Płyn micelarny

Fragrance of beauty

Płyn micelarny

Orange suprise

Fragrance of beauty

Orange suprise

Fragrance of beauty

Kawa z innej perspketywy

Mówi się, że kawa szkodzi naszemu zdrowiu. Nie mówi się, że pomaga. Ja zaczynam nią prawie każdy swój dzień, a jej zapach uwielbiam co najmniej tak bardzo, jak męskie Bleu De Chanel. Mogę ją pić często pod warunkiem, że jest naprawdę dobra i odpowiednio mocna. Nie lubię, gdy podana jest w byle jakim kubku, filiżance. To czysto kosmetyczna kwestia, wiem, ale ja zwracam uwagę na takie rzeczy. Kawa w kubku z Duralex'u chyba nigdy nie będzie mi tak smakować, jak ta sama w białej filiżance z fikuśnym uszkiem. :) Niby wszystko ze mną w porządku, ale jak to czytam, to powątpiewam i wcale się nie zdziwię, jeśli Wy też zaczniecie. Przywykłam do tego, że kawa jest ze mną już od rana. Ledwo się obudzę, mruczę, że muszę kawy. Tak już mam, a wszystkie teorie, które próbują przekonać, że kawa jest paskudztwem, nie robią na mnie większego wrażenia. Zwłaszcza, że całkiem niedawno, przy okazji nauki, dowiedziałam się, że kawa nie jest taka zła. Zawiera przecież mnóstwo przeciwutleniaczy, odpowiedzialnych za spowalnianie procesu starzenia się! Ponadto, chroni nasze zęby przed próchnicą, a wątrobę przed rakiem. Zmniejsza ryzyko wystąpienia choroby Parkinsona, czy cukrzycy. Zapobiega migrenom, odpręża i, podobno zwiększa płodność u mężczyzn. :) To nic, że wypłukuje magnez z organizmu. Zawsze można sięgnąć po kostkę (no dobra, tabliczkę) czekolady! Mówiąc krótko: warto pić kawę, z umiarem. :) Pijecie? Jaką lubicie najbardziej?

Bezpodkładowe życie

Fragrance of beauty

Bezpodkładowe życie

Jeszcze do niedawna nie wyobrażałam sobie życia bez podkładu, fluidu i pudru. Byłam uzależniona od tych kosmetyków i rzadko kiedy pokazywałam się w wersji saute. Moja cera wymagała interwencji ciężkich podkładów ze względu na jej niejednolity kolor i blizny. Co prawda, nie wyglądała tragicznie, ale bywało, że musiałam zakryć to i owo. Krępowałam się nawet najmniejszych zmian zapalnych i w sumie trudno mi było zrozumieć, że nie są one aż tak widocznie.Dopiero kilkanaście miesięcy temu zmądrzałam i stwierdziłam, że czas skończyć z tymi produktami. Doszłam do wniosku, że to, co dzieje się z moją skórą jest w dużej mierze spowodowane używaniem podkładów. Niezależnie od tego, jaką miały formułę i do jakiej cery były przeznaczone - nie służyły mi. Moja cera ich nie lubiła i wariowała, gdy za wszelką cenę chciałam zmienić jej wygląd. Nie od razu udało mi się wyeliminować podkłady. Na początku było ciężko, dlatego używałam ich na zmianę z kremem tonującym. Dziś używam tylko jego. Co zyskałam? 1. POPRAWIŁA SIĘ KONDYCJA MOJEJ CERYCoraz rzadziej miewam problemy skórne. Nie martwię się, że moje czoło wygląda, jak pobojowisko, a ja, jak małolata. Stany zapalne ustąpiły, zaskórników jest coraz mniej, a pory z dnia na dzień są węższe. 2. WZRÓSŁ STOPIEŃ NAWODNIENIA MOJEJ SKÓRYGdy używałam podkładów, narzekałam, że mam suchą skórę. Okazało się, że to one przesuszały ją do granic możliwości. Badania skóry potwierdziły moje przypuszczenia - wszystkie produkty, które nakładałam na twarz celem zakrycia niedoskonałości, "wypijały wodę" z mojej skóry i niszczyły jej naturalną warstwę ochronną.3. ZAOSZCZĘDZIŁAMTego punktu chyba nie muszę tłumaczyć?:) Życie bez podkładów i innych kosmetyków tego typu jest dla mnie zdecydowanie łatwiejsze. Wystarczyło, że opamiętałam się w odpowiednim czasie i zrozumiałam, że naprawdę ich nie potrzebuję. Teraz w mojej toaletce leżą dwie pełne butelki podkładu. Na pewno sprawdzę ich działanie, ale choćby nie wiem jak były dobre - nie pozostanę im wierna. Nauczyłam się dawkować te paskudy i jest mi z tym wspaniale. A Wy, wyobrażacie sobie życie bez podkładów, pudrów i tym podobnych?

Fragrance of beauty

Wizyta w Instytucie Urody

Niedawno otrzymałam zaproszenie do Instytutu Urody Abacosun, a w miniony piątek postanowiłam je zrealizować. Do mojej dyspozycji pozostawiono dwa zabiegi. Jeden na twarz (z wykorzystaniem kosmetyków marki Leorex), jeden na ciało (therapy cool). Obu byłam bardzo ciekawa, a dziś, gdy jestem już po, nie umiem zdecydować, który był przyjemniejszy. :) Jesteście ciekawi na czym polegały? Odpowiedź znajdziecie czytając ten post. Zapraszam do lektury. ;)Na spotkanie szłam bardzo chętnie. Wiedziałam, że tym razem nie muszę obawiać się żadnego bólu. Miałam nadzieję na stuprocentowy relaks i mile spędzone popołudnie. Tak też było. Instytut opuściłam uśmiechnięta, wypoczęta, z apetytem na więcej. Z pewnością przyczyniły się do tego zabiegi, ale trudno nie wspomnieć o przemiłym personelu i atmosferze, jaka panowała w tym miejscu. Ania - kosmetyczka, z którą spędziłam kilka piątkowych godzin, zadbała o mój komfort i wyczerpująco odpowiadała na każde pytanie.Zabieg twarzy rozpoczęłyśmy od dokładnego oczyszczenia cery żelem Leorex Up-Lifting Wash; peelingu kawitacyjnego i oxybrazji. Ania nałożyła też na moją twarz odpowiednio dobrane kosmetyki: krem, ampułkę, maskę liftingującą z aloesem, witaminą E i retinolem, a także żel pod oczy wzbogacony kwasem hialuronowym oraz witaminami A i C. Obawiałam się trochę, że mojej buzi nie spodoba się taki eksperyment i odpłaci mi pięknym za nadobne, ale nic z tych rzeczy. Wygląda rewelacyjnie i już zaczynam myśleć o kolejnej podobnej kuracji. ;) W międzyczasie relaksowała się też reszta mojego ciała. Zawinięto je w specjalny kombinezon, przez który naprzemiennie przepływał zimny i ciepły płyn. Poddawanie mojego ciała zmianom temperatury miało na celu: poprawę cyrkulacji krwi, dotlenienie, nawilżenie i odżywienie tkanek, ujędrnienie, detoksykację i wiele innych. Śmiałyśmy się z Anią, że to coś a'la sauna w pigułce. :) Chociaż przyznam szczerze, że jeszcze w żadnej saunie nie czułam się tak odprężona. Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieć możliwość skorzystać z usług Instytutu Urody Abacosun, to polecam wziąć pod uwagę zabieg Therapy Cool. Świetna sprawa! Gwarantuję, że się Wam spodoba. ;) A może już znacie tę kurację?;)

Fragrance of beauty

Ostatnie dni w zdjęciach

Bardzo lubię czytać posty, które przedstawiają zdjęcia minionych weekendów, tygodni lub dni. Sama nie wiem dlaczego. Wydaje mi się, że są małą odskocznią od poruszanych zazwyczaj tematów i wprowadzają  pewnego rodzaju niesamowitą atmosferę. Jest swobodnie, czasem zabawnie. Dziś przedstawię Wam swoje 'topowe' zdjęcia, które udało mi się pstryknąć w ostatnim czasie. Macie ochotę je zobaczyć?:)Uwielbiam fotografować mojego psa. Problem w tym, że Pluto tego nie lubi. Naprawdę. Za każdym razem, gdy wyciągam aparat, on ucieka do innego pokoju albo zwyczajnie - chowa głowę między łapki, tak, żeby nie było go widać. Mama śmieje się, że ma to po pani. Być może. Ja nie mogę tego przeboleć. Pluto jest niezwykle uroczy, a przy tym tak słodki, że po prostu czuję potrzebę robienia mu zdjęć i uwieczniania spędzanych z nim chwil. Na fotografii, którą widzicie u góry, oblizuje się po obiadku. Na moje szczęście, nie zdążył się schować. :)1. W tym roku skończę 24 lata, ale przysięgam, czasem nie mogę pohamować swoich dziecięcych pragnień. Piżama, którą widzicie na zdjęciu to mój nowy nabytek. "Patrzyła" na mnie tak długo aż wreszcie ją kupiłam. Zgodnie ze swoim sumieniem, stwierdziłam, że będzie jak znalazł do nowego mieszkania. Wierzcie mi lub nie, ale leży w szafie i czeka na swój debiut. :)2. Tak, jak kilka dni temu obchodziłam Dzień Kobiet, mogę obchodzić całe życie. Wszyscy bliscy wokół, sałatka grecka i kwiaty od ukochanego to coś, co zdecydowanie najbardziej wpłynęło na mój nastrój. :) M. nie mógł się zdecydować, jakie kwiaty kupić, więc przytaszczył ze sobą i jedne, i drugie. Bardzo mnie tym rozczulił. ;)3. Nareszcie zakwitł mój storczyk. Myślałam, że już czas go wyrzucić, a tu proszę. Uwielbiam te rośliny. ;) Wydaje mi się, że najpiękniej zdobią pomieszczenia. Oby mu się żyło jak najdłużej! A co. ;)4. Jest w tym zdjęciu coś, co lubię, i coś, czego nienawidzę. Nie wiem sama czy bardziej denerwuje mnie zbyt prosto ścięte pasmo włosów obok twarzy, czy mój wyraz twarzy. Hm, czy ja nie mam dziwnie opadających oczu (brwi są wynikiem zmytej pięć minut wcześniej henny)? Kolor tej pomadki jednak uwielbiam. Być może poświęcę jej niedługo osobnego posta. ;) Chcecie?Tymczasem uciekam do kuchni. Tam czeka na mnie zapiekankowa misja. Wieczorem pewnie Top Chef, bo cholerka - uzależniłam się od tego programu. A Wy, jakie macie plany na dziś? :)

Fragrance of beauty

Ekologiczny eliksir

Odkąd bardziej świadomie dbam o swoją cerę, baczniej przyglądam się różnym specyfikom. Wiem, że eksperymentowanie z różnymi produktami wzmaga kapryśność mojej skóry. Mniej więcej rok temu diametralnie zmieniłam swoją pielęgnację twarzy. Od tamtego czasu, wyznaję zasadę - 'less is more' i naprawdę widzę efekty. Starannie dobieram to, co na nią nakładam i raczej odmawiam nowym, niesprawdzonym cudom. O serach, eliksirach i innych olejkach słyszałam sporo. Chciałam wypróbować, ale przekonanie, że lepiej nie ryzykować, było silniejsze. Dopiero dzisiaj kupiłam Energizing Face Oil (Vitamin C + Argan Oil) ze Starej Mydlarni. Zachęcił mnie krótki skład i pozytywne opinie. Muszę przyznać, że choć jestem coraz bardziej zadowolona ze stanu swojej skóry, to nadal nie odpowiada mi to, że jest słabo nawodniona. 5 punktów w skali 10 mnie nie satysfakcjonuje, dlatego podjęłam odpowiednie kroki i, mam nadzieję, niebawem zauważę pierwsze rezultaty.Wg Producenta, energetyzujący olejek do twarzy to doskonałe połączenie aktywnych antyutleniaczy: witaminy C i E oraz oleju arganowego. Podobno skutecznie chroni skórę przed wolnymi rodnikami; rozjaśnia i wzmacnia naskórek; zmniejsza przebarwienia i pobudza komórki do produkcji kolagenu. Mnie najbardziej zależy na wzmocnieniu i rozjaśnieniu skóry oraz spłyceniu zmarszczek wokół oczu. Nie będę ukrywać również, że trochę się obawiam tego kosmetyku. Pomimo tak pozytywnych zdań na jego temat, martwię się, że olejki w ogóle nie będą mi służyły. Okaże się. A może Wy mieliście do czynienia z tym maleństwem?

Fragrance of beauty

Miętowa wiosna

Nie wiem jak u Was, ale u mnie właściwie jest już wiosna. To dopiero koniec lutego, a ja schowałam już do szafy zimową kurtkę i zaczęłam rozglądać się za lekkimi butami. Świecące słońce i ciepłe powietrze wynagradzają mi wszystko, a mój humor z dnia na dzień jest coraz lepszy. Jako, że jednak ciągle czuję niedosyt, przywołuję wiosnę lekkimi, pastelowymi kolorami. Dziś wrzuciłam do koszyka miętowy lakier do paznokci - Golden Rose. Nigdy nie miałam żadnego z serii Rich Color, a podobno są naprawdę świetnej jakości. Wiecie coś o tym?Przyjemniaczek ma numer 44 i jest jedynym miętowym lakierem w mojej kolekcji. Myślę, że będzie często gościł na moich paznokciach, bo wygląda niesamowicie. Jest lekki, dziewczęcy i bardzo mocno kojarzy mi się z wiosenną pogodą. W rzeczywistości wpada w zieleń, na zdjęciach w błękit. Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia co jest powodem aż takiej różnicy w kolorze. Bądź co bądź, to jeden z ładniejszych pasteli, jakie przyszło mi "nosić" ostatnimi czasy.Co o nim sądzicie? Podoba Wam się? Ja czaję się teraz na inne lakiery w tak stonowanych i subtelnych kolorach.  Mam chrapkę na jakiś koral. ;) Jeżeli możecie coś polecić, to będę wdzięczna.

Fragrance of beauty

Wodne wyzwanie

Pamiętacie wyzwanie, o którym pisałam w "weekendowym" poście? Postanowiłam, że opowiem Wam o nim dopiero wtedy, gdy nadejdzie poniedziałek, a ja nadal będę wytrwała i zmotywowana do osiągnięcia celu. Udało się! W miniony czwartek pomyślałam sobie, że świetnie byłoby, gdybym w końcu nauczyła się pić więcej wody. Wstyd się przyznać, ale do niedawna nie piłam jej prawie wcale. Założyłam, że zacznę zastępować nią wszystko to, co do tej pory w siebie wlewałam, by ugasić pragnienie (czyt. nieszczęsną colę, soki i inne słodkie, kaloryczne płyny). Na razie idzie mi świetnie.Zanim rozpoczęłam ten projekt, byłam przekonana, że mi się nie uda. Wiem, że dobre nastawienie to połowa sukcesu, ale ja siebie znam. Nie raz i nie dwa, bezskutecznie rzecz jasna, próbowałam zmienić coś w swoim życiu. Tym razem upór i chęć walki ze złymi nawykami biorą górę nad brakiem wiary we własne możliwości, co sprawia, że jestem niewyobrażalnie z siebie dumna. :) I nie, to nie jest początek odchudzania. Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że akcje, pt: "od dziś nie jem słodyczy, a od jutra ćwiczę" w ogóle na mnie nie działają. Prędzej czy później i tak się poddaję, a sfrustrowanie i żal do samej siebie wypełniają mnie wówczas po brzegi.Czego oczekuję, i co zamierzam? Chcę zacząć odżywiać się świadomie, a przede wszystkim ograniczyć spożywanie cukrów. Chcę (możliwe jak najczęściej) rezygnować z tego, co sieje spustoszenie w moim organizmie. Chcę nauczyć się panować nad swoimi słabościami. Zamierzam być konsekwentna, ale łaskawa. Wiem, że zbyt restrykcyjne podejście do sprawy, może przynieść odmienny efekt od oczekiwanego. Zaczęłam od wody, ale mam zamiar poszerzać ten projekt o kolejne wyzwania. Jeżeli w połowie marca nadal będę walczyć, to na pewno Wam o tym napiszę. :) Mam nadzieję, że moje wodne postanowienie będzie trwało jak najdłużej. O tym dlaczego warto pić wodę możecie przeczytać tu - klik. Trzymajcie za mnie kciuki! :) Jest tu ktoś, kto się do mnie przyłączy? Pamiętajcie: razem raźniej!

Perfekcyjny demakijaż

Fragrance of beauty

Perfekcyjny demakijaż

Say to spring!

Fragrance of beauty

Say to spring!

DOVE - co warto mieć?

Fragrance of beauty

DOVE - co warto mieć?

Fragrance of beauty

Pielęgnacja skórek

O tym, że dłonie powinny być naszą wizytówką, słyszałam już w podstawówce. Zrozumiałam wtedy również, skąd szał na zadbane paznokcie ich okolice. Nie wystarczy przecież pomalować ich ulubionym lakierem. Narastające skórki mogą wszystko zepsuć. Od niepamiętnych czasów mam z nimi sporo problemów. To nie tak, że zaniechuję problem i lekceważę wygląd swoich dłoni. Bez przerwy szukam czegoś odpowiedniego, eksperymentuję. Niestety, jak na złość, do tej pory żaden kosmetyk nie był wystarczająco dobry, aby pielęgnowanie stało się procesem łatwym, przyjemnym i skutecznym.Cuticle Remover od Sally Hansen to żel, którego zadaniem jest usunięcie skórek wokół paznokci, a także zgrubiałego naskórka. Podobno wystarczy kilkanaście sekund, aby rozprawić się z problemem na dobre. Producent przekonuje też, że rewolucyjna formuła nie tylko zadba o skórki, ale również nawilży i złagodzi powstałe podrażnienia.Niestety, ja mam trochę inne zdanie. W moim odczuciu ten żel nie robi nic, co powinien. Nie usuwa skórek, ani nie ułatwia ich usuwania. Rzeczywiście jest łagodny i nie powoduje podrażnień, ale nie kupowałam go po to, by leżał w szufladzie mojej toaletki. Próbowałam go polubić i znaleźć jego zalety, ale nie udało mi się. A szkoda. Obietnice producenta były zachęcające. Do tej pory nie zawiodłam się na żadnym kosmetyku od SH. Byłam pewna, że ich cena jest adekwatna do jakości. Być może, aczkolwiek za ten żel nie zapłaciłabym ponownie nawet 5zł (cena regularna ok. 30zł/29,5ml).Jeżeli znacie jakieś ciekawe i pewne sposoby na pozbycie się skórek wokół paznokci, koniecznie mnie z nimi zapoznajcie! :) 

Pielęgnacja twarzy olejem ryżowym

Fragrance of beauty

Pielęgnacja twarzy olejem ryżowym

Wykreślanka

Fragrance of beauty

Wykreślanka

Depilacja laserowa moim okiem

Fragrance of beauty

Depilacja laserowa moim okiem

Pianki do mycia twarzy z La Roche-Posay

Fragrance of beauty

Pianki do mycia twarzy z La Roche-Posay