Studia: oczekiwania vs. rzeczywistość

Marta pisze

Studia: oczekiwania vs. rzeczywistość

Dlaczego warto być pozytywnym człowiekiem? Wyzwanie 30-dniowe: bądź pozytywny!

Marta pisze

Dlaczego warto być pozytywnym człowiekiem? Wyzwanie 30-dniowe: bądź pozytywny!

Żyjąc pośród jęczących, marudzących i niemiłych ludzi łatwo od nich załapać nawyki. Ale wiecie co? Warto być pozytywnym - dzięki temu można uwierzyć w siebie, mieć nieustanną motywację i podchodzić do życia w lepszy sposób. Dlatego dzisiaj przychodzę do Was z wyzwaniem, które jest dla mnie niesamowicie bliskie: będziemy pozytywni przez następne 30 dni!Wiem, że bycie pozytywnym to teraz pusty frazes, którego używa sporo ludzi. "Bądź pozytywnym" - słyszycie i... nie idzie za tym nic więcej. Lubię pozytywnych ludzi i chciałabym, żeby było nas więcej - po prostu wtedy życie jest o wiele przyjemniejsze i milsze. :)Dlatego wymyśliłam sobie, że zaangażuję Was i zorganizuję wyzwanie, które pomoże osobom niepewnym, smutnym, może sceptycznym załapać trochę optymizmu i uśmiech na twarzy. Bycie pozytywnym to nie tylko głupie hasełko - to rzecz, które może Wam pomóc zmotywować się każdego dnia, ale też pozwoli uwierzyć w siebie i poczuć się pewniej. Poza tym, warto docenić to, co się ma - i my to będziemy robić już od jutra. :)Do wyzwania można dołączyć na facebooku, o tu - KLIK. Codziennie rano wrzucę jakieś zadanie, które w jakiś sposób będzie próbowało Was zachęcić do zmiany sposobu patrzenia na życie :) Nawet, jeśli jesteście pozytywni, warto w nim wziąć udział - dla uśmiechu, kolejnej motywacji i po to, by jeszcze raz podziękować sobie samemu (!) za to, co udało nam się zrobić :)Możecie zasubskrybować mój kanał tu: KLIKJeśli macie blogi albo strony, poprosiłam Patryka o zrobienie drugiego oficjalnego baneru, specjalnie dla Was. Można go gdzieś wrzucić, można podlinkować do wyzwania albo i nie - w każdym razie, jeśli ktoś będzie go potrzebował, to proszę bardzo, oto on:Tutaj możecie go ściągnąć: KLIKPS Bardzo Wam dziękuję za miłe głosy i wsparcie pod ostatnim wpisem. Wasz doping i pomoc jest niesamowita - martapisze na tą godzinę jest na 7. miejscu! Udało nam się dostać do pierwszej 10! Nie mam aspiracji wygranej, chciałabym tylko utrzymać się w pierwszej dziesiątce. :)Jeżeli nie widzieliście jeszcze wczorajszego nocnego filmu na facebooku, zobaczcie go tutaj, bo dziękuję Wam tam z całego serca: KLIK (nie trzeba mieć konta na fejsie, żeby obejrzeć).tlo { background-image: url('http://i59.tinypic.com/2q8axjr.jpg') }

Mała dziewczynka z dużymi marzeniami

Marta pisze

Mała dziewczynka z dużymi marzeniami

Czego nauczył mnie Rocky Balboa

Marta pisze

Czego nauczył mnie Rocky Balboa

Jak to jest być tchórzem?

Marta pisze

Jak to jest być tchórzem?

Kiedy sam siebie nie szanujesz

Marta pisze

Kiedy sam siebie nie szanujesz

Marta pisze

Co NAPRAWDĘ chcesz robić w życiu? Czy musisz iść na studia?

Dzisiaj polecę klasyką, chociaż nigdy tego nie robię: "Musisz odpowiedzieć sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie. Co lubisz robić? A potem zacznij to robić". Dziś o tym, że warto czasami postawić na swoim, mimo, że wszyscy mówią inaczej i o tym, że studia to naprawdę nie najważniejsza rzecz, jaką musisz zrobić w życiu. Pierwszy raz się tak rozgadałam, ale ostatnio wszyscy mówili, że moje filmy są za krótkie, więc macie i cierpcie. :) Gościnny występ zaliczyła też Nitka, a ja po raz pierwszy nie tnę filmu tak bardzo - wreszcie zaczynam łapać płynny styl mówienia i już nie odchodzę tematem w kosmos.Dziękuję za Wasze wsparcie, widzę, że odłączenie kanału i bloga będzie możliwe nieco szybciej, niż się spodziewałam (dzięki za wszystkie miłe komentarze i sugestie!).I tylko przypominam, że najlepiej zasubskrybować kanał, żeby być na bieżąco, o TU.I że warto sobie przeczytać poprzedni wpis, bo polecam bardzo fajną, motywującą książkę - TU.I że TU możecie zgłaszać swoje sugestie dotyczące bloga i wideo też. I że jestem na FACEBOOKU.I że Was bardzo, bardzo kocham. Miłej soboty!

Jak odkryć cel w życiu? Najlepsza rada, jaką słyszałeś

Marta pisze

Jak odkryć cel w życiu? Najlepsza rada, jaką słyszałeś

Hej, Ty. Do Ciebie mówię

Marta pisze

Hej, Ty. Do Ciebie mówię

Przepraszam, ja tutaj nie pasuję

Marta pisze

Przepraszam, ja tutaj nie pasuję

#19 Piątek z Martą... w sobotę

Marta pisze

#19 Piątek z Martą... w sobotę

Jeśli chcecie zobaczyć garść ciekawych linków, poczytać o dobrych książkach i filmach, dowiedzieć się co u mnie i spędzić relaksująco kilka minut swojego życia to mam dobrą wiadomość - dzisiaj nowy #PiątekzMartą!CO U MNIE?Wyobraźcie sobie, że dziś mam naprawdę dobre wytłumaczenie braku piątku w piątek i robienia z soboty piątku, jakkolwiek skomplikowanie to brzmi. Powód jest taki, że właśnie siedzę na dziesiątym piętrze i nie piszę do was z Wrocławia, a z naszego pachnącego morzem Trójmiasta.W ogóle ostatni czas jest dla mnie hiper intensywny, zresztą zobaczcie sami: KLIK.Przyjechałam na moje pierwsze spotkanie blogerów (SeeBloggers) i próbuję się jakoś zintegrować z innymi ludźmi z sieci. Więcej wam nie będę mówić, bo zakładam, że pewnie was, jako czytelników to nie interesuje. Ważne będzie tylko to, że mam jeszcze więcej (nie wiedziałam, że to możliwe) motywacji do pisania swoich blogów i podążania swoją BEZmarkową drogą. :)Poza tym, nie wiem, jak u was, studencka część czytelników, ale u mnie czuć już nosem sesję co sprawia, że przypomniałam sobie o zadaniach na zaliczenie - rychło w czas. Mam nadzieję, że się wyrobię. Dam radę, prawda?Na blogu mówiłam o tym:- że bycie osobą nieidealną jest super, - o moich problemach z Orange, - zdradziłam 50 faktów o mnie,- jak łatwo ocenić pana od kładzenia kafli w łazience (i przy okazji osoby bez studiów),- jak znaleźć miłość swojego życia w iście filmowy sposób, - o tym jak zmienia się świat oraz opowiedziałam o 10 rzeczach, które możecie zrobić dla siebie już teraz.Mam nadzieję, że wszyscy mieliście bardzo miłe i przyjemne te ostatnie dwa tygodnie. :)CIEKAWE LINKISpecjalna misja komandokotów - KLIKProfesjonalne sprzątanie tenisowych piłek... przez psy. - KLIKSesja is coming, czyli świetny trailer WROCŁAWSKICH (duma!) studentów - KLIKCzy wyzwanie "52 książki w rok" ma sens? - KLIKJak sobie poradzić z negatywnymi emocjami? Edyta jak zwykle w formie. - KLIK6 rzeczy, których nie powinnaś oczekiwać od innych - KLIKBoicie się sesji? Hattu ma mnóstwo wspaniałych rad - KLIKDO POSŁUCHANIATa piosenka... tak skoczna, tak fajna, tak bardzo wchodząca w głowę:DO OBEJRZENIANatrafiłam ostatnio w sieci na filmik dziewczynki, która bardzo prosi o pomoc w zostaniu syrenką (wiem, stare) i byłam zszokowana ilością agresywnych, negatywnych komentarzy. Podzieliłam się tym z wami na facebooku i wiem, że nie tylko ja myślę, że ten filmik jest uroczy?DO POCZYTANIAJedną z miłych, fajnych sposobów nauki języka angielskiego jest czytanie książek w tym języku. Staram się teraz wprowadzić to do swojego życia, więc czym prędzej kupiłam Girl Online - książkę napisaną przez angielską vlogerkę Zoellę.I... miło się zaskoczyłam! Powieść czyta się bardzo szybko i przyjemnie - to wciągająca historia dziewczyny, mającej napady paniki, przyjaciela-geja i... sekretnego bloga, na którym opisuje swoje życie. Gdy wyjeżdża do Nowego Jorku na wakacje poznaje prawdziwą miłość swojego życia i...i potem wszystko idzie nie tak, jak trzeba.Fotografia główna oraz zdjęcie z kotem - autorstwa fantastycznej Patrycji Kastelik..tlo { background-image: url('https://images-blogger-opensocial.googleusercontent.com/gadgets/proxy?url=http%3A%2F%2F1.bp.blogspot.com%2F-uiMwIP9XYkk%2FVMOe_2jTxAI%2FAAAAAAAAMU0%2F2Y7PYcXeMlo%2Fs1600%2Fpiaekzmarta.png&container=blogger&gadget=a&rewriteMime=image%2F*') }

Nie jesteś idealny? Świetnie!

Marta pisze

Nie jesteś idealny? Świetnie!

Dobrze wiesz, jak to wszystko powinno wyglądać.Powinieneś mieć piękne włosy, które układają się dobrze nawet po nieprzespanej nocy, twarz bez zmarszczek i wyprysków, wspaniałego partnera, jeszcze lepszych rodziców, pracę, którą kochasz - najlepiej na własny rachunek! - i szereg pasji oraz hobby, o których chętnie opowiadasz grupie swoich wspaniałych przyjaciół. Wtedy mógłbyś być idealny.Ale piekielnie dobrze, że nie jesteś.Podobno nie ma ideałów. Ludzie powtarzają to sobie jak mantrę, potakują głowami, gdy to słyszą, a potem i tak mają do siebie pretensje, że nie dorównują jakiejś poprzeczce. Próbują gonić za wzorcem, który jest tak nieżyciowy, jak Trudne Sprawy i irytują się, że im się nie udaje.Bo widzisz, nie wiadomo, jakbyś się spinał, nie uciekniesz od swoich wad.Ja mam ich całkiem sporo. Nie lubię konfrontacji: nienawidzę się kłócić, bo zawsze wtedy serce bije mi jak szalone, a ja sama czuję się nieswojo. Nie lubię też problemów i czasami zachowuję się jak tchórz, bo wolę coś załagodzić w zarodku, niż wdać się w bezpośredni konflikt.A potem obrywam za to po tyłku.Jestem też wielkim krytykiem - zwłaszcza siebie. Pięćdziesiąt tysięcy razy zastanawiam się, czy puścić tekst na blogu. Wydaje mi się, że się nie nadaje, zaczynam mieć zły humor, że nie potrafię wykrzesać z siebie czegoś lepszego i poczytniejszego. Rzadko kiedy oglądam ponownie swoje filmy, bo chyba pękłabym ze złości na siebie. Trochę perfekcjonizm, taki szkodliwy. Bo jak się pokazać, kiedy większość swoich rzeczy uważasz za gniot? Jak uwierzyć w siebie, kiedy wydaje ci się, że masz dwie lewe ręce?Łatwo też mnie urazić. Równie prosto wytrącić mnie z równowagi i sprawić, że irytuję się, mamrocząc pod nosem. Moje włosy żyją własnym życiem i jestem prawie pewna, że mają swoje własne imię, bo zachowują się jak kompletnie odrębny byt. Chciałaś loki, Marta? Mamy to gdzieś. Wyprostować? Spoko, tylko wyjdź na dwór, to zrobimy ci naturalne tapirowanie.Wady mogę wymieniać bez końca. Ty pewnie też: gorzej z zaletami, co? No właśnie.PRZECIEŻ SIĘ NIE POCHWALĘJest w nas jakaś blokada - z jednej strony chcemy być tacy przebojowi, pewni siebie, pracowici, idealni, a gdy co do czego przychodzi, mamy trudności z wymienieniem chociaż kilku swoich zalet.Dostałam ostatnio pytanie, by wymienić swoje dobre cechy i miałam problem większy, niż przy rozwiązywaniu krzyżówki. Wiecie, jak to jest - bo niby umiem pisać... ale przecież jest milion osób, które piszą lepiej. Bo niby coś tam... ale gdyby się tak przyjrzeć, to nie do końca...Nie wiem dlaczego, ale chwalenie się wydaje się być nie na miejscu - zauważyłeś? Przecież nie spojrzysz w lustro i nie powiesz głośno "ale świetnie dziś wyglądam!". Kiedy koleżanka pochwali twoją sylwetkę nie odpowiadasz "wiem, rzeczywiście jestem w formie".Wzruszasz tylko ramionami. Albo dziękujesz, zmieniając od razu temat.Z drugiej strony, kiedy ktoś ma czelność głośno mówić o tym, w czym jest dobry, zaraz znajdzie się jeden z drugim, który pokaże na niego palcem i powie "ale zadufany w sobie".Bo widzisz, spoko, gdyby mówił o swoich wadach - wtedy poklepywałbyś go po ramieniu i pocieszał. Ale jak się chwali... bezczelny koleś, nie? Jak on tak może, zdawać sobie sprawę ze swoich zalet? Pogrzało go, czy co?LEPSZY NIE ZNACZY IDEALNYNo i tak gonimy za lepszym, patrząc ślepo na nasze wady i nie zdając sobie sprawy z zalet. Biegniemy za jakimś ideałem i próbujemy go doścignąć.I wiecie, to jest naprawdę w porządku. Serio. Mnie też ruszają te wszystkie teksty o tym, że należy być lepszą wersją siebie. Warto się rozwijać. Warto niwelować wady. Warto starać się być lepszym.Ale nie warto gonić za ideałem, który nie istnieje albo gnoić się za wszystkie swoje złe cechy, nie pamiętając o tych dobrych. To się nie opłaca z dwóch powodów: pierwszy jest taki, że i tak zawsze będzie ci coś nie pasować, a drugi, że ludziom, którzy siebie akceptują, żyje się lepiej. I tyle.No dobra.To pochwal się, co umiesz najlepiej?.tlo { background-image: url('http://static.pexels.com/wp-content/uploads/2014/06/blonde-girl-hairs-1206-825x550.jpg') }

Dlaczego już NIGDY nie zamówię nic w Orange

Marta pisze

Dlaczego już NIGDY nie zamówię nic w Orange

Wiecie, ja naprawdę staram się dawać wszystkim drugie szanse. Trzecie też. Czasami nawet czwarte. Staram się nigdy nie oceniać po tym, co o kimś mówią i jak bardzo go oczerniają.Ale gdybym mogła cofnąć czas, gdybym tylko, cholera, miała jakąś machinę do przenoszenia się w czasie, z ucałowaniem ręki przyjęłabym wszystkie teksty ludzi o tym, jak bardzo Orange jest do dupy. Ale ja dałam im szansę. I teraz zostałam z karą.Dosłownie.ZACZNIJMY OD POCZĄTKUZa górami, za lasami, za pięcioma dolinami... żartuję. W maju we Wrocławiu do nowego mieszkania przeprowadziła się Marta - czyli ja. Wszystko w nowym miejscu zamieszkania było cudowne: sąsiedzi, pokoje, ogródek i majowa pogoda, która rozpieszczała i pozwalała biegać po wrocławskich wałach o każdej porze dnia.Jedyną czarną chmurą na horyzoncie był brak internetu. Dotkliwy. Upierdliwy. Bolący jak niespodziewany pryszcz przed randką. Postanowiliśmy więc chmury się pozbyć, a że żadna firma oprócz Orange nie oferowała na naszym Nie-Zadupiu-Ale-Jednak-Bez-Zasięgu-Domu internetu, pewnego sądnego dnia podpisaliśmy z Orange umowę na internet. I gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że to się cholernie źle skończy, stuknęłabym się w głowę.Przecież miałam wi-fi.Kiedy we wrześniu dowiedzieliśmy się, że musimy pakować manatki i spadać z naszej oazy spokoju i idealnego pałacu, zastanawiałam się jak rozwiązać sprawę umowy. Na szczęście umiem czytać, więc szybko znalazłam informację, że Orange może przenieść usługę na nowy adres.- Boże, jaka fajna firma - pomyślałam sobie naprawdę głupio.Byłam naiwna. Tak bardzo, że aż mi siebie żal.Gdy znaleźliśmy następne fajne mieszkanie, do którego moglibyśmy się przeprowadzić, zadzwoniłam na infolinię Orange, bo mam dobre serduszko i chciałam jak najszybciej wszystko załatwić, żeby ani oni, ani ja nie mieli problemu. Najpierw przez 15 minut słuchałam głupio-wesołej melodyjki (bujając przy tym głową w rytm i robiąc ucieszoną minę), a następnie, po połączeniu z Miłą Panią numer 1 (bo widzicie, okaże się, że w tej bajce Pań będzie więcej) zapytałam, czy w mieszkaniu X na ulicy Y mogę przenieść internet, bo bym chciała tam zamieszkać.Pani - sądząc po odgłosach - powaliła trochę w klawiaturę i oznajmiła, że owszem, mogę. I że już mnie zapisuje, umawia montera i możemy sobie przybić piątkę.- Boże, jaka miła pani - pomyślałam sobie durnie.Gdy sobie to przypominam, jest mi siebie jeszcze bardziej żal.Od razu po rozmowie wysłałam do właścicielki nowego mieszkania smsa: BIERZEMY. Umówiłyśmy się na podpisanie umowy o wynajem.~*~Tydzień albo dwa przed przeprowadzką znów zadzwoniłam, pośpiewałam kolejne piętnaście minut razem z granie na czekanie i upewniłam się u Miłej Pani Numer 2, że wszystko załatwione, internet możliwy.Nadszedł Dzień P - P jak Przeprowadzka. Z grupą dwunastu znajomych (swoją drogą, pozdrawiam Łukasza, który chciał nam wynieść z mieszkania nie naszą komodę) przenieśliśmy  rzeczy, rzuciliśmy je w nowym miejscu zamieszkania.Wiecie, jak powinna się ta bajka skończyć? Że na drugi dzień przyszedł Pan Monter, pomachał śrubokrętem, dotknął kabelka i BUM! był internet. Koniec.Ale to nie będzie szczęśliwa bajka z happy-endem. Zdradzę Wam kawałek: Orange zachowa się do dupy.GDY ZACZYNA SIĘ DRAMATNo więc, zacznijmy od tego, że owszem, Pan Monter przyszedł. I owszem, pokręcił kabelkiem, machnął śrubokrętem, po czym wzruszył ramionami i powiedział, że internetu tu nie będzie, bo Orange nie ma możliwości technicznych. Poklepał mnie po ramieniu ze współczuciem - naprawdę tak było - i poradził zadzwonić na infolinię, bo przecież nie będą tak chamscy, żeby kazać mi płacić za coś, czego nie mam.I wiecie co? Pan Monter okazał się równie naiwny, jak ja.Zadzwoniłam na infolinię i tym razem, mimo tego, że miły automat z Orange puścił mi melodyjkę aż na dwadzieścia minut, nie machałam głową w rytm i nie uśmiechałam się jak głupek. Czekałam z bijącym sercem, zastanawiając się, o co, do cholery, chodzi i dlaczego Miła Pani Numer 1 mnie tak okłamała. Odebrała Miła Pani Numer 3, która najpierw poinformowała mnie, że mam dwa, równie beznadziejne, wyjścia:a) płacić do końca umowy (od listopada do maja) normalnie rachunki za internet, które oscylują w granicach stówy miesięcznie;b) zapłacić karę za zerwanie umowy (która oscylowała wtedy w granicach pięciu stów miesięcznie).I wtedy się zdziwiłam.Mówię: halo, ale jak to - wy nie możecie świadczyć usług, a ja mam za to płacić? Gdybym wiedziała, że w tym mieszkaniu nie będzie internetu z Orange, szukałabym nowego lokum dalej!Miła Pani Numer 3 powiedziała, że jej przykro i że mogę złożyć reklamację razem z najmem i wtedy nie będę musiała płacić kary.- Boże, jednak miła ta pani - pomyślałam teraz już naprawdę, ale to naprawdę głupio.Widzicie? Jestem naiwna.  ~*~W ten sam dzień zadzwoniłam jeszcze raz i tym razem odebrała Pani Numer 4. Powiedziała, że mam się nie martwić i że ogólnie don't worry be happy, bo jak złożę wypowiedzenie umowy razem z kopią najmu mieszkania, to kary mi nie wlepią. Mówi do mnie: no bo przecież Pani niczego złego nie zrobiła, a usługi nie mogą być świadczone.- Co nie? - pytam retorycznie, ucieszona, że znalazłam kolejna bratnią duszę - no nie mogą! Czyli  nie będę płacić kary?- Nie będzie pani - uspokoiła mnie Miła Pani Numer 4.Napisałam więc wypowiedzenie, skserowałam umowę o najem mieszkania i jeszcze dwa razy dzwoniłam na infolinię, słuchając melodyjki z małym stresem - swoją drogą, za każdym razem ta melodia wywołuje inne emocje - i upewniając się, że na pewno, na pewno nie będzie kary.- Nie będzie - mówi Miła Pani Numer 5.- Niech się pani nie martwi, jak pani dostarczy te dokumenty, kary nie będzie - pocieszyła mnie Miła Pani Numer 6.- Same miłe panie w tym Orange - pomyślałam sobie, drukując mój wniosek.ROZPOCZYNA SIĘ WĘDRÓWKAZaniosłam wniosek i ksero na początku listopada do wrocławskiego salonu Orange, znajdującym się w wielkim gmachu. I znów spotkałam Miłą Panią z Numerem 7 oraz Miłego Pana Numer 1. Pan Numer 1 przyjął mój wniosek, zostawił mi ładną pieczątkę, z którą poczułam się prawie jak dziecko z naklejką Odważny Pacjent i odstresowanym ciałem. Dla pewności - bo jestem przecież kłębkiem stresu - zapytałam Miłej Pani Numer 7 czy może zerknąć na wniosek i czy nie będę płacić kary.- Nie będzie pani, to tylko formalność - mówi Miła Pani Numer 7 - za czternaście dni już  będzie po sprawie.Minęło czternaście dni a odpowiedzi nie ma. Za to na mojej skrzynce pojawił się rachunek za grudzień. Zadzwoniłam znowu, tym razem z ciśnieniem, bo wiecie, moja mama ma nadciśnienie, więc jak się denerwuję, to też mi się udziela. Chcę rzucić telefonem, kiedy słyszę melodyjkę, ale jestem twarda, wytrwam, dam sobie radę, przeżyję. Odbiera Miła Pani Numer 8.Tłumaczę. Mówi, żebym się nie martwiła, bo to już ostatnia opłata na konto Orange i że moje wypowiedzenie już jest w systemie i w ogóle wszystko jest w pompkę i powinnam się rozluźnić, bo mi się nieco pośladki spinają.- A jednak wszystko będzie dobrze! - pomyślałam.Boże, co za naiwne dziecko. Uwaga, Nobla za Największą Naiwność Roku otrzymuje Marta Hennig! Brawa! Ale wiecie co? Gorzka ta wygrana.~*~Bo dwa tygodnie później na mojego maila przychodzi wezwanie do zapłaty kary. Teraz, już, w ciągu dwóch tygodni mam wyskakiwać z kasy, wyciągać portfel, przetrzepać kieszenie i znaleźć trzy stówy, bo inaczej Pan Orange się zdenerwuje.No i wtedy skończyła mi się cierpliwość.Zadzwoniłam na infolinię, mówiąc niecenzuralne słowa z prędkością światła, kiedy tylko usłyszałam melodyjkę w słuchawce. Odebrała Miła Pani Numer 9, która powiedziała, że MAM KARY NIE PŁACIĆ, BO NASTĄPIŁA POMYŁKA W SYSTEMIE. I że oczywiście oni sprawę rozwiążą i że don't worry be happy. Wiecie, mam się uśmiechać jak Karolak na reklamie i cieszyć z życia, bo się rozwiąże. Spoko. To czekam.Nic się nie dzieje. Piszę więc na stronie Orange, że jestem już zdenerwowana, ciśnienie mi rośnie, cukier spada, a wszystkie efekty mojej diety idą na marne, bo wpierdzielam słodycze, żeby zabić stres.Po tygodniu, dzisiaj, dostaję odpowiedź, że mają mnie w dupie, ogólnie leją na mnie ciepłym sokiem pomarańczowym i karę mam zapłacić, bo gdybym miała meldunek, to moglibyśmy gadać, a że mam umowę najmu, to nara. Skrótem: płać dziewczyno i zejdź nam z ogona.I zgadnijcie, co zrobiłam?IDĘ NA WOJNĘZadzwoniłam na infolinię. Melodyjka ta sama, od paru miesięcy nic się nie zmieniło. Już znam słowa, więc mogę ją zaśpiewać w X Faktorze. Tym razem odbiera Miły Pan Numer 2.Tłumaczę, unoszę głos, używam słowa "cholera" i żądam wyjaśnień. Pan mówi, że zgłosi reklamację. Ja się poważnie wkurzam, więc mówię, że proszę o nagrania rozmów i idę z tym do rzecznika praw klienta, albo innej ważnej osoby, która pomoże mi zrobić dym.Jest wieczór, a ja dalej nie dostałam smsa z numerem reklamacji, czyli mam się pocałować w tyłek, bo prawie na pewno jej nie zgłosił. Gdyby zgłosił, dostałabym numer.I tu mogłaby być plansza z napisem KONIEC, ale jej nie będzie.Tyle, że ja się nie dam tak spławić.Wszystko mogło potoczyć się inaczej. Gdyby Miła Pani Numer 1 sprawdziła dokładnie ulicę, to nie wynajęłabym tego mieszkania i nie byłoby problemu. Gdyby wszystkie inne Miłe Panie mówiły mi, że mam karę zapłacić, albo dogadałabym się z nowymi lokatorami starego mieszkania o przeniesienie umowy, albo od razu karę bym zapłaciła i miałabym to z głowy.Ale nawet na logikę - dlaczego mam płacić karę za to, że ktoś nie może zrobić swoich usług? Co ja takiego zrobiłam? Ale zapłaciłabym. Gdyby nie fakt, że każdy pracownik tej pomarańczowej firmy mówił mi, że mam rację i kary płacić nie muszę.~*~I wiecie, co jest najgorsze? Że całe moje trzy lata leczenia żołądka i rezygnacji z leków poszły w cholerę, bo od tego stresu znów mnie męczą bóle i prawdopodobnie w ciągu miesiąca znów wyląduję na gastroskopii, a potem będą mnie paść antybiotykami i syropem z melisy. Dopiero co wyleczyłam swoją skłonność do stresowania się tylko po to, żeby teraz znów zwijać się z bólu w dzień i w nocy.Dzięki, Orange.Po publikacji tego wpisu dzwonię jeszcze raz i jeszcze raz żądam nagrań rozmów. Mam to gdzieś, że oni mają jakieś procedury, błędy w systemie, szereg Miłych Pań, które kłamią i wielką dupę, w której trzymają wszystkich swoich klientów. Nie może być czegoś takiego, że tyle osób mnie zapewnia, że wystarczy zrobić to i to, że mam rację, że kary nie będzie, a potem nagle zmieniają zdanie i jeszcze wysyłają mi maila z ŻĄDANIEM ZAPŁATY. Takim tonem, jakbym im coś ukradła.Goń się, Orange. PS Jeśli ktoś ma jakąś radę, jak mogę to wygrać albo dać im popalić - dawajcie znać. Jeśli macie podobną historię - nie krępujcie się. Piszcie. Na bloga mi cenzury nie nałożą.PS 2 Przepraszam wszystkich tych, których zniesmaczył wpis. Ja rozumiem ,że pewnie zwykłej osobie niezbyt przyjemnie się czyta takie teksty, ale jestem już bezsilna. Mam dosyć, naprawdę.I chyba mi się nie dziwicie..tlo { background-image: url('http://static.pexels.com/wp-content/uploads/2014/05/iphone-macbook-air-man-156-825x550.jpg') } .post-body img { float:none !important; width: 100%; height: 80%; padding: 10px 0 10px 0; }

Marta pisze

Strach przed owadami, moje rodzeństwo i koty. 50 faktów o mnie.

Dzisiaj coś, o czym nigdy nie pisałam - rodzeństwo, mój przeokropny strach przed owadami, śpiewanie w kościelnym chórze i inne rzeczy, których nie wiedzieliście. Czas na 50 faktów o mnie!Jestem strasznie zadowolona z tego odcinka, bo wreszcie nie macham tak łapami i jakoś mówię w miarę jak człowiek! Miałam strasznie dużo zabawy przy kręceniu tego i myślę, że to fajne urozmaicenie - zarówno dla kanału jak i dla bloga :)Dobranoc, karaluchy pod poduchy i "czytamy się" jutro..tlo { background-image: url('http://i58.tinypic.com/28bzfj9.jpg') } Możecie subskrybować mój kanał TUTAJ. Docelowo chcę przestać udostępniać wszystkie filmy na blogu i usamodzielnić nieco youtube.

A jak byś ocenił siebie?

Marta pisze

A jak byś ocenił siebie?