ANIA MALUJE
Oszukać przeznaczenie, czyli dzień z mojego życia
Nie wiem czemu - czasami przypisujecie mi cechy i umiejętności, których nie posiadam wcale. Np. dobrą organizację czasu. Zarządzanie czasem. Sobą w czasie. Czy jak tam kto lubi to nazywać. Oto cała prawda, na przykładzie jednego dziwnego dnia. #TakbardzosesjaNauczyłam się ustalać priorytety i tak dalej, więc patrząc z szerszej perspektywy - mam czas na to, co lubię i upycham w swojej dobie całkiem fajne rzeczy. Ale zabijam się o drobnostki.Czy zdarza ci się czasem dzień z gatunku - cały wszechświat przeciwko tobie?Zaczęło się tak:(function(d, s, id) { var js, fjs = d.getElementsByTagName(s)[0]; if (d.getElementById(id)) return; js = d.createElement(s); js.id = id; js.src = "//connect.facebook.net/pl_PL/all.js#xfbml=1"; fjs.parentNode.insertBefore(js, fjs); }(document, 'script', 'facebook-jssdk'));Post użytkownika Aniamaluje.Chociaż...wróćmy do początku ;-) Sobota : Wielkie plany pod tytułem : Napiszę do końca rozdział magisterki, pomaluję paznokcie, nauczę się na angielski i opracuję zagadnienia na pedeutologię. Czego to ja nie zrobię! :D Rzeczywistość przytłoczyła mnie jednak snem.A niedziela nie wiem kiedy przeciekła przez palce. Jakoś tak... brak mi energii na białej diecie (dentysta). Zabrałam się za najważniejsze - pomalowałam paznokcie :)Resztę historii znacie.Wiedziałam, że przeznaczenie próbuje mnie dopaść, więc wcześniej kupiłam zapasowy tusz (wskaźnik poziomu w drukarce mnie oszukuje i pokazywał jeszcze dwie kreski).Gdy dotarłam na uczelnię i postanowiłam wyjąć notatki, poczułam się, jakbym dostała obuchem w łeb. Typowa Ania. Cały misterny plan legł w gruzach. W dodatku nie miałam nawet od kogo tekstów pożyczyć i wydrukować, bo nikt nie porwał się na piątkę. Kurczę, wyszłam z założenia, że wolę walczyć o pięć i skończyć z czwórą niż tak od razu się poddać. Cholera wie, czy znowu nie zacznę myśleć o doktoracie (LOL). Naprawdę nie wiem, czemu ta śmieszna myśl mnie czasami nawiedza :DJak można walczyć godzinę z drukarką, która nie chce komunikować się z windows 8.1, tylko po to, by nie zabrać ze sobą tekstów? :)Jestem jednak w czepku urodzona, bo na ćwiczeniach z pedeutologii :- zdążyłam wykosić aktywność na tyle, by zostać zwolnioną z kolokwium (hell yeah!)- ściągnęłam niepostrzeżenie wszystkie teksty na mój uroczy pendrive ze świnką. Nie jestem hipokrytką i stosuję się do swoich własnych rad z "co kupić na studia?"Ponieważ nie widziałam opcji rezygnowania z wykładu, który jest mega trudny... w cudowny sposób zdążyłam dobiec na ksero w innym budynku i wydrukować to wszystko w krótkiej przerwie.Nadzieja matką głupich...Na wykładzie tyle się działo, że przeczytałam dwa teksty...z całego pliku :D Rzecz jasna teksty nie są specjalnie trudne, ale problematyczna jest dyskusja, do której trzeba je dobrze znać.Pedeutologia to dość trudny przedmiot, bo jest dużo tekstów źródłowych i same notatki nie dadzą nawet trójki. Komentarze i objaśnianie pani profesor warte są milion razy więcej i bez tego nie rozumiałabym raczej przedmiotu więc...z pokorą pogodziłam się z tym, że moja walka na nic i angielski będzie na spontanie.Myslalam, że bardziej mnie zaskoczy :-) #zniszcztendziennik #wreckthisjournalA photo posted by Ania Kęska (@aniamaluje) on Jan 26, 2015 at 3:59am PSTW międzyczasie siostra przypomniała mi, że miałam kupić zniszcz ten dziennik. Dzisiaj rano. W Lidlu. Przed autobusem -.-Zapomniałam. Z wykładu pędziłam na angielski i.... cudownie zyskałam czas i chyba rozbawiłam prowadzącą faktem, że chcę startować na pięć...oraz moim spontanicznie szczerym wyznaniem, że się nie uczyłam bo nie starczyło mi czasu. WTF? Skąd mi się to uaktywnia? Jak miałam 6 czy 7 lat, tata zabrał mnie na urodziny na pierwszą część Gwiezdnych Wojen do kina. Od lat jedenastu. Gdy kasjerka pytała ile lat ma dziecko, tata odpowiedział "ma dzisiaj urodziny" i pani sprzedała bilet...a ja szczerze przyznałam które.Cały seans bałam się, że popełniłam przestępstwo i zaraz przyjdzie policja, bo jestem na zakazanym filmie :DDDDDDJestem najgorszym kłamcą świata.Na zaliczeniu ustnym byłam maglowana tyle, że nie starczyło czasu na zapytanie wszystkich, ale ostatecznie zgarnęłam 5. Jupi!Pobiegłam więc do dentysty. To jest osobna historia, że trzeba być wybitnym geniuszem, aby dać sobie grzebać przy zębach podczas sesji i przedsesji.Korzystając z momentu, kiedy chwilowo mogę oddychać nosem i nie płynie mi nic po gardle, bo choroba się wyciszyła, postanowiłam zrobić wszystko do końca. Np. całkiem niedawno usuwałam przebarwienia po lekach. Jestem jednym z tych pechowców, którzy brali masę antybiotyków w okresie, kiedy formowały się stałe zęby. Trzeba mieć naprawdę dużego pecha, bo to musi być długotrwałe zażywanie leków w tym konkretnym, dość krótkim czasie. Prawie jak wygrać w lotto. Tyle, że odwrotnie :D Moje zęby są kruche, słabe i długo szukałam stomatologa, który się nie podda i pociągnie to do końca. Nie wiem czy zauważyliście - w realnym życiu się uśmiecham i mówię całkiem normalnie, na youtube spokojnie można pooglądać sobie moje zęby jak mówię, ale jak widzę aparat - odruchowo zamykam usta. Ma on tendencję to strasznego podbijania kontrastu między plamkami na szkliwie a zębami a to mnie wkurza.Wnikliwie przeczytałam treść zgody na wybielanie (żadne chałupnicze metody przy moich zębach nie wchodzą w grę) i byłam świadoma, że może się nie udać.Udało się. I było fajnie, przestrzegałam tydzień białej diety, dzisiaj miałam między innymi (nie chce mi się wchodzić w szczegóły) wymienić plomby na jaśniejsze.Tyle, że ok. 3-4 dnia już wiedziałam, że nie ma co zmieniać, bo zęby postanowiły powrócić do pierwotnego koloru. Cóż, #oszukaćprzeznaczenie - mission failed.Stomatolog do której chodzę jest aniołem (serio, nikt nie chce grzebać w moich kruchych zębach!) i chociaż nie miałam żadnych roszczeń ani pretensji (przeczytałam szczegółowo treść zgody na zabieg) pobrała wyciski na szyny i w ramach reklamacji pochodzę sobie za tydzień z jakimś żelem na zębach.Szczerze? Od dawna jestem pogodzona, że pewnie się nie powiedzie. Lasciate ogni speranza, voi ch'entratePorzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy (tu) wchodzicieW każdym razie - chwilowo mam spokój i mogę jeść coś innego niż białe rzeczy.A to oznacza Sokowirownię, która dziwnym przypadkiem jest tuż pod gabinetem stomatologicznym (Dworcowa 2, gdyby kogoś interesowało - najlepszym stomatologiem w Bydgoszczy jest doktor Jagoda Baumgart (dawniej Klockiewicz). Na dworcowej przyjmuje prywatnie w poniedziałki) W życiu nic mi tak nie smakowało jak dzisiejszy sok jabłkowy z cynamonem (na ciepło). Pycha!Mówię sobie : ok, wyszłam szybciej od dentysty, to w końcu mam czas by kupić sobie :- czapkę (poprzednią zgubiłam)- Zniszcz ten dziennik- Polecaną przez wszystkich maskę z Isany.Zamiast czapki kupiłam...bransoletkę. Nie mam pojęcia czemu.Maski oczywiście...nie było. Od kiedy Natalia o niej napisała, wszystkie wymiotło :( Były tylko te, co widać wyżej.Kupiłam więc nić dentystyczną i krem babydream, a w empiku wielki karton.I wtedy mnie olśniło, że zaraz spóźnię się na autobus. Więc pobiegłam i w ostatnim ułamku sekundy zauważyłam patrol policji. Ups, byłby mandat za, bo brzydkie przechodzenie na drugą stronę. Swoją drogą - jest taka dziwna choroba nauczycieli która sprawia, że człowiek mega się pilnuje na pasach i tak dalej :DW autobusie - a jakże...przysnęłam.I zapomniałam, że miałam wejść do Lidla po dziennik. Myślicie, że jutro będzie po co wracać? Pewnie już wszystkie wykupione i gimbaza się rzuciła jak emeryci na karpia :(Na szczęście mama mnie kocha i zrobiła mi fantazyjne faworki/chruściki. Chciałam wysępić przepis, ale moja mama jest w pisaniu przepisów tak dobra, jak ja w kłamaniu. Oto co przyszło smsem :"Mąka wrocławskażółtkaśmietana kwaśna - im więcej procent, tym lepiej+2 łyżeczki cytryny, żeby zakwasić (na godzinę)koniakłyżeczka proszku do pieczeniacukier puderolej rzepakowy do smażeniabibuła lub ręcznik papierowy do osączania.lekko zagniatmy, żeby było "luźne". odrobina mąki, rozwałkować, im mniej podsypane tym lepiej, bo się nie pali na tłuszczu.'Ważne, że smakowało wybornie :) Przy okazji - nawet nie wiecie jaką radość sprawia zjedzenie czegoś mocno barwiącego zęby po tygodniu białej diety ;-) Mój ulubiony grzeszny dżem nigdy nie smakował lepiej :DA pierwszy nie-biały obiad?Poezja!Tak, tylko ja zamykam łososia w cieście. Nie wiem czemu :) Piszę to wszystko, bo czasami brak mi pamiętnikarskiego charakteru dawnych blogów.I byłoby świetnie, gdyby historia w tym miejscu się kończyła - niestety.Stwierdziłam, że potrzebuję drzemki (płuca się odbudowują i potrzebuję więcej snu, całkiem jak dzieci w okresie szybkiego wzrostu).Nastawiłam sobie budzik.w wyciszonym telefonie.Właśnie wstałam.Miałam pisać magisterkę.Zacznę rano.Jak zawsze :))) Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :)