Lady of the House
Sumienie Doktora.
Przepraszam. Dzisiaj nie będzie wesoło. Życie nie zawsze bywa tak kolorowe jakbyśmy sobie tego wszyscy życzyli. Nie daje mi spokoju ostatnie zamieszanie wokół aborcji. Nie aborcji wg. Marii Czubaszek, która traktuje przerwanie ciąży podobnie jak zabieg wyrwania zęba…sic!…ale aborcji nieodłącznie przeplatanej z sumieniem lekarza i bólem Rodzica jednocześnie. Nigdy w życiu nie dbałam tak o siebie jak w trakcie ciąży. Będąc po raz pierwszy w stanie błogosławionym, chodziłam naprzemiennie do trzech lekarzy – ginekologów. Do pierwszego starszego pana – bo znałam go od lat, a On znał mnie więc z przyzwyczajenia. Lubił postraszyć, a ja się bałam za każdym razem co wymyśli przy kolejnej wizycie.. Do drugiego – bo posiadał profesjonalnie wyposażony gabinet (hasło – ”usg 4d” nie wywoływało u niego zażenowania), a przede wszystkim uspokajał mnie przed pierwszym. I do trzeciego a raczej trzeciej – bo chociaż szorstka i raczej małomówna jak na lekarkę, to jako jedyna skierowała mnie na badanie prenatalne, powiedziała, że mimo młodego wieku, mam do nich prawo … …umówiłam się na termin i wtedy z ekranu telewizora wyłoniła się Ania Przybylska, która opowiedziała o tym że rozważała wykonanie zabiegu aborcji, bo gdy dostała wynik badania prenatalnego z wskaznikiem trzykrotnie wyższym niż prawidłowy to świat jej się zawalił. Zdębiałam. Przesuwałam termin z dnia na dzień, podobnie jak najpopularniejszy dzisiaj profesor Bogdan Chazan, aż upłynął w końcu magiczny 14 tydzień a wymienione badanie nie miało już sensu. Wówczas odetchnęłam. Kochałam to Dziecko, które kiełkowało we mnie. Nie dopuszczałam nawet myśli, że coś mogłoby być nie tak….to był nasz świadomy wybór. WYBÓR. Była wczesna jesień. Środek nocy. Zadzwonił telefon. Ktoś zapytał czy można na mnie liczyć, bo zdarzył się wypadek. Trzeba pojechać po Księdza i potrzebna jest matka chrzestna. Patrzyłam na dziesiątki kabli unoszących się i opadających coraz rzadziej i coraz słabiej na ciałku, które miało zaledwie 24 tygodnie… Myślałam o nieświadomej niczego Matce, myślałam o przerażonym Ojcu, najbardziej myślałam o Aniołku, który odchodził na naszych oczach i nikt nic nie mógł zrobić…. Jest to taka scena z życia, którą za wszelką cenę chcesz wymazać z pamięci, nie mówisz o niej i nie wspominasz a jednak wraca jak bumerang w momentach takich jak ten, kiedy czytasz Newsweek i łzy same cisną się na policzki. Kiedy przeczytałam wywiad z Rodzicami, którzy starali się o Dziecko 13 lat, a których upragniony Syn – nie ma czaszki, mózgu praktycznie także….którzy zamiast o narodzinach, myślą o pogrzebie, który przyjdzie Im zorganizować, którzy zostali pozostawieni sami sobie…. to rozumiem na miarę swoich ludzkich możliwości co mogą teraz przeżywać… Z drugiej strony bywają cuda na tym świecie, o czym najprawdziwiej opowiada Dominika Figurska – TUTAJ oraz sumienie lekarza, które rozumiem mimo wszystko…. Tak łatwo nam się rzuca dzisiaj kamieniami. Czytam komentarze: „Ojciec – morderca”, „Niech zginie tak jak cierpiała jego Córka”, „Zostawił Córkę w samochodzie – pewnie był pijany” Nie odpowiadaj za którą stroną stoisz murem. To nie ma sensu. Gdybyś był w takiej sytuacji nie myślałbyś tak jak dzisiaj. To jedyne pewne. a sumienie pozostaw w spokoju jeśli nie jest Twoją własnością ….pilnuj swego.