Naturalne Piękno, czyli kosmetyki Annabelle Minerals

STYLLOVE

Naturalne Piękno, czyli kosmetyki Annabelle Minerals

Biel to mój ulubiony kolor tego lata

HANIA

Biel to mój ulubiony kolor tego lata

Today's...

Passion 4 Fashion

Today's...

Segritta

Rozważania o dziecięcym „chcę to” i czy „nie” jest naprawdę niezrozumiałe dla dziecka.

Dziś nie będzie mędrkowania, bo moje dziecko jest jeszcze za małe, żebym miała jakieś doświadczenia w opisywanej materii, którymi mogłabym się z Wami podzielić. Dziś będzie próba wspólnego zastanowienia się nad dwiema kwestiami, którymi się ostatnio zainteresowałam w dziedzinie komunikacji z dziećmi. A natchnął mnie wpis na blogu Mataja: Reakcje, które psują Twoją relację z dzieckiemi wpływają na jego zachowanie. Chcę W tekście są przedstawione dwie sytuacje, w których autorka rzuca nowe światło na interpretację dziecięcych żądań. A właściwie nie żądań, ale deklaracji. Bo pierwszym przykładem jest dziecko, które podczas zakupów zauważa jakąś zabawkę i informuje nas, że „chce ją mieć”. Zwykle reagujemy wtedy stanowczą odmową. Mówimy, że absolutnie nie, że nie kupimy tej zabawki, że za droga, że dość już zabawek mamy w domu itp. A tymczasem… dziecko po prostu wyraża swoje uznanie dla danej zabawki i być może wcale nie prosi nas o nią, tylko daje nam po prostu znać, że ona mu się podoba. No i tu mam swoje pierwsze „ale”. Otóż zauważyłam, że w komunikacji z małym dzieckiem, które jeszcze nie mówi, my, dorośli, używamy często takiego czytania w myślach i wypowiadania na głos tego, co naszym zdaniem chce dziecko. Gdy Kociopełek wyciąga rączki w kierunku butelki z wodą, wskazuję ją i pytam: – Chcesz wodę? I podaję mu butelkę. Gdy Kociopełek podchodzi do mnie z marudzącą miną, mówię: – Chcesz się przytulić? I przytulam go. Gdy Kociopełek stoi pod drzwiami i popatruje na mnie z emfazą, podchodzę: – Chcesz wyjść? I otwieram drzwi. To jest doskonała ilustracja zjawiska, które nazywamy poczuciem omnipotencji małego dziecka. Dla niego mama jest nie osobnym bytem, takim samym człowiekiem jak on – tylko przedłużeniem jego samego. Taką trzecią ręką, która czyta mu w myślach i wykonuje różne „polecenia”, które on wyraża w rozmaity sposób. I w przeciwieństwie do takiego zupełnie małego dziecka, które właściwie operuje tylko freudowskim ID, a więc tylko czuje różne potrzeby (jedzenia, picia, ciepła, ssania, spania) – trochę starsze dziecko zaczyna fantastycznie wykorzystywać EGO, wyciągając ręce po to, czego potrzebuje i starając się coraz bardziej świadomie te potrzeby realizować za pomocą znanych sobie środków. Jestem głodny -> zaczynam się dobierać do maminego dekoltu -> piję mleko. Nie trzeba już takiego dziecka przystawiać do piersi*. Chcę się pobawić -> sam otwieram pudło z zabawkami -> bawię się. Wszystko super, tylko gdzieś na etapie uczenia się tej samodzielności w sięganiu po to, czego się chce, dziecko słyszy pytanie rodzica: – chcesz? I po tym „chcesz?” zawsze dostaje to, czego chce. A więc „chcę” jest równoznaczne z „poproszę” lub „daj mi to”. No tak odbieram ten mechanizm uczenia. I w związku z tym dziecięce deklaracje sklepowe „chcę tę zabawkę” są dla mnie ewidentną o nie prośbą, a nie deklaracją. Chyba że… od początku będziemy prowadzić narrację, w której słowo „chcę” będzie się czasem kończyło zwykłym uznaniem faktu, że dziecko chce coś, czego nie może dostać. Na przykład. „Chcę ten kubek z kawą”, „Chcesz kawę? Niestety nie mogę ci jej dać. Kawa jest dla dorosłych, poza tym kubek jest gorący, więc mógłbyś się oparzyć”. Ale w sumie to wciąż jest reakcja właściwa na prośbę, a nie na zwykłą deklarację „chcenia”… Nie Ciągle słyszę teorię, że małe dzieci nie rozumieją słowa „nie” i że jest dla nich puste semantycznie. Ale jeszcze nikt mnie nie przekonał do tej teorii. No po prostu jej nie kupuję. Dziecko faktycznie nie oddziela słów, skoro nie umie pisać i najpierw opanowuje język mówiony, a tu podział słów jest przecież umowny. Nawet dorośli, wykształceni Polacy mają czasem problem z pisownią łączną i rozłączną pewnych słów. Rada językowa też co chwila zmienia w tej sprawie zdanie. Wiecie na przykład, że rzeczowniki pochodzenia czasownikowego piszemy łącznie z „nie-„? Na przykład „trudno mi przychodziło to nieudawanie orgazmu po latach udawania” (wybaczcie ten przykład z innej kategorii, ale starzy bywalcy bloga pamiętają, że taką tu mamy tradycję na ilustrowanie reguł językowych ;)). W innych językach też reguły są odmienne od naszych i taki na przykład język niemiecki potrafi tworzyć wyjątkowo długie słowa, które są w istocie zdaniami, bo łączą wiele innych słów, które w polszczyźnie napisalibyśmy razem. To samo w języku szwedzkim. Wyraz Nordöstersjökustartilleriflygspaningssimulatoranlägeningsmaterielunderhållsuppföljningssystemdiskussioninläggförberedelsearbeten oznacza „prace przygotowawcze do udziału w dyskusji nad systemem utrzymania wsparcia materialnego symulatora nadzoru z powietrza dla północno-wschodniej części artylerii nadbrzeżnej Bałtyku”. Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że wyrażenia „podnieś to” i „nie podnoś tego” dziecko odbiera jako pełne frazy, jako całości. Nie jako złożenie gramatyczne. Dla niego mogłyby brzmieć „ungwabungwa” (podnieś) oraz „kitsumit” (nie podnoś). „Nie” nie odgrywa tam większej roli. Po prostu składa się na znaczenie frazy jako całości i w procesie nauki języka – moim zdaniem – dziecko to wyłapuje i rozumie. Kolejny powód moich obiekcji to fakt, że Kociopełek już w pełni świadomie używa słowa „nie”, gdy protestuje przeciwko czemuś. Mówi „nie”, gdy próbuję go wziąć na ręce, a on tego nie chce. Mówi „nie”, gdy nie chce już kolejnej łyżki zupy. Mówi „nie”, gdy zmieniam ustawienie jakichś zabawek, które jego zdaniem stoją tam, gdzie powinny. Dlatego nie widzę możliwości, by Kocio nie rozumiał też mojego „nie”, gdy wspina się na krzesło. A Wy, jak myślicie? Jak reagować na dziecięce „chcę to” oraz czy Waszym zdaniem dzieci rozumieją „nie” – a może jest ono jednak puste semantycznie?     *Tu nadmienię, że ja mimo wszystko nie pozwalam Kociowi samodzielnie sięgać po cycka, bo to jednak moje ciało, moja sfera intymna i wolę, gdy mnie poprosi na swój sposób o tę pierś, a wtedy sama go usadzę na kolanach i nakarmię. To działa całkiem nieźle i mam nadzieję, że dzięki temu uniknę sytuacji, gdy w miejscu publicznym dziecko trzymane na rękach nagle wyjmie sobie moją pierś.

BLACK | KHAKI

'DARIAA

BLACK | KHAKI

MUST HAVE FASHION

Poznaj ubrania marki Tulzo z ręcznie tworzonymi nadrukami

W świecie bluz i koszulek ciężko się już wybić i czymś zaintrygować. Udało się to marce Tulzo, która w swoim sklepie posiada koszulki ze zwierzętami oraz bluzy ze zwierzętami. Każda koszulka czy bluza jest ręcznie farbowana i jest to produkt unikalny i niepowtarzalny. Ubrania szczycą się mianem „Premium Quality Clothes”, co daje pewność, że będą służyć [...]

Reunder - wygraj bon na zakupy w jednym z Twoich ulubionych sklepów - konkurs

Fashionable

Reunder - wygraj bon na zakupy w jednym z Twoich ulubionych sklepów - konkurs

Co warto zobaczyć na wyspie Brac (Chorwacja)?

MARYSIA-K

Co warto zobaczyć na wyspie Brac (Chorwacja)?

Wiele ludzi jest niezadowolonych z tego kraju. Jeśli tak jest wydaje mi się, że wybrali po prostu złe miejsce. Ja poznałam już jego każdą część i co prawda były miejsca lepsze i gorsze, ale w tych lepszych warto zatrzymać się na dłużej i skupić na nich uwagę.  O tym, co polecam zwiedzić w Chorwacji pisałam już tutaj: <klik>. A o tym, że czuje się totalnie związana z tym krajem i jak bardzo mi się podoba pisałam tutaj: <klik> opisując kilka obiektów, podróż i pobyt. Pewnym razem wspomniałam również o urokach wyspy Brac: <klik>. Tym razem zagłębię się również w cykl "Co polecam zwiedzić w..." i tym razem skupię się tylko i wyłącznie na jednym miejscu. Specjalnie przygotowałam dla Was listę miejsc, które obowiązkowo musicie zobaczyć będąc na wyspie Brac.SplitDo Splitu trzeba przepłynąć z wyspy promem. Jest to drugie co do wielości miasto w Chorwacji i jednocześnie stolica Dalmacji. Największą atrakcją tej miejscowości są pozostałości rzymskiego, gigantycznego pałacu Dioklecjana. Ruiny są wręcz wtopione w nowoczesną zabudowę tworząc klimatyczne, ciasne uliczki. Dawne korytarze i komnaty to obecnie uliczki i placyki centrum Splitu.Supetar Supetar to największe miasto na wyspie i jednocześnie jej "centrum". Do niego przypływają promy i jest to jedyna łączność z resztą świata. Miasto zaskakuje swoją prostotą i pięknem. Bardzo duże wrażenie budzi u mnie tamtejszy kościół. Miejsce swoją nazwę zawdzięcza świętemu Piotrowi.SutivanMoje ulubione miasteczko na całej wyspie. Miejsce, w którym mieszkaliśmy przez całe dwa tygodnie. Nazwa tego miasteczka pochodzi od św. Iwana. Fajna gra słów, prawda? Jest to malutka, urocza, typowo śródziemnomorska mieścina. Piękne, zalesione plaże robią ogromne wrażenie i oczywiście długa, ciągnąca się promenada. Uwielbiam otaczające miasto gaje oliwne i winnice. To tutaj odnajduję wewnętrzny spokój. Podczas wieczornych spacerów można podziwiać cudowne zachody słońca.MilnaJest to piękna miejscowość, w której możemy dostrzec barkowy styl budownictwa. To tutaj łodzie cara Dioklecjana znajdowały bezpieczny port podczas budowy jego pałacu w Splicie. Kiedyś tamtejszy port był jednym z najbardziej rozbudowanych na całej Dalmacji. Na zdjęciach możecie zobaczyć kościółek św. Marii. Uwielbiam krystalicznie czyste morze, lokalne zdrowe jedzenie i idealne warunki do nurkowania, które można tam znaleźć.LoziscaJest to mała, śródlądowa wioska bez dostępu do morza. Mimo tego zachwyca swoim pięknem, bardzo wąskimi uliczkami i położeniem na stromym zboczu. Mieści się na wysokości 150m. Charakterystyczny dla tej miejscowości jest kościółek, który najbardziej przykuł moją uwagę. A z czego te miasteczko słynie? Sama nazwa wskazuje. Lozisca oznacza miejsce, w którym uprawia się winoroślKatakumbyKatakumby w tym roku niestety są remontowane i nie udało mi się wejść do środka, za to na szczęście byłam tam rok temu- niesamowite wrażenie. Przemieszczanie się wąskimi dróżkami wewnątrz ziemi wśród wielu grobów jest ekscytujące i zarazem delikatnie przerażające. To doskonały cel na popołudniowy spacer. Wywoła przerażenie, a jednocześnie ekscytacje- uwierzcie mi!żródło powyższych zdjęć- <klik>Vidova GóraVidova Góra ma 778 m. n.p.m. Jest to najwyższy szczyt wysp adriatyckich.  Widoki na górze... NIESAMOWITE. Widać Hvar, Bol, czy Zlatni Rat- plażę zmieniającą swój kształt, co jest uzależnione od kierunku płynięcia prądów morskich. Inne zdjęcia z tego miejsca możecie znaleźć tutaj: <klik>. Można zrobić tam, cudowne, bajeczne zdjęcia niczym z najpopularniejszych portali fotograficznych- zresztą sami zobaczcie:Uvala BlacaTo tajemnicze miejsce i nie takie łatwe do zdobycia! Wędrówka w jedną i w drugą stronę to ponad 5 km. Jeszcze w ponad 30 stopniowej temperaturze wspinanie się i schodzenie z góry wcale nie jest takie łatwe! I wyobraźcie sobie, że w takim miejscu mieszkali kiedyś mnis, którzy dotarli tam, aby schronić się przed najazdem tureckim. To pustelnia totalnie oddzielona od reszty świata. Budowa tego miejsca trwała w sumie 200 lat! Początkowo była to tylko jaskinia, później zaczęto budować kolejne budynki, aż wkrótce jaskinię zasypano. Robi wrażenie!Szlaki górskieChorwacja to na pewno zbyt gorący kraj latem na chodzenie po górach, ale ja nie mogłam sobie odpuścić choć jednego dnia, w którym przemierzę szczytami kilka kilometrów. Warto! Choćby dla samych widoków. Po drodze można natknąć się na wiele różnych niespodzianek: opuszczone samochody, rozrysowane minki po kamieniach, krzyże, czy opuszczone autobusy jak na zdjęciu poniżej. Zastanawialiście się kiedyś co może robić autobus w środku lasu, na górze, bez jakiegokolwiek dostępu do drogi? Tak? Ja też.Dzikie plażeDzikie plaże to doskonałe miejsce, gdzie można wypocząć. Nie trzeba się stresować innymi ludźmi, a nawet można... opalać się nago! Zawsze marzyłam o swobodzie. Bardzo pomocna w te wakacje stała się dla mnie torebka monnari od www.kolorowy-sklep.pl, pojemna i idealna na spakowanie się na tygodniowy wyjazd i na plażę! Nie rozstawałam się z nią przez cały czas.  torebka- www.kolorowy-sklep.pl

W jaki sposób moje mieszkanie zyskało więcej przestrzeni? 5 sprawdzonych trików

KAMERALNA

W jaki sposób moje mieszkanie zyskało więcej przestrzeni? 5 sprawdzonych trików

Babskie czytanie: „Macierzyństwo non-fiction”  Joanna Woźniczko-Czeczott

Lady Gugu

Babskie czytanie: „Macierzyństwo non-fiction” Joanna Woźniczko-Czeczott

La Marqueuse

Passion 4 Fashion

La Marqueuse

Jest pięknie

7 pomysłów na obiad na nadchodzący tydzień

Niby jeszcze lato, ale wieczory są już chłodne, chce się zjeść coś treściwego. Ale treściwe jedzenie nie musi oznaczać kotleta. Dlatego w tym przeglądzie pomysłów na obiad proponuję tylko dania bez mięsa. Spróbujesz? http://jestpieknie.pl/baklazan-w-parmezanie/ http://jestpieknie.pl/makaron-ze-szpinakiem-i-feta/ http://jestpieknie.pl/szaszlyki-warzywne/ http://jestpieknie.pl/weganskie-chili-chili-sin-carne/ http://jestpieknie.pl/cieciorka-z-kasza/ http://jestpieknie.pl/wege-burgery/ http://jestpieknie.pl/fasolka-duszona-z-pomidorami/ Smacznego!    The post 7 pomysłów na obiad na nadchodzący tydzień appeared first on Jest Pięknie.

8.09.2016 - OOTD

mishmashwardrobe

8.09.2016 - OOTD

BAKUSIOWO

Zabezpieczony: Znalazłam sposób na zajęcie dziecka (i męża!)

Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.

NOWOJORSKI INSTAGRAM MIX- CZĘŚĆ 2

charlizemystery

NOWOJORSKI INSTAGRAM MIX- CZĘŚĆ 2

Szafeczka blog

Jak skutecznie obrzydzić szkolę i zniechęcić dziecko do nauki

Ok, po ostatnim wpisie wszyscy już wiemy jak perfekcyjnie spieprzyć dziecku dzień. Dziś pójdziemy krok dalej. Co tam dzień! Zróbmy coś co może mieć większy wpływ, coś co dziecko popamięta na całe swoje życie. Co? Dziś zastanowimy się nad tym, jak totalnie obrzydzić i zniechęcić dziecko do nauki. Rok szkolny właśnie się zaczął, więc to… The post Jak skutecznie obrzydzić szkolę i zniechęcić dziecko do nauki appeared first on szafeczka.com.

RED TOP

GUMIJAGODA

RED TOP

Oleksandra

Side to side

                       

Kuskus z cukinią

Jest pięknie

Kuskus z cukinią

Effie's Dress

The one with Yared and Xodustudios.

Hey guys!Once upon a time there was a sunny morning in Chicago so we went to the coolest location in town and shot some photos. The end.Believe it or not, more photos to come :) Let me know if you like it!Models - Yared Official and myselfPhotography - Xodustudios<3

Mood Board – mój sposób na metamorfozę wnętrza

Lady of the House

Mood Board – mój sposób na metamorfozę wnętrza

Wystrój domu posiada ogromny wpływ na jakość życia jego mieszkańców. Winien odzwierciedlać naszą osobowość, temperament, gust i charakter. Jego nadrzędną wartością jest wsparcie nie tylko na co dzień, ale i od święta. Styl wnętrza choć w sposób nieoczywisty, znacznie wpływa na samopoczucie domowników…Jak zatem stworzyć wnętrze idealnie dopasowane do naszych potrzeb?  Dla mnie – urządzanie domu to proces ciągły. Domy ewoluują, tak jak nasze życie. Wciąż jesteśmy bogatsi o nowe doznania i doświadczenia. Nasze domy natomiast wzbogacają się nieustannie o nowe akcesoria, pamiątki i dekoracje. Napływające przedmioty sprawiają, że warto od czasu do czasu uporządkować naszą przestrzeń i zastanowić się (zupełnie tak jak w życiu), w którą stronę zmierza nasza codzienność. Podróż do Grecji i chwile błogiego odpoczynku, pchnęły we mnie wenę twórczą i nasunęły wiele nowych rozwiązań, pozwoliły z dystansem spojrzeć na siebie i drogę, którą podążam. Zmiany postanowiłam zacząć od wnętrza. Zapragnęłam zarówno uporządkowania jak i powiewu świeżości i nowej energii. Potrzebuję koloru, którym tak bardzo zachwyciłam się na słonecznej Krecie! Jako że nasze całe życie rodzinne toczy się w salonie-tutaj jadamy, rozmawiamy, bawimy się i odpoczywamy, to zdecydowałam się na odświeżenie właśnie tego wnętrza. Pomysłów na metamorfozę salonu miałam kilka, chcąc uniknąć ewentualnych niepowodzeń – zabrałam się za remont niezwykle profesjonalnie! Po powrocie z  wakacji, w domu czekał na mnie nowy laptop. Poprzedni po 5 latach (w tym trzech – samego blogowania) skapitulował przez nieustającą eksploatację i nadmiar plików. I choć od dawna mój stary komputer przestał umożliwiać mi sprawną pracę, to mam tą przypadłość, że bardziej od parametrów i wartości rynkowej, zwracam uwagę na sentyment i przywiązanie. Ta zasada dotyczy zarówno „chomikowanych” dodatków do domu jak i akcesoriów osobistych typu aparat fotograficzny, komputer czy telefon. W przypadku laptopa zmiana opłaciła się z nawiązką. Zdecydowałam się na nowy HP Stream 13. Do moich potrzeb obróbki foto, wideo, blogowania czy projektowania wnętrz – komputer sprawdza się bez zarzutów.  Z zachwytem i głową pełną pomysłów zabrałam się za to ostatnie. Skorzystałam z darmowego programu do projektowania: Roomstyler 3D room planning tool, który umożliwia stworzenie wizualizacji planowanych zmian w naszym wnętrzu. Wspaniała funkcja, dzięki której można z całym przekonaniem uniknąć nie jednej pomyłki w trakcie metamorfozy. MOOD BOARD Mood-board, czyli tablica nastrojów, pozwala uporządkować w jedną całość wszystkie inspiracje i przedmioty, które przypadły nam do gustu. Jest to absolutny niezbędnik przy projektowaniu wnętrz, choć korzystają z niej z powodzeniem również projektanci ubrań, stron internetowych czy dekoratorzy aranżując chociażby wystawy sklepowe. Plansza daje wyobrażenie planowanego remontu i tworzy się ją na etapie wstępnej koncepcji. Dotychczas wykonywałam tablicę na tekturze, do której przypinałam uprzednio zdobyte w sklepach stacjonarnych wszelkie wycinki/elementy dekoracyjne, tkaniny i struktury, które chciałam zawrzeć w metamorfozach. Tym razem, po raz pierwszy zdecydowałam się na tablicę wykonaną w darmowym programie komputerowym Roomstyler 3d, która nie tylko przedstawia się bardziej profesjonalnie ale dodatkowo pozwala na umieszczenie absolutnie wszystkich elementów naszej metamorfozy i to bez wychodzenia z domu. Jak stworzyć poprawny MOOD BOARD i tym samym zaprojektować idealną metamorfozę wnętrza? –   Przede wszystkim musimy zacząć od zebrania zdjęć produktów, mebli, dekoracji i wszelkich dodatków, które chcemy zawrzeć w projekcie. O ile to możliwe, wyszukujmy produkty na białym tle (to znacznie ułatwi nam późniejszą pracę) –   Nie ograniczajmy się w swoich wyborach. Zbierajmy wszystko co wpadło nam w oko. Na eliminację przyjdzie pora dopiero gdy  zobaczymy pełen obraz projektu na zapełnionej tablicy. –   Umieszczając kolory, meble i materiały starajmy się dokładać je w podobnej proporcji, w której zostaną umieszczone we wnętrzu. Użyj dużych skrawków kolorów, które zostaną zastosowane na ścianach oraz mniejszych z zasłon czy obić mebli. –   Tablica inspiracji powinna zawierać zarówno główne elementy, które znajdują się już w naszym pomieszczeniu, jak i nowe przedmioty, które chcemy dodać. –   Gdy zakończysz swoją pracę nad metamorfozą wnętrza, koniecznie zachowaj swoją tablicę inspiracji – w przyszłości z pewnością będzie stanowiła nieocenioną pomoc przy chęci zmiany. MÓJ PROJEKT MOOD BOARD W naszym salonie najbardziej doskwierał mi brak wyrazistości. Jeden odcień koloru ecru na ścianach, firankach, meblach oraz kanapie, sprawiały że całość zlewała się w jedno. Tym razem postanowiłam postawić na kolor. Zdecydowałam się na motyw zieleni, bieli i drewna. Kolorystyka sprawdzi się doskonale jako baza zarówno w nadchodzącym okresie jesiennym jak i bożonarodzeniowym czy zimowym. W końcu dodatki w postaci tkanin, zasłon, narzut i poduszek, skontrastują główny schemat kolorystyczny! Zamówiłam również sentencje na drewnianych deskach, które wykona dla mnie moja ulubiona artystka wnętrzarska oraz już tradycyjnie zmienię zdjęcia na płótnie, na bardziej aktualne. W pomieszczeniu przybędzie również światła! Brakowało go zarówno nad wyspą  (w końcu wyszukałam 3 lampy wiszące) jak i w kąciku do czytania (tutaj zdecydowałam się na lampę stojąca w stylu francuskim) czy nad stołem (ten kinkiet w kształcie „klatki na ptaszki” już od dawna czekał na powieszenie). Jednak największe zmiany będą dotyczyły kącika kominkowego, czyli centralnego punktu naszego salonu. Jak dotąd  brakowało w nim miejsca zarówno na drewno jak i podręczną konsolę. Marzyłam od dawna o drewnianym stoliku w tym miejscu, który w najbliższym czasie zaaranżuję w jesiennych dodatkach.   Mood board to doskonały sposób zarówno na uporządkowanie naszych wizji metamorfozy jak i sposób na kompletną pustkę twórczą. Możliwość dodawania, przestawiania i uzupełniania tablicy nowymi pomysłami, w końcu daje nam przejrzysty obraz i plan pracy. Jak Wam się podoba mój projekt metamorfozy? Czekam na Wasze porady. Remont planujemy dopiero za 2 tygodnie, dlatego jeśli przyjdą Wam do głowy jakiekolwiek pomysły czy inspiracje to jest ten czas, kiedy liczę na Wasze wsparcie!!!

MUST HAVE FASHION

Hit! Skórzany portfel z power bankiem od Persona

Portfel z power bankiem? Dopiero niedawno dowiedziałam się, że taki gadżet w ogóle istnieje! Jak widać potrzeba jest matką wynalazku. Mam wrażenie, że w moim otoczeniu ciągle ktoś rozgląda się za możliwością podładowania swojego smartfona. Ja już nie muszę, ponieważ mam power bank w pięknym, skórzanym portfelu z personalizacją! Portfel z power bankiem Ten piękny [...]

Airy Blue

STYLLOVE

Airy Blue

Lady Gugu

Wizerunek dziecka w Internecie. Gdzie leżą granice dzielenia się szczęściem?

Co robi matka, kiedy jej niemowlę w końcu zasypia? Jedne rzucają się na nieumyte gary, inne zaczynają jazdę figurową na szmacie, a jeszcze inne (szczęściary!) rzucają wszystko, co trzymają w tym czasie w dłoni i przytulają do najlepszego przyjaciela – poduszki. A pewna matka nie robi nic z tych rzeczy. Ona przebiera swoje dziecko za różne ikony popkultury, muzyków, postaci z baśni czy kreskówek. 4-miesięczna Joey jeszcze nawet dobrze nie nauczyła się trzymać głowy, a miała okazję pograć na gitarze jako Slash, znaleźć najlepszego przyjaciela Chewbakę czy zdobyć złoty medal na olimpiadzie. W Internecie jej zdjęcia podzieliły społeczność na dwie frakcje: jedni nazywają to „idiotyzmem i głupotą”, oskarżają matkę o zakłócanie snu dziecka i o traktowanie dziecka jak lalki. Drudzy zachwycają się pomysłowością Laury Izumigawej, która swoją córeczkę zabiera w najpiękniejszą podróż wyobraźni, a zdjęcia nazywają „słodką pamiątką”. Wizerunek dziecka z Internecie Ja jak zwykle nie mogę odnaleźć się w żadnej z tych opcji. Może jestem uniewrażliwiona na internetowe rewelacje, którymi żyje się tydzień i przechodzą one do przeszłości. Nie zachwycają mnie zdjęcia małej Joey, choć pomysłowość matki jest naprawdę godna podziwu. Może i się nudzi, jak sądzą niektórzy, a może ma parcie na szkło i marzy o kontraktach reklamowych dla swojej małej córki. Cóż, rodziców się nie wybiera. Z drugiej strony, nie uważam, żeby 4-miesięcznej Joey działa się jakaś krzywda. Są niemowlaki, których nie obudzi nawet kanonada w Sylwestra i widocznie do takich dziewczynka należy. Jedyne, o co się martwię, to czy za kilka lat, kiedy mama pokaże jej te zdjęcia, a koleżanki i koledzy zrobią sobie z tego ubaw, będzie wystarczająco silna, żeby wziąć to na klatę. Bo niestety, nic w Internecie nie ginie i jeśli ktoś myśli, że usunie stronę i zdjęcia zostaną wymazane, to się grubo myli. Prawda jest taka, że trzeba się naprawdę grubo zastanowić zanim wrzucisz coś do sieci. Pisząc to cofam się w pamięci do czasów, kiedy z zachwytem młodej matki, z oczami przesłoniętymi  miłością namiętnie wrzucałam do sieci zdjęcia swojej córeczki. Sami oglądaliście je pewnie nie raz. Oglądam je teraz z rozczuleniem, ale i z obawą, czy na pewno dobrze zrobiłam? Bo jeśli znajdzie się wariat, który będzie chciał wiedzę o moim dziecku wykorzystać? Bo jeśli ono po latach z kolei stwierdzi, że pomysł matki na dzielenie się skrawkami naszego wspólnego życia był do bani? Dlatego od pewnego czasu zastanawiam się nie dwa, ale sto razy, zanim podzielę się z wami jakimkolwiek zdjęciem swojego dziecka. Bo podczas gdy wszystkie niemowlaki do pewnego momentu wyglądają tak samo, to już kilkulatki są nie do podrobienia i nie można wmawiać spotkanym na ulicy, że my to jednak nie my ☺ (próbowałam…). W Internecie naprawdę można znaleźć wszystko. Zdjęcia małej Joey czy mojej córki to naprawdę tylko sam czubek piramidy. Jej podstawę stanowią jednak durne zdjęcia maluchów niekompletnie ubranych, czasem nawet nagich; umorusanych od stóp do głów czekoladą albo czymś, co ją przypomina (mam nadzieję, że to jednak czekolada…); uformowanych w małe lolitki; umalowanych jak 30-letnia kurtyzana (tak, wszystko to znalazłam, gdy wpisałam frazę „Głupie zdjęcia dzieci”…). Ja wierzę, że matki wstawiają te zdjęcia z miłości, a nie dlatego, że mam ochotę pośmiać się z własnego dziecka. Sama wiem, że szczęście z narodzin dziecka jest tak wielkie, że te kilka osób rodziny i przyjaciół to za mało – chcesz przecież wrzeszczeć i krzyczeć z radości, a nie tylko szeptać! Ale osobiście zastanawiam się czasem, czy jedno wstawione przeze mnie zdjęcie nie narobi więcej złego niż dobrego – i bardzo często wycofuję się w ostatniej chwili i postanawiam nie dzielić się pięknym ujęciem, na którym moje dziecko jest w całej okazałości. Zdjęcie raz wrzucone do sieci, zaczyna żyć własnym życiem – słyszałam nawet o przypadkach samobójstw wśród dzieci, którym rówieśnicy nie dali żyć właśnie przez kompromitujące zdjęcia z dzieciństwa! Jak tego słucham, to mam ochotę skasować wszystkie zdjęcia, jakimi kiedykolwiek się w sieci podzieliłam…ale nie zrobię tego. Bo dziś niestety już nie jesteśmy anonimowi nawet jeśli tego chcemy.  Jesteś w necie czy chcesz czy nie chcesz – więc ja wybieram istnienie mojego dziecka, ale w zdrowej, refleksyjnej formie. Nie zobaczycie Lenki bez gaci czy w kostiumie  kąpielowym.  Zobaczycie człowieka, który pewnie i tak wkrótce ucieknie mi z Internetu do internatu, kończąc moją niewinną zabawę w fotografowanie swoim „No to na razie, mamo! Wracam po studiach!”. A mnie pozostaną tylko zdjęcia. Post Wizerunek dziecka w Internecie. Gdzie leżą granice dzielenia się szczęściem? pojawił się poraz pierwszy w LadyGuGu.

BAKUSIOWO

Domowa granola. Przepis na zdrowe śniadanie.

Domowa granola chodziła za mną przez kilka lat. Serio! Jakoś tak nigdy nie mogłam się za nią zabrać a pomimo wielkiej miłości do jej smaku, niespecjalnie chętnie kupowałam ją w sklepie. Przeraża mnie przede wszystkim syrop glukozowy. Syrop glukozowo-fruktozowy, albo sam glukozowy, odrzuca mnie od produktu i wywołuje baaaardzo nieprzyjemne emocje. Z dwojga złego wolę już…

JOTEM

Test kamery sportowej Forever SC-200 (wideo, sample)

Kamera sportowa Forever SC-200 ma za zadanie uwiecznić nasze sportowe wyczyny i nie zrujnować przy tym kieszeni. Jak sprawdza się w praktyce i czy warto ją kupić? Zapraszam na test. Jaka powinna być dobra kamera sportowa? Powinna być przede wszystkim niezawodna, łatwa w obsłudze, mieć stabilizację obrazu oraz nagrywać ostry i szczegółowy obraz i to bez względu na warunki atmosferyczne czy oświetleniowe. W końcu chcemy nagrać i pokazać innym ciekawe rzeczy, które robimy przy różnych okazjach. W stosunku do każdej kamery sportowej mamy wysokie oczekiwania dlatego Forever SC-200 nie miała z nami łatwo. Zabraliśmy ją w miejsce, gdzie dzieje się bardzo dużo a warunki są dość trudne – na tor motocrossowy, ale nie tylko. Forever SC-200 wykonana jest z tworzywa i jest dość lekka. Bez wodoodpornej obudowy waży zaledwie 44 gramy. W zestawie z kamerą otrzymujemy komplet dodatkowych akcesoriów. Ich ilość i zastosowanie robi wrażenie. Producent dokładna m.in. wodoszczelną obudowę oraz dodatkowe mocowania na kierownicę, kask, taśmy zaciskowe, adaptery, zestaw przejściówek oraz zabezpieczenia. Dodatkowo otrzymaliśmy jeszcze przyssawkę do zamontowania SC-200 w aucie oraz boczny uchwyt. Pozytywnie zaskoczył mnie komplet mocowań zabezpieczających. Testowałem już wiele kamer sportowych w przedziale do blisko 2500 zł ale pierwszy raz w zestawie znalazłem linkę, którą możemy dodatkowo przyczepić kamerę do np. ubrania czy innego elementu. W ekstremalnych sytuacjach taśma dwustronna może nie wytrzymać, co sprawi, że nasza kamera może się po prostu zgubić np. wpaść do wody lub zlecieć z dużej wysokości. Dzięki lince czy plastikowemu zaczepowi możemy być o to spokojni. To wszystko w zestawie z kamerą za niespełna 250 zł! Z lewej strony obudowy kamera ma wejście na kartę pamięci microSD oraz wyjście HDMI oraz microUSB. Z przodu znalazł się duży przycisk włączający urządzenie oraz służący do zmiany opcji. Na górze jest jeden przycisk do zatwierdzania wyboru z menu. Ciekawostką jest możliwość wymiany baterii. Sama obudowa jest plastikowa i w trakcie testów udało nam się zarysować brzegi kamery. Jak kamera poradziła sobie w praktyce? Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, co zobaczyłem na dużym ekranie. Kamera nie miała łatwo, w trakcie jazdy na motocyklu, nasz kolega Adam Dzik latał w powietrzu, jechał po dołach a z kół innych kierowców w kamerę uderzał żwir i kamienie. Mimo wszystko sprzęt nagrał wyraźny i bardzo dynamiczny obraz bez zniekształceń. Podobnie sytuacja wyglądała przy większej prędkości na torze asfaltowym. Dopiero bardzo duże drgania dochodzące z silnika kręconego na wysokie obroty spowodowały, że stabilizacja obrazu pogubiła się nagrywając pofalowany obraz i to tylko przez to, że kamera była zamocowana dość blisko. Nieco gorzej sprzęt radzi sobie przy słabszym świetle. Widać, że matryca zaczyna szumieć i gubi detale. W bardzo słabym świetle nie nagramy już praktycznie nic.     Post Test kamery sportowej Forever SC-200 (wideo, sample) pojawił się poraz pierwszy w Lifestyle, technologie, ciekawostki blog kulinarny.

Outfit na przekór nadchodzącej jesieni.

Nieperfekcyjna Pani Domu

Outfit na przekór nadchodzącej jesieni.

kamizelka - Orsay / bluzka - SH / spodenki - Cubus / sandały - Top Secretzdjęcia - Mariusz Shaffer    Na przekór czającej się tuż za rogiem jesieni założyłam jeansowe spodenki, top bez ramion i sandały. Tak wystrojona wybrałam się ostatnio na koncert na Placu Społecznym. Nie, nie zmarzłam :). Jednak mam świadomość, że to już ostatnie takie ładne dni i jeszcze w miarę ciepłe wieczory... ale jesień też potrafi być piękna. Dlatego małymi kroczkami przymierzam się do jesiennych zestawów i niedługo Wam je pokażę.  Kochani przypominam o wyprzedaży:POWAKACYJNA WYPRZEDAŻ SZAFY

ZAPOMNIANA STYLIZACJA #jeansowasukienka

DAAJAA

ZAPOMNIANA STYLIZACJA #jeansowasukienka

Jak robić tańsze zakupy w ulubionych sklepach w sieci

Fashionable

Jak robić tańsze zakupy w ulubionych sklepach w sieci

Passion 4 Fashion

Dior F/W 2016 Video...

Można odpłynąć...