Lato w mieście ze Studiem Wyobraźni Cartoon Network

Makóweczki

Lato w mieście ze Studiem Wyobraźni Cartoon Network

Już niedługo, za dni parę, weźmiesz plecak swój i … jak to tam było? W każdym razie, zaczynają się… wakacje! Znaczniej radośniej do tego wydarzenia podchodziłam będąc dzieckiem. Teraz ten okres kojarzy mi się z obowiązkiem ciekawego zagospodarowania czasu dla dzieciaków, które mają wolne. Cieszę się na ten wspólny czas, ale przepełnia mnie też lęk czy będę potrafiła znaleźć każdego dnia 24/24 ciekawe zajęcia, tak aby dzieci wypoczęły fizycznie ale także psychicznie, czerpać jak najwięcej radości z wykonywanych zajęć. My już szukamy kolonii, wyjazdów oraz zajęć i aktywności w naszym mieście. Szczęśliwie jest z czego wybierać. Warsztaty „Studia Wyobraźni Cartoon Network” Cała Polska może zazdrościć Warszawiakom lub udać się do stolicy bo już pierwszego dnia wakacji, a dokładniej 27-go czerwca, Cartoon Network i Służewski Dom Kultury zaprasza dzieci do wzięcia udziału w kreatywnych warsztatach „Studia Wyobraźni Cartoon Network”! Podczas warsztatów najmłodsi będą mogli poznać techniki tworzenia i opracowania kreskówek. Zajęcia skierowane są do dzieci w wieku od 6-12 lat i prowadzone będą w trzech grupach tematycznych: rysunek, scenorys i animacja. Co najlepsze, warsztaty są bezpłatne! Zgłoszenia na warsztaty należy wysyłać do 25 czerwca na adres: kontakt@cartoonnetwork.pl. (szczegóły —> TU) • Grupa pierwsza: RYSUNEK, godziny: 11:00, 12:30 i 14:00. • Grupa druga: SCENORYS (storytelling – rysunek z podziałem na sceny) godziny: 11:00, 12:30 i 14:00. • Grupa trzecia: ANIMACJA (krótki film wideo), godziny: 11:00, 13:15. Każde dziecko może wziąć udział we wszystkich zajęciach tematycznych pod warunkiem wcześniejszego zapisu. (szczegóły —> TU)     Cartoon Network Imagination Studios   Jeśli nie po drodze wam jednak do stolicy, to nic straconego. Specjalnie dla Waszych pociech przygotowana została specjalna platforma aktywności do wykonania we własnym domu. Połączenie świata wirtualnego z analogowym. Wasze dzieci chętnie skorzystają z wielu dostępnych narzędzi służących rozwojowi i zabawie. Na stronie znajdują się poradniki z rysowania i tworzenia animacji wybranych seriali Cartoon Network takich jak „Pora na przygodę”, „Niesamowity Świat Gumballa”, „Atomówki” czy „Wujcio Dobra Rada”. Maks najchętniej oglądał poranki ‚jak narysować (ulubionego) bohatera’ oraz kreskówki. Zaglądajcie śmiało, bo oprócz zabawy, to co wspólnie stworzycie z Waszymi pociechami możecie zgłosić do konkursu: http://www.imaginationstudios-konkurs.cartoonnetwork.pl/ i wygrać fantastyczne nagrody! Ja chyba zdecyduje się na animację, a Wy? Co wybieracie?

32

Makóweczki

32

Mam takie wspomnienie. Dom pełen ludzi. Bliskich sobie osób, które może nie widziały się jakiś czas, bo odległość, i krajów kilka. Gwar, hałas, zamieszanie, bo taką włoską rodziną jesteśmy, co to jak chcesz coś powiedzieć to musisz przekrzyczeć tego co mówi coś innego. Stadko biegających dzieci. A było nas sporo, kilkanaścioro w podobnym wieku. Stoły uginające się od jedzenia, jak na nasz kraj przystało. Zapach… aż ślinka cieknie teraz. Pośrodku stołu usadzeni dziadkowie, a nad nimi wielka, złota 50-tka. 50 lat razem. 51 rocznicy już nie było… 32, też brzmi dumnie! Tyle samo razem co osobno. Wciąż za rękę na spacerze i wyjazdy planują co raz to nowe, choć wrócili z wyjazdu raptem tydzień temu. Na liczniku lata zacne, jedna, świetna pociecha (której najmocniejszą stroną jest skromność) i dwoje najcudowniejszych wnuków. On wciąż po zakupy chodzi rano, bo ona śpi jak suseł, a chlebek świeży to lubi. Jak pośle go do piwnicy po ogórki to on trzy dżemy przyniesie. Zawsze! Bo na trzecim schodzie to już nie wie po co idzie, ale spytać strach. Tak, pourywać sobie głowy chcą każdego dnia, ale godzić się też lubią. Na imprezach tańczą zawsze. Nie żeby umieli, ale jak już gra muzyka i można się poprzytulać, to czemu nie? Po tylu latach wiadomo kto na parkiecie i w życiu prowadzi. Kto herbatę zaparzy rano i ze stołu posprząta. Kto w sobotę będzie zrzędził, że sprzątać trzeba i znowu niedokładnie, bo smuga jedna na drzwiach od szafy. Kto ciasto krzywo ukroi, bo mu wszystko jedno i smak się liczy, a kto poprawi talerzyk, poda idealny kawałek i jeszcze różyczką ozdobi. Nawet nie ma sensu dyskusji czy kłótni zaczynać bo przecież i odpowiedzi i wynik sporu jest już znany. I fajnie tak znając swoje wady i zalety chcieć być ze sobą tyle lat. Świadomie, z wyboru. We wrześniu 9 lat. Lubię go tak samo jak pierwszego dnia. Kocham znacznie mocniej. Przy nim moje życie nabrało sensu i choć to brzmi jak największy banał to prawdą jest każde słowo. I choć rozwodzę się z nim ze trzy razy w tygodniu, bo spojrzał krzywo, bo nie porozmawiał ze mną rano wystarczająco długo i znowu twierdzi, że banan i pomarańcza to owoce sezonowe, to wciąż oficjalnie i śmiało mogę powiedzieć, że dokonałam najlepszego wyboru. I czekam na nasze 32 i 50… Celebrowanie tych chwil (a w tym roku robiliśmy to dwa razy :)) umilały nam przepyszności od e-torty.pl. Smakołyki można zamówić on-line i zostaną dowiezione na wskazany adres w większości miast polski. Nie tylko torty – w ofercie mają także babeczki, ciasta i kwiaty. Idealna opcja dla gapowiczów na rocznicę, dzień taty, górnika, hutnika czy innego malarza. Albo po prostu, żeby pokazać komuś, że fajnie jest z nim być, nawet po latach… Lenka: Koszulka/legginsy- Lindex Spódniczka/kamizelka- Little Gold King Maks: Koszulka/spodnie- Zara Talerzyki/balony/sztućce/ozdoby- Pan talerzyk   Konkurs! Ale, żeby i Wam osłodzić tę chwilę przygotowaliśmy konkurs. Wejdźcie na stronę e-torty.pl, wybierzcie najpyszniejsze wg. Was ciacho i nadajcie mu fantazyjną nazwę. Trzy najciekawsze nazwy zostaną obdarowane 1,5-kilogramowymi tortami z dowozem do domu na terenie całej Polski :) Na Wasze odpowiedzi w komentarzach pod tym wpisem czekamy do

Wyciskarka czy sokowirówka ? Porównanie dwóch sprzętów.

Makóweczki

Wyciskarka czy sokowirówka ? Porównanie dwóch sprzętów.

Odwieczne pytanie rodzica – jak sprawić, żeby dziecko zjadło owoce i warzywa ze zdjęcia poniżej nie grymasząc, nie analizując przesadnie składu, struktury, zapachu i na końcu (często nowego) smaku? Tak, wiem, pisałam Wam już kiedyś… A dokładniej w poście „Jak przemycić dziecku owoce i warzywa?„ „Czy znacie sposób, żeby Wasze dzieci, szczególnie niejadki, wprowadziły do swojego organizmu pakiet widoczny powyżej? Ja znam. Ale zacznijmy od początku. Pamiętacie notkę o „Maksiu niejadku”? Napisałam wam wtedy: „Maks 3 lata nie jadł mięsa. Nie jadł kotlecików, nie jadł pieczonego, smażonego, wędliny. Nic. Jedyną namiastką mięsa były parówki. Więc czytałam ich składy, badałam, analizowałam.. Gdzie mięsa najwięcej i z szynki, a nie MOM. Maks nie jadł też jajek, ale lubił omlety, naleśniki i placki. Nie jadł warzyw. Tylko paprykę. Więc dostawał ją codziennie do śniadania, aż któregoś dnia odkryliśmy, że Maks lubi świeżo wyciskane soki. Więc robiliśmy je mu codziennie, przez rok, przemycając w nich marchew i pomidora. Dla każdej rzeczy której mój syn nie jadł wyszukiwałam zastępstwo i starałam się je podać tak, żeby młody uznał to za jadalne.” (…) Temat powrócił żywo w weekend jako, że testowaliśmy sokowirówkę Philips (HR1871/70). Co zabawne mój syn wie, ze nie je 70% obecnych w soku warzyw i owoców (w życiu nie tknąłby surowej marchewki, ogórka, pomidora, ananasa, śliwek czy mango), jednak kocha je… pić! Wrzuca dzielnie całe warzywa, kawałki owoców i wypija ze smakiem. Na posiadaniu niejadka w domu korzysta cała rodzina, jako, że my i Lenka także chętnie raczymy się świeżym, odżywczym nektarem.” W tej materii zmieniło się u nas wiele. Możemy być pociechą dla wszystkich mam niejadków lub wybiórczojadków, jako, że Maks zaczął jeść praktycznie wszystkie owoce (w tym sezonowe!). Jeśli chodzi o warzywa to wciąż króluje papryka ;). Nieodmiennie jednak uwielbia soki, dlatego na ten wpis i test czekał ponad tydzień, codziennie błagając, żebyśmy nową wyciskarkę już rozpakowali. Maks sam wybrał owoce i warzywa z których sok zrobił sobie, dziadkom, Lence i nam, rodzicom. Zabrał się dziarsko do pracy, a pierwszy test wyglądał tak: Wrażenia? Niby to samo, a jednak inaczej. Sok z wyciskarki jest znacznie gęstszy niż z sokowirówki. Można do niej włożyć więcej rodzajów owoców (na przykład banany). Trzeba je jednak dobrze pokroić, bo wejście do podajnika warzyw/owoców jest znacznie mniejsze. Wyciskarka jest też wolniejsza i trzeba do wyciskania użyć większej siły (Maks do wieczora pokazywał nam swoje mięśnie). Jest za to mała i poręczna i na luzie może stać na codziennym blacie kuchennym (czego nie można powiedzieć o sokowirówce). To z grubsza. Teraz szczegóły porównania Wyciskarki Wolnoobrotoej Philips Avance HR1897/30 raz Sokowirówki Philips Avance Collection HR1871/70 Wyciskarka Wolnoobrotowa Philips Avanceo HR1897/30. Cena na rynku: ok 1300 zł Technologia MicroMasticating – wyciska do 90% zawartości owoców* Technologia QuickClean / Czyszczenie zajmuje tylko 1 minutę – innowacyjna technologia bez sitka, więc nie potrzebujesz dodatkowych narzędzi do czyszczenia,  wystarczy, że spłuczesz wszystkie elementy pod wodą Kompaktowy rozmiar / szerokość urządzenia tylko 11 cm – małe gabaryty,  które zmieszczą się w każdej kuchni  Łatwe przechowywanie – wszystkie elementy wyciskarki możesz spakować  do pojemnika na miąższ, tak więc nie „zagracasz” kuchni ☺ Dwa filtry w zestawie – możemy mieć bardziej klarowny, oraz bardziej gęsty sok (lub nawet mus, w zależności od wyciskanego owocu), w zależności na co mamy ochotę Funkcja wstępnego czyszczenia – pozwoli na jeszcze szybsze czyszczenie wyciskarki,  po zakończonej pracy do włączonego urządzenia wlewamy wodę (do otworu na owoce), dzięki czemu możemy wypłukać resztki soku do szklanki i przemyć całe  urządzenie Wyciska sok z owoców miękkich i twardych warzyw oraz warzyw liściastych– możesz zrobić  sok dosłownie ze wszystkiego, włącznie z musem z banana ☺ Wyciskasz sok prosto do szklanki – czyli dokładnie tam, gdzie powinien on być bez  zbędnych naczyń i przelewania Dioda LED – informują czy na pewno dobrze złożyłaś wyciskarkę, tak by zachować maksimum bezpieczeństwa  Blokada kapania – wystarczy jeden przycisk, a sok nie będzie niepotrzebnie wyciekał Antypoślizgowe nakładki – tak by pracująca wyciskarka nie przesuwała się po blacie Sokowirówka Avance Collection HR1871/70. Cena na rynku: 750 zł Technologia QuickClean z polerowanym sitkiem – urządzenie można łatwo wyczyścić dzięki wysokopolerowanemu sitku QuickClean i funkcji wstępnego czyszczenia. Funkcja wstępnego czyszczenia pozwala wypłukać włókna – Wlewanie wody do urządzenia  za pomocą popychacza powoduje powstawanie swego rodzaju fontanny płuczącej jego  wnętrze, usuwającej wszelkie pozostałości z pokrywy i ułatwiającej umycie sitka. Wyciskanie soku z wszelkiego rodzaju twardych warzyw, miękkich owoców oraz warzyw liściastych Wysoka moc – 1000 W, możliwa regulacja prędkości Bardzo duży otwór na produkty pozwala wrzucać je w całości Zebranie całego miąższu w jednym miejscu umożliwia jego łatwe usuwanie Wszystkie elementy można myć w zmywarce Antypoślizgowe nakładki*Dane na podstawie testów producenta przeprowadzonych na 1000 g winogron, jabłek, czarnej porzeczki, truskawek, pomidorów, arbuzów, pomarańczy i granatów. Ok, tu pewnie wszystko jest jasne. Jednak zapewne nie tylko specyfikacją kierujecie się wybierając narzędzie do wyciskania owoców. W sieci i obiegowej opinii pojawiło się wiele prawd i mitów na temat sokowirówek vrs wyciskarek. Jedne ponoć sprawiają, że sok zachowuje więcej witamin, drugie je niszczą. Jedne kosztują majątek, inne są atrakcyjniejsze cenowo. To co do niedawna uważaliśmy za najlepszą opcję podawania świeżego soku zostaje zdyskredytowane i ośmieszone. A jak jest naprawdę? Prawdy i mity na temat sokowirówki i wyciskarki: Rozłóżmy sprawę na czynniki pierwsze. 1. Konsystencja Wyciskarka Sok jest zazwyczaj GĘSTSZY niż w sokowirówce. Można uzyskać go z: Twardych warzyw i owoców (przy twardych składnikach będzie bardziej klarowny, efekt podobny bardzo do sokowirówki) Miękkich owoców (tutaj znacznie bardziej gęsty; często nawet mus, który się raczej je, niż pije)  Zieleniny (warzywa liściaste) – efekt bardziej gęsty Banany – mus (w sokowirówce nic nie wyjdzie) Orzechy na wiórki (uprzednio namoczone przez kilka godzin w wodzie migdały wrzuca się do wyciskarki i uzyskujemy zmielony składnik na mleko roślinne – wiórki lecą do pojemnika na miąższ, więc musi on być uprzednio oczyszczony) Sokowirówka Zawsze sok KLAROWNY. Można uzyskać go z: Twardych warzyw i owoców Miękkich owoców (tutaj będzie ciut gęstszy niż z twardych warzyw, ale na pewno klarowniejszy niż z wyciskarki, nie ma efektu musu) Zieleniny (warzywa liściaste) 2. Czas przygotowywania soku: Sokowirówki szybkoobrotowe, wyposażone często w silnik o mocy powyżej 700W, to szybki i wydajny sposób na wyciśnięcie dużych ilości soku za jednym podejściem. Pozwalają szybko wytworzyć duże ilości klarownego, orzeźwiającego soku dla całej rodziny.  Ponadto sokowirówki Philips posiadają duży otwór wlotowy na owoce i warzywa, dzięki czemu nie trzeba ich kroić, co jeszcze bardziej przyspiesza proces przygotowania soku.   Sokowirówki polecane są więc osobom, którym zależy na szybkim efekcie, i które preferują klarowną konsystencję soku (często dzieje się tak w przypadku dzieci). Wyciskarki posiadają wąski otwór wlotowy na warzywa  owoce (konieczne jest krojenie ich na małe części), potem kolejno wyciskać pojedyncze kawałki, więc cały proces przygotowania soku trwa dłużej niż w sokowirówce. Polecane są osobom, którym zależy na większej ilości błonnika – ważne przy odchudzaniu, które lubią gęstą konsystencję soku i wyciskają raczej dla 1 – 2 osób. Wyciśnięcie soku dla 4-5 osobowej rodziny zajmuje więcej czasu niż przy sokowirówce szybkoobrotowej. 3. Witaminy Panuje przesąd, że sok przygotowany w wyciskarkach zawiera więcej witamin. Tymczasem Philips we współpracy z Universität für Bodenkultur Wien (BOKU) (Uniwersytetem Przyrodniczym w Wiedniu (BOKU)) przeprowadził badania nad wartością odżywczą soków przygotowanych przy użyciu sokowirówek szybkoobrotowych i wyciskarek i okazuje się, że przeciętna zawartość witamin w sokach przygotowanych przy pomocy obu typów urządzeń jest zbliżona. Mogą jednak występować wahania w zależności od użytych składników, zastosowanych urządzeń i wybranej jednej z dwóch technologii. I tak np. w soku przygotowanym z pomarańczy, kiwi, pomidora, szpinaku i granatu więcej witaminy C znalazło się w soku z wyciskarki, ale już w soku z samego kiwi więcej witaminy K było w soku z sokowirówki.  Witamina A w soku z pomidora, marchewki i szpinaku w większej ilości została pozyskana z sokowirówki, natomiast witamina E w soku z pomidora – z wyciskarki. 4. Błonnik W porównaniu z sokami przygotowanymi w sokowirówkach szybkoobrotowych, te zrobione przy użyciu wyciskarek są bogatsze w błonnik. To dlatego soki z wyciskarki są na ogół gęstsze i bardziej sycące, podczas gdy te z sokowirówki są zwykle klarowne i orzeźwiające. 5. Przeciwutleniacze Przeciętna zawartość przeciwutleniaczy w sokach przygotowanych przy pomocy różnych typów urządzeń jest zbliżona. 6. Zawartość cukru Z punktu widzenia zawartości cukru przygotowywanie soku przy użyciu sokowirówki szybkoobrotowej i wyciskarki wygląda podobnie, a więc przeciętna zawartość cukru w sokach zrobionych przy pomocy obu typów urządzeń również jest zbliżona.   A jak wygląda porównanie soków z obydwu urządzeń? Przekonajmy się :) Test 1. Każde dziecko miało wycisną po 400g szpinaku. Jak widać podajnik na warzywa/owoce w sokowirówce jest znacznie większy, a sok wyciska się szybko, więc Lenka miała zadanie ułatwione… … i znacznie szybciej je wykonała :) Soku uzyskała mniej. Test 2. – kilogram marchewki Tym razem dzieci się zamieniły. Maks chciał być szybszy i w przypadku marchewki jego praca zajęła 1/4 czasu co Lenki. Jeśli chodzi zaś o ilość to znowu wygrał Maks. Sokowirówka z tej samej ilości marchwi wycisnęła więcej soku w znacznie szybszym czasie. Konsystencja jest porównywalna, klarowna w obydwu sokach. Test 3 –  600g. pomidorów Tu moi mali pomocnicy nie mieli już ochoty współpracować, więc test wykonałam z mężem. Jak to w życiu bywa, ja skończyłam za nim on zaczął ;) Soku wyszło nam tyle samo choć to co otrzymaliśmy w obydwu szklankach nie było nawet do siebie podobne. Po lewej stronie sok był mniej gęsty, nadający się do picia, acz rozwarstwiający się. Po prawej zaś otrzymaliśmy gęsty mus, czy też sos o gładkiej konsystencji. Bardziej nadający się do zupy niż do wypicia (chyba, że z pomocą łyżeczki). Na pewno jednak nasyciłabym się nim na dłużej.    Podsumowanie Przyznam wam szczerze, że choć (jak widać powyżej) dokładnie przetestowałam sprzęty i wciąż stoją one we dwoje na naszym blacie, to ciężko byłoby mi wybrać jeden, najlepszy dla naszej rodziny. Wyciskarka jest mała, i poręczna i śmiało można na stałe wkomponować ją w wystrój kuchni i korzystać z niej codziennie. Jest jednak wolniejsza, a  owoce do niej trzeba kroić na małe kawałki. Częścią z soków ciężko się napić, ponieważ będą miały gęstszą konsystencję, jednak w przypadku marchwi, pomarańczy jabłka czy podobnych różnica będzie nie wielka. Sokowirówka jest większa, ale jest ultraszybka. Wrzucamy do niej całe owoce i w kilka minut cieszymy się lekkim, orzeźwiającym sokiem. Obydwa sprzęty szybko i sprawnie się czyści. Jeśli zawartość witamin i większości innych substancji jest zbliżona, w przypadku naszej zabieganej rodziny chyba lepiej mimo wszystko sprawdzi się sokowirówka. Tak myślę obecnie.. spytajcie mnie za rok ;) Po więcej informacji (np. film z testem wyciskanych buraków i innych soków) zapraszam Was na stronę philips.pl.

Jak nauczyłam dzieci pić wodę?

Makóweczki

Jak nauczyłam dzieci pić wodę?

Kiedy dziesięć lat temu byłam au-pair w Stanach, doznałam szoku kulturowego na wielu płaszczyznach. Wychowanie, jedzenie, zachowanie – wszystko wyglądało inaczej niż w naszym kraju. Najdrobniejsze aspekty życia wywrócone były do góry nogami. Uczyłam się wszystkiego od nowa. Nie mogłam się na przykład nadziwić, że moi podopieczni nałogowo piją… wodę. W tym czasie w naszym kraju świadomość zdrowotna picia wody raczkowała – ktośtam cośtam kupował ale i tak większość wolała napoje lub soki. Bo dlaczego mielibyśmy płacić za wodę. Taką darmową, bez smaku i ogólnodostępną? Jako dzieci także nie mieliśmy doskonałych wzorców picia czystej wody. Babcie dawały nam kompociki własnej roboty składające się z tony cukru i 1 truskawki. Rodzice raczyli herbatkami i mlekiem. Woda niejako była uosobieniem biedy – nie masz czegoś lepszego, wsadzasz głowę pod kran. Więc w zdarzeniu z tą amerykańską kulturą, w której były pokoje przeznaczone na napoje (głównie małe buteleczki z wodą) byłam zdziwiona i pozytywnie zaskoczona. Trochę nie rozumiałam jak Ci ludzie dokonali tego, że dzieci mające do wyboru i do koloru setki napojów gazowany, soków i innych pyszności, notorycznie sięgają po wodę! Piją ją do śniadania, obiadu i kolacji. W drodze do szkoły czy na zajęciach dodatkowych. Buteleczka wody towarzyszy im we wszystkim co robią. A one popijają i popijają tę zwykłą, czystą, bezsmakową wodę. Zainspirowana wróciłam do kraju i kiedy dwa lata później na świecie pojawił się mój synek miałam silne przeświadczenie, że chcę go nauczyć poprawnych nawyków jeśli chodzi o codzienne nawadnianie swojego organizmu, bez ryzyka próchnicy czy nadkwasoty żołądka. Więc dzień po dniu do picia dawałam mu wodę. W kubeczku niekapku w buteleczce czy szklance. Woda królowała. Słodkie napoje kusiły jednak po miesiącach, latach praktyki syn za oczywisty napój uznał własnie wodę. Tak samo postępowałam z córeczką. I choć zdarza im się pić soki, czy herbatki to ich napojem numer jeden jest zawsze woda. Warto wspomnieć, że niemal codziennym rytuałem przed snem jest właśnie picie wody i słowa –  „tato, mamo, przyniesiesz mi wodę?”. Woda oczywiście jest w kuchni na parterz,e a sypialnie dzieci na drugim piętrze, więc młodzi przy okazji zapewniają trening swoim rodzicom ;). Jak tego dokonałam? Otóż od dnia zero do każdego posiłku, między posiłkami, na wyjazdy, do plecaczka, przed snem i w tysiącu innych momentów podawałam mu… wodę. Po prostu. Bez wiedzy tajemnej i dopisków małym druczkiem. Walczyłam w przedszkolu i szkole o dostęp do wody czy wodopoju. Ja moich dzieci pić wody uczyć nie musiałam, jako, robiły to od dziecka. Jeśli jednak Wy nie macie wypracowanych dobrych zwyczajów picia czystej wody, mam dla Was magiczną metodę :). Warto zacząć od wody smakowej. Ale nie takiej sklepowej ponieważ może ona zawierać do 5 łyżeczek cukru na butelkę! Zróbcie kolorową wodę smakową, w domu! Schłodźcie owoce i pokrójcie je w słupki czy kulki (łyżeczką do lodów). Jeśli dzieci przyzwyczajone są do słodkich napojów, pierwsze kilka razy dosłodźcie wodę miodem lub stewią. Potem dodawajcie co raz mniej słodzika. Po pewnym czasie załapią! Zaopatrzcie się też w fantazyjne butelki, bidony czy… podajnik wody. My od kilku tygodni mamy dystrybutor MySpring. Stanowczo zachęca on do zwiększonego picia, bo wycieczki do podajnika się nie kończą. Młodzi chcą bez końca naciskać, napełniać i przygotowywać nowe smaki wód. 6 prawd o wodzie Wodę należy pić regularnie, często, ale małymi łykami i nie za dużo, ponieważ niewielkie ilości wody są wchłaniane w większym stopniu do tkanek. Pragnienie jest sygnałem ostrzegawczym od naszego organizmu, że jesteśmy odwodnieni. Warto więc przypominać sobie oraz dziecku, żeby od czasu do czasu brało łyk wody. Po pewnym czasie, wejdzie w nawyk. Woda oczyszcza organizm ze zbędnych substancji i toksyn. Wpływa korzystnie na samopoczucie i pracę wielu organów. Picie wody, w przeciwieństwie do słodkich napojów, nie powoduje próchnicy! Woda pobudza metabolizm i poprawia trawienie. KONKURS! Jeśli i Wam marzy się poprawienie nawyków odnośnie picia wody w Waszym domu, mam dla Was do rozdania – dystrybutor MySpring i zapas wody (6x11l) , oraz 10 bidonów dla dzieci! Wystarczy, że napiszecie w komentarzu, w 2-4 zdaniach, jak wy budujecie dobre nawyki związane z piciem wody w Waszym domu. Na Wasze odpowiedzi czekam do 16.06.2016 Wyniki pojawią się 17.06.2016 w tym wpisie.

Nie zależy mi na tym, żeby moje dziecko było teraz „grzeczne”. Mam co do niego większe plany!

Makóweczki

Nie zależy mi na tym, żeby moje dziecko było teraz „grzeczne”. Mam co do niego większe plany!

Obrałam niepopularną jeszcze w naszym kraju drogę wychowania mojego dziecka. Bywa ciężko i pod prąd. Czuję się niezrozumiana, często oceniana. Widzę spojrzenia innych matek, zderzam się z opiniami nauczycieli. A to wszystko dlatego, że nie boję się powiedzieć, że nie zależy mi na tym, że moje dziecko było grzeczne. Co pomyślałeś czytając powyższe słowa? Błysnęła Ci w głowie wizja rozwydrzonego bachora, wychowywanego bezstresowo. Takiego, które ma spełnioną każdą zachciankę i bije swojego rodzica. Nic bardziej mylnego. W naszym kraju za niegrzeczne uważa się dzieci: umiejące powiedzieć ‚nie’, wyrażające swoje emocje (owszem ze względu na wiek i braki w umiejętnościach, często w sposób ciężki dla otoczenia), mające przestrzeń na posiadanie własnego zdania (czasami innego niż zdanie rodzica, nauczyciela, otoczenia), wygadane, odważne. Stoję sobie w kolejce po warzywa. Jest godzina 17, jestem zmęczona po całym dniu, pot leje mi się po tyłku. Wiem, że spędzę popołudnie sama, bo mąż wraca o 21. Odebrałam dzieci ze szkoły/przedszkola i stoją one w tejże kolejce ze mną. Na przeciwko straganu z warzywami jest wielkie stoisko z plastikowymi shit – zabawkami. Moja córka chce gumową zabawkę. Odmawiam. I zaczyna się płacz dziecka zmęczonego i niezadowolonego. Znacie tę opcję w godzinach popołudniowych, kiedy dziecko może z równowagi wytrącić szum liści w lesie oddalonym o 3 kilometry? U nas właśnie był ten klimat, a ja stałam w  tej kolejce jako trzecia. Przede mną była mama z synkiem. W ciągu pięciu minut kiedy moje dziecko żałośnie płakało, a ja pocieszając ją tłumaczyłam, że plastiku nie kupię, pani wypowiedziała z dziesięć raz w stronę swojego dziecka”bądź grzeczny/stój grzecznie, taaak, właśnie, grzecznie! yhy, nie w lewo, nie w prawo, grzecznie, nie ruszaj się, stój grzecznie, grzecznie, niegrzecznie, grzecznie”. Aż chciałam podzielić los Leny i paść na ziemię trzepiąc kończynami. Ta pani była zapewne dumna ze swego grzecznego dziecka, strofowanego w ciągu kilku minut, setkę razy. Ja wybrałam drogę inną. Tą, która w oczach przechodnia wygląda znacznie gorzej. To moje dziecko „nie było grzeczne”. To moje dziecko płakało. To moje dziecko powiedziało dwa razy, że jestem najgorszą mamą, bo nie kupiłam jej zabawki. Co gorsza ani razu w tej kolejce nie powiedziałam jej „przestań płakać” ani „bądź grzeczna” ani „dostaniesz karę albo 3 klapy”. Poprosiłam ją tylko, żeby na ile czuje się na siłach i da radę, to żeby uszanowała to, że jej płacz jest głośny i na chwilę oddaliła się z Maksem kawałek dalej, ponieważ innym ludziom może być smutno, albo mogą być źli jak ktoś tak głośno krzyczy obok. I nie uwierzycie, ale w tym swoim żalu odeszła ze 3 metry i tam czekała, cały czas płacząc. Dokończyłam zakupy, wzięłam ją na ręce i oddaliłam się do domu. Byłam tą sytuacją bardzo zmęczona, bo od rodzica wymaga to niezwykłej siły. Raz, że mierzysz się z emocjami własnego dziecka, a dwa musisz wytrwać wśród ludzi, którzy w 90% uważają Cię w tym momencie za matkę- świra. I tak sobie stałam w tej kolejce i wtem wniknęłam głęboko w cel moich działań. Nie zależy mi na tym, żeby moje dziecko było teraz ‚grzeczne”. Mam co do niego większe plany! Chcę wychować moje dziecko na mądrego, szczęśliwego człowieka. Nie takiego co teraz równiutko w rządku na apelu stoi bo mu zagrożona karą albo wzmocniono nagrodą z lizaka po. A potem równiutko co rano do pracy, której nienawidzi i tak do emerytury. Nie takiego, który miał 100 kar i nagan albo wszystkie jego działania opierały się na tym, żeby po wykonanym zadaniu dostać cukierka czy lizaka. Nie chcę, żeby moja córka, była „grzeczna” i miała równiutko uprasowaną spódniczkę, a na każde pytanie odpowiadała „tak proszę pani”, a potem do końca swoich dni biegła z pracy, gotowała w locie i podawała żer mężowi, który nie raczy powiedzieć ‚dziękuję’. Nie chcę, żeby mój syn był zmuszany codziennie do pisania pod linijkę, stania pod linijkę, ciszy na zawołanie, równych pleców w ławce, odpowiedzi raz dziennie kiedy zostanie zapytany, zakazu płaczu, bo prawdziwi twardziele nie płaczą. Chcę, żeby moje dzieci miały pasję, czerpały radość z działania, nauki. Chciałabym, żeby radziły sobie ze swoimi emocjami, biorąc pod uwagę emocje innych. Kiedy ja szanuję ich smutek, żal i złość, oni najprawdopodobniej kiedyś uszanują emocje innego człowieka. Nie, może nie dziś i jutro bo mają 4 i 7 lat (choć często już teraz widać ich wrażliwość). I być może teraz są głośniejsze i odważniejsze i ‚nie pasują’ do społeczeństwa, które oczekuje ciszy i stania na baczność i działania na trzy- cztery, ale głęboko wierzę, że moje działania zaprocentują. Że kiedyś spojrzę na szczęśliwych ludzi, na ich rodziny i potomstwo i przybijemy sobie z mężem piątkę. Czasami jednak obecnie wygląda to trochę tak, że moje dzieci jawią się postronnym jako te niesforne. Wtedy jest ciężko. Każdemu z boku nie wytłumaczę czym jest rodzicielstwo bliskości czy wychowywanie bez nagród i kar. „Jednocześnie to prawda, że w rodzicielstwie bliskości wierzy się w znikomą wartość wychowawczą celowego wywoływania trudnych emocji: zawstydzania, straszenia itp. ponieważ wiadomo, że mózg najlepiej się uczy, kiedy dobrze się czuje. Tak więc kiedy są trudne emocje jest pora, żeby zająć się nimi, a kiedy jest spokój i dobry nastrój, wtedy można się uczyć nowych rzeczy. Rodzicielstwo bliskości odróżnia też (podobnie jak psychologia w ogóle ) dobry, mobilizujący stres, od stresu toksycznego. Troskliwi rodzice, którzy uważnie obserwują dziecko widzą, kiedy stres jest dla niego wyzwaniem a kiedy jest już dezorganizujący. Z jednym zastrzeżeniem: bardzo ostrożnie podchodzą do rewelacji o samouspokajaniu się niemowląt (bo niemowlęta się same nie uspokajają). Negatywne skutki unikania stresu za wszelką cenę, czyli zagubienie dziecka i brak poczucia bezpieczeństwa, dotyczą najczęściej sytuacji, gdy rodzice boją się dziecku powiedzieć “nie” i boją się jego smutku i frustracji. ” („Bezstresowe wychowanie i rodzicielstwo bliskości„, A Stein.) Ja powiedzieć ‚nie’ się nie boję. Czasami jednak reakcja na odmowę może być głośnia. Mylona jest wtedy z uporem i ‚niegrzecznością’. Kilka dni temu poraziła mnie jedna z wypowiedzi na FP pani Doroty Zawadzkiej brzmiąca tak: Smutno mi jak to czytam. Tak mi się skojarzylo z uwagą, którą kilka dni temu dostał mój syn. Ponoć popchnął dziewczynkę i nie przeprosił. Popychanie się kilkulatków rozumiem, ale zdziwiona byłam, że Maks mógł nie przeprosić. Zawsze bardzo przeżywa swoje głupiutkie zachowania w których ktoś ucierpiał. Pytam synka „jak wyglądała ta sytuacja, dlaczego nie przeprosiłeś koleżanki?”. „Mamo, bo ona podtsawiła mi nogę jak chodziłem i sama się wywaliła, a potem naskarżyła na mnie, dostałem uwagę i jeszcze mi przeprosić ją kazali!” Nie planuję zamknąć mojego syna w szafie na 4 godziny. Dopuszczam taką ewentualność, że w danej sytuacji zadziało się coś takiego, że Maks, w swoim poczuciu żalu i niesprawiedliwej oceny, nie umiał wykrzesać w sobie empatii i współczucia dla dziewczynki, która się przewróciła i którą to bolało. I tym różnię się od innych rodziców. Nie daję bury „bo pani nauczycielka kazała”, nie ganię za to, że czegoś chcą i podejmuja działania, żeby to dostać czy wykonać. Nie krzyczę kiedy płaczą, nie daję bury kiedy krzyczą. Rozmawiam, uczę, edukuję. Wskazuję drogę, bez wydawania oceny. Nie, nie zawsze udaje mi się w 100%. Czasem na pół gwizdka, kiedy nie mam siły, ale wstaję następnego dnia i.. rozmawiam, jestem obok. Analizuję, uczę się, pytam tych co wiedzą lepiej. Podłamuję się i wstaję. Bo mam do wykonanie większą pracę. Człowieka.

Wege burgery i pieczone frytki warzywne – przepis

Makóweczki

Wege burgery i pieczone frytki warzywne – przepis

Dylemat, który spędza sen z matczynych oczy. Zagadka pradawna, konflikt nierozwiązany, z którym borykają się rodzicielki na całym świecie. Utyrane, umęczone co rano zadają sobie to samo pytanie – co ugotować na obiad? Tak, żeby dzieci zjadły i mruczały, ale dostały w tym posiłku porcję witamin i mikroskładników. Żeby wyglądało pięknie i atrakcyjnie ale ‚jadalnie’, dla 4-latka. Może buźka z ketchupu, albo palma z owoców? Myśli matka i kombinuje… Problem staje się poważniejszy, kiedy choć jedno dziecko jest wybiórczojadkiem. Zaraża wtedy to drugie swoim kulinarnym pesymizmem i klapa murowana. Ja walczę od lat o każdy, zjedzony przez moje dzieci, kęs warzywa czy kaszy. Dlatego jestem mistrzem eksperymentów i kiedy tylko w moje ręce wpada jakiś przepis lub książka kucharska dedykowana małym podniebieniom, klaszczę w dłonie i zabieram się do pracy. Dania staram się przygotowywać z dziećmi, żeby zarazić ich pasją do odkrywania nowych form, smaków, kształtów i faktur jedzenia (o czym pisałam już TU i TU). Kilka dni temu otrzymaliśmy książkę „Gotujemy pełną parą. Gorączka Lodu – Disney’, której autorką jest Kasia Błażejewska – Stuhr, ekspert akcji Ruszaj się z Disney Junior. Jako pierwsze danie postanowiliśmy z młodymi przygotować wege burgera z z pieczonymi frytkami z różnych warzyw. Składniki: Frytki: warzywa: marchew, pietruszki, ziemniaki, bataty Burgery: szklanka kaszy gryczanej (ugotowanej) 250g półtłustego twarogu 2 cebule 10 piecarek 2 jajka (jeśli masa będzie za sucha możesz dodać jeszcze jedno) Dodatki: bułka z ziarnami, pomidor, ogórek, sałata, ketchup Frytki z warzyw: 1. Pokrój warzywa w słupki w kształcie frytek. Namocz je w lodowatej i osolonej wodzie. 2. Odsącz i przełóż do miski. Wlej 2 łyżeczki oleju- możesz też dodać jakieś zioła – i wymieszaj. Przełóż na papier do pieczenia i wstaw do nagrzanego do tem. 180C, piekarnika. na około 20 minut (po 10 min. przemieszaj je i obruć na drugą stronę). Gdy warzywa zmiękną i zaczną się lekko rumienić, możesz włączyć grzanie od góry albo funkcję przyrumieniania. Posól lekko po upieczeniu. Burgery: 1. Przygotuj potrzebne składniki. 2. Cebulę i pieczarki pokrój i podsmaż na oleju. 3. Gdy pieczarki i cebula wystygną, zmieszaj je z kaszą, twarogiem, pestkami słonecznika i jajkami. 4. Masę dopraw solą i ewentualnie pieprzem. Uformuj kotlety (dzieci bardzo chętnie Ci w tym pomogą), obtocz w tartej bułce i usmaż na patelni na niewielkiej ilości oleju. 5. Bułkę z ziarnami przekrój na pół. Podpiecz jej wewnętrzne strony. Posmaruj ketchupem, włóż kotlety, następnie dodajcie to na co macie ochotę: pokrojoną sałatę, ogórka, cebulę, pomidory itp. Nie tylko dzieci były zainteresowane nowym daniem ;)

Festyn Charytatywny w Hotelu Belvedere

Makóweczki

Festyn Charytatywny w Hotelu Belvedere

Kolejny rok mieliśmy przyjemność odwiedzić wraz z przyjaciółmi z ugotwani.tv, Hotel Belvedere. Jest on już w naszych sercach ‚bazą’ wypadową jeśli chodzi o Zakopane. Pisałam Wam o nim w sierpniu 2015: Ten luksusowy ośrodek sprawił, że nasze wczasy kojarzą się nam nie tylko z bajecznymi tatrzańskimi krajobrazami, przemierzonymi kilometrami, ale także z doskonałym czasem spędzonym w ośrodku. Hotel Belvedere z zewnątrz prezentuje się okazale, acz widać silnie góralski styl architektoniczny. Wewnątrz zaś wykończony jest w stylu, jako to mawiam „Ludwik XVI” ;). Jeśli jesteście fanami minimalizmu lub stylu skandynawskiego, możecie czuć się przytłoczeni. Jednak to góry, a górale nie znają pojęcia minimalizmu. Więc jest na bogato, komfortowo i luksusowo. Jednak rekompensuje nam to wiele aspektów hotelowego życia. Ich główną zaletą jest projekt ANTYnuda, czyli masa atrakcji dla dzieciaków (obejrzyjcie filmiku –> TU). Warsztaty, zabawy, wspólne wyjścia, kids spa. Bezpłatna opieka do dzieci praktycznie przez cały dzień jest pomysłem bajecznym! Skorzystałam zaledwie 2x, ale dobrze było wiedzieć, że jeśli chcę napisać post, czy spakować się albo umyć się czy po prostu odpocząć, ktoś w atrakcyjny sposób zajmie się moimi dziećmi. A maluchy po 3 tyg. bez przedszkola rwały się wręcz na zajęcia i do innych dzieci. Ogólnie hotel jest zdominowany przez najmłodszych. Dzieciaki szybko zawierają znajomości i przyjaźnie. I ze łzami w oczach opuszczają Hotel (więcej o Hotelu Belvedere przeczytacie – TU) W tym roku było podobnie, choć obłożenie hotelu w maju (hulaj wietrze) jest nieporównywalne do tego w sierpniu (czekasz na stolik w gigantycznej restauracji). Jedak tym razem mieliśmy przyjemność wziąć udział w Charytatywnym Festynie zorganizowanym przez Grupę Trip. Masa zabaw i atrakcji dla dzieci przepleciona była szczytnym celem- zbiórką funduszy na jeden z zakopiańskich ośrodków dla dzieci niepełnosprawnych. Danie i atrakcje dostępne były za wrzuceniem pieniążka do świnki skarbonki. Monety kończyły się rodzicom w zatrważającym tempie ale radość dzieci i szczytny cel w tle, sprawiały, że wszyscy mieli chęć rozmieniać papierowe pieniążki na monety. Festyny tego typu to znak rozpoznawczy Grupy Trip (kids) Zone. Podobne atrakcje pojawiały się już na przykład w Hotelu Ossa (Marysia, Kuba i Gabi z bloga Oczekujac.pl byli np. na weekendzie teatralnym >klik<). A co się działo u nas? Piniata (miłość moich dzieci), malowanie paznokci, przebijanie baloników, łowienie kaczek, wata cukrowa kolorowa, kiełbaski i inne pyszności z grilla, chodzenie po linie, malowanie obrazów (które można potem było sobie kupić ;)) i wiele innych atrakcji. Mimo wszystko sytuację najlepiej opiszą to zdjęcia:

W górach z dzieckiem- największe atrakcje w Zakopanem i okolicach

Makóweczki

W górach z dzieckiem- największe atrakcje w Zakopanem i okolicach

Wyprawa w góry z dziećmi może być wielką atrakcją ale także przeogromną klapą, jeśli się dobrze nie przygotujemy. Należy pamiętać o tym, że to co radość sprawia nam, nie koniecznie może zachwycić dzieci. Atrakcje warto dobierać naprzemiennie pod gusta rodziców i dziecka z uwzględnieniem momentów na podziwianie przyrody ale także tych w których dziecko może się pobawić i wyszaleć. Jest to też dobre rozłożenie kosztów, bo tak jak większość szlaków (szczególnie tych słowackich) jest bezpłatna, tak parki wodne czy wesołe miasteczka kosztują małą fortunę. Ale to najczęściej one żyją we wspomnieniach dzieci w okresie jesienno- zimowym. 1. Wjazd kolejką na Kasprowy Wierch Z małym dzieckiem można wjechać, pospacerować na górze i zjechać. Ze starszakiem (na oko takim 6lat +) można już śmiało zejść nogami. Tak czy siak należałoby sprawdzić pogodę na szczycie, bo ta może zaskoczyć. Kiedy w Zakopanem było 20C, na szczycie leżał śnieg, a temp. odczuwalna oscylowała w granicach -500C ;). Tyłki odmrożone. Bilety w sezonie warto kupić przez internet. W kolejce można utknąć nawet na kilka godzin. Nie zapominajcie o dobrym obuwiu dla siebie i dzieci. Ja swoich nie spakowałam, nie do końca wiadomo dlaczego.  Ale dzieciom życie ratowały, nabyte na ostatnią chwilę, nieprzemakalne Native Fitzsimmons, dostępne TU ( wszystkie butki native kupicie teraz ze zniżką -20% na hasło MAKOWECZKI —> TU). Lenka: Kurtka/plecak- Mini Rodini Kamizelka- Little Gold King Bluza- Kukukid Legginsy- Zara Apaszka-  Booso Buty- Native Maks: Kurtka- Samodobro Apaszka/plecak- Lindex Spodnie/rękawiczki- Zara Buty- Native Maks z dziadkami postanowił zejść nogami. Kiedy widziałam z góry jak sobie nie radzą totalnie ślizgają się na ścianie śniegu, popłakałam się, uważając się za najgorszą matkę na świecie. Wiem, że jestem hiper odważna w wychowaniu i w 99% jest to dobre, ale przez 30 minut kiedy szli przez śnieg straciłam całą pewność siebie. Popłakałam się obiecując sobie, że już nigdy na żaden szlak go nie puszczę. A przynajmniej do dnia następnego! Na drodze spotkała ich jeszcze burza z piorunami i gradem. Ale przeżyli a duma Maksa osiągnęła poziom ekspert. 2. Wjazd na Gubałówkę i odwiedziny na placu zabaw Na Gubałówkę wjeżdża chyba każdy statystyczny turysta. Nie każdy jednak wie, że można tam szybko wejść i mieć przynajmniej trochę radości ze wspinaczki. Na górze czekają oczywiście stragany z przekąskami i pamiątkami. Do tego tor saneczkowy (/zjeżdżalnia grawitacyjna), plac zabaw z trampolinami, przejażdżki kolejką itp. W okolicach Krupówek, akurat na wyjściu w stronę naszego Hotelu, znajduje się ogromny park ze sporym placem zabaw. Można tam utknąć na kilka godzin. Nie jest źle, bo kiedy dzieci szaleją na placu, my, z ławeczki możemy obserwować Giewont. 3. Tatralandia (Słowacja) Największy park wodny w centralnej Europie. Atrakcja, za którą Wasze dzieci będą Was kochać bardziej niż zwykle, a wodne atrakcje we wspomnieniach zostaną na wieeele miesięcy. Pełen opis —> TU     4. Dolina Kościeliska (do pokonania nawet wózkiem!) Po Polskiej stronie Tatr doliny nie należą do wyjątkowo pięknych, kiedy porównamy je z tymi po stronie słowackej (klik). Jednak jeśli mamy coś już wybierać w naszym kraju to najładniejsza imho jest Dolina Kościeliska. Pełen opis —> TU 5. Energylandia Tylko dla ludzi o mocnych nerwach. I nie nie piszę tu o ekstremalnych roller costerach. Parki tego typu trzeba kochać, inaczej w zgiełku, hałasie, kolejkach i płynącej rzeką kasie, nie da się wytrzymać. Ja szczęśliwie mam je we krwi. Byłam w największych tego typu parkach na świecie (Disneyland w Paryżu (klik) i Los Angeles, Six Flags, Dorney Park, Hamburger Dom (klik) i innych…) i tę szaloną atmosferę po prostu uwielbiam. Kocha ją także mój syn ale chwilowo ciut mniej Lenka, którą interesowały karuzele dla maluszków i pamiątki. Za rodzinne wejście zapłacimy około 250-300 zł i 100 zł na miejscu to śmieszne minimum (lody dla rodziny kosztują ok 30 zł). Ale kiedy pytam dzieci, który dzień naszej górskiej wycieczki był najlepszy, chórem odpowiadają Energylandia! I jeszcze trochę zdjęć skradzionych od Angeliki. Pełen opis pobytu w Energylandii znajdziecie u niej–> TU 6. Szlaki po słowackiej stronie Dokładny opis —> TU Za górami już tęsknimy, ale już planujemy następne wakacje. Tym razem na tapecie mamy.. ciepłe morze! A Wy gdzie wybieracie się w tym roku? :)

W górach z dzieckiem- największe atracje Zakopanem i okolicach

Makóweczki

W górach z dzieckiem- największe atracje Zakopanem i okolicach

Wyprawa w góry z dziećmi może być wielką atrakcją ale także przeogromną klapą, jeśli się dobrze nie przygotujemy. Należy pamiętać o tym, że to co radość sprawia nam, nie koniecznie może zachwycić dzieci. Atrakcje warto dobierać naprzemiennie pod gusta rodziców i dziecka z uwzględnieniem momentów na podziwianie przyrody ale także tych w których dziecko może się pobawić i wyszaleć. Jest to też dobre rozłożenie kosztów, bo tak jak większość szlaków (szczególnie tych słowackich) jest bezpłatna, tak parki wodne czy wesołe miasteczka kosztują małą fortunę. Ale to najczęściej one żyją we wspomnieniach dzieci w okresie jesienno- zimowym. 1. Wjazd kolejką na Kasprowy Wierch Z małym dzieckiem można wjechać, pospacerować na górze i zjechać. Ze starszakiem (na oko takim 6lat +) można już śmiało zejść nogami. Tak czy siak należałoby sprawdzić pogodę na szczycie, bo ta może zaskoczyć. Kiedy w Zakopanem było 20C, na szczycie leżał śnieg, a temp. odczuwalna oscylowała w granicach -500C ;). Tyłki odmrożone. Bilety w sezonie warto kupić przez internet. W kolejce można utknąć nawet na kilka godzin. Nie zapominajcie o dobrym obuwiu dla siebie i dzieci. Ja swoich nie spakowałam, nie do końca wiadomo dlaczego.  Ale dzieciom życie ratowały, nabyte na ostatnią chwilę, nieprzemakalne Native Fitzsimmons, dostępne TU ( wszystkie butki native kupicie teraz ze zniżką -20% na hasło MAKOWECZKI —> TU). Lenka: Kurtka/plecak- Mini Rodini Kamizelka- Little Gold King Bluza- Kukukid Legginsy- Zara Apaszka-  Booso Buty- Native Maks: Kurtka- Samodobro Apaszka/plecak- Lindex Spodnie/rękawiczki- Zara Buty- Native Maks z dziadkami postanowił zejść nogami. Kiedy widziałam z góry jak sobie nie radzą totalnie ślizgają się na ścianie śniegu, popłakałam się, uważając się za najgorszą matkę na świecie. Wiem, że jestem hiper odważna w wychowaniu i w 99% jest to dobre, ale przez 30 minut kiedy szli przez śnieg straciłam całą pewność siebie. Popłakałam się obiecując sobie, że już nigdy na żaden szlak go nie puszczę. A przynajmniej do dnia następnego! Na drodze spotkała ich jeszcze burza z piorunami i gradem. Ale przeżyli a duma Maksa osiągnęła poziom ekspert. 2. Wjazd na Gubałówkę i odwiedziny na placu zabaw Na Gubałówkę wjeżdża chyba każdy statystyczny turysta. Nie każdy jednak wie, że można tam szybko wejść i mieć przynajmniej trochę radości ze wspinaczki. Na górze czekają oczywiście stragany z przekąskami i pamiątkami. Do tego tor saneczkowy (/zjeżdżalnia grawitacyjna), plac zabaw z trampolinami, przejażdżki kolejką itp. W okolicach Krupówek, akurat na wyjściu w stronę naszego Hotelu, znajduje się ogromny park ze sporym placem zabaw. Można tam utknąć na kilka godzin. Nie jest źle, bo kiedy dzieci szaleją na placu, my, z ławeczki możemy obserwować Giewont. 3. Tatralandia (Słowacja) Największy park wodny w centralnej Europie. Atrakcja, za którą Wasze dzieci będą Was kochać bardziej niż zwykle, a wodne atrakcje we wspomnieniach zostaną na wieeele miesięcy. Pełen opis —> TU     4. Dolina Kościeliska (do pokonania nawet wózkiem!) Po Polskiej stronie Tatr doliny nie należą do wyjątkowo pięknych, kiedy porównamy je z tymi po stronie słowackej (klik). Jednak jeśli mamy coś już wybierać w naszym kraju to najładniejsza imho jest Dolina Kościeliska. Pełen opis —> TU 5. Energylandia Tylko dla ludzi o mocnych nerwach. I nie nie piszę tu o ekstremalnych roller costerach. Parki tego typu trzeba kochać, inaczej w zgiełku, hałasie, kolejkach i płynącej rzeką kasie, nie da się wytrzymać. Ja szczęśliwie mam je we krwi. Byłam w największych tego typu parkach na świecie (Disneyland w Paryżu (klik) i Los Angeles, Six Flags, Dorney Park, Hamburger Dom (klik) i innych…) i tę szaloną atmosferę po prostu uwielbiam. Kocha ją także mój syn ale chwilowo ciut mniej Lenka, którą interesowały karuzele dla maluszków i pamiątki. Za rodzinne wejście zapłacimy około 250-300 zł i 100 zł na miejscu to śmieszne minimum (lody dla rodziny kosztują ok 30 zł). Ale kiedy pytam dzieci, który dzień naszej górskiej wycieczki był najlepszy, chórem odpowiadają Energylandia! I jeszcze trochę zdjęć skradzionych od Angeliki. Pełen opis pobytu w Energylandii znajdziecie u niej–> TU 6. Szlaki po słowackiej stronie Dokładny opis —> TU Za górami już tęsknimy, ale już planujemy następne wakacje. Tym razem na tapecie mamy.. ciepłe morze! A Wy gdzie wybieracie się w tym roku? :)

Pizza day w Kuchni Spotkań Ikea

Makóweczki

Pizza day w Kuchni Spotkań Ikea

Spotkania w Kuchni Spotkań Ikea zawsze przynoszą mi dużo radości. Towarzystwo wspaniałych kobiet + wspólne gotowanie = wspaniale spędzony czas. Moim ulubionym dniem z pakietu warsztatów stanowczo był Pizza Day! Nie odbył się on bez ogromnego udziału mojej ukochanej Mistrzyni Pizzy- Angeliki :) Chciałyśmy pokazać, że pizza jest rewelacyjnym, ekonomicznym pomysłem na każde danie. Zrobiłyśmy pyszną cienką pizzę śniadaniową z bekonem, jajkiem i mozarellą, pizze z Nutellą i owocami, która jest doskonałym deserem dla najmłodszych oraz kilka pizzy obiadowych. Pizze ozdobiłyśmy/doprawiłyśmy ziołami z mini szklarni Ikea. Było pysznie! Taaaa, jak się je Nutellę 3x w roku to się nie wie jak zachować z radości ;) Pizza z Nutellą i owocami Składniki: 250 g mąki pszennej 4 g suchych drożdży 2 łyżeczki cukru szczypta soli 3 duże łyżki oleju ok 120 ml letniej wody Dodatkowo łyżeczka masla do posmarowania pizzy i 2 łyżeczki cukru do posypania Nutella, truskawki , banany 1.       Do miski wsypujemy mąkę. Robimy dołek i wsypujemy do niego drożdże i 1  łyżeczkę cukru. Zalewamy odrobiną wody (same drożdże). Mieszamy łyżeczką drożdże z cukrem. Zasypujemy odrobiną mąki i odstawiamy na 5- 7 min pod przykryciem. 2.       Do masy dodajemy resztę cukru, sól, olej i resztę wody. Wyrabiamy na gładkie ciasto. Jeśli lepi się do rąk, należy podsypać mąką. 3.       Odstawiamy do wyrośnięcia na 30 minut. 4.       Po tym czasie formujemy ciasto aby utworzyło ładną okrągłą pizzę. Smarujemy delikatnie masłem i posypujemy cukrem. Pieczemy 15-20 minut (do zrumienienia) w piekarniku nagrzanym do 200 stopni. 5.       Gdy pizza delikatnie przestygnie, smarujemy ją Nutellą i układamy na niej owoce. Pizza śniadaniowa 125 g mąki plus więcej do wałkowania ciasta ½ łyżeczki suszonych drożdży ½ łyżeczki soli szczypta cukru 75 ml ciepłej wody ½ łyżki stołowej oliwy z oliwek Na wierzch pizzy: 3 paski bekonu (podsmażonego) ½ kubka startego parmezanu 1 kubki startej mozzarelli 3 jajka sól i pieprz 1 łyżka posiekanej natki pietruszki 1 łyżka posiekanego szczypiorku 1 posiekana szalotka szalotki 1.      Przesiej mąkę do miski, zmieszaj z drożdżami, solą i cukrem, po czym zrób dołek na środku, do którego wlej wodę i olej. Mieszaj aż wszystkie składniki się połączą, po czym przełóż ciasto na posypaną mąką powierzchnię i ugniataj przez około 10 minut, aż ciasto stanie się gładkie i elastyczne. Przełóż je do nasmarowanej olejem miski, przykryj i odłóż w ciepłe miejsce, żeby podwoiło objętość (około 30 min). 2.      Rozgrzej piekarnik o 230C. Ciasto rozwałkuj do ok 25 cm. Przełóż ciasto na rozgrzaną blachę do pieczenia przykrytą papierem, po czym posyp ciasto parmezanem, mozzarellą, bekonem. Wbij 3 jajka, posyp solą i pieprzem. 3.      Piecz przez 10 -15 minut a kiedy będzie gotowa posyp pietruszką, szczypiorkiem i kawałkami szalotki. Pizza obiadowa 1 i ½ szklanki mąki pszennej ½ szklanki letniej wody 2 łyżki oleju lub oliwy 4 gramy drożdży instant ½ łyżeczki soli ½ łyżeczki cukru Można dodać do ciasta zioła, żeby urozmaicić smak. 1.       W dużej misce mieszamy mąkę i drożdże. 2.       Dodajemy olej, cukier, sól i ponownie mieszamy. 3.       Stopniowo dolewamy wodę i wyrabiamy ciasto ręką, aż powstanie jednolita masa (jeśli ciasto lepi się do rąk, należy dodać odrobinę mąki) 4.       Ciasto formujemy w kulę i zostawiamy w przykrytej misce na 30 minut, żeby wyrosło. 5.       W tym czasie przygotujemy sobie swoje ulubione składniki i sos. 6.       Po 30 minutach rozgnieciemy ciasto na desce nadając mu kształt pizzy. 7.       Na ciasto nakładamy sos pomidorowy i dowolne składniki. 8.       Tak przygotowaną pizzę pieczemy ok 20 minut w nagrzanym piekarniku (220 stopni) Sos pomidorowy do pizzy: 1 puszka pomidorów pelati 1 łyżka oliwy Sól i cukier do smaku Jeśli lubicie możecie dodać do sosu ziół prowansalskich albo innych ulubionych. Pomidory z puszki (bez sosu) blendujemy z oliwą. Dolewamy sok z pomidorów do uzyskania pożądanej konsystencji. Doprawiamy do smaku solą i cukrem (zazwyczaj ½ łyżeczki soli i 1 łyżeczka cukru) oraz ziołami. Taki poziom energii mają dzieci, które jedzą naszą pizzę :D (Film) Mimo, że mam własne podwórko, zioła hoduję głównie w domu w lęku przed tym, że Bridget mogłaby je osiusiać ;). Mam piękną mini szklarnię oraz stojak z masą gatunków ziół. Wygląda to pięknie, pachnie bajecznie, a zioła dodają smaku każdej potrawie. Wyhodowałam też sobie małą pomocniczkę, która mi te zioła skrupulatnie podlewa. Czasami aż nader namiętnie ;)

Pizza day w Kuchnii Spotkań Ikea

Makóweczki

Pizza day w Kuchnii Spotkań Ikea

Spotkania w Kuchni Spotkań Ikea zawsze przynoszą mi dużo radości. Towarzystwo wspaniałych kobiet + wspólne gotowanie = wspaniale spędzony czas. Moim ulubionym dniem z pakietu warsztatów stanowczo był Pizza Day! Nie odbył się on bez ogromnego udziału mojej ukochanej Mistrzyni Pizzy- Angeliki :) Chciałyśmy pokazać, że pizza jest rewelacyjnym, ekonomicznym pomysłem na każde danie. Zrobiłyśmy pyszną cienką pizzę śniadaniową z bekonem, jajkiem i mozarellą, pizze z Nutellą i owocami, która jest doskonałym deserem dla najmłodszych oraz kilka pizzy obiadowych. Pizze ozdobiłyśmy/doprawiłyśmy ziołami z mini szklarni Ikea. Było pysznie! Taaaa, jak się je Nutellę 3x w roku to się nie wie jak zachować z radości ;) Pizza z Nutellą i owocami Składniki: 250 g mąki pszennej 4 g suchych drożdży 2 łyżeczki cukru szczypta soli 3 duże łyżki oleju ok 120 ml letniej wody Dodatkowo łyżeczka masla do posmarowania pizzy i 2 łyżeczki cukru do posypania Nutella, truskawki , banany 1.       Do miski wsypujemy mąkę. Robimy dołek i wsypujemy do niego drożdże i 1  łyżeczkę cukru. Zalewamy odrobiną wody (same drożdże). Mieszamy łyżeczką drożdże z cukrem. Zasypujemy odrobiną mąki i odstawiamy na 5- 7 min pod przykryciem. 2.       Do masy dodajemy resztę cukru, sól, olej i resztę wody. Wyrabiamy na gładkie ciasto. Jeśli lepi się do rąk, należy podsypać mąką. 3.       Odstawiamy do wyrośnięcia na 30 minut. 4.       Po tym czasie formujemy ciasto aby utworzyło ładną okrągłą pizzę. Smarujemy delikatnie masłem i posypujemy cukrem. Pieczemy 15-20 minut (do zrumienienia) w piekarniku nagrzanym do 200 stopni. 5.       Gdy pizza delikatnie przestygnie, smarujemy ją Nutellą i układamy na niej owoce. Pizza śniadaniowa 125 g mąki plus więcej do wałkowania ciasta ½ łyżeczki suszonych drożdży ½ łyżeczki soli szczypta cukru 75 ml ciepłej wody ½ łyżki stołowej oliwy z oliwek Na wierzch pizzy: 3 paski bekonu (podsmażonego) ½ kubka startego parmezanu 1 kubki startej mozzarelli 3 jajka sól i pieprz 1 łyżka posiekanej natki pietruszki 1 łyżka posiekanego szczypiorku 1 posiekana szalotka szalotki 1.      Przesiej mąkę do miski, zmieszaj z drożdżami, solą i cukrem, po czym zrób dołek na środku, do którego wlej wodę i olej. Mieszaj aż wszystkie składniki się połączą, po czym przełóż ciasto na posypaną mąką powierzchnię i ugniataj przez około 10 minut, aż ciasto stanie się gładkie i elastyczne. Przełóż je do nasmarowanej olejem miski, przykryj i odłóż w ciepłe miejsce, żeby podwoiło objętość (około 30 min). 2.      Rozgrzej piekarnik o 230C. Ciasto rozwałkuj do ok 25 cm. Przełóż ciasto na rozgrzaną blachę do pieczenia przykrytą papierem, po czym posyp ciasto parmezanem, mozzarellą, bekonem. Wbij 3 jajka, posyp solą i pieprzem. 3.      Piecz przez 10 -15 minut a kiedy będzie gotowa posyp pietruszką, szczypiorkiem i kawałkami szalotki. Pizza obiadowa 1 i ½ szklanki mąki pszennej ½ szklanki letniej wody 2 łyżki oleju lub oliwy 4 gramy drożdży instant ½ łyżeczki soli ½ łyżeczki cukru Można dodać do ciasta zioła, żeby urozmaicić smak. 1.       W dużej misce mieszamy mąkę i drożdże. 2.       Dodajemy olej, cukier, sól i ponownie mieszamy. 3.       Stopniowo dolewamy wodę i wyrabiamy ciasto ręką, aż powstanie jednolita masa (jeśli ciasto lepi się do rąk, należy dodać odrobinę mąki) 4.       Ciasto formujemy w kulę i zostawiamy w przykrytej misce na 30 minut, żeby wyrosło. 5.       W tym czasie przygotujemy sobie swoje ulubione składniki i sos. 6.       Po 30 minutach rozgnieciemy ciasto na desce nadając mu kształt pizzy. 7.       Na ciasto nakładamy sos pomidorowy i dowolne składniki. 8.       Tak przygotowaną pizzę pieczemy ok 20 minut w nagrzanym piekarniku (220 stopni) Sos pomidorowy do pizzy: 1 puszka pomidorów pelati 1 łyżka oliwy Sól i cukier do smaku Jeśli lubicie możecie dodać do sosu ziół prowansalskich albo innych ulubionych. Pomidory z puszki (bez sosu) blendujemy z oliwą. Dolewamy sok z pomidorów do uzyskania pożądanej konsystencji. Doprawiamy do smaku solą i cukrem (zazwyczaj ½ łyżeczki soli i 1 łyżeczka cukru) oraz ziołami. Taki poziom energii mają dzieci, które jedzą naszą pizzę :D (Film) Mimo, że mam własne podwórko, zioła hoduję głównie w domu w lęku przed tym, że Bridget mogłaby je osiusiać ;). Mam piękną mini szklarnię oraz stojak z masą gatunków ziół. Wygląda to pięknie, pachnie bajecznie, a zioła dodają smaku każdej potrawie. Wyhodowałam też sobie małą pomocniczkę, która mi te zioła skrupulatnie podlewa. Czasami aż nader namiętnie ;)

Tatry słowackie z dzieckiem

Makóweczki

Tatry słowackie z dzieckiem

W górcha byłam niezliczoną ilość razy. Są one miłością moich rodziców, więc jako ich dziecko nie miałam trochę wyboru i kilka razy w roku podróżowałam na południe, a potem przemierzałam niezliczone ilości kilometrów na szklakach. Kiedy rodzice byli młodsi nie lubiłam gór, bo wybierali szklaki ciężkie i czasami (imho) niebezpieczne. Teraz jesteśmy team’em idealnym. Dziadkom przybyło lat i mamy małe dzieci, więc nasze wyprawy są absolutnie idealne- dużo widoków, zachyt nad przyrodą ale bez łańcuchów, odmrożonych kończyn i zmęczenia, które nie raz spe zasypiałam nieumyta. Przygotowałam wam więc 2- częściowe kompendium wiedzy o szklakach dla dziadków i dzieci :). Na pierwszy ogień idzie moja ukochana strona słowacka. Dlaczego ukochana? Bo pojąć nie potrafię jaki jest sens w długi czerwcowy weekend iść z tysiącami, dziesiątkami tysięcy ludzi na Morskie Oko. Ręka w rękę, tyłek w tyłek, będąc co chwilę wyprzedzanym przez konne bryczki czy inne meleksy. Żeby potem na końcu drogi nie mieć miejsca, żeby przysiąść nawet na kamieniu. Ot Ci wypoczynek. Lepiej sobie o poranku w stopę strzelić. A po stronie słowackiej idę sama w ciszy, spokoju. Upajam się widokami, zapachami. Nie martwię się, że co chwila czeka na mnie parking za 50 zł, potem 100 straganów z pamiątkami i 3 budki z zapieksami po pińcet złotych. Po stronie słowackiej piękne są też łąki i punkty widokowe więc jak mamy ochotę nic nie robić, rozkładamy koc i cieszymy się widokiem. A potem cały rok tęsknimy… 1. Nasze ulubione punkty widokowe: Przekraczamy granicę na Łysej Polanie i jedziemy kilkanaście kilometrów główną drogą. Po prawej stronie pojawia się zajazd (a w nim wyborne knedliki!) i punkt widokowy z kilkoma spacerowymi mini- szlakami. Idealne miejsce na wyciszenie i odpoczynek, bo ludzi tam jak to na Słowacji, brak. Nasze tajemne miejsce… Kiedy byłam w ciąży z Lenką, na naszych górskich wakacjach zatrzymaliśmy się po Słowackiej stronie w Hotelu Kolowrat. Obecnie ma on nazwę Mountfort. Przecudownie położony hotel, który skradł nam serce. Niestety tak jak pustki na szlaku nie robią różnicy, tak pusty hotel był od 2 lat w upadłości (co roku tam zaglądamy). Obecnie ktoś go chyba kupił i może coś się ruszy. Oby, bo miejsce jest cudowne i malownicze. Można tam zajechać także nie będąc gościem hotelu, żeby podziwiać widoki.   2. Popradske Pleso: Szlak który odkryliśmy w tym roku dzięki Kamilowi (ugotowani.tv). Fakt, że z Zakopanego jedzie się do niego ponad godzinę, ale warto! Szczególnie jeśli mamy dziecko w wózku. Całą droga nie dość że przepiękna, to wyasfaltowana. 4-5 km w jedną stronę nie jest problemem nawet dla 3-4-latka. Na końcu szlaku jest restauracja z zimnym piwkiem ;) ale także kwaśnicą i innymi przysmakami. [Zanim mnie zjecie za sandały do skarpet (bo już po zdjęciu na IG hejty dostałam ;)). Tego dnia miało być 25C i upał.. tyle że po stronie polskiej. Wzięłam dzieciom krótkie spodenki i mieli się od razu przebrać w wakacyjny zestaw. Okazało się jednak, że po stronie Słowackiej jest 20C i burze, po których stopni było nawet 13! Więc skarpetki były na wagę złota w tych mroźnych chwilach ;)] Lenka: Bluzka- Little Gold King Spodnie- Next Sandały- Mrugała Bluza/kurtka- Kukukid Plecak- Mini Rodini Maks: Koszulka- Spodnie- Zara Sandały- Mrugała Plecak- Lindex     3. Hrebenok:   Szlak wspomnień, bo ostatnio byłam na nim z Lenusią, ale.. w brzuchu! Wielki sentyment mam do tych szumiących wodospadów… I znowu szklak, który w dużej części można pokonać z wózkiem (i kawałek z nosidłem). Tak zrobiliśmy kiedy Maks miał dwa lata. Wjechaliśmy kolejką ze Starego Smokowca (w centrum auto zostawiamy na parkingu) na Hrebenok, wózek zostawiliśmy w restauracji na szczycie i resztę trasy nieśliśmy Maksa w nosidełku lub szliśmy za rączkę. W tym roku wszystkie dzieci maszerowały do wodospadów na nogach. Potem od wodospadów wraca się do górnej części kolejki (odbiera wózek) i w dół mamy asfaltową drogę na godzinny marsz. Bajka! Lenka: Bluza- Little Gold King Spodnie- H&M Buty- Kangaroos Maks: Bluza- Wata Cukrowa Czapeczka/plecak- Lindex Spodnie- Maliseven Buty- H&M 4. Dolina Białej Wody Opis znajdziecie —> TU     5. Jaskinia Bielanska (Żdiar) Zdjęć brak, bo Lenka bała się do niej wejść i w tym roku się tam nie pojawiliśmy. Maks był w niej jako 2,5-latek i bardzo mu się podobało. Podejście krótkie, kolejki małe, a jaskinia jedna z piękniejszych w jakich byłam. Zdjęcia TU   6. Wjazd kolejką na Łomnicę lub zejście ze Skalnego Pleso  Maks pokonał drogę ze Skalnego Pleso w wieku lat 6-ciu. Droga żwirowa, komfortowa, choć już nie z wózkiem. Tu filmik który pokazuje uroki takiej wyprawy –> KLIK Zajrzyjcie także do ugotowani.tv, którzy byli naszymi kompanami w podróży i także przygotowali relację. W następnym wpisie pojawią się atrakcje Zakopanego i okolic dla rodzin z dziećmi :)

Dzieci są najlepsze!

Makóweczki

Dzieci są najlepsze!

Tydzień naszych wakacji dobiega końca, a w mojej głowie tak wiele przemyśleń… Siedem dni miałam wyjątkową przyjemność obserwować czworo maluchów w codziennej zabawie, marszu na szlakach, podejmowaniu decyzji i przełamywaniu własnych lęków. I muszę to napisać – dzieci są tak bardzo najfajniejsze! 1. Naturalnie ciekawe świata Wstają rano i są gotowe na przygody. Nie martwi ich pogoda, finanse, ograniczenia. Tak samo cieszy je bezpłatna wędrówka po górach jak park linowy czy lot balonem. Wszystko jest polem do eksploracji i czerpania prostej, dziecięcej radości z działania. Kwiaty na drodze wywołują okrzyki, bo piękne i kolorowe, parujące góry stają się wulkanami. Wodospady i strumienie to lawy wodne i akweny to moczenia nóg lub chlapania się z kolegami. Wszystko jest nauką, bo pytań pada tysiące. Dlaczego góry są wysokie? A woda w strumieniu to czemu zimna? Kto podlewa rośliny tam, wysoko? I czy można hodować wszystkie napotkane robaki? Jak tylko cię zobaczyłem, od razu wiedziałem, że czekają nas przygody.* 2. Odważniejsze niż nam się wydaje! Wyobraźnia rodzica czasami może zaprowadzić go w miejsca, które wywołają w nim lęk. I ten strach łatwo sprzedać dziecku. Góry są za wysokie, woda zbyt mokra i głęboka. Kilometrów zbyt wiele i przecież nie dadzą rady i spadną i koniec świata się wydarzy na pewno. Dzieci dylematów nie mają. Jeśli coś jest ciekawe, piękne, nowe, przodziewają parę butów i pędzą przed siebie. Mogą wszystko! Codziennie są kimś innym – bohaterem, policjantem i badaczem przyrody. Nie mają ograniczeń, nic nie ciągnie ich w dół. Więc idą po 10 kilometrów na własnych nogach, mimo, że rodzic im trzech nie wróżył. Pływają pod wodą w wieku lat 3, bo chcą i mogą! Skaczą, robią salta, szusują na stokach. Wystarczy stać obok i ograniczyć swoje lęki do momentów realnego zagrożenia życia/zdrowia. Reszta niech będzie najlepszą zabawą! Jesteś odważniejszy, niż podejrzewasz. Silniejszy, niż ci się wydaje. Mądrzejszy, niż myślisz.* 3. Dobre Co chwilę się wspierają. Kiedy jedno nie daje rady, podbiega któreś i bierze je za rękę. Pilnują, żeby każdy cukierków i zabawek miał po równo. Dmuchają swoje ‚kuki’ i pocieszają kiedy boli. Kiedy rodzicowi ciężko wejść na kamień podają łapkę. Nic, że ta rączka nie udźwignęłaby ciężaru mamy. Jest trochę jednak tak, że ta mała , wyciągnięta łapka dodaje energii razy tysiąc. Świadomość, że wychowujemy dobrego, wspaniałego, empatycznego człowieka uskrzydla! Trochę życzliwości i troski o ludzi wokół potrafi zmienić bardzo dużo.* 4. Cieszące się każdą chwilą Nie szacują upływającego czasu. Cieszą się każdą chwilą spędzoną… z Tobą. Ręka w rękę, słowo w słowo, razem przez nieznane szlaki. Ono zadaje pytania, Ty udzielasz odpowiedzi. Jesteś przewodnikiem, mistrzem, najmądrzejszą osobą na świecie.. dla nich. Wiesz gdzie chowa się niedźwiedź jak go nie widać, umiesz nakleić plasterek równiutko, będąc najlepszym środkiem przeciwbólowym. Masz silne barki, które poniosą kiedy sił brak, a w Twoim plecaku zawsze czeka jakaś pyszna niespodzianka. Dajesz dziecku siebie bawiąc się z nim, spacerując czy leniuchując. A ono w ten sposób ładuje swoje baterie. Miłość to umiejętność zrobienia kilku kroków do tyłu, a może i więcej… To znaczy dać miejsce dla szczęścia tego, kogo kochasz. * 5. Dbające o siebie Z dorosłymi, nie ma tej pewności, ale z dziećmi, tak! Jeśli coś im nie będzie pasowało, jeśli będą nieszczęśliwe, głodne, obolałe, na pewno się o tym dowiemy! Nie kryją emocji. Fakt, czasami wyrażają je nader ekspresyjnie, ale zawsze jest jasne co jest świetne, a co słabe. Lubią zadbać o siebie już rano pędząc na basen, potem jedząc ulubione omlety. Pakując się na szlak nie zapominają o ulubionych przysmakach. Porcja czekolady przy takim wysiłku fizycznym i umysłowym jest absolutnie obowiązkowa! Najlepiej w niebrudzącej wersji z podajnikiem prosto do buzi. Pycha! potem można rozkoszować się resztą dnia. Czasem się zdarza, że zupełnie małe rzeczy zajmują w sercu bardzo dużo miejsca.* A na nas rodzicach spoczywa niezwykła rola pielęgnowania tych rosnących roślinek. Budowania więzi, uczenia, bycia obok. Zapewniania tego co najlepsze! Dbania o rzeczy ważne, ale także błahostki. O naukę rozwój, edukację ale także porcję przysmaków, kiedy opadają z sił. Nasze maluchy na szlakach zajadały się smakołykami od Wedla. Ptasie Mleczko, które kochają maluchy ale także uwielbia dziadek, znikało jako pierwsze. Porcja Czekotubki przy takim wysiłku fizycznym i umysłowym jest absolutnie obowiązkowa! Zawsze w niebrudzącej wersji z podajnikiem prosto do buzi. Pycha! potem można rozkoszować się resztą dnia. Trochę było tak, że dzieciaki po trzech krokach pytały czy to już jest ten moment kiedy siadamy i jemy przysmaki :). Celebrowały te chwile… Czy zgadliście z jakiej bajki wyjęte są teksty oznaczone *? Tak, to najcudowniejszy Kubuś Puchatek! :)

Superbohaterka!

Makóweczki

Superbohaterka!

Odkąd jestem mamą uwielbiam mieć taki specjalny czas sam na sam z dziećmi (lub dzieckiem). Co jakiś czas zabieram maluchy na wycieczki, wyjazdy lub takie codzienne wyjścia do parku czy na lody. To jest nasz czas, w którym nikt się nie śpieszy, nie pędzi, nie pogania. Czasami spędzam czas z jednym z dzieci, żeby skupić uwagę na każdym słowie, opowieści lub spacerze ręka w rękę. Na dziewczęcych marzeniach lub wyobraźni małego chłopca… Jeżdżę z dziećmi także na wakacje. Czasami jako pakiet rodzinny, ale często też sama. Pakuję plecak pod denko i wyruszam w nieznane. Mazury, morze, góry – a potem piesze wycieczki bajecznymi szlakami. Bywa tak ciężko, że na rękach muszę nosić, biegać za dwójką i wstawać o świcie, a wieczorem, resztką sił padać z nimi w łóżku. Jednak nigdy nie żałuję, bo te chwile są absolutnie wyjątkowe i zacieśniają więź między nami tworząc żeglarski supeł. Wspomnienia z przemierzonych szklaków, kiedy nóżka bolała więc mama niosła i dmuchała na ‚kukę’. Niespodzianka kiedy można się objadać lodami i czekoladą, bo na wakacjach można… czasem. Pisk radości, kiedy idziemy na karuzele i do aquaparków, które dzieciaki tak bardzo kochają. Zabawa i czas spędzany razem, są najlepszym prezentem i wkładem w przyszłość Obecnie jestem z dzieciakami w górach. Znowu Pan Tata nie przyznał sobie urlopu, więc ogarniam tę szaloną imprezę sama. Lenka – pierwszy rok bez wózka – dzielnie kroczy szlakami i ścieżkami, czy to górskimi, czy miejskimi. Skąd ta zmiana? Pewnie się nie spodziewacie i tym sekretem zwalę Was z nóg, ale Lenka od jakiegoś czasu jest… Tajną Agentką i Barbie Super Księżniczką! Taaa, nie przesłyszeliście się. Każde wyzwanie kwituje hasłem: „Mamooo, że ja nie zrobię? Jestem stalsakiem i Tajną Agentką!”. I idzie po śniegu na Kasprowym, choć wiatr ją przewraca, przemierza wyżyny i niziny, godziny marszu. Je warzywa na śniadanie, bo Super Księżniczki jedzą zdrowo! Robi salta i fixy. Przyjmuje bohaterskie pozy i umie, i może wszystko! W tej wersji podróżowanie z nią jest znacznie łatwiejsze i przyjemniejsze. Lenka kocha swoje lalki Barbie miłością największą. W tym roku została zaskoczona nowym super wysportowanym modelem Made To Move. Barbie nie siedzi na herbatce u koleżanek, ale korzysta z życia i aktywności fizycznych! Może przybierać przeróżne pozy dzięki 22 punktom zgięcia, więc szpagaty, pozycje jogi czy też inne ułożenia ciała są jej nieobce. A małe dziewczynki chętnie temu wtórują. Ubranka, które ma na sobie Lenka, to część kolekcji Barbie dla RESERVED Kids , która dostępna jest już na stronie internetowej marki (TU) oraz w sklepach stacjonarnych RESERVED. Przyznacie, że zachęca do aktywnego spędzania czasu. Ubranka są nie tylko modne, lecz także wygodne. Doskonałe na tańce, rolki, zabawy na trampolinie czy inne wygibasy. A my wraz z Barbie mamy dla Was KONKURS! Do wygrania 10 nagród głównych: – zestaw lalek Barbie Made to Move o wartości 400 zł brutto, – bon na zakupy w RESERVED o wartości 500 zł brutto. 50 nagród pocieszenia: – lalka Barbie Made to Move o wartości 100 zł brutto. Szczegóły konkursu —-> TU. POWODZENIA!  

Spacerem

Makóweczki

Spacerem

Szybka porcja energii o poranku

Makóweczki

Szybka porcja energii o poranku

Uporządkowałam sobie tydzień. Nie było łatwo. Mało Wam o tej szkole Maksa piszę chroniąc synka, jego kolegów i nauczycieli, ale szkoła okazała się niezwykłą rewolucją w naszym domu. Nagle zamiast 6-7 godzin spędzanych w przedszkolu miał 2-3 lekcje. To na 12 to do 11:30. Nie wiedziałam jak pracować… jak życie wpleść w te skrawki jego nieobecności. To wiozłam jednego, to drugą, to za chwilę odbierałam któreś pędząc dalej. Było ciężko, aż ktoś mądry doradził nam, żeby zatrudnić nianię. I tak oto mój 7,5-letni syn po raz pierwszy w swym życiu ma nianię. S. jest młoda, dziarska i wspaniale dogaduje się z synkiem. Spędza z Maksiem dwa popołudnia w tygodniu. Jeżdżą na rowerach, chodzą do parku, lub grają w planszówki. Pozostałe 3 dni opieką dzielę się z niezastąpionymi dziadkami. Ale piątek… piątek jest w 100% nasz. Rano wstaję wcześniej, żeby wyszykować synka na basen. Jemy sobie pyszne, energetyczne, niezapychające pożywne śniadanie. Synek pływać zaczyna jeszcze przed 9-tą, więc musi mieć siłę, ale bez nadmiernego przeciążenia brzuszka. Ostatnim hitem są batony z płatków owsianych i ciasta kruchego z dżemem, do których idealnie pasuje  Łowicz 100% Extra Gładki, pozbawiony wszelkich grudek, pestek, skórek, kawałków owoców. To smakowite, owocowe nadzienie, na przygotowanie którego nie musisz poświęcać dodatkowego czasu. Wystarczy nałożyć je ze słoiczka i gotowe! Śmiało można te batoniki zapakować do szkoły czy na piknik. Blaszka znika w kilka chwil. Szczególnie jak do kuchni wejdzie Pan Tata.   Składniki: – szklanka mąki – pół szklanki brązowego cukru – szklanka płatków owsianych – pół kostki masła (temp. pokojowa) – pół łyżeczki sody – szczypta cynamonu – słoiczek dżemu, 100% Extra Gładki Łowicz truskawka czerwona porzeczka   Przepis: Łączymy masło z cukrem (ręcznie lub mikserem), następnie powoli dodajemy mąkę, sodę i cynamon (cały czas ucierając). Dzielimy masę na 2 części (może być lekko sypka). Płatki gotujemy (lub zalewamy wrzątkiem jeśli są drobne). Jedną część kruchego ciasta wykładamy na blaszkę (ówcześnie wyłożoną papierem do pieczenia). Na to nakładamy dżem (na blaszkę jeden słoiczek) i przykrywamy drugą częścią kruchego ciasta. Na wierzchu delikatnie rozsmarowujemy płatki. Brzmi skomplikowanie? Przekonacie się, że przygotowanie batoników nie zajmuje więcej niż 10 minut :) Pieczemy około 30 min. w 180C.

4 rady jak odpowiednio ubrać dziecko na zmienną, wiosenną aurę

Makóweczki

4 rady jak odpowiednio ubrać dziecko na zmienną, wiosenną aurę

  Sprawa niby banalna, oczywista i błaha. Przecież każdy ubiera to na co ma ochotę. Jednak jeśli co rano, jak tysiące matek zastanawiasz się jak przez cały dzień będzie się układała pogoda i jak ubrać malucha na spacer czy do przedszkola/żłobka, nagle się okazuje, że temat może być problematyczny i powstaje jak co roku w okresach przejściowych dylemat z grozą w tle „jak ubrać dziecko na spacer?”.   Może się zdarzyć, że z domu wychodzimy o godzinie siódmej. Na termometrze 10C, na trawie rosa. W opcji spaceru lub gonitwy na autobus, nie jest nam do śmiechu jeśli coś się nam pomyli i zaufamy prognozom, mówiącym, że przez minutę w pełnym słońcu stopni ma być 21. Grozi to dygotaniem, szczękaniem zębami lub nagłą potrzebą przytulania (ta część jest akurat fajna).   Opcją drugą jest wyszykowanie dziecka jak na te 10C i oddanie go pod opiekę babci czy przedszkola. Czasami może przyprawić to nas o silnie nietęgą minę, kiedy o godzinie 14, kiedy jest naprawdę ciepło i pot leje się stróżką, nasz maluch zostanie przyprowadzony.. jak go wyprawiliśmy – w kurtce, czapce, kufajce i nausznikach.   Jak więc znaleźć złoty środek? Jak odnaleźć się w tej zmiennej aurze?   Cebulka style Kiedy pogoda jest niepewna najlepiej ubrać dziecko warstwowo. Umożliwi to nam szybką zmianę stroju w momencie, kiedy  się gorąco lub temperatura nagle obniży się. Maj słynie z burz, więc warto do wózka lub torby wrzucić lekki przeciwdeszczowy płaszcz. Odrzucamy grube swetry na rzecz koszulek z krótkim rękawem + lekkich bluz.   Uwierzcie mi na słowo. O tej porze roku czapki są naprawdę zbyteczne. Dajcie pooddychać dziecięcym włoskom ☺   Dobra komunikacja z dzieckiem… i opiekunem Dramat każdej mamy przedszkolaka: jakie ubrania zostawić w szkole o świcie, żeby dziecko w było ubrane stosownie, na spacerze w samo południe. Sprawa nie jest prosta, bo panie mogą nie zapamiętać koncertu życzeń każdego z rodziców. Dobrze jest więc od lat najmłodszych uczyć dziecka umiejętności samodzielnej oceny sytuacji cieplnej i poinformowanie nauczyciela o zgodzie na fakt, alby dziecko mogło się rozebrać kiedy będzie mu gorąco, mimo, że pani może się wydawać, że strój nie jest odpowiedni. Rozpinana bluza a pod spodem koszulka z krótkim rękawem będzie najlepszym pomysłem. W przedszkolu można zostawić także przeciwdeszczowy płaszczyk i kalosze.   Nie ma złej pogody na wyjście na dwór. Są tylko nieodpowiednie ubrania.   Lepiej lżej niż za grubo W naszym kraju wciąż nie za wiele osób w to wierzy, jednak przegrzanie jest bardziej niebezpieczne niż wychłodzenie. Lepiej, żeby nasze dziecko miało na sobie lekką koszulkę niż puchówkę „na wszelki wypadek” oraz czapkę zawiązywaną pod brodą. Uczmy się od zachodnich sąsiadów- bose nogi w 10C nikogo nie zabiły.   Potwierdzam z własnego doświadczenia. Moje dzieci co rano wybiegają w piżamach na trawę, trampolinę i kostkę i nie chorują praktycznie w ogóle. Nie dostają od tego nawet kataru!   Słuchajmy dziecka (dając pole do popisu jego samodzielności) Wyjdźmy przed wyjściem na podwórko lub balkon. Niech dziecko poczuje wiatr na skórze, krople rosy pod stopami. Niech chwilę zmarznie lub się zgrzeje i samo oceni czy chce się ubrać cieplej czy rozebrać. Pozwólmy mu popełniać błędy, będą na spacerze zabezpieczonym na opcję ‚zmiana zdania’ („zimno mi!”). Jak by nie było, na spacer wyjść warto. Takiego wybuchu przyrody, mocy zapachów, śpiewu ptaków nie uświadczymy już nawet za miesiąc. Ubierzmy się więc właściwie i… w drogę!”   Odpowiedzi na masę matczynych dylematów i rozterek znajdziecie na TEJ stronie. Wpis powstał we współpracy z producentem Ibum 

Wielkość ma znaczenie

Makóweczki

Wielkość ma znaczenie

Na rynku komputerów wymyślono i zrobiono już chyba wszystko. W zasadzie każde urządzenie z ekranem jest dzisiaj komputerem, a ich wybór jest naprawdę ogromny. Od mini smartfonów po ogromne telewizory smart. Ta różnorodność ma nam umożliwić dobór urządzenia do indywidualnych potrzeb przy konsumpcji elektronicznych treści. W tym całym „zamieszaniu” firma Lenovo zaprosiła nas do testu komputera Yoga 500. Przyznam, że podchodziłem do tego zadania bez większego entuzjazmu. Bo cóż nowego, innowacyjnego mogą zaproponować, skoro tak jak wspomniałem na rynku jest już wszystko. Po kilku godzinach spędzonych z Yoga 500 uświadomiłem sobie jak bardzo się myliłem… Niby to samo, a jednak inaczej Pierwsze zaskoczenie pojawiło się tuż po otwarciu pudełka. Nie czytałem wcześniej specyfikacji urządzenia, ale skoro miało to być połączenie komputera i tabletu to stawiałem na coś mniejszego. Wyciągniecie tego kolosa wymagało lekkiego napięcia bicków, ale udało się problemów. Po rozpakowaniu całości zrozumiałem, że to komputer all in one, coś jak nasz iMac, bo ma ekran, bezprzewodową klawiaturę i myszkę. Jednego mi tylko brakowało, gdzie są nóżki, podstawka pod ekran? Co prawda pudełko zawierało 4 tajemnicze elementy, które mogły być nóżkami, ale ostatecznie do niczego nie pasowały. Chwila konsternacji i znalazłem rozwiązanie – komputer nie ma oddzielnej podstawki, tylko coś rozkładanego w obudowie jako podpórka – ok to coś nowego. Po rozstawieniu sprzętu i zajęciu stanowiska roboczego pierwsze co się rzuca w oczy to inna perspektywa. Przez brak podstawki, ekran komputera dotyka powierzchni (czyli jest niżej), a do tego jest odchylony do tyłu pod kątem 75 stopni (maksymalny zakres podpórki). Jest inaczej, ale o dziwo dobrze, zwłaszcza przy oglądaniu wideo. Podsumowując wstęp mamy połączenie komputera stacjonarnego i tabletu, czy to rozwiązanie ma sens miało się okazać w praktyce o czym dalej. Przenośny komputer stacjonarny Zaprzeczenie ? Czemu nie, w dzisiejszych czasach tak się tworzy innowacje. Zazwyczaj stoimy przed wyborem – przenośny komputer (laptop) z mniejszym ekranem, czy stacjonarny z większym. Lenovo Yoga 500 może nie jest w pełni mobilny w rozumieniu w podróży, ale w obrębie domu jak najbardziej. Może mieć stałe miejsce na biurku, ale swobodnie można go przenieść w inne miejsce, używać na kolanach (jako tablet) czy na innym stole np. w kuchni. Nie musimy nosić w zestawie klawiatury czy myszki, ponieważ swobodnie obsługujemy sprzęt poprzez ekran dotykowy. No i na koniec najważniejsze, ten komputer stacjonarny nie wymaga podłączenia do sieci! Posiada wbudowaną baterię, która w pełni naładowana wystarcza do 3 godzin pracy. Wielkość ma znaczenie Ekran Lenovo Yoga 500 ma przekątną 21,5 cala (dwa razy więcej niż standardowy tablet). W pozycji stojącej, jako komputer musiałem odsunąć go na odległość ok pół metra, aby ogarnąć to co się dzieje na ekranie. Zresztą wspomniana perspektywa w sposób naturalny wymusza takie ustawienie. Praca w takim układzie nie budzi zastrzeżeń komfort jest conajmniej tak samo dobry jak w przypadku standardowych ustawień ekranu. Używanie Yoga 500 jako tabletu na początku lekko dezorientuje natomiast po chwili przenosi pojęcie „ekran dotykowy” w zupełnie nowy wymiar. Raport Mniejszości Na potrzeby swojego sprzętu Lenovo stworzyło autorski system Aura, którego możemy używać w trybie tabletu. System pozwala na przeglądanie obrazów, video, muzyki i…granie w gry. Do tego dostajemy sklep z aplikacjami dostosowanymi pod Yoga 500 i kilka appek dedykowanych pod ten sprzęt. Muszę przyznać, że nawigacja w Aura dostarcza dużo frajdy. System jest w pełni interaktywny, każdy element możemy przesuwać po pulpicie w dowolny sposób za pomocą dotyku,  zmieniać rozmiar, przesuwać i obracać.  Można używać dwóch rąk jednocześnie co przynosi nieco skojarzenia do Raportu Mniejszości, narazie jeszcze na ekranie, ale w przyszłości, kto wie :) Rozrywka! Lenovo Yoga 500 to komputer stworzony do rozrywki, i to przez duże R. Szczerze mówiąc, jak już spróbowaliśmy to do tej pory komputer nie powrócił do pozycji pionowej ;). Tutaj znowu duży dotykowy ekran zmienia wszystko czego do tej pory doświadczaliśmy na standardowej wielkości ekranach tabletu. Na 10 calach granie w gry tzw rodzinne, po kilku minutach zamiast jednoczyć, dzieli, bo do gry wchodzą łokcie i przepychanki. 10 cali to po prostu za mały ekran, aby komfortowo grać na nim w więcej niż 2 osoby. Za to 21,5 cala robi różnicę. Taki ekran to mnie więcej wielkość standarowej gry planszowej, do której nieraz zasiadaliśmy całą rodziną przy stole. Teraz możemy to robić z Yoga 500 przez co frajda jest jeszcze większa. W wielu grach, każdy gracz dostaje swój „róg ekranu” i nikt nikomu nie przeszkadza. Same gry dostępne w pakiecie z komputerem pochłonęły nas na wiele godzin. Niby wstyd się przyznać, bo przecież granie to taka „gorsza” strona rozrywki, którą trzeba ograniczać, a jak już gramy np. w planszówkę to ok. Tylko, że granie na Yoga 500 daje to co najlepsze z planszówek plus coś ekstra, mianowicie – emocje. Szczerze mówiąc wolę niech dziecko pogra dwie godzin z całą rodziną na takim sprzęcie, niż samo zamknie się w pokoju z tabletem na godzinę. Jest Joystick! Pamiętacie 4 tajemnicze elementy ze wstępu ? Na początku nie mogłem odkryć ich zastosowania. Dwa z nich okazały się być pionkami do gry w …hokeja. Takiego jak gramy na maszynach gdzieś na wczasach nad morzem, teraz możemy poczuć te emocje w domu, to czego przygrywa nam nastrojowa muza. Kolejne dwa pozostawały tajemnicą przez dłuższy czas. W końcu odpaliłem grę, której akcja działa się kosmosie. Na ekranie działo się bardzo dużo, głośna muzyka, dynamiczna akcja, latają jakieś samoloty, strzelają, niby same bo nie wiedziałem jak nimi sterować (ja nie wiedziałem, gracz z 30 letnim stażem). W pewnym momencie podświadomość kazała mi przyłożyć ów tajemniczy element na gumowym przelepcu do ekranu…i wtedy się zaczęło. Już wiedziałem do czego służy. To był rodzaj…joysticka! Przylepiony do ekranu pozwalał na sterowanie statkiem kosmicznym. Ok tym mnie kupiliście Lenovo, łezka w oku dla Was. Maks oczywiście nie wiedział o co chodzi, bo skąd miałby wiedzieć. Dla jego pokolenia istnieje tylko ekran dotykowy :) Wszystko co dobre… Żeby nie było tak różowo, komputer ten ma jeden poważny minus. Dostaliśmy go tylko do testów! Nie wiem kiedy nam go zabiorą, ale wiem, że będziemy za nim tęsknić. A może jak dostaniemy dużo lajków, to firma Lenovo pozwoli nam go zatrzymać, jak myślicie ? :)

Tajna nić porozumienia

Makóweczki

Tajna nić porozumienia

Odkrywasz to kiedy stajesz się mamą. Kiedy widząc swoje chore dziecko, leżące w łóżku czujesz ból i strach przeszywający całe ciało. Wiesz to martwiąc się nocami o to czy zjadło dziś wystarczająco zdrowo, czy jego rozwój jest prawidłowy. Umierając z tęsknoty po 2 dniach nieobecności. Wiesz to, kiedy wszystko jest nie tak, w domu syf i sterta talerzy w zlewie. Kiedy jest wrzask i hałas, a Ty najchętniej wysłałabyś się w lot na księżyc w jedną stronę. A na myśl o tym locie chcesz już wracać i brać te swoje maluchy w ramiona… Wiesz to wwąchując się w szyjkę, myjąc  malutkie zęby po raz tysięczny i dostając najsoczystszego buziaka na świecie. Planując wakacje i wyjazdy z dzieckiem, myśląc o nim w każdym momencie swego istnienia. Patrząc na ich szaleństwa z psem i radość z faktu rozstawienia trampoliny. Sprzątając ślady błota z podłogi i rozsypane płatki ze stołu. I łapki odbite na ścianie. Pojmujesz rozumiesz, doceniasz jak wielki kawał roboty wykonała… Twoja mama. Kiedyś to było oczywistością, że wstajesz rano, a na stole czeka śniadanie. Nie do końca wiadomo skąd ten chleb zawsze świeży, wędlina ulubiona i herbata posłodzona i pomieszana, dokładnie tak jak lubisz. Potem leniwy marsz do szafy, a tam do wyboru do koloru ubrań poprasowanych, w rządki poukładanych, wystarczy włożyć, a po szkole rzucić na podłogę. Skąd się tam brały? No z życia pewnie… Z codzienności. Z oczywistości.  W chorobie ktoś czuwał zawsze przy łóżku, z kubkiem mleka z miodem. Głaskał po włosach, opowiadał historie o wielkich podróżach. Nie wiadomo dlaczego, ale w nocy także tam była. Twarz trochę bardziej zmęczona, jakby się czymś martwiła i ze łzą w oku… Kiedy sypiała? Pewnie kiedyś indziej…  Obiad ciepły, dwudaniowy wzywał zapachem już z parteru. Deser też był zawsze, choć czasami budyń i wtedy to nie był dobry dzień. Wyjazdy, wakacje, spacery, wycieczki. Za rękę lub obok. Zawsze obok. Wstawała wcześnie rano każdy dzień dedykując swojej rodzinie. Była tłem i życiem domu zarazem. Jej praca była oczywistością, a jednak bez niej dom by umarł. Czytała książki, żeby wychowywać lepiej, inne takie niż my teraz bo i mody psychologów były różne. Ale chciała dać więcej niż sama dostała. Stworzyć nowego człowieka otoczonego miłością i wsparciem. Lepiej niż umiała, chciała bardzo… Więc prowadzała po lasach i łąkach pokazując przyrodę, ucząc nazw grzybów i drzew. Woziła po świecie, żeby skraść kawałek świata i zaszczepić  młodemu serceu miłość do gór, lasów i jezior. Dużo mówiła o sile i samodzielności kobiety. Żeby gonić za marzeniami, nie poddając się wiatrom. Być silnym jak skała, ale z gołębim sercem. Pokazywała jak się dzielić i dawać coś od siebie. Popełniła setki błędów, które bolały ją bardziej niż kogokolwiek… teraz to wiem. Rok temu napisałam: “Czym jest dla Ciebie macierzyństwo? – pytanie które wielokrotnie zadawano mi w wywiadach… Jakby tą pełnię uczuć dało się zamknąć w jednym zdaniu. Jakby dało się zważyć tą miłość, bliskość przywiązanie i wiedzę. Odpowiadam w wystudiowany sposób, że to dopełnienie, spełnienie. Najwspanialsza przygoda, której uczestnikiem jestem od ponad 7 lat. Bo jak inaczej opowiedzieć o małym, bezwładnym, pachnącym ciałku, które kładą Ci na pierś. O zaciśniętych piąstkach, pierwszym spojrzeniu. Niezliczonych  ilościach godzin, w których trzymałyśmy malucha na rękach karmiąc go. Jak opowiedzieć o bliskości która rodziła  się dniami, nocami, miesiącami poprzez każdy dotyk, kąpiel, łapkę umazaną w przecierze marchewkowym, wytartą w nasze świeżo uprane spodnie. Jak przekazać radość z pierwszego uśmiechu, kroczku, słowa. Jak w jednym zdaniu zawrzeć cały strach nocnego czuwania w chorobie, podawania syropków, trzymania spoconego, zapłakanego ciałka na szczepieniach. Czy da się opisać pierwszego, mokrego buziaka, wieczorne przytulanie, czy gonitwę pokąpielowych golasów. Rozmowy o sprawach bardzo ważnie błahych, z przejęciem i zrozumieniem. Wieczorne czytanie, przytulanie, a potem niczym kobieta – kot czy inny agent, wykradanie się z łóżka… żeby nie zbudzić. Żeby po 10 minutach już tęsknić za gwarem, zapachem, piskiem i uśmiechami. Nie ma tu nic sensownego, wytłumaczalnego. To ocean miłości z huraganami, zalewami sprzecznych sygnałów i emocji. Bo kto po dniu choroby dziecka, gdzie nie spał w nocy, biegał po lekarzach, podawał leki, gotował zupki, jednocześnie piorąc, prasując, sprzątając, tulił i nosił na rękach pół dnia. Kto po zakupach z 10 siatkami, kiedy dziecko też było nieść trzeba i jeszcze gonić bo uciekało, a potem rozebrać, umyć, nakarmić, żeby znowu rozebrać i znowu umyć i … Kto po takim dniu powie, że jego życie jest bajką i ma sens największy? Tylko mama…” Odkąd mam dzieci, połączyła mnie z mamą pewna nić zrozumienia. Tajna i silnie chroniona. Kiedy dzwonię do niej szlochając w słuchawkę słyszę jej westchnienie. Wiem, że rozumie i czuje mój ból strach i przerażenie. W dobrych chwilach cieszy się ze mną wspierając dumę i radość. Mam to szczęście, że będąc mamą poprawiam po niej ułamki, mając bazę niezwykłej miłości i wsparcia. Mamy swoją nagrodę odbierają każdego dnia- poranne buziaczki, grezmołkowate laurki z wielkim sercem, codzienne wyznania miłości i wtulone ramionka oddające swoje życie pod ich opiekę. Jednak od czasu do czasu warto gestem czy prezentem powiedzieć  pamiętam i dziękuję. I choć mamom należy się gwiazdkaz nieba i wszystkie skarby świata, biżuteria Pandora zatroszczyła się o to aby można było je realnie uszczęśliwić. Para kolczyków, pierścionek czy bransoletki z charmsami (smoczek lub napis ‚kocham mamę’) będzie codziennie przypominał, że ten trud i praca są w czyimś sercu. I że było warto… tak bardzo. KONKURS!!!   Napisz gdziekolwiek w Internecie (Facebook, Instagram, makoweczki.pl) dlaczego Twoja Mama jest wyjątkowa i za co cenisz ją najbardziej. Warunkiem wzięcia udziału w konkursie jest zamieszczenie #dlawszystkichmam Najciekawsze odpowiedzi zostaną nagrodzone biżuterią PANDORA. <regulamin>

Wyjątkowe prezenty dla starszaka i malucha!

Makóweczki

Wyjątkowe prezenty dla starszaka i malucha!

Jak co roku, staram się ułatwić Wam wybory zakupowe, siedząc godzinami i przesiewając ‚hity’ zabawkowe, które posiadamy, które użytkowaliśmy w przeszłości lub chcielibyśmy mieć. Zabawki inne niż maluchy dostają od cioć i babć ze sklepowych półek. Wyjątkowe, z charakterem. Postarałam się także o rabat dla Was. -10% w sklepie tulululi.pl na hasło MAKI do środy! Udanych zakupów życzę! :) Dziewczynka 1, 2, 3, 4 (opis TU), 5, 6   1, 2, 3, 4, 5, 6   Pomelo- TU     Chłopiec 1, 2, 3, 4, 5 1, 2, 3, 4, 5 Seria Lassego i Mat- TU Maluszek 1, 2, 3, 4 1, 2, 3, 4 1, 2, 3, 4 1, 2, 3, 4, 5

Makóweczki

Mogę być kim zechcę!

Kim obecnie chce być Twoje dziecko? Dziś, w tym dniu, tygodniu, miesiącu… Strażakiem, treserem dinozaurów czy baletnicą? Co poznało, odkryło, czego się nauczyło? Pewnie, tak jak ja, mogłybyście opowiadać bez końca… Piękna w byciu 4-6-latkiem jest ta wiara, że można zostać absolutnie i totalnie kimkolwiek się zechce. Ba, można być kilkoma osobami na raz. Dzieci nie widzą przeciwskazań aby w przyszłości być księżniczką, policjantką i lekarzem. Dla nich to wybór doskonały! Ich chłonne i czyste umysły nie rozkłądają na czynniki pierwsze obciążeń i obowiązków, które niosą ze sobą pewne profesje czy zawody. Kiedy mówią: „chcę być piłkarzem!” to oświadczają nam, że chcą grać w piłkę. Być może na dużym boisku, w świetle fleszy jednak wciąż chodzi o kopanie piłki. Co jednak jeśli dziecko ma tyle pasji, które tak szybko się zmieniają, że zaczynamy się w tym gubić? Do głowy przychodzi nam mentorska wizja „wybierz jedną rzecz, a potem się tego trzymaj”. Dziecko ma bezustanną chęć do odkrywania i eksplorowania świata. Jego zachwyt nad motylkiem, drzewem, grą, nową lalką, oraz wspinaczką wysokogórską może być porównywalny. Wszystko jest warte odkrycia, poznania, doświadczenia. Dlatego może się tak zdarzyć, że nasza pociecha ma ochotę chodzić na lekcje pianina, potem przerwać je na rzecz piłki nożnej, żeby następnie do nieprzytomności zakochać się w judo, czy budowaniu robotów. Często pasjonuje się wieloma rzczami na raz. I… to jest ok. Być może ty jako rodzic chciałbyś, żeby ta pasja zaprocentowała w przyszłości jakąś realną umiejętnością lub stała się płatnym zawodem. Jeśli jednak uważasz, że kilkulatek, świadomie podjął decyzję o tym, że chce zostać weterynarzem, możesz być w błędzie. Oznacza to raczej, że lubi zwierzęta. Głównie te ładne, które można pogłaskać. Naszym obowiązkiem jest umożliwienie mu poznawania i eksplorowania różnych dziedzin życia. Być może któraś z nich stanie się pasją na życie. Jest też taka szansa, że tak nie będzie. Jednak nic się nie ‚marnuje’. Dziecko zafascynowane różnymi dziedzinami sportu – będzie zdrowsze, sprawniejsze ruchowo! Maluch układający roboty i grajacy na pianinie staje się inteligentniejszy, ćwiczy umiejętność skupiania się i pracy w grupie. Pamiętajmy o tym pozwalając dzieciom podążać za ich naturalną ciekawością świata. Pewnie popełnią setki błędów i dwieście razy zmienią zdanie. Będą klaskać w dłonie i ocierać łzy z twarzy. Kiedyś jednak spojrzą nam w twarz i podziękują za wsparcie i pozwolenie na wolność. „Kto nigdy nie popełnił błędu, ten nigdy nie robił nic nowego.” – Albert Einstein KONKURS!!! Dla pasjonatów piłki nożnej mam niezwykły konkurs – Eskorta MasterCard. Jeden z tych, w których żałuję, że nie mogę wziąć udziału. Dwa bilety na Finałowy mecz Ligi Mistrzów w Mediolanie (przelot, zakwaterowanie, opieka oraz bilety na finałowy mecz dla dziecka i opiekuna) oraz udział dziecka w eskortowaniu piłkarzy na boisko!!! Przyznacie, że jest o co walczyć. Zasady są jasne i proste: 1. Musisz być lub stać się posiadaczem karty MasterCard lub Maestro 2. Posiadać dziecko w wieku lat 7 do 10 (mających wzrost od 105 cm do 135 cm) 3. Stworzyć krótkie video dziecka cieszącego się ze strzelonego gola 4. Umieścić filmik konkursowy w social media (na FP MASTERCARD (klik) lub na instagramie czy też twitterze z hashtagiem #MasterCardPolska) 4. Konkurs trwa do 20.05.2016 więc DO DZIEŁA! :)

Pomysł na mądre gospodarowanie żywnością.. w Kuchni Spotkań Ikea

Makóweczki

Pomysł na mądre gospodarowanie żywnością.. w Kuchni Spotkań Ikea

W ubiegły wtorek po raz drugi miałam przyjemność prowadzić warsztaty Zrównoważonej Kuchni Ikea w Kuchni Spotkań Ikea w Warszawie. Na tapecie było mądre gospodarowanie jedzeniem. Rozmawiałyśmy sobie o tym jak zrobić dania tak, żeby było to najbardziej ekonomiczne dla naszego portfela ale także dla środowiska poprzez zużycie możliwie najmniejszej ilości energii. Dziewczyny opowiadały o swoich patentach na dania jednogarnkowe, zapiekanki ‚z resztek’, ale także o mądrych zakupach przygotowywanych pod konkretne dania. Tak aby nic się nie marnowało. Na spotkaniu jak zwykle było gwarno i radośnie. Trochę jest w tym prawdy, że gdzie kucharek sześć.. co chwilę coś psułyśmy, zapominałyśmy doprawić, ale nikt nie miał do nikogo pretensji, bo było to nasze dzieło. Okazuje się, że jednak żadna z nas nie ma doświadczenia w gotowaniu dla 15-20 osób. Ale starałyśmy się najlepiej jak umiałyśmy. Podgrzewała nas ciepła i przyjacielska atmosfera, bo mam to szczęście, że dziewczyny, czytelniczki mam złote (bardzo Wam dziękuję za cudowną atmosferę spotkania)! Było tak: Oprócz sałatki (widocznej powyżej) postawiłyśmy na ‚czary z kaszy’. W planie były kotlety jaglano- mięsne z warzywami oraz jaglane brownie. Bo która z nas nie zna tej sytuacji, kiedy zamiast porcji kaszy nagotowała gar jak dla wojska. Każdemu się darzyło. Nam również i postanowiłyśmy  się spiąć i zagospodarować jak najpyszniej. Rozgrzałyśmy dwa piekarniki i na 2 piętrach poustawiałyśmy nasze dzieła. Z resztek jaglanki powstał nieplanowany, dodatkowy, nieplanowany deser (którego autorką była Ania- Okiemmamy.pl)  w postaci musu jaglanego, czekoladowego z orzechami. Coś wspaniałego! Jeśli macie ochotę przeżyć to razem z nami, zapraszam Was na następne spotkanie już 17 maja! A będzie to… pizza day! Zgłoszenia możecie wysyłać na mail blog@makoweczki.pl Do zobaczenia!

Z dziecka wyjmiesz tyle ile włożysz… nie więcej

Makóweczki

Z dziecka wyjmiesz tyle ile włożysz… nie więcej

W niedzielny poranek, kiedy to leniwie przeciągałam swe obolałe kości (znowu siadł mi kręgosłup), które poleżały na łożu dłużej niż zwykle, jako, że dzieciaki od sobotniego popołudnia przebywały u dziadków, dostałam powiadomienie o wiadomości na fanpage’u Makóweczek. Brzmiała ona tak: „Cóż to było za spotkanie (tu zdjęcia mojej córeczki zjeżdżającej z dmuchanej ślizgawki z jakąś dziewczynką) Cudowna Lenka zaproponowała Amelce, ze podczas pierwszego zjazdu weźmie ją za rękę żeby sie nie bała. Gdy kolejny raz Amelia zjechała juz sama bez pomocnej dłoni, Lena biła jej brawo, ze jest taka odważna  Musiałam Ci to napisać . Są powody do dumy.„ Najlepszy poranek z możliwych. Widziałam, że dzieciaki dnia ubiegłego pojechały z dziadkami na wesołe miasteczko i do parku. To pewnie tam Lenka poznała Amelkę. Jej zachowanie mnie wzruszyło  i owszem, byłam dumna. Potem pomyślałam sobie jednak o ważnej nauce i prawdzie o której zdarza się nam zapominać. Dzieci umieją dawać to, co same dostały. Czy to od rodziców, czy rówieśników. Nie da się z nich ‚wyjąć’ czegoś czego nie doświadczyły. Nie ma co oczekiwać zachowań, których nie poznały. Rok temu to Lenka była tą przestraszoną dziewczyną. Weszła na wielki dmuchaniec i… koniec. Bała się i zejść i zjechać. Brat i inne dzieci próbowały ją zachęcić, ale nic nie pomagało. Pierwszy raz skończyło się na tym, że ja wdrapałam się na dmuchaniec i zjechałam z nią. Drugi raz jakaś dziewczynka podała jej rękę i powiedziała, że będzie ok i zjadą razem. Tak już w tym macierzyństwie jest. Ile miłości, troski i dobrej nauki w nasze dzieci wpompujemy, tyle zaowocuje, za rok, dwa, dwadzieścia. Każdy gest, słowo, uwaga i uważność. To co zdaje się być niewidoczne i codzienne. Rzeczy wielkie i błahe. Wszystkie znajdują swoje miejsce i zastosowanie w życiu. Myślałam dziś o tym leżąc na kocyku. Zamknęłam oczy bo słońce mocno świeciło. Lenka, myśląc, że śpię, podeszła, pocałowała mnie w rękę, w usta, policzek, po czym odgarnęła włosy z mojej twarzy i do ucha szepnęła „jesteś taka piękna mamusiu… śpij dobrze”. To mniej więcej co wieczór robię kładąc ją spać. Outfit – 5.10.15

Magia Podlasia

Makóweczki

Magia Podlasia

Dwa tygodnie temu byłam na warsztatach fotograficznych w okolicach Katowic (>klik<). Szukając plenerów dyskutowałyśmy o urokach polskiej wsi na wiosnę.  I tak sobie pomyślałam, że mieszkam w jednym z najpiękniejszych zakątków mojego kraju, a na blogu tego nie widać wcale. Postanowiłam więc to zmienić i zapoznać Was z urokami Zielonych Płuc Polski. Kiedy więc trzeciego dnia, długiego majówkowego weekendu na Podlasie zawitało słońce, obraliśmy kierunek Narew i pojechaliśmy zwiedzać. Nie do końca wiedzieliśmy co, bo nie bywamy tam zbyt często (praktycznie nigdy). Już sama droga zapierała dech w piersiach. Dziesięć kilometrów za miastem paśliśmy oczy obserwując kwieciste łąki, zieleniące się lasy. Dzieci co chwilę wykrzykiwały „krowy! bociany!”… miejskie maluchy. Cel naszej podróży nie był dokładnie sprecyzowany. Miałam plan, że dojedziemy do maleńkiej podlaskiej wioseczki, pod domek z urokliwymi okiennicami i tam złapiemy kilka kadrów. Jednak przyroda już w podróży zachwyciła mnie na tyle, że do żadnej wioski nie dojechaliśmy, a wiosenna sesja odbyła się w szczerym polu. Ostatecznie maleńkimi, polnymi drogami dojechaliśmy do wioski Odrynki, którą wygooglowałam jako miejsce idealne na wiosenny spacer po narwiańskich bagnach. Nawet nie umiem opisać jaki czuję wstyd, że w tak bajecznym miejscu, położonym 50 km od mojego domu byłam po raz pierwszy. Tam pachniało ziemią, wodą, wiosną, życiem! A widoków nie dało się złapać aparatem. Tam trzeba być. Stąpać po wilgotnej ziemi, oddychać pełną piersią. Zdjęliśmy wszyscy butki i poszliśmy poczuć lato pod stopami… Ubranka Lenki – 5.10.15 sweterek – sukienka – rajstopy – baleriny

Kiedy taras jest za mały

Makóweczki

Kiedy taras jest za mały

Zrównoważona Kuchnia Ikea – warsztaty z MM

Makóweczki

Zrównoważona Kuchnia Ikea – warsztaty z MM

Każdy z nas głęboko wierzy, że jest osobą dbającą o środowisko i naszą planetę. Jesteśmy mistrzami teorii i kiedy spytałabym Was o to jak chronicie swoje otoczenie, to wiele z Was przyznałoby się do tego, że segreguje odpady i ma energooszczędne żarówki lub lodówki. Przypomnieć się jednak godzi… Jakiś czas temu zostałam zaproszona przez Kuchnie Spotkań IKEA, do zorganizowania warsztatów w duchu Zrównoważonej Kuchni / Zrównoważonego Życia z IKEA. Choć hasła brzmią górnolotnie i tajemniczo, cała idea sprowadza się do świadomego wykonywania codziennych czynności domowych czy zakupowych. Bez od razu parcia na bycie bio i eko, bez przywiązywania się do drzew ;). Ot, w życiu codziennym kiedy smażymy placki, idziemy po zakupy lub zmywamy naczynia. Małe wybory mają wpływ na środowisko, ale także nasz portfel. To nie są rzeczy wymagające, a szybko wchodzą w nawyk. Żeby używać przykrywek kiedy gotujemy, piec dwa dania, jak już mamy rozgrzany piekarnik, lub wody z mycia owoców używać do podlewania roślin. Czy też zakupy zrobić tak, żeby realnie je wykorzystać w ciągu 3 dni, najlepiej kupując konkretne produkty na zaplanowane dania. A z resztek przygotować jakieś danie odpadkowe czy to zapiekankę, czy resztkowe muffiny. Bez filozofii i zbędnego analizowania. Kiedy wejdzie nam to w krew odczuje to i nasz portfel. A jak było na warsztatach? Najlepiej! Niech mówią zdjęcia: Jednego mężczyznę tam miałyśmy… … więc jak coś mówił to skupienie było pełne. Najbardziej emocjonujący moment całych warsztatów. 17 łyżek wina do marynaty, a reszta… wiadomo :) „Otworzę masło orzechowe zębami, pewnie nikt nie zauważy!” Taaaa, #blogerembyć ;) Praca paliła nam się w rękach.. co widać na zdjęciu poniżej ;) Jeśli nie udało się Wam przybyć na nasze pierwsze spotkanie, nic straconego! Zapraszam Was już 10 maja na kolejne takie warsztaty. Ugotujemy razem coś pysznego, poplotkujemy, miło spędzimy razem czas. Zgłaszać się można mailowo – blog@makoweczki.pl w treści wpisując ilość osób potencjalnie obecnych, oraz kila słów o sobie :). Do zobaczenia w Kuchni Spotkań Ikea!

Hamburger DOM

Makóweczki

Hamburger DOM

Obiecałam Wam, że wyrobię się ze wszystkimi wpisami z Hamburga przed majówką,  jako, że kilkadziesiąt z Was napisało mi, że rozważa wycieczkę do Hamburga właśnie na początku maja. Więc oto jest ostatni, najmocniej wyczekiwany wpis z Hamburger Dom. Absolutny numer jeden we wspomnieniach i opowieściach dzieci. Wielki carnival, na którym dziecko dostaje oczopląsu i ciśnienie skacze mu od ekstazy, zaś przerażony rodzic wychodzi z nerwicą spowodowaną przerażeniem, żeby nie zgubić żadnej pociechy oraz puściutki portfelem. W opcji ‚bez szaleństw’ na siebie i dzieci wydałam 50E. Na luzie można spożytkować tam w 3-4h. 3/4x tyle. Atrakcji dla dzieci i dorosłych jest aż za wiele, a maluchy każdą karuzelą chcą przejechać się po piętnaście razy. Do tego masa przysmaków, gier i zabaw (oczywiście wszystko płatne). Finansowo- ból. Zdjeć nie mam zbyt wiele, jako, że szukałam wiecznie zagubionych młodych i odbywałam loty podniebne z Lenką. Z Maksem zaś, po raz pierwszy przejechaliśmy się rollercosterem (KLIK). Teraz jestem dumna, że to ze mną odbył swoją pierwszą nader szybką przejażdżkę, jednak w trakcie rajdu chciało mi się płakać i trzymałam kurczowo synka, żeby nie wypadł. A jak na pierwszej górce przestał krzyczeć (kto kocha szalone rollercostery ten wie,ze apogeum strachu jest wtedy, jak już przestajesz wydawać z siebie dźwięki), przyznałam sobie tytuł najgorszej matki roku. Szczęśliwie był to tylko pierwszy szok i potem wydzieraliśmy się po równo. Po zjeździe trzęsły mi się ręce i bolała szyja, a Maks, popłakał się o więcej (oj nie… meaby next time ;). Mimo tłumów, hałasu i euro płynących rzeką z Waszych kieszeni, to będzie rewelacyjne wspomnienie dla dzieciaków, ale i dla Was, więc wybierzcie się tam absolutnie koniecznie! O ile Wam się uda.. bo Hamburger dom pojawia się w Hamburgu 4x w roku i choć mój niemiecki ogranicza się do ‚haluuu’ i ‚ach zuuu’ to wyczytałam, że na majówkę wesołego miasteczka może nie być —-> KLIK :/ hamburger dom I jeszcze film :)

Porcja witamin w wersji fit

Makóweczki

Porcja witamin w wersji fit

To siódmy miesiąc mojej drogi do lepszej sylwetki. Jeśli myślicie, że się poddałam, to jesteście w błędzie. Po prostu wybieram drogę slow, która niweluje ryzyko efektu jojo. A przynajmniej tak sobie tłumaczę dłuższy zastój w spadających kilogramach ;). Ale nic nie idzie na plus, więc uznajmy, że jest dobrze. Jeśli miałabym fit – rok, zamknąć na bilansie -10kg i minus kilkadziesiąt w obwodach, to byłabym naprawdę zadowolona. Po starcie z samodzielną walką i średnio zdrową dietą, która o dziwo zadziałała, a którą (nie) opisywałam Wam TU, przeszłam na zdrowe i wolniejsze odchudzanie z dietetykiem.  Od razu muszę Wam napisać, że z dietetykiem dietę „bikini” lub „niedługo wakacje” powinno się zaczynać… we wrześniu. Dosłownie! Dietetyk nie będzie chętny odchudzać nas na szybko i na wariata. Jeśli dążycie do szybkiego efektu poszukajcie trenera, który rozpisze Wam dietę z pakietem ćwiczeń i regularnie będzie monitorował Wasze postępy. Ponoć można zgubić 5-10kg w 6 tygodni. Ale to nie u dietetyka. Ten będzie się martwił bardziej tym co po tych 6 tyg. nastąpi. A jest duża szansa, że zjecie własne dzieci ;) Wracając do diety. Dostałam pełną rozpiskę każdego dania. Posiłków miało być 4 + przekąska. I sok warzywny kiedy i ile chcę. I dziś kilka słów właśnie o nim. Bo gdybym miała jeszcze dwa miesiące temu powiedzieć, że jestem jego fanką to bym skłamała… baaardzo! Musicie zrozumieć, że mój pogląd o soku budował przez lata mój tata. A pił go tak – sok warzywny lub pomidorowy, cebula pokrojona w kostkę i przyprawy. Wymieszać i wypić chrupiąc. Traaaauma! Dodatkowo od ośmiu lat żyję z sokopijcą, Panem Tatą. Dla niego jedynym wyborem do picia w restauracji, na wyjściach czy do obiadu, jest sok warzywny. Nijak mi to nie pasowało jak on pizze sokiem zapijał. Więc kiedy dietetyk kazał mi ten sok pić i to kilka razy dziennie, nie wiedziałam jak się przełamać. Zwlekałam równy miesiąc, aż… weszłam kiedyś do sklepu, sięgnęłam na półkę po pierwszy lepszy i… tak zrodziła się miłość. Do tej pory nie wiem na jaki wtedy przypadkowo trafiłam, ale był pyszny, naturalny, dobrze doprawiony, taki mniaaam! Wcale nie bezsmakowa masa pomidorowa. Podzieliłam się odkryciem z mężem i od tego czasu mamy zawsze co najmniej kilka rodzajów soku warzywnego w tym pomidorowego w szafkach i lodówce. Pijemy je wręcz nałogowo. Tym bardziej, że soki nie mogą zawierać i nie zawierają żadnych sztucznych substancji, takich jak konserwanty, barwniki czy sztuczne aromaty. Sok śmiało stanowić pożywną przekąskę. Porcja soku warzywnego, czyli szklanka 200 ml zawiera około 48 kcal! A pomidorowego jedynie ok 36 kcal. Tyle co nic, a czym jak nie warzywami zapełnicie żołądek trwalej?  Dodatkowo to mega porcja witamin! Rewelacyjna w momencie kiedy mamy kawałek mięsa, lub inne danie jednogarnkowe czy też kaszowo – ryżowe, ale bez wymaganej w diecie porcji warzyw. Dodajemy szklaneczkę soku i w minutę dostarczamy organizmowi bombę substancji odżywczych, mikro- i makroelementów, antyoksydantów i błonnika w najzdrowszej wersji. Fit muffiny: – dowolne warzywa pokroić w kostkę – dodać ser feta lub mozarella – zalać jajkiem roztrzepanym z kilkoma łyżkami mąki i połową łyżeczki proszku do pieczenia (+przyprawy) – piec około 20 minut w 180C – zjadać popijając sokiem :) Okiem Pana Taty To prawda, jestem fanem soków warzywnych odkąd pamiętam. Jednak to nie była miłość od pierwszego…łyku. Na początku motywacją była po prostu dieta, potem odkryłem jego właściwości zdrowotne. Z czasem polubiłem jego smak, który urozmaicał mi większość posiłków. Sok warzywny oprócz tego, że jest zdrowy ma w moich oczach jeszcze jedną ważną zaletę – jest gotowy! Ogólnie lubię warzywa, o ile są już umyte, obrane i przygotowane do spożycia. Co jednak nie zdarza się często i wtedy na ratunek przychodzi sok. Często też wybieram sok warzywny zamiast ketchupu. Nie, nie polewam nim potraw, po prostu popijam co w rezultacie daje efekt podobny do ketchupu, a jest z pewnością o wiele zdrowszy. Materiał sfinansowany ze środków Funduszu Promocji Owoców i Warzyw

Warsztaty fotograficzne to zawsze dobry pomysł

Makóweczki

Warsztaty fotograficzne to zawsze dobry pomysł

Spontaniczna decyzja. Chwila odpoczynku w wannie, senne scrolowanie instargama i nagle zdjęcie na profilu koleżanki, wyjątkowo przykuwające uwagę. Podpisane, że z warsztatów jakiejś Moniki. Przejrzałam jej profil i po prostu wiedziałam, że muszę się do niej wybrać. Pamiętacie moje noworoczne postanowienia – edukacja fotograficzna + robienie czegoś dla siebie. Pędzona impulsem napisałam do Moni prośbę o informacje na temat ceny warsztatów i wolnych terminów. Nie miałam jeszcze aparatu pełnoklatkowego, ani do końca nie byłam pewna, że uda mi sie go do tego czasu zdobyć, ale ubzdurałam sobie, że mając konkretną datę warsztatu łatwiej mi będzie zmobilizować sie, odłożyć pieniądze i kupić sprzęt. Zadziałało! Ponad miesiąc później siedziałam w pociągu z nowym Canonem w plecaku, podekscytowana, jadąc na moje pierwsze w życiu, poważne, odpłatne warsztaty fotograficzne. Po drodze zgarnęłam moją ukochaną Angelikę. Przygód w drodze miałyśmy aż za wiele, bo najpierw zepsuł się samochód, potem spóźniłyśmy się na pociąg i jechałyśmy dookoła świata. Jajecznica w Intercity i widoki za oknem poprawiły nam humory. No i realnie odpoczywałyśmy, plotkując lub napawałyśmy się ciszą. Same warsztaty (>KLIK<), ahhh, jeśli macie ochotę poszerzyć swoją foto – wiedzę, to polecam w ciemno. Monia to ciepła, energiczna i szalona osoba. Patrzy kadrami, co chwile coś poprawia, macha rękami, prowadzi konia to w lewo to w prawo – paść ze śmiechu można. Ale serce – człowiek. Nauczy tyle ile umie, nie czaruje, nie cygani. A mamę to ma jak złoto – nie dość, że kiedy my się uczyłyśmy, zajmowała się dzieciakami to jeszcze obiad i ciasto zrobiła. Atmosfera, domowa, luźna, idealna do zdobywania wiedzy. No i tę wiedzę teraz przyjdzie mi pomału wprowadzać w życie, a póki co kilka kadrów z naszej sesji i ćwiczeń Photoshopowych (to mój pierwszy raz z tym programem). Spójności w tym nie szukajcie bo przerabialiśmy sobie różne ustawienia, akcje, maski i inne czary. Ale i tak wyszło nam naprawdę nieźle… Chyba ;) Więcej kadrów znajdziecie u Angeliki – ugotowani.tv A ja chwalę się jeszcze prezentem od Moni:

Hamburg Port i Miniatur Wunderland

Makóweczki

Hamburg Port i Miniatur Wunderland

Dwie flagowe atrakcje Hamburga- port i wycieczka statkiem oraz Miniatur Wunderland. Obydwie rzeczy można śmiało ustawić sobie na jeden dzień gdyż są położone blisko siebie. Kolejność NIE jest dowolna :). Za chwile napiszę Wam dlaczego. Zacznijcie śmiało od Miniatur Wunderland. Najpierw postoicie sobie w kolejce od kilkudziesięciu minut do kilku godzin. Następnie samo mini miasteczko okaże się atrakcją na, znowu od kilkudziesięciu minut do kilku godzin oglądania. Starajcie się nie skupiać na pierwszych gablotach nazbyt długo, bo dzieci – tak jak np. moje – znudzą się w połowie wystawy. O uroku Miniaturowego Miasteczka pisać wiele nie muszę bo przygotowałam Wam zdjęcia i film. Jest fantastyczne! Plusem miasteczka jest to, że na dole jest restauracja z naprawdę smacznym jedzeniem. Zjedzcie tam sobie porządnie, bo jeśli tego nie zrobicie, możecie mieć wyprawę statkiem podobną do naszej, czyli… 1,5h. płaczu „jeeesteeeem głoooodna!” i „umieeeeeram”. A statek płynie. Długo płynie. I płynie. A płacz narasta w siłę. Było naprawdę ciężko. I choć widoki były ciekawe i piękne, dzieci marzyły głównie o suchym lądzie i preclach. Przygotujcie się więc na wyprawę lepiej niż my :) Miniaturwunderland: „Nie dotykać eksponatów” yyy nie dotyczy Leny ;)     Hamburg Port. Wycieczka statkiem: