Aktywność fizyczna – koniec wymówek

Lifemenagerka

Aktywność fizyczna – koniec wymówek

Paryska nonszalancja

charlizemystery

Paryska nonszalancja

[Vlog] Zajrzyj za kulisy tworzenia mojej firmy olejkowej!

Ziołowy zakątek

[Vlog] Zajrzyj za kulisy tworzenia mojej firmy olejkowej!

Nasiona chia – 4 przepisy proste jak budowa cepa!

WIECZNIE MŁODA

Nasiona chia – 4 przepisy proste jak budowa cepa!

Jak udało mi się zmniejszyć porowatość włosów? Minusy i plusy niższej porowatości

URODA I WŁOSY

Jak udało mi się zmniejszyć porowatość włosów? Minusy i plusy niższej porowatości

Odżywka Argan Oil of Morocco | Recenzja

BlondHairCare

Odżywka Argan Oil of Morocco | Recenzja

Cały czas jestem odcięta od Internetu, nie mam swojego własnego kąta, przez co nie mogę skupić myśli i co najgorsze, warunków do robienia zdjęć, dlatego blogowanie jest chwilowo mocno utrudnione. Pomyślałam, że przez ten kryzysowy czas zasypię Was recenzjami i w końcu nadrobię zaległości, a jak uporamy się z pracami wykończeniowo-przeprowadzkowymi, w końcu będę mogła poświęcić blogowi więcej czasu (strasznie mi tego brakuje).Zacznę od odżywki Argan Oil of Morocco marki Natural World, którą dostałam w prezencie od czytelniczki Konstancji. :* Ma prosty skład, którego bazą jest mój ulubiony olej arganowy, świetne działanie i przystępną cenę, dlatego naprawdę warto o niej wspomnieć.SkładAqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Argania Spinosa Kernel Oil, Ceteareth-20, Parfum, Panthenol, Polyquaternium-7, Citric Acid, Methylchloroisothiazolinone, Magnesium Chloride, Magnesium Nitrate, Methylisothiazolinone, Sodium Benzoate, Limonene.Odżywka ma bardzo prosty i krótki emolientowy skład, którego najważniejszym składnikiem jest certyfikowany organiczny olej arganowy. Nie zawiera silikonów, jedynie filmotwórczy Polyquaternium. Bardzo lubię produkty o takich prostych i przejrzystych składach, jeszcze żaden mnie nie zawiódł. :)OpakowanieOdżywka znajduje się w miękkiej plastikowej butelce o pojemności 500 ml. Zakrętka zakończona jest dozownikiem, który ułatwia korzystanie z produktu.Zapach i konsystencjaKonsystencja odżywki jest dość rzadka, ale nie spływa z włosów i nie utrudnia rozprowadzania. Zapach jest przyjemny i delikatny, troszkę słodki i pudrowy.Cena i dostępnośćOdżywka produkowana jest w Wielkiej Brytanii i to tam jest bardzo szeroko dostępna w cenie ok. 4 funtów za 500 ml. Właśnie zauważyłam, że jest także w ofercie kilku polskich sklepów internetowych i jej cena wynosi tam ok. 30 zł / 500 ml.W ofercie marki jest też odżywka kokosowa, makadamia, keratynowa, chia i kofeinowa, a zestawy składają się z szamponu (500 ml i 1000 ml), odżywki (500 ml i 1000 ml) oraz serum na końcówki (25 ml i 100 ml).Zdjęcia robiłam w deszczu. :DDziałanie odżywki Argan Oil of MoroccoOdżywka zmiękcza, wygładza, nabłyszcza i maksymalnie uelastycznia moje włosy. Po wysuszeniu są nawilżone, lekkie, przyjemne w dotyku i ładnie się układają. Nie puszą się, nie elektryzują, nie strączkują i nie są obciążone, dzięki czemu nie tracą objętości.Ze względu na prosty skład i lekką konsystencję idealnie sprawdza się podczas nawilżania skóry głowy przed myciem. Można ją wykorzystać do mycia włosów i skóry głowy, a także emulgowania oleju podczas olejowania włosów czy do wzbogacania półproduktami kosmetycznymi. W przypadku włosów suchych i zniszczonych odżywka może być zbyt lekka, ale wówczas wystarczy wymieszać ją z odrobiną ulubionego oleju czy silikonowego serum.Jedynym minusem odżywki jest rzadka konsystencja, przez którą produkt nie jest za bardzo wydajny. Na szczęście bardzo dobre działanie rekompensuje tę wadę. :)Na rynku dostępnych jest wiele produktów o nazwie Argan Oil of Morocco, dlatego jeśli będziecie jej szukać, koniecznie zwróćcie uwagę na niebieskie opakowanie i markę Natural World. :)Znacie tę odżywkę?

Black Culottes

My Point My Style

Black Culottes

Czy serum pobudzające wzrost rzęs jest naprawdę skuteczne?

STYLLOVE

Czy serum pobudzające wzrost rzęs jest naprawdę skuteczne?

Przegląd tygodnia #1/09

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #1/09

Urodowi ulubieńcy lata

URODA I WŁOSY

Urodowi ulubieńcy lata

Fryzura dnia : nowoczesny bob Dianny Agron

ANIA MALUJE

Fryzura dnia : nowoczesny bob Dianny Agron

Twarzą w twarz z figurą po ciąży

Boginie przy maszynie

Twarzą w twarz z figurą po ciąży

Taki mam już charakter, że kiedy pojawia się jakiś problem, z którym trudno mi się zmierzyć zsuwam go w czeluście podświadomości. Staram się nie myśleć, zakopuję sto metrów pod ziemią i przyklepuję dokładnie łopatką, co by przypadkiem nie ujrzał światła dziennego. Niestety, zazwyczaj tak bywa, że bardzo szybko wychodzi na wierzch i prześladuje mnie do momentu, kiedy nie postanowię się z nim zmierzyć. Gniecie, gniecie, aż ugniecie ;-)Tym razem było inaczej. Już w ciąży z Polą podejrzewałam, że trudniej będzie mi sobie poradzić z nadprogramowymi kilogramami i nadmiarem ciała tu i ówdzie. Wprawdzie owa świadomość nie skłoniła mnie do racjonalnego dawkowania cukru. Jadłam to, na co miałam ochotę. Czytaj: głównie cukier. Miałam ciągłą nieodpartą potrzebę dawkowania kolejnych dawek cukru. Najchętniej podłączyłabym sobie kroplówkę z upłynnioną czekoladą i byłabym najszczęśliwsza na świecie. Summa summarum waga w dniu porodu pokazała 21 kilogramów na plusie. Z jednej strony czułam się fatalnie z tą myślą, z drugiej przybywające na przestrzeni ciąży kilgoramy nie motywowały mnie, żeby zadbać o siebie zawczasu.Wiedziałam, że po trzeciej ciąży (na przestrzeni 3,5 roku) będę musiała włożyć dużo energii w zniwelowanie pozostałości po stanie tzw. błogosławionym ;-) Szczerze, najszczerzej na świecie, powiem, że mam nad czym pracować. Trzy ciąże w tak krótkim czasie robią swoje. Ale stawiam czoło problemowi. Tak dużej motywacji chyba nie miałam jeszcze nigdy. Choć nie jest tak, że uważam, że kobieta po porodzie musi się zebrać w sobie i od razu zacząć dbać o sylwetkę. Mam dużo wyrozumiałości i uznania dla kobiet, które dają sobie spokój i zostawiają sprawy naturalnemu biegowi. Przecież to normalne, że wygląd i ciało się zmieniają na okoliczność ciąży.Jednak, nie wiedzieć czemu, kolejne przybywające kilogramy były dla mnie trudne do zaakceptowania. Nie lubiłam ich.Od zawsze byłam aktywna, co by nie powiedzieć nadaktywna. Dużo ćwiczyłam, co tylko ułatwiało mi dbanie o sylwetkę. Swego czasu chciałam zostać nawet instruktorem fitness. Ćwiczyłam w zasadzie codziennie. W pewnym momencie może nawet byłam za chuda. Babcie, ciocie i sąsiadki alarmowały, że prawie mnie już nie widać. Sukni ślubnej nie mogłam sprzedać, bo najzwyczajniej w świecie była za mała. Zmniejszałam ją jeszcze z rozmiaru 34.Po ciąży z Kubą do dawnej wagi wróciłam błyskawicznie, z Maksiem zajęło mi to więcej czasu. A teraz będzie to zapewne bardziej maraton niż sprint ;-) Dlatego muszę mądrze rozdysponować siły i energię. Stawię czoła tym dodatkowym dziesięciu kilogramom, które mi zostały, choćby nie wiem co. Byłam już nawet na pierwszych zajęciach Fit Mama. Z małą Polą ;-) Polcia grzecznie sobie spała, a mama spalała.Żeby było śmiesznie, dziś rano obudziłam się z przeświadczeniem, że złapałam grypę, bo bolały mnie wszystkie mięśnie. Odzwyczaiłam się od zakwasów ;-) We wszystkich trzech ciążach nie mogłam ćwiczyć. Po pierwszej ciąży chodziłam jeszcze na jogę, ale potem NIC. Wpadłam w wir opieki nad dwójką maluchów. W ciąży z Polą miałam mnóstwo innych spraw na głowie i też nie było sposobności.Kilka miesięcy temu ta Pani wywołała wśród internautów prawdziwą burzę. Pokazała umięśniony brzuch w ósmym miesiącu ciąży. A kilka dni po porodzie zupełnie płaski brzuch. Jakby nigdy nie nosiła tam dziecka. Chłopiec, wbrew większości opinii urodził się zdrowy. 10 lat temu prawdopodobnie powiesiłabym sobie te zdjęcia na lodówce i katowała nimi przy każdej wizycie w kuchni. Teraz mam już inaczej.Teraz największą motywacją są dla mnie bardziej "namacalne" mamy. Te, które uczestniczą w zajęciach.  Te, które mieszkają niedaleko i te, które spotykam na spacerze z dziećmi. Piękne i pełne energii, żeby zadbać nie tylko o maluszka, ale i o siebie. Ale zdroworozsądkowo. Patrzę na nie i podziwiam. Przyznam, że podczas zajęć cudownie mi było patrzeć na maleńkie dzieci, które od początku nasiąkają dobrymi zwyczajami. Korzyści są obopólne. Mama wychodzi do ludzi, dba o siebie, wymienia doświadczenia, odzyskuje formę i sprawność. A dziecko? Nie dość, że ma kontakt z innymi maluchami w podobnym okresie życia, to jeszcze zyskuje nową formę bliskości z mamą. Zajęcia zakładają także mini ćwiczenia korekcyjne dla dzieci. No i maluch używany jest zamiast hantli ;-) Przyjemne z pożytecznym. Choć powiem Wam szczerze, że mój zachwyt nad zajęciami wynika chyba najbardziej z tego, że gdy wyszłam z sali treningowej, czułam się wspaniale. Takiej dawki endorfin nie dostałam już bardzo dawno temu (pomijam porody ;-). Byłam bardzo zmęczona, a mimo wszystko miałam dodatkową energię, żeby zająć się codziennymi, niekiedy przytłaczającymi obowiązkami.I nie chodzi tu tylko o egoistyczne wyrywanie czasu dla siebie. Jestem zdania, że zadowolona mama to zadowolona rodzina. Każda z nas wie, że obowiązki domowe to nie bułka z masłem. Żaden maraton w pracy, żadne nadgodziny i nocne pisanie tekstów nigdy nie zmęczyły mnie tak bardzo jak jeden dzień z dziećmi w domu. Przyznaję, że bardzo często wieczorem nie jestem w stanie ruszyć ręką ani nogą, zasypiam kątem na kanapie i budzę się nad ranem zła i zmarznięta. Lekko nie jest. Dlatego tak ważne jest, by zorganizować sobie swoją własną przestrzeń, która da przeciwwagę do codziennej orki. Humor wróci jak na zawołanie, a nadprogramowe 10 kilogramów, mam nadzieję, zrzuci się przy okazji ;-)m.

Co ja w ogóle jem? Czy jem tylko

ANIA MALUJE

Co ja w ogóle jem? Czy jem tylko "niezdrowo"?

Pytania o moją dietę stale powracają jak bumerang. Dostaję maile z pytaniami jakim cudem czuję się lepiej, skoro na instagramie ciągle pokazuję niezdrowe jedzenie, co ja w ogóle jem i inne takie. Pomyślałam, że strategia spowiadania się z grzechów za pośrednictwem insta jest kulawa - kreuje fałszywy obraz.Zacznijmy od tego, że jem  dużo. Typowo między 4 a 5000 kcal dziennie, chociaż pewnie zdarza się, że zeżrę z 8 tys. Zużywam bardzo dużo energii na zwykłe procesy życiowe, a to co zalecają lekarze jest przeciwieństwem zaleceń dla zdrowego człowieka - dla mnie rogaliki maślane, białe pieczywo, polewanie ziemniaków tłuszczem czy dodawanie majonezu do kanapki jest wręcz wskazane. Creapy? Opisałam to szczegółowo w tekście : jaka dieta jest najlepsza dla wszystkich? . Jeśli nasunęło Ci się DASH albo środziemnomorska, to mogę się uśmiechnąć, bo gdybym była zdrowa, tak pewnie bym jadła ;-).Tę część historii stali czytelnicy pewnie znają. Tylko, cholerka - umknęło mi gdzieś napisanie o drugiej stronie medalu. Istnieje coś takiego, jak niedożywienie jakościowe - możesz mieć 200 kg nadwagi i taki brzuch, że na biorą cię za przemytnika kokainy i jednocześnie być niedożywionym. Bo brakuje Ci witamin i żelaza, krzemu czy czego tam jeszcze.Dlatego oprócz tego, że moim priorytetem jest kalorycznie, staram się jeść dużo obiektywnie zdrowych produktów, by dostarczać sobie kompletu niezbędnych substancji. Jasne, nie idę na całkowity skrót i nie zjadam dziesięciu snickersów popitych pepsi - staram się jeść mało pokarmów śluzotwórczych. Stąd podstawą mojego menu są sycące zupy (klik) [klik to takie rozwinięcie, w tym przypadku lista przepisów i moich ulubionych zup ;)], zdrowotny rosół (klik), rozgrzewające makarony z sosem, naładowane imbirem, grzybami azjatyckimi, kaszą jaglaną, cebulą czy kapsaicyną, sycące omlety i tak dalej.Nie piję słodkich gazowanych napojów, ale ich nie demonizuję - zazwyczaj mdleję po pobraniu krwi i po kilku takich akcjach kazano mi przychodzić z sokiem porzeczkowym albo pomarańczowym, żebym szybko po badaniu uzupełniła cukier - dzisiaj każą mi przyjść z colą lub pepsi, bo sok nie dawał rady ;-). Zatem tak, nawet te napoje mają jakiś sens. Mam też czasami tak, że po prostu muszę zjeść B-smarta z I-twistem, maślanego rogalika czy batona. Nie jest to codzienna norma i nie sądzę, aby w chwilach dominacji instynktu nad rozumem obiektywnie niezdrowe pokarmy stanowiły więcej niż 20% mojej diety. Zazwyczaj na pewno nie przekracza to 10%, ale wiem, że te 10% i tak jest konieczne - gdy mam fazę pod tytułem "muszę", jestem jak kobieta w ciąży i będę nieszczęśliwa aż nie nie pochłonę tej pizzy.Jem także bardzo dużo obiektywnie zdrowych rzeczy. Z tym, że mój pasztet jaglany wygląda jak ostateczny produkt układu pokarmowego i raczej nie robię mu zdjęć na instagram. Jajecznicy nie muszę ozdabiać, by mieć na nią ochotę (co również czyni ją nieatrakcyjną i niefotogeniczną) a smoothie (zobacz też : Jak zrobić smoothie)  na bananie nie ma pięknie nasyconego koloru i wstawienie jego zdjęcia byłoby raczej antyreklamą tego fantastycznego wynalazku ;-).Bardzo sycący sos na bazie kurczaka, cebuli, imbiru i chilli z grzybami mun i pędami bambusa, bez obaw mogę wsunąć z białym makaronem, bo imbir (klik), kapsaicyna i kwercetyna są przeciwzapalne i wychodzę wciąż na plus pod kątem samopoczucia.To wszystko sprawia, że uchodzę za osobę, która świeci złym przykładem. Zatem przedstawiam moje zdrowe produkty z ostatnich 24h :Smoothie na bazie horchaty, mleka kokosowego, malin, jeżyn i borówek.Dzienna porcja owoców : opakowanie jeżyn i borówek, figa, dwa jabłka, 3 nektarynki, garść malin, ponieważ jest solidna promocja na wszystkie owoce (klik),  a w biedronce na figi (klik)Aktualnie ulubione "suplementy". Kto potrafi zidentyfikować wszystkie? ;-)Jajko sadzone, na bazie rzecz jasna jaj od szczęśliwej, wiejskiej kury (lepszy stosunek omega 3 i 6). Tak, foremkę nie chcący położyłam odwrotnie, stąd się nie udało ;-).Oprócz tego był obiad złożony z puree z koperkiem, kotletów mielono-jaglanych z masą majeranku i zasmażane buraczki, oraz do zjadania w ciągu dnia zupa warzywna z kaszą jaglaną, imbirem i ekstraktem z ostrych papryczek.Piłam dzisiaj wodę z imbirem, wodę z cytryną i zieloną herbatę z ananasem.Grzeszek? Owszem, bardzo słodkie muffinki, które - tak, wreszcie mi wyrosły. W końcu zdecydowaliśmy się wymienić kuchenkę na taką z piekarnikiem elektrycznym ;-)Jeśli chcecie przepis - dajcie znać ;-)Zamierzam między tekstami zamieszczać też takie drobniejsze, na wzór tego o imbirze, czyli co jem albo aktualnie suplementuję i dlaczego. W jakim celu przechyliłam słowo aktualnie? Bo jem coś do znudzenia, np. mam tydzień fazy na rosół, a potem na coś innego. Ostatnio jadłam ciągle banany, wcześniej - wszelkie orzechy. Obecnie ciągle jem kanapki z wędzoną piersią kurczaka, masłem i majonezem, wcześniej przez tydzień jadłam je wyłącznie z pesto i pomidorkami koktajlowymi. Moja aktualna "chcica" ujawnia się najpóźniej w sklepie. Zazwyczaj "menu" czyli jakąś bazę planuję  raz w tygodniu przeglądając aktualne gazetki - nie cierpię zakupów i kupuję tam, gdzie blisko, zazwyczaj zahaczając o dwa dyskonty. Częsta rotacja produktów skłania mnie do testowania nowości, np. z kuchni greckiej, hiszpańskiej czy azjatyckiej, czasami dodaję sobie "apetytu" jakąś foremką czy innym fikuśnym kuchennym gadżetem - całkiem jak matki układające niejadkom stworki na talerzach.Dlaczego tak ważna jest dla mnie baza? Gdy mam podstawowe produkty i przekąski, mniejsza jest szansa na to, że będą mnie kusić inne rzeczy. Tym sposobem w tym tygodniu w ramach codziennych zakupów kupuję co chwilę jakieś świeże owoce (bo promocja), gotowy do walki z "coś bym zjadła, ale nie wiem co" czeka łosoś (też w promocji), a w garnku jest aromatyczna zupa warzywna.PS. jeśli uważacie to nienormalne, podsyłam artykuł o pływaku, który zjadał nawet 12 tysięcy kcal dziennie (tak, pizzę i tak dalej), a był umięśniony, szczupły i zdobywał złote medale na Olimpiadzie - (klik). Zużywał więcej energii - ot cała filozofia. On na pływanie, ja na oddychanie, codzienny ruch fizyczny, 6 km szybkiego spaceru (zazwyczaj na obcasach) i ... kaszel ;-).Dobra, to komu udało się odgadnąć, co tam jest na zdjęciu w tych pojemniczkach? Oczywiście oprócz cytryny ;-)).Tymczasem idę zrobić sobie kanapek z kurczakiem i majonezem :). Pa!Hej! Komentarze są troszkę niżej i obsługuje je Disquss :) Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na "głównej") - jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin :) A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem :) Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Lifemenagerka

Coś dla zdrowia – zakupy spożywcze + kosmetyki [video]

Zapraszam Was na nowy film z moimi ostatnimi zakupami „dla zdrowia”, a w nich głównie nowe, po raz pierwszy testowane przeze mnie produkty.  Pełny skład produktów znajdziecie na stronie sklepów w jakich kupowałam te rzeczy. Oto lista + informacje dodatkowe (lub sprostowanie do głupot, jakie powiedziałam w filmie). Jogurt naturalny Sojade – w filmie cały czas mówię „słoiczek”, ale chodzi oczywiście o kubeczek, jogurt nie jest w szklanym opakowaniu, żeby była jasność :).  Chrupki indyjskie – w filmie wspomniałam, że w składzie jest soja ale miałam na myśli soczewicę! Syrop daktylowy Sezam nieoczyszczony Pukance jaglane Karob – zapomniałam dodać, że opakowanie tego karobu jest bardzo duże (i tanie) więc produkt ten jest niesamowicie wydajny. Miód Orzechy piorące – i znowu podobnie jak przy karobie – to niesamowicie ekonomiczny produkt, opakowanie 1kg orzechów kosztuje 16 zł, a wystarcza na wiele miesięcy Krem ECO z filtrem SPF30 Dezodorant Crystal Essence dostępny jest w drogeriach Natura. Miłego oglądania :).    The post Coś dla zdrowia – zakupy spożywcze + kosmetyki [video] appeared first on Life Manager-ka.

Klasyczna fryzura kluczem do perfekcyjnego wyglądu?

URODA I WŁOSY

Klasyczna fryzura kluczem do perfekcyjnego wyglądu?

The Best Pants Ever

My Point My Style

The Best Pants Ever

Z pamiętnika aparatki – zdejmowanie aparatu i efekty

Lifemenagerka

Z pamiętnika aparatki – zdejmowanie aparatu i efekty

Sierpień na zdjęciach

BlondHairCare

Sierpień na zdjęciach

Uwielbiam sierpień za prawdziwe upały, ciepłe noce, zbożowe pola i polne kwiaty. <3 Jednocześnie czuję niepokój z powodu kończącego się lata... Każda z pór roku ma w sobie coś magicznego, ale lato jest dla mnie wyjątkowe. W końcu daje możliwość wychodzenia z domu ze świeżo umytymi włosami i tylko latem czas naturalnego suszenia skraca się z kilku godzin do 15 minut. ;)Przeprowadzka!Sierpień upłynął mi głównie na projektowaniu łazienek i doborze materiałów (farb, kafli itp.), remontowaniu domu i przeprowadzce. Łatałam drobne ubytki w ścianach, szlifowałam je i malowałam, pomagałam układać podłogi. Nie wiedziałam, że łatanie ścian tak mnie wciągnie - okazało się dla mnie najciekawszą pracą remontową. :)) Pracowaliśmy codziennie do późna w nocy, dlatego też mało mnie było na blogu.1. Moja spracowana ręka. :D2. Remont w toku.3. Tymczasowa szafa. ;)4. Mój pierwszy storczyk.Mam nadzieję, że efekt ostateczny będzie taki, jak sobie wymarzyłam i że nie będę żałować, że nie podjęłam współpracy z projektantem wnętrz. Do efektu końcowego jeszcze duuużo czasu, bo wykończyliśmy na razie tylko piętro i to w stopniu podstawowym. Od początku założyłam, że tak będzie, dlatego jestem do tego przygotowana (moją kuchnią od wczoraj jest wyłącznie Multicooker i kawałek stołu, hehe). Jestem już wykończona, a to dopiero początek!Najbardziej cieszę się z tego, że w końcu opuściłam dotychczasowe bardzo ponure, zimne i małe mieszkanie (usytuowane od północnego-wschodu), przez które od kilku lat cierpię na niedobór słońca. ;) Kocham jasne wnętrza, dlatego kierunki świata były jednym z priorytetowych kryteriów w wyborze nowego lokum. W nowym miejscu nawet pokoje od północy są baaardzo jasne, dlatego czuję się jak ryba w wodzie.Druga sprawa to własny pokój, w którym swobodnie będę mogła rozwijać swoje pasje. Pojawi się w nim też toaletka i... włosowa szafa, nie mogę się doczekać. :))Będzie mi mocno brakowało Tesco 24/7, Lidla, wszystkich banków, Rossmanna, sklepu z ekologiczną żywnością, aptek, kwiaciarni, pralni - wszystko do tej pory miałam w promieniu 200 m. Nie będę tęsknić za kartonowymi ścianami, przez które słyszałam rozmowy sąsiadów, wszystkie kąpiele, chodzące pralki, odkręconą wodę, a nawet to, jak ktoś otwierał butelkę szamponu. Nie będę tęsknić za bawiącymi się dziećmi pod moim blokiem (szczególnie za chłopcem, który potrafił biegać z gwizdkiem od rana do wieczora) i co najgorsze, za kosiarkami, które od wczesnego ranka 2 razy w miesiącu kosiły trawę i żywopłoty pod moim oknem. Uroki mieszkania na parterze. :)Włosowe warsztatyJednym z ciekawszych wydarzeń sierpnia był wyjazd do Warszawy na włosowe warsztaty organizowane przez Rowentę, podczas których wraz z innymi włosomaniaczkami uczyłam się układać włosy za pomocą prostownicy i urządzenia do unoszenia włosów u nasady - Volum'24. Szczegółowo opiszę wszystko w osobnym poście, ale już teraz mogę napisać, że były to wspaniałe 2 dni. :)) Wróciłam do domu pełna energii, motywacji i z nieschodzącym uśmiechem z twarzy - właśnie tak działają na mnie pozytywni ludzie, których tam nie brakowało.1. Pamiątkowe zdjęcie przed rozpoczęciem warsztatów. Mam na sobie bluzkę, którą dostałam od siostry i która na początku totalnie mi się nie podobała, a teraz jest jedną z moich ulubionych. :D2. W trakcie warsztatów udało mi się tak cudownie unieść i podwinąć włosy, dlatego musiałam uwiecznić. Akurat przechodził obok mnie fryzjer Kacper i wyszło takie fajne zdjęcie. :-)3. Volum'24 - to właśnie dzięki niemu uzyskałam push-up ze zdjęcia nr 2.4. Na planie filmowym. Niebawem będę mogła zdradzić coś więcej. :))Film zamieszczony przez użytkownika Rowenta Polska (@rowenta.pl) 25 Sie, 2015 o 4:22 PDTKrótki filmik z naszych zmagań :D Wystarczy kliknąć play, aby go odtworzyć.1. Pałac Kultury - zawsze robię jego zdjęcie tuż po opuszczeniu pociągu. ;)2. Warszawa nocą. :)3. Na zakończenie pierwszego dnia warsztatów z całą ekipą udaliśmy się na kolacje do lokalu o dźwięcznej nazwie Pies Czy Suka, a potem wznieśliśmy toast z okazji urodzin jednego z organizatorów. Jako fanka serialu Sex w wielkim mieście nie mogłam nie skusić się na Cosmopolitan. :)HelMimo wielu sierpniowych obowiązków znalazłam chwilę na spontaniczny wyjazd nad morze. Po raz pierwszy byłam na Półwyspie Helskim (zawsze było tam "za daleko" i lądowaliśmy w okolicach Koszalina) i muszę przyznać, że zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Najbardziej spodobały mi się bardzo szerokie i w większości puste plaże, coś pięknego. :) Nadmorski zgiełk i wszechobecne stragany mają swój urok, ale jednak wolę ciszę, spokój i brak tłumów.1. Fale w Helu2. Zachód słońca3. Szeroka i pusta plaża w Jastarni4. Port w HeluNowości1. Nowa wersja Mythic Oil ze złotymi drobinkami - do włosów i ciała (na ciele sprawdza się lepiej niż na włosach).2. Nowy ulubiony podkład - L'Oreal True Match (nie miałam lepszego).3. Seboradin Regenerujący, czyli moje ulubione włosowe kosmetyki, którym zmieniono ostatnio składy. Na szczęście w swoich włosowych zbiorach znalazłam odlewkę szamponu ze starym składem, więc podczas recenzji dam Wam znać, czy zmiana składu wyszła na plus czy na minus.4. Nowe paputki z Zary. Są wygodne i bardzo ładne, mam ochotę kupić jeszcze jedną parę na zapas. :)1. Moja pierwsza pizza od lutego.2. Książka, którą powinien przeczytać każdy, kto dba o swoje zdrowie i urodę - Historia wewnętrzna. Na razie przeczytałam tylko połowę i pożyczyłam rodzicom, bo nie mam teraz głowy do czytania. Jak skończę, na pewno napiszę o niej osobnego posta na blogu.3. Znalezione w domowym archiwum - moje dzieło z dzieciństwa p.t. Rodzina Kotuw. Moja miłość do kotów trwa od zawsze. :)4. Moja kicia śpiąca na kolanach. Bawiłam się jej łapkami, one bezwładnie opadały, a kotek się nie budził. Koty z natury są nieufne i płochliwe, jeśli śpią beztrosko to znak, że mają dobry dom. :))Obejrzane filmyW tym miesiącu obejrzałam cały sezon Dorota Was Urządzi i tylko jeden film p.t. Whitney o Whitney Houston. Niestety film jest bardzo słaby, ale mam nadzieję, że kiedyś powstanie świetna biografia Whitney. Uwielbiam jej głos i potrafię cały wieczór spędzić na youtube oglądając koncerty na żywo (szczególnie te z lat '80 i '90).1987Kocurek <3Posty miesiąca:Włosowe:→ Dobry lakier do włosów: Infinium Extra Strong→ Dobre kosmetyki do włosów z Norwegii→ Podcięcie włosów maszynką na prosto | Sierpień 2015→ Jaką wybrać suszarkę do włosów? Przegląd suszarek.→ Plażowe fale | Aussie Miracle Beach Waves→ Szampon Pro Fiber Rectify | Ulubieniec→ Płukanka z mąki ziemniaczanej→ Mój sposób na puszyste włosyNiewłosowe:→ Wrastające włoski na nogach | Jak je zwalczyć?→ Gotowana kawa dla zdrowia i urodyI na koniec sierpniowe włosy. :)A co u Was słychać? Jak Wam minął sierpień? :)Mam chwilowo ograniczony dostęp do Internetu, dlatego z góry przepraszam,jeśli rzadko będę się tutaj pojawiać. Niedługo wszystko powinno wrócić do normy. :))

Aktualizacja włosów - sierpień

URODA I WŁOSY

Aktualizacja włosów - sierpień

Jest pięknie

Charytatywna kolekcja Mokobelle

Mokobelle pomaga zwierzętom w potrzebie. Akcja, pierwotnie zaplanowana na kilka tygodni, została właśnie przedłużona. Lubię zwierzęta. Niby nie jestem w tym odosobniona, ale schroniska są pełne zwierzaków, których potrzeby nie zawsze ograniczają się do miski karmy. Te zwierzęta też trzeba leczyć, trzeba spędzać z nimi czas, kupować dla nich budy i tak dalej. To kosztuje. Dlatego podoba mi się charytatywna kolekcja Mokobelle – 60% kwoty ze sprzedaży każdej bransoletki zostaje przekazane na pomoc zwierzętom. Pieniądze trafiają na konta trzech fundacji. Nie nosisz biżuterii? Kup coś w prezencie koleżance, mamie, teściowej. Cena: od 110 zł, do kupienia w butiku Mokobelle Share and Enjoy Share on Facebook Retweet this The post Charytatywna kolekcja Mokobelle appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Tarzańskie Babie Lato w Hotel Aries & Spa

Wrzesień w Zakopanem zapowiada się piękny! Słynne Tatrzańskie Babie Lato w tym roku będzie jeszcze bardziej spektakularne, pełne kolorów, słońca i magii. Wędrówki w góry, spacery w dolinach i wyprawy na górskie hale – najlepiej zaplanować je z bazy wypadowej, jaką jest Zakopane. Hotel Aries & Spa ma ofertę specjalną dla amatorów jesieni pod Tatrami: minimum 3 noce w cenie 420 zł za osobę za noc. Pakiet zawiera nocleg w komfortowym pokoju o wybranym standardzie, śniadania w formie bufetu, kolacje z pakietem napojów (soki, woda, kawa, herbata), 30-minutowy masaż dla każdej osoby dorosłej podczas pobytu, miejsce parkingowe do każdego zarezerwowanego pokoju, bezpłatny dostęp do strefy wellness, basenu termalnego i strefy saun. www.hotelaries.pl Share and Enjoy Share on Facebook Retweet this The post Tarzańskie Babie Lato w Hotel Aries & Spa appeared first on Jest Pięknie.

Jak zregenerować włosy po lecie?

STYLLOVE

Jak zregenerować włosy po lecie?

Jest pięknie

David Lagercrantz „Co nas nie zabije”

Czwarta część cyklu Millennium, „Co nas nie zabije”, jest chyba najbardziej oczekiwanym kryminałem tego roku i nie zdziwię się, jeśli będzie najlepiej sprzedającym się tytułem – nie tylko w tej dziedzinie, ale w ogóle. Czy bez Larssona coś się zmieniło? Co prawda teoretycznie historia przewijająca się przez poprzednie części cyklu została zamknięta, bo arcywróg Lisbeth Salander nie żyje, ale uważni czytelnicy zapamiętali zapewne kogoś, kto może okazać się kolejnym arcywrogiem. Poza tym, we wszystkich częściach walka z przeciwnikiem rozgrywa się na kilku płaszczyznach – nie inaczej jest tutaj. Poza historią Salander, jest naukowiec mogący swoimi odkryciami zmienić świat, jest rządowa agencja, jest złowroga tajna organizacja. Akcja w „Co nas nie zabije” rozkręca się wielotorowo. Są znane postacie – jak Erika Berger czy Mikael Blomkvist, są nowe; oczywiście pojawia się też Lisbeth Salander. Książka nie rozczarowuje, bo kilkaset stron dobrze się czyta, nawet mimo kilku wpadek tłumaczy (podmienione nazwiska w dialogu). Jak zwykle jest trochę konkretnej wiedzy – o komputerach i bezpieczeństwie, o łamaniu zabezpieczeń, o możliwościach ludzkiego mózgu. Jest obligatoryjna ofiara, której bardzo żal, jest strzelanina, no i jest wielki temat, który sprawia po raz kolejny, że Millennium odnosi kolosalny sukces. Mimo obecności Blomkvista, bohaterką pierwszoplanową jest Salander. I to ona jest współczesną odpowiedzią na Bonda. Umie wszystko, ze wszystkim sobie radzi, w przerwie między jednym a drugim piekielnie niebezpiecznym wydarzeniem rozwiązuje skomplikowane problemy matematyczne oraz mimochodem wspiera finansowo ulubione przedsięwzięcia. No tak, bo przy okazji jest niemożliwie bogata dzięki wydarzeniom z poprzednich części. Z jednej strony, to straszliwe uproszczenie narracyjne, bo Salander w zasadzie samodzielnie załatwia trzy czwarte akcji, ale z drugiej strony, nie mogę powiedzieć, że to błąd Lagercrantza. Larsson pisał tak samo. Jak napisałam wyżej, jestem przekonana, że „Co nas nie zabije” Lagercrantza będzie hitem. Nie ma takiej siły, która mogłaby zmniejszyć popularność tego cyklu – tylko przez ten weekend widziałam zdjęcia tej książki u kilkorga znajomych na FB i Snapchacie, a to nie zdarza się w zasadzie z innymi premierami. Nie uważam jednak, żeby była to książka w jakikolwiek sposób przełomowa. To te same ciepłe kapcie, co do tej pory – kilkaset stron pełnych akcji, nazw sztokholmskich ulic i czyhającej w ciemnościach wielkiej, złej organizacji. I oczywiście cliffhanger zapowiadający kolejną część. Cena: 28 zł w wydawnictwie Czarna Owca, 23 zł za ebook w Publio Share and Enjoy Share on Facebook Retweet this The post David Lagercrantz „Co nas nie zabije” appeared first on Jest Pięknie.

Przegląd tygodnia #4/08

Lifemenagerka

Przegląd tygodnia #4/08

Jesienna wishlista

URODA I WŁOSY

Jesienna wishlista

Dobry lakier do włosów: Infinium Extra Strong

BlondHairCare

Dobry lakier do włosów: Infinium Extra Strong

Jeśli podobnie jak ja nie przepadacie za większością lakierów do włosów i efektu utrwalenia, a raczej sklejenia i obciążenia włosów, ten post jest dla Was. :)Lakier Infinium mam w domu od roku i stosuję sporadycznie (głównie do unoszenia włosów u nasady, czasami też do utrwalania całej fryzury), ale jest jednym z najlepszych produktów utrwalających, z jakimi miałam do czynienia. Zbiera bardzo dużo pozytywnych opinii w Internecie, więc musi coś w nim być. :)Rozmawiałam o nim z dziewczynami podczas włosowych warsztatów, na których byłam w zeszłym tygodniu i wtedy do mnie dotarło, że już dawno powinnam Wam o nim napisać.Wady i zalety Infinium Extra StrongW ciągu sekundy od rozpylenia zasycha na włosach, dlatego nie zwilża ich i nie skleja, a wręcz daje naturalny efekt utrwalenia.Łatwo się wyczesuje. Wystarczy rozczesać włosy szczotką z włosia, a po lakierze nie ma na włosach śladu. Niewielka ilość sama się z nich wykrusza w dość krótkim czasie, dlatego dla mocniejszego efektu warto użyć go nieco więcej.Pozostawia włosy matowe. Jedynym minusem produktu jest to, że nawet mocno błyszczące włosy pozbawia blasku, mimo zapewnień producenta o lśniących włosach. Włosy po użyciu lakieru nie są typowo matowe, bardziej półmatowe.Ładnie pachnie. Zapach jest bardzo przyjemny, nienachalny i długo utrzymuje się na włosach. Mi bardzo przypadł do gustu, ponieważ nie jest drażniący. :)Cena i dostępnośćInfinium Extra Strong nie jest drogi - w Internecie można go kupić w cenie 16,20 zł za 500 ml (na przykład tutaj) lub w innych sklepach: if (typeof CeneoAPOptions == "undefined" || CeneoAPOptions == null) { var CeneoAPOptions = new Array(); stamp = parseInt(new Date().getTime()/86400, 10); var script = document.createElement("script"); script.setAttribute("type", "text/javascript"); script.setAttribute("src", "//partnerzyapi.ceneo.pl/External/ap.js?"+stamp); script.setAttribute("charset", "utf-8"); var head = document.getElementsByTagName("head")[0]; head.appendChild(script); } CeneoAPOptions[CeneoAPOptions.length] = { ad_creation: 32538, ad_channel: 9351, ad_partner: 7585, ad_type: 3, ad_content: '32464776,35556659,,39778533,31630589,35556657', ad_format: 4, ad_newpage: false, ad_basket: false, ad_container: 'ceneoaffcontainer32538', ad_formatTypeId: 2, ad_contextual: false, ad_recommended: false , ad_includePrice: true, ad_includePicture: true, ad_includeRating: false, ad_customWidth: 650, ad_rowCount: 1, ad_columnCount: 3, ad_bdColor: '000000', ad_bgColor: 'ffffff', ad_txColor: '000000', ad_pcColor: 'f3126b', ad_boldPrice: true, ad_fontSize: 13, ad_imageHeight: 60 }; Dostępny jest w kilku pojemnościach: 75 ml, 300 ml i 500 ml oraz w kilku wersjach: Soft - delikatne utrwalenie | Strong - mocne utrwalenie | Extra Strong - bardzo mocne utrwalenie | Extreme - ekstremalnie mocne utrwalenie.Stosujecie lakiery do włosów?Który jest Waszym ulubionym? :)PS Przypominam, że w Biedronce dostępny jest szampon i wcierka Jantar :) Szczegóły TUTAJ.

9 najlepszych sztuczek z włosami (mój typ to numer siedem)!

ANIA MALUJE

9 najlepszych sztuczek z włosami (mój typ to numer siedem)!

Jeśli chcesz poznać sposób na to, aby wsuwki nie zsuwały się z włosów,  mieć pełnego objętości kucyka i poznać sposób na błyskawiczne loki - zostań ze mną. Tu Monika i moje ulubione włosowe sztuczki!1. Warkocze i prostownica = piękne faleGdy rano twoje włosy wyglądają na pogniecione, a jednocześnie są zbyt świeże by stworzyć z nich upięcie... zapleć warkocze. Najlepiej 4 lub sześć. A potem błyskawicznie przejedź po nich prostownicą. Tylko nie zapomnij o termoochornie!2. Właściwa strona wsuwek - wsuwki oprócz tego, że ciągle się gubią, potrafią być całkiem przydatne. Dużo lepiej trzymają włosy gdy wsuwamy je płaską stroną do góry.3. Wsuwka+lakier! - jeśli wsuwki nie trzymają fryzury, spryskaj je wcześniej lakierem do włosów. Odczekaj 3 sekundy i dopiero wsuń tam gdzie chcesz. #hairhack! If you pin your bobbypins like this; you'll avoid a saggy ponytail

Black And White

My Point My Style

Black And White

Photo mix - Grecja

URODA I WŁOSY

Photo mix - Grecja

Dobre kosmetyki do włosów z Norwegii

BlondHairCare

Dobre kosmetyki do włosów z Norwegii

Pierwszy wpis z tej serii publikowałam wyłącznie z myślą o osobach emigrujących lub podróżujących po świecie, ale z każdym kolejnym coraz bardziej mam ochotę odkrywać włosowe sekrety innych krajów. Gdy Natalia, autorka dzisiejszego listu wspomniała o Węgrzech i Meksyku, wręcz nie mogę się doczekać, aby poczuć tamtejszy włosowy klimat. Mam nadzieję, że Wasze odczucia są podobne i że również miło czyta Wam się tego rodzaju posty. :) Dzisiaj poznamy Norwegię._________________________________________________________________________________Cześć!Przesyłam obiecane co nieco o tym, jak wygląda włosowy aspekt życia w Norwegii. Trochę blado wygląda to na tle wcześniejszych krajów, ale też północ nie jest pod tym względem wyjątkowo łaskawa - lub raczej, równie surowa, co jej klimat. Jeśli nie masz wielu chętnych, to bardzo chętnie opiszę bogatsze pod tym względem Węgry i Meksyk.Dzięki za to, że tworzysz tak fantastycznego bloga! Pozdrawiam serdecznie!Natalia vel. DziadovaSurowa włosowa północ – NorwegiaNorwegia nie należy do krajów, w których włosowy wybór powala na kolana, do tego ceny są, przynajmniej dla turysty, dość zaporowe. Na zachętę, zacznę jednak od tego, że właśnie tam moje włosy przeżyły prawdopodobnie swój największy progres (mimo że wcale nie za sprawą pielęgnacji). Skandynawskie jedzenie nie podbija serca – jest mocno przetworzone i średnio smaczne. Z jednym wyjątkiem – rybami. Rybę (nie tylko łososia) jadłam mieszkając w Norwegii właściwie codziennie i to był zdecydowanie najskuteczniejszy kosmetyk na poprawę gęstości włosów i przyrost, jaki miałam okazję stosować.Co w drogerii piszczyMimo że Norwegia nie należy do UE, da się kupić sporo marek dostępnych w reszcie Europy. Bezproblemowo w większym markecie znajdzie się L'Oreal, Wellę i TRESsemme. Nie spotkamy natomiast znanych nam sieciowych drogerii (sieciówek w ogóle nie ma tutaj za dużo), a i samych sklepów z kosmetykami jest znaaaacznie mniej niż w Polsce (szczególnie czuć to nieco dalej od Oslo lub Bergen :).Najpopularniejszą siecią, w moim odczuciu, jest Kicks, w którym z bardziej znanych rzeczy da się kupić Aussie, Biosilk, L'Oreala, Toni & Guy, Johna Friedę i suche szampony Batiste. Sporo znajdzie się tam również marek mniej znanych lub niedostępnych w Polsce: Phc, Proffs, Lee Stafford, SachaJuan, Lernberger Stafsing, blowpro oraz firmowa linia KICKS. Większość z tych rzeczy to popularne i lubiane kosmetyki "fryzjerskie" z dużą ilością silikonów i (ewentualnie) keratyny lub hydrolizowanego jedwabiu. Biorąc pod uwagę zmieniającą się wilgotność powietrza w tym kraju oraz srogą, wymagającą porządnego oszalikowania i oczapkowania zimę, wcale a wcale się tym silikonom nie dziwię. Uwielbienie Norwegów dla tego typu produktów jest jednak pewnym fenomenem. Co jakiś czas spotkać można sklepy wyłącznie z kosmetykami do włosów i to kosmetykami tylko "fryzjerskimi".Najbardziej znaną i dostępną marką kosmetyków do włosów jest rodzima Define (niedostępna w Polsce, w Norwegii jest natomiast właściwie w każdym markecie) z pięcioma liniami: Healthy Scalp and HairBamboo VolumeKeratin RepairWeightless ShineMorocco Argan Oiloraz szamponem dla mężczyzn, szamponem oczyszczającym i suchym szamponem. Linia Bamboo Volume nie zawiera silikonów, niestety odżywka ta nie jest też zbyt bogata w substancje pielęgnujące. Jeśli lubicie proteiny, Keratin Repair jest całkiem niezła i może zastąpić 'niebieskiego' Biovaxa, najbardziej jednak polecam, zarówno jako ciekawostkę, jak i pielęgnację dla osób mieszkających w Norwegii, serię Argan Oil, szczególnie maskę (która szczęśliwie poza poprawianiem wyglądu poprawia też stan włosa) i silikonowe serum-zabezpieczacz. Poza ciekawostką i swoistym odbiciem włosowych preferencji Norwegów, są to produkty pozwalające wyglądać włosom 'wyjściowo' w najbardziej "niewyjściowych" warunkach.Off-trend, czyli pielęgnacja 'na bogato'Jeśli ktoś w morzu silikonów chciałby postawić na porządne odżywienie, znajdzie w Kicksie również naturalne odżywki/maski z nieco bogatszym składem i łagodniejszy szampon (choć będzie to okupione pewnym trudem).Jedną z ciekawszych dostępnych marek jest Burt's Bees, która ma w swojej ofercie naturalne odżywki (niestety, konserwowane pewną ilością alkoholu etylowego z roślin kapustnych) i łagodne szampony (polecam zapamiętać nazwę osobom uczulonym na SLS i SLES, które wybierają się do Norwegii – kupienie szamponu bez tego składnika nie jest łatwe). Również szwedzkie kosmetyki Björk & Berries zawierają mnóstwo dobroci roślinnych ekstraktów i jak to ładnie nazywa producent - "prawdziwe aromaty Skandynawii" (w tym wypadku nie orientuję się jednak jakiego środka powierzchniowo czynnego użyto w szamponie).Warto zwrócić także uwagę na Origins - produkty z olejami, olejkami eterycznymi i wyciągami, za to bez parabenów, pochodnych ropy naftowej i nie testowane na zwierzętach. Wspomniałam już o kwestii szamponu z SLS i SLES – w mniejszej norweskiej miejscowości jedną z cięższych rzeczy jest znalezienie szamponu bez nich – siarczany znajdują się całkiem wysoko w INCI, nawet w szamponach dla dzieci i wrażliwych głów. Jeśli jednak nie jesteście alergikami, a po prostu szukacie czegoś delikatniejszego dla skóry i włosów, spróbować można np. szamponu dla noworodków Natusan, który można bez problemu kupić w aptece (wysuszające działanie siarczanu rekompensuje w nim hojna dawka gliceryny). Oleje, kosmetyki arabskie, indyjskie, rosyjskieBrak łatwo dostępnych kosmetyków z przyjaznym składem całe szczęście da się trochę nadrobić dzięki wizytom w sklepach z egzotycznym jedzeniem i kosmetykami. A że w okolicy jest ich naprawdę sporo, stacjonarnie możemy złapać niemal wszystkie wszystkie oleje, które sobie dusza wymarzy (kokosowy, palmowy, lniany, sezamowy, makowy, ryżowy, z gorczycy, awokado lub czarnuszki), kosmetyki arabskie (głównie szampony, proste odżywki bez silikonów i serię Vatika), indyjskie(olejki, zioła i henna) i (rzadziej) co nieco z asortymentu Babuszki Agafii. _________________________________________________________________________________Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego wpisu będziecie już wiedziały, jakie produkty do włosów kupić podczas pobytu w Norwegii. :) Bardzo dziękuję Natalii za podzielenie się z nami swoimi cennymi doświadczeniami.Inne wpisy z tej serii:♦ Kosmetyki do włosów z USA♦ Kosmetyki do włosów z UKPS Od dzisiaj w Biedronce dostępny jest szampon i wcierka Jantar w bardzo atrakcyjnej cenie. Więcej szczegółów na temat promocji znajdziecie tutaj. :)PS 2 Właśnie zaczynam odpowiadać na pytania pod poprzednim postem. :)