Na wstępie musimy ustalić jedną zasadniczą kwestię – specjalistą od oszczędzania to ja niestety nie jestem;( Naszym domowym budżetem zajmuje się mój Mąż, który na co dzień pracuje w finansach. Dla mnie pieniądze są środkiem ułatwiający codzienne życie. Nigdy nie traktowałam ich również jako cel sam w sobie. W czasach kiedy zafascynowana starym kinem, z podziwem śledziłam losy Merilyn Monroe, zapamiętałam jedną z jej wypowiedzi, której przekaz brzmiał w rodzaju: “Pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy”- i to zdanie szybko stało się również moją domeną. 

Trochę mi wstyd. A już najbardziej, że przeczyta to mój Mąż. Otóż przygotowując się do napisania tego artykułu, w końcu musiałam przyznać sama przed sobą: NIE POTRAFIĘ DOBRZE GOSPODAROWAĆ PIENIĘDZMI. Co więcej słabo kontroluję bieżące wydatki a już najgorzej radzę sobie z oszczędzaniem…Żeby nie było jednak aż tak źle do końca… to jest też i druga strona medalu: znam się na zarabianiu i do tego mówiąc nieskromnie od zawsze miałam intuicję i smykałkę.

Znajomy, usłyszawszy o moich przygotowaniach do stworzenia artykułu, polecił mi książkę, bestseller “The Wall Street Journal” Bogaty Ojciec, biedny ojciec – książka która brutalnie i dosłownie wytknęła mi wszystkie przewinienia związane z wydatkami. Kolejnym krokiem była prasa branżowa, a w niej milion sposobów na oszczędzanie. Większość z nich to naprawdę cenne i sensowne wskazówki, a ja – jak na pilnego ucznia przystało, wynotowałam sobie listę reguł i zasad codziennego oszczędzania.

Uświadomiłam sobie jak wieloma złudzeniami kieruję się na co dzień. Przykład? Zakupy jako forma poprawy humoru. Myślimy sobie: “Rety tyle pracuję, chyba mogę sobie pozwolić na…”, “Jak nie teraz, to kiedy? Życie jest tak krótkie”, albo zupełne nieprzywiązywanie wagi do małych kwot: “5 zł za kawę, 10 zł ciasto – to przecież nic nie zmieni, w zamian za chwilę przyjemności”. Tymczasem zsumowanie tygodniowe wszystkich małych kwot pewnie nie wywrze na nas wielkiego wrażenia, za to już w podsumowaniu rocznym, czekać może na nas okrągła suma.

Znalazłam doskonałe doświadczenie pt.” eksperymentem Marshmalow”, które w 1972 roku przeprowadził Walter Mischel na grupie przedszkolaków, a które to badanie doskonale obrazuje nasz schemat działania pod wpływem impulsu. Zadanie było proste: możesz zjeść słodycz teraz, albo poczekać 15 i wówczas otrzymasz takie dwie. Zresztą zobaczcie sami:

Z logicznego punktu widzenia, opłacałoby się poczekać, a jednak pokusa chwili w niektórych przypadkach okazała się silniejsza. Dylemat: mieć teraz, czy poczekać chwilę i zyskać więcej – w najbliższym czasie będzie mi towarzyszył na co dzień. Pomyślałam, że trochę szkoda, że tyle pieniędzy miesięcznie przecieka mi przez palce, a ja na dobrą sprawę nie jestem w stanie powiedzieć na co dokładnie je wydaję. Postanowiłam przyjrzeć się przede wszystkim swoim wydatkom i tak przygotowując się do eksperymentu przez okrągłe 30 dni zbierałam wszystkie paragony, rachunki, kwity, faktury, którym teraz zamierzam się szczegółowo przyjrzeć.

Dodatkowo, dowiedziałam się o bardzo popularnej i skutecznej metodzie zarządzania domowym budżetem. Nazywa się “systemem słoiczkowym” i polega na dzieleniu naszych dochodów na 6 słoików.

  •    Pierwszy to 55% naszego miesięcznego wynagrodzenia. W nim winny mieścić się pieniądze na rachunki, ubrania, jedzenie, paliwo do samochodu.
  •    Drugi o wartości 10 % dochodów to pieniądze których nie wolno wydać. Są to lokaty bankowe, inwestycje, innymi słowy są topieniądze które mają finalnie zapracować na naszą wolność finansową.
  •    Do trzeciego słoika powinniśmy umieścić kolejne 10 % w których mieszczą się tzw. “wydatki nieprzewidziane” jak naprawa czy nieplanowany remont
  •    Kolejne 10% w czwartym słoiku, powinno zostać przeznaczone na nasze przyjemności, hobby, ekstragadżety i rozrywki.
  •    10% z piątego słoika zaleca się przeznaczyć na edukację. W tym może być zarówno szkolenie nasze jak i kształcenie Dzieci.
  •    Ostatnie 5% autor systemu słoiczkowego T. Harv Eker sugeruje przeznaczyć na cele charytatywne, tłumacząc jednocześnie, że “celem wolności finansowej jest również możliwość pomagania innym”.

Metoda słoiczkowa jest dla mnie dużą inspiracją w kwestii zarządzania domowym budżetem. Tym bardziej, że nie specjalnie przepadam za tabelkami w Exelu. Autor systemu zaznacza jednak aby ilość procentową dopasować do realnie ponoszonych kosztów. Taka analiza jest jednak możliwa tylko dzięki zbieranym paragonom przez ostatnie 30 dni. To tyle teorii. Kolejny miesiąc pokaże czy kontrolując codzienne wydatki, uda mi się zaoszczędzić choć trochę;)