środa, 9 kwietnia 2014

Warsaw Fashion Weekend, czyli nie wszystko złoto, co się świeci ;)



     Wyjazd na WFW okupiony został ogromnym stresem. Zbiegło się dość niefortunnie parę okoliczności - konieczność wynajmu mieszkania, bo okazało się, że nasze przyjaciółki albo wyjeżdżają na ten weekend, albo mają zaplanowanych już gości.. Podróż do Warszawy autem z uszkodzoną oponą wmagała przystanków co niecałe 100km, a na końcu czekała absolutnie okropna, okropna niespodzianka! Prawdopodobnie, gdybym została z tym sama, dawno bym się załamała, ale - co dwie głowy to nie jedna :D Obróciłyśmy wszystko w żart i po raz kolejny uruchomiłyśmy wszelkie pokłady naszej kreatywności. I cóż - zaskoczyłyśmy same siebie :D




     Ale od początku! Ledwo wróciłyśmy z jednego wyjazdu (Misz-Masz w warszawskim Blue City) musiałyśmy szykować się na drugi, stokroć - w moim pojęciu - większy. Trzydniowy! Gdy zobaczyłam plakat Warsaw Fashion Weekend, odjęło mi mowę. Miałybyśmy wziąć udział w TAKIM wydarzeniu? Kojarzyło mi się z najwyższym gatunkiem modowych imprez, dodatkowo - kocham duński design, minimalizm, a to miała być właśnie duńska edycja. A jak zobaczyłam jeszcze, że swoje pokazy będą mieć tam Zień i Strużyna... zwariowałam. Zestresowałam się na max, co poskutkowało gorączkowym zamawianiem wizytówek, toreb, banerów reklamowych NA JUŻ, organizowaniem stoiska itp, itd... Ze stresu miałam wręcz problemy ze snem (wiem - wydaje się to nieprawdopodobne, a jednak ;) ). Skoro na każdej dotychczasowej imprezie sprzedałyśmy tyle i tyle, to tu musiałyśmy przygotować 3x więcej, a nawet - jeszcze więcej, bo prestiż imprezy był inny. Chciałyśmy pokazać się z najlepszej strony. Szaleńczo szyłyśmy zatem pierdyliard nowych uszytków naraz, sukienki, spódniczki, nowe czapki, itp, itd... Gnębiłyśmy znajome krawcowe, by nam pomagały i w piątek, 4 kwietnia, byłyśmy zwarte i gotowe. Ok 65 wzorów apaszek. 12 poduszek. Kocyki, sukienki, czapki, spódniczki, bluzy, spodnie w rozmaitych rozmiarach i kolorach. Kilkanaście bambamów, świnek, małpek, leniwców, koników... Dumne z siebie, po podróży z niemałymi przygodami, wysiadłyśmy w Warszawie, odebrałyśmy klucze - i padłyśmy jak kawki... obudziłyśmy się o 13.30. Nie, to złe słowo. Ze snu wyrwało mnie niejasne poczucie, że zapomniałam o czymś. O czymś cholernie ważnym.
Przerażona, dosłownie z okrzykiem usiadłam na łóżku, zerwałam tym samym Martę.

- Marta.. wzięłaś stół?
- Jaki stół!? Przecież ty miałaś wziąć stół!
- Ale pakowałaś się na końcu do auta! Widziałaś, by gdzieś walał się po bagażniku!? - prawie płakałam już ze złości na siebie..

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! O 16 miałyśmy najpóźniej być na miejscu, jest prawie 14, a tu jesteśmy w obcym mieście, bez samochodu (bo nasz transport zawinął się do Łodzi, dalej ;) ) Z NICZYM! Cały pierdyliard uszytków miał... zostać w walizkach!? Niedoczekanie! Zaczęłyśmy na zmianę śmiać się i płakać, ze stresu żołądek zwinął mi się w kulkę, ale już po chwili zaczęłyśmy gorączkowo myśleć.. w mieszkanku była szklana ława, ciężka jak samo zło, poza tym nie ma mowy, bym wzięła odpowiedzialność za szklany stół... Rozglądałyśmy się po mieszkaniu, próbując z walizek zmontować naprędce stoisko, żeby wyglądało jako tako atrakcyjnie... I nie ma opcji, wygląda okropnie, poza tym jest za niskie.
Nagle nasze oczy padły na szafę. A w szafie stała ona. Rozwiązanie naszego problemu :D

SUSZARKA DO UBRAŃ!

Marta z początku odniosła się do mojego pomysłu bez entuzjazmu, ale ja już robiłam swoje ;) Rozłożyłam suszarkę, taką najzwyklejszą na świecie, za 30zł, a na niej rozłożyłam znalezioną również w szafie... poszewkę na kołdrę z IKEI :D Udrapowałam ją na suszarce, zakrywając to, co musiało zostać zakryte, zawiesiłam na tym baner... JEST! Udało się :D Juppi!.. Odetchnęłyśmy z ulgą i już chwilę później maszerowałyśmy do bramy z ogromnymi walizami, torbami i z suszarką pod pachą... Mam nadzieję, że właściciel mieszkania nie czyta tego posta, a jak czyta, to pozdrawiamy serdecznie :D Ale co o nas musieli myśleć jego sąsiedzi... haha :D
Nie muszę chyba mówić, jak strasznie się zestresowałyśmy na widok hali EXPO.. widziałyśmy piękne instalacje innych wystawców, a my z tą suszarą, jak dwie wieśniary, naprawdę... Ale nie mogłyśmy sobie palnąć w łeb, to trzeba się było uśmiechać :D Rozkładając suszarkę i instalując na niej poszewkę (wzór znajomy połowie ludzkości zapewne) czułam się niewymownie głupio, ale miałyśmy fantastyczne wsparcie - na miejscu poznałyśmy bowiem świetnych ludzi, którzy zamiast szydzić, podziwiali naszą kreatywność suszarkową :D Pozdrawiamy serdecznie - Acumibaby, Mimi Monster, Zombie Dash :D

Ostatecznie nasze stoisko prezentowało się skromnie, ale do przyjęcia ;) UFFF!







A teraz kilka słów o imprezie :) To mogło być niesamowite wydarzenie. Tyle świetnych projektantów w jednym miejscu, 120 wystawców trzymających wysoki poziom. Pokazy mody co godzinę, setki zaproszonych znakomitości. Niesamowici sponsorzy - BoConcept, LOT, Absolut Polska, Mercedes Benz... Pyszne jedzenie z Instalacje Art Bistro (za bezę - kochamy do śmierci!), świetnie zaaranżowane miejsce, bardzo minimalistycznie, bardzo stylowo.. świetna muzyka (choć w większości jej nie było :P) i naprawdę - potencjał był ogromny. Ruch przed i po pokazie Zienia w piątek wieczorem dobrze wróżył imprezie i naprawdę pękałyśmy z dumy, że tam byłyśmy.

Niestety, już w sobotę rano nasze wyobrażenia na temat tej imprezy powoli zaczynały pękać, jak rozbite lustro. Co chwilę docierały do nas Wasze pytania - jak się dostać na imprezę, skoro wstęp jest płatny? Strasznie nas to dziwiło, bo od początku wiedziałam, że strefa zakupów jest darmowa. Ale faktycznie, na głównej stronie wydarzenia, a także na profilu na Facebooku, widniały informacje o biletach. Wstyd, totalna dezinformacja. Poza tym chyba w ogóle zabrakło marketingu, brandingu, bo generalnie hala świeciła pustkami, a ruch generowali sami wystawcy.. ZAŁAMKA! Do godziny 16-17 można było klientów zliczyć na palcach jednej ręki! I to nie u nas, a w ogóle, bo narzekali dosłownie wszyscy! Odwiedzaliśmy siebie nawzajem, a żartem imprezy stało się hasełko: "Masz cudne rzeczy. Ale piękna sukienka! Kupiłabym, gdybym cokolwiek tu zarobiła" :D
W sobotę wieczorem spora część wystawców się zwinęła już do domu, więc w niedzielę 1/3 hali stała pusta - no żen ;) My jednakowoż wykorzystałyśmy opuszczone stoły (suszarkę w sobotę musiałyśmy już oddać ;) ) i koniec końców miałyśmy piękne stoisko :D Klientów było jednak jeszcze mniej i dosłownie nie wiem, jakim cudem nie dołożyłyśmy do imprezy, koszta nam się jako tako zwróciły, chociaż jakby policzyć to pewnie nie do końca ;) Ale my jak to my, patrzymy przez różowe okulary... Dlatego teraz jakieś plusy:
Fajnie, że poznałyśmy tylu świetnych ludzi, ogarniających biznes podobny do naszego. Pozytywne relacje, zero zazdrości, świetne poczucie humoru - generalnie czas nam się nie dłużył i było bardzo wesoło :D

Po drugie - zawsze chciałam chodzić na pokazy mody, ba, kiedyś marzyłam o modellingu i nawet miałam jakieś mini - doświadczenia.. ale nigdy na wybieg nie trafiłam. Tutaj, ponieważ była tak mała widownia, mogłam obejrzeć wszystkie pokazy, a nawet (też dzięki naszej pomysłowości :D) zrobić świetne foty  :D Na pokazy bowiem szłyśmy z krzesłami, stawałyśmy na nich za fotoreporterami i miałyśmy niesamowity widok :D Widziało się paru celebrytów, ot, tyle ciekawostek :D

No i zyskałyśmy nowe doświadczenia. Na przyszłość musimy lepiej sprawdzać imprezy, na które jedziemy. Nie szaleć, nie stresować, bo nie mamy powodu do wstydu (no może oprócz tej suszarki, czyli braku zorganizowania naszego).. Ale co nas nie zabije, to nas wzmocni, zebrałyśmy sporo kontaktów i teraz liczymy na spore zamieszanie :D

A teraz fotorelacja :)







Pokaz Zienia, kolekcja Zień Office


















A tu Kamila Szczawińska zapowiada pokaz Krystofa, czyli Krzysztofa Strużyny. 
Kolekcja "Usta"












Aby rozkręcić ruch, nosiłyśmy nasze czapki :D


Myślę, że prezentowałyśmy się wyśmienicie :D 


I normalnie nie możemy sobie wybaczyć, że nie zrobiłyśmy sobie fot na ściance :D Mamy chociaż takie :))




A tu już śniadanko w Croque Madame





O i tyle naszego :D dużo pysznych kalorii :D 

Ale muszę powiedzieć jedno - najbardziej się cieszę, że udało nam się przebukować bilet na powrót Polskim Busem.. Pierwotnie miałyśmy jechać do domu dopiero o 23.30 i być na miejscu o 5 rano, ale udało nam się kupić bilet na wcześniejszą godzinę i tak o północy już byłam w domu :D Jakbym zarwała noc, cały poniedziałek miała do kitu, to byłabym bardzo, bardzo zła... a tak - koniec końców.. nigdy niczego nie żałuję i na pewno nie cofnęłabym czasu, jakbym mogła. Może tylko pamiętałabym, by zabrać ten stół ;)

~ PaT

16 komentarzy:

  1. Hehe ale przygody :) Gratuluję pomysłowości... potrzeba Matką wynalazków... a tutaj dwie Boskie Matki i dały radę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Nikt nie jest tak kreatywny jak mama :D Trzeba sobie radzić w każdej sytuacji!

      Usuń
  2. Dziewczyny super. Relacja cudna, aż chciałoby się tam być. gratulacje.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Stres z tym stołem rzeczywiście, ale takie sprzęty sa super ! Sama miałam naszykowaną suszarkę na kiermasz, nawet chciałam ja rozłożyć-na środkowej części stół, na tych zewnętrznych wieszaki:) A jeździłam też z.....deską do prasowania, którą stawiałam za stolikiem i robiłam sobie stoisko schodowe :) Szkoda, ze taka kiepska informacja była, bo jednak na imprezy takie wystawca zawsze się naszyje więcej niż jest potrzeba. Aby stoisko puste nie było. Ale przynajmniej Wasz reklama była jak należy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suszarka w ogóle to było jak olśnienie ;) sama w sobie była brzydka, miała czerwone nogi i nie pasowała absolutnie do naszej wizji stoiska, ale jakby była fajniejsza to też właśnie widziałyśmy ten potencjał - bambamy klamerkami za uszy przyczepione, albo kominy, apaszki... Ale mam nadzieję, że na następne już się lepiej przygotujemy ;))) Dzięki :*

      Usuń
  4. haha, odlotowe jesteście! :) super!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteście NIESAMOWITE :) Suszarka na pranie made my day!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :DDD Ja w piątek, jak już było PO, opowiadałam Dawidowi o tej przygodzie i po prostu chyba cały stres ze mnie wyszedł i nie mogłam mu opowiedzieć - tak się śmiałam histerycznie :D Aż łzy mi ciekły :DDD

      Usuń
  6. Długa ta Wasza relacja;) ale tak mnie wciągnęła, że poczytałam do końca!!! Energii pozytywnej kradnę od Was na cały tydzień;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D Smacznego! Ale co do długości.. to chyba niedługo nas czytasz :DD To chyba jeden z krótszych postów :D

      Usuń
  7. Ale przygoda ! W ogóle nie widzę tej suszarki , więc na pewno było dobrze :)
    Zdziwiło mnie to , że takie przedsięwzięcie nie jest na 100% przemyślane , żeby były jakieś bilety..skoro wstęp bezpłatny.. jakaś paranoja :D
    Pozdrawiam !
    PS. Uszytki wspaniałe !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodzi - wstęp na pokazy = płatny, a na strefę zakupów - bezpłatny. No ale nigdzie na stronach nie pisali, że na zakupy za free, a wcześniejsze edycje miały płatne wstępy. Nic dziwnego, że ludzie się mylili.

      Usuń
  8. Kreatywni ludzie zawsze sobie jakoś poradzą :) Gratuluję takiego przedsięwzięcia i wielkie brawa za pomysłowość! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow, podziwiam za zimną krew i kreatywność! :)

    OdpowiedzUsuń