tylko plaża, piasek, przystojni mężczyźni i relaks. Oczywiście tyle zajęć nie przeszkadza nam, rzecz jasna, przynajmniej raz dziennie meldować się na Instagramie <klik> i pokazywać to coraz dalej i szerzej, żeby cały świat mógł zobaczyć jak bardzo nas nie ma. Ile warty byłby detox, gdyby nikt o nim nie wiedział? Po powrocie jest również super: publikowanie posta o tym jak było i pisanie o tym ile wam dał ten odpoczynek od internetu. Bo przecież najważniejszy jest człowiek i towarzystwo. Mówimy o tym, aby podtrzymać te więzi i pochwalić się dobrym związkiem ludziom z Facebooka <klik>. Więc zastanówmy się więc ile jest w tym nieprawdy? Wszystko byłby okey gdyby nie ten kłamliwy detox. Bo tak naprawdę wakacji bez internetu nie ma. Jest piasek, internet, plaża, ukochany, internet, miłość, słońce i... internet. sukienka, sweter- Lidl | torebka- Stradivarius | buty- Adidas (szch) | naszyjnik- Apart | okulary- Santino (kodano) | bransoletka- Ania Kruk | zegarek- Fossil

JOTEM

Wideorejestrator Xblitz P500 (recenzja, test, sample)

Xblitz P500 to kolejny wideorejestrator z serii profesjonalnej od Xblitz, który mam okazję testować. Poprzeczka została zawieszona dość wysoko ponieważ poprzedni model – P100 jest do tej pory moją ulubioną kamerą DVR. Xblitz P100 zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, bo mimo że ma na karku już trochę czasu od premiery to wciąż jakość obrazu jest w nim znacznie lepsza niż w wielu droższych urządzeniach, które trafiają właśnie do sprzedaży. Dlatego z dużą ciekawością podszedłem do testu kolejnego rejestratora z serii profesjonalnej – Xblitz P500. Urządzenie sprzedawane jest w dość dużych pudełkach w porównaniu z innymi kamerami DVR dostępnymi na rynku. Nic dziwnego, w środku znajdują się trzy rodzaje mocowań tego rejestratora. Po raz pierwszy spotkałem się z dość nietypowym rozwiązaniem. Wszystkie dostępne w zestawie mocowania mają połączenie magnetyczne z kamerą. Oznacza to, że wystarczy zamontować jeden z uchwytów i kamerę możemy zabierać ze sobą w ciągu dosłownie sekundy. Wystarczy ją po prostu zdjąć. Mocowanie dostarcza również zasilania więc nie ma potrzeby odpinania i przypinania co chwilę przewodu. To świetne i pomysłowe rozwiązanie jednak ma też pewne ograniczenia. Producent znalazł złoty środek pomiędzy siłą działania magnesu a jej wpływem na elektronikę. Xblitz P500 Mocowanie, które używałem ma wbudowany jonizator powietrza. Muszę zaznaczyć, że jest dość spore jak na wideorejestrator i przyczepiane jest do szyby za pomocą taśmy dwustronnej. Kupując to urządzenie musicie dobrze przymierzyć mocowanie, bo mi przykleiło się delikatnie pod kątem. Niestety później nie da się już tego wyregulować na przegubie. Xblitz P500 – kamera i funkcje Xblitz P500 W porównaniu do innych rejestratorów, sprzęt jest dość mały ale długi. Wyświetlacz ma średnicę 1,5 cala. Miałem lekki problem z ustawieniem kamery dvr ponieważ jest wyraźne opóźnienie w reakcji rejestratora na wciskanie przycisków na obudowie. W rezultacie denerwowałem się gdy ustawiały się zupełnie inne parametry niż chciałem. Ciekawostką jest system kontroli pasa ruchu, automatycznie nagrywanie po wykryciu ruchu czy możliwość 4-krotnego powiększenia (cyfrowego). Kąt widzenia rejestratora wynosi 140 stopni. Xblitz P500 w praktyce Pierwsza rzecz, na jaką zwróciłem uwagę jest skrót klawiszowy służący do obrócenia ekranu. Wcisnąłem go przez przypadek i później męczyłem się nie mogąc dojść do tego, jak przywrócić pierwotne ustawienie. Zwróciłem uwagę również na małą czułość mikrofonu. Przy włączonej opcji nagrywania dźwięku praktycznie nic nie słychać. Funkcja WDR radzi sobie w trakcie jazdy pod słońce. Obraz jest wyraźny i lekko rozjaśniony co pozwoli nagrać wszystko to, co dzieje się przed nami. Zauważyłem także, że w trakcie przejeżdżania po zacienionym elemencie jezdni, kamerka gubi lekko ekspozycje. Widać na nagraniu jak chwilę przed tym obraz miga próbując się rozjaśnić i zaraz po tym kilkukrotnie miga aby się ściemnić. Traci przy tym lekko na jakości i pojawiają się drobne artefakty. Xblitz P500 A jak prezentuje się jakość nagrania? Muszę przyznać, że miałem duże oczekiwania i niestety się zawiodłem. Nagranie nie jest złe, ale w mojej opinii – znacznie gorsze niż w przypadku poprzedniego modelu – P100. Wyraźnie brakuje szczegółów w zarejestrowanym obrazie, co może utrudnić odczytanie tablic rejestracyjnych w dzień. Z kolei, przy oświetleniu ulicznym po zmroku, tablicę udało mi się odczytać dopiero gdy moje auto… zrównało się z wyprzedzanym pojazdem obok. Wzrok rozpoznał wszystkie litery i cyfry z około 20-25 metrów oraz dalej gdy światło reflektorów padało bezpośrednio na tablice auta przede mną. Jednak to, co mnie najbardziej zaskoczyło to kruchość tego urządzenia. Testy P500 trwały zaledwie 4 dni, bo przez przypadek włożyłem rejestrator odwrotnie do uchwytu. W pewnym momencie wypadł czego efektem było uszkodzenie osłony soczewki, co możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej. Reasumując. Xblitz P500 nie miał prostego zadania jako następca świetnego rejestratora P100 i w tej roli się nie sprawdził. Bardzo spodobało mi się rozwiązanie magnetycznego mocowania, które jednocześnie zasila urządzenie. Daje to możliwość bardzo łatwego dostępu do sprzętu i wyjęcia go w razie konieczności. Jednak, co jest plusem równocześnie stało się również delikatnym minusem. Mocowanie z jonizatorem jest dość duże, co ogranicza widoczność i sama kamera nie leży w nim stabilnie. Przez to, jadąc po dołach słyszałem dźwięk podłączania do ładowania rejestratora. W reklamówkach można zobaczyć, że jest to „prawdopodobnie najlepsza kamera samochodowa na świecie”. Niestety, ale nie jest.   Post Wideorejestrator Xblitz P500 (recenzja, test, sample) pojawił się poraz pierwszy w Lifestyle, technologie, ciekawostki blog kulinarny.

Tołpa wie jak smakuje Relax

HANIA

Tołpa wie jak smakuje Relax

Silk Drops

Vinyl Mini Skirt

Loads of designers this AW16 season include vinyl pieces in their collections. Isabel Marant, Vetements, Louis Vuitton ‘Grunge Meet Sport’, Saint Laurent.  I was wearing: Sessun Vinyl Mini Skirt H&M Sweater Rifle Oversized Denim Jacket Celine’ Bag Keep Booties   You may also like:    

#autumnvibes...

Passion 4 Fashion

#autumnvibes...

BAKUSIOWO

Mądry rodzic nie przeżywa życia za dziecko. Mądry rodzic, w życiu dziecka UCZESTNICZY.

Kilka dni temu, podczas wspólnej posiadówki z przyjaciółkami, Agata zadała mi pytanie o to, czy już widzę jakieś predyspozycje u Matiego do jakiegoś zawodu w przyszłości. Odpowiedziałam z pełnym przekonaniem, że daję mu całkowitą swobodę w temacie wyboru… pomiędzy medycyną a prawem. Żaaarcik, jeśli chodzi o mnie, to daję mu w tej kwestii całkowitą swobodę. Na…

Ciekawe miejsca na Malcie - Popeye Village, czyli wioska słynnego marynarza

Fashionable

Ciekawe miejsca na Malcie - Popeye Village, czyli wioska słynnego marynarza

Makóweczki

Własny dom – budować czy kupić ?

W lutym tego roku Marlenka rozpoczęła cykl związany z budową domu tym wpisem. Rozpoczęła, ale nie rozwinęła dalej. Doskonale ją rozumiem, budowa domu to temat który ciągle przerabiamy. Ciągle pozostaje jeszcze coś do zrobienia, zamontowania, dobudowania no i oczywiście wiszące kable (klasyk). I choć dzisiaj podchodzimy do tego na spokojnie, bez pośpiechu, to jak mamy jeszcze o tym pisać to najprościej nie starcza już na to sił i chęci. Jednak nie uciekniemy od tego tematu na blogu, nie chcemy. Czujemy się jakbyśmy posiedli jakąś tajemną wiedzę, którą czujemy się zobowiązani podzielić, ostrzec, wyrzucić z siebie. Jest wiele książek, poradników na ten temat. To wszystko teoria, która nijak ma się do prawdziwego doświadczenia. To trzeba przeżyć i poczuć na własnej skórze. Ktoś powiedział nam na początku, że druga budowa jest już zupełnie inna (jaka kurde druga? ;)). Anyway, mam taką misję, aby pomóc Wam popełnić jak najmniej błędów, bo o to w tym głównie chodzi, jak najmniej błędów. Zachęcam do pytań w komentarzach, chętnie podzielę się tą tajemną wiedzą. Zaczynamy. Stan surowy, deweloperski, a może pod klucz ? Podstawową decyzję jaką trzeba podjąć chcąc posiadać własny dom to – budować czy kupić. Naturalnie jedno i drugie rozwiązanie ma swoje wady i zalety, nie ma tak prosto. Jeśli chodzi o nas to byliśmy zgodni, że kupić. Przez wiele lat nasłuchaliśmy się opowieści jak z horroru o budowaniu domu i kosztach (nie tylko finansowych) jakie niesie za sobą taka decyzja. Poza tym jak już decydujesz się na dom i masz taką możliwość, to chcesz go mieć już…a nie za dwa lata. Dlatego jak tylko pojawiło się zielone światło dla własnego domu rozpoczęły się poszukiwania, w przekonaniu, że dzisiaj na rynku wszystkiego jest dużo wystarczy mieć pieniądze. Zdarzenie z rzeczywistością od razu zweryfikowało nasze plany, bo okazało się, że na rynku nie ma nowych wykończonych pod klucz, wolnostojących domów na sprzedaż (mówię tutaj o rynku – Białystok i okolice,całe nasze doświadczenia opiszę w oparciu o ten rynek). Taka inwestycja jest po prostu nieopłacalna dla deweloperów. Raz, że koszty wykończenia są ogromne, dwa dochodzi ryzyko, że styl wykończenia odstraszy większość Klientów. Jeśli nie ma nowych domów na sprzedaż, to co w takim razie jest? Najwięcej jest szeregówek, do wyboru do koloru, jednak to nigdy nas nie interesowało – 30 lat z sąsiadami za ścianą wystarczy. Poza tym szeregówki najczęściej oddawane są w stanie developerskim, więc trzeba doliczyć dodatkowe 6 miesięcy na wykończenia (i to pod warunkiem, że masz umówioną ekipę) Domy wolnostojące, ale używane są. I to niby spełniało nasz warunek – wprowadź się od razu i mieszkaj, ale tylko teoretycznie. Stan takich domów pozostawia wiele do życzenia, nawet jak mają zaledwie kilka lat. Po drugie zlokalizowane są w większości na obrzeżach miasta lub poza nim. . No i po trzecie – szansa, że ten dom będzie wyglądał tak jak chcesz, jest bliska zeru. Ceny takich nieruchomości są, jakby tu powiedzieć „domowe”, przyjmując zasadę 3 razy tyle co mieszkanie, bo to przecież dom, da…Niestety biorąc pod uwagę potrzebę remontu, cena wzrasta do irracjonalnych wartości. Dalej mamy domy wolnostojące w stanie deweloperskim. To etap, gdzie mamy już wykonanych większość „brudnych prac” więc jest łatwiej i parę kroków do przodu. Tutaj już był jakiś wybór, przy czym takie nieruchomości na rynku to efekt głównie…nieudanych inwestycji. Ot ktoś postanowił się budować i na etapie deweloperskim zrezygnował (głównie z powodów finansowych).  Takie domy stoją często kilka lat nieużywane, co budzi dodatkowe pytania o przyczyny takiego stanu rzeczy, w tym kwestie prawne. Ich ceny też budzą wiele wątpliwości. Dzisiaj też zwróciłbym uwagę na jakość tynków, posadzek czy ocieplenia, czego nie widać od razu gołym okiem a np. po dwóch latach, jak zaczyna Ci coś odpadać i pękać. Trzecia grupa to domy w stanie surowym. To jest jakiś kompromis, tylko, że ten stan jest tak mało atrakcyjny, iż ciężko pobudzić wyobraźnie, że można z tego zrobić swój wymarzony dom. Tylko, że my mamy dużą wyobraźnię i dlatego poszliśmy w tym kierunku. Głównym powodem decyzji była jednak lokalizacja oraz optymalna wielkość dom / działka. Bryła pozostawiała wiele do życzenia, ale wtedy nie zwracaliśmy na to zbytnio uwagi. Byliśmy tak zmęczeni poszukiwaniami, że byliśmy skłonni odpuścić część naszych wymagań i skupić się na naszej wizji własnego domu. I wtedy się zaczęło :)   cdn

Podobni... jak bliźniacy?!

Boginie przy maszynie

Podobni... jak bliźniacy?!

Budować czy nie budować ?

Makóweczki

Budować czy nie budować ?

W lutym tego roku Marlenka rozpoczęła cykl związany z budową domu tym wpisem. Rozpoczęła, ale nie rozwinęła dalej. Doskonale ją rozumiem, budowa domu to temat który ciągle przerabiamy. Ciągle pozostaje jeszcze coś do zrobienia, zamontowania, dobudowania no i oczywiście wiszące kable (klasyk). I choć dzisiaj podchodzimy do tego na spokojnie, bez pośpiechu, to jak mamy jeszcze o tym pisać to najprościej nie starcza już  sił i chęci. Jednak nie uciekniemy od tego tematu na blogu, nie chcemy. Czujemy się jakbyśmy posiedli jakąś tajemną wiedzę, którą czujemy się zobowiązani podzielić, ostrzec, wyrzucić z siebie. Jest wiele książek, poradników na ten temat. To wszystko teoria, która nijak ma się do prawdziwego doświadczenia. To trzeba przeżyć i poczuć na własnej skórze. Ktoś powiedział nam na początku, że druga budowa jest już zupełnie inna (jaka kurde druga? ;)). Anyway, mam taką misję, aby pomóc Wam popełnić jak najmniej błędów, bo o to w tym głównie chodzi, jak najmniej błędów. Zachęcam do pytań w komentarzach, chętnie podzielę się tą tajemną wiedzą. Zaczynamy. Stan surowy, deweloperski, a może pod klucz ? Podstawową decyzję jaką trzeba podjąć chcąc posiadać własny dom to – budować czy kupić. Naturalnie jedno i drugie rozwiązanie ma swoje wady i zalety, nie ma tak prosto. Jeśli chodzi o nas to byliśmy zgodni – kupić. Przez wiele lat nasłuchaliśmy się opowieści jak z horroru o budowaniu domu i kosztach (nie tylko finansowych z rozwodami na czele) jakie niesie za sobą taka decyzja. Poza tym jak już decydujesz się na dom i masz taką możliwość, to chcesz go mieć już…a nie za dwa lata. Dlatego jak tylko pojawiło się zielone światło dla własnego domu rozpoczęły się poszukiwania, w przekonaniu, że dzisiaj na rynku wszystkiego jest dużo, wystarczy mieć pieniądze. Zdarzenie z rzeczywistością od razu zweryfikowało nasze plany. Okazało się, że na rynku nie ma nowych wykończonych pod klucz, wolnostojących domów na sprzedaż (mówię tutaj o rynku – Białystok i okolice, całe nasze doświadczenia opiszę w oparciu o ten rynek). Taka inwestycja jest po prostu nieopłacalna dla deweloperów. Raz, że koszty wykończenia są ogromne, dwa dochodzi ryzyko, że styl wykończenia odstraszy większość Klientów. Jeśli nie ma nowych domów na sprzedaż, to co w takim razie jest? Najwięcej jest szeregówek, do wyboru do koloru, jednak to nigdy nas nie interesowało – 30 lat z sąsiadami za ścianą wystarczy. Poza tym szeregówki najczęściej oddawane są w stanie developerskim, więc trzeba doliczyć dodatkowe 6 miesięcy na wykończenia (i to pod warunkiem, że masz umówioną ekipę). Domy wolnostojące, ale używane są. I to niby spełniało nasz warunek – wprowadź się od razu i mieszkaj, ale tylko teoretycznie. Stan takich domów pozostawia wiele do życzenia, nawet jak mają zaledwie kilka lat. Po drugie zlokalizowane są w większości na obrzeżach miasta lub poza nim. No i po trzecie – szansa, że ten dom będzie wyglądał tak jak chcesz, jest bliska zeru. Ceny takich nieruchomości są, jakby tu powiedzieć „domowe”, przyjmując zasadę 3 razy tyle co mieszkanie, bo to przecież dom, da…Niestety biorąc pod uwagę potrzebę remontu, cena wzrasta do irracjonalnych wartości. Dalej mamy domy wolnostojące w stanie deweloperskim. To etap, gdzie mamy już wykonanych większość „brudnych prac” więc jest łatwiej i parę kroków do przodu. Tutaj już był jakiś wybór, przy czym takie nieruchomości na rynku to efekt głównie…nieudanych inwestycji. Ot ktoś postanowił się budować i na etapie deweloperskim zrezygnował (głównie z powodów finansowych).  Takie domy stoją często kilka lat nieużywane, zaniedbane, co budzi dodatkowe pytania o przyczyny takiego stanu rzeczy, w tym kwestie prawne. Ich ceny też budzą wiele wątpliwości. Dzisiaj też zwróciłbym uwagę na jakość tynków, posadzek czy ocieplenia, czego nie widać od razu gołym okiem a np. po dwóch latach, jak zaczyna Ci coś odpadać i pękać. Trzecia grupa to domy w stanie surowym. To jest jakiś kompromis, tylko, że ten stan jest tak mało atrakcyjny, iż ciężko pobudzić wyobraźnie, że można z tego zrobić swój wymarzony dom. Tylko, że my mamy dużą wyobraźnię i dlatego poszliśmy w tym kierunku. Głównym powodem decyzji była lokalizacja oraz optymalna wielkość dom / działka. Bryła pozostawiała wiele do życzenia, ale wtedy nie zwracaliśmy na to zbytnio uwagi. Byliśmy tak zmęczeni poszukiwaniami, że byliśmy skłonni odpuścić część naszych wymagań i skupić się na wizji  naszego własnego domu. I wtedy się zaczęło :)   c.d.n.    

Moje małe dyniobranie

It's so easy

Moje małe dyniobranie

Jakich piosenek słuchać, by czuć się szczęśliwym? Lista TOP 10 wg. naukowców

ANIA MALUJE

Jakich piosenek słuchać, by czuć się szczęśliwym? Lista TOP 10 wg. naukowców

Idę o zakład, że każdy ma piosenkę, która wprawia go w dobry nastrój :). Ja wierząc w codzienną magię, zawsze szczerzę się gdzieś w środku gdy słyszę dowolny utwór Queen z zaskoczenia. W sklepie, autobusie, kolejce do stomatologa. Ale jest też muzyka, która mnie dołuje. Ostatnio tej kwestii przyjrzała się nauka i sprawdzono jakiej muzyki należy słuchać by zawsze czuć się świetnie. Więc jakiej?Czytaj dalej »

Lifemenagerka

Ulubieńcy i odkrycia WRZEŚNIA

Tradycyjnie, prawie w połowie miesiąca…

Szafeczka blog

Co to w ogóle za imię? Polskich nie było?

Co jakiś czas dodaję na FB posty z cyklu „poznajmy się bliżej”. To fajny i szybki sposób zobaczenia kto tutaj do nas zagląda i jak wygląda ta nasza szafeczkowa społeczność. Przecież blog to nie tylko komunikacja w jedną stronę! Często pytam Was o zdanie, opinie, a konkursy organizuję tak, żeby poznać historie z Waszego życia.… The post Co to w ogóle za imię? Polskich nie było? appeared first on szafeczka.com.

Lady Gugu

Kim jest ten tyran, winny naszej kobieco-matczynej frustracji?

Miałam ostatnio gorszy, zdrowotny okres. No dobra, nie miałam siły ruszyć ręką, nogą, nie mówiąc o ruszeniu głową. Także w tym innym znaczeniu. Potraficie wyobrazić sobie matkę, która nie robi totalnie NIC? To właśnie ja (wtedy). I wiecie co? Był to najlepszy urlop, jaki mogłam sobie wyobrazić. Bo nagle przestały przeszkadzać mi brudne podłogi. Pranie, które czekało na wyprasowanie, doskonale spisało się jako moja poduszka i podnóżek. Talerze z resztkami już nawet nie wędrowały do kuchni, tylko składałam je na później. I nawet zastanawiałam się  czy może uda mi się  z tych resztek skomponować później jeden posiłek, ale ktoś mi je wcześniej  zabrał. Niebo wcale nie zawaliło mi się na głowę, gdy z pidżamy robiłam dzienną podomkę i dalej tak samo – przez 3 dni z rzędu. Okazało się, że ten facet z Indii co nie myje się od 3 lat, tylko ściera brud ostrą ściereczką, ma chyba rację: od brudu w ogóle nie da się umrzeć (chyba że się na nim potkniesz). Nie zdołałam wprawdzie potwierdzić teorii, że brud powyżej centymetra odpada, ale za to okazało się, że włosy na nogach dają przyjemne ciepełko, a niezmywany lakier z paznokci nie odpryskuje, ale ściera się z czasem (byleby odpowiednio tani, ja mam takie za 3 złote). W końcu ozdrowiałam, ale wróciłam do swojej roli, ale nieco odmieniona. Bo nie dajcie sobie wmówić, że wy cokolwiek musicie. Tak naprawdę matka nic nie musi. Nie dość, że nosiła w brzuchu mały wór ziemniaków, przecisnęła arbuza przez rurę średnicy banana, to jeszcze ciągle stoi obok niej ktoś, kto wymaga, żeby dom, ona i całe otoczenie wyglądało dokładnie tak, jak przed porodem. Kim jest ten tyran, winny naszej kobieco-matczynej frustracji? To on – nasz niewidzialny przyjaciel – wewnętrzy strażnik… Tak naprawdę same jesteśmy sobie winne – przyzwyczajamy swoich partnerów, matki, teściowe, że w naszym domu jest pięknie, obiad gotujemy same, a koszulki mężusia zawsze równiutko w szafie. A kiedy którejś pani nie starcza pary albo zwyczajnie nie ma na to siły (bo ochoty to na pewno nie ma), to zaraz jej się wytyka, że: sobie nie radzi/może potrzebuje gosposi/jest złą żoną. Tylko czy ktokolwiek z nas, zarobionych matek, usłyszał od swoich bliskich coś takiego, gdy zaliczył małe potknięcie?! Ja nigdy! Bo właśnie nie społeczeństwo narzuca nam perfekcyjność, ale same sobie budujemy w głowie naszą wizję jako super-mamy! Okazało się, że gdy ja leżałam odłogiem, dom jednak ktoś ogarniał (mąż), córka nie schudła (znaczy się coś jadła, może McDonalda, nie wiem…), a niewyplewiony ogród zaczął przypominać angielską posiadłość i sąsiadki nawet pytały o numer ogrodnika. Powiem wam coś, czego sama nie lubię słuchać, a każdy, kto mi to powie, zaraz ogląda drzwi od tamtej strony. Mianowicie kobiety przesadzają. We wszystkim. Każdą sytuację rozdrapują na setki małych kawałeczków. Wymagają od męża niemożliwego, mówienia bezwzględnej prawdy i miłości aż po grób. Dzieciom stawiają wymagania, a od trzylatka oczekują panowania nad emocjami. Ale najbardziej kobiety przesadzają stawiając wymagania samej sobie. Nie wiadomo, czyje ambicje chcą zaspokoić: zasłużyć w końcu na aplauz rodziców (nie łudź się, nigdy cię nie pochwalą, bo to będzie oznaczało, że jesteś dorosła i nie jesteś już ich dzieckiem), podziw koleżanek (i tak znajdzie się ktoś lepszy), samouwielbienie. Zajeżdżamy się na maksa, a potem poprzeczka umieszczona jest tak wysoko, że trudno ją przeskoczyć i… zajeżdżamy się jeszcze bardziej.  Dlatego kobiety, wyluzujmy, choć na jakiś czas. Mąż ucieszy się, że przestałaś nam nim wisieć z toporem i przypomni sobie, za co cię pokochał. Dziecko dostanie skrzydeł, ale jeśli dałaś mu wcześniej korzenie, to nie bój się, daleko nie odleci. Ty spojrzysz na siebie z dystansu. Bo wychodzisz z siebie żeby wszystko było idealne, a powinnaś raczej stanąć obok i spojrzeć, jak byłabyś szczęśliwa, gdyby wszystkie powinności były też przyjemnościami. Post Kim jest ten tyran, winny naszej kobieco-matczynej frustracji? pojawił się poraz pierwszy w LadyGuGu.

Vintage Blazer

STYLLOVE

Vintage Blazer

Jak zapuścić długie naturalne paznokcie?

URODA I WŁOSY

Jak zapuścić długie naturalne paznokcie?

#shopbop allert

Passion 4 Fashion

#shopbop allert

Zajrzyjcie! Warto korzystać z tych promocji!Więcej informacji znajdziecie w sklepie shopbop

Fotografia smartfonowa – test aparatu w Samsung Galaxy A5

ŁUKASZ PODLIŃSKI

Fotografia smartfonowa – test aparatu w Samsung Galaxy A5

Nowe smaki

Ema Mija

Nowe smaki

Kenzo for H&M

Passion 4 Fashion

Kenzo for H&M

Zaplanuj szafę – IKEA PAX Planner

twojediy

Zaplanuj szafę – IKEA PAX Planner

Przyszedł taki moment, że już przestałam mieścić się z moimi materiałami do DIY. Często dostaję pytania, gdzie ja to wszystko chowam. Odpowiedź jest zawsze jedna: wszędzie! Każde wolne miejsce w domu wypchałam moimi paczuszkami, kartonikami, gadżetami, szkłem, narzędziami i akcesoriami. Nawet w pojemniku na pościel w sofie, która stoi w salonie, mam poutykane bardzo mi potrzebne materiały. Przecież coś się może jeszcze przydać. :) W końcu już zaczęło się to wszystko wylewać – nie mogłam domknąć szafki, a następne rzeczy czekały na schowanie. Trzeba było podjąć męską decyzję i znaleźć kolejne miejsce w domu – na szafę.  W mieszkaniu mam tylko jeden narożnik w przedpokoju, gdzie może stanąć niewielki regał. Tu możesz zobaczyć, jak wygląda mój przedpokój. Zaczęłam się zastanawiać, skąd i jaki mebel sobie sprawić. Jak zawsze pociągnęło mnie do IKEA, która na swojej stronie ma doskonałe narzędzie ułatwiające wybór szafy – ale to już zobaczycie na filmie, który specjalnie dla Was nagrałam. W filmie swój debiut ma mój mąż, ale główne skrzypce i tak gra Rudi, więc koniecznie musicie to obejrzeć.  Mnie PAX Planner ułatwił zadanie. Mieszkam w Toruniu, a najbliższy sklep mam w Bydgoszczy. Nie musiałam jechać dwa razy, aby najpierw wszystko wymierzyć, sprawdzić, czy się doradzić, a potem wrócić po podjęciu decyzji, aby kupić szafę. Wygodnie dokonałam wyboru w domu, przedyskutowałam to z Mariuszem i pojechaliśmy na zakupy. To przecież takie DIY zaplanować sobie szafę w komputerze, wydrukować listę zakupów, iść na zakupy, a potem złożyć szafę. Rano wpadłam na pomysł, że potrzebuję mebla, a po południu miałam szafę w domu i wypełniłam ją po brzegi. Proszę się przyznać: kto z Was zna IKEA PAX Planner? W ten sposób można zaplanować sobie także kuchnię (może niedługo mi się to przyda) w systemie METOD oraz szafki w systemie BESTA, a przecież ja bardzo je lubię, bo u moich chłopaków mamy te meble. Najważniejsze jednak, że rozwiązałam problem przechowywania moich zasobów – przynajmniej na jakiś czas, bo materiałów ciągle mi przybywa. Szafa PAX doskonale wkomponowała się w niewielki narożnik przedpokoju. Dzięki temu, że jest biała i dobrze zaplanowana, nie przeszkadza i nie rzuca się w oczy. Teraz mogę kupować kolejne materiały do DIY. :)   Wpis przygotowany we współpracy z IKEA. Post Zaplanuj szafę – IKEA PAX Planner pojawił się poraz pierwszy w Twoje DIY.

Jest pięknie

Kanada: kolacja w najlepszej restauracji w Vancouver

Nasza wycieczka do Kanady dobiega końca. Postanowiliśmy uczcić naszą pierwszą wspólną wyprawę na ten kontynent. Nasz kolega (cześć Hubi!) polecił mi Blue Water Cafe - powiedział, że nie ma lepszego miejsca na ryby i owoce morza. Jak się okazuje, Tripadvisor jest tego samego zdania - Blue Water Cafe jest pierwsza na liście restauracji w Vancouver, regularnie zdobywa też nagrody za swoją ofertę dań z ryb i owoców morza. Najbardziej obawiałam się, że nie mam odpowiedniego stroju - w zasadzie cały czas chodzę tu w dżinsach i bluzie z kapturem, Marek podobnie. Mam jedną poprawną bluzkę, ale dalej musiałabym założyć do niej sportowe obuwie. Ale to jest Vancouver, a nie Warszawa i gdybym nawet przyszła w moim onesie i włóczkowych kapciach, nikt pewnie nie spojrzałby na mnie drugi raz. Jasne, kiedy czekaliśmy przy barze na stolik, było kilka dziewczyn w strojach bardziej koktajlowych, z torebkami zwracającymi uwagę, ale jakoś przeżyłam ten wieczór z plecakiem, a nie torebką i w obuwiu sportowym, a nie w balerinkach. Przejdźmy jednak do konkretów - czyli do kolacji. Nie zdecydowaliśmy się na ryby na gorąco - zamiast tego zamówiłam dla nas zestaw dań rybnych, sashimi i sushi. Do tego butelka białego wina (lokalnego pinot gris), na deser sernik i ciasto czekoladowe, espresso i herbata. Niby tego jedzenia nie było dużo, ale jakość ryb i ich świeżość były nieporównywalne z niczym innym. Jasne, mamy w Polsce restauracje rybne, mamy świeże owoce morza, ale to nie ten poziom. Z jednej strony trochę mi szkoda, bo to znaczy, że moje ulubione sushi w Warszawie zawsze będzie już dla mnie nie tak bardzo dobre, ale z drugiej, będę miała wyjątkowe wspomnienia - i dobry adres do ponownego odwiedzenia. [gallery link="file" ids="12170,12171,12172,12173,12177,12174,12175,12176"] Blue Water Cafe + Raw Bar 1095 Hamilton Street http://www.bluewatercafe.net/The post Kanada: kolacja w najlepszej restauracji w Vancouver appeared first on Jest Pięknie.

11.10.2016 - OOTD / TREND NA JESIEŃ - MILITARNY STYL

mishmashwardrobe

11.10.2016 - OOTD / TREND NA JESIEŃ - MILITARNY STYL

MĘSKA PIELĘGNACJA OKIEM MĘŻCZYZNY I KOBIETY – KONKURS

Fashionable

MĘSKA PIELĘGNACJA OKIEM MĘŻCZYZNY I KOBIETY – KONKURS

ANIA MALUJE

Jak zrobić najlepsze nuggetsy? + TRIKI

Prosty przepis na pyszne  nuggetsy oraz garść trików :) Jak je zrobić by były soczyste w środku i chrupiące na zewnątrz?Czytaj dalej »